sobota, 30 marca 2013

(Wataha Ziemi) Od Kiche



 Rozmowa raczej się nie kleiła z Shadow'em. Ale nie zwracałam na to uwagi. Minę miał jakby zamyśloną a ja sama miałam wojnę myśli. Nagle skoczyłam przed niego i zawarczałam :
- Shadow, co Ci się do cholery dzieje? Jesteś jakiś nie swój a może ty to nie Shadow ?
- Daj spokój. – Ominął mnie i szedł dalej spokojnym krokiem.
Warknęłam dość głośno. Shadow spojrzał na mnie zdziwony. Jakby coś mnie opętało a raczej żal mi się zrobiło, ale czego? Siebie czy jego nastroju?
Pociągnęłam go mocno za ucho „na pobudkę” chciałam by chodź na trochę się uśmiechnął, jednak ten spojrzał na mnie jak na małe szczenię i powiedział.. a raczej odwarknął:
- To bolało. Kiche co Ty dziś tak jakoś dziwnie się zachowujesz?
- Ooo proszę bardzo wielce szanownego Shadow’a coś boli, a myślałam, że ktoś równie bez serca nie odczuwa w takiej samym mierze bólu. – Nie wiem, czy byłam zła czy może chciałam go urazić albo… pokazać Sowie, że ja i On to dwa przeciwieństwa. Ja zbytnio się angażuje a On olewa.
- Po to do mnie przyszłaś by teraz mi coś zarzucać chodź nawet nie wiem o co Ci chodzi? – Spytał zdziwiony.
- Ymm nie, nie po to. W ogóle ja nie chciałam do Ciebie przyjść. – Zabrzmiało to jakbym sama siebie pytała czy to jest prawda. – To ta przeklęta sowa !
- Aha? – Shadow patrzył na mnie jak na wariatkę trzeciego świata.
- Yhh. Nie ważne. Muszę iść, cześć. – Odwróciłam się i już ooo mnie nie było. Nawet nie chciałam go słyszeć… co mi odbiło? Nie wiem.
- Kiche? – Spotkałam po drodze Aoime była jakby cała w amorkach.
„Tylko nie ona!” pomyślałam ale jednak zachowałam dobrą minę do złej gry.
- Ooo Aoime ! Miło Cię widzieć. Co tam u Ciebie? – Mój uśmiech dawał wiele do życzenia.
- Coś się stało? – Zapytała zaniepokojona.
- Nie, raczej nie. Po prostu jesień i mam dużo pracy. – skłamałam. Nie wiedziałam, jak wyjaśnić jej moją złość na Shadow’a którą wywołała jak mniemam Sowa.
- Chyba nigdy nie narzekałaś na swoją pracę… no ale każdy ma pra…
- Mogę iść? – Ucięłam jej .
- Tak możesz. – Wilczyca była zszokowana.
Bez słowa odeszłam. Wpadłam do jaskini niczym piorun i poszłam na sam koniec dużego i mrocznego schronienia.
- Yumi ! – Krzyknęłam.
- O Kiche. – Odpowiedziała, chyba widziała, że jestem nie w humorze.
- Przyprowadź świetliki. Raz! Szybko!  - Warknęłam. – Przyprowadź do mnie Maugrim.
 - Dobrze – Powiedziała cicho.
Za parę minut przyleciały trzy świetliki. Poprosiłam ich by rozjaśnili mi skałę która znajduje się na końcu jaskini.
- Zrobimy tu mapę Forever Young. Po prawej stronie narysujemy księżyc i słońce, słońce będzie pojawiać się tylko wtedy kiedy będzie dzień a noc … wiadomo. – Mruknęłam do Maugrima.
- Duże to będzie. – Odpowiedział zbliżający się Basior.
- A no tak. – Odpowiedziałam. – O to chodzi.
- A ja po lewej umieszczę znak ostrzegawczy kiedy będzie zbliżało się niebezpieczeństwo będzie on świecił. – Podeszła do mnie Vento.
Po trzech godzinach nieustającej pracy skończyliśmy robótkę. Byłam dumna z wyniku końcowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz