niedziela, 10 marca 2013
(Wataha Wody) od Udens
Wyszłam z zatoki nieświadoma niczego co dzieje się w okolicy. Skrzydła wodne schowały mi się pod grubym futrem o barwie morskiej piany. Deszcz przestał padać, pozwalając na zabawę na brzegu. Piach wydeptany był przy brzegu, wąska ścieżka prowadziła aż do Wodospadu Żywiołów. Czemu by się tam nie udać? Wytrzepałam z sierści resztki chłodnej wody i żwawym krokiem ruszyłam w stronę Polany. Na każdym kroku rozglądałam się w poszukiwaniu kogoś chętnego do rozmów, brak jednak jakiejkolwiek żywej duszy na całym szlaku. Już było słychać szum wodospadu, już można było wyczuć delikatną bryzę. Stanęłam na polanie, wbijając spojrzenie moich błękitnych oczu w miejsce, gdzie woda stykała się z ziemią. Zrobiłam jeszcze kilka kroków z nosem przy trawie. Świeże ślady, ktoś niedawno tu był. Właściwie nic w tym dziwnego. Zmrużyłam więc ślepia i weszłam do rzeki, pozwalając nurtowi by zaniósł mnie pod wodną ścianę. Uderzenia przezroczystej cieczy o taflę zatoki mogłyby ogłuszyć nawet tych, którzy i tak nic nie słyszą. Z doświadczenia wiedziałam, że pod powierzchnią głos jest stłumiony. Nabrałam więc powietrza (nie, nie umiem oddychać pod wodą... To tylko stereotyp naszej watahy, nie każdy to potrafi!) i zanurkowałam. Skrzydła same rozpostarły się, tworząc smugi bieli na głębinach. Kilka ryb przepłynęło mi pod nosem, łaskocząc płetwami mój pysk. Mimowolnie spłoszyłam je trzepotem, sprawiając, że piach na dnie podskoczył na kilka cali. Fajne są. Te skrzydła. Nie muszę męczyć nóg, tak przydatnych do biegania. Wynurzyłam się na chwilę, biorąc wielki haust powietrza i pozwoliłam by woda delikatnie unosiła mnie tuż pod powierzchnią.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz