poniedziałek, 11 marca 2013

(Wataha Wody) Od Udens

Obudziłam się wczesnym rankiem, ledwo słońce ukazało swoje ciepłe oblicze. Rozejrzałam się po jaskinie - wszyscy spali. Cicho opuściłam jamę i zbiegłam ze skarpy, dając się ponieść moim łapom. Nie zawiodły mnie, poprowadziły aż do Lazurowych Bagien. Przydałoby się coś zjeść. Nie jestem jednak zwolenniczką polowań - szanuję moją rodzicielkę, Ziemię, i nie ważyłabym się skrzywdzić czegokolwiek co ona stworzyła. Oczywiście nie liczę własnej obrony lub jakiegoś ważnego rozkazu, co zresztą mój status sugeruje. Nie zostało mi nic innego jak zadowolenie się podwodnymi roślinkami lub odnalezienie martwego już zwierzęcia. Pierwsza opcja zdawała się bardziej do mnie przemawiać, ale chwila! Spojrzałam na moje białe futro. Było całkowicie suche od letniego słońca, co nie zdarzało się często, szkoda byłoby je teraz zamoczyć. Wytężyłam wzrok, wbijają spojrzenie na drugi koniec bagien. Na podmokłych trawach leżał spory kawałek mięsa, widocznie dla kogoś zostawiony. Rozejrzałam się uważnie, szukając ewentualnego właściciela owego jedzenia, po czym zrobiłam krok w przód. Łapa zamoczyła mi się w mokrą ciapę. Szybko się cofnęłam, czyszcząc ubłoconą kończynę w cienkiej warstwie wody nad błotem. Cóż, muszę jakoś przejść... Nagle opętała mnie jakże trafna myśl skorzystania z moich mocy. Oj, jak dawno nie były one przydatne. Zamknęłam oczy, wytężyłam umysł i dotknęłam łapą skraju bagna. Zrobiło się zimno, dało się czuć chłód towarzyszący zwykle dementorom. Otworzyłam powieki i ukazałam kły w uśmiechu. Cała Rzeka Snów wszystkie jej zatoki, jeziora, rozlewiska pokryły się warstwą lodu. Słońce grzało mocno, toteż prędzej czy później stopnieje. Weszłam pewnie na zimny grunt, zadowolona, że nie muszę moczyć futerka. Pospiesznie wpadłam na drugi brzeg i ruszyłam w stronę kępki suchej trawy. Położyłam się płasko, wgryzając się w kawałek mięsa. Przyjemny wietrzyk sugerował, że pogoda cały dzień będzie taka piękna. Lód zaczął topnieć szybciej niż myślałam, mianowicie po skończonym posiłku została tylko cienka warstwa zamrożonej wody. Stanęłam wpatrzona w taflę, aż tu nagle... Jakaś mała wilczyca, nie posiadająca więcej niż rok życia za sobą, skoczyła nade mną w pogoni za motylkiem. Wydałam zduszony okrzyk i... wpadłam na lustro wody. Cieniutki na kilka milimetrów lód zapadł się pode mną, a ja wylądowałam w bagnie. Cała przemoczona i brudna od błota wygrzebałam się na brzeg i spojrzałam ze złością na młodą wilczycę. Nie była z naszej watahy, a więc co tu robi? Nie ważne, nie mogę jej mieć tego za złe, jest taka mała i słodka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz