niedziela, 31 sierpnia 2014

(Dzielnica Wody) OD Hinomoto.

Ostatnimi czasy szukałam po ulicach Mimi, ale nigdzie jej nie mogłam znaleźć, więc w końcu wróciłam do domu. Ku mojemu zaskoczeniu siedział tam Salai.
- Co ty tu robisz? - Westchnęłam.
- Nie odzywasz się, to co mam robić? - Zapytał.
- Myślisz, że włamanie i siedzenie w moim mieszkaniu coś da? - Ruszyłam do łazienki, a on złapał mnie za ramię.
- Nigdy nie wiadomo co Ci może odwalić, poza tym kochasz Akatsukiego,a on może Cię szybko zranić.- Powiedział szybko.
- Nie sądzę. - Do oczu cisnęły mi się łzy, które były spowodowane przez ból.
Rany na moim ciele strasznie wolno się goiły.
- Nie chrzeń. - Powiedział spokojnie.
- Nie musisz mi pomagać, dam radę. - Patrzyłam w dół.
- Wątpię. - Mruknął.
- Nie interesuje mnie to. - Odprałam.
- Powiedz Akkiemu co do niego czujesz.- Powiedział szybko.
- Nie ma takiej opcji. - Wyszarpałam się i ruszyłam do łazienki.
Weszłam tam trzaskajać drzwiami, po czym wzięłam prysznic. Gdy wyszłam on nadal siedział w moim domu.
- Czego jeszcze chcesz? - Zapytałam.
- Kiedy ostatnio spałaś? - Zapytał.
- Trzy dni temu.- Odparłam.
- Jak się odrzywiasz? - Wpadł w wir pytań.
- Kawą. - Mruknęłam.
- Kiedy ostatnio byłaś w mieszkaniu? - Zapytał.
- Trzy dni temu. - Spojrzałam przez okno.
- Chcesz mi znowu powiedzieć, ze wszystko jest w porządku? - Zapytał ze złością.
- Żyć żyję, więc o co Ci chodzi? - Mówiłam spokojnie.
- Ehhhh, idź spać. - Westchnął.
- Wyjdź. - Odwróciłam się.
- Żebyś znowu wygladała jak teraz? - Zapytł.
- Wyjdź. - Powtórzyłam.
Usłyszałam trzask drzwiami i poszłam do pokoju spać. Wstałam po chyba 2 dniach i wypiłam kawę. Potem ubrałam się w czarne rurki, jakas męska duża bluzkę,a  na to duża czarna bluzkę, do tego najzwyklejsze trampki. Szłam lekko przygnębiona, gdy angle ktoś we mnie wleciał. Lekko sie odsunęłam w tył i otworzyłam oczy patrząc na dziewczynę przede mną.
- Hinuś? - Usłyszałam przestraszony i jednocześnie szczęśliwy głos Mimi.
- Giń. - Syknęłam i moja ręka poleciała w jej stronę.
Dziewczyna szybko minęła móją rękę i zaczęła zwiewać. Była szybka, ale nie umiała szybko zakręcać, ani mijać dobrze ludzi. Ja za to byłam trochę wykończona, ale biegłam strasznie szybko. Czułam tylko żądzę mordu. Gdy ona nagle się przewróciła, to przekulała się i zaczęła krwawić oraz płakać. Gdy do niej podbiegłam spojrzała na mnie zapłakana.
- Nie krzywdź mnie! - Wydarła się w środku parku, gdzie nikogo nie było, ani nic nie było słychać.
- Czemu? - Przechyliłam głowę.
- Nic Ci nie zrobiłam Hinoś, ja... Ja... Jestem twoja siostrą! Kocham Cię! - Wyciągnęła do mnie zakrwawioną dłoń.
- Jesteś pieprzonym benkardem z gwałtu. - Powiedzałam bez skrupółów,a  ona pobladła.
- Hinoś... To nie moja wina... - Uchyliła głowę i patrzyła przerażona w  trawę.
- Nigdy nie powinnaś istnieć, nie powinnaś żyć, a tym bardziej nazywać mnie swoja sostrą. Nienawidzę Cię. Jesteś niczym i zabiję Cię. - Mówiłam bez żadnych emocji.
- Czemu...? Czemu nie masz żadnych emocji...? Czemu tak bardzo mnie nienawidzisz?!- Byłą roztrzęsiona.
-Przez twojego ojca. Krzywdzi mnie i moja rodzinę. - Odparłam.

piątek, 29 sierpnia 2014

(Dzielnica Wody) Od Mon Salai'a.

Uśmiechnąłem się dziko. Mała Rin ma chory kompleks swojego wzrostu. Pozwoliłem jej przez chwilę popodziwiać widoki z góry. Zobaczyłem, że zbliżył się do nas jeszcze jeden wilk z Mroku. Akatsuki.?
 - Wiesz... Nie tylko ty jesteś mieszańcem – Rzucił w stronę dziewczyny. - Miło jest znaleźć kogoś kto nie jest stuprocentowym wilkiem w tym miejscu.
- Co masz na myśli.? – Zmrużyłem oczy. – Nie czuć od Ciebie innego zapachu niż wilka.
Czyżby w tym świecie były inne mieszańce.?
- Ponieważ on nie ma zapachu. - Odparł - Ale to nieważne. Powinniśmy skupić się na tej sytuacji.
W jego ręce pojawił się miecz a zaraz potem nastąpił niezbyt dokładny atak. Zwykła osóbka nie uniknęła by tego. Chłopak obrał sobie na cel moją twarz lecz jedyne co wskórał to muśnięcie moich włosów. Niestety musiałem puścić dziewczynę. Podparła się rękami o ziemię przy lądowaniu z chęcią mordu wypisaną na twarzy. Znów w dole co.?
- Wiesz... To trochę niesprawiedliwe - Oznajmił. - Nie powinieneś bawić się cudzymi zabawkami.
Wskazał na miejsce gdzie jeszcze przed sekundą stała Rin. Aktualnie znajdowała się za nim i przystawiała mu nóż do gardła.
- Kogo nazywasz swoją zabawką? Chcesz zginąć?
- Ja tu nadstawiam za ciebie karku, a ty się tak odwdzięczasz?! – Syknął w jej stronę sądząc że tego nie usłyszę.
- Nikt cię o to nie prosił. – Równie cicha odpowiedź.
- W każdym razie. – Odezwał się już normalnie. - Co powiesz na to, żebyśmy dobili targu? My powiemy Ci to czego chciałeś się dowiedzieć, a ty odpuścisz sobie walkę. Uczciwa oferta, co nie?
- Jeśli chodzi o Hinomoto… - Powiedziała Rin. - Można powiedzieć, że ma kłopoty.
Odwróciła się i podeszła do czarnowłosej.
- Nie musisz się jednak niczym martwić - Dodała po chwili. - My się wszystkim zajmiemy i nie chcemy, żebyś odbierał nam tej krwawej zabawy, ani osłabiał naszej formy przed nią, dlatego chcemy żebyś odpuścił.
Dziewczyny ruszyły przed siebie. Widać było, że Rin osłania tą drugą. Chłopak ciągle stał przede mną.
- Jeśli jeszcze raz położysz ręce na mojej zabawce to cię zabiję nie zważając na to kim jesteś, bądź jak silny jesteś. Ona jest moja, więc jeśli jeszcze raz spróbujesz coś zrobić...
Prychnąłem. Akatsuki wyjął swój miecz z  drzewa i pogonił za waderami.
Płynnie schowałem ostrza i ruszyłem dalej przed siebie. Może zastanę Hino w domu.

***

Pusto. Ani śladu żywej duszy. Westchnąłem. Zrezygnowany wróciłem do domu. Wyciągnąłem noże zza pasa oraz z rękawów i rzuciłem na stół. Podszedłem do komody przy ścianie i powyciągałem wszystkie wyczyszczone noże do rzucania, strzałki, wakizashi, półtoraroczny miecz ceurański, tanto, nóż truciciela i wiele wiele innych.
Każde ostrze z osobna przeczyściłem jeszcze raz. Na strzałki nałożyłem czarną maź. W jej skład wchodził czarny lulek i dławisz. Nie zabija ale wywołuje natychmiastową chorobę na kilka dni. Ofiara nie ma siły się bronić. Podszedłem do małej, drewnianej półki i sięgnąłem fiolkę z jadem żmii białej. Przez maleńkie dziurki noża truciciela przewlokłem cienką, bawełnianą nić, później nasączyłem ją jadem. Szybka śmierć wystarczy minuta i osobnik staje się truposzem. Nie ma żadnej nadziei nawet dla wyspecjalizowanych w truciznach wilkach.
Spojrzałem na ścianę. Wielki, czarny miecz – Sędzia - ciągle tam wisiał. Był cięższy od wszystkich półtoraków, ale za to dużo praktyczniejszy. Nie wiedząc kiedy znów tu wrócę założyłem prostą, dopasowaną, czarną cętkowaną tunikę* i przewiesiłem miecz przez plecy. Tanto przymocowałem do łydki a pomniejsze noże do gołych przedramion. Przebrałem dżinsy na wygodniejsze, obcisłe czarne spodnie. Zapiąłem pasy z bronią oraz truciznami a miecz truciciela włożyłem do specjalnej pochwy. Wszystko zostało przykryte przez czarną, także cętkowaną pelerynę z kapturem.

***

Gdy zapadła ciemność na ulicach ruszyłem do domu Hino tam na nią poczekać. Przemknąłem szybko ciemnymi uliczkami miasta i włamałem się przez drzwi. Nie było to zbyt skomplikowane gdyż nawet nie założyła zabezpieczeń na zamek. Usiadłem w fotelu w kącie pokoju i czekałem tym razem nie z zamiarem zabicia mieszkańca lecz pomocy mu.



* Czarne ubranie w maleńkie szare cętki pozwala ukryć posturę oraz płeć a także lepiej sprawdza się do chowania w cieniu od zwykłej czerni. 

(Dzielnica Mroku) od Akatsukiego

Szedłem sobie parkiem, ponieważ chciałem dzisiaj odwiedzić Phantoma. I tak nie miałem nic ciekawego do roboty. Naprawdę nie miałem ciekawych zajęć... Mógłby nawet Salai kogoś zaatakować czy coś, bo inaczej umrę tutaj na miejscu z nudów.
Wciągnąłem powietrze z zamiarem westchnięcia, lecz z wrażenia nie wypuściłem powietrza. Nie spodziewałem się takiej dziwnej mieszanki zapachów.
Rin... Salai... I jeszcze jakiś dziwny zapach. Chyba jakiś mieszaniec. Czułem psa i wilka w jednym. Ciekawe...
Podążyłem wolnym krokiem w stronę źródła zapachu i zobaczyłem jeszcze ciekawszą scenkę niż myślałem.
Salai trzymał Rin za kołnierz i unosił w górę, jak zabawkę, a ona wyglądała, jakby delektowała się patrzeniem na niego z góry i jednocześnie chciała go zabić.
Nie sądziłem, że jej kompleks wzrostu ujawni się kiedy będzie z nim. Jak do tej pory tylko ja o nim wiedziałem.
Nagle wpadła na mnie, jakaś dziewczyna na którą wcześniej nie zwracałem uwagi. To właśnie od niej wyczuwałem ten zapach.
 - Przepraszam - powiedziała automatycznie.
Zamierzała uciekać dalej, lecz zatrzymałem ją łapiąc za ramię.
 - Spokojnie - powiedziałem uśmiechając się. - Nic się nie stało. Chciałbym jednak, żebyś popatrzyła, jak powinnaś sobie radzić wśród wilków w takich sytuacjach, więc nie uciekaj.
Podszedłem kilka kroków bliżej.
 - Wiesz... Nie tylko ty jesteś mieszańcem - stwierdziłem. - Miło jest znaleźć kogoś kto nie jest stuprocentowym wilkiem w tym miejscu.
 - Co masz na myśli? - Zapytał się Salai. - Nie czuję od ciebie innego zapachu niż wilka.
 - Ponieważ on nie ma zapachu - odparłem. - Ale to nieważne. Powinniśmy skupić się na tej sytuacji.
W mojej ręce zmaterializował się miecz, którym wykonałem atak. Przyznam, nie starałem się zbytnio, ale przeciętny wilk nie uniknąłby tego.
Jedyne co udało mi się uciąć to trzy włoski z jego głowy. Trochę mało zważywszy na to, że celowałem mu w lewe oko.
 - Wiesz... To trochę niesprawiedliwe - oznajmiłem. - Nie powinieneś bawić się cudzymi zabawkami - wskazałem na Rin.
Poprawka: wskazałem na miejsce w którym powinna być Rin - inaczej ujmując była jeszcze tutaj niecałą sekundę temu.
 - Kogo nazywasz swoją zabawką? - Zapytała przystawiając mi nóż do gardła. - Chcesz zginąć?
 - Ja tu nadstawiam za ciebie karku, a ty się tak odwdzięczasz?! - Syknąłem cicho w jej stronę.
 - Nikt cię o to nie prosił - odparła równie cicho.
 - W każdym razie - powiedziałem głośniej. - Co powiesz na to, żebyśmy dobili targu? - Zaproponowałem. - My powiemy ci to czego chciałeś się dowiedzieć, a ty odpuścisz sobie walkę. Uczciwa oferta, co nie?
 - Jeśli chodzi o Hinomoto - powiedziała Rin. - Można powiedzieć, że ma kłopoty.
Odwróciła się i odeszła kilka kroków, aż w końcu doszła do Nadii, a ja podążyłem za nią.
 - Nie musisz się jednak niczym martwić - dodała po chwili. - My się wszystkim zajmiemy i nie chcemy, żebyś odbierał nam tej krwawej zabawy, ani osłabiał naszej formy przed nią, dlatego chcemy żebyś odpuścił.
Rin dalej eskortowała Nadię, a ja poczekałem, aż upewnię się, że mnie nie usłyszą.
 - Jeśli jeszcze raz położysz ręce na mojej zabawce to cię zabiję nie zważając na to kim jesteś, bądź jak silny jesteś - ostrzegłem. - Ona jest moja, więc jeśli jeszcze raz spróbujesz coś zrobić... - Nie dokończyłem, nie musiałem tego robić.
Wyjąłem mój miecz z drzewa w których wcześniej utknął po tamtym ataku, nie żebym go potrzebował - w każdej chwili mogłem sobie zapewnić nowy, ale było lepiej nie zostawiać w publicznym miejscu takich podejrzanych rzeczy.
Odwróciłem się i dogoniłem dwójkę dziewczyn, które były 500 metrów ode mnie i Salai'a.
 - Jeszcze się nie przedstawiłem - powiedziałem. - Jestem Akatsuki z Dzielnicy Mroku. Na przyszłość radzę ci uważać, ponieważ on chyba sprawia wrażenie, jakby miał za dużo czasu, a tacy lubią wywoływać różne konflikty. Na pewno nic wam się nie stało? Nie jesteście ranne? - Upewniłem się. - On chyba dosyć lubi trucizny.
 - Nie. Na szczęście ostrza nie przecięły mojej skóry - stwierdziła Rin. - Inaczej miałabym pecha. Dobrze, że ubrania są również nie tknięte. Jeśli wszystkie by się niszczyły po czymś takim musiałabym niedługo się wybrać na zakupy... A tego nienawidzę.
Uśmiechnęła się, jakby ta cała sytuacja przed chwilą się nie wydarzyła.
Za to bardziej martwiło mnie, że Mon Salai zaczynał wtykać nos w nie swoje sprawy...
Wolałbym, żeby nie odkrył o nas pewnych rzeczy, gdyż tłumaczenie ich potem Aoime czy komuś innemu byłoby dosyć problematyczne. Chociaż z drugiej strony... Nawet, jeśli się tego dowie to nie będzie miało dużego znaczenia.

(Dzielnica Mroku) od Rin

Ktoś mi podłożył do gardła i pleców miecze. Czy naprawdę muszę mieć takie niespodzianki każdego dnia? Kiedy wreszcie będę mieć jakąś przerwę... No owszem, wcześniej trochę miałam spokoju, ale wtedy uczyłam się i zbierałam informację, więc z niego nie skorzystałam myśląc, że będę miała jeszcze więcej okazji do odpoczynku.
Wreszcie miałam swój pierwszy spokojny dzień... Bez żadnych wydarzeń, bez żadnych bójek, bez wzajemnego podtruwania się i kończenia w szpitalu.
 - Salai - wysyczałam.
 - Witam - odparł chłodno.
 - Zostaw ją - powiedziałam zdenerwowana.
Już było dobrze... Myślałam, że nic się nie wydarzy, a on teraz tutaj wparował i wtyka nos w nieswoje sprawy.
 - Kim ona jest? - Zapytał.
 - Jedną z nas - odparłam.
Patrzył się na mnie z góry. Ewidentnie patrzył się na mnie z góry... To było wkurzające, ale nie byłam zbytnio wysoka w tej postaci - moje wcześniejsze wcielenie, jeszcze w Forever Young było dosyć wysokie, to... Już niekoniecznie.
W każdym razie wkurzało mnie, jak ktoś na mnie patrzył się z góry.
 - Nie. – Warknąłem. – Nie jest wilkiem
 - Rasista się znalazł - odepchnęłam Nadię do tyłu i stanęłam między nimi.
Niestety... Przeciwnik był silny. Element zaskoczenia był po jego stronie. Jest wkurzający. Mam ochotę go zmieszać z błotem. Zdjął Alastaira z wody, czyli musi być utalentowany.
Wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoić i nie dać się ewentualnie sprowokować.
 - Nie sądzisz, że pewne rzeczy warto sobie odpuścić? - Spytałam. - Walka nie jest jedynym rozwiązaniem problemów.
Spojrzał się na mnie. Chyba nie brał moich słów na poważnie.
 - A tak w ogóle to po co tutaj przyszdłeś? - Spytałam. - Chcesz informacji? Jeśli o to ci chodzi to musisz pamiętać o kulturze i dobrym zachowaniu - uśmiechnęłam się. - Bo inaczej cię zabiję.
Cóż... Zwróciłam jego uwagę na siebie, a co teraz? W sumie to mogłam o tym pomyśleć, zanim zaczęłam zwracać jego uwagę.
 - Hino wróciła? - Zapytałam. - Ostatnio, kiedy ją spotkałam nie była w najlepszej formie, więc zastanawiało mnie, czy znowu przypadkiem nie powtórzy tamtego błędu.
 - Co masz na myśli? - Zapytał.
 - Jeśli chcesz się dowiedzieć to powinieneś trochę zmienić nastawienie - zaproponowałam.
Przemilczałam fakt, że dla takiego wkurzającego typa, jak on jest już za późno.
 - I tak się dowiem tego co chcę, więc nie stawiaj mi warunków - złapał mnie za kołnież i uniósł do góry.
Cóż... Chyba na zmianę nastawienia z jego strony nie mam zbytnio co liczyć.
 - Nadia... Uciekaj stąd - rozkazałam chłodno.
 - Ale... - Wyglądała, jakby chciała ucieć, lecz nie chciała jednocześnie mnie zostawić.
 - Uciekaj - powtórzyłam. - Jak będziesz w pobliżu to nie będę mogła pójść na całość, bo istnieje ryzyko, że ciebie przez przypadek uszkodzę bądź zabiję.
Przestałam już ukrywać moje prawdziwe emocje - chęć mordu, która objawiła się w postaci dzięcego uśmiechu pełengo okrucieństwa. W końcu nawet jeśli będę atakowała go z zamiarem zabicia nie zginie tak łatwo, więc czemu się powstrzymywać?
 - W końcu pokazujesz prawdziwy charakterek - uniósł mnie jeszcze wyżej, tak, że byłam już nad jego głową.
 - Czekałam na moment, kiedy będę mogła na ciebie sporzeć z góry - przyznałam. - Ułatwiłeś mi znalezienie takiej okazji.
Nadia cofnęła się kilka kroków w tył, a potem odwróciła i zaczęła biec i kilka kroków wpadła na chłopaka. Po raz pierwszy od dłuższego czasu cieszyłam się, że go widzę.
 - Przepraszam - powiedziała i chciała dalej uciekać.
Złapał ją za ramię.
 - Spokojnie - powiedział uśmiechnięty. - Nic się nie stało. Chciałbym jednak, żebyś popatrzyła, jak powinnaś sobie radzić wśród wilków w takich sytuacjach, więc nie uciekaj.

czwartek, 28 sierpnia 2014

(Dzielnica Wody.) Od Mon Salai'a.

 Siedziałem w mieszkaniu od kilku dni przygotowując nowe trucizny. Posortowałem wszystko w małych, szklanych fiolkach w zaciemnionym pokoju. Zamknąłem go na klucz i poszedłem do łazienki. Moje złote oczy coraz bardziej zwracały na siebie uwagę. W pudełeczkach znalazłem soczewki kontaktowe. Czarne będą idealne.
Ubrałem się w czarną bluzę i spodnie oraz założyłem Conversy. Pod rękawy bluzy schowałem ostrza przyczepiane do nadgarstków a u dołu pleców na pasie 2 skrzyżowane sztylety. Wszystkie ostrza zostały zrobione z matryc węglowych. Wszystkie idealnie 4 wiązania. Idealny diament, nie do złamania. Perfekcyjna robota przy wykorzystaniu magii. Miałem tylko jeden miecz półtoraręczny wykonany z matryc węglowych z całości. Łącznie z rękojeścią. Spojrzałem na Sędziego wiszącego na ścianie. Świetny do walki nawet mimo krwi czy wody na rękach. Wszystko spływa co umożliwia pewny chwyt. Niestety miecz rzadko używany ze względu na rozmiary. Dziwnie byłoby paradować z ponad metrowym mieczem na plecach. Westchnąłem ciężko i wyszedłem z domu na spacer po parku. Później muszę znaleźć Hino.

***

Około 7:30 byłem na miejscu. Świeże powietrze dobrze koi zmysły. Tym bardziej, że w parku był wielki staw. W powietrzu było czuć intensywny zapach psa. Skrzywiłem się. Te stworzenia mnie irytują. Czuć było także delikatny zapach Bety Mroku. Musi być gdzieś niedaleko. Ona będzie wiedzieć gdzie może być Hino. Po kilku minutach dostrzegłem jej sylwetkę przede mną. Była z kimś. Im bliżej podchodziłem tym bardziej zalatywało psem. Co tu się do cholery dzieje.? Bezszelestnie podszedłem do Rin i jej towarzyszki. Były do tego stopnia pogrążone w rozmowie, że nawet mnie nie zauważyły. Teraz byłem w stanie określić, że zapach psa pochodzi od czarnowłosej. Z cichym zgrzytem metalu wyciągnąłem spod rękawów około 30 centymetrowe ostrza. Szybkim ruchem przyłożyłem je do gardła i pleców dziewczyny. Była zamknięta między moimi mieczami.
- Salai. – Wysyczała Rin.
- Witam. – Odparłem zimno.
Wyczułem przymus narzucony na moją wolę, lecz stanowczo zbyt słaby aby móc mi zagrozić.
- Zostaw ją. – Beta aż trzęsła się ze złości.
- Kim ona jest.? – Przeniosłem złowieszcze spojrzenie na dziewczynę.
Górowałem nad obiema będąc o głowę wyższy. 
- Jedną z nas.

- Nie. – Warknąłem. – Nie jest wilkiem

wtorek, 26 sierpnia 2014

(Dzielnica Mroku) od Rin

Wymknęłam się z jej mieszkania przez okno, żeby nie zostawić zamkniętych drzwi. Zaczynałam mieć wrażenie, że jeśli tak dalej pójdzie i będę ciągle wyskakiwać przez okna to zapomnę, jak korzystać z drzwi.
Na zewnątrz zamieniłam się w wilka i się rozciągnęłam. Od dosyć dawna nie przebywałam już w swojej postaci, gdyż nawet, jak na wilka się wyróżniały z tymi skrzydłami.
Jednak dzisiaj była noc i mogłam z łatwością przemieszczać się od jednej ciemnej zaniedbanej uliczki do drugiej w podobnym stanie bez wykrycia, aż w końcu dotarłam do parku.
Tutaj postanowiłam już jednak nie ryzykować i wrócić do swojej ludzkiej postaci. Tak właściwie to ciekawe czemu moje włosy były niebieskie. Nie był to przeciętny kolor, jak dla człowieka i zwracał uwagę wielu osób na ulicach.
Może powinnam go przemalować? Niee... To byłoby zbyt uciążliwe, po prostu powinnam się tym nie przejmować.
Zamyślona wróciłam do mieszkania i znalazłam Akatsukiego śpiącego opartego o drzewo i Phantoma z Ziemi.
Dziwne... Akatsuki wyglądał nawet zaskakująco słodko i bezbronnie kiedy spał, niestety cały ten urok znikał w momencie, kiedy otwierał buzię, by wygłosić, jakąś kąśliwą uwagę na mój temat.
- To ty! - Powiedziałam zaskoczona. - Jeszcze jesteś w szpitalu?
Oderwał swoje spojrzenie od księżyca.
- Czyli jednak to zrobiłaś - stwierdził. - Jakoś sobie nie wyobrażałem, żebyś była w stanie kogoś otruć z tą twoją obsesją na punkcie ukrywania się.
- Czyli on ci wszystko powiedział? - Zapytał.
- Coś o tym wspomniał, podczas naszej rozmowy - odparł. - A co?
- Nieważne - mruknęłam.
Spojrzałam na niego z nienawiścią. Już nie wydawał mi się taki uroczy i bezbronny.
- Mógłbyś wyświadczyć mi jedną przysługę?
- Kolejną? - Spytał.
- Po prostu nie mów nikomu więcej o tym incydencie z otruciem - poprosiłam. - Byłabym za to niezwykle wdzięczna, gdybyś zachował to dla siebie.
- Idziemy! - Podniosłam go za kołnierz do pozycji prostej.
- Auć - jęknął. - Co znowu zrobiłem? - Zapytał z wyrzutem w głosie.
Spojrzałam na niego chłodno.
- Mogłabyś puścić? Duszę się!
Westchnęłam i rozluźniłam mój uścisk, a on się z niego wyrwał.
- To do jutra - powiedział do Phantoma i wspiął się po drzewie.
- Pa - pożegnałam się i weszłam za nim na górę.
Wskoczył do ośrodka przez otwarte okno i wyciągnął rękę, żebym ją złapała, a ja ją odtrąciłam i sama wybiłam się do góry, tak żeby przelecieć przez okno.
Westchnął:
- A więc o czym rozmawialiście? - Zapytałam go zapalając światło i wyjmując mój telefon, żeby uruchomić jakiegoś ebooka do poczytania.
- O niczym - odparł.
Po paru minutach Akatsuki wyrwał mnie z lektury:
- A ty co robiłaś?
- Nic - odparłam i wróciłam do czytania.
Jakieś pół godziny później Akki zaproponował:
- To może już pójdziemy?
- Mieliśmy siedzieć do następnego dnia - odparłam.
- Ale akurat minęła godzina zero, data się zmieniła, więc w sumie możemy tego użyć, jako wymówki.
Westchnęłam i odparłam:
- Co nie zmienia faktu, że technicznie jest noc.
- Oj tam, oj tam - machnął ręką.
- Jak chcesz to idź - powiedziałam.
- Jak pójdę sam, to dostanę opierdol od Aoime - wyjaśnił. - Ale jak pójdziemy we dwójkę to może nam odpuści.
- Jak wolisz - westchnęłam. - W takim razie nie wiem po co tutaj wracałam.
Wstałam:
- A co z Phantomem? - Przypomniałam sobie. - Przecież miałeś z nim jutro się spotkać, czy się mylę?
- Zawsze mogę wrócić do szpitala - stwierdził.
I po raz kolejny dzisiejszego dnia wyskoczyłam przez okno.
Dotarliśmy do swojego domu i bez pożegnania się rozstaliśmy.
___
Rano obudziłam się i się ogarnęłam, a następnie usiadłam przed laptopem i zaczęłam tradycyjnie robić duży przegląd wiadomości - zawsze musiałam być na bieżąco z różnego rodzaju wiadomościami.
Spojrzałam na zegar. Była siódma rano i w sumie to za godzinę powinnam być w szkole, jednak nie widziałam żadnego sensu, żeby tam pójść. Widocznie dzisiaj będę miała kolejny dzień wagarów.
Przypomniało mi się o tym co dał mi Akatsuki, jakiś czas temu. Skoro mam trochę czasu to czemu nie wykorzystam go, żeby dokładniej się przyjrzeć temu, może odkryję coś tym razem.
Wyjęłam ze skrzynki ten przedmiot - krótki ciemny sztylet, który był niematerialny, zdawał się być utkany z cieni, lecz byłam pewna, że to było coś innego, nigdy czegoś takiego nie widziałam i zastanawiało mnie, jakim cudem w posiadanie czegoś takiego wszedł śmiertelnik i jak duży zbieg okoliczności był, że wylądował on w Mora Soul.
Stanowczo tego nie powinno tego być, ale skoro był można było wyciągnąć tylko jeden wniosek - to miejsce posiada więcej tajemnic niż myślimy.
Wątpiłam, żeby posiadał to wcześniej jakikolwiek wilk. Ta broń była prawdopodobnie zbyt potężna do opanowania. Może była przeklęta?
Cóż w takim razie nie powinnam go lepiej używać, bo mogłoby być jakieś nieprzewidziane konsekwencje, jednak to sprawiało, że miałam ochotę sprawdzić, jak byłby potężny w walce.
Nie wątpiłam, że nawet zadraśniecie czymś takim byłoby śmiertelnie niebezpieczne dla przeciwnika.
Schowałam go i odetchnęłam.
Może powinnam się przejść? - Zastanowiłam się w myślach.
Wyszłam i skierowałam się do tego samego parku co ostatnio.
Wyczułam zapach Nadii, lecz jej nigdzie nie było. Rozejrzałam się i podążyłam za źródłem zapachu, aż trafiłam do tego samego drzewa z którego spadłam.
Wspięłam się i dopiero stąd zauważyłam psa.
- Co robi pies na drzewie? - Zastanowiłam się.
I czemu ten pies pachnie identycznie niczym Nadia?
Przyjrzałam się mu uważnie ze zmrużonymi oczami, wcale nie przypominał wilka, ale może to właśnie dlatego czułam zawsze od niej ten specyficzny zapach?
To byłoby całkiem możliwe.
Westchnęłam i odwróciłam głowę, a wtedy zobaczyłam, że nie mam szansy się odwrócić.
Jako, że były jeszcze godziny pracy to miejsce było prawie puste i nikt nie zwracał na mnie uwagi.
Puściłam gałęzie i odchyliłam się do tyłu pozwalając opaść mojemu ciału w stronę ziemi i w ostatnim momencie przechyliłam mój środek ciężkości, żeby się obrócić i wylądować na nogach.
- Zeskakuj Nadia - powiedziałam. - Nie mam dużo czasu, bo chcę jeszcze znaleźć Aoime i zapytać się jej o parę rzeczach. Może chciałabyś przy okazji ją spotkać?

( Dzielnica Mroku) Od Nadii

A to ci przypadek, czyżby Tod zadzierał z prawem ? Heh, raczej szefowi się to nie spodoba, że jego pracownik może mu na kark ściągnąć policje.
- Nie podejrzewałabym tego u niego, a dało by się zgrać na płytę ten filmik ? - spojrzałam na dziewczyne- bo wiesz chodzić z laptopem po ulicy to nie jest dobry pomysł.
- Spokojnie zgram, przewidziałam to - uśmiechnęła się.
Spojrzałam przez okno i zauważyłam, że księżyc już dawno temu wspiął sie na widnokrąg. Po mimo tego, że przedstawiła mi mniej więcej pozostałe wilki to i tak wciąż mam spore obawy, że wytkną mi odmienność.
- Co ty taka posępna? - zapytała na chwile odrywając się od laptopa, wyrywając mnie z moich przemyśleń.
- Nie, nic wydaje Ci się - zaprzeczyłam lekko zdezorientowana.
Dziewczyna chciała coś powiedzieć ale w ostatniej chwili zrezygnowała i  wróciła do swojego zajęcia.
Jeszcze przez chwile siedziałam tak wpatrując się bez  celu w niebo gdy po chwili zaczęłam odczuwać pragnienie.Wstałam i skierowałam się w stronę kuchni.  Otwierałam każdą szafkę w poszukiwaniu jakiegoś napoju czy  zwykłej wody.
- Oh, chyba trzeba będzie pójść na małe zakupy - burknęłam do siebie łapiąc się za głowę.
Z małym promyczkiem nadzieji otworzyłam lodówke, gdzie liczyłam na łud szczęścia w postaci  natknięcia  na jakiś sok czy coś.  Jak ja uwielbiam swoje nierozgarnięcie.
- Heh, czyli tu  się schowałeś - złapałam karton z sokiem pomarańczowym - data ważności 6.09.2014 r.
Wyjęłam z szafki 2 szklanki i wzięłam je w jedną ręke a  w drugą karton. Położyłam wszystko na małym stoliczku w pokoju i zaczęłam nalewać.
- Rin chcesz soku ? - zapytałam nachylając się nad szklanką.
- A możesz mi trochę nalać - odpowiedziała obojętnie.
Nalałam jej pół szklanki i sobie tyle samo.
- I jak ci idzie ? - zapytałam niosąc szklanki.
- A już prawie koniec, niech tylko się zgra i będzie gotowe - odpowiedziała pewnie biorąc ode mnie naczynie.
- To dobrze, jestem Ci wdzięczna - powiedziałam biorąc łyk.
- Nie ma sprawy, z resztą i tak ostatnio potrzebowałam trochę rozluźnienia - rzekła pogodnie.
Nastała cisza. Spojrzałam na zegar, który stał na komodzie niedaleko mojego łóżka, była już 2:00 w nocy. Ten czas bardzo szybko zleciał. I można by pomyśleć, że jeszcze dzisiaj rano nie miałam zielonego pojęcia o tym, że w mieście żyją wilki.
- O udało się !- krzyknęła  radośnie.
Wyjęła płytkę po czym schowała ją do papierowej "koperty".
- Proszę - podała mi - teraz w każdej chwili możesz mu zagrozić - uśmiechnęła się chytrze.
- Dzięki, wiesz ja nie chce nic mówić ale za parę godzin będzie świtać a ty znajdujesz się poza szpitalem - upomniałam ją.
- Oj nie masz co się martwić - zapewniała.
- W to nie wątpie - odpowiedziałam z lekkim zakłopotaniem.
Odeszłam od niej i usiadłam na kanapie. Oczy mi się kleiły i same zamykały. W końcu nie wiem kiedy odpłynęłam i zasnęłam kamiennym snem.
Obudziły mnie promienie słońca, które wesoło skakały po twarzy.  Leniwie otworzyłam oczy po czym podniosłam się. Jednak po sekundzie w mojej głowie kłebiły się wspomnienia. Zaczęłam się rozglądać po mieszkaniu w poszkiwaniu Rin. Nie było jej, jedynie pozostała jakaś kartka i laptop. Szybko wstałam i przeczytałam ją
" Wróciłam do szpitala"
- Nie wiem czy się jeszcze spotkamy, ale to miasto jest dość małe więc napewno.
Zauważyłam, że byłam w ubraniu, a na szczęście dzisiaj szłam do pracy na 15:00 a jest po 9:00. Wyjęłam z kieszeni od kurtki kartkę z jej numerem telefony i adresem zamieszkania i zapisałam sobie w telefonie.
Podeszłam do komody i naszykowałam sobie ciuchy na dzisiaj i poszłam się ogarnąć w łazience.
***
Wkładałam do torby klucze od domu i inne jakieś pierdoły, gdy nagle zauważyłam, że na stoliczku obok łóżka leży płyta.
- Cóż Tod twoje pogrywki się skończyły - stwierdziłam uśmiechając.
Zabrałam czarną skóre i wyszłam z mieszkania zamykajać drzwi na wszystkie zamki.
Słońce mocno świeciło i nieźle dawało po oczach. Wyjęłam z torby okulary przeciwsłoneczne i nałożyłam je na oczy. Miałam na sobie krótkie dżinsowe spodenki, cieniutkie ciałowe rajstopy, czarną zwykłą koszulkę i zabrałam na wszelki wypadek kurtke jakby się ochłodziło.
Po kilku minutach byłam pod barem. Kiedy weszłam od razu pokazał się Tod z bandażem na  ręce.
- Heh, pewnie uznał, że ma zwichniętą ręke po wczorajszej akcji, chociaż jej nie pamięta - zaśmiałam się w myślach.
- Ooo kogoż ja widzę, naszą słodką Nadie - znowu sie przystawiał - bedziesz miała więcej pracy bo ja jestem kontjuzowany.
- To po co przylazłeś do pracy ? - burknęłam - skoro rączke masz niesprawną.
- Uważaj lepiej na słowa maleńka - ostrzegł mnie po czym wyszedł przed bar.
- Niedługo skończą się twoje głupie zagrywki - zapewniłam w myślach.
Weszłam do kuchni po czym skręciłam do pomieszczenia dla personelu. Całe szczęście wczoraj nie wyjmowałam mojego stroju, choć trochę się pogniutł to i tak był w całkiem niezłym stanie. Spiełam włosy w koka i przebrałam się.
Wyszłam i zauważyłam, że nie ma jeszcze Markusa, chyba coś mówił kiedyś, że dzisiaj wyjeżdża na 2 dni. Uhh.. czyli na razie nie będę mogła mówić o moim odkryciu Todowi, bo skoro chodzi z nożem to lepiej z nim nie zadzierać. Nawet jeśli jest takim idiotą , ale głupi bywają najbardziej niebezpieczni.
***
O dziwo praca zleciała szybko, nawet Tod się trzymał z dala ode mnie, ciekawe czemu. Nieważne przynajmniej był spokój.
Przebrałam się i wyszłam. Kiedy nie ma Markusa to zamyka jeden z  pracowników kuchni ale nie wiem kto.
Ruszyłam w stronę domu.
Lampy dawały dość duże światło więc na ulicy był dość spory ruch, jednak boczne uliczki były skryte mrokiem.
- Hmm a gdyby tak ? - myślałam przez chwilę po czym weszłam w ciemny zakamarek.
Obejrzałam się czy nikt za mną nie szedł lub ktoś nie chce tu wejść.  Schowałam się za sporym kontenerem na śmieci i  ukucłam. Skupiłam się nad moja transformacją. I się udało.
Niedaleko mnie zauważyłam kałuże i przejrzałam się w niej.
- Typowy ze mnie Burek.
Wyszłam z zakamarku i w pełnym spokoju przechadzałam się chodnikiem. Nocne niebo było jak na razie czyste więc  nie było obaw, że zmoknę.  Ludzie patrzyli na mnie jak na zwykłe zwierze. Nie dostrzegali we mnie ani chrzty człowieczeństwa. To było nawet sporawą zaletą ludzi, że nie widzieli świata jak my, z łatwością można ich wykiwać.
Mijałam kolejne budynki i ludzi, ale kilka metrów przede mną stał chłopaczek i dawał jakiemuś biały proszek w torebeczce.  I wtedy zauważyłam, że to Tod jest taki szczodry.
- Hm... a gdyby odebrać tzw. "Towar" ? - zaśmiałam się w myślach.
Naprężyłam mieśnie u łap i zaczęłam biec. Szybko podczas biegu złapałam jego torbę.  Ten zdziwiony a zarazem wściekły zaczął mnie gonić a ja przyśpieszyłam.  Słyszałam za sobą jego przekleństwa i szybki oddech. W oddali zauważyłam tylne wejście do parku. Skręciłam do niego i od razu zboczyłam z ścieżki. Zauważyłam jedno z wyższych drzew, skierowałam sie w jego stronę po czym wskoczyłam na nie, a torbę ukryłam wyżej. Po paru minutach do parku wiebgł i Tod, ale poddał się i  zawrócił.
- W pracy będzie mega wkurzony chodź to za mało powiedziane - uśmiechnęłam się.
Jeszcze przez chwile leżałam tak po czym odpłynęłam.
***
Obudziło mnie czyjeś szturchanie, kiedy otworzyłam  oczy rozpoznałam, że to Rin.
- Co robi pies na drzewie ? - zadała pytanie sama do siebie.
<Rin?>

(Dzielnica Mroku) od Akatsukiego

Po wyskoczeniu przez okno usłyszałem głos za moimi plecami:
- Można wiedzieć czemu skaczesz z piętra przez okno?
Odwróciłem się i zauważyłem brązowowłosego chłopaka. Czy to nie był przypadkiem Phantom Dancer z Ziemi?
- Sam nie wiem. Nudzi mi się, nie chce mi się siedzieć w pokoju - powiedziałem.
 Westchnął:
- Nie tylko tobie - stwierdził.
- A więc, jak tutaj wylądowałeś? - Spytałem.
- A stanąłem raz w obronie takiej dziewczyny, co nie chciała się wyróżnić swoimi mocami - stwierdził. Taka niebiesko włosa niewdzięcznica.
Hmmm... Znałem jedną taką niewdzięcznicę.
- Nie nazywała się przypadkiem Rin? - Zaciekawiło mnie.
- Możliwe - odparł. - A co?
- Czyli nie tylko ja wylądowałem przez nią w szpitalu - westchnąłem.
Kompletnie nie wiedziałem co jeszcze do niego powiedzieć. W końcu nigdy nie miałem okazji pogadać z Alfą tego żywiołu. Zastanawiało mnie... Jak przełamać tą niezręczną atmosferę.
- Co powiesz na walkę? - Zapytałem przerywając milczenie. - Bez zbędnego mordobicia, jak jeden z nas się poddaje to jest koniec. Taka przyjacielska rozgrywka między nieznajomymi.
- Niby jaki jest sens w walce? - Odparł pytaniem na pytanie. - Po co chcesz walczyć?
- Zobaczysz, jak sprawisz, że się poddam - uśmiechnąłem się. - Jestem ciekawy, czy będziesz zaskoczony.
- Cóż... W sumie i tak nie mam co robić, więc czemu nie? - Powiedział i wyszedł na zewnątrz przed okno, a następnie stanął naprzeciwko mnie.
- I jak coś to wszystkie ciosy i sztuczki dozwolone - zastrzegłem.
Wymierzył pierwszy cios, a ja go z łatwością uniknąłem. Czyżby dawał mi fory? To było całkiem możliwe, skoro to miała być przyjacielska walka - może nie powinienem był tego tak określać? W końcu nie chodziło o to, żeby się powstrzymywał.
Uniknąłem również jego kolejnych ciosów. Może jednak lepiej walczył, jako wilk? W końcu wiele osób raczej unika ćwiczenia sztuk walki w takim stopniu, jak ja i skupia się raczej na doskonaleniu ataków w wilczej postaci.
- Czemu nie atakujesz? - Zapytał. - Jedyne co robisz to unikasz ciosów, w ten sposób nie wygrasz walki!
Zaatakowałem go, a on zablokował mój cios. Co prawda nie szedłem na całość, ale i tak przeciętny przeciwnik leżałby już dawno powalony po nim.
- Jesteś całkiem dobry - stwierdziłem z podziwem. - Zwłaszcza, jak na kogoś kto leżał w szpitalu.
- Mówisz, tak jakbyś ty wcale nie wylądował w szpitalu, tak jak ja - odparł.
- Fakt, zapomniałem o tym, że też tu powinienem być - stwierdziłem. - Ale ja tutaj wcale nie jestem z powodu ran po walce.
- A czemu? - Zainteresował się.
- Moja własna beta próbowała mnie otruć - odparłem. - Na jej nieszczęście, wciąż żyję.
- A czemu to zrobiła?
- Nie wiem. Pewnie z tego samego powodu co ja ją próbowałem otruć - zamyśliłem się.
- Powinieneś skupić się także na walce - poradził mi i chwilę później w stronę mojej twarzy wymierzył błyskawiczny cios.
Szybko odskoczyłem w tył.
- Miało być bez zbędnego mordobicia - powiedziałem. - Nawet nie wyobrażam sobie, jak bym wyglądał po tym, gdyby twój cios dosięgnął celu. Gdyby moja twarz byłaby pokazana w telewizji po tym musieliby to ocenzurować, bo inaczej małe dzieci miałyby po tym koszmary.
- Sam powiedziałeś, że wszystkie chwyty dozwolone - przypomniał mi.
- No mówiłem... Ale to nie znaczy, że od razu musisz próbować przestawić mi nos.
Wyminąłem jeszcze parę jego ciosów i uśmiechnięty zaatakowałem. Nie spodziewał się, żebym tak nagle przeszedł z defensywy do ofensywy.
Wymyśliłem tą strategię, jakiś czas temu w razie walki z Salai'm i w sumie pomyślałem, że skoro już walczę, to czemu jej nie wypróbować. Polegała na zmęczeniu i przyzwyczajeniu przeciwnika jedynie do tego, że unikam ataków, a potem przejścia do ofensywy w najmniej spodziewanym momencie.
Moja pięść pomknęła w stronę jego twarzy i nie miał czasu jej zablokować.
- Poddaję się.
- Co?
- Poddaję się - powtórzyłem i cofnąłem pięść, która zatrzymała się niecały centymetr przed jego nosem. - Wygrałeś.
Był wyraźnie zaskoczony. W końcu każda inna osoba nie zatrzymałaby walki w takiej sytuacji na moim miejscu.
Wzdychając oparłem się o pobliskie drzewo.
- Czyli według umowy mam ci powiedzieć powód dla którego chciałem z tobą walczyć... Chcesz go usłyszeć? - Zapytałem.
Kiwnął głową.
Zamyśliłem się, a potem po prostu odpowiedziałem:
- Nie miałem żadnego powodu, żeby z tobą walczyć - na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Po prostu nie miałem pomysłu, jak by tu przełamać pierwsze lody, więc pomyślałem, że to mógłby być całkiem niezły pomysł.
- Jesteś dziwnym gościem - skomentował.
- Wiem - odparłem.
- Chociaż muszę przyznać, że twój pomysł z walką się sprawdził - przyznał.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

(Dzielnica Mroku) od Rin

Nadia prowadziła mnie do jej mieszkania. Nie mieszkała w tych przyjemnych częściach miasta. Zastanawiało mnie, czy nie powinnam czasami zaprosić jej do mojego mieszkania, żeby się wyluzowała, ale nie... Lepiej nie - nawet nie wyobrażam sobie ile czasu zajęłoby mi sprzątanie mojego mieszkania, żeby doprowadzić go do tolerancyjnego stanu.
- Ooo, a kogoż ja widzę, czy to nie słodka Nadia - podszedł do nas jakiś palant - o, widzę masz przyjaciółeczkę do obrony.
Czy mi się tylko wydawało, czy on właśnie nie zasugerował, że zamierzał ją atakować?
- Nie twój zakichany interes, a teraz pozwolisz, że odejdziemy - rzuciła.
- Oj weź no przedstaw mnie swojej koleżaneczce - podszedł na mnie i położył mi rękę na ramieniu.
Czułam jego oddech na karku - napawało mnie to zniesmaczeniem, ten gość stanowczo za dużo sobie pozwalał, a ja nienawidziłam, jak ktoś próbował się do mnie przystawiać. Większość osób, które tego próbowały lądowały w szpitalu.
- Nawet nie próbuj - warknęłam.
Odepchnęłam go lewą ręką, tak, że poleciał na metr dalej na asfalt.
- Rin nie wdawajmy się w bójki - szepnęła mi Nadia do ucha.
Ale mnie naszła ochota, żeby się odstresować.
- Nie martw się, ten dzieciaczek może mi grozić - uśmiechnęłam się pogodnie - tylko, żeby zaraz nie stracił buźki - zaśmiałam się wyobrażając sobie jego ze złamanym nosem.
- Coś mówiłaś! - Krzyknął zielonooki brunet.
- Ojej, małe dzieci zostały urażone - zaczęłam go prowokować.
Jeśli miała być bójka to wolałam, żeby to oni byli agresorami, gdyż to by na nich wina spadła w razie przyjazdu policji.
- Dobra, same tego chciałyście - jeden z nich wyjął mały nożyk z kieszeni.
Ciekawe czemu nosił go ze sobą i jaką miał w tym intencję.
- Ooo, widzę dziecko ma niebezpieczną zabawkę, nie powinieneś się takim bawić - poradziłam uśmiechając się.
Wyobrażałam sobie zaskoczenie, kiedy wykręcę mu jego rękę i okaże się, że umiem z łatwością sparować taki atak. Chciałabym zobaczyć jego minę, gdy okaże się, że jestem mistrzynią różnego rodzaju sztuk walki. Pewnie miałby jeszcze bardziej bezcenną minę, gdyby zobaczył mnie w formie wilka, ale wolałam się nie przemieniać na ulicy.
Już zaczął wykonywać atak, a ja obserwowałam trajektorię noża i nieznacznie odchyliłam głowę, żeby uniknąć ciosu, a moje ręce już były gotowe, żeby unieruchomić rękę w chwycie i wyrwać narzędzie.
Nagle się zatrzymał.
- Co on odwala? - Zaskoczyło mnie to.
Wszyscy odeszli.
- Chodźmy do mnie - rzuciła.
- Co to było? - Zainteresowałam się.
- Przecież powinnaś o tym wiedzieć - odparła. - Włamałam się do ich umysłów.
- Hmm... Nigdy nie pomyślałam o takim zastosowaniu tej umiejętności - stwierdziłam. - Niezły pomysł. A tak z ciekawości, ten z nożem to był ten Tod o którym wcześniej wspomniałaś, tak?
Kiwnęła głową.
- Trochę szkoda, że rozwiązałaś tą bójkę zanim się zaczęła - westchnęłam. - Zadbałam o wszystkie szczegóły, nawet o to, żeby to oni byli agresorami. No i dawno nie miałam okazji sprawdzić moich umiejętności walki wręcz.
- Nie sądzisz, że powinnaś trochę mniej się wyróżniać? - Zapytała.
- W sumie to masz rację - przyznałam. - Normalnie bym czegoś takiego nie zrobiła, ale kiedy ktoś próbuje się do mnie przystawiać to jest silniejsze ode mnie. Po prostu posiadam wysoką nietolerancję na takich typków.
Weszliśmy do jej mieszkania. Mała kawalerka z minimum zaopatrzenia. Nic spektakularnego, ale za to, jak mało musiała mieć sprzątania - a ja nienawidzę sprzątania, więc poczułam trochę chęci, żeby mieć tak, jak ona.
- Masz jakiegoś laptopa? - Zapytałam.
- Nie - odparła. - Ale mam jakiś komputer.
- To daj mi chwilę, a będziesz mieć - powiedziałam. - Wolę siedzieć z laptopem na kolana, niż przy biurku.
Jakiś czas temu przeglądałam arkusze, jak był wykonany jeden z moich laptopów - ten ulubiony i teraz skupiłam się przywołując obraz tych schematów w głowie.
Skupiłam się i powoli zaczął się materializować nowiutki czarny laptop HP, niestety... Zadanie nie było łatwe, ponieważ najmniejszy błąd oznaczał, że sprzęt będzie niesprawny.
Około pięć minut później wpatrywałam się w stojącego na biureczku laptopa i zastanawiając się, czy będzie działał, czy nie.
- Chwila prawdy - powiedziałam. - Zobaczymy, czy mam dobre umiejętności techniczne.
Wyciągnęłam powoli rękę w stronę podłużnego przycisku i nacisnęłam go.
Yes! Usłyszałam dźwięk wentylatora i po chwili ekran się podświetlił, ale wciąż był czarny.
- On działa? - Zastanawiało mnie. - Czy nie działa?
- Nie wiem - odparła.
Patrzyłam się chwilę na ekran i spróbowałam podłączyć mój telefon do tego. Dziwne... Telefon się ładował, więc laptop musiał działać.
- Może on nie ma czego uruchomić - zgadywała Nadia. - Nie wiem, może system nie działa?
To by miało sens!
- Jesteś geniuszem - oświadczyłam. - To musi być to.
Wzięłam mój telefon i zaczęłam na niego ściągać najnowszą wersję windowsa i chwilę później zaczęłam już instalować na komputerze. Niestety, musiałyśmy poczekać minimum pół godziny nim skonfiguruje się system.
- Jak to zrobiłaś? - Zapytała zaciekawiona.
- Manipuluję atomami - odparłam. - Chociaż jeszcze nigdy nie próbowałam przywołać czegoś posiadającego, aż tyle podzespołów.
- A do czego ci potrzebny laptop?
- Myślałam o znalezieniu jakieś rzeczy, która by przekonała twojego "ukochanego" Toda, że lepiej się do ciebie nie zbliżał. Jestem pewna, że będzie kilka ciekawych rzeczy na jego temat, ponieważ wyglądał, jakby miał coś na sumieniu.
- A jakie są tutaj jeszcze wilki? - Zapytała.
- No... Jest tutaj pięć grup: mrok, ziemia, woda, powietrze i ogień. Aoime jest przywódczynią grupy mroku, a ja jej zastępczynią.
- A według jakich kryteriów dzielicie się na grupy? - Spytała.
- W większości przypadków decydują twoje moce i ich natura, żywioł.
- Twoim zdaniem... Gdzie ja bym pasowała?
Zastanowiłam się.
- Myślę, że nadałabyś się do mroku - stwierdziłam. - Wyczuwam od ciebie taką aurę, ale jeśli zamierzasz dołączyć do mroku to jest tam ktoś od kogo powinnaś trzymać się z daleka.
- Czemu? - Zapytała.
- Nie ma drugiej bardziej wkurzającego wilka w watasze niż Akatsuki. Jest głupi, złośliwy, podstępny i lubi robić złośliwe żarty. W dodatku niezwykle umiejętnie manipuluje innymi. Ja go nienawidzę z całego serca i nie mogę uwierzyć, że inni potrafią go lubić. Może i ma ładną twarzyczkę, ale w końcu mu przestawię nos o 180 stopni i nie będzie już taki piękny - zaczęłam gadać. - W dodatku to właśnie dzięki niemu wylądowałam w szpitalu, nie mogę uwierzyć, że zawsze jest w stanie odgadnąć to co chcę zrobić. I jest niezwykle arogancki i jest dupkiem - zaczęłam się żalić. - I myśli, że może sobie mówić co chce na mój temat. W dodatku taka jedna dziewczyna z powietrza nazwała nas romantykami, miałam wrażenie, że ją uduszę na miejscu i nie mogłam uwierzyć, jak w ogóle ktokolwiek mógł pomyśleć, że my możemy być razem. Nie nooo... Po prostu on zbytnio mi działa na nerwy. Jest dokładnie idealnym modelem osoby, którą nienawidzę z całego serca i przy tym jest niezwykle mądry, ale i tak jest głupkiem, głupkiem i jeszcze raz głupkiem. I mam nadzieję, że będzie się smażył w piekle za te wszystkie głupie żarty co zrobił i jak mnie zawstydził.
O tym, jak go nie toleruję mogłabym gadać całymi godzinami, ale akurat wczytał się system windows, więc po prostu wzięłam laptopa i zaczęłam siedzieć nad nim.
- Nie przesadzasz trochę? - Zapytała się. - On chyba nie jest, aż tak straszny?
- Może i przesadzam - odparłam wklepując komendy w wiersz poleceń. - Ale po prostu wkurza mnie jego nastawienie w stosunku do mnie i to, że jest tak złośliwy jedynie w stosunku do mnie.
- A inne osoby?
- Hmm... Jest Ari, będąca przywódczynią powietrza, ale ona ma niewyparzony język, także o ile nie masz dużej cierpliwości to lepiej nie wdawać się z nią w dyskusję. Jest Akatriel, który żył wcześniej, jak normalny człowiek. Hmm... Jest też Hinomoto, zauważysz ją ze względu na jej wyróżniające się czerwone włosy. Ostatnio nie czuła się zbyt dobrze. Salai jest przywódcą wody, tam właśnie jest Hinomoto, a przywódcą ziemi jest Phantom. Aktualnie zniknął, jak na razie z mroku Mins. No i w sumie jest jeszcze Brisinger, ale nie widziałam go ostatnio. Z resztą nie utrzymuję kontaktu na co dzień o ile nie istnieje taka konieczność.
W końcu zainstalowałam wszystkie programy, które mnie interesowały i uruchomiłam ten do tworzenia profili, żeby je wyszukać przez wszystkie bazy danych.
Odwzorowałam wygląd Teda i zaczęłam szukać na jego temat informacji.
- Hmmm... Może jeszcze zobaczymy co on robi.
Wklepałam adres z mojej strony i się tam zalogowałam. Utworzyłam ją jakiś czas temu, żebym mogła z dowolnego miejsca uzyskać dostęp do mojego sprzętu i kamer miasta.
Szybko uruchomiłam program rozpoznawania twarzy, który go zlokalizował.
- Co za przypadek... - Stwierdziłam. - Wygląda na to, że twój znajomy właśnie w tym momencie handluje narkotykami - odwróciłam ekran w jej stronę, tak żeby miała okazję zobaczyć przekaz na żywo. - Myślę, że tyle ci wystarczy, żeby go uciszyć.
Zapisałam nagranie na jej dysku.

( Dzielnica Mroku) Od Nadii

- Tak, chodźmy już bo zbliża się wieczór a o tej porze nie jest tu zbyt bezpiecznie - ostrzegłam.
Dziewczyna jedynie przewróciła oczyma dawając mi do zrozumienia że przesadzam. Możliwe ale ja nie mam ochoty być napadnięta chociaż ludzkie umysły są na tyle słabe iż nie oprą się moim mocom.
Szłyśmy przez park. Cały czas zastanawiało mnie jedno, jak zareagują inni gdy ode mnie poczują psa anie wilka.
- A ty uczysz się gdzieś czy  pracujesz ? - wyrwała mnie z moich dumań.
- Hm...co? A tak pracuje jako kelnerka - od powiedziałam szybko.
- Aha, a nie chodzisz do liceum czy coś ? - powtórzyła pierwszą część pytania.
- Nie uczę się, wystarczają co się dowiedziałam od mojego Pana - powiedziałam z lekkim zakłopotaniem.
Wyczułam na sobie jej wzrok. Kątem oka widziałam jak stara się zrozumieć co powiedziałam.
- Tak miałam właściciela jak pies i żyłam z nim przez ładne kilka lat - spojrzałam na Rin a ona dawała wrażenie bardzo zainteresowanej i wsłuchanej - na pamiątkę dał mi apaszkę.
- To gdzie ją masz ? - zapytała.
- Cóż pojawia się tylko wtedy kiedy jestem pod moja drugą postacią, wiesz mogłabym Ci ją pokazać ale może jak będziemy w domu - odpowiedziałam oglądając się wkoło.
- To zależy od ciebie - powiedziała obojętnie - a w ogóle jak ty żyłaś obok człowieka?
- Ciężko to wyjaśnić, czułam, że jest dla mnie rodziną i mnie szczerze pokochał- poczułam żal - jednak musiałam odejść bo z każdym dniem coraz bardziej odzywały się we mnie moje instynkty, przez które mogłabym go skrzywdzić - widziałam jak dziewczyna patrzy na mnie z lekkim żalem  we oczach.
- Jednak teraz stałam się silniejsza i potrafię o siebie zadbać - zapewniłam uśmiechając się.
Ona jedynie przytaknęła z lekkim uśmiechem na twarzy. Wtedy poczułam, że wreszcie się przed kimś szczerze otworzyłam i miałam poczucie lekkości. Zaczęłam patrzeć po budynkach i zauważyłam, że to już blisko mojej dzielnicy. I wtedy zauważyłam, że zaraz będziemy przechodzić obok baru, w którym pracuje.
- To moje miejsce pracy - wskazałam na wielki niebieski neonowy napis " Bar Łysego".
- Oo widzę, że pracujesz w dość ciekawych warunkach - uśmiechnęła się.
- Tutaj też pracuje Tod - widziałam na jej twarzy pytający gest - ten, który się do mnie "zaleca".
- Heh codziennie oglądać twarz kogoś kogo się nie znosi, podejrzewam iż wystawia Cię na próbę - mówiła żartobliwym tonem.
- No niestety, nawet szef powiedział, że może go zwolnić, bo on też się we mnie zakochał - przewróciłam oczyma - a ma z 30 lat.
- Uhuhu współczuje, a czemu nie poprosiłaś aby go zwolnił? - zapytała robiąc poważna minę.
- Bo po mimo, że go nie cierpię nie jestem w stanie nic mu zrobić - powiedziałam spuszczając głowę
Zapadła cisza. Ja nadal analizowałam czy pokazać jej moje drugie oblicze, bo w końcu może poczuła ode mnie psa ale czy domyśliła się iż wyglądam jak on. Nie wiem, ale nadal boję się, że jak spotkam jej rówieśników to mogą się okazać nie tak wyrozumiali jak ona.
- Hej laska nie zasypiaj - pstryknęła mi palcami przed oczami.
- Nie zasypiam tylko myślę - rzekłam niepewnie.
Widać odpuściła sobie pytania o czym. Ja rozejrzałam się aby zobaczyć ile do mojego mieszkania, jeszcze z jakieś pięć minut drogi. Zaczęłam dalej rozmyślać gdy nagle usłyszałam w głowie głos Tod'a i jeszcze jakiś gości. I wtedy przed nami zauważyłam trójkę mężczyzn.
- Uhh - warknęłam.
- Co się stało ? - zapytała również wyrwana jak ze snu.
- Przed nami idzie ten Tod ze swoimi znajomymi - powiedziałam gniewnie.
- Heh czyżby również coś kombinował ? - zapytała z uśmieszkiem na twarzy.
- Nie wiem, ale spróbujmy ich wyminąć nie mam ochoty  patrzeć na jego krzywy pysk - od powiedziałam.
Rin jedynie przytaknęła  i zamilkła.  Starałam się za wszelką cenę nie dać się poznać ale i tak mnie rozpoznał.
- Ooo a kogoż ja widzę czy to nie słodka Nadia - powiedział uśmiechając się jak idiota, znowu - o masz przyjaciółeczkę do obrony, heh.
- Nie twój zakichany interes a teraz pozwolisz, że odejdziemy - rzuciłam.
- Oj no weź przedstaw mnie swojej koleżaneczce - widziałam jak się zbliżył do Rin a ona się nieźle wnerwiła chociaż to za mało powiedziane.
- Nawet nie próbuj  - warknęła po czym do odepchnęła a on niczym zwykły przedmiot się wywrócił.
- O nie zaraz będzie coś nie dobrego - rzekłam w myślach.
- Co ?! - wstał - ty mi nie mów co mogę a czego nie !- krzyknął a jego koledzy bardziej zwrócili swoją uwagę na mnie.
- Rin chodźmy nie chce bójki - szepnęłam jej do ucha.
- Nie martw się ten dzieciaczek może mi grozić, tylko żeby zaraz nie stracił buźki - zaśmiała się.
- Coś mówiłaś?! - krzyknął zielonooki brunet.
O nie zaraz naprawdę będzie bójka, a nie chce na karku policji.
-  Ojej małe dzieci zostały urażone - walnęła pewnie.
- Dobra same tego chciałyście - Tod wyjął mały nożyk z kieszeni,.
Od kiedy normalny człowiek trzyma ze sobą takie coś ?! Rin po mimo tego nie była poruszona narzędziem, stała niewzruszona.
- Ooo widzę dziecko ma niebezpieczną zabawkę, nie powinieneś się takim bawić - od powiedziała uśmiechając się.
On widać był wściekły i gotowy to zrobić a jego koledzy raczej nie byli za tym pomysłem. Tod gotowy był użyć narzędzia.
Nie mogę się przemienić ale natomiast mogę go załatwić od środka.  Dosłownie za nim wykonał pierwszy ruch udało mi się do jego umysłu włamać i rozkazać aby przestał.
- Co on odwala ? - spytała zaskoczona, ale po chwili zrozumiała, że to ja.
- Schowaj nóż a potem odjedziesz 500 metrów w przód i zapomnisz o dzisiejszym zdarzeniu - nadesłałam mu myśl i tak samo jego kolegom tylko, że bez noża.
Wszyscy posłusznie to zrobili i odeszli.
- Chodźmy do mnie - rzuciłam.
<Rin ? >

(Dzielnica Mroku) od Rin

W myślach, wciąż analizowałam zapach czarnowłosej. Zaintrygował mnie fakt, iż czułam w nim psa. Nie miałam nic przeciwko temu, wbrew przeciwnie - moim zdaniem była to unikalna dla niej cecha, gdyż nie spotkałam zbyt wielu osobników
Nawet jeśli nie była człowiekiem to wolałam nie pokazywać moich asów w rękawie, więc miałam cichą nadzieję, że nie zauważyła faktu, iż mimo obecności dużej ilości krwi na moich rękach nie było ani jednego zadrapania... A nie... Czy wtedy nie byłoby gorzej? Wtedy mogłabym sprawiać wrażenie mordercy.
- Witaj, cóż mieszkam w tym mieście od ponad roku - podeszła do mnie.
Zastanawiało mnie, jakie miała zamiary, jednak nie sprawiała wrażenia, jakby coś planowała.
Milczałam. Czemu ona podchodziła tak blisko mnie, wiedziałam, że musiała coś wyczuć. Może po prostu nie sprawiałam wrażenia niebezpiecznej? Albo po prostu była pewna swoich umiejętności?
Może na razie założę, że nie wie kim jestem i w ten sposób, jakby co się nie wygadam za dużo.
- Nazywam się Nadia, a ty? - Przerwała milczenie.
- Rin - odparłam wpatrując się przed siebie starając się sprawiać wrażenie znudzonej.
Niestety, szybko udawanie zamyślenia przerodziło się w prawdziwe zamyślenie, gdyż głowiłam się nad tym, co ona zamierza zrobić i kim jest.
- Ty nie jesteś człowiekiem - usłyszałam jej szept.
Zaskoczyła mnie. Była o wiele bliżej niż myślałam.
- Coś mówiłaś? - Nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam.
- Skąd pochodzisz? - Zapytała.
- Aktualnie mieszkam w tym mieście - odparłam. - Wcześniej... Cóż, wcześniej mieszkałam w mniej zaludnionym terenie, który raczej był dziki, taka kraina... Forever Young, ale pewne okoliczności zmusiły nas do przeniesienia się. Dosyć długa historia, żeby opowiadać ją w tym miejscu. Co powiesz na to, żebyś wpadła do mnie za kilka dni do mojego domu?
Wstałam z kucek i nagle się zachwiałam.
- Coś się stało? - Zauważyła to, że oparłam się o drzewo.
- Nic takiego - odparłam. - Po prostu powinnam jeszcze leżeć w łóżku w szpitalu.
- Więc czemu tego nie robisz? - Zapytała.
- Bo tamto miejsce sprawia, że wpadam w depresje - stwierdziłam. - Te białe pokoje, szpitalne łóżka, wolę takich miejsc unikać - w moim głosie było słychać wyraźną niechęć, gdy o tym mówiłam.
Westchnęła:
- Więc jesteś z tego typu, co nikogo nie słuchają i wolą robić wszystko po swojemu - podsumowała. - A co takiego zrobiłaś, że wylądowałaś w szpitalu.
- To wszystko jego wina - teraz znowu w moim głosie była wyraźnie słyszalna nienawiść.
- Jego? - Zainteresowała się.
- Tego idioty co napakowałam mi ciasto trucizną - zacisnęłam pięści na to wspomnienie. - Zresztą jest w szpitalu z tego samego powodu dzięki mnie - uśmiechnęłam się ponuro.
- On jest człowiekiem? - Zapytała prosto z mostu.
- Nie. Kolejny wilk - odparłam, ponieważ i tak nie było sensu tego przed nią ukrywać.
- Mieszkacie tutaj we dwójkę? - Spytała. - Nie spodziewałam się tutaj spotkać wilka.
- Nie - odpowiedziałam. - Jest nas tutaj dosyć dużo. Na pewno więcej niż 30 wilków. Nie znam tutaj wszystkich.
Była zszokowana naszą liczebnością, cóż... Wilki raczej kojarzyły się z dzikimi terenami, ale jak dla mnie obecność internetu i laptopów rekompensowała brak dzikich terenów.
- A właśnie - powiedziałam. - Lepiej się do mojej głowy nie włamuj, bo nie warto nawet próbować.
- Skąd wiedziałaś? - Była zaskoczona.
Tak właściwie to nie ona powinna być zaskoczona, tylko ja.
- Nie wiedziałam - odparłam. - Tak sobie tylko powiedziałam. Strzelałam i oceniałam twoją reakcję, żeby sprawdzić czy mam rację, czy nie. A więc masz jeszcze jakieś pytania?
Wyciągnęłam kartkę i napisałam na niej mój numer telefonu i adres mojego mieszkania, a potem jej ją podałam.
- W każdym razie będziesz mogła mnie tam czasami znaleźć - powiedziałam. - W razie kłopotów pomogę.
- Mam tak właściwie jeden kłopot - stwierdziła.
- A jaki kłopot? - Zainteresowałam się.
- Pewny uciążliwy osobnik mi się narzuca.
- Nie lepiej się go pozbyć? - Zapytałam.
- Nawet jeśli jesteś wilkiem to nie znaczy, że możesz wszystkich zabijać - upomniała mnie.
- Nie myślałam o zabijaniu. Raczej... O umiejętnym zastosowaniu przepływu informacji - uśmiechnęłam się niewinnie. - Mam swoje źródła i pewnie ma przynajmniej jeden, albo dwa sekrety przez które mógłby stracić prace. Ewentualnie możesz dać mu do zrozumienia, że posiadasz takie informacje i to, iż nie powinien się do ciebie zbliżać.
- Hmmm... To może być całkiem niezły pomysł - zastanowiła się. - Może dzisiaj do mnie wpadniesz? Aach... Zapomniałam, że ty jesteś jeszcze w szpitalu. To może inny...
- Wpadnę - przerwałam jej szybko. - Wykorzystam każdą okazję, żeby się stąd wydostać.
Spojrzałam na moje ubrania. Zwykłe spodenki 3/4, bluzka z krótkim rękawkiem i bluza. Nic co by się wyróżniało... I dobrze.
- To co? Idziemy? - Uśmiechnęłam się.

( Dzielnica Mroku) od Nadii

Odkąd odeszłam od mojego "właściciela" wszystko się zmieniło i ja sama. Z sympatycznej suni stałam się lodowatą istotą, która nic nie czuła i miała wywalone na cały otaczający ją świat.
Po odejściu musiałam znaleźć źródło utrzymania, ale najpierw potrzebowałam wykształcenia a przez fakt iż nie byłam człowiekiem w stu procentach w pewnym stopniu uniemożliwiało mi to.  Wtedy czułam, że życie po prostu się na mnie wyżywało ile wlezie przy czym cały czas naciskało na wątek, że w większej mierze jestem psem a nie wilkiem.
Choć po mimo moich przekonań, los nieś miale  dał znać, że nie ma mnie gdzieś. Otóż udało mi się znaleźć pracę. Może posada nie była najlepsza i zbyt dochodowa ale wystarczało na podstawowe za potrzebowanie. Na dodatek mój szef był na tyle łaskawy i wykupił kawalerkę. Widocznie wpadłam mu w oko, ale mnie związki na razie nie interesują.
***
Właśnie zbierałam brudne i puste naczynia z małych okrągłych drewnianych stoliczków na  szarawą tacę.  Całe pomieszczenie nie było jakieś szczególnie wykończone. Ściany ceglane a na nich jakieś neonowe napisy i obrazy z na w pół gołymi laskami. Podłoga wyłożona ciemnymi panelami.  Ogólnie było trochę ciemnawo bo te lampki co są zamontowane na ścianach dawały słabe światło. No i oczywiście barek a w nim najróżniejsze alkohole, papierosy itp. Prościej mówiąc typowa spelunka.
Zbierałam właśnie ostatnie talerze i "kufle" po piwie, gdy zaczepił mnie Tod - jeden z pracowników.  Był mojego wzrostu, może ciut niższy,  krótkie blond włosy i brązowe oczy. Może i był jakimś tam "ciachem",  ale to typowy babiarz, jemu nie zależy na uczuciu tylko na dobrej zabawie, a jak wiadomo "niebezpieczne" zabawy miewają nieciekawe skutki.
- Hej maleńka, nie masz dzisiaj wolnego wieczoru ? - zapytał uśmiechając się chytrze.
- Wiesz, jakoś nie mam ochoty spotykać się z takim dzieciakiem  jak ty - warknęłam.
- Oho , czyżbyś wyciągała swoje pazurki? -  podszedł bliżej ciągle  uśmiechając się jak ostatni idiota.
- Odwal się ! - odepchnęłam go a on wpadł na stolik, który za nim stał przy czym tłukąc kilka talerzy.
Huk był nieprzyjemny a zwłaszcza dla mnie ze względu na mój czulszy słuch. Po chwili drzwi od kuchni otworzyły się z dość sporawym trzaskiem.Wyłonił się mężczyzna w średnim wieku z łysą głową o zielonych oczach z grymaśnym wyrazem twarzy. Nazywał się Markus.
- Co tu do jasnej cholery dzieje ?! - wrzasnął widząc stłuczone szkło na podłodze.
Oboje milczeliśmy, ale czułam, że Tod zaraz wymyśli jakąś niezłą historyjkę.
- Bo ona mnie popchnęła bez powodu to przez nią - powiedział poważnie przy czym robił minkę jakby miał się zaraz rozbeczeć.
Nie chciałam już nic mówić, po prostu czekałam na rozwój wydarzeń.
- Aha, Nadia ty wynieś naczynia i posprzątaj ten bałagan a jak skończysz przyjdź  do mnie, tylne wejście- rozkazał  już spokojniej - a ty Tod zbierz pozostałe talerze.
Kiedy Markus zniknął za drewnianymi drzwiami od kuchni odczułam pewną ulgę.
- Ojej ktoś tu ma mnóstwo sprzątania - powiedział nadal szczerząc te swoje białe zęby - czyli jednak się nie spotkamy a to szkoda.
Wtedy miałam ochotę zedrzeć ten jego uśmieszek z jego twarzy pod moją drugą postacią ale nie potrafiłabym go skrzywdzić po mimo, że jest takim idiotą z nierównym sufitem.
***
Po skończonej pracy poszłam do Markusa, a ten czekał na mnie w umówionym miejscu. Wiedziałam, że on uznawał mnie za faworytkę bo byłam jedyną  dziewczyną, która u niegp pracuje. I to na dodatek wolną.
Wyszliśmy z budynku, on wyciągnął chudego papierosa i go zapalił.
- Chcesz ? - za proponował wpuszczając dym z ust.
- Nie dzięki, nie palę - odmówiłam.
-  Wiem, że dzisiejsza akcja nie była z twojej winy gdyż znam Tod'a i wiem jaki jest - zapewniał - i wiem, że dobiera się do ciebie.
- I co z tym faktem ?
- Iż masz wiedzieć, że w każdej chwili możesz mi o tym powiedzieć a ja go zwolnię - znów wypuścił dym.
Z całej duszy pragnęłam aby zwolnił tego cudaka ale nie będę jak on i nie będę robić z siebie sześcioletniego bachora.
-Nie musisz, wolę mu osobiście pokazać, że nie jestem jak inne - uśmiechnęłam się.
- Jak chcesz ale pamiętaj, jestem twój - rzekł ale nie zbliżył się do mnie.
Ja tylko kiwnęłam głową, i to w nim lubię ie przystawia się jak jakiś niedorozwój do obcej dziewczyny.
Poszłam do pokoju dla personelu. Zdjęłam robocze ciuchy i włożyłam swoje dżinsy, podkoszulkę z jakimś napisem i na to czarną skórę. Wzięłam torbę oraz strój kelnerki. Pożegnałam się z każdym oprócz Todem bo on kończył wcześniej (byłam niebowzięta) i wyszłam głównymi drzwiami.
Szłam chodnikiem mijając ludzi.  Kiedy mijałam jakiegoś psa ten na patrzył jak na swojego. Po części miał rację, nie byłam wilkiem lecz pso- wilkiem z połączeniem odrobiny ludzkiej krwi. Idealny dziwak ze mnie. A właśnie skoro mowa o dziwadłach to poczułam wyraźny zapach hmm... wygląda na to wilka.
- Ale skąd w mieście miałobyś się wziąć takie stworzenie ? - pomyślałam.
Podążyłam niepewnie za zapachem. Było późne południe a słońce świeciło dość mocno. Prowadził do parku. Moja ciekawość była zbyt wielka abym posłuchała rozsądku. Podążałam jak w hipnozie za wonią aż po chwili doprowadziła mnie ona do dziewczyny. Widać, że spadła z drzewa bo z rąk ciekła jej krew. Jednak ona szybko za bandażowała rany i wstała.
- Hej - przywitała się - Jesteś stąd?
- Witaj, cóż mieszkam w mieście od ponad roku - od powiedziałam powoli podchodząc do niej.
Dziewczyna jedynie spojrzała na mnie jak na jakiegoś dziwaka. I wtedy właśnie przypomniałam sobie, że ta woń płynęła od niej, czyli ona musi czuć, że ja jestem inna.
- Nazywam się Nadia a ty ? - przedstawiłam się, przy czym przerywając cisze.
- Rin - od powiedziała znudzona.
Czułam, że jest czymś innym niż istota ludzka.
- Ty nie jesteś człowiekiem -  stwierdziłam szpecząc..
- Coś mówiłaś ? - spytała  jakby wyrwana ze swojego świata.
- Skąd pochodzisz? - rzuciłam pierwsze lepsze pytanie.
< Rin ? >

(Dzielnica Mroku) od Rin

Nie miałam ochoty na rozmowę z Aoime, nie mogłam uwierzyć, że aż tak nas poniosło i zrobiliśmy coś głupiego. Zwłaszcza, że to ja byłam Betą i zawsze pilnowałam, żeby nie wyszło, iż potrafię zrobić takie rzeczy - zawsze chciałam wyglądać odpowiedzialnie i właśnie pierwszy raz zrobiłam coś tak nieodpowiedniego.
Szłam alejkami parku nie mając coś robić, nie miałam zbytniej ochoty wracania do pokoju szpitalnego lub domu. Miałam ochotę po prostu o tym zapomnieć.
Ludzkość wymyśliła tyle leków na polepszenie pamięci, przypomnienie sobie różnych rzeczy. Dlaczego, więc nie zrobili czegoś na zapomnienie? Z chęcią użyłabym pigułki, dzięki której mogłabym zapomnieć o tym zawstydzającym fakcie - a która, jak na moje nieszczęście nie istniała.
Nie posiadałam również mocy wymazania pamięci, więc mogłabym sobie tylko o tym pomarzyć, żeby usunąć ten epizod z mojego życia.
Westchnęłam już chyba po raz setny od ocknięcia się w szpitalu i rozmowie z Ao.
Nagle przypomniało mi się, że w kieszeni miałam swój telefon i słuchawki. Może to pomogłoby mi na chwilę oderwać się od tych myśli.
Rozejrzałam się. Wszystkie ławki były zajęte i nie było, gdzie usiąść, więc po prostu spojrzałam na drzewa - jedno z nich wydawało się idealne do wdrapania na nie, posiadało też całkiem wygodne miejsce na jedne z gałęzi.
Szybko się wspięłam w górę i ułożyłam na wcześniej wspomnianej gałęzi, oczywiście - choć wydawała się idealna zawsze była jakaś malutka gałązka, która psuła cały komfort, jednak tym razem wyjątkowo postanowiłam to zignorować.
Zaczęłam rozplątywać kabelki moich słuchawek, a moje myśli zajęła odwieczna tajemnica - jakim cudem te słuchawki się tak plączą w moich kieszeniach. Oczywiście odpowiedzi na to pytanie nie znałam, inaczej nie byłoby to "odwieczną tajemnicą".
Kiedy wreszcie rozdzieliłam plątaninę kabli włożyłam dwie słuchawki do uszu, podłączyłam do telefonu i puściłam pierwszy utwór z listy, a następnie pozwoliłam sobie odpłynąć myślami i zamknąć oczy zdając sobie sprawę, że powoli usypiam.
...
Nagle poczułam, że spadam i szybko otworzyłam oczy. Taak... Niestety się nie myliłam, ziemia była jakieś 20 centymetrów przed moim nosem. Szybko obróciłam się na bok, żeby nie wylądować na twarzy.
Musiałam najwidoczniej zbytnio się rozluźnić, kiedy spałam i jakoś się przekręcić, tak, że straciłam równowagę i spadłam.
Jęknęłam cicho, ponieważ spadłam na drogę z kamieniami zamiast na krzaki, które znajdowały się zaledwie dwa metry dalej od miejsca mojej kolizji z gruntem. Co za pech...
Powoli się podniosłam upewniając się, że wszystkie kości mam na swoim miejscu.
Dopiero teraz zauważyłam czarnowłosą zaskoczoną dziewczynę, która patrzyła się na moje ręce.
Ups... Chociaż całe dłonie miałam pokryte krwią rany nie wyglądało na to, żebym miała już jakąkolwiek ranę. Szybko sięgnęłam po bandaż znajdujący się w lewej kieszeni spodni i rozerwałam go na pół, a następnie owinęłam ręce zasłaniając w ten sposób krew.
Wciąż milczała, a ja próbowałam w myślach wymyślić, jakąś wiarygodną wymówkę i po raz kolejny żałowałam, że nie posiadam mocy wymazania pamięci - do tej pory nie sądziłam, że taka moc naprawdę byłaby niezwykle użyteczna.
Nagle zdałam sobie sprawę, że z wrażenia zapomniałam o oddychaniu i że moje płuca już od jakiegoś czasu upominały się o kolejną porcję tlenu.
Wzięłam głęboki wdech i przy okazji zaczęłam analizować zapachy.
Dziwne... Jeden z zapachów przypominał nieco woń wilka, lecz był z czymś zmieszany i na pewno nie należał do jednego z mi znajomych.
Szybko zlokalizowałam źródło zapachu - to była ta dziewczyna, która wpatrywała się we mnie w milczeniu.
- Hej - przywitałam się w końcu. - Jesteś stąd?

(Dzielnica Mroku) od Akatsukiego

Zerwałem się z łóżka. Gdzie ja w ogóle byłem? To miejsce wyglądało na szpital, ale dlaczego tutaj trafiłem? Przecież chyba nie robiłem nic niebezpiecznego ostatnim czasem.
Nagle zalała mnie fala wspomnień z tego poranka i przypomniało mi się to straszne z piekła rodem ciasto i jego smak... Co spowodowało, że znowu poczułem odruch wymiotny.
- Spokojnie - usłyszałem głos Aoime. - Wyjaśnisz mi może co się stało? Znalazłam waszą dwójkę bez żadnych ran nieprzytomnych u Rin. Przyznam, że mnie to dosyć zaskoczyło.
- A jaka była diagnoza? - Domyślałem się już co usłyszę.
- Silne zatrucie całego organizmu w obu przypadkach, organizm ludzki by już umarł przy dwadzieścia razy mniejszej dawce, jakimiś egzotycznymi truciznami, które podobno są bardzo ostre w smaku, więc dziwi mnie czemu tego nie zauważyliście.
Taa... To by się zgadzało, czyli wychodzi na to, że wzajemnie siebie próbowaliśmy otruć. To całkiem w naszym stylu.
Westchnąłem:
- Każdy z nas czekał, aż druga osoba wymięknie - stwierdziłem. - A jeśli chodzi o to, jak się tam znalazła trucizna to... Szczerze mówiąc sami próbowaliśmy się wzajemnie otruć.
Aoime spojrzała na mnie zaskoczona. Chyba nie spodziewała się, że zrobimy coś tak głupiego, ale w tym przypadku, jednak wzajemna nienawiść wygrała z granicami rozsądku.
- A co u Rin? - Spytałem.
- Ona ocknęła się jakieś dwie godziny temu, gdyż u niej był lżejszy przypadek. Nie chciała mi wyjaśnić co się dzieje, tylko sprawiała wrażenie, jakby rzucała na kogoś w myślach klątwy, podejrzewam, że to na ciebie jest tak wściekła, a potem powiedziała, że musi się przejść i wyskoczyła przez okno.
Parsknąłem śmiechem.
- W każdym razie to było niezwykle głupie - stwierdziła. - Co prawda zawsze sprawialiście wrażenie nieco dziecinnych, kiedy się kłóciliście o wszystko, ale żebyście się posunęli do czegoś takiego.
- Sami siebie zaskoczyliśmy - odparłem. - Ale było to całkiem ciekawe doświadczenie i jedno jest pewne, nie zamierzamy już tego powtórzyć.
Wstałem z łóżka, na szczęście byłem wciąż w swoich ubraniach.
- Tak właściwie to już mogę się stąd zabierać - zastanowiłem się. - Już jest dobrze.
- Nie - powiedziała. - Zostajecie tutaj przynajmniej do jutra.
- Ale czemu? - Spytałem.
- Po pierwsze: bo to podejrzliwe, jak nagle znikniecie po czymś takim od razy, po drugie: to jest wasza kara. Rin powiedziałam to samo, jak chciała stąd uciec.
- W każdym razie idę się przejść - powiedziałem.
Spojrzała na mnie podejrzliwie i westchnęła.
 - Zresztą nieważne... Ja już idę stąd.
 - To pa - powiedziałem i podszedłem do okna, które było na pierwszym piętrze, a następnie z niego wyskoczyłem i wylądowałem w krzakach.

Nadia - Dzielnica Mroku

Wilcza Postać



Ludzka Postać

Imię: Nadia
Płeć: Kobieta
Wiek: 19 lat ( ludzkie), 5 lat ( psie)
Stanowisko: Kelnerka ( Wyrocznia)
Żywioł: Mrok
Umiejętności Specjalne: Zdolność włamania się do cudzego umysłu ( poznanie jego przeszłości, bądź zawładnąć jego świadomością). Możliwość usłyszenia głosów z zaświatów. Umiejętność zmiany w czystą energię ( jednak nie należy tego mylić z duchem) dzięki czemu potrafi unosić siłą woli przedmioty, jednak nie może zbytnio oddalać się od swojego ciała. Sama jednak jest odporna na opętania i uroki.
Charakter: Nadia to nastolatka, która jest zagubiona w wielkim świecie. Od kiedy się urodziła życie dawało jej ostrego kopa. Przeżycia jakich doznała ukształtowały ją na wzór typowej buntowniczej nastolatki. Zachowuje się jak żmija; kąsa sprowokowana. Chodź po mimo swojego charakteru, potrafi czuć i łatwo ją zranić choć ukrywa to wręcz doskonale. Niewielu miało okazje ujrzeć ją we łzach czy w szczerej radości, bo jak już wspomniałam – świetnie gra. Po mimo lodowej skorupy, która ją otacza to pod nią można odkryć ciepłą i zagorzałą romantyczkę.
Rodzina: Swoich biologicznych rodziców nie poznała, więc wychowywała się sama na wpół jako człowiek na wpół jako pies (wilk). Jednak została przygarnięta przez starego mechanika i wychowywała się pod postacią psa ( od urodzenia jej krew była pół wilcza, pół psia). Dorastała ale z każdym dniem jej instynkty dawały o sobie coraz bardziej znać. Któregoś dnia odeszła i zaczęła żyć na własną rękę. Jedyną pamiątką po tak cudownym życiu jest czerwona apaszka, którą dostała od mężczyzny.
Partner: Szuka, jednak wątpi by ktoś jej odpowiadał.
Właściciel: Furia16/ skype – jusswe2/

niedziela, 24 sierpnia 2014

(Dzielnica Mroku) od Rin

Wróciliśmy ze spożywczego i każdy w milczeniu rozpakował swój kawałek ciasta.
Wzięłam pierwszą łyżeczkę jego i podejrzliwie włożyłam do buzi.
Kurw... Znowu napakował czegoś ostrego... Ale kiedy udało mu się to zrobić? Czyżbym zlekceważyła go, jako mojego przeciwnika? No i czy to było tylko ostre? Może to było trujące?
- Coś blado wyglądasz - zauważył, niby od niechcenia.
- Jest dobrze - powiedziałam sztucznie się uśmiechając.
Ale nic nie było dobrze. Miałam wrażenie, że zaraz coś wypali mi gardło.
- Spróbuj swojego ciasta - zaproponowałam.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, ale wziął jedną łyżeczkę ciasta i przełknął z wysiłkiem.
Ostatecznie udało mi się napakować jego ciasto tym sosem.
Patrzyliśmy się na siebie i dwa zabójcze kawałki ciast.
- Czemu tego nie jesz? - Zapytał się. - Przecież nie powinnaś marnować ciasta, podobno byłaś taka głodna.
- Czekam, aż ty weźmiesz kolejny kawałek - odparłam.
- Po prostu wymiękasz - stwierdził.
- Wcale nie wymiękam - oburzyłam się.
"Weź się poddaj... Poddaj się... Odłóż to ciasto - błagałam go w myślach. - Dam ci 30 dollarów, tylko weź już się poddaj" moje spojrzenie w jego kierunku zawierało ten przekaz.
"Nigdy" odparło jego spojrzenie.
- No to weź kolejny kawałek - uśmiechnął się sztucznie.
Moja ręka powędrowała do ciasta i narzędzie zbrodni zwane łyżeczką starannie oddzieliło kolejną porcję, a potem uniosłam powoli łyżeczkę przed siebie i zwlekając z konsumpcją tej bomby biologicznej zyskiwałam sobie kilka cennych sekund życia.
- Dalej - zachęcał mnie.
Włożyłam łyżkę do buzi i przełknęłam powstrzymując łzy i odruch wymiotny.
Paaaliłoooo. Moje gardło było oazą bólu.
- Teeraz twoja kolej - powiedziałam sztywno.
- Ach tak...  Jakoś tak mi to ciasto nie smakuje... Może powinienem wziąć inne - udał, że się zastanawiał.
O nie... Nie zamierzam być jedyną, która będzie przechodzić przez to piekło na ziemi. Pociągnę go za sobą.
- Coś ty - odparłam. - Najpierw zjedz to, a potem dopiero ewentualnie drugie. Sam mówiłeś, że nie powinno się marnować ciasta - zauważyłam.
Rzucił mi mordercze spojrzenie.
- Coś się stało? - Zapytałam.
- Nic - odparł.
Wziął kolejny kęs.
- Teraz ty - udawał twardego, ale widziałam kropelkę potu na jego czole.
Przełknęłam ślinę, która miała obrzydliwie ostry smak i wzięłam kolejny kawałek.
Po tym miałam wrażenie, że całe dotychczasowe życie przelatuje mi przed oczami.
- Hehe - roześmiałam się myśląc, że tracę rozum. - Ciasto jest przepyszne, nie sądzisz?
- Masz rację jest doskonałe - odparł wysokim głosem. - Chociaż jest nieco zbyt łagodne.
Coo?! Ona zamierzał się zabić? I tak był już na skraju wytrzymałości.
Wziął otworzył tabasco i wylał sobie połowę jego zawartości na biedne ciasto, które nabrało krwistego koloru.
- Twoje ciasto też jest zbyt słabe - stwierdził. - Nieprawdaż? Chyba mi nie powiesz, że wymiękasz przy takim jedzeniu?
- Skądże - odparłam. - Nie będę od ciebie gorsza pod żadnym względem.
Naładowałam sobie ciasto drugą połową butelki sosu tabasco.
Niee!! Przecież ja wyzionę ducha na miejscu.
- No to smacznego - powiedział i oboje wzięliśmy gryz ciasta.
To było jeszcze dwa razy gorsze niż wtedy. Kolejne obrazy, te wizje sięgały już chyba mojego poprzedniego życia - przewinęły mi się przed oczami.
Zmierzyliśmy się spojrzeniami.
- Heh. Widzę, że już wymiękasz. Poddaj się.
- No co ty - odparłam. - To ty się poddaj.
- Jestem pewien, że nie będziesz w stanie zjeść tego ciasta - spojrzał na mnie.
- Heh. Zjem je przed tobą - powiedziałam nim zdążyłam się ugryźć w język.
- Czyżby? Chcesz się założyć? - On również zdał sobie, że powiedział zbyt dużo.
- Dawaj - powiedziałam i szybko powstrzymałam kolejną falę łez.
- Zaczynamy! -Dał znak.
Szybko chwyciliśmy łyżeczki i zaczęliśmy jeść to ciasto. Poryczałam się, język mi spuchł i miałam wrażenie, że wszystko przeze mną się zamazało, a w dodatku gdzieś kątem oka widziałam chyba rzekę Styks.
Straciłam poczucie równowagi i runęłam na stół i rzuciłam spojrzenie na Akatsukiego, który chwilę później runął obok mnie.
- Aaa... Widze krwisto cerwone sksydlate jednorozce - wymruczał.
Naczynka w jego oczach popękały tak, że białka stały się czerwone. Jego twarz również zrobiła się cała czerwona. Nawet jego ręce były krwistoczerwone.
Obydwoje się poryczeliśmy nad pustymi talerzami.
- Ooo.... Wide ksezyc, ale psecez... est eszcze dzien - wymamrotałam.
- O cym ty mowis - wybełkotał. - Psecez tu nie widoc zadnego ksezyca, tam jesss welka kupa molego jednorozca... Jest taka tęczowa.
- Ne... - Wymamrotałam. - Widze swiatlo, ne wolno isc w strone swiatla. Swiatlo bee.
- Wcale nie - usłyszałam jego głos. - Tutaj nastaje... ciemność, a nie światło. Ciemność nas pochłania. To... ezd kooonieeec swiata
Zebrałam się w sobie i z wysiłkiem wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Aoime.
- Alloooo...Laatuj mnie. Padalca zostaf... i nech zdychaa. Psyjdz do...mne.
- Saaamlaa zdyychaaaj - wymamrotał Akki.
- Rin, co się z tobą dzieje? - Usłyszałam jej zaniepokojony głos.
Telefon mi wypadł z ręki i chwilę później wybuchłam niekontrolowanym śmiechem z płaczem, a potem wszystko pochłonęła ciemność.

(Dzielnica Mroku) od Akatsukiego

Wróciłem do mieszkania.
Zastanawiało mnie co powinienem zrobić z Hinomoto. Pomóc jej? Pokonać jej wrogów? Dać jej zginąć? Jakby nie patrzeć mogłem zrobić cokolwiek chciałem i porzucić ją bez wahania... Jednak coś we mnie się wstrzymywało przed zrobieniem tego.
Czyżby to ze względu na przeszłość? Jakby nie patrzeć też byłem kiedyś w nieciekawej sytuacji przez moją własną rodzinę, ale w przeciwieństwie do niej po prostu postanowiłem usunąć z tego świata wszystkie osoby, które próbowały mi coś zrobić. Nie, żeby mi się to udało.
Położyłem się spać, a gdy rano się obudziłem chciałem zagadać do Rin na ten temat. Wyszedłem z mieszkania i wszedłem do niej (jak zwykle bez pukania czy uprzedzenia - lubiłem ją w ten sposób wkurzać).
- Hejka Rin - przywitałem się i zaskoczyła mnie obecność Aoime. - Hej Ao... Coś się stało?
- Nic takiego - odparła Alfa. - Po prostu przyszłam coś zaproponować Rin.
Przyznam, że wzbudziło to moją ciekawość. To było ciut niesprawiedliwe, że Rin zgarniała całą zabawę dla siebie.
- A co takiego? - Spytałem.
- Nic co by ciebie interesowało - wcięła się Rin.
- Nie ciebie się pytam - odparłem.
- I nikt ciebie tutaj nie zapraszał, więc stąd wypierdalaj - znowu się wkurzyła o to, że wchodzę do jej domu bez jej pozwolenia.
- Spokojnie - Aoime złapała Rin za nadgarstek nim doszło do rękoczynów. - Chodzi tylko o to, że chcemy założyć własną firmę i być najemnikami.
- Brzmi ciekawie - przyznałem. - Mogę dołączyć do was?
- Tak - powiedziała Aoime.
- Nie - powiedziała jednocześnie Rin.
Oczywiście drugą z nich zignorowałem, a po chwili zaproponowałem Rin.
- Zagrasz ze mną w szachy?
- Serio gracie w szachy? - Aoime wyglądała na zaskoczoną.
- Tak - przyznałem. - I niestety, ale mamy 45 remisów, ja mam 87 wygranych, a Rin 88 wygranych. Wygramy całą rundę w momencie, gdy jedno z nas wyprzedzi drugą osobę o trzy wygrane.
- Akki ty jesteś mądry? - Spytała zaskoczona Aoime. - Na tyle żeby grać w szachy z Rin?
- Właśnie usłyszałem coś obraźliwego, ale udam, że tego nie powiedziałaś - stwierdziłem. - Jak chcesz to idź, ja po prostu chcę w ten sposób przekonać ją, żeby coś przyznała. Co ona knuje od początku?
- Ja miałabym coś knuć? - Udała, że nie wie o czym mówię.
- Po prostu zauważyłem, że wokół ciebie ostatnio dzieje się za dużo zbiegów okoliczności - odparłem. - I tylko ty wydajesz mi się zdolna na to, żeby ustawić tak tor wydarzeń.
Aoime wpatrywała się w milczeniu w nas, cóż... Miała okazję posłuchać czy przy okazji nie wygadamy się z jakimiś ciekawymi rzeczami.
 - Faktycznie, ale czemu sądzisz, że ja cokolwiek z tego ustawiłam? - Zapytała i ustawiła swoje pionki na szachownicy, ja tymczasem zrobiłem to samo.
Zastanowiłem się chwilę i powiedziałem:
- Po pierwsze: jakim cudem odkryłaś kamerę, skoro ani Ari ani ja jej nie zobaczyliśmy. I to nietypowe dla ciebie, żebyś dała się złapać wrogowi, aby odwrócić uwagę. 2B do 4B.
- Miałam szczęście - stwierdziła. - 7D do 5D
- Po drugie. Czemu skontaktowałaś się z Hinomoto? 2E do 3E
- Przeczucie.8B do 6C.
- Dlaczego kazałaś nam w tej szkole zebrać się w takiej liczbie. Nie było najmniejszej potrzeby wciągania w to mnie czy Ari... O ile nie chciałaś, żebyśmy spotkali się z Hino. C2 do C3.
- Po prostu  wiedząc kim jest przeciwnik wolałam, żeby przyszło więcej osób. A7 do A5.
- Tylko, że wiedziałaś, że jego już tam nie ma. Zmienił swoją pozycją, on wiedział, że nie opłacało mu się tu zostać i ty również dobrze o tym wiedziałaś. D1 do B3.
Spojrzała mi prosto w oczy:
- A masz na to jakieś dowody? - Spytała się mnie wprost. - A5 do A4.
- Po czwarte: jakim cudem niby nie wiedziałaś o tamtej watasze, skoro ty wiesz o wszystkim co się tutaj dzieje. B3 do B2.
Westchnęła ciężko.
- E7 do E5. Każdy przecież może o czymś zapomnieć lub przegapić.
- Ale to nie jest zbytnio w twoim stylu, żebyś coś przegapiła lub tym bardziej zapomniała. G1 do F3.
- G8 do F6 - powiedziała.
- Nie kopiuj moich ruchów - oburzyłem się. - H2 do H1.
- Wy gracie? - Upewniła się Aoime. - Po co wam plansza, skoro gracie w myślach?
- Nie wiem - odparła Rin.- Chyba z planszą to wygląda bardziej naturalnie. C8 do E6.
- Nie właśnie, jak tak gadacie z tą planszą nic na niej nie przestawiając to wygląda o wiele mniej naturalnie.
- Serio? My zawsze tak graliśmy. F1 do D3. A wracając do tematu - spojrzałem się na nią. - Mógłbym wiedzieć co ty planujesz.
- H7 do H6. Po prostu chcę ułożyć, jak najbardziej korzystny bieg wydarzeń, żeby wszystkim pomóc.
- G2 do G4. Chyba po prostu chciałaś powiedzieć, że nie chcesz utracić swoich pionków.
- B7 do B6. Może.
- B2 do C2. Hinomoto pasuje na wieżę, Ari jest niczym goniec - zauważyłem. - Mylę się?
- F8 do D6. A kim jest Aoime lub ty?
- A2 do A3. Jedno z nas jest królową, a ty jesteś królem.
- G7 do G5. I co jeśli powiem, że masz rację.
- H1 do H2. Nie musisz mi tego mówić. Od początku wiem, że mam rację. Może nie zajmuję się komputerami, ale też mam łeb na karku tak, jak i ty.
- E8 do G8. H8 do F8.
- Hmm... Roszada. Nie lubisz mnie, bo wiem, jak myślisz i jestem taki sam pod tym względem. Myślimy według tych samych zasad. D3 do E2
- Mówiłam, że nie chcę słyszeć z twoich ust, że jesteśmy tacy sami. F5 do F4.
- W każdym następnym ruchem jest uratowanie twojej wieży, co nie? - Uśmiechnąłem się podstępnie. - Wszystkie pionki stoją już na swoim miejscu.
Spojrzała na mnie ponuro:
- Naprawdę mnie wkurzasz.
- Dziękuję - odparłem. - Staram się.
- Chcecie powiedzieć, że Hinomoto jest w niebezpieczeństwie? - Kompletnie zapomnieliśmy o Aoime wciągnięci w swoją grę.
- Tak jakby - odparła Rin. - Ale skoro Akki twierdzi, że mam plan to chyba już niedługo nie będzie w niebezpieczeństwie.
Wstaliśmy jednocześnie i Rin powiedziała do Aoime:
- Wybacz, ale muszę iść. Wygląda na to, że o czymś zapomniałam.
- Ja również się zmywam - odparłem. - I pamiętaj w razie kłopotów dzwoń.
- Serio myślicie, że dam się nabrać, że nie idziecie w tym samym celu? - Uniosła brwi.
- Ale my nie idziemy jej uratować - odparłem. - Serio.
- A co niby zamierzacie zrobić?
- Przypomniało nam się, że ta lodówka jest pusta, a jesteśmy głodni - powiedzieliśmy jednocześnie.
- Idziemy tylko do sklepu spożywczego - dodałem.
- Ale po co we dwójkę?
- Bo jak pójdzie jedno z nas to kupi to czego drugie nie lubi - wyjaśniła Rin. - Zawsze to się tak kończy.
- To może tym razem umówicie się, że kupicie to co lubicie obydwoje? - Zaproponowała.
- Druga osoba i tak kupi to czego pierwsza osoba nie lubi, chociaż na początku będzie udawać, że zamierza kupić to co lubimy obydwoje, a potem będzie udawać, że nie wiedziała o tym, że druga osoba tego nie lubi - zacząłem tłumaczyć.
- Z tego wyciągnęliśmy wniosek, że nigdy nie możemy zaufać tej drugiej osobie - stwierdziła Rin.
- Zwłaszcza w naszym przypadku - podkreśliłem.
- To ja może też na dzisiaj pójdę - stwierdziła Aoime i się ewakuowała nim znowu zaczęliśmy się kłócić.
- Jak chcesz to możesz poczekać - zaproponowała Rin z kamienną twarzą,
- Wiem, że chowasz gdzieś sos z super ostrymi papryczkami chilli - odparłem z taką samą kamienną twarzą. - Poprzednim razem nadziałaś mi ciasto trucizną i teraz chcesz tym.
- Nie wiem o czym mówisz.
Złapałem jej rękę i z rękawa wypadł jej wcześniej wspomniany przeze mnie sos.
- Nie myśl, że dałbym się na to złapać.
- Bo się nie dałeś. Tamto ciasto wyrzuciłeś do śmietnika.
- Wrzuciłem najpierw jego kawałek do akwarium i rybki, które tego spróbowały padły na miejscu. Wolę nawet nie zgadywać co było w tym cieście.
- Tymczasem hamburgery, które mi przyniosłeś były z tym wcześniej wspomnianym sosem - wyglądała na wściekłą. - Wiesz, że nienawidzę ostrego jedzenia i mi tym je przyprawiłeś. .. Starałam się o tym nie myśleć, żeby się nie popłakać przy Ari i tobie, bo bym się nieźle ośmieszyła. Tym razem postanowiłam się tylko odwdzięczyć.
- Nie, wtedy ja się odwdzięczałem za to, jak wzięłaś załadowałaś mi moje poprzednie ciasto tabasco. Myślałem, że skonam na miejscu.
- Ale to było jeszcze przed trucizną - wzruszyła ramionami.
- Właśnie przyznałaś, że próbowałaś mnie otruć.

(Dzielnica Wody) Od Hinomoto

Następego dnia gdy wstałam to przypomniało mi się, ze dziś mam wolne. Postaowiłam więc trochę powęszyć na tematy, któryc jeszcze ie przeanalizowałam. Znalazłam się w wielu publicznych miejscach, obserwowałam wielu ludzi. Byli troszeczkę inni od nas. Bardziej rozkoszowali się życiem, jedak.. Nie dało się ukryć, zę to ie prawda. Ten świat miał coś w sobie dziwnego. To na pewno nie było normalne, ze ludzie zachowują się jakby nigdy nic. Nie to było niestety takie podejrzane, tylko fakt, ze to było sztuczne. idać było po ludziach coś w rodzaju: "dasz radę", "musisz dać radę", "boję się, ale wszystko będzie dobrze". Z rozmyśleń nagle dostałam wiadomość.
" Witaj księżiczko, może chcesz dzisiaj wpaść i porozmawiać o dniu wolnym dla twoich rodziców?" - Przeczytałam szybko.
"Co sugerujesz?" - Odpisałam.
" Przyjdź, a się przekonasz." - Odpisał po chwili.
Opuściłam telefon i przygotowałam się metalie na tą rozmowę. Wiedziałam, zę muszę iść bez broni i jeśli to będzie coś do wytrzymania to muszę się zgodzić. Wróciłam natychmiast do pokoju i przebrałam się. Potem szybko znalazłam sie na miejscu i znowu weszłam tam gdzie ostatnio.Mężczyzna pokazał mi z uśmiechem fotel, na którym chciał bym usiadła. Zrobiłam to szybko i spojrzałam na niego z brakiem jakichkolwiek emocji na twarzy, czy w oczach.
- Księżniczko, czy coś jest nie tak? - Uśmiechnął się wrednie gdy ktoś nalewał mi jakiś ciepły napój.
- Do sedna. - Powiedziałam z lekkim zachrypnięciem.
- Bez pośpiechu. Coś się stałoz  twoim gardłem, może chcesz leki? - Wziął swoją filiżankę w dłoń.
- Jeśli nie masz mi nic do powiedzenia to wychodzę. - Przymkęłam oczy i chciałam wstać.
- Przez dwa di będziesz bita. - Zaczął, a ja otworzyłam oczy - W tym czasie twoi rodzice będą mieli wolne, ale będą na to patrzeć. Poza tym będziesz miała zabandazowane tylko piersi i zostaną na Tobie majtki. Nie chcemy ubrudzić twojego ubrania. - Napił się. - Zgadzasz się na to? - Spojrzał na mnie swoimi czerwonymi oczyma.
- Kto mnie zabandarzuje? - Zapytałam.
- Linzey. - Wyciągnął dłoń w strone wysokiej blondynki, która patrzyła na mnie z porządaniem.
- Coś o niej. - Mruknęłam.
- Fascynuje się Tobą od dawna, od małego się Tobą opiekowała, uwielbiała Ciebie  i twoje ciało. Chce tylko Ciebie dotykać, to wszystko. - Odrzekł z wrednym uśmiechem na ryjcu.
- Kat? - Mówiłam cicho.
- Klark. - Wskazał na postawnego mężczyznę w wieku dość młodym.
- Czyli? - Powiedziałam głośniej, przez co zachrypnęłam.
- Zna Ciebie od szkraba, ma sentyment do Ciebie i dlatego to on to wykona. - Powiedział neico niezadowolony.
- Setyment? - Spojrzałam na niego, a on odwrócił szybko wzrok ze złością.
- Nie wiesz? To on od małego uczył Ciebie wielu rzeczy, był przyjacielem twoich rodziców. Wołałaś na niego wujaszku. Kochałaś go jak rodzinę,a  on tak samo Ciebie. Dlatego ma się tego pozbyć. - Odłożył kolorowy przedmiot, z którego wcześniej pił.
- Zgadzam się. - Powiedziałam,a  na sali rozległy się okrzyki radości.
Blondynka zaprowadziła mie do jakiegoś pomieszczenia gdzie musiałam zmieić strój.Miała delikatne dłonie, którymi specjalnie przemieszczała sie po moim ciele. Nasmarowała mie czymś i nie z tego i z owego odwróciła do siebie.
- Proszę, uciekaj. - Po jej oczach spływały łzy wielkości grochu.
Położyłam moją dłoń na jej policzku i pogłaskałam kciukiem.
- Dam radę. Daj mi twój numer telefonu. - Powiedziałam.
- Nie masz gdzie schować. - Przyjrzała mi się.
- Napisz na plecach, zapamiętam. - Odparłam.
Szybko to zrobiła i się uspkiła, po czym zaprowadziła do białego pokoju, gdzie z sufitu zwsały łańcuchy na ręce,a  na podłodze leżały do nóg. Przymocowała mie i wyszła, za szybą już czekało widowisko, widziałam też moja matkę i ojca, którzy siedzieli na fotelach. Skatowao mnie dosć porządnie. Jedak szybko wypuszczono, po powrocie do domu zastałam wiadomość od Rin. Zjawiałam sie tam gdzie prosiła. Rozmowa ta nie była zbyt przyjemna. Moze i oni wszyscy mieli rację, ale wesprzeć kogoś tak załosnego jak ja? Nie mylili się w tym. Nie uciekałam jednak przed żadą odpowiedzialością. W kocńu też żyłam sama... Nie raz umarłabym z głodu. Jednak muszę odpokutować za nim zbiorę siły. Trzęsąc sie wróciłam do domu. Wzięłam prysznic, przy którym sie popłakałam. Po tym jak wysząłm z łazieki napiłam sie wody i poszłam spać. Następego dnia uznałam, ze muszę zebrać parę informacji o tym niby moim stadzie. Obserwowałam to miejsce i czatowałam tam. Było dość trudno, jednak dałam radę.Złość powoli do mnie dopływała z dość cieżkimi skutkami dla mojej psychiki. Około 3 nad ranem wróciłam do domku i się odświerzyłam, oraz przespałam. Obudził mnie sms około 7 rano. *Witaj ksieżniczko, chcę coś Ci powiedzieć. Wpadnij do mnie.* Uzałam, ze pójdę i mu to napisałam.Poszłam od razu. Jak zwykle w to samo miejsce i bez żadych zmian.
- Witaj. - Uśmiechnął się.
Usiadłam ze spokojem i czekałam a jego kolejną informację.
- Rozumiem, więc chciałem Ci przedstwić moja córkę i TWOJĄ SIOSTRĘ. - Złapał banana na ryju.
- Kogo? - Zapytałam ozięble.
- To Mimi. - Zaa fotelu wyszła dwuastoletnia dziewczynka.
Spojrzałam a nią z obrzydzeniem i mruknęłam: Zgiń.
- To ona chciała Cię poznać. - Mężczyza popchął ją w przód.
- Ja... Miło Cię poznać. - Ukłoiła się w pół.
- Ty? Jesteś niczym. - Mój wzrok przeszył ja na wzkroś.
- Hinoś, ale spokojnie. - Powiedział mężczyzna.
- Jeżeli to coś jest twoim dzieckiem to znaczy, że nie powinno się narodzić. -Powiedziałam.
- Księżniczko, nie strasz jej. Chciałbym by miała normalne życie. - Uśmiechął się.
- Nie interesuje mnie to co ty myślisz i to czego ona chce. Jesteście niczym. - Wstałam i wyszłam.
Zapamiętałam jej wygląd, tej Mimi i postanowiłam ją zabić jak najszybciej.

(Dzielnica Mroku) od Rin

Wróciłam do domu z Akkim i pożegnałam się z nim przed moim domem, a potem weszłam do ośrodka i od razu zabrałam rzeczy i popędziłam pod prysznic, aby się odświeżyć.
Jednak we własnym domu jest zawsze najlepiej.
Wyszłam spod prysznica i wysuszyłam włosy, a wtedy stwierdziłam, że będę musiała je ściąć, ponieważ są już zbyt długie i zaczynają się plątać.
Echh... Ale to może jutro rano zrobię, dzisiaj mi się nie chce.
Od razu położyła się spać i usnęłam. W końcu byłam w moim własnym ukochanym łóżku, za którym zdążyłam się już stęsknić.
...
Rano obudziły mnie promienie wschodzącego słońca. W miarę się ogarnęłam, a następnie włączyłam laptopa i uruchomiłam, jakieś gry. Zamierzałam w końcu zrobić sobie dzień przerwy od wszystkich i wszystkiego, żeby się rozerwać.
Nie pamiętam ile miesięcy temu miałam ostatni dzień przerwy. Dziwne, że jeszcze nie zwariowałam od nadmiaru wydarzeń.
Założyłam słuchawki i puściłam muzykę i zaczęłam się układać w fotelu z laptopem na kolanach w momencie, gdy ktoś głośno ktoś zapukał.
Nie, nie zamierzam stąd wstawać. Nikt nie zabierze mi mojego ukochanego dnia przerwy i zabiję każdą osobę, która chociażby spróbuje to zrobić.
Niestety pukanie powtórzyło się trzy sekundy później.
Westchnęłam i wstałam, a następnie otworzyłam drzwi.
Alfa. Aoime. Zaskoczyła mnie to. Zastanawiało mnie ile razy przychodziła tutaj wcześniej.
- Cześć przywitała mnie serdecznym uśmiechem. - Mogę wejść?
- Jasne. Hej, Ao.
Moja przerwa była zrujnowana, ale nie dałam po sobie tego poznać. To nie była wina Aoime, która akurat ostatnio wcale mnie nie męczyła.
- Powiem prosto z mostu. Masz ochotę zarobić?
To zabrzmiało ciekawiej, niż te wszystkie przysługi, które ostatnio wyświadczałam.
- Zawsze - odparłam.
- A dobrze się bawić? Przy okazji, podkręcić swoje umiejętności?
- Co ty knujesz? - Zainteresowała mnie jej propozycja.
- Nic co cię zabije.
- Więc...? - Zastanowiłam się. - Wpadłaś na jakiś szalony pomysł i chcesz mnie w to wciągnąć - zgadywałam. - Zajęcie nie jest przeciętne, bo inaczej po prostu przyszłabyś do mnie i powiedziałabyś prosto z mostu, w dodatku jest zarobek, więc jest to praca mieszczona w ludzkich kryteriach, ale nie będzie też przeciętna, bo inaczej bym się nią nie zainteresowała, ani tym bardziej ty. Hmm... W dodatku nie wymieniłaś też konkretnej czynności, więc podejrzewam, że ta praca musi być bardzo... - Szukałam przez chwilę dobrego słowa. - Wszechstronna. Najemnicy? Jakieś nietypowe prace? Mam rację?
Kiwnęła głową.
- Jak zwykle potrafisz tak wiele wywnioskować z kilku słów - stwierdziła. - Myślałam nad założeniem naszej własnej firmy, która będzie bardzo wszechstronna. Przynajmniej nie będziemy się nudzić i mieć zarobek. Myślałam o nazwie Odd Jobs.
- Muszę przyznać, że pomysł brzmi ciekawie - przyznałam. - Myślę, że mogę w to wejść.
Chyba, jednak będę musiała się pożegnać z moją przerwą, ale przestałam się tak przejmować, ponieważ szykowała się niezła zabawa.

(Dzielnica Mroku) od Akatsukiego

Rin nie wyglądała na szczególnie przejętą tym, że siedziała tam tak długi czas. Wyglądała na dosyć wypoczętą  (pomijając fakt, że była nieziemsko głodna).
Chwila... Ona nie kazała nam chyba wszystkim przyjść tylko po to, żebyśmy przynieśli jej jedzenie? Ona chyba taka nie jest?
Spojrzałem na nią i to jak trzymała reklamówkę przy sobie, gdzie było jeszcze trochę jedzenia i zdałem sobie sprawę... Ona może taka być.
Wyszliśmy przez budynek i nagle podeszła do nas Hinomoto, wyglądała paskudnie.
- Rin, dzięki za kontakt - powiedziała lekko nieprzytomnie Hino.
- Co się stało? - Zapytałem jej.
- Masz rany tylko w widocznych miejscach, więc... Gadaj co za kurwisko cię skatowało - Ari, jak zwykle ostro używała swojego niewyparzonego języka.
- Niedługo będziemy widywać się rzadziej - powiedziała bez wytłumaczenia.
Zaczynała mnie irytować, myśli, że sobie może robić co chce i oczekiwać, że wszyscy się z tym pogodzą?
- Hinomoto, nie mów, że nie skorzystałaś z broni - powiedziała Rin.
Nie mogłem uwierzyć, że jest taką idiotką... Coś się nie zgadzało.
- To nie tak, musiałam na to pozwolić - uśmiechnęła się smutno.
- Możesz przestać mieć tajemnice - zaproponowałem z uniesionymi brwiami. - Skoro i tak nic nie wynika z tego spotkania, to lepiej byłoby, żebyś tutaj nie przychodziła.
- To na pierwsze spotkanie... - Im więcej mówiła, tym mniej sensu to miało.
- Twoja zemsta polega na tym, by tak wyglądać? - Mruknęła Ari.
Nie sądziłem, żeby dotarły do niej jakiekolwiek realne argumenty.
- Skoro tak wam zależy to wam powiem... Dzięki tym ranom moi rodzice przestali być rżnięci przez stado, które kiedyś nas uratowała. Tak naprawdę to ja powinnam być na ich miejscu i rodzić dzieci, jednak uciekłam, a rodzice mnie potrzebują. Nie możecie mi pomóc.
A więc straciła zdrowy rozsądek przez sprawy rodzinne. Chyba pora, żeby w końcu ktoś ją uświadomił, jak sprawy stoją i jak powinny stać, czas żeby to zmieniła.
- Dlaczego, więc nic nie powiedziałaś? - Spytałem ponuro.
- Czyżbyś nam nie ufała? - Rin wiedziała co powiedzieć, żeby jej dopiec w wyrafinowany sposób.
Hinomoto spojrzała na nas w sposób, jakby chciała powiedzieć "nie miałam tego na myśli" czy coś w tym stylu.
- Jesteś idiotką - po chwili przywaliła jej z liścia i trafiła w jedną z ran. - Co ty sobie wyobrażasz?!
- Dam radę - wytrzymała uderzenie.
- Te! - Warknęła Ari. - Nie znam cię, czuję, że jesteś z Wody, może mnie nie interesuje twój żywioł w najmniejszym stopniu, ale jak widzę, jak dajesz sobą pomiatać to działasz mi na nerwy. Prosisz się o to, żeby ciebie zakatowali!
- Nie obchodzi mnie to - powiedziała.
- Ty! Jesteś rąbnięte czy coś? Nie masz szacunku do swojego życia?! TO PO CO TY SIĘ MŚCISZ! - Wydarła się.
- Ari spokojniej - powiedziałem łapiąc ją za rękę i zatrzymując, nim jej przywaliła. - Hinomoto, jeśli nie dasz sobie pomóc skończysz tak, jak mówi Ari.
- W przypadku tej sprawy nie zachowujesz zdrowego rozsądku - dodała Rin. - Także, lepiej by było, gdybyś dała sobie pomóc, inaczej przegrasz tą bitwę i jesteś głupia myśląc, że jak się poświęcisz to zrobisz dobrze. Po prostu uciekasz przed odpowiedzialnością - jej głos był niezwykle chłodny.
- Nie jesteście w takiej sytuacji, jak ja! Nie wyobrażacie sobie tego co czuję! - Krzyknęła.
- Fakt, nie wiem, jak to jest - odparła Rin. - Ja nawet nie wiem, jak moi rodzice wyglądają, nie wiem czy żyją, chociaż wątpię, żeby przetrwali. Nigdy ich nie spotkałam i od zawsze musiałam sobie radzić sama i polegać tylko na sobie, więc nie wiem jak to jest.
- A ja próbowałem sam zabić mojego ojca - przyznałem. - Bez wahania zagłębiłem w jego piersi ostrze mojego miecza. Co za pech stary nie zginął, zrobiłoby to lepiej dla tego świata. W końcu to był diabeł wcielony - wzruszyłem ramionami. - Nie wiem co to znaczą więzy rodzinne, podobnie, jak i Rin.
- Dlatego z łatwością możemy zająć się tą sprawą za ciebie - powiedziała Rin. - Myślałam, że kiedy pragniesz coś chronić daje ci to siłę, jest twoją słabością, ale jednocześnie pozwala ci to na przekroczenie swoich granic i zrobienie rzeczy, których normalnie nie byłabyś w stanie wykonać. Słyszałam, że tak wszyscy mówią.
- To stado jest krwiożercze, są w stanie was pozabijać! To jest niemożliwe, żeby ich pokonać. Po co macie się męczyć? - Wyglądała na zrozpaczoną.
- Straciłaś rozum, głuuuupia - roześmiałem się, a potem już nie miałem takiej wesołej miny. - Najwyraźniej jesteś z tego typu co nie uczą się na błędach. Myślisz, że twoi rodzice poświęcili się po to, żebyś dała się skatować.
- To już nie ma znaczenia, Akki. Ona nie ma już znaczenia - odezwała się Rin. - To jest już tylko namiastka żałosnego człowieka. Została złamana i pozwoliła, by jej siła przerodziła się w słabość - wydawała się obrzydzona. - Właśnie stania się tacy, jak ona powinniśmy unikać. - Po chwili zwróciła się do Hino. - Nie pokazuj mi się na oczy!
Po prostu ją minęła z obojętną miną, jakby chciała jej pokazać, że nie jest już dłużej dla niej przydatna.
 - To było nieco okrutne - stwierdziłem. - Przecież ona ciebie słyszy. Chociaż muszę przyznać, że masz rację. Robienie czegoś takiego, "poświęcanie się" i uciekanie od odpowiedzialności... Myślałem, że jesteś inna, powinnaś się od nas trzymać z daleka.
Przybrałem ten sam obojętny wyraz twarzy.
Podążyłem za Rin, było parę rzeczy, które musiałem z nią omówić.
- Jesteś żałosna - usłyszałem komentarz Ari.
- Ty również. Chcesz żyć poświęcając wszystko inne - odparła.
- Ty żyjesz zemstą, a ja pragnieniem życia - oznajmiła.
- I miłością. Żyję też miłością.
- Żałosne - Ari się od niej odwróciła i nas dogoniła. - Szczerze mówiąc nie rozumiem czemu daje sobą pomiatać, mimo swojej siły.
- Tak, jak powiedziała, my tego nie zrozumiemy - wzruszyła ramionami Rin. - Ona ma inne zasady w życiu i uparcie postępuje według nich nie widząc, że one straciły już dawno swoją wartość. Taka śmierć jest bezwartościowa.
  - Podejrzewam, że ona tak skończyła przez jakąś przysięgę. No i radzę sprawdzić kto jest dla niej tą miłością, bo może ten ktoś ja wesprze.
- Rin, masz dyktafon? - Spytałem. - Ari właśnie się kimś przejęła.
- Niestety, ale nie - udała przerażoną minę. - Taka strata. Nie wiedziałam, że ona kimś może się tak przejmować.
Wybuchnęliśmy we dwójkę śmiechem.
- Mówię poważnie - Ari nas zaskoczyła.
- Sorki - uśmiechnęła się Rin. - Po prostu nie znałam jeszcze ciebie z takiej strony, myślę, że to dobra cecha... A o co chodziło ci z tą miłością?
- Tamta dziewczyna powiedziała, że żyje miłością i zemstą - wzruszyła ramionami.
- Jaką miłością? - Zaciekawiłem sie.
- Mało mnie to obchodzi. I tak zdechnie - powiedziała Ari.
- I wróciła egoistyczna Ari, którą znałem - stwierdziłem. - A właśnie... Kiedy mówiłaś o tym, że prawdziwa siła jest w momencie kiedy coś chronisz, serio tak uważasz?
- Nie - odparła. - Blefowałam, ale słyszałam, że tak ludzie mówią i wydało mi się to odpowiednie do powiedzenia w tej sytuacji.
- W sumie to się tego spodziewałem - kiwnąłem głową. - Nie ma mowy, żeby osoba o tak chłodnym sercu, jak ty chciała coś chronić.
- Chcesz w łeb? - Spytała uśmiechnięta i nagle stwierdziła. - Jestem zmęczona, więc chyba się zbieram.
- To ja też idę - zadecydowałem. - W końcu mieszkamy obok siebie. Niestety.
Poszliśmy razem zostawiając Ari.
- Zgadzam się, musisz w końcu się stamtąd wynieść - stwierdziła po chwili.
- No chyba ty się stąd wyniesiesz - odparłem.
- Ty.
- Nie. Ty się wyniesiesz.
- Wcale nie.
Znowu zaczęliśmy się kłócić, jak gdyby nigdy się nic nie stało i nie spotkaliśmy dzisiaj Hinomoto.