niedziela, 31 marca 2013

(Wataha Powietrza) Od Shagay'i

Jaka ja jestem szczęśliwa! Po raz pierwszy od kilkunastu miesięcy ktoś do mnie coś powiedział! Wreszcie zobaczyłam inne wilki!
-Potrzrebujesz czegoś jeszcze?-zapytała centuria
-Nie nie, wszystko mam
-Na pewno?
- Tak. Ale mam pytanie jak ona ma na imię?-zapytałam pokazując głową na tajemniczą wilczycę.
-To Davia...jest nietowarzyska. Ale tak jak ty to wyrocznia.
-Naprawdę?
-tak. Czasami się jej boję...
-Pójdę z nią pogadać..
-LEPIEJ NIE!
-No dobrze. Wiesz może gdzie jest Shadow?
-Nie. Nikt go nie widział..
-Muszę się jego czegoś zapytać.
-Czego?
-Kilka tam spraw dotyczących moich obowiązków
-A to spoko

Poszłam więc do mojej malusiej jaskini. No cóż. Lepiej rydz niż nic. Nie było tam w sumie aż tak źle. Miałam piękny widok na księżyc w pełni.
Następnego dnia znowu nie mogłam znaleźć Shadow'a. Dobrze jeszcze trochę poczekam. Lecz potem przypomniałam sobie o swoich mocach.
Sprawdzę. Zobaczę co on robi.....o nie nie ma go zbyt blisko nie mogę go wykryć...grrr...moje nędzne moce nigdy się nie przydają....




(Wataha Mroku) Od Aoime

  To wszystko było takie chaotyczne. Szalone. I co dziwniejsze, podobało mi się to.Po wyznaniu miłości, całą noc podziwialiśmy gwiazdy. Udało mi się nawet wypatrzeć kometę. Uroczo.
    Cóż, nie byłam w mojej jaskini trzy dni, kurczę, nie dobrze.
Otrzepałam się z kurzu i puściłam się pędem ze wzgórza.  Scythe dogonił mnie  i rzucił ostrzegawcze spojrzenie. Uprzedzając jego pytanie rzuciłam:
- Zamierzam zaopiekować się dzisiaj watahą. Chcesz mi towarzyszyć? - Uśmiechnęłam się tajemniczo.
W odpowiedzi skinął głową, a kąciki powędrowały w górę.
Gdy weszliśmy, wszyscy jeszcze spali. Nie chciałam ich budzić, usiadłam przed jaskinią i obserwowałam okolicę. To było szalenie nudne. Postanowiłam przynieść im śniadanie, poprosiłam Scythe'a o pomoc.
Zdążyliśmy wrócić ze zwierzyną, gdy pierwsze wilki się budziły.
Wydawały się zdziwione. Może trochę przestraszone. Ale czym?
Podsunęłam im jedzenie.
- Przepraszam za zaniedbywanie was. Mam nadzieję, że więcej się to nie powtórzy. - Uśmiechnęłam się promiennie, tak jak zwykle robią to matki, by dodać otuchy.
Wielki, czarny kruk przysiadł na mym barku. Uśmiechnęłam się szerzej.
Podeszłam do Aurory i oderwałam kawałek mięsa. Wyszłam zjeść przed jaskinię. W południe miałam się spotkać z Minsem.
Układałam sobie w głowie co mu powiem. Po prostu łagodnie oznajmię, że nie chcę z nim być. Miałam tylko nadzieję, że to nie będzie dla niego cios i że znowu nie ucieknie.
Po drodze spotkałam Kiche, była jakaś nieswoja. Nie miała nawet ochoty na rozmowę, bo ucięła mi i pobiegła gdzieś.
Słońce było w zenicie, zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w wiatr. Niedługo nadejdzie zima, wszystko utonie w sterylnej bieli.
Usłyszałam kroki, otworzyłam oczy i zauważyłam Minsa. Nie zmienił się ani trochę. Wyglądał tak samo jak pierwszego dnia, gdy go spotkałam i zaprosiłam do Watahy. Fascynujące.
Przywitałam go, jak gdyby nic ważnego miało się  za chwilę nie stać, jakbym nie miała mu złamać serca i zawalić całego świata. Byłam odprężona.
- Hej, Aoime. - odpowiedział.
No jasne. Zamknęłam z powrotem oczy i igrałam z nim. Czekałam, aż zapyta. Nie powinnam się nim bawić, a jednak pociągało mnie to. Jestem okropna.
W końcu się przełamał:
- Podjęłaś już decyzję?
Milczałam długo, obserwując jak napięcie w nim narasta. Musiałam się powstrzymywać od nie wybuchnięcia śmiechem.
W końcu ochłonęłam, wzięłam kilka głębokich wdechów, otworzyłam oczy i przemówiłam:
- Tak, wybrałam. Wybieram Scythe'a. A Ty musisz sobie z tym poradzić. Nie jestem jedyną waderą w tej krainie. - Rzuciłam mu oszałamiający uśmiech.
Po co się mu tłumaczyłam? Może z jakiegoś sentymentu? Był jednym z pierwszych wilków, które do mnie dołączyły.
Wstałam i wróciłam do wilków. Moich wilków. Mojej watahy.

(Wataha Ognia) Od Kondrakara

*- Już tak po wszystkim? Lupusy naprawdę nie żyją? Wszystko będzie już normalne?*- pomyślałem wychodząc z jaskini
- Już będzie dobrze, nic nam nie grozi! Skoro Lupusy nie żyją na razie będzie spokój...- powiedziała Grace niezbyt pocieszająco, pewnie czytała mi w myśli skoro odpowiedziała na moje pytania z myśli...
- Czemu mi czytasz w myśli i gdzie idziesz?- zapytałem waderę
- A tak sobie wyczytałam ,bo byłeś w zasięgu mnie i tak jakoś usłyszałam. – odpowiedziała z łobuzerskim uśmieszkiem.
- Idę na trening fizyczny i tak przypadkiem cię napotkałam.- dodała za chwilę
-Nie będę cię zatrzymywać, idź na trening żeby się nie spóźnić.- powiedziałem spokojnie i wszedłem z powrotem do jaskini ,a Grace poszła gdzieś.
Wyłożyłem się na podłodze na plecach i zacząłem się ocierać o podłogę.
Znalazłem sobie rozrywkę w tym dziwnym dniu...ocieranie się o podłogę niczym pies.
To było nawet przyjemne dla moich pleców...taki mały masaż.
 Przerwałem ,bo usłyszałem kroki...nadchodziła Kate.
Podszedłem do niej powoli i zapytałem:
- Cześć, ty jesteś Kate, prawda?- zapytałem nie mogąc sobie jej przypomnieć, chyba się nie znamy...chyba.
- Hej, tak. A ty Kondrakar?- odpowiedziała
- Hmm. To dziwne, że jeszcze się nie poznaliśmy. Nie, zaraz, ja już z tobą gadałem przecież…!- powiedziałem po krótkim myśleniu.
Podrapałem się po nosie ,bo mnie zaswędział, Kate popatrzyła na moje plecy i lekko się uśmiechnęła...
*- Mam brudny nos czy co?*- pomyślałem gładząc sierść na plecach, gdy spojrzałem na moją łapę była brudna i już wiedziałem z czego się zaśmiała cicho Kate. Miałem brudne plecy od podłogi jaskini...zawstydziłem się. Kate popatrzyła na mnie i odpowiedziała:
- Tak, przecież jestem tu już ponad miesiąc. Wtedy, w jaskini.- przypomniała mi z uśmiechem na twarzy.
- Dobra, ja muszę lecieć. Może jeszcze będziemy mieli okazję, żeby pogadać, jak myślisz?- zaproponowałem jej
- Fajnie by było. Do zobaczenia!- odpowiedziała wesoło
- Pa! – pożegnałem się i odszedłem w stronę lasu.
Szedłem w stronę wodospadu żywiołów, musiałem się koniecznie umyć, bo byłem  cały brudny od podłogi jaskini...
Gdy dotarłem po raz pierwszy widziałem wodospad tak czysty i z siłą lecący z góry.
Wszedłem do jego strumienia szybko się umyłem, po wyjściu z wody moje futerko lśniło z czystości cieszyłem się ,że wziąłem tak przyjemną kąpiel.

(Wataha Powietrza) Od Centuri


Po tym jak doszłam do watahy powietrza postanowiłam rozejrzeć się po okolicy .Przy okazji poznałam różne wilki.Poznałam Nayre.Była dla mnie miła, przynajmniej mi się tak wydawało.
Przeszłam się niedaleko rzeki, gdy nagle wyłoniła się z wody wilczyca.Była biało-czarna, a w oczach było widać ciekawość.
-Hej jestem Moonlight Shadow-powiedziała pewnie i stanowczo-A ty?
- Centuria należę do watahy powietrza.A ty pewnie do wody.
-Spostrzegawcza jesteś!-uśmiechnęła się i odpłynęła.
To była bardzo krótka rozmowa, ale mam nadzieje, że jeszcze ją spotkam.Wracałam już do jaskini, gdy nagle usłyszałam głos.Nikogo za mną nie było, więc uznałam żeby iść dalej.Znowu usłyszała ten sam głos,jedynie zobaczyłam orła. Byłam zaciekawiona kto to więc zagadałam.
-Ty do mnie mówisz?-spytałam
-A widzisz jeszcze kogoś?
-No.....nie
-No to widzisz.-odparł i zaraz spytał-Co tak chodzisz po tym lesie?
-Zwiedzam.Musze już iść.Na razie!
-Pa
Tym razem poleciałam i w ten sposób znalazłam sie szybko w jaskini.Już się ściemniało, ale nie chciało mi się spać.Więc wyszłam z jaskini.Noc była piękna a w dodatku księżyc rozświetlał las.Nagle usłyszałam szelest ,ale nikogo nie zauważyłam.Nim się zorientowałam zasnęłam na dworze.

(Wataha Ziemi) od Kiche



Ułożyłam się przy mapie Forever Young. Czułam, że tam coś jeszcze brakuje tylko … czego?
- Może róży wiatrów? – Zaproponowała Vento. – Ale musiałabyś poprosić o to Sha..
- Wiem kogo. – Przerwałam wypowiedź. – Idź. Dziękuję za pomoc.
„No tak! Róża Wiatrów. Tak się pięknie nazywa to czego tu brakuje” – Myślałam zadowolona.
Było już troszkę późno gdy nagle dostałam mentalną wiadomość od… Shadow’a. Zdziwiło mnie to. Treść była prosta mam być obok jeziora Letniej bryzy o północy.
- Oooo..! – Jęknęłam, zapominając, że moi towarzysze smacznie śpią.
Odpowiedziałam mu, że przyjdę.
Jednak było jeszcze troszkę czasu. Więc udałam się do Jaskini Niespełnionej Miłości. Gdy weszłam, od razu poczułam chłód jakby było tam jak w zamrażarce lub gorzej.
„Miejsce miłości i rozpaczy…” pomyślałam.
- Może w końcu byś mi pomogła a nie ciągle stawiasz jakieś nowe zagadki ? – Warknęłam, wiedziałam do kogo kieruję tą wiadomość. – Wątpię by to wpłynęło na moje wychowanie.
- Wpływa, wpływa… - Usłyszałam lekkie echo ciepłego głosu.
- Tak, jasne ! Jakoś tej nauki nie widzę ani nie czuję. – Wiedziałam, że moja matka może być zła za to, jak do niej się zwracam. – Jesteś beznadziejną nauczycielką.
- Och Kiche… Dałam Ci wszystko co mogłam a ja nie jestem pisarzem losu… - Powiedziała zmartwiona. – Ale Ty masz dosyć dobre życie..
- Co to za Sowa? – Zapytałam ucinając wypowiedź Natury.
- Jaka sowa? – Zapytała ze zdziwieniem.
-  Nie udawaj. – Warknęłam. Utworzyłam z piasku postać owej sowy którą spotkałam w lesie i zapytałam ironicznie. – Może to twoja znajoma?
- Noo tak, moja znajoma. – Odpowiedziała. – Która chce Ci pomóc. Widziałam co się stało z Goghte dlatego ją poprosiłam o pomoc, córeczko… ktoś musi Cię chronić.
-  Cicho bądź ! – Odparłam. – Ja jestem dorosła ! Mam własne życie i chciałabym spokoju a tu końca nie widać ! Ty mi wszystko utrudniasz.
Nagle pojawiła się, biała postać. Wilk o pięknej śnieżnej sierści, tak jakby była utworzona ze śniegu.
- Zbliża się zima wiesz? – Zaśmiała się ciepło. – A ja mam  córkę która nie chce mi pomóc, och.
- Chcę – Mruknęłam.
- Tylko abym dała Ci spokój. Chciałabyś widywać mnie raz na miliard lat?
- A ile razy pojawiłaś się w prawdziwym wcieleniu koło mnie? Ile razy ze mną rozmawiałaś ?! – Wpadłam w istną furię. – Zero.
- Bądź dzielna córeczko. Kocham Cię. – Odparła i zniknęła.
- Aaa…. !!! A ja Ciebie nie. – Krzyknęłam.
„Rodziców się nie wybiera” usłyszałam w myślach głos Natury. 
Zbliżała się północ. Więc musiałam zbierać się do Shadow’a ucieszył mnie ten fakt, że go zobaczę.
- Witaj Kiche. – Odpowiedział łagodnym tonem. – Miło Cię widzieć.
- I nawzajem Shadow. – Uśmiechnęłam się i pociągnęłam go jak zawsze za uszko. Tym razem nie bolało go tylko się zaśmiał.

(Wataha Powietrza) od Shadow'a

Rozmowa z Kiche była dla mnie jak kubeł z zimną wodą.
Ale tylko w kwestii abym nie był tak zamyślony i małomówny.
Dalej miałem mieszane uczucia co do 'związku' z Alfą Ziemi.
Miałem swoje lata, i moja zwariowana, mroczna rodzinka by chciała abym miał partnerkę a jeśli ja nie chcę?
Chodziłem jeszcze długo do terenach mej watahy, wreszcie poszedłem do góry na której były pierwsze 'podglądania' co się dzieje na Polanie Pojednania.
*Dobre czasy* -Zaświeciła mi myśl w głowie.
Życie było takie proste, a kiedy wkroczyła Kiche było takie zabałaganione...
-No ale dała Ci iskierkę nadziei- Powiedziała sowa, którą wcześniej widziałem.
-Co Ty możesz wiedzieć? -Furknąłem.
-Wiem, wiele mądrych rzeczy. Dała Ci nadzieję na miłość... -Ze śmiechem prychnąłem.
-Miłości? Od początku mojego żywota miałem wiele kochanek.. -Sowa mi nie dała dokończyć.
-No właśnie kochanek, ale partnerki już nie. Po za tym pamiętasz jak kochałeś ją? A raczej kochasz? Masz tylko mieszane uczucia przez tak zwane lupusy kochaniutki. Przemyśl to. -I odleciała.
   Uroczyście stwierdzam ze ta sowa nie powinna tak się wymądrzać, i ze nie lubię tej sowy. -Pomyślałem ze śmiechem, no cóż miała racje.
Kiche dała mi 'coś' czego nigdy nie czułem.
Kochanki mnie 'kochały' za stanowisko, choć żadnej nie kochałem one latały do mnie jak muchy do zgiłego jabłka.
Postanowiłem wyznać tej waderze co czuję.
Nawet jeśli to odrzuci to trudno.
Ale w głębi czułem ze nie będzie mi 'trudno'
     Zapadał zmierzch a ja wysłałem Kiche mentalną wiadomość.
,,Możesz zjawić się u mnie na terenie? O północy przy Jeziorze Letniej Bryzy?"
Wszedłem do groty i czekałem na jej odpowiedź.
,,Dobrze" -Usłyszałem. Jedno krótkie słowo, a tak cieszy.

sobota, 30 marca 2013

(Wataha Ziemi) Od Kiche



 Rozmowa raczej się nie kleiła z Shadow'em. Ale nie zwracałam na to uwagi. Minę miał jakby zamyśloną a ja sama miałam wojnę myśli. Nagle skoczyłam przed niego i zawarczałam :
- Shadow, co Ci się do cholery dzieje? Jesteś jakiś nie swój a może ty to nie Shadow ?
- Daj spokój. – Ominął mnie i szedł dalej spokojnym krokiem.
Warknęłam dość głośno. Shadow spojrzał na mnie zdziwony. Jakby coś mnie opętało a raczej żal mi się zrobiło, ale czego? Siebie czy jego nastroju?
Pociągnęłam go mocno za ucho „na pobudkę” chciałam by chodź na trochę się uśmiechnął, jednak ten spojrzał na mnie jak na małe szczenię i powiedział.. a raczej odwarknął:
- To bolało. Kiche co Ty dziś tak jakoś dziwnie się zachowujesz?
- Ooo proszę bardzo wielce szanownego Shadow’a coś boli, a myślałam, że ktoś równie bez serca nie odczuwa w takiej samym mierze bólu. – Nie wiem, czy byłam zła czy może chciałam go urazić albo… pokazać Sowie, że ja i On to dwa przeciwieństwa. Ja zbytnio się angażuje a On olewa.
- Po to do mnie przyszłaś by teraz mi coś zarzucać chodź nawet nie wiem o co Ci chodzi? – Spytał zdziwiony.
- Ymm nie, nie po to. W ogóle ja nie chciałam do Ciebie przyjść. – Zabrzmiało to jakbym sama siebie pytała czy to jest prawda. – To ta przeklęta sowa !
- Aha? – Shadow patrzył na mnie jak na wariatkę trzeciego świata.
- Yhh. Nie ważne. Muszę iść, cześć. – Odwróciłam się i już ooo mnie nie było. Nawet nie chciałam go słyszeć… co mi odbiło? Nie wiem.
- Kiche? – Spotkałam po drodze Aoime była jakby cała w amorkach.
„Tylko nie ona!” pomyślałam ale jednak zachowałam dobrą minę do złej gry.
- Ooo Aoime ! Miło Cię widzieć. Co tam u Ciebie? – Mój uśmiech dawał wiele do życzenia.
- Coś się stało? – Zapytała zaniepokojona.
- Nie, raczej nie. Po prostu jesień i mam dużo pracy. – skłamałam. Nie wiedziałam, jak wyjaśnić jej moją złość na Shadow’a którą wywołała jak mniemam Sowa.
- Chyba nigdy nie narzekałaś na swoją pracę… no ale każdy ma pra…
- Mogę iść? – Ucięłam jej .
- Tak możesz. – Wilczyca była zszokowana.
Bez słowa odeszłam. Wpadłam do jaskini niczym piorun i poszłam na sam koniec dużego i mrocznego schronienia.
- Yumi ! – Krzyknęłam.
- O Kiche. – Odpowiedziała, chyba widziała, że jestem nie w humorze.
- Przyprowadź świetliki. Raz! Szybko!  - Warknęłam. – Przyprowadź do mnie Maugrim.
 - Dobrze – Powiedziała cicho.
Za parę minut przyleciały trzy świetliki. Poprosiłam ich by rozjaśnili mi skałę która znajduje się na końcu jaskini.
- Zrobimy tu mapę Forever Young. Po prawej stronie narysujemy księżyc i słońce, słońce będzie pojawiać się tylko wtedy kiedy będzie dzień a noc … wiadomo. – Mruknęłam do Maugrima.
- Duże to będzie. – Odpowiedział zbliżający się Basior.
- A no tak. – Odpowiedziałam. – O to chodzi.
- A ja po lewej umieszczę znak ostrzegawczy kiedy będzie zbliżało się niebezpieczeństwo będzie on świecił. – Podeszła do mnie Vento.
Po trzech godzinach nieustającej pracy skończyliśmy robótkę. Byłam dumna z wyniku końcowego.

(Wataha Powietrza) Od Shadow'a

No cóż, to że o niej myślałem nic nie znaczy, no bo jak mniemam ona przybyła do mnie a nie ja do niej.
To ona chyba powinna mieć dla wiadomość cokolwiek.
A ta czeka co ja jej powiem, jaką nowinę. Heh...No cóż.. co ja jej powie ?
,,Kiche nie mogę Ci wyznać miłości bo coś we mnie drgnęło i nie jestem już tego wszystkiego pewny. Bo mam mieszane uczucia?"
Przecież tego nie powiem, choć mógłbym.. nie mogę jej skrzywdzić.
Zanim odpowiedziałem na jej pytanie ,, Doprawdy?"
nad naszymi głowami przeleciała z hałasem sowa, tak jakby się z nas śmiała.
Kiche była wyraźnie zirytowana, ja także, więc stworzyłem kulę powietrza i cisnąłem w ptaka.
Nie zbyt się starałem, chciałem tylko go od  pędzić.
Ptak jeszcze bardziej zaczął się 'śmiać' i odleciał.

-No więc może się przejdziemy? -Powiedziałem, nie odpowiadając na pytanie.
Nie chciałem aby cała wataha się przysłuchiwała o czym rozmawiamy choć to nie będzie wilka straszna rozmowa, lub wyznanie miłości tylko luźna pogawędka, no ale ja nie lubię mieć świadków, jeśli w jakiś sposób mam kogoś do zabicia.
Wilczyca przytaknęła na moja propozycję, i zaczęliśmy iść między drzewami



(Wataha Mroku) Od Scythe'a

 Razem z Aoime goniliśmy Shadowa. Nie chciałem się w to angażować, śledzenie innych to głupota. Samiec zauważył, że siedzimy mu na ogonie, więc zwiększył tempo i po kilku chwilach był już za daleko. Aoime była zawiedziona, ja szczęśliwy. Zaczęliśmy wracać do jaskini. Aoime nie była we własnym stadzie od dwóch dni. Wtem z krzaków wyskoczył Mins … no nie, znowu on. Dlaczego on musi być wszędzie tam, gdzie ja i Aoime? Nie widziałem w nim konkurenta, więc dałem za wygraną  i pozwoliłem mu porozmawiać z wilczycą sam na sam. W tym czasie zastanawiałem się, co będzie dalej ze mną i z nią. Myślałem nad tym, co do niej czuję.
W krótkim czasie Aoime przyszła do mnie. Już bez Mins’a. Wyglądała na zszokowaną, ale również złą. Nie pytałem nawet co się stało, bo doskonale wiedziałem, że Mins wyznał jej właśnie miłość. Niby po co tak pilnie musiał porozmawiać z nią w cztery oczy? Poza tym, już dawno poznałem się na nim. Widać, że coś do niej czuje. Nie miałem nic przeciwko, żeby powiedział jej co myśli, proszę bardzo. Aoime była zdenerwowana, więc zaproponowałem spacer, by ochłonęła. Niech trochę się odpręży i zrelaksuje. Zaprowadziłem ją na wysokie urwisko. Mimo tego, że Forever Young to głównie doliny, to są też i wysokie szczyty takie jak ten. Zaczynało się ściemniać. Aoime nie była tu wcześniej. Zaprowadziłem ją pod drzewo, które rosło nad samą krawędzią urwiska. Usiedliśmy przy nim bardzo blisko siebie.
- Pięknie tutaj.- Wyszeptała cicho samica.
 Drzewo wiśni wyglądało cudownie na tle zachodzącego słońca. Wstałem i wspiąłem się na nie przednimi łapami. Zerwałem gałązkę z ostatnimi, jesiennymi kwiatami i bez słowa wręczyłem ją wilczycy. Po raz kolejny tego dnia popatrzyła mi głęboko w oczy. Tym razem z lekkim błyskiem.
- Muszę ci coś powiedzieć.- Przejąłem inicjatywę. – Pewnie już zauważyłaś, że bardzo mi się podobasz … zależy mi na tobie.
-Ale …- Chciała coś powiedzieć, ale przerwałem jej.
- Daj mi skończyć … Nie wiem, czy czujesz to samo, dlatego nic na siłę. Masz czas, żeby się zastanowić.
- Ja … nie potrzebuję już więcej czasu.- Głośno wyszeptała po czym wsunęła mi język do ust. Pocałunek był długi i soczysty.
- Kocham cię.- Wyszeptałem jej do ucha i mocno przytuliłem.- Czy… będziesz moją jedyną? – Spytałem z lekka nieśmiało.
- Jeszcze pytasz? Myślę, że nasz odpowiedź.- Uśmiechnęła się i wtuliła we mnie. Resztę nocy obserwowaliśmy niebo.

piątek, 29 marca 2013

(Wataha Mroku) Od Minsa

Obudziłem się wczesnym rankiem. Wyszedłem z groty i ogarnął mnie chłód.
-Jesień końcu do nas zawitała- powiedziałem sam do siebie
Nagle usłyszałem, że ktoś biegnie. Wskoczyłem w krzaki i szedłem w stronę dźwięku. Wtedy wyczułem Aoime i Scythe. Biegli przez las a Shadow leciał nad lasem. Wyglądało to tak jakby go śledzili ale wkrótce znikł im z oczu i rozczarowani zaczęli wracać. Wtedy wyszedłem z krzaków
-Mins gdzie ty byłeś, nie było Cię od blisko 4 dni- powiedziała Aoime
-Musiałem sobie przemyśleć kilka spraw.
-Choć Aoime musze Ci coś powiedzieć.
-Dobrze, już idę
Maszerowaliśmy przez las milcząc.
-Więc co chciałeś mi powiedzieć? –spytała Aoime
-Yyy no, zakochałem się w tobie.
Nic nie odpowiedziała, domyśliłem się, że była zakłopotana i nie wiedziała co powiedzieć.
-Wiem co jest między tobą i Scythe. Ale musze Ci się o to spytać. Chciała byś być moją partnerką?
-Nie chce Cię pośpieszać ale chciałbym abyś namyśliła się nad moim pytaniem. Jeśli wybierzesz Scythe zrozumiem. Proszę Cię tylko o to abyś namyśliła się i przyszła tutaj jutro w południe z odpowiedzią czy wybierasz mnie czy Scythe.
-To wszystko.- powiedziałem na koniec
- I jeśli nie masz nic przeciwko pójdę już- dodałem po chwili
Odchodząc miałem małą nadzieje, że wybierze mnie. Postanowiłem iść na polowanie aby choć na chwile zapomnieć o problemach. Niedaleko rzeki wytropiłem młodego jelenia. Ruszyłem na niego i sprawnie zabiłem go. Gdy go zjadłem postanowiłem, że nie wrócę dziś na noc do watahy aby dać Aoime namyślić się a jutro niezależnie kogo wybierze wrócę do watahy. Ruszyłem w stronę groty za wodospadem. Gdy dotarłem było już ciemno. Ułożyłem się na środku groty i zasnąłem.


(Wataha Wody) Od Moonlight Shadow

To wszystko działo się tak szybko. Najpierw przyznam niezbyt miła pogawędka z Shadow’em (na szczęście dosyć krótka, dłuższej bym nie wytrzymała psychicznie), potem ucieczka nad rzekę, aż w końcu najgorsze – atak lupusów kimkolwiek byli. Właściwie zaczęło się dosyć niepozornie, stałam nad rzeką próbując ochłonąć, kiedy nagle powietrze przeszył metaliczny pisk. Zaniepokojona w mgnieniu oka wróciłam do jaskini. Ktoś krzyknął „Lupusy, nie odstępujcie” po czym zrobiliśmy barykadę. Napadły na nas tysiące srebrzystych wilków, rozpoczęła się krwawa walka. Oczywiście brałam w niej udział, choć się na to nie pisałam. Gdyby ktoś mnie poinformował, że wpakowałam się w sam środek wojny, dawno mnie by już mnie tutaj nie było. A jednak jestem tu i zmuszona zabijam wściekłe wilki. Za moimi plecami również toczy się piekło. Chociaż tego nie widzę, to jednak czuję i słyszę. Jestem tak wyczerpana i poraniona, że w ogóle mało co widzę. Ostatnie co pamiętam, to to, że właśnie rzucałam się na potężnego wilka, kiedy wszystko wokół rozsypało się na drobne kuleczki. To chyba oznaczało koniec walki. Wyczerpana ruszyłam przed siebie i runęłam na ziemię w pierwszej lepszej jaskini.
Teraz, kiedy się obudziłam, dostrzegłam, że z jej ścian sączą się krople wody, które łączą się w niewielki strumyczek. Sama jaskinia z resztą jest niewielka. Nie wygląda na zamieszkaną, ale wkrótce chyba to się zmieni. Jest piękna, więc dlaczego, by w niej nie zamieszkać? Wyszłam na zewnątrz, była już jesień. ‘No, trochę się zdrzemnęłam’ pomyślałam. Stałam na wniesieniu, więc doskonale było widać okolicę – jezioro i liczne lasy. W jeziorze beztrosko pluskały się wilki, pewnie wody. Pobiegłam od razu w tamtym kierunku, by do nich dołączyć. Było bardzo ciepło, więc mała kąpiel na pobudkę nie zaszkodzi. Poznanie kilku nowych wilków również. Kiedy dotarłam nad brzeg od razu rzuciłam się do wody, ochlapując pozostałych. Wynurzyłam się z wody z uśmiechem a wtedy wszyscy zaczęli się śmiać.
-Ścigamy się? – Ktoś zaproponował.
- No pewnie! – zgodziliśmy się chórem. Ktoś jeszcze nadbiegł nad wodę, a wtedy czarny wilk, zapytał, czy chce dołączyć. Biała wadera wylądowała w zatoczce obok nas, a wtedy rozpostarły jej się skrzydła, których wcześniej nie miała. Dosyć dziwne, a co najmniej zaskakujące.
- Trzy... dwa... jeden... STRAT! – rozległ się głos sędziującej wilczycy, kiedy startowaliśmy. Jeden wilk od razu wybił się na prowadzenie, ja płynęłam druga, ale chwilę potem wyprzedziła mnie skrzydlata wilczyca. Ostatecznie dotarłam na metę jako trzecia, nie najgorzej w końcu dawno nie pływałam. Pogratulowaliśmy sobie nawzajem zdobytych miejsc i rozeszliśmy się. Ja oczywiście dałam nura pod wodę i pływałam co raz wykonując wymyślne ewolucje. Cieszyłam się, że mogę sobie spokojnie popływać. Kilka wilków pokiwało mi głową z uznaniem i próbowało naśladować moje akrobacje, co przeważnie wzbudzało w nich śmiech. Odpowiadałam szerokim uśmiechem i pływałam dalej, w końcu byłam w swoim żywiole. Kiedy mi się znudziło wyszłam na brzeg, otrzepałam z futra wodę i zaczęłam wylegiwać się w słońcu. Było tak przyjemnie, słońce ogrzewało mnie całymi swoimi siłami, a lekki wietrzyk od czasu do czasu rozwiewał gęste futro. W tym momencie pragnęłam tylko, by ta chwila nigdy nie dobiegła końca.



(Wataha Ognia) Od Kate

Ostatnio w watasze wiele się działo. Nie ma już lupusów, zostały pokonane. Ja jakoś oddaliłam się od tego i żyłam własnymi przeżyciami. Gdy nasze alfy zorganizowały ćwiczenia, zmotywowałam się z lekka. Musiałam się skoncentrować na tym, co robię. Dosyć dobrze mi poszło. Po treningu, gdy szłam w stronę swojej jaskini, spotkałam wilka Ognia – Kondrakara. Zamieniłam z nim kilka słów.
- Cześć, ty jesteś Kate, prawda?
- Hej, tak. A ty Kondrakar?
- Mhm. To dziwne, że jeszcze się nie poznaliśmy. Nie, zaraz, ja już z tobą gadałem przecież…
- Tak, przecież jestem tu już ponad miesiąc. Wtedy, w jaskini.
- Dobra, ja muszę lecieć. Może jeszcze będziemy mieli okazję, żeby pogadać, jak myślisz?
- Fajnie by było. Do zobaczenia!
- Pa!
I odszedł. Był nawet miły. Zachowywał się jak prawdziwy przyjaciel, nie jak każdy inny wilk. W drodze do schronienia jeszcze długo o nim myślałam. Oczywiście znając moje szczęście, nic z tego nie będzie. Wsłuchiwałam się śpiewu ptakom, szumowi drzew. Jaka piękna jest wczesna jesień!

(Wataha Ziemi) od Kiche



„Co ja mam zrobić bez mojego opiekuna? Przecież to z nim mogłam pogadać i to On pomagał mi w odkrywaniu swoich mocy..” Stałam ciągle w tym samym miejscu patrząc na urodzajną ziemię w środku lasu. Nagle ocknęłam się, westchnęłam i ruszyłam przed siebie. Nagle usłyszałam głos :
- Co się tak głowisz? – Była to stara sowa, dobrze mi znana bo kiedy tu przychodziłam słyszałam ją, ale rzadko rozmawiałyśmy.
- Nad Go… - Ucięłam, gdybym miała to wszystko opowiadać długo by zeszło. – Straciłam swojego przyjaciela… ale nie ważne.
- A może wiem? – Uśmiechnęła się. – Wiem, wiem, wiem ! Bo ja Cię znam ha, ha, ha ! Sowa mądra głowa ! Znam każdego kto mieszkał i mieszka w tutejszej okolicy.
Wyglądała trochę strasznie, gdy wypowiadała te słowa, no ale cóż. Sowy zawsze wyglądają jakby ich wzrok chciał nas zabić…
- Skoro wiesz, to po co pytasz? – Warknęłam i chciałam ruszyć dalej jednak Sowa odpowiedziała oburzona:
- Och! Troszkę szacunku droga Kiche ! Jestem od Ciebie o dużo starsza niż sądzisz ! Każdy kogoś traci ale to nie znaczy, że masz się wyżywać na innych.
Przystanęłam. Faktycznie, byłam zła na cały świat. Okazując skruchę zwróciłam się do Sowy:
- Wybacz. Prawdę mówiąc, nie chciałam Cię urazić.
- Ależ ja się nie gniewam. To Ty jesteś panią Natury. – Ironiczny ukłon Sowy, strasznie zdenerwował mnie ale przymknęłam na to oko.
- Wcale, że nie jestem… a raczej nie chcę być. – usiadłam. Zamknęłam oczy i ujrzałam mojego Anioła Stróża. – Och! Po prostu już mam dość monotonni !
- Życie to monotonia, spójrz tylko. Pory roku są tylko cztery i zawsze po zimie jest wiosna, pory dnia rano i wieczór i nigdy nie wiadomo co było pierwsze, no i dni tygodnia… za dużo by tu wymieniać, po prostu to jest krąg życia i tyle. Nic nie poradzisz. Powinnaś tylko ukłonić się przed swoją matką i przepraszać ją błagającym tonem, że uważasz, iż jest monotonna ! – Ciągle miała taki wyraz tonu jakby była zła a raczej miała do mnie jakieś wyrzuty… ale miała rację.
- Masz rację. Ale ja sama nie przeżyję tu ani dnia ! Zawsze ktoś się mną opiekował, och ! Tak jak mędrzec który przygarnął moją opiekunkę i mnie wychował tak i Goghte który jest moim aniołem stróżem, tak jak… - Ucięła mi:
- Tak jak kiedyś będzie to robić Shadow?
- Czemu niby Shadow?
- Bo go lubisz… - Zachichotała.
Odpowiedziałam jej ostrym warknięciem:
- Lubię jak Aoime, bądź Perrie. Cóż to ? Polubić kogoś nie można?
Nie patrzyłam na nią. Postanowiłam iść dalej i aby dała mi święty spokój. Jednak ta chyba uznała, że ją hmm.. olałam? Oburzona, usiadła na ziemi i zaczęła mówić irytującym tonem :
- Cóż to ? Kiche boi się zakochać? Ha, ha, ha ! Patrzcie ! Przywódczyni natury się boi ! Och ! Kiche wychodzisz losowy naprzeciw ! Ale zawsze ten kto płynie pod prąd się wodą zakrztusi ha, ha, ha !
Nie odwracałam się. Ucichła, po prostu. Jednak jej słowa trafiły w sedno. Boję się? Nie raczej po prostu unikam wszystkiego co stwarza kłopoty. Ale może ma racje… Nagle wyrosła przede mną jak spod ziemi:
- Ty uważaj bo On Ci jeszcze ucieknie !
Cofnęłam się i zszokowana spojrzałam na Sowę:
- Niech ucieka.
- Nie wiesz co mówisz. To Shadow ! A Ty jak sama mówiłaś potrzebujesz opiekuna. Kto lepszy jak nie Shadow?
- Gdyby mu na mnie zależało stałby tu koło mnie.
Spojrzała się na mnie krzywo z oczami cwaniaka :
- On już swój krok zrobił, teraz Ty musisz, bo do tanga trzeba dwojga !
- Pff, wiem.
- To co tu tak stoisz jak słup soli? Idź do niego, pobaw się z nim czy co Wy tam młodzi robicie by sobie zaimponować.
- Nie muszę mu imponować przecież.
- Ach, Tyś aż taka zadziora ! Ale Twoja zadziorność nie wystarczy.
Zniknęła.
„Jak ja mam dość duchów!”- pomyślałam- „Czasem ciężko odróżnić żywego od martwego…”

Jednak gdy rozejrzałam się byłam niedaleko jaskini Shadow’a. Więc udałam się tam. Z myślą, że cokolwiek by nie znaczyły słowa Sowy to i tak trzeba utrzymywać kontakty, nawet z tymi którzy przy pierwszym spotkaniu chcieli mnie zabić.
- Hej Kiche! Co Cię do nas sprowadza? – Zobaczyłam Rapix.
- Witaj, jest Shadow? – Zapytałam.
- Już go wołam. – Odpowiedziała.
Poczekałam, aż nagle wyszedł.
- Ooo Kiche… właśnie o Tobie myślałem. – Odpowiedział, stając przy mnie.
- Doprawy? – Odpowiedziałam. Patrząc na niego i wzrokiem żądając odpowiedzi.

(Wataha Powietrza) od Shadow'a

Byłem zły na Aoime i na Scythe'a, to było oburzające.
Bez pożegnania podleciałem w górę i zacząłem lecieć, wiedziałem ze oni mnie śledzą więc zgubiłem ich.
To było dziecinnie proste.
Podobno Aoime chciała się ze mną pogodzić co cóż miała u mnie kolejny minus.
Poznałem pewną wilczyce która doszła do mojej watahy -to dobrze.
Usiadłem w mojej jaskini, rozmyślałem o tym wszystkich no i o Kiche.
Przecież można powiedzieć że tak jakby ją odrzuciłem bo miałem powiedzieć jej o swojej miłości a tego nie zrobiłem.
Nagle podbiegła do mnie Rapix.
-Shadow, Kiche chce z Tobą rozmawiać. -Przytaknąłem i wyszedłem przed jaskinie gdzie czekała Kiche.

(Wataha Wody) Od Udens

Delikatne promienie mdłego słońca musnęły moje białe futro. Sterty żółtych i czerwonych liści, które służyły mi jako posłanie nasiąkły wodą. Otrząsnęłam się z jej pozostałości i wyjrzałam z jaskini. Z góry było widać cały teren Wilków Wody, bawiące się szczenięta, wędrowców z innych watah, a nawet najstrasze osobniki, które bawiły się w ozdobionym jesiennymi barwami lesie. Zeszław w dół i rozejrzałam się uważnie. Moje ulubione miejsce, czyli Lazurowe Bagna, były teraz przepełnione, nie było mowy o przyjemnej kąpieli. Poszłam więc nad Kryszałowe Jezioro. Kilkoro wilków urządzało tam zawody. Czemu by nie dołączyć?
- Cześć, chcesz się sprawdzić? - spytał mnie czarny wilk, zanim sama zdążyłam zapytać. Chwilę później zostałam wrzucona do chłodnej zatoczki. Rozpostarłam skrzydła wodne i byłam gotowa na wyścig.
- Trzy... dwa... jeden... STRAT!
Sędziująca wadera wydała komendę. Piątka wodnych wilków ruszyła z prędkością wściekłych rekinów. Równie dobrze mogłabym się w niego zamienić, ale nie było by to sprawiedliwie. Byłam trzecia. Zanurzyłam się pod taflę, rozganiając skrzydłami ryby. Wyprzedziłam jeszcze jednego wilka, ale pierwszy był daleko w przedzie. Już docierał do linii mety... Wygrał. Zaraz po nim na ląd wyszłam ja. Drugie miejsce całkiem mi pasowało. Pogratulowałam wszystkim i otrzepałam się z zimnej cieczy. Pobiegłam szybko nad Błękitną Zatokę, by zaczerpnąć świeższego powietrza. Przymknęłam oczy i pozwoliłam by łagodne fale unosiły mnie tuż pod powierzchnią wody. Co kilka chwil wystawiałam pysk nad taflę, by wziąć wdech tlenu. Całkiem przyjemnie.

(Wataha Wody) Od Perrie

Leżałam sobie spokojnie przed jaskinią Wilków Wody gdy podeszła do mnie moja Beta Kasta. :
-Hej Kasta. – powiedziałam z uśmiechem.
-Hejka. – wilczyca odwziajemniła uśmiech.– Chodź. Chcę w końcu pokazać Ci kryształową grotę.
Złapała mnie za łapę i zaczęła ciągnąć, nigdy tak nie robiła.
-Kasta, poczekaj!
- Nie. – Powiedziała z uśmieszkiem.
- Ale...
-Oderwij się trochę od tego i po prostu chodź.-Namawiała mnie wilczyca.
-No dobra. Prowadź. - Powiedziałam.
Szłyśmy wzdłuż rzeki aż doszłyśmy do Kryształowego Jeziora.
-Okej. Jesteśmy. No więc, gdy zanurkujemy płyń cały czas za mną. Na początku weź większy oddech gdyż tunel ma kilkaset metrów. - Powiedziała Kasta.
- Dobrze. - Odpowiedziałam.
Wzięłam głęboki chlust powietrza i zanurkowałam z moją Betą. Po przepłynięciu tunelu wynurzyłam się na powierzchnię.
- I co Ty na to? – Zapytała wilczyca.
-Wow, Kasta tutaj jest tak... tak ... pięknie!
Ściany całe pokryte były Topazami, znajdowały sie tam schodki z których można było wejść na skałę.
-Wiedziałam że Ci się spodoba. - powiedziała zadowolona Kasta.
-Może wracajmy do naszej Jaskini ?
-Pewnie, płyńmy.
Znów nabrałam sporo powietrza i zanim się obejrzałam byłam na brzegu. Wracałyśmy do Watahy gdy nad Jeziorkiem w trzcinach znalazłam małą wyderkę. Była zziębnięta.
-Kasto przygarniemy ją ? - zapytałam
-Uważam że to świetny pomysł. - odpowiedziała wadera.
-Nazwę ją, Maja. - powiedziałam.
-Śliczne imię! - wykrzyknęła Kasta.
Mała wyderka schowała się za moje skrzydła ponieważ przestraszyła się krzyku Kasty.
-Hahaha. - zaśmiałyśmy się obie.

(Wataha Mroku) Od Astry


Chodziłam po lesie, myślałam jak dobrze by było mieć kogoś, z kim można by było porozmawiać.
Nie rozmawiałam z nikim od wieków!
I... Ne wiem czy bym potrafiła.
Chciałabym wrócić do starych czasów, kiedy byłam jeszcze szczeniakiem, i życie wydawało sie łatwe, aby moja wataha nie została zamordowana.
Czasami mam już dosyć, nie chce mi się żyć.
Postanowiłam pójść nad jakieś jezioro.
Siedziałam, patrzyłam w gwiazdy, dlaczego to wszystko jest takie trudne?
Może pójdę do Aoime... Porozmawiam z nią...
Nie, niby o czym?
Po unicestwieniu naszej watahy, moja rodzina mnie porzuciła.
Nie miałam nikogo komu mogłam się zwierzyć ze swoich problemów.
Nikogo, z kim mogłabym się znowu śmiać...

(Wataha Powietrza) Od Shagay'i





Od paru miesięcy szukałam domu...nie mogłam znaleźć mojej dalekiej rodziny o której kiedyś wspominała moja matka. Szukałam już tak długo że ledwie co stałam na nogach...lecz dnia w którym miałam się poddać zobaczyłam kilka wilków stojących nad jakimś urwiskiem. I w tedy zorientowałam się że jestem na czyimś terenie. Już miałam się odwrócić i uciec gdy nagle jakiś wilk do mnie krzyknął.
-Hej! co ty tu robisz?
-Ja, ja przepraszam...nie wiedziałam....
-Mów szybko co ty tu robisz!
-To długa historia. Już uciekam!
-Opowiedz. Wtedy cię puścimy.
-Dobrze. Moi rodzice zgineli. Matka, ojciec i piątka rodzeństwa. Został mi tylko jeden najstarszy brat lecz nie mam pojęcia gdzie on teraz jest. Szukam mojej dalekiej rodziny już parenaście miesięcy przestałam liczyć czas. Jestem wykończona wędrówką. Nie jadłam już od 2 dni...
-Jak masz na imię?-zapytał jeden z wilków.
-Shagaya
-Piękne imię
-Dziękuję
-Kim jesteś?
-Mam moc Wyroczni.
-Czy chcesz dalej szukać rodziny?
-Nie...
-Poczekaj tu chwilkę.
Zrobiłam tak jak mi kazali. Po chwili podszedli do mnie. Jeden z wilków zaczął rozmowę.
Ja, samiec alfa noszę imię Shadow. Chciałbym złożyć ci porozycję dojścia do naszej watahy. Nasz żywioł to POWIETRZE. Czy się zgadasz?
-Naprawdę? Mogę? Dobrze, zgadzam się.
- Od tej chwili jesteś zoobowiązana do wszytskich zasad watahy.
Byłam taka szczęśliwa! Nie mogłam się nadziwić temu wszystkiemu. Wreszcie po tylu mieśiącach znalazłam swoją ostoję! Jestem gotowa oddać za nich życie.

czwartek, 28 marca 2013

(Wataha Mroku) Od Scythe'a

Ooooh. Pierwszy raz w życiu spałem tak dobrze. Było mi tak … błogo. Spałem nad brzegiem jeziora, a Aoime leżała wtulona we mnie.
-Nie teraz.-  Wadera wydała szorstki pomruk. Podniosłem delikatnie powieki, ale w ułamku sekundy zostały odruchowo zamknięte. Oślepiało mnie ostre światło słoneczne. Lekko zawarczałem i odwróciłem się na drugi bok. Zrobiłem to bardzo powoli i delikatnie, aby nie przeszkadzać Aoime. Wygląda tak uroczo kiedy śpi (no chyba, że chrapie, co zdarza się często).  Po krótkiej chwili leżenia i napawania się porankiem wilczyca wstała i podeszła do wody by się napoić. Ja tylko podniosłem się na chwile, zrobiłem „koci grzbiet” po czym z powrotem runąłem na legowisko. Znowu przysnąłem, ale rozbudziło mnie szarpnięcie. Otworzyłem oczy i zobaczyłem Aoime stojącą nade mną z bezwzględnym i okrutnym wyrazem twarzy.
- Wstawaj, czas na polowanie. Zakładam, że Ty też jesteś głodny.
-Ergh.- Wydałem odgłos sfrustrowania. Wstałem i podążyłem za waderą prosto do lasu. Z pomocą mojego węchu całkiem szybko wytropiliśmy zwierzynę. Aoime była naprawdę głodna. Jadła bardzo łapczywie.  Szliśmy dalej leśną ścieżką. W kierunku przeciwnym do jaskini. Wadera nagle przystanęła. Odwróciłem się za nią, ale po chwili ruszyłem dalej. Usłyszałem szelest liści i Aoime wyparowała. Co się stało? Dlaczego tak nagle uciekła? Chyba nie przede mną … rozejrzałem się, nie było nigdzie nic niebezpiecznego, więc pognałem za nią. Pewnie znowu wpakuje się w tarapaty i ktoś ponownie skręci jej kark. Biegłem jej śladem, aż zobaczyłem ją na ziemi. Skradała się w kierunku … zaraz … czy to Shadow? Co on tam robi? Był jeszcze daleko, ale mój sokoli wzrok nie mógł tego przeoczyć. Aoime skradała się w kierunku Shadow'a i trzech pozostałych wilków. Zapewne kierowała się zapachem. Szła prosto na nich. Gdy odrywała się od ziemi skoczyłem na nią i przybiłem do ziemi.
-Złaź!- Syknęła, gdy tylko spostrzegła, że to ja. Zrobiło mi się głupio, bo skoczyłem na nią trochę za mocno i lekko się obiła. Ku mojemu zdziwieniu szybko podniosła się i kontynuowała.
- Co ty tu robisz?!-Powiedziała z wyrzutem, bo pokrzyżowałem jej plany. - Miałeś się stamtąd nie ruszać!
- A kto tak powiedział? Nikt nie będzie mi rozkazywał. – Uśmiechnąłem się łobuzersko.  Nie zamierzałem słuchać jej rozkazów nawet gdyby je wydała (a zniknęła bez słowa). W końcu mogła umrzeć!
- Masz się nie wychylać i nie narażać życia. Nie mogę sobie pozwolić na taką... stratę.- Wadera była stanowczo nadopiekuńcza. Nie jestem dzieckiem, radziłem sobie u lupusów, czemu miałbym tutaj nie dać rady? Aoime zaczęła truchtać w kierunku samca. Kiedy dostrzegła Shadow’a lecącego na ziemię rzuciła się w jego stronę. Basior leżał bezwładnie, a wilczyca potrząsała nim delikatnie … jakby to miało go magicznie wybudzić.
-Aoime, to nie pomoże.- Powiedziałem poważnym głosem.
- No i co teraz? – Patrzyła mi w oczy z nadzieją.
- Trzeba go wrzucić do jeziora.- Odrzekłem z bezlitosnym wyrazem twarzy i lekko uniesioną głową. Wadera wybuchła śmiechem, ja również. Nie mówiłem na poważnie. Wystarczyło, że dostał ode mnie „z liścia” i od razu stał na nogach. Był poirytowany. Po odzyskaniu świadomości lekko się zachwiał, po czym zaczął krzyczeć na Aoime, że nie zjawiła się wcześniej.
-Shadow! Gdyby przybyła na czas mogłoby to się gorzej skończyć! – Stanąłem w jej obronie. – Dzieliły was tylko sekundy. Kiedy skradała się do ciebie, ja jeszcze widziałem te wilki. Najwyraźniej zaraz po tym zniknęły, a Ty zemdlałeś.- Po moich słowach Samiec uspokoił się.
- Przepraszam, byłabym na czas, ale Scythe mnie powstrzymał … może to i lepiej.- Aoime popatrzyła w dół.
-Dobra, dzięki za obudzenie.- Ironicznym tonem powiedział basior patrząc się na mnie ze złością i odleciał bez pożegnania.
- Za nim!- Krzyknęła Aoime.
- Chcesz go śledzić?!- Bardzo zdziwiony odkrzyknąłem. Alfa zaczęła już biec, ale zatrzymała się i powiedziała:
-A co masz lepszego do roboty?- Powiedziała zdziwiona, tak jakby wtykanie nosa w nieswoje sprawy było tutaj na porządku dziennym. Przewróciłem oczami i udałem się za nią.

(Wataha Mroku) Od Aoime

- Nie teraz. - Mruknęłam.
Promienie muskały mój pysk. Słońce, jak na jesień świeciło zaskakująco mocno.
Scythe zrobił tak samo, jego pewnie też próbowały zbudzić.
W końcu dałam za wygraną, wstałam i poszłam się napić. Zgłodniałam, więc trzepnęłam Scythe'a w ramię.
- Wstawaj, czas na polowanie. Zakładam, że Ty też jesteś głodny.
Jęknął sfrustrowany i podążył za mną. Był przesłodki, kiedy się denerwował.
Tereny były bogate z zwierzynę. Bez problemu wypatrzyliśmy odosobnioną sztukę i z prawą starych wyjadaczy zapędziliśmy w pułapkę. Doprawdy, była pyszna.
Zatrzymałam się w bezruchu, uroczo, mentalna wiadomość.
,,Aoime, pojawili się moi starzy. Coś tu nie gra, bo nie widziałem ich przez wiele wieków i musieli mieć powód do odwiedzin. Jestem na Polanie Udręki. Przybądź do nas. Ale musisz być cicho aby nie wiedzieli o Tobie i Cię nie rozszarpali "
Jak się domyślałam, była od Shadow'a.
 Miałam wybór. Albo iść tam ze Scythe'm i narobić hałasu albo wymknąć się samej, po cichu. Nie chciałam go narażać, więc gdy tylko nie patrzył, zniknęłam w lesie. Wydawałoby się, że jestem w połowie drogi, gdy coś poruszyły się w krzakach.
Zaczęłam się skradać, gdy wyskoczył na mnie Scythe, przygważdżając mnie do ziemi.
- Złaź! - Syknęłam.
Wydawał się zmieszany, jakby... zawiedziony? Szybko się otrzepał i znów zrobił tą swoją minę nic-mnie-nie-rusza-jestem-boski.
- Co ty tu robisz? - Kontynuowałam. - Miałeś się stamtąd nie ruszać!
- A kto tak powiedział? Nikt nie będzie mi rozkazywał. - Uśmiechnął się szeroko.
No, uroczo, teraz będę się musiała użerać jeszcze z nim.
-  Masz się nie wychylać i  nie narażać życia. Nie mogę sobie pozwolić na taką... stratę.
Ruszyłam w stronę zapachu Shadow'a. Spostrzegłam samca, gdy bezwładnie opadał na ziemię.
- Shadow! - krzyknęłam i rzuciłam się w jego stronę.