Scythe skoczył na Alfę, jednocześnie raniąc go. Teraz wszyscy go widzieli. Świetnie.
Alfy automatycznie zaczęły go atakować, pomogłam im. Wielki lupus słabł w oczach, ostatecznie przywołał do siebie Kiche, sądził, że jest mu oddana. Też tak sądziłam. Szła spokojnie w jego kierunku. Myślał, że jest uratowany, gdy skoczyła mu do gardła. Widziałam też Scythe'a jak z nim walczy. To wszystko działo się za szybko, nie rejestrowałam ruchów.
Do jaskini wbiegł Mins. Wyglądał na przerażonego. Patrzył prosto na Kiche. I ja spojrzałam w jej stronę. Szara otoczka powoli ustępowała. Białe futro, wciąż w szarej mgiełce zaczęło łapczywie czerpać tlen. Wilczyca opadła bezwładnie na ziemię. Poleciłam, by inni przy niej zostali.
Wybiegłam przez jaskinię.
Lupusy, które rzucały się na wilki, opadały bezwładnie na ziemię i zaczęły się... topić.
Podeszłam do zwłok - teraz tylko lepkiej cieczy i powąchałam. Śmierdziała.... trupem.
Wróciłam do jaskini. Ciała nie było, za to Alfy stały nieruchomo. Zaczęłam podskakiwać jak królik, który właśnie po srogiej zimie zobaczył pierwszy promyk słońca. Wszyscy wpatrywali się we mnie z niepokojem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz