Moje mieszkanie było puste , nie miałam niczego co pomogłoby mi ułatwieniu sobie życia w tym świecie.
Miałam jednak pieniądze od Ao na start. Postanowiłam się zdrzemnąć na chwilkę. Zbudził mnie dzwonek do drzwi , gdy je otworzyłam zobaczyłam mężczyznę.
-Gdzie to zostawić ? -zapytał zwracając moją uwagę na wielkie kartony na dworze.
-Co to ? -zapytałam ze zdziwieniem.
-Meble -odrzekł.
-Meble ? ale ja ...-przerwał mi.
-Od niejakiej Aoime.-dodał.
No tak stara dobra Ao zawsze się troszczy.
-Niech zostaną tutaj.-odrzekłam.
Teraz pytanie jak to złożyć w całość ?
Wzięłam się za wnoszenie kartonów po schodach ale pojawił się pierwszy problem to cholerstwo było zbyt ciężkie.
-Kurwa co w tym jest że nie mogę tego podnieść głazy ?-klęłam.
-Aa bo się spocę co za gówno !-wrzeszczałam nieudolnie próbując swoich sił.
Nagle pojawił się jakiś typ.
-Pomóc ?-zapytał.
-Nie ! Sama sobie poradzę !-odkrzyknęłam.
-Właśnie widzę... -odchrząknął.
-Ehh dobra przystojniaku pokaż co potrafisz-odrzekłam.
- Mebelki? - zapytał, wychodząc i kierując się do stojącej przed domem ciężarówki.
Udałam się do kuchni po szklankę zimnej coli , podałam mu a on wypił ją duszkiem.
- Rapix - powiedziałam.
- Co?
- Rapix. To moje imię - powtórzyłam, wciąż patrząc za okno. Dochodziło południe.
- Akatriel - przedstawił się - będziesz potrzebować pomocy w skręcaniu mebli? - dodał.
- Pan majster-złota rączka? - zaśmiałam się. Kiwnął głową.
- Czemu nie? - wzruszyłam ramionami - ta żółta skrzynka na dworze to twoja?
- Tak - wstał i poszedł po nią.
Otworzyłam kilka kartonów , widziałam jak Akatriel pracuje w pocie czoła cóż warto go wynagrodzić.
Wsunęłam mu plik banknotów do kieszeni koszuli.
- No bez przesady - powiedział i wyciągnął rękę, z zamiarem oddania pieniędzy.
- Zwrotów nie przyjmuję! - zaśmiałam się.
Nagle zaczęło burczeć mi w brzuchu z głodu. Poczułam wstyd no cóż w końcu nie jadłam nic od wczoraj.
- Proponuję kompromis. Zabieram cię za to na kolację.-odrzekł.
Byłam zaskoczona jego postawą. Zabrał mnie do pobliskiej restauracji gdzie zjedliśmy spaghetti.
Poczułam że mamy ze sobą wiele wspólnego , dobrze się dogadujemy. Odprowadził mnie do domu co było niezmiernie miłe z jego strony. Pożegnałam go i udałam się pod prysznic. Myślałam w tym czasie o Blue i o tym jak bardzo mi go brak , ale gdy przypominałam sobie jego twarz w moich myślach pojawiał się tylko Akatriel.
Udałam się do kuchni po szklankę zimnej coli , podałam mu a on wypił ją duszkiem.
- Rapix - powiedziałam.
- Co?
- Rapix. To moje imię - powtórzyłam, wciąż patrząc za okno. Dochodziło południe.
- Akatriel - przedstawił się - będziesz potrzebować pomocy w skręcaniu mebli? - dodał.
- Pan majster-złota rączka? - zaśmiałam się. Kiwnął głową.
- Czemu nie? - wzruszyłam ramionami - ta żółta skrzynka na dworze to twoja?
- Tak - wstał i poszedł po nią.
Otworzyłam kilka kartonów , widziałam jak Akatriel pracuje w pocie czoła cóż warto go wynagrodzić.
Wsunęłam mu plik banknotów do kieszeni koszuli.
- No bez przesady - powiedział i wyciągnął rękę, z zamiarem oddania pieniędzy.
- Zwrotów nie przyjmuję! - zaśmiałam się.
Nagle zaczęło burczeć mi w brzuchu z głodu. Poczułam wstyd no cóż w końcu nie jadłam nic od wczoraj.
- Proponuję kompromis. Zabieram cię za to na kolację.-odrzekł.
Byłam zaskoczona jego postawą. Zabrał mnie do pobliskiej restauracji gdzie zjedliśmy spaghetti.
Poczułam że mamy ze sobą wiele wspólnego , dobrze się dogadujemy. Odprowadził mnie do domu co było niezmiernie miłe z jego strony. Pożegnałam go i udałam się pod prysznic. Myślałam w tym czasie o Blue i o tym jak bardzo mi go brak , ale gdy przypominałam sobie jego twarz w moich myślach pojawiał się tylko Akatriel.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz