Koniec.
Koniec życia.
Koniec istnienia lupusów.
Mamy na łapach ich krew bardziej rtęć. Jeśli mówiąc powiedzeniami.
Uh, gadam od rzeczy.
Po prostu koniec z tymi fałszywymi, zadufanymi w sobie wilkami.
I dobrze.
Aoime skakała z radością jak po narkotykach chomik.
Uroczo.
Wróciliśmy wszyscy do swoich terenów.
Na granicy z moja watahą i Kiche spojrzałem jej w oczy.
Pomyślałem, że to ta chwila w której wyznam jej miłość.
Otwierałem pysk aby jej powiedzieć kiedy
coś we mnie drgnęło, powstrzymało przed tym.
Szybko zamknąłem pysk, i odszedłem od niej bez pożegnania.
Nie wiedziałem co się dzieje ze mną.
Czułem, że coś mnie boli.
Powiedziałem szybko Rapix aby szła dalej. Nie chciałem pokazać im swojego małego cierpienia.
Przetransportowałem się do Polany Udręki w watasze mroku.
Było to miejsce dość specyficzne, zawsze okryte mrokiem i tajemniczością.
Takie miejsca lubię. A po za tym dało mi coś w rodzaju ulgi.
Byłem ciekawy co powie Aoime na mnie na swoim terenie.
Kiedy dotarłem przez portal padłem na ziemie drżąc.
,,Co się dzieje?" -Zapytałem siebie w duchu.
Kiedy nagle przede mną pojawił się mój ojciec- Mrok i matka- Skrzydlata Śmierć wraz z jednym moim kuzynem -Dementorem.
Uhu zjazd rodzinny...
-Co chcecie? -Zapytałem grobowym szeptem. Coś było tu nie tak.
Wysłałem Aoime szybko mentalną wiadomość.
,,Aoime, pojawili się moi starzy. Coś tu nie gra, bo nie widziałem ich przez wiele wieków i musieli miec powód do odwiedzin. Jestem na Polanie Udręki. Przybądź do nas. Ale musisz być cicho aby nie wiedzieli o Tobie i Cię nie rozszarpali "
Ojciec spojrzał swoimi czarnymi bez głębi oczami.
-A co nie możemy swojego synalka odwiedzieć? -Powiedział, i zawiało chłodnym wiatrem.
-To dlaczego mnie wszystko boli do diabła. -Powiedziałem prawie rzesz krzycząc.
-Do diabła? -Zapytała chrapliwym głosem Skrzydlata Śmierć. -Znamy go. Chcesz go odwiedzić?
-Nie. -Burknąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz