niedziela, 10 marca 2013

(Wataha Wody) od Moonlight Shadow

Kiedy tylko tutaj przybyłam postawiłam sobie nowy cel – odnaleźć się w nowym świecie, znaleźć nową rodzinę. I chyba właśnie go zrealizowałam. Jeszcze rano dołączyłam do nowej watahy, która równie dobrze mogłaby być moją zaginioną rodziną. Pierre – alfa watahy wody znalazła mnie w krzakach podczas spaceru z przygarniętą przez siebie młodą wilczycą Danielle. Następnie zapytała kim jestem i co tutaj robię, a ja opowiedziałam jej swoją historię. Bardzo ogólną historię. Nie chciałam sięgać w te odległe zakamarki pamięci, które powinny już zostać zamknięte na zawsze, ale musiałam jakoś wyjaśnić mój poraniony ogon. Poprzestałam tylko na tym, że pochodzę z północy, a moją watahę stawił ogień – łącznie z moim ogonem. Spytała nad jakim żywiołem panuję, a kiedy odpowiedziałam, że chyba nad wodą, zaproponowała mi dołączenie do swojej watahy. Ucieszyłam się, ale zanim zdążyłam odpowiedzieć, powiedziała, ze zaprowadzi mnie do medyka, aby obejrzał mój ogon. Po drodze Danielle podskakiwała koło nas i zadawała mi pytania, a ja z uśmiechem na pysku chętnie na wszystkie odpowiadałam. Ta mała coś w sobie ma.
Jednak wcześniej rozmawiałam z wilkiem z polowania. Nie byłam pewna, czy to przypadkiem nie był wytwór mojej wyobraźni, gdyż nie zachowywał się jak całkiem normalny wilk. A przynajmniej nie jak te które znałam. Kiedy błagałam go o listoś powiedział coś w stylu „Gdym chciał Cię zabić, byłabyś martwa dawno temu, rozszarpana na strzępy, i porozrzucana w wieku miejscach krainy”. Nie bardzo mnie to ucieszyło, ale kiedy zapytał o imię, bez namysłu odpowiedziałam. Dowiedziałam się przy okazji, że nazywa się Shadow. Teraz chyba tym bardziej nie będę używała tej części mojego imienia. Wymieniliśmy jeszcze parę zdań, po czym odleciał. Chwilę stałam zdezorientowana, nie wiedząc co zrobić, ale za momen zjawiła się Pierre.
A teraz leżę w jakiejś jaskini i podziwiam słońce chylące się ku zachodowi. Jest tu dużo innych wilków, co mnie naprawdę cieszy – będzie z kim gadać, ale nie teraz, na razie próbuję się otrząsnąć z ostatnich wydarzeń i uświadomić sobie co się właściwie stało. Kilka z nich o czymś rozmawia, inne z zaciekawieniem patrzą się na mnie, a właściwie na mój nareszcie opatrzony ogon. Dzięki Luthii (medykowi z mojej nowej watahy) ma niedługo wrócić do normalnego stanu. Kiedy o niej pomyślałam akurat stanęła przede mną z ogromnym kawałkiem mięsa, który rzuciła mi pod nogi.
- Proszę – powiedziała uprzejmie – jeśli chcesz, żeby ci szybciej sierść odrosła niestety musisz coś jeść.
- Dzięki – odpowiedziałam nadal zapatrzona w słońce.
- Podziwiasz słońce? Piękne jest co? Ale nim się nie najesz – odpowiedziała po czym się uśmiechnęła i odeszła. A ja zaczęłam powoli skubać przyniesione przez nią mięso.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz