sobota, 9 marca 2013
(Wataha Wody) Od Moonlight Shadow
-Nareszcie! – odetchnęłam kiedy z trudem wywlokłam się na brzeg. Czułam pod sobą dotyk miękkiego, ciepłego piasku. Piasek. Suchy piasek. A to może oznaczać tylko jedno –ląd! Po tygodniu na morzu wreszcie dotarłam do lądu! Chciałam biegać i skakać z radości, jednak łapy odmówiły mi posłuszeństwa. Udało mi się jedynie zmusić je do szybkiego marszu wzdłuż brzegu. Ale gdzie ja właściwie jestem? Mam nadzieję, że na jakiejś w miarę przyjaznej ziemi. Po tym co się stało nie miałam większej ochoty na potyczki, zwłaszcza, że padałam z wyczerpania. Spojrzałam na swój ogon. Tak, to jednak nie był sen. Ciągle na końcu nie było sierści, pod którą mogłaby się ukryć spalona skóra. W tej samej chwili przed oczami stanął mi widok palącego się ojca wołającego do mnie: „Moony! Skacz do wody! Ona cię uratuję!”, a zaraz potem widziałam samą siebie bezmyślnie rzucającą się z klifu w otchłań spienionej wody morskiej. Od zawsze lubiłam wodę, jednak wolałam przebywać na lądzie. Co prawda oddychałam nią tak samo jak powietrzem, ale w wodzie nie da się usiąść, ani położyć. Trzeba być w nieustannym ruchu, by nie pójść na dno, a to bywa męczące i monotonne. Ocknęłam się. Wytrzepałam z sierści resztki wody i ruszyłam przed siebie. Pragnęłam zapomnieć o tym co było i skupić się na tym co jest. Na tym, aby dotrwać do jutra i znaleźć sobie nową rodzinę. Na tym, aby odnaleźć się w nowym świecie, skoro straciłam już stary. Nie mogłam się teraz poddać, musiał iść dalej, chociaż wiedziałam, że już nic nie będzie tak jak dawniej. Czułam, że czai się tu jakieś zło, że niedługo może spotkać mnie coś niedobrego
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz