Wszystko wydawało mi się takie nudne.. może dlatego, że siedziałem sobie
w jaskini, i prawie nic nie robiłem? To pytanie chodziło za mną,
zwłaszcza kiedy Mins zwrócił na to uwagę.
Jedyną osobą, z którą jako tako rozmawiałem, była Aurora, była dość
denerwującą wilczycą, zwłaszcza przekonałem się o tym, gdy po raz
pierwszy od ucieczki z podziemi zobaczyła gwiazdy, uderzyła o sufit
jaskini. Mimo wszystko nawet ją polubiłem. Była taka wesoła, i
pocieszna, dziwne, bardzo mało jest wilków, które nie tracą swojej
radości w czasie wojny.
Tego dnia, wylegiwałem się jak zwykle w jaskini, co weszło mi już w
nawyk, kiedy do jaskini wpadła Aurora. Słońce już zachodziło, gdy
zaczęła mną potrząsać.
- Szawa! Chodź! Dzisiaj przelatuje wyjątkowa kometa!
- Co? - spytałem udając, że nie dosłyszałem - Co, kto, gdzie?
- Kometa, my iść, na niebie - powiedziała odpowiadając na moje trzy pytania.
- No i co? - wzruszyłem ramionami - Co mi po komecie?
- To będzie niesamowity widok! No chodź, nigdy nie oglądałeś ze ną gwiazd!
- No i? Jaknie oglądałem, to chyba coś znaczy, nie?
- Że co, że się mnie wstydzisz? No co ty! - krzyknęła i zaśmiała się -
Nie rób takiej miny, tylko chodź! - skoczyła przed siebie.
Nie wiedziałem co zrobić. Byłem rozdarty, między ciepłą i przyjemną
jaskinią, i nocnym oglądaniem gwiazd, z szaloną wilczycą, i to jeszcze
kompletnie osłonięty i narażony na ataki lupusów, jeśli akurat chciałyby
zaatakować. W końcu jednak pobiegłem za waderą.
- Ej, poczekaj! - krzyknąłem - Dobra, przekonałaś mnie..
I poszliśmy na jedno z jej ulubionych wzgórz. Siedzieliśmy tam jakiś
czas, gdy nagle niebo rozjaśnił różowy blask. Przed nami, na niebie,
leciał okrągły, zostawiający za sobą fioletowy warkocz gazowy, kształt.
Po raz pierwszy zobaczyłem kometę. Była wspaniała. Już wiedziałem,
dlaczego Aurora, tak kocha noc. Przysunąłem się do niej, tak tylko
trochę, bo muszę przyznać, że kometa oprócz podziwu, wzbudzała też pewny
rodzaj strachu.
- Nie bój się- zaśmiała się - Nic ci się nie stanie. Ona nawet nie jest w naszej atmosferze...
-Co, w czym? - spytałem i poczułem się jak kretyn.
- Ona jest setki tysięcy let świetlnych od nas - uśmiechnęła się -
Wiesz, ona przeleciała obok naszej planety, chyba około tysiąc lat temu,
ale dopiero dziś to widzimy. Wszystko, co widzisz na niebie, stało się
tysiące lat temu. To przez tą odległość, widzimy tylko to, od czego
odbija się światło, więc za nim zobaczymy taką kometę, to to światło
musi przebyć sporą drogę... właśnie dlatego nie widzimy czarnych dziur..
- Aha.. - udałem że rozumiem.
Siedzieliśmy tam jeszcze trochę.
- Wiesz... chyba..
- To się nazywa przyjaźń - Aurora się uśmiechnęła.
- Czytasz w myślach?! Jakim cudem wiesz co chcę powiedzieć?
- Nie, nie czytam. Znam się trochę na psychologii, i wiem co chcesz
powiedzieć - położyliśmy się obok siebie, i długo obserwowaliśmy niebo.
Przyjaciele.. a więc tak wygląda przyjaźń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz