wtorek, 20 maja 2014

(Wataha Wody) Od Hinomoto

Widziałam niepewność Rin co do zdradzenia informacji…
- Misao, wróć proszę do motelu. Miałaś ciężki czas ostatnio. Idź spać. – Powiedziałam.
- Wrócę z Tobą. – Uśmiechnęła się.
- Nie dasz rady tyle czekać. – Odparłam.
Jej stan był jednak niepewny, nie wiem skąd ludzie biorą takie pokłady energii. Jej przygnębienie jeszcze parę godzin temu sięgało zenitu, a teraz po prostu się uśmiecha.
- Dobrze… - Wstała i się otrzepała.
- Niedługo do Ciebie dołączę. – Dodałam na pożegnanie.
Gdy wyszła skierowałam wzrok na waderę w ludzkim ciele.
- Wybacz, za moja towarzyszkę. Nie wie o nas. – Powiedziałam.
- Tak myślałam. – Odparla.
- Wiec co to za tajemnicza misja? – Zapytałam.
- Nie za bardzo mogę o niej mówić. – Odrzekła.
- Rozumiem. Należałaś do jakiejś Watahy z naszego okręgu, zgadza się? – Przypatrzyłam się jej.
- Tak. Pochodzę z Watahy Mroku, jak już wcześniej mówiłam. Chyba nie miałyśmy zaszczytu się spotkać. – Odparła.
- Co racja to racja. Jestem Hinomoto z Watahy Wody. W świecie ludzi różnie. Zmieniam to w zależności od osób, w pracy jestem Hinata, jak już słyszałaś od Misao. – Wytłumaczyłam.
- Co tu robiłyście? Wiem, ze może głupio to brzmi… - Zmieszała się z lekka.
- Jestem tu służbowo. Prowadzę artykuł dotyczący tego miejsca, jednakże postanowiłam także pomóc mieszkańcom. – Wyjaśniłam.
- Ciekawie. W czym się specjalizujesz? – Zapytała.
- Jak każdy wilk… W magii, no i mam własne zajęcia, które lubię. – Mruknęłam.
- Lubisz może zagadki? – Zapytała ciekawsko.
- Nienawidzę ich. Głupie łamigłówki z pstrymi odpowiedziami. Ciekawią przeważnie wszystkich, mnie irytują. Stwarzają niepotrzebne emocje.
- Nie zgodzę się. Ćwiczą nam mózg i pozwalają odkryć ciekawe rzeczy.
- Zabrzmiało chęcią obalenia mojej tezy. – Poczułam zniesmaczenie.
- Nie miało to tak zabrzmieć, po prostu ja tak uważam. – Odrzekła.
- Właśnie… Wiesz może jak wrócić do naszych czasów? – Zapytałam.
- Niestety nie… Każdy wilk przykłada się do znalezienia odpowiedzi. Jednak to nie ma sensu.
- Uważam, że powrót jest możliwy z połączeniem naszych żywiołów… Jeszcze nie wiem co dokładnie można zrobić… Znasz może jakieś wyrocznie w tym świecie? – Wysiliłam się trochę.
- Ciekawa perspektywa… Może masz rację. Co do wyroczni to niestety żadnej nie znam. – Odparła.
- Jeśli jakąś znajdziesz poinformujesz mnie? – Zapytałam.
- Oczywiście. Daj mi twój nr.
Podałam, po czym podałyśmy sobie ręce i skierowałyśmy się w dwie różne strony. „Ciekawa osoba.” – Pomyślałam. Po powrocie do motelu, nie dało się nie zirytować. Kobieta siedziała przy słabym świetle nad papierami, widać było, że jest zmęczona.
- Chyba kazałam Ci odpoczać? – Zapytałam.
- Emmm. Myślałam, ze im szybciej wypełnię papiery tym lepiej. – Odparła.
- Ehhh. Uparta jak osioł. Migiem zjedz coś, bo pewnie nie jadłaś za dużo. Następnie kładź się. Ja zrobię resztę. – Powiedziałam.
- Czemu jesteś taka? – Zapytała w dziwny sposób.
- Jaka taka? – Zdziwiłam się.
- Opiekuńcza. Przecież w pracy… Nakrzyczałaś na mnie. – Powiedziała niepewnie.
- Pierwsze wrażenie jest ważne tylko przy osobach wyżej postawionych. Nie muszę odnosić się do Ciebie w sposób oficjalny. – Odparłam.
- Jednak tutaj…
- Jesteś wykończona. Przejmujesz się czymś nadmiernie, chyba nie masz tu zbyt wielu przyjaciół. Oczywiście chodzi mi, że w naszym mieście. – Wytłumaczyłam.
- Masz rację… Zostałabyś moja przyjaciółką? – Zapytała.
- To tak nie działa. – Zaśmiałam się.
- To… - Do oczu napłynęły jej łzy.
- Nie ważne. Powiedz co się stało. – Powiedziałam.
- Chodzi o to, że dopiero co znalazłam pracę. Mój mąż mnie dołuje zamiast wspierać. Pokłóciliśmy się, bo nie było mowy, że będę miała wyjazdy. Oskarżył mnie  o zdradę. Zawsze byłam jego pomiotem. Opiekował się mną od małego. Nie znam życia… Nikogo poza nim nie mam. Zabraniał mi się spotykać z kimś innym. Przestałam mu mówić już o tym co czuję, bo dla niego to nic nie znaczy. – Rozpłakała się.
- Co za kretyn. Wiesz co? Usamodzielnij się, pomogę Ci znaleźć przyjaciół. Dużą paczkę, która będzie się Tobą interesować naprawdę. Musisz zapomnieć o nim. – Powiedziałam.
- Ja go naprawdę kocham. – Wykrztusiła.
Przytuliłam ja do siebie.
- Będzie dobrze. On po prostu nie jest dla Ciebie. – Pogłaskałam ja po głowie.
Potem zamilkłyśmy, a kobieta zasnęła w moich ramionach. Zrozumiałam czemu jest taka wrażliwa, jednak nie rozumiem tego mężczyzny. Pomogę jej jak tylko będę umiała, choć to będzie naprawdę trudne. Zasiadłam do pracy, skończyłam nad ranem. Wszystko było zrobione bez błędów, ciekawie skonstruowane zdania, również polepszą grono czytelników. Położyłam się spać, ale długo nie pospałam. Wstałam około 8.30, tak samo Misao. Poszłyśmy do jakiejś kawiarenki na wspólne śniadanie po przygotowaniu się. Jutro mamy wrócić do domu, tak więc postanowiłam się z nią przejść i pokazać jej cuda natury. Zwłaszcza przez wzgląd na to, że żyłam kiedyś w lesie. Na spacer poszłyśmy przez las, aż doszłyśmy na jakieś wzgórze gdzie rozchodził się cudowny widok na miasto i okolice.
- Pięknie. – Wykrztusiła z siebie z ledwością.
- To jeszcze nic. Umiesz włazić na drzewa? – Zapytałam.
- Tak.
Wdrapałyśmy się an drzewo i tam chwilę w ciszy obserwowałyśmy cuda natury.
- Tu jest tak cicho i przyjemnie… - Oparła głowę o pień.
- Nie. Wsłuchaj się. – Powiedziałam.
- Ptaki? Tak pięknie ćwierkają, do tego ten szum. – Na jej twarzy ukazało się poczucie bezpieczeństwa i radość.
- Dokładnie. Lubisz takie odgłosy? – Popatrzyła na nią zaciekawiona.

- Teraz będą moimi ulubionymi. – Uśmiechnęła się radośnie.

poniedziałek, 19 maja 2014

(Wataha Mroku) od Rin

Spojrzałam niechętnie na ulicę za oknami. Z jednej strony to miasto mogło wprowadzić w depresje... Szare ulice, trupie światła latarni i monotonne sylwetki zwykłych ludzi, którzy odwiecznie gdzieś się spieszyli. Jedyne ładniejsze miejsca to oryginalne budowle, bądź zakątki z zielenią. Temu miejscu bez dwóch zdań było daleko pod każdym względem do magicznych terenów Forever Young.
Z drugiej strony... Niektóre z tych uliczek i okolic również skrywały swoje tajemnice, a podziemia pod tym miastem zapewne były niezbadane podobnie jak ruiny. Można byłoby spędzić całe lata odkrywając tutejsze sekrety, a i tak zawsze byłoby coś czego się nie wie.
Jedno wiem, jednak z góry. Na pewno się tutaj tak łatwo nie dopasuje do tego pośpiechu i nie zależy mi zbytnio na znalezieniu stałej pracy... Praca w określonych godzinach do której muszę się dopasować nie jest dla mnie, gdyż wolę raczej by inni dostosowywali się do mnie. Chyba poszukam lepszej oferty.
Uśmiechnęłam się pod nosem, gdyż wpadłam na całkiem ciekawy pomysł, ale...
Ostatnio mam inne zajęcia...
Skrzywiłam się wspominając ostatnią morderczą wycieczkę. Nie przypadła mi zbytnio do gustu, ponieważ moje moce i Aoime nie pomogły nam jakoś szczególnie i polegając tylko na nich nie zostałyby nawet po nas kości.
Hmmm.... Nagle poczułam silną potrzebę otworzenia skrzynki pocztowej konta na którym dostałam zaproszenie do tej morderczej łamigłówki... Ciekawe, czy się pojawiło coś nowego.
Szybko wklepałam login i hasło, a po chwili wyskoczyła mi informacja o nowej wiadomości.

"Ostatnio poszło wam całkiem nieźle, co nie? Może spróbujesz sił w następnym wyzwaniu?

[**Wybaczcie, ale nie będzie dzisiaj kolejnej łamigłówki zamiast tekstu, ponieważ jestem zbyt nieprzytomna i nie mam jakiegoś fajnego pomysłu xD**]

Z łatwością rozszyfrowałam resztę wiadomości.
Miałam mu szczerą ochotę napisać, żeby się odpierdolił, ale miałam przeczucie, że to nie zadziała, a Aoime nie zamierzałam w to ponownie wplątywać. Nie kiedy wiem, że przez coś takiego można stracić życie, a raczej potrzebujemy tutaj Alfy. Chyba nie mam wyboru i będę musiała zająć się tym sama.
Westchnęłam. Ostatnio było ciężko we dwójkę, ale sobie powinnam jakoś poradzić.
Do wyznaczonego terminu zostało jeszcze kilka dni, ale za to tym razem kolejna atrakcja nie była przygotowana w Mora Soul tylko w jakimś innym mieście. W dodatku amerykańskim o ile pamiętam... Amityville.
Wzięłam plecak z łóżka i wrzuciłam w niego tylko najniezbędniejsze rzeczy i kilka zestawów ubrań, ponieważ uznałam, że resztę kupię już na miejscu i wyszłam z wilii do garażu, by wziąć dwa podręczne pistolety oraz jeden większego kalibru, a wszystko umieściłam w innym wymiarze, a następnie wybiegłam na lotnisko.
...
Załapałam się akurat chwilę przed odlotem dla klasy VIP, gdyż zwolniło się miejsce i dostałam z promocją. Lot minął mi dosyć szybko i wkrótce wylądowałam w Amityville.
Co prawda miałam jeszcze około trzech dni przed spotkaniem, ale zaciekawiło mnie ustalone miejsce spotkania, ponieważ jeśli wybiorę się wcześniej może znajdę jakieś wskazówki co do następnego wyzwania - łamigłówki.
Hmmm... Wszędzie były tłumy, tylko wokół jednego domu było dziwnie pusto, a mi się nie chciało przepychać, więc postanowiłam sobie pójść na skróty przez ten dom, który był stylizowany na nawiedzony - ludzie serio nie mają co robić?
Dosyć szybko przeprawiłam się przez pierwszą część domu, aż nagle zatrzasnęły się za mną drzwi, mimo że je ciągnęłam z całej siły nie chciały się otworzyć. Jako ciekawostkę zauważyłam, że była na nich wypisany napis krwią "Wynosić się stąd!"
Zaklęłam pod nosem, a potem ruszyłam - to czy się otworzą czy nie tamte drzwi nie miało dla mnie najmniejszego znaczenia, ponieważ mój cel był po przeciwnej stronie.
Nagle usłyszałam niewyraźne głosy zza drzwi. Wpakowałam się chyba w jakiś środek serii buddy-stycznej. Oczywiście istniało jeszcze jakieś 50% że trafię na prawdziwego ducha, więc dla pewności wykorzystałam otaczającą mnie energię do stworzenia osłony z ektoplazmy.
Otworzyłam drzwi i byłam zaskoczona.
Nie spodziewałam się takiego składu.
Duch i dwie dziewczyny przy czym jedną kojarzyłam z widzenia z watahy wody.
 - Co do…  - Zaczęłam zdziwiona.
 - Ty, siadaj tu z nami, Misao cicho - rozkazała.
 - Kim ty… - Spróbowałam zwrócić się do tej z wody, ponieważ w sumie to nigdy nie poznałam jej imienia.
 - SIADAJ. – Warknęła tylko wściekle.
Miałam ochotę odpowiedzieć jej jakąś kąśliwą uwagą, ale sobie to darowałam, ponieważ nie miałam tyle czasu, żeby tracić go na kłótnie z których nic nie wyniknie. Druga wilczyca z wody w skrócie streściła mi sytuację, a ja zdecydowałam się jej pomóc ze zrozumieniem zagadki ducha.
Nie trwało to zbyt długo nim domyśliłyśmy się odpowiedzi.
 - Masz an imię Dark, ciemność. – Powiedziała.
 - Matka Cię katowała kiedy żyłeś. – Dodałam.
 - Ojciec pił. – Kontynuowała.
 -  Nienawidzisz ludzi, bo im się układa. Teraz prosimy Cie byś odszedł..
No i po wszystkim.
 - Tak w ogóle to kojarzę ciebie z watahy wody - zauważyłam. - A nazywasz się...
 - Mów mi Hinata - odparła. - A ty?
 - Rin - powiedziałam. - Mrok.
 - A tak w ogóle co tutaj robisz? - Zapytała.
 - Mam pewne... Interesy - spojrzałam na nią nie będąc pewna, czy powinnam mówić o tym przy tej Misao. - I myślałam, że sprawdzę teren przed wypadem. Postanowiłam sobie zrobić tutaj skrót, ponieważ wszędzie były tłumy, podczas, gdy tutaj nikogo nie było.

(Wataha Wody) od Hinomoto

Następna klientka była drobna, miała delikatne rysy twarzy, blondynka, do tego młoda. Widać było jak się stresuje, więc postanowiłam uspokoić złość wewnątrz mnie.
- Witam. – Podałam jej rękę, gdy podeszłam.
- Dzień dobry. – Wstała nerwowo podając rękę.
- Co mam zrobić? – Zapytałam.
- Ostatnio pewna dziewczyna uwzięła się na mnie… Chodzę na studia, a  dziewczyny tam nie są miłe. Za parę minut mam lekcję i naprawdę się boję. – Rozkleiła się.
- Rozumiem. Jaki strój jest tam dozwolony? – Zapytałam bez przeszkód.
- Taki jak ja mam na sobie. – Przyjrzałam się jej szybko.
- Poczekaj. – Wstałam i poszłam obok do sklepu.
Gdy podeszłam miałam na sobie jeansy, pudełkową bluzkę i blado różowe balerinki.
- Jak wyglądam? – Zapytałam.
- Idealnie. – Ucieszyła się.
Poszłyśmy razem, wpuścili mnie bez problemu, kretyni. Po chwili podeszły do nas dwie maniaczki solarium.
- Kolejna? – Zapytała z wrednym uśmieszkiem.
- Hmmm, ładna buzia. – Zaczęła zbliżając do mnie swoje łapska.
- Nie radzę. – Powiedziałam.
Druga w tym czasie złapała za włosy moją klientkę. Postanowiłam się zemścić w innym miejscu. Szarpiąc nas doprowadziły nas na tyły, gdzie nikt nie chodził.
- Chyba w końcu trzeba wam pokazać kto tu rządzi. – Powiedziała jedna.
- Dwie dzi*ki chodzące na solarium? – Zapytałam.
- Coś ty powiedziała? – Zbliżyła do mnie swój plastikowy ryj.
Koniec z babraniem się, dostała od razu w twarz, przy czym prawdopodobnie złamałam jej nos. Druga w odwecie chciała mnie kopnąć w krocze. Szybko ją podcięłam i przyłożyłam głowę do ziemi, trzymając za włosy.
- Jesteście wyszczekane, ale zbliżycie się do niej jeszcze raz, a  wasze białe zęby poczują wiatr. – Powiedziałam oschle po czym zostawiłam je w takim stanie.
Moja klientkę odprowadziłam do klasy, po czym poszłam do pracy. Szkoda, że pracowałam dziś do późna. Około 2.00 wróciłam do domu i się spakowałam, po czym poszłam spać. Wyjazd był o 8.00 tak więc miałam jeszcze dużo czasu na sen. Wstałam o 6.00, ogarnęłam się i przyszykowałam, następnie o godzinie 7.30 byłam na lotnisku, zostało mi tylko przejście wszystkich pierdołów na lotnisku. Bez problemu dotarłam z biletem do wpuszczającego już do samolotu mężczyzny. Weszłam i tam już czekała moja współpracownica. Wglądała na smutna i zmęczoną.
- Witam. – Usiadłam obok.
- Dzień dobry. – Wymusiła uśmiech.
Dostała pstryczka w czoło i zrobiła wielkie oczy.
- Nie musisz udawać. – Odparłam.
- Przepraszam. – Schyliła głowę.
- Nie przepraszaj, działaj. – Uśmiechnęłam się.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Droga była długa i wyczerpująca, tyle energetyków na raz nie było za dobrym pomysłem. Po dotarciu na miejsce, w miasteczku  Amityville rozgościłyśmy się w jakimś moteliku. Moja współlokatorka wyglądała naprawdę źle. Usiadłam na moim łóżku, a ona na swoim.
- Masz jakieś informacje? – Zapytałam.
- Tak… - Odparła.
- Daj. – Wyciągnęłam ręce.
Podała mi papiery. Kiedyś w pewnym domu dzieciak zamordowało swoją rodzinę, potem zaczęło tam straszyć. Jacyś ludzie się tam wprowadzili i zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Najprostsza odpowiedź jaka może być, bawili się tam tabliczką Ouiji… Pewnie źle to rozegrali, dzieciak opętany, rodzice nic nie wiedzieli itp. Standardowo jeśli chodzi o tę sprawę. Jutro trzeba poszukać tabliczki i uzdrowić to miejsce.
- Ej… - Przerwano mi moje myślenie.
- Ta? – Spojrzałam na kobietę obok mnie.
- Wyglądasz jakbyś wiedziała o co chodzi w tej historii… - Powiedziała.
- Pewnie. Prostszej zagadki nie było? – Zapytałam.
- Chyba nie rozumiem.
- Wieczorem idziesz ze mną popytać ludzi, następnie pobawimy się w seans spirytystyczny. – Odparłam.
- Co? – zdziwiła się.
- Nie ważne, idę popytać. Ty zostań i odpocznij. – Wstałam.
- Pójdę z Tobą. – Wstała natychmiast.
- Wyglądasz strasznie, ogarnij się przez ten czas jak mnie nie będzie. – Powiedziałam i wyszłam.
Obeszłam większość domów, ludzie zawsze mówili podobna historyjkę. Oczywiste jest, że straszy i ktoś tam zginą. Znudzona wróciłam do pokoju. Moja pracownica leżała na łóżku i oglądała telewizje. Wyglądała znacznie lepiej. Ruszyłyśmy jeszcze popytać nocnych marków. Jednak oni także nic nowego nie powiedzieli. Może tylko powieść z przed lat… Mianowicie: Wszystko zaczęło się 14 listopada 1974 roku, kiedy policja odebrała zgłoszenie, że w domu przy Ocean Avenue 112 najprawdopodobniej wszyscy nie żyją. Zginęło sześcioro z siedmiorga mieszkańców, a mordercą okazał się młody Butch DeFeo.
Po powrocie ze szkoły pierwsze strzały skierował w stronę śpiącego ojca. Chwilę później zginęła matka i czworo rodzeństwa. Okrzyknięty psychopatą, wylądował w więzieniu stanowym, skazany na dożywocie. To jednak nie dzięki DeFeo dom stał się sławny na cały świat.
Ponad rok po tragedii kupiło go młode małżeństwo - George i Kathy Lutz, którzy wprowadzili się do niego wraz z trójką dzieci. Od początku działy się tam przedziwne rzeczy: drzwi i okna otwierały się same, a zewsząd dobiegały tajemnicze hałasy. Podobno, kiedy do domu przyszedł kapłan odprawić egzorcyzmy, został przepędzony przez "diabelski" głos.
Kolejne dni przynosiły nowe koszmary - ze ścian zaczęła spływać krew i sączyć się kleista, śmierdząca maź, na oknach stale przesiadywały roje much, wabione przykrym zapachem. Podobno domownikom zaczęły ukazywać się zakapturzone tajemnicze postaci, a najmłodsze dziecko, odgrywające w tej historii rolę medium, komunikowało się z demonami. Najstraszniejsze było spotkanie z samym szatanem. Tajemnicza siła rzuciła Kathy Lutz o podłogę, a na cegłach kominka pojawiła się szyderczo uśmiechnięta twarz Pana Ciemności.
Po czterech tygodniach rodzina uciekła z domu, powiadamiając media o swoim dramacie. Na miejsce błyskawicznie przybyła telewizja i naukowcy.
Legenda nie była nawet trochę intrygująca, za to dama która siedziała obok mnie zagryzała wargi ze strachu.  Po tych historiach wróciłyśmy się przebrać i poszłyśmy na ulicę Ocean Avenue 112. Ja od razu zaczęłam szukać tablicy. Dziewczyna jednak patrzyła wokół siebie ze strachem.
- Emmm. Mam pytanie. – Powiedziała, by rozładować napięcie.
- Taa? – Zapytałam patrząc uważnie na deski.
- Masz na imię Hinata Toshi… Nie chcesz znać mojego imienia i nazwiska? – Zapytała.
- Nie zależy mi na tym. – Odparłam.
- Misao Kiru! – Powiedziała głośniej.
- Ładnie. – Powiedziałam.
- E? Dziękuję. – Zdziwiła się.
- Mam. – Powiedziałam z zadowoleniem.
- Co? – Zapytała podchodząc.
- To. – Pokazałam jej tablicę.
- He? – Popatrzyła na tabliczkę jakby nie rozumiała co to ma być.
Wytłumaczyłam jej co ma robić i na czym polega taki seans. Po przygotowaniu się zaczęłyśmy. Po przywołaniu ducha natychmiast wyczułam, że ktoś… Nie… WILK, jest tutaj. Po prostu świetnie.
-Jesteś zły? – Zapytałam ducha.
- Yes. – Odparł.
- Zginąłeś tutaj? – Znowu zapytałam.
- No.
- Jesteś demonem?
- Yes.
- Masz słaby punkt?
- No.
- Masz słaby punkt?
- No.
- Masz słaby punkt?
- Yes.
- Jest to twoja przeszłość?
- Yes.
Nagle ktoś w jakiejś ektoplazmie wszedł do pokoju.
- Co do…
- Ty, siadaj tu z nami, Misao cicho.
- Kim ty…
- SIADAJ. – Warknęłam wściekle.
Gdy siedziałyśmy już i dalej pytałam ducha po chwili odgadłam z pomocą wilczycy zagadkę.
- Masz an imię Dark, ciemność. – Powiedziałam.
- Matka Cię katowała kiedy żyłeś. – Powiedziała wilczyca.
- Ojciec pił. – Dodałam.
-  Nienawidzisz ludzi, bo im się układa. Teraz prosimy Cie byś odszedł..

sobota, 17 maja 2014

Lucy - Wataha Ognia

Zdjęcie w ludzkiej postaci
 HTTP://zalacznik.wp.pl/d692/okjk.jpg?p=2&t=IMAGE&st=JPEG&ct=QkFTRTY0&wid=7052&POD=1&type=&zalf=Nowe&tsn=140035305166370629&sid=2f564462dbeb5c1a2b89ae62cd5a170e

Zdjęcie w wilczej postaci :
HTTP://zalacznik.wp.pl/d692/wilkogie.jpg?p=3&t=IMAGE&st=JPEG&ct=QkFTRTY0&wid=7052&POD=1&type=&zalf=Nowe&tsn=140035305166370629&sid=9b205313263b6009dcedee71ea37e1d2
Imię : Lucy
Wiek : 16 lat 
Płeć : Samica 
Stanowisko : Wyrocznia 
Żywioł : Ogień 
Umiejętność Specjalne : jest niepodatna na moce innych wilków , telepatia , jest wróżbitką oraz medium , kiedy jest wściekła   jej włosy ( bądź sierść w zależność od postaci którą przybrała ) płoną 
Charakter : zawzięta , uparta , lojalna , zabawna , potrafi być wredna , czasem manipulantka , miła , lekko nieśmiała , za wszelką cenę chce postawić na swoim,
odważna , inteligentna , posłuszna Alfie , mająca swoje zdanie 
Rodzina : uciekła z domu 
Partner /Partnerka  : na razie brak 

(Wataha Mroku) Od Minsa

Wróciłem do swojego mieszkania. Gdy tylko zbliżyłem się do łóżka rozbolała mnie głowa i zacząłem słyszeć...głosy. Było to dziwne, bo słyszałem głos ojca i Emily. Po krótkiej chwili wszystko ustało. Byłem strasznie ciekawy, co było tego powodem. Chyba czas, żebym sobie wszystko poukładał. Wstałem i udałem się do domu Aoime. Gdy wszedłem do salonu zobaczyłem ją czytającą jakąś książkę.
- Aoime..
- O, Mins. Co cie do mnie sprowadza?
- Ehh. Chciałem cie zawiadomić, że zniknę na kilka dni. Muszę sobie wszystko poukładać.
- Ooo a co to? Czyżby nasz Mins nie umiał zapanować nad własną psychiką? -zażartowała.
- Odpuść.
- Dobrze.
- Wrócę za jakieś trzy, cztery dni.
- Niechętnie, ale się zgadzam.
- Czemu niechętnie?
- Należysz do watahy od początku i lubię cie mięć pod ręką, bo jeszcze mnie nie zawiodłeś
- Aha.
- Aaa i mam dla ciebie dość smutną wiadomość.
- Jaką?
- Emily odeszła.
- Co?!
- Nie krzycz na mnie. Dzień po przybyciu do tej krainy przyszła do mnie i oznajmiła, że odchodzi.
- Dobrze, przepraszam.
- I zanim odejdziesz, chciałabym wiedzieć w co ty się wplątałeś?
- W nic.
- Jesteś pewny?
- Tak.
- Skoro tak uważasz. No dobrze, nie będę cię dłużej trzymać.
- Dzięki.
Wyszedłem z jej domu. I ruszyłem w stronę lasu, który rósł za miastem. Gdy mury miasta znikły mi z oczu znowu słyszałem te głosy. Tylko tym razem krzyczały. Zauważyłem, że wokół mnie roztacza się czarny dym. Zacząłem się dusić. Upadłem na ziemię. Głowa mi dosłownie pękała. Nagle zauważyłem,że moje ubranie się zmienia. Podbiegłem do rzeki i zobaczyłem, że mój wygląd się zmienia. Po około 5 minutach byłem zupełnie innym człowiekiem. Głosy ustały. Usiadłem na najbliższym kamieniu.


niedziela, 11 maja 2014

(Wataha Wody) od Hinomoto

Po skończonej pracy wróciłam do domu, po szybkim ogarnięciu się ruszyłam na spotkania.
-Witam. – Powitałam moja klientkę.
- Spraw jest. – Usiadła bezczelnie mnie ignorując.
Nachyliłam się lekko i szybko powiedziałam- To oczywiste, wygląda Pani an zestresowaną, a mężczyzna w samochodzie na zrelaksowanego i myślącego, zę wszystko pod kontrolom, do tego Pani mąż ma kochankę.
- Tak, szmato. – Warknęła.
- Z całym szacunkiem, ale nie pracuję wieczorami jako dziwka. – Uśmiechnęłam się szyderczo.
- Załatw to co masz i znikaj. – Warknęła.
- Najpierw pieniądze. – Oparłam się o krzesło.
- Sugeru…
- Nie, ja informuję, że masz mi zapłacić teraz. – Przerwałam.
- Nie ma opcji. – Wstała.
- Tak wiec moja pomoc Pani nie interesuję. Żegnam. – Wstałam.
- Stój! – Warknęła.
- Nie jestem psem. – Stanęłam.
- Masz. – Rzuciła mi pieniędzmi na podłogę.
Uśmiechnęłam się bezczelnie, po czym podeszłam do niej i powaliłam na ziemię uderzeniem w brzuch. Kobieta upadła zaczynając kaszleć i ciężko oddychając.
- Nie jestem pomiotem, ani nikim kogo masz prawo obrażać, radzę Ci się uspokoić. – Powiedziałam twardo.
Klientów i obsługę szybko uspokoiłam magią.
- Ty… Kim ty do cholery jesteś? – Wykrztusiła.
- Kimś kto może zamienić twoje życie w piekło. – Spoważniałam.
Wstała ledwo co i podała mi pieniądze.
- Zdobyłaś mój szacunek. – Wydusiła z siebie.
- Nic to dla mnie nie znaczy. – Powiedziałam i odeszłam.
Po wejściu do łazienki zamieniłam się w wodę i ruszyłam do obserwatora klientki. Usidłam z tyłu i gdy jechał przystawiłam mu do głowy pistolet.
- Zostaw to zadanie i nigdy nie zbliżaj się do tej kobiety. – Szepnęłam mu do ucha, po czym obciążyłam go klątwą.
Następnie znalazłam jego męża.  Zapukałam do drzwi, które oczywiście otworzył.
-Słucham? – Zapytał lekko zirytowany.
- Śledzić żonę, podczas kiedy pieprzysz się z  jakąś kobietą? – Spojrzałam na niego z pogardą.
- Kim ty..
Zaczęłam go namiętnie całować, dalej weszliśmy do mieszkania. Namiętnie całując, napalonego mężczyznę poczułam jego dłonie na moich plecach, za to naga kobieta leżąca na łóżku, przyglądała się tylko, gdy złość narastała. Nagle wstała i szarpnęła mnie za rękę. Niestety w odpowiedzi dostała mocno w brzuch. Mężczyzna tylko patrzył maślanym wzrokiem.
- Twój kochanek ma żonę, chętnie by mnie zerżnął na twoich oczach, nadal szukasz powodów do rezygnacji z niego? – Mówiłam nie czując ani cienia skruchy.
- Ty kłamco! – Wrzasneła startując do mnie z łapami.
Złapałam ją za dłoń po czym oparłam o ścianę.
-Brak Ci wrazeń? – Zaśmialam się jej do ucha.
- Żebyś wiedziała. – Warknęła.
- Zapewnie Ci je. – Położyłam moja dłoń na jej biodrze i wytworzyłam wodę, która pędząc przez jej nagie ciało dotarła do pochwy. Kobieta zaczęła płakać i kwiczeć z bólu.
- Obiecaj, że go zostawisz. – Szepnęłam.
- Wszystko tylko mnie puść. – Płakała.
Puściłam ją, ta natychmiast się ubrała i wybiegła z pomieszczenia. Podeszłam do faceta i spojrzałam mu głęboko w oczy, zastosowałam zaklęcie by był wierny żonie. To wystarczyło. Akurat za 15 minut miałam mieć kolejne spotkanie.

(Wataha Wody) od Hinomoto

-Psia mać...Przepraszam...-powiedział cicho, unosząc wzrok na mnie.-Wszystko w porządku?- spytał.
- Tak, wszystko ok. Jednak z Tobą nie zbyt. – Zauważyłam.
- Do jakiej watahy należysz? Nie kojarzę Cię. – Szybko spostrzegł.
- Wataha Wody. – Odpowiedziałam.
- Ja jestem z Watahy Ziemi. Phantom. – Odparł.
- Hinomoto, miło poznać. – Przedstawiłam się.
- Ciekawi mnie, od kiedy ty jesteś w Watasze? – Zapytał.
- Od dawna, tylko jestem raczej skryta. – Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Pracujesz? – Zapytał znowu.
- Tak. Jednak nie chciałabym o tym rozmawiać. Wyglądasz na zmęczonego. Czyżbyś chciał wrócić do domu? – Zapytałam.
- Noo… - Spojrzał smutno.
- W końcu kogoś znalazłam. – uśmiechnęłam się.
- Tak wiec ty też chcesz wrócić? – Zapytał.
- Mam swoje sprawy, w  tamtym świecie. – Odpowiedziałam.
- Gdzie mieszkasz? – Spojrzał mi w oczy.
- Niedaleko. Skoro już o tym mowa, to chodźmy do mnie, bo tu rozmowa w tym miejscu nie jest dobrym wyjściem. – Rozejrzałam się podejrzliwie.
- Do mnie jest bliżej. – Odparł stanowczo.
Kiwnęłam głową. Zmieniliśmy się w ludzi i ruszyliśmy do niego. Był przystojnym, wysokim mężczyzną. Po wejściu do jego mieszkania usiedliśmy na fotelach.
- Całkiem przytulnie. – Rozejrzałam się.
- Dziękuję. Teraz do rzeczy. – Spojrzał chłodno.
- Nie wiele wiem, znam to miasto już dosyć nieźle, bo przestudiowałam parę ksiąg, poza tym można poszukać tutaj magicznych stworzeń, czy kogoś takiego. Nie mam pojęcia jak się tu dostaliśmy i nie wiem jak wrócić, ale jeśli znajdziemy wyrocznię… - Zamyśliłam się.
- Kiepski plan. W tych czasach nie ma wyroczni, magiczne istoty dobrze się ukrywają. Znalezienie kogokolwiek jest trudne. – Odparł.
- Trafne spostrzeżenie, ale… Jesteśmy wilkami, świetnie tropimy. Dowiedzieć się czegokolwiek w takim miejscu nie jest trudno, wystarczy popytać. – Odparłam.
- Tak i podejdziesz do człowieka i zapytasz jak wrócić do domu, bo jesteś wilkiem. – Zakpił.
- Po co? Jest Internet. – Wzruszyłam ramionami.
- Uznają Cię za wariatkę. – Westchnął.
- Znajdź sobie prace i poobserwuj ludzi to zrozumiesz. – Wstałam.
- Gdzie się wybierasz? – Zjechał mnie wzrokiem.
- Do domu. Mam trochę roboty. – Powoli ruszyłam ku drzwiom.
- To podaj choćby numer telefonu. – Również wstał.
Podałam mu go szybko i wróciłam do domu. Skrzynkę miałam napakowaną zleceniami prywatnymi i z pracy. Przejrzałam to dość szybko. Na jutro miałam dwa spotkania prywatne i do napisania o czarnej magii. Cała noc nad tym siedziałam. Rano tylko wzięłam prysznic i poszłam do pracy. Dałam wszystkie materiały i poszłam do biurka.
- Hej. – Podeszła do mnie szczupła dziewczyna ze stosikiem kartek.
- Witam. – Spojrzałam na nią zaskoczona.
- Jestem twoja podwładna. – Uśmiechnęła się.
- Hę? – Spojrzałam na nią jak na idiotkę.
- Wczoraj awansowałaś  mnie przyjęto dzisiaj. Przydzielono mnie do tego by szukać Ci tematów. Właśnie i przenosimy się do działu magii. Szef właśnie uznał, że to co przygotowałaś było świetne. – Powiedziała.
- Nie potrzebuję Cię. – Powiedziałam oschle.
Kobietę lekko zatkało i odeszła zostawiając mi dwie kartki an biurku. Nagle wstałam i wrzasnęłam, by wróciła.
- Co to ma być?! – Krzyknęłam.
- Wyjazd. – Odpowiedziała przerażona.
- Nikt mnie o zdanie nie pytał! – Walnęłam pięścią w biurko.
- To nie moja sprawka… To znaczy…
- No? – Spojrzałam wściekle.
-Ja tylko zaproponowałam temat, szef się zgodził, ale do tego potrzebny jest ten wyjazd.
- On jest jutro kretynko! – Chlastnęłam papierami o monitor.
- Przepraszam. – Po policzkach pociekły jej łzy, do tego wszystkiego wszyscy an mnie patrzyli.
- Dobra zrobimy tak, pojadę na ten wyjazd, ale to ostatni raz kiedy cos robisz bez konsultacji ze mną. Do tego jedziesz ze mną, załatwiasz wszystko co potrzebne. – Powiedziałam.
- Ale ja mam męża i… - Zawahała się.
- Twoje życie prywatne jest teraz na takim samym poziomie jak moje. – Położyłam jej dłoń na ramieniu.
Kobieta zaroiła się jak posąg. Pokiwała głową i odeszła, ja za to spojrzałam na tematy, w jeden dzień musiałam załatwić jeszcze dwie sprawy. Ta dziewka popsuła mi moje plany.

sobota, 10 maja 2014

(Wataha ziemi) od Phantoma

     Po serii pytań uspokoiłem Aurorę i zagwarantowałem, że wszystko w porządku. Czułem się nadzwyczaj dobrze i naprawdę nic mi nie przeszkadzało. Kiedy przybrałem ludzką postać wadera jakby wyluzowała, bo ta na szczęście nie urosła.
Spędziliśmy razem bardzo miły dzień, potem rozeszliśmy się do domów.



     Dziwne to rzeczy podziały się ostatnio w moim życiu. Przemiana sprawiła, że zacząłem jakby widzieć więcej, lepiej rozumieć otoczenie. To jednak sprawiało, że coraz bardziej odsuwałem się od rzeczywistości. Nowoczesność zgniatała mnie wewnętrznie. Miewałem takie "odchyły", że zamiast spać w domu, na łóżku, po ludzku, chowałem się gdzieś w lesie, w krzakach. Bo przecież byłem jednak wilkiem, tak...?
Taka też była zeszła noc. Wczesnym rankiem, obudzony przechodzącym po grzbiecie dreszczem wypełzłem z ukrycia, przeciągnąłem się porządnie i otrzepałem. Stwierdziwszy, że wypadałoby zajrzeć do watahy ruszyłem w stronę miasta, tam też udałem się do siebie. U wilków wszystko zdawało się być ok.
     W mieszkaniu czekała już Lanea.
  -Gdzieś się znowu szwendał, pchlarzu!?-warknęła na wejściu. Zmieniłem się w człowieka i uniosłem brew.
  -Nie zapominasz się trochę?-odpowiedziałem zjadliwie, zdejmując płaszcz, który zaraz odwiesiłem na wieszak. Zrzuciłem koszulę i rzuciłem byle jak na kanapę, udałem się do łazienki.
  -Mógłbyś chociaż uprzedzać kiedy wychodzisz!-syknęła siostra. W zasadzie nie miałem ochoty słuchać jej wywodów. Bo co, że niby jest starsza? Fascynujące.
  -Słuchaj, nie jestem szczeniaczkiem, a Ty nie jesteś moją matką. Jeśli to wszystko, co chciałaś mi powiedzieć to tam są drzwi.-odpowiedziałem. Usłyszałem trzask, na co tylko się zaśmiałem. W tej samej chwili ciepła woda zalała całe moje ciało, patrzyłem w górę, w przestrzeń. Pustym, jakby martwym wzrokiem. Z godzinę tak postałem...
     Nie wiedzieć czemu, poczułem gdzieś w sobie okrutny żal. Byłem wielkim, potężnym zwierzęciem, które uwięziła cholerna technologia.
Szybko się ubrałem, po czym wybiegłem znów z domu. Chciałem udać się dokądkolwiek. Łzy wezbrały mi w oczach, aż w końcu w biegu prawie stratowałem jakiegoś wilka.
-Psia mać...Przepraszam...-powiedziałem cicho, unosząc wzrok na pobratymca.-Wszystko w porządku?-spytałem.

<Ktokolwiek?>

poniedziałek, 5 maja 2014

(Wataha Wody) od Hinomoto

- W sumie, to nie twoja sprawa. – Odrzekł i wstał.
- Już się zmywasz?- Zapytałam zaintrygowana jego reakcją.
- Tak. Numer mój masz. W razie co możesz zadzwonić. – Powiedział po czym wyszedł.
Westchnęłam i umyłam naczynia. Zasiadłam do laptopa i poszukałam dowolnych zleceń. Jak zwykle dużo zagadek u ludzi, no i oczywiście prośby o kontakt. Zaryzykowałam. Napisałam do Pani Rose. Drogą e-mil’ową naturalnie. Po chwili odpowiedź. Prośba o spotkanie w jakiejś kawiarni. Zaproponowała coś na mieście, około godziny 16. Idealnie się składa, bo w tym czasie nic nie robię. Zamknęłam laptop i jak zwykle an noc wybyłam an dach. Moi kompani już tam czekali. Koty dużo wiedzą, więc informacje od nich są pierwszorzędne. Chwilę porozmawiałam i wróciłam do domu. Szybki prysznic i poszłam spać. Rano zjadłam jakieś tam śniadanie i znowu prysznic. Umyłam włosy, wysuszyłam, pomalowałam się i wlazłam w luźne ciuszki. Ruszyłam do redakcji. W pracy jak zwykle nie wiele zrobiłam, trochę telefonów, papierki, kawa. Szefostwo wydawało się być na mnie z lekka cięte, ale widząc, że pracuję tylko obserwowali. Powrót z biura o godzinie 14.30. 14.50 w domu już byłam i szykowałam się dalej, znowu prysznic, tym razem wymajstrowałam jakąś sukienkę i szpilki. Spotkania tego typu to nie przelewki. Wystrojona ruszyłam do kawiarni. Nie myliłam się. Moja klientka jest znana.
http://data2.whicdn.com/images/110305904/large.jpg
- Dzień dobry. – Przywitałam ją.
- Witam. – usiadła.
- Może coś do picia? – Zapytałam.
- Zaraz mi przyniosą. – Odparła.
- W takim razie… - Chciałam zacząć, ale klientka mi przerwała.
- Mam problem, pewien mężczyzna wciąż ma pewne akta na mój temat. Nie chcę by to się wydało, więc prosiłabym o jak najszybsze zdobycie tych papierów i przekazanie mi, bez oglądania. Myślę, że 1.000 000 w czeku wystarczy. – Powiedziała.
Akurat przyszły dwie kawy.
- Mogłabym poznać imię i nazwisko tego mężczyzny? – Zapytałam.
- Billy Markins. – Odparła.
- Rozumiem. – Napiłam się.
- Przepraszam, ale jestem lekko zdruzgotana… Zwykle ludzie pytają mnie kim jestem, dokładnie o co chodzi, a  Pani… - Rzekła zakłopotana.
- Nie ma to dla mnie większego znaczenia. Klient to klient. Robota to robota. – Odparłam.
- Mogłabym spytać o imię? – Spojrzała na mnie z lekkim roztrzepaniem.
- Hinotse. – Odparłam.
- Dziękuję za pomoc. – Wstała pospiesznie i odeszła.
Robota pierwsza klasa, jeszcze wiem gdzie ten mężczyzna mieszka i znam jego grafik. Koty to jednak najlepsze co może być. Wstałam mozolnie od stołu, była godzina 16.45. Tak jak myślałam moja przeszkoda opuszcza dom za 10 minut. Wsiadłam do taksówki, nim dotarłam Pana Markinsa już nie było. Trochę manipulacji wodą oraz ciałem i byłam  w domu. Kot tutaj mieszkający jest mi znany, a więc pomógł. Akta znalezione. Dopytałam również o adres klientki. Po chwili stałam w jej mieszkaniu dając nienaruszone akta. Kobieta była w szoku, wypisała tylko czek i na końcu podziękowała. Ja po chwili zorientowałam się, że za 15 minut musze być w pracy. Szybko tam ruszyłam, na zaplecze i mój strój. Nie spóźniłam się na szczęście, ale mało brakowało.

niedziela, 4 maja 2014

(Wataha Mroku) Od Aoime




O dziwo, udało nam się przejść to wszystko. Teraz wiem, że sama nie dałabym rady, bez względu na to, jak  świetne były moje moce, albo jak wielkie szczęście posiadałam.
Teraz byłyśmy kawałek od ruin i szczerze niezmiernie mnie to cieszyło. Myślałam, czym zajmę się, jak już wrócę do siebie. Nadal nie mamy załatwionych stałych dostaw pożywienia. Wypadałoby się zająć również podziałem władzy i obowiązków tutaj.  I stworzyć pozory normalności.
Zeszłyśmy z koni i ostatni odcinek szłyśmy. Pojawiło się kolejne pytanie – gdzie ja jej znajdę miejsce i jak załatwię jedzenie? Przydałby się również ktoś, kto rozłoży  jej energię, bo wątpię, że ja znajdę codziennie czas…
Spotkałyśmy Akatsukiego, gdzieś tam w cieniu znikał również Mins.
- Co tam?  - zapytał.
- Lepiej nie mówić. Masz coś do picia? – Rin przeszła od razu do rzeczy.
Akatsuki wyjął z kieszeni dwie zielone puszki, a Rin je przejęła, otworzyła swoją, a drugą podała mi. O dziwo, tajemniczy napój bardzo mi smakował.  Bąbelki w nim zawarte radośnie muskały moje podniebienie.
- Co wy robiłyście?
- Odwiedzałyśmy ruiny. – zaczęłam wyliczać na palcach. – Znalazłyśmy tablet, przechodziłyśmy labirynt, testowałyśmy pułapki i hm , kilkanaście razy omal nie zginęłyśmy.
- Nie wiem, jak wy to robicie we dwójkę, ale przyciągacie w okolicy największe kłopoty, jakie mogą się wydarzyć w Mora Soul. – westchnął. – Przecież to przekracza zdrowy rozsądek.
- Wiem. – powiedziała Beta.  - Ale to nie nasza wina. Tak po prostu jest. Tak właściwie to chyba ja przyciągam kłopoty i wplątuje w nie przy okazji inne osoby.
- To nie jest powód do dumy. – stwierdził.
- Ostatecznie nie było tak źle. – posłałam jej zabójcze spojrzenie. – Przynajmniej dostałyśmy te dwa konie w zamian i ja mam jeszcze tą bransoletę.
- Ja już idę. – pożegnałam i odeszłam.

Zaprowadziłam klacz do mojego dworku i omal nie wpadłam na Nemezis, cofając się ze zdziwienia.
- Co ty tutaj robisz? I co to ma znaczyć? – rzuciłam jej wściekłe spojrzenie.
- Ale co konkretnie? –zachichotała.
- Ta… stajnia. Jest ogromna.
- Pomyślałam, że ci się przyda.
- Ach tak? A skąd niby to wiedziałaś? A może to ty uknułaś całą tą pieprzoną zagadkę?
- Nie.
- Mhm. – mruknęłam.  – Co jest w środku?
- Wejdź, a się przekonasz.

Koniec końców, cieszyłam się, że nie muszę sama się tym zajmować, więc podziękowałam jej, chociaż powinna mieć ciut więcej wyczucia i uprzedzać, zanim zmaterializuje się za moimi plecami.
Nadal zagadką było dla mnie to, czemu grecka bogini nie beształa mnie za brak posłuszeństwa wobec niej i dawała często wolną rękę? To nie temat na dziś.  Powieki stały się dziwnie ciężkie i usnęłam, leżąc na sianie.