czwartek, 2 października 2014

(Dzielnica Mroku) Od Aurory

Światła samochodów mijały mnie z zawrotną prędkością, a ludzie którzy mnie mijali szli pośpiesznie; popychali innych, przepychali się, krzyczeli na siebie nawzajem, robili dużo hałasu gdy potykali się o ciemne i niewidoczne kosze na śmieci, a potem robili go jeszcze więcej gdy wstawali i obwiniali wszystkich ludzi za ich mały wypadek, nie zapomniawszy wpierw wyzwać ich od najgorszych. To byli ludzie ubrani w szykowne, firmowe rzeczy, o nieprzyjaznych rysach i gromowładnych oczach, którymi ciskali w każdego przechodnia, który odważył stąpnąć na ich buty. Znaczy się piorunami, nie oczami. Chodź pewnie jakby im zabrakło nieprzyjemnych słów i płyt chodnikowych, którymi to miotali w przypadkowych uczestników ruchu ulicznego, to pewnie i oczy by sobie wydłubali i rzucali dalej. Przypominali dzieci, kłócące się o własne miejsce w publicznej piaskownicy, zdolne powołać się na każdy, nawet zmyślony argument, byleby tylko udowodnić swoją rację. Nagle zwykła droga z pracy zmieniała się w walkę o przetrwanie, gdy z budynków urzędniczych wylewała się horda morderczych mścicieli uzbrojonych w arkusze, długopisy, zszywacze i linijki. Z jednej strony spokojni ludzie, którzy ostatkami sił brnęli do domu, z naprzeciwka wroga armia sił ciemności, chcąca odreagować po stresującym dniu w pracy. Wydawałoby się, że konfrontacja tego dnia byłaby nieunikniona, gdyby autobus nie przyjechał szybciej i nie zamknął w swoim wnętrzu plujących biurokratów. Tak oto miejska ludność została ocalona przez biednego pana Miecia spod 5-tki.
Tak się jednak niemile zdarzyło, że owy pojazd zmierzał akurat w stronę, w którą chciałam się udać, więc zostałam wciśnięta do środka razem z tymi paskudami. Wylądowałam na oknie przygnieciona przez jakiegoś wyjątkowo tłustego biznesmena, który rozprawiał z kolegą na temat zbyt małej ilości tirówek stojących na drogach ze stolicy. Myślałam, że zaraz zarzygam mu ten wyprasowany garnitur, ale dzielnie trzymałam się swojej chłodnej szyby i wmawiałam sobie, że „już niedaleko, Auroś, już niedaleko”. Na szczęście ten szczególny facet wysiadł na następnym przystanku, więc mogłam zająć siedzenie.
Wysiadłam z autobusu i odetchnęłam świeżym, nocnym powietrzem. Budynek przed którym się zatrzymałam pachniał nienawiścią, strachem, bólem i krwią. Może to właśnie dlatego tak bardzo mnie tutaj ciągnęło. Jak zobaczyłam, że jest miejsce na pedagoga szkolnego, to zaraz odezwało się we mnie powołanie. Bo tak, tym miejscem o którym mówię, było liceum do którego wmaszerowałam bardzo pewna siebie tylko po to, aby przewrócić się o postawiony w przejściu mop i wywinąć orła przez próg. Uderzyłam szczęką o marmurową posadzkę i szybko poderwałam się na nogi, by pomacać obolałe części ciała i upewnić, się, że nie mam przez to ubytków w zębach. Na szczęście nic się nie stało, ale i tak z furią odtrąciłam kij. Odwróciłam wzrok i dostrzegłam żującą gumę, młodą sprzątaczkę w kapciach i czepku na głowie.
- No i jak leziesz, że szczoty nie widzisz? - mruknęła i puściła balona - Trza uważać pod nogi, a nie leźć jak święta krowa. - fuknęłam i wstałam - I gdzie idziesz, przecież posadzka umyta! - rzuciła w moją stronę, ale i tak zacisnęłam palce i uparcie szłam dalej - Uszanuj czyjąś pracę! - westchnęłam, odwróciłam się do niej, wzruszyłam ramionami na znak, że jej praca mnie nie obchodzi i ruszyłam ponownie do gabinetu dyrektora. Slalomem. Bardzo gęstym slalomem. Ale i tak usłyszałam za sobą jedynie siarczyste przekleństwa.
Tak jak się spodziewałam gabinet poprzedzał sekretariat, więc zapukałam do drzwi i weszłam. Ku mojemu zdziwieniu zastałam ubraną na różowo blondynkę, której biurko zastawione było szminkami różnych odcieni, a ona sama wpatrzona w lustro nakładała na usta kolejne kreski. Smuga i kolejna szminka, smuga i kolejna szminka, smuga i kolejn..
- Czegoś chcesz? - mruknęła nadal wpatrzona w swoje odbicie - Bo nie wiem czy mogę kontynuować moje wielkie dzieło, czy nie..
- W sumie to przyszłam na spotkanie z dyrektorem odnośnie pracy. - rzekłam, a wtedy odwróciłam się i zobaczyłam, nad czym tak ciężko pracowała. Jej górną wargę zdobiła kreska, która jakby przechodziła z czerni przez różne odcienie czerwieni aż do jasnego różu. Teraz robiła to samo z dolną wargą. Nie wiem czy to ładnie wyglądało, ale na pewno było efektowne - Jest może..?
- A umówiona? - kiwnęłam głową - No to niech pani idzie. - machnęła na drzwi z widocznym napisem "DYREKTOR" - Tylko uprzedzam, że jest w podłym nastroju.
- A coś się stało? - spytałam zdziwiona, a ta kiwnęła głową i westchnęła.
- Mamy tutaj takiego ananaska, że tak się wyrażę.. jak on tam ma..? - wróciła do malowania - Akatsuki chyba. Taki dziwny dzieciak, posłał naszego nauczyciela matematyki na zwolnienie lekarskie, po tym jak pinezki wbiły mu się w tyłek. - parsknęłam - I nasza czcigodna pani dyrektor musi go zastępować, dlatego mentalnie cierpi. Ale jak jesteś odważna to wchodź. - odetchnęłam i ignorując dziwne wrażenie, że skądś znam imię tego chłopca podążyłam do gabinetu. 
 Zapukałam i wsunęłam się do środka. Przede mną znajdowało się ogromne biurko zasłane stosem papierów, a za nim siedziała mentalnie cierpiąca, długowłosa pani dyrektor. Pachniało tu ogólną męką psychiczną, niezdecydowaniem i zmęczeniem, wyraźnie czuć było tu też troskę o kogoś. Ciekawe o co dokładnie chodzi. 
- Dzień dobry. - skłoniłam się lekko i uśmiechnęłam - Nie przeszkadzam?
- Ależ nie.. - machnęła ręką na puste krzesło naprzeciw niej i westchnęła masując skroń - ..o co chodzi?
- Ja w sprawie podania o pracę. - usiadłam na obrotowym krześle - Przysłałam wam papiery. 
- A tak, tak.. - wstała i jej obfity biust wyglądał, jakby miał zaraz odfrunąć. Jeszcze nabawię się przez ich rozmiar jakiś kompleksów. - ..gdzieś tutaj są.. - zaczęła szukać w jakieś niebieskiej teczce - ..Aurora, tak? - kiwnęłam głową - Dziwne imię.. - mruknęła, potrząsnęła lekko głową i zamrugała oczami, ale usiadła i nie wypytywała się o jego pochodzenie - A więc tak: skończyłaś liceum ogólnokształcące a następnie studia, obroniłaś magisterkę.. - mruczała przeglądając nadruki na papierach, a ja tylko się uśmiechałam. 
Aby zdobyć pracę w świecie do którego nie miało się wcześniej dostępu trzeba było być cwanym. Poprzedni tydzień wykorzystywałam na zmienianie wspomnień odpowiednim ludziom, tak abym dostała te papiery. Będą cały czas żyli w przekonaniu, jakbym naprawdę uczestniczyła do liceum i na studia, a ja pozyskałam doświadczenie przeszukując umysły innym psychologom. To było tak śmieszne i banalne, że aż nie miałam żadnej satysfakcji gdy przeglądała te papierzyska. Ale dostać na stanowisko się chciałam. 
- Hmm, no nie wiem. - mruknęła - Mam jeszcze kilku ludzi umówionych na to stanowisko.. - zmarszczyłam brwi - ..więc może.. - spojrzała na mnie i to był jej błąd. - Oh.. - po chwili bezruchu padła na swój fotel - Oj..
- Źle się pani czuje? - spytałam uśmiechnięta - Poprosić o wodę?
- Nie, nie.. - machnęła ręką - To z przejęcia. Tak się cieszę, że właśnie pani będzie u nas pracować! - rzekła z entuzjazmem i uścisnęła mi rękę - Już biegnę po papiery! Gościć takiego specjalistę to zaszczyt, oczywiście! - podobała mi się ta właściwa zmiana nastroju. Właśnie tak reaguje się na moje przybycie, a nie zanudza się pierdołami o innych ludziach na to stanowisko - Już, już! - zaczęła popierdzielać w szpilkach przez pokój, aż się wystraszyłam, że wywinie orła i zginie - Proszę tu tylko podpisać. Jutro zaczyna pani pracę. - uśmiechnęła się - Tylko ostrzegę panią: mamy tu takiego jednego wyjątkowo.. hm. - zamyśliła się - Opornego kulturalnie ucznia. - uniosłam brew -  Akatsuki - znowu to imię, znowu brzmi znajomo - Tak, uważaj na niego moja droga. Może przysporzyć małych kłopotów.. 
- A o co konkretnie chodzi? - spytałam nadal przeczesując jej umysł, ale chyba nie miała bezpośredniego kontaktu z tym uczniem, nie znalazłam żadnych obrazów - Jest chuliganem? 
- No coś w tym rodzaju.. - zaśmiała się zakłopotana - ..myślę, że wkrótce się przekonasz o jego.. wartości. Jutro zaczynasz pracę. Twoje biuro jest na piętrze. - kiwnęłam głową. Aż nie mogłam się doczekać, aż spotkam tego całego Akatsukiego. Będzie ciekawie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz