wtorek, 30 czerwca 2015

Mins Butler

Zdjęcie data:
Imię: Mins
Nazwisko: Butler
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 25 lat
Stanowisko: Pozostali członkowie
Kariera: Adwokat,w wolnych chwilach dorabia jako płatny zabójca
Grupa:  Wymiary
Moce: Do walki używa dwóch katan które potrafi zmaterializować w dowolnym momencie. Gdy się denerwuje wokół niego pojawia się czarny dym który wchłania tlen i oplata przeciwników utrudniając im ruchy. Potrafi zmaterializować prawie każdy przedmiot. Umie teleportować się na małe odległości. Dość silny umiejętności duchowe.
Charakter: Jest on śmiertelnie poważny. Prawie nigdy się nie uśmiecha. Jest on jednak miły i lubi zawierać nowe znajomości. Ma bardzo dobrą pamięć więc gdy ktoś mu zajdzie za skórę on to zapamięta i prędzej czy później się zemści. Gdy sytuacja tego wymaga potrafi być bezwzględny i okrutny.  Lubi sobie zapalić papierosa.
Hobby: Interesuje się sztukami walki, bronią białą i palną.
Lubi: Czytać książki, cisze, psy
Nie lubi: Chińskiego żarcia
Historia: Wychowywał się w bogatej rodzinie. Pomimo tego ,że jego rodzinie pieniędzy nie brakowało jego rodzice zawsze mu powtarzali ,że pieniądze to nie wszystko. Dobrze się uczył więc z łatwością dostał się na prawo. Został adwokatem, miał prace ,pieniądze ,dom ale brakowało mu dreszczyku emocji. Wtedy zaczął pracować dla mafii i gangów jako płatny zabójca. Pomimo usilnych starań nie mógł on dołączyć do żadnej mafii z powodu braku włoskiego pochodzenia. Mimo to wiele mafii korzysta z jego usług w celu pozbycia się niewygodnych świadków czy zdrajców. Rok temu przygarnął boksera którego nazwał Max.
Rodzina: Od dłuższego czasu nie miał kontaktu z rodziną. Nawet nie wie czy żyją.
Wygląd: Prawie zawsze ma na sobie garnitur. Gdy akurat go nie nosi ma na sobie ciemno niebieskie jeansy,czarną koszulkę i czarną kurtkę skórzaną.
Charakterystyczny przedmiot: Chyba nie ma takiego
Partner: Aktualnie nie ma
Miejsce zamieszkania: Ma ville [nr 15] w dzielnicy Carlodri na ulicy Greenwood. Posiadłość składa się z garażu, parteru i piętra. Villa posiada również duży ogród i basen.Na parterze znajduje się kuchnia, łazienka i jadalnia. Na piętrze natomiast znajduje się sypialnia i pokój gościnny. W garażu zawsze stoi mercedes i audi oraz kilka motocykli. W garażu za jedna z półek znajduje się również przejście do tajnego pokoju. Znajduje się tam broń używana do realizowania zleceń oraz sejf ze wszystkimi zarobionymi pieniędzmi.

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Arthur Emmanuel Cook


Imię: Arthur Emmanuel
Nazwisko: Cook
Płeć: Mężczyzna
Wiek: Wygląda na około 20/30 lat jednakże jest nieśmiertelny.
Stanowisko: Strzelec wyborowy, „żołnierz”.
Kariera: Arthur posiada kilka twarzy. Jest adwokatem. Ma swoją kancelarie centrum MS, w dzielnicy Avel oraz jest właścicielem jednego z najpopularniejszych klubów w mieście oraz jest zapalonym naukowcem szczególnie chemii. A nieludzkie życie? Wszystko w swoim czasie.
Grupa: 3
Moce: Włada atomami, wymiarami i materią. [ Chociaż z wymiarami to gorzej] Posiada dar manipulacji oraz telepatii. Ma duże umiejętności naukowe, dotykając jakiejś rzeczy może poznać skład i zrobić lepsza wersję tejże rzeczy.
Charakter:  Zazwyczaj jest cichy w towarzystwie mile nastawionym. Spostrzegawczy. Jego postawa jest coś w rodzaju drapieżnika który patrząc na ofiarę szuka jego słabych punktów. Szarmancki w stosunku do kobiet. Lubi pracować w cieniu gdzie nikt mu nie przeszkadza i nie śledzą go wścibskie spojrzenia ludzi.. Jest ignorantem bez uczuć i jest niemiłosiernie uparty. Jeśli ma swoje zdanie, trzeba użyć solidnych argumentów by zmienić jego nastawienie.  Nie boi dążyć do celu. Jeśli ma dobry humor lubi pokłócić się z kimś, powyzywać, zepsuć komuś humor czyli wychodzi na to że jest dość złośliwym i wrednym człowiekiem co to tez odbija się w pracy. Jeśli kogoś polubi potrafi być miły i sympatyczny zawsze chętny do pomocy.
Hobby: W wolnej chwili chodzi na strzelnice lub do pobliskiego lasu postrzelać z różnych broni. Jeździ dużo motocyklami i konno. Boks to jedna z jego największych pasji. Jest dobry z przedmiotów humanistycznych jak i ścisłych, szczególnie kocha chemię gdzie lubi robić różne „trunki” dla zabawy.
Lubi: Arthur lubi chodzić na wyścigi konne i patrzeć jak jego konie wygrywają każda gonitwę.  Lubi sprawiać ludziom radość, ból w zależności do jego nastroju. Mimo ze wydaje że poważnym mężczyzną ( jego praca i w ogóle) lubi zabawić się w najróżniejszych klubach z głośną muzyką. Lubi startować od czasu do czasu w nocnych nielegalnych wyścigach samochodowych.
Nie lubi: Moja postać ma wprost alergie na osoby które chcą odbić się od dna udając kogoś innego.  Nienawidzi osób które kłamią w żywe oczy chociaż zna prawdę, niby można to zaliczyć jako mała rozrywka. Nie lubi fałszywych, dwulicowych osób, takich tylko powybijać można, co chętnie robi.
Historia: Miał kiedyś rodzinę, kiedyś żył inaczej chociaż.. Czy to było tak bardzo „inaczej”? Jego rodzice od zawsze mieli pieniądze na zachcianki swoich dzieci. Tak, dzieci, Arthur miał rodzeństwo, a właściwie to siostrę. Mimo, że mogli wszystko zostali wychowani na dość porządnych ludzi gdyby nie to że Arthur jako starszy z rodzeństwa, czyli ten co próbuję najwcześniej, wpadł w szemrane towarzystwo kiedy odkrył swe moce. I tak się zaczęło. A co właściwie? Czy to ważne? Ma za sobą dużo przeżyć i to chyba wystarczy. Zawsze miał mroczną naturę która ciągnęła go na „ciemną stronę mocy” ale teraz jako adwokat próbuję się opanować ale ciągle coś go woła, tajemnicze „coś” dlatego nie zrezygnował z nielegalu na zawsze.
Rodzina: Z rodziny zależy mu tylko na siostrze, chociaż posiada też innych członków w niej.
Wygląd: Wysoki, zielonooki brunet. Ubiera się zazwyczaj w to co ma pod ręką właściwie, we wszystkim wygląda seksownie, nawet gdyby założył worek na kartofle.
Charakterystyczne przedmioty: Jego znaki szczególne to tatuaż na boku. Ukazuje węża oplatającego księgę. Kolejny taki mały znak to zmiana odcieniu oczu w zależności od humoru. Nie rusza się bez telefonu
Partnerka: Nie ma posiada takowej.
 Miejsce zamieszkania: Dzielnica Carlodri [5]. Na granicy z lasem duży, piękny zadbany dom [ nr 11] z wielkim garażem z miejscem na jego sportowe auta plus motocykle. Willa posiada nowocześnie wyposażoną siłownię, poniżej parteru znajduje się sauna, basen oraz pokaźną kolekcję wszelkiego rodzaju alkoholu i innych używek. Nie musicie wiedzieć jakich. 
Właścicielka: Kasia [na hwr: kasieczka ]

czwartek, 25 czerwca 2015

(Siły Natury) od Azuri Stark

Nieznany mi człowiek chwycił mnie delikatnie za ramię i przeciągnął na chodnik(to było mądre), przy czym odczuwałam dziwne mrowienie, które natychmiast ustało, gdy tylko mnie puścił. Nim zdążyłam zaprotestować, ściągnął swoją marynarkę i narzucił ją na moje plecy. To był miły gest, trochę nawet ZA MIŁY. Po chwili ruszył. Co ja miałam zrobić? Miałam jego marynarkę, a stwór, który w tajemniczy sposób zniknął, wciąż mnie nieco niepokoił, więc podążyłam posłusznie jego śladem. Nie zastanawiałam się za długo gdzie mnie prowadzi, bo wkrótce dotarliśmy do kawiarni o uroczej nazwie "Pod Bluszczem"... oryginalne, serio. Weszliśmy do tejże kawiarni i pierwsze co mnie uderzyło w oczy, to płomienie tańczące w kominku, lecz szybko mój wzrok zmienił obiekt zainteresowania na chłopaka, który ruchem ręki pokazał mi miejsce w którym miałam usiąść po czym odszedł, ale nie zwracałam zbytniej uwagi gdzie. Usiadłam.
Po kiego grzyba ja w ogóle za nim szłam? Nie lepiej byłoby po prostu spuścić wzrok, zignorować gościa i iść do domu? Ale nie.. musiałam. Czemu? Czemu.. miałam dziwne przeczucie... że powinnam za nim iść. Tylko to nie było takie przeczucie typu "pójdę dziś do parku, to spotka mnie coś miłego"(a potem, przyciągają samych pedałów jak magnes, przez swoją pozytywną energię), tylko.. to było bardziej rozbudowane. Takie... narzucone z góry.
- Nie odpływaj, księżniczko. - Wyrwał mnie z tej zadumy jego głos.
Spojrzałam na niego, chcąc odczytać jego zamiary - sam chyba nie miał pojęcia co robi. Uśmiechnęłam się znikomo, bo to było nawet zabawne.
- Jestem Amagi. - Oznajmił gdy już usiadł.
 Teraz pasowałoby, abym też się przedstawiła...
- Azuri. - Odparłam cicho, ale i tak bolało.
- Jesteś z Sił Natury, prawda? - Miałam wrażenie, że robi mi jakieś wyrzuty sumienia. Ta... też Cię lubię. Mimo wszystko, zdziwiło mnie, skąd on to wie. Skąd on w ogóle wie, że posiadam moce.
Przytaknęłam.
- Jestem jej liderem. - Dodałem w kwestii wyjaśnienia. - Jakim żywiołem się posługujesz.?
- Wodą. - Chrząknęłam.
Amagi uśmiechnął się szeroko, po czym wyciągnął rękę do przodu, a po chwili zauważyłam kilka płatków śniegu spadających na jego dłoń. Szybko jednak cofnął rękę, bo podeszła do naszego stolika kelnerka, która postawiła dwie filiżanki, po piance na wierzchu, zgadłam, że to było Macchiato. Trzymała też talerzyk z kawałkiem ciasta.
- To dla tej pani. - Powiedział do niej.
Szybko położyła to przede mną i odeszła.
- Jedz. - Rozkazał bezwiednie i pochwycił napój w dłonie.
Spuściłam wzrok na pysznie wyglądający kawałek ciasta. Chwyciłam łyżeczkę i kawałek po kawałku pochłaniałam ciasto. W połowie przerwałam i zadałam dręczące mnie pytanie.
- Czemu to robisz? - Szepnęłam.
Chyba nie zrozumiał albo sądził, ze to oczywiste, bo zmarszczył czoło.
- Bo chcę. Mieszkasz sama? - Miałam wrażenie, że chce mnie bliżej poznać.
Zaprzeczyłam dyskretnym ruchem głowy.
- Ze swoją siostrą. - Jak tak dalej pójdzie, to będę musiała zacząć używać telepatii.
- Macie zwierzęta? - Kolejne pytanie z jego strony.
- Psy. - Odparłam
- Tak myślałem.
- Czemu? - Spojrzałam na niego, nieco zbita z tropu.
- Czuć. - Uśmiechnął się nieco rozbawiony.
- Ty za to masz kota. - Prychnęłam czując swąd tego stworzenia.
- Nie inaczej.
- Uważaj. - Szepnęłam ledwo słyszalnie, już byłam nieco zmęczona rozmową, po czym oparłam się wygodnie na krześle.
- Na co? - Podniósł jedną brew pytająco.
~ Mam umiejętności telepatyczne, stwierdziłam, że powinieneś o tym wiedzieć.
Nieco się wzdrygnął, lecz nie okazał zbyt wielkiego zdziwienia.
- Powinienem coś jeszcze wiedzieć? - nachylił się w moją stronę przez stolik, aby wyglądało to na normalną rozmowę.
Skrzywiłam się nieco, nie miałam zamiaru mówić o tym, że nie umiem swobodnie mówić.. jak będzie się rzucał, to powiem, wtedy w szoku ucieknie.. no dobra. Przesadziłam.
~ Jak na pierwszą rozmowę to i tak za dużo wiesz. - Nachyliłam się tak, aby włosy zasłoniły moją twarz. ~ Jak się wabi twój kot?
- Sullen. - Przewrócił oczyma.
~ Co? - Czyżby nie odpowiadało imię jego własnego kota?
- Nic.. bawi mnie jedynie nasza rozmowa. - Zaśmiał się krótko.
Dobra. Jestem aspołeczna na wskroś. Nie ogarniam ludzi.
Spuściłam wzrok na niedokończone ciasto. Nagle usłyszałam szuranie krzesła i oddalające się kroki. Podniosłam pośpiesznie wzrok. Amagi szedł jakby nigdy nic w stronę drzwi. Gwałtownie wstałam, wypiłam pośpiesznie napój, który zdążył już ostygnąć i chwyciłam w dłoń ciasto(nie mogłam przecież je tak zostawić, co nie?), a po chwili wybiegłam przed kafejkę rozglądając się za białowłosym chłopakiem.
- Mógłbym cię odprowadzić? - Usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się. Stał pod ścianą.
Zagryzłam wargę. Podeszłam do niego, ściągnęłam jego marynarkę i mu ją oddałam. Ten zaś, ją przyjął, po czym podszedł do mnie i znów ją narzucił.
~ Nie masz innych rzeczy do roboty...
-  Nie każ mi więcej pytać. - Wtrącił mi się.
~ Nie przerywaj, gdy ktoś mówi. - Burknęłam, zmierzając w stronę mojego domu
Nic więcej już nie powiedział. Szedł obok mnie i żadne z nas już nie przerywało ciszy.

środa, 24 czerwca 2015

Profil Kate Stark

Imię: Kate
Nazwisko: Stark
Płeć: Kobieta
Wiek: Kobiet się o wiek nie pyta, chyba że w twarz chcesz, a tego nie chcesz. (Nieśmiertelna)
Stanowisko: Członkini grupy, osoba, która nie posiada żadnej stale wykonywanej funkcji. Jak znajdzie czas to zrobi coś bezinteresownie, ale zazwyczaj rzuca tekst "Jestem zajęta" i nie pytając nawet o to, na czym to zajęcie miałoby by polegać odchodzi w swoją stronę.
Kariera/Praca/Edukacja: Wszechstronnie wykształcona(najbardziej odpowiada jej psychologia). Obecnie pracuje jako nauczycielka w przedszkolu(szału nie ma). Czasami dorywczo dorabia w różnych branżach.
Grupa: Siły Natury (2)
Moce: Nie posiada raczej jakiś nadzwyczajnych mocy, głównie związane z żywiołem wody. Panuje nad nią, potrafi przekształcać ją w najróżniejsze kształty, a także ją zamrażać i inne przeciętne cudeńka. Umie posługiwać się telepatią, wykrywać osoby, które zbliżają się w jej kierunku.
Charakter: Towarzyska, otwarta na znajomości, opanowana. Chętnie pożartuje, pośmieje się. Bardzo rozmowna, porozmawia na jakikolwiek temat, chociażby o pogodzie, a także podyskutuje na jakiś ciekawy temat. Posiada sympatyczną osobowość, zawsze chętnie odpowie na jakieś pytanie, bardzo cierpliwa dzięki czemu jeszcze nie zostawiła posady nauczycielki dzieci w przedszkolu. Nie reaguje na krzyk krzykiem, woli opanowany ton, ale jeśli to nie skutkuje, a rozmówca po raz któryś ją obrazi, chętnie odpowie siłą fizyczna, której jej nie brakuje.
Hobby: Pływanie. Najchętniej w pustej pływalni lub w morzu.
Lubi: Preferuje spacery, najchętniej w czyimś towarzystwie, chyba że nie dopisuje jej humor. Jak z nikim nie rozmawia, słucha muzyki. Uwielbia chodzić ze swoimi Dogami do parku, biegać, jeździć na rowerze i wszelkiego rodzaju sporty czynne. Chętnie sprawdzi się w jakiejś dyscyplinie, której jeszcze nie uprawiała, spróbuje czegoś nowego.
Nie lubi: Odkąd wyprowadziła się od rodziców i się usamodzielniła nigdy i to jest faktem że nigdy nie tknęła żadnego z podstawowych obowiązków domowych. Sprzątanie, zmywanie i inne tym podobne to działka jej siostry, której wstręt przed bałaganem jest większy niż jej niechęć do sprzątania(wielbię cię za to i dlatego jeszcze żyjesz <3).
Historia: Urodziła się i dorastała na skraju miasta wraz z rodziną i siostrą. Niczego jej nie brakowało, rodzice wpajali jej od dziecka zasady moralne, etyczne i inne. Później się wyprowadziła i usamodzielniła. Jednak nie na długo, wkrótce znalazła siostrę, która popadła w kłopoty, pomogła jej się "ogarnąć" i wyprowadziła się z nią.
Rodzina: Większość żyje, a ci co są już po drugiej stronie to dostali się tam bez pomocy Kate. Jedyna osoba z rodziny o której warto tu wspomnieć to Azuri, która jest jej siostrą.
Wygląd: Szczupła, wysoka jak na dziewczynę(176 cm). Posiada proste, różowe włosy, z grzywkę całkowicie przysłaniającą czoło. Jasne, niebieskie oczy, blade usta i lekko opalona cera, wysportowana.
Charakterystyczne przedmioty: Ubiera się wygodnie, w luźne ubrania najczęściej o intensywnych barwach. Chodzi tylko w adidasach i preferuje nakrycia głowy, takie jak czapka z daszkiem. Bardzo często można ją spotkać ze słuchawkami na uszach i telefonem w kieszeni. Często włóczy się po nocach, wiec zawsze ma przy sobie pistolet.
Partner: Singielka, do wzięcia pod jednym warunkiem-potencjalny partner musiałby zaakceptować 3 Dogi należące do Kate: James, Lily, Sev. xp
Miejsce zamieszkania: Meszka w dzielnicy 6(Longmar), w dwupiętrowym domku ze strychem i piwnicą. Dom dzieli z siostrą Azuri(Kate mieszka na piętrze, a Azuri na parterze) oraz z trzema ukochanymi psami Kate(James, Lily, Sev), dla których dom to istny plac zabaw, a w szczególności upodobały sobie szafę Azuri.
Inne informacje:
Opis trzech Dogów Niemieckich Kate: James-stojące uszy, największy z pośród trójki, cały czarny. Lily-stojące uszy, kremowa z czarną maską(Lily z Jamesem to istne papużki nierozłączki), Sev-oklapłe uszy, najmniejszy i najmłodszy z trójki, biały w czarne łaty. Są to istne wulkany energii, zupełnie jak ich właścicielka. Nieokrzesane, słuchają jedynie poleceń Kate, nieufne wobec obcych, są niegroźne dopóki nie poczują się zagrożone. Niezbyt dobrze jest mieć je za swoich wrogów, a jeszcze gorzej za przyjacielów, gdyż nie są zbytnio oduczone "skakania" po ludziach, co często bywa dla Azuri, która nie posiada nad nimi kontroli, prawdziwym utrapieniem. Na tylnych łapach z łatwością dorównują wielkością człowiekowi, wiec taki pies jak już oprze się przednimi łapami o twoje barki to radzę zamknąć oczy i usta, bo zapewne ciebie oślini. To chyba tyle xp
Właścicielka: Howrse: JULKA2000
Ogóle uwagi: - - -

(Siły Natury.) Od Fuku.

Zastanawiałem się nad słowami Ereba o Grze Bogów. Te cholerne istoty jak zwykle muszą się zabawiać naszym kosztem a mnie jakoś nie zachwyca usługiwanie im. Mam swoje powody by to wszystko elegancko olać.
Poprawiłem luźno zawiązany krawat i odpiąłem górny guzik koszuli. Mimo swojej pracy nienawidzę ubierać się aż nazbyt oficjalnie. Poza tym klient do którego dzisiaj muszę zajrzeć raczej nie dostarczy mi swoją sprawą zbyt dużego zarobku.
Skrzywiłem się i ruszyłem przez przejście dla pieszych wpatrując się pusto w zwykłych śmiertelników po drugiej stronie ulicy śpieszących się do swoich wieczornych zajęć. Czasem im zazdroszczę. Mają zwykłe życie bez wtrącania się w nie sił wyższych. Westchnąłem i poczułem jak coś na mnie wpada. Coś albo ktoś jak okazało się, gdy po chwili na nią spojrzałem. Drobna, niebieskowłosa kobietka. Bardzo ładna. W pierwszej chwili jej oczy były szerokie i przerażone. Złapałem jej spojrzenie. Momentalnie jej ciało rozluźniło się. Chwyciłem ją za ramię i pociągnąłem z jezdni na chodnik. Szybko ją puściłem czując dziwne iskierki przeskakujące między nami. Dziewczyna zadrżała. Przymknąłem oczy ściągając marynarkę. Mimo zbliżającego się lata wieczór był wyjątkowo chłodny i pochmurny. Zarzuciłem ją na plecy dziewczyny.
Niedaleko znajdowała się kawiarnia mojego znajomego. Powinna wypić coś ciepłego i odpocząć.
Ruszyłem przed siebie licząc, że podąży za mną. Oczywiście stało się tak. Cisza wbrew pozorom nie ciążyła między nami. Była naturalna i całkiem przyjemna. W kilka minut doszliśmy do kawiarni 'Pod Bluszczem'. Wnętrze jest utrzymane w brązach i zieleniach a w rogu prezentuje się duży, murowany kominek. Płomienie leniwie trawiły kilka kawałków drewna.
Odsunąłem od stolika krzesło i gestem nakazałem usiąść. Sam podszedłem do lady aby złożyć zamówienie.
- Dwa razy Macchiato i kawałek tarty z owocami.
Kelnerka spojrzała na mnie maślanym wzrokiem i wydukała.
- Czy coś jeszcze.?
- Nie. To wszystko.
- Dobrze.
Uregulowałem płatności i wróciłem do mojej towarzyszki. Siedziała pogrążona w swoich myślach.
- Nie odpływaj, księżniczko. - Powiedziałem nachylając się nad nią z uśmiechem.
Skupiła na mnie wzrok i odpowiedziała bladym uśmiechem. Usiadłem na przeciwko niej.
- Jestem Amagi.
- Azuri. - Odpowiedziała cicho.
- Jesteś z Sił Natury, prawda.? - Mruknąłem bardziej do siebie niż do niej.
Ereb coś wspominał o tym, że przydzielono mi stanowiska lidera tejże grupy oraz, że są w niej 2 dziewczyny. Azuri i Ines.
Dziewczyna otworzyła szerzej oczy, ale przytaknęła.
- Jestem jej liderem. - Dodałem w kwestii wyjaśnienia. - Jakim żywiołem się posługujesz.?
- Wodą.
Uśmiechnąłem się jak kot z Cheshire i wyczarowałem kilka płatków śniegu, które spadły na moją wyciągniętą dłoń.
Młoda dziewczyna postawiła przed nami napoje i popatrzyła na mnie wyczekująco przed kim postawić ciasto.
- To dla tej pani.
Szybko podała talerzyk i wycofała się znów za ladę.
- Jedz. - Rzuciłem i złapałem ciepłą filiżankę w dłonie.
- Czemu to robisz.? - Spytała w pewnym momencie.
Zmarszczyłem brwi.? Czemu.?
- Bo chcę. - Odpowiedziałem prosto. - Mieszkasz sama.?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
- Ze swoją siostrą.
- Macie zwierzęta.?
- Psy.
- Tak myślałem.
- Czemu.?
- Czuć. - Kąciki moich ust uniosły się nieznacznie, aby nie zabrzmiało to jak wyrzut.
- Ty za to masz kota. - Rzuciła.
- Nie inaczej.

poniedziałek, 22 czerwca 2015

(Wymiary) Od Aurory

Siedziałam przy stole, wpatrując się w pełną szklankę wody. Jej tafla lśniła w blasku słońca złotymi iskierkami i mignięciami, jak gdyby po jej powierzchni tańczyły małe wróżki. Wskazówki zegara,  wiszącego na ścianie obok stołu, wlekły się tego dnia wyjątkowo powoli. Choć byłam pewna, że jakiś czas już siedziałam w kuchni, te nawet nie raczyły drgnąć i przemieścić się w inne miejsce. Możliwe też, że skończyły się baterie, ale byłam zbyt melancholijnie nastawiona, by to sprawdzić. Nic mnie nie bolało, ani nie czułam się źle.
- Mam wrażenie.... - mruknęłam - ..jakby wydarzyło się coś bardzo smutnego... - na dworze zerwał się wiatr. Termometr zaczął miarowo stukać o szybę okna, a po chwili umilknął ponownie - ..nie mogę sobie jednak przypomnieć co to było. - posmutniałam trochę - Chociaż to chyba dobrze. Po co pamiętać o złych rzeczach. Chociaż... - nadal czułam, jakbym miała lodowaty sopel w sercu, który nie chciał się roztopić - ..smutno mi, że nie pamiętam.
Nagle do kuchni wszedł Phantom, taki jak zwykle: rozkosmany, brudny i nie pachnący konwaliami. Mimo to jego widok zawsze mnie cieszył i teraz też tak było.
- Dzień dobry. - odwróciłam głowę w jego stronę, ale nie odpowiedział. Zdziwiło mnie to trochę, bo zawisnął nad podłogą jak cień nad śmiertelnym całunem. Obejrzałam się więc znowu na szklankę i dostrzegłam, że jest do połowy pusta, choć wcześniej nie upiłam z niej ani kropli. Zrobiło mi się nieprzyjemnie.
- Idźże nastróż kartofli, bezużyteczny imbecylu. - zarządziłam w końcu, chcąc, aby mężczyzna przydał się do czegoś produktywnego - No, nie krzyw się tak, wiesz, że cię kocham... - uśmiechnęłam się, ale Phantom dalej wpatrywał się we mnie neutralnie, jakbym była kwiatkiem, którego zastaje się w sporym arboretum. Znowu ogarnęła mnie ta dziwna melancholia i chłód w sercu. Jakiś rodzaj smutku opanował całe moje ciało - W ogóle wiesz, Phantom? Mam wrażenie, jakby dawno ciebie nie było. W ogóle rzadko ostatnio do mnie zaglądasz. Smutno mi bez ciebie. Brakuje mi twojego biadolenia. Obiecujesz, że wrócisz do mnie i znowu będzie tak, jak dawniej? - spojrzałam na niego z nadzieją, ale nie odpowiedział znowu. - Wiem, że tobie jedynemu mogę zaufać. Wrócisz, nie? - wstałam i podeszłam do niego - Znowu będziemy razem przepuszczać czas, który moglibyśmy wykorzystać produktywniej, znowu będziemy śmiać się z innych ludzi i jedli razem lody.. obiecujesz? - przytuliłam się do niego, choć jakaś część mnie nie spodziewała się żadnej odpowiedzi.
- Obiecuję - powiedział miękkim głosem. - A teraz wracaj do spania.-spania..?
Nagle ogarnęła mnie ciemność i zniknęło wszystko: i szyby, i zegar, i Phantom, i termometr, nawet szklanka. Pusta szklanka.

Gdy otworzyłam oczy, znowu poczułam zimny kolec w sercu. Był ostry i zdawał się je rozkrawać samą swoją obecnością. Stawało się zgorzkniałe i twarde, jak zbyt ostro hartowana stal. Mimo to czułam również przyjemne ciepło dobywające się z czegoś, co na mnie leżało. Na początku pomyślałam o kołdrze, ale potem uświadomiłam sobie, że słyszę czyiś oddech. Czyli niewątpliwie było to ciało, żywe w dodatku. Pierwszą osobą, jaka przyszła mi na myśl, był Phantom. W końcu przed sekundą z nim rozmawiałam, chociaż możliwe, że mi się to śniło. W każdym razie nie przychodził mi do głowy nikt inny, więc uznałam, że to jednak on. Zaczęłam głaskać mojego ukochanego po gęstych włosach, myśląc, czy sobie może nie uciąć z nim krótkiego baraszkowania, tak na dobry początek dnia. Już chciałam go obudzić, aby mu to zaproponować, gdy Phantom, którego głowa spoczywała sobie zadowolona na moich cyckach, wyszeptał jakoś dziwnie:
- Pasztet...
Uniosłam brew zdziwiona, nie pamiętam, byśmy jedli ostatnio pasztet. Ale może ma ochotę.. w takim razie, specjalnie dla niego, kupię dzisiaj pasztet. Robić sama nie miałam zamiaru. Nawet truchło królika mogło być niebezpieczne..
- Mój pasztecie.. - zaczął się trochę wiercić, jakby pasztet pobudzał jego zmysły, do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać, czy przerywać mu taki przyjemny sen. - Jam cię widział, jak kicasz po kniejach..
Serce mi podskoczyło do gardła. Zaraz, zaraz, Pasztet? Kicasz? W dodatku głos tego osobnika jakoś brzmiał chyba inaczej, niż głos Phantom'a.. czy to możliwe, że to jednak ktoś inny?
- Akatsuki..? - uniosłam głowę, by przypatrzeć się nieco temu, co na mnie spało i potwierdziły się moje najgorsze obawy. Poczułam, że moja twarz robi się czerwona i zrobiło mi się gorąco. Żeby ten tutaj, ten tu tu delikwent, śmiał leżeć na mnie tak po prostu? Co on sobie myślał? Przypomniałam sobie o króliku, którego położył mi na kolanach i ogarnęła mnie podwójna wściekłość. - Akatsuki...!! - wrzasnęłam i jednym kopem posłałam go na podłogę - Ty bezużyteczny, wstrętny, obleśny zboczeńcu!! - mężczyzna wylądował na dywanie, trochę obijając się jednak o stolik. Otworzył oczy i zlustrował moją poirytowaną twarz.
- Wiesz co? - spytał pretensjonalnym tonem - Mogłaś być trochę delikatniejsza.. - coś we mnie zawrzało - Poza tym to przez twój goryli uścisk nie mogłem pójść - dodał niewzruszony. - Kiedy próbowałem wcześniej odejść miałem wrażenie, że mi rękę ze stawu wyrwiesz. Więc poniekąd, jeśli ktoś tu jest ofiarą to jestem nią ja. Nie wiedziałem, że masz siłę godną gory... - zamilknął nagle, jakby dopiero się zorientował, że chętnie bym go teraz zamordowała.
- W każdym razie, jeśli już wystarczająco się wyspałaś to możesz już iść - burknął i sięgnął po drugą kartkę, schowaną przed moim wzrokiem w kopercie. Rozłożył ją na siedząco i zaczął czytać. - Kolejny genialny pomysł ze strony tych na górze - pokręcił głową. - I czemu nigdy nie mogą rozwiązywać swoich problemów między sobą... - uniosłam trochę głowę, aby zerknąć na zawartość kartki, ale Akki zwietrzył mój zamiar i z uśmiechem złożył ją w kosteczkę - Nie dla psa kiełbasa.
- Oj! - skrzywiłam się - I tak wiem kim jesteś, już ci bardziej nie zaszkodzę.
- Może..  - przyznał się, po czym udał, że się namyśla - ..ale wielką przyjemnością dla mnie będzie nie danie ci tej kartki.. - moja mina zrzedła - ..i patrzenie na twoje rozczarowanie. - wychyliłam się znad kanapy i przysunęłam moją zmarszczoną z gniewu twarz do jego. - Nic ci to nie da. - dał mi nagłego prztyczka w nos. Odskoczyłam zaskoczona, a on zaśmiał się i wstał.
- Co teraz zrobisz..? - spytałam zaciekawiona - Co było dokładnie na drugiej kartce? - westchnął i odwrócił się do mnie. - Jakiś plan? Czego dotyczył? Co zamierzasz zrobić?
- Tyle pytań, tyle pytań.. - pokręcił głową - ..a ja nawet jeszcze się nie obudziłem do końca. - przeciągnął się i ziewnął - Tak, "genialny" plan tak był. Zamierzam z tym zrobić.. dosłownie nic. - wycedził - Nic, nie ma takiej siły, która, zesłana nawet z samych niebios, przekona mnie do tego aby.. - nagle spore okno, które znajdowało się kilka metrów od nas, dosłownie za plecami Akkiego, rozpękło się na tysiące ostrych kawałków i wpuściło do środka olbrzymią, wężowatą postać. Jej ogon uderzył w zaskoczonego chłopaka i odrzucił go w stronę kanapy, na której w miarę bezpiecznie wylądował, a sama postać zaczęła dziwnie miotać się na wszystkie strony, jakby nie potrafiła wstać z ziemi.
- Akki..! - doskoczyłam do niego, żeby zobaczyć, czy coś mu się aby nie stało. Nie to, że się martwiłam.. po prostu pomyślałam, że to zwyczajnie etyczne - Akki, żyjesz?!
- O kurczę.. - zjechał z kanapy na siedząco i spoczął na ziemi, trochę oszołomiony - ..naga.
- Tak, to chyba nag. - powiedziałam, przypominając sobie to mitologiczne stworzenie: pół człowieka, pół węża. - Nie wiedziałam, że znasz się tak na religii.. - nagle pacnęłam się w czoło - ..no tak, przecież jesteś herosem.
- Nie, nie o to chodzi.. - nabrał powietrza w płuca, a potem gwałtownie wypuścił - ..chodziło mi o to, że jest naga.. - spojrzałam na niego pytająco - ..no.. wiesz.. - pomacał się po klatce piersiowej, a ja spochmurniałam. A więc o to mu cały czas chodziło.. no tak. - Dobra, nie ważne.. - wstał i uśmiechnął się - ..to przerosło moje oczekiwania. - zachichotał, a ja spojrzałam na niego zmartwiona. Bądź co bądź: właśnie na jego dywanie rzucała się ogromna, zmutowana postać. Dostał szoku od tego uderzenia, czy to taka jego normalna reakcja na niebezpieczeństwo? - Więc tak chce mnie przekonać do tego, żebym był mu posłuszny..?! - wyglądał wyjątkowo wesoło, a jednocześnie jego oczy zdradzały chciwą żądzę mordu. Na całe szczęście miał na kogo przelać swój gniew, bo właśnie wężowa laska dźwignęła się z ziemi i odwróciła się w naszym kierunku.

niedziela, 21 czerwca 2015

(Wymiary) od Akatsukiego

- Widzę, że wszelki rozum, to zaabsorbował on od swojego właściciela - odparła odsuwając się. - To fajnie, że masz kolegę. To... - wyglądała, jakby chciała stąd uciec. - ... dobrze świadczy o człowieku, że zwierzę go lubi i się go trzyma, nawet jeśli zamierza go skonsumować..
- Tak sądzisz? - Patrzyłem się, jak się odsuwa coraz dalej. Oho. Czyżby Auroś bała się króliczków? Było to co najmniej zabawne. Hmm... Może by tak... Usiadłem obok niej z miną, która wyrażała całkowitą nieświadomość o jej fobii. - W sumie to znalazłem go całkiem dawno temu.. - Cwana bestia zaczęła mi przeżuwać koszulę. Ojj... Nie martw się pasz...Pasztet. Potem mi za to zapłacisz. Na razie wykorzystam ciebie do wystraszenia Auroś. - Buł taki mały i kicał i to mnie urzekło..
Cóż... Tak właściwie to nie to mnie urzekło. Chociaż jego niewinny wygląd też mi się spodobał, jednak najlepszy jest jego paskudny charakterek w którym rozpoznałem swoje odzwierciedlenie już przy pierwszym spotkaniu Paszteta.
- No, jesteś wrażliwszym facetem, niż myślałam.. czy on nie jest przypadkiem senny? Nie powinien iść spać, czy coś?
- Tak sądzisz...? - Wypluł moją koszulę i przykrył przeżuwany kawałek. I tak ciebie to nie uratuje. Już jutro wylądujesz na moim talerzu cwana bestio... Z pewnością będziesz smaczny. - Myślę, że jest całkiem ruchliwy. W sumie, to może chcesz go potrzymać? - Wysunąłem go w jej stronę.
- Nie, dziękuję - jej skóra zaczęła przyjmować biały odcień. - ... naprawdę.
- Ale spójrz, jakie on ma miękkie futerko.. - Pogłaskałem go po grzbiecie, a on z zadowoleniem przekręcił głowę.
- Od kiedy to ciebie urzekło coś, co jest słodkie i się zabawnie zachowuje...? - Jej oczy wyglądały, jakby lada chwilę zamierzały opuścić orbitę.
Miałem ochotę parsknąć śmiechem. Boże. Jakie to jest zabawne. Nigdy bym nie pomyślał, że boi się małych króliczków.
- Oj tam. Pasztet to coś zupełnie innego. O matko.. - podskoczyłem nagle - ..zapomniałem, że zrobiłem sobie kawę. Potrzymaj! Zaraz wracam.
Przekazałem jej królika, który miał prawdopodobnie najpaskudniejszy charakter na całym świecie.
- Nieeeeeeee.....!! - wrzasnęła, gdy słodko i niewinnie wyglądający króliczek wylądował na ich kolanach. - Akki, ja nie... - Chwilę później jej głowa walnęła o stolik, a pasztet powędrował wprost na jej głowę zadowolony, że znalazł sobie nową ofia.. osobę.
Nie wytrzymałem i wybuchłem śmiechem. Jak można tak się bać czegoś co jest tak małe i niewinne. Cóż.... Muszę przyznać, że ten królik był wyjątkiem i wielokrotnie zalazł mi za skórę, ale żeby mdleć na widok tak małego futrzaka.
- To... Jest dla... mni..e zbyyyt... wiele - wykrztusiłem między kolejnymi salwami śmiechu.
Kiedy po kilki sekundach się uspokoiłem stanowczym ruchem zdjąłem Paszteta z twarzy Aurory, której oczy chociaż otwarte wydawały się widzieć zupełnie inny świat.
- Zostaw mnie - wydarła się, kiedy pochyliłem się nad nią, aby zabrać jej głowę ze stolika.
- Przecież nic nie robię - odskoczyłem zaskoczony.
- A jeśli chodzi o ciebie... To się jeszcze z tobą policzę - powiedziałem pod adresem mojego przyszłego pasztetu, który zamierzał po raz kolejny się gdzieś zakamuflować. Najwyraźniej doskonale orientował się, że zamierzam mu się odpłacić za tą koszulkę.
Postanowiłem nieco zmienić pozycję Aurorze, ponieważ domyślałem się, iż stolik nie jest najwygodniejszą poduszką tego świata.
Ostrożnie przełożyłem jej głowę, gdy nagle złapała mnie za swoją rękę. Spojrzała na mnie:
 - Phantom, to ty? - Spytała.
Nie odpowiedziałem. Ona mnie chyba właśnie nie widziała, jako jej byłego...
- Idźże nastróż kartofli, bezużyteczny imbecylu. Oj, no nie krzyw się tak, wiesz, że cię kocham - przytuliła się do mnie.
Spróbowałem delikatnie wyswobodzić się z jej objęć, jednak Aurora miała zaskakująco dużo siły, jak na nieprzytomną osobę, ponieważ nieważne co zrobiłem ona i tak mnie trzymała.
Doprawdy... Auroś powinna być nieco ostrożniejsza. Nie dość, że mdleje na widok królików to jeszcze zachowuje się tak nieostrożnie. Jest raczej urodziwa, więc powinna się mieć na baczności. Gdyby trafiła na kogoś innego w takiej sytuacji (przez myśl przeszedł mi osobnik zwany moim starszym bratem) to z pewnością by to ten ktoś wykorzystał.
- W ogóle wiesz, Phantom? Mam wrażenie, jakby dawno ciebie nie było W ogóle rzadko ostatnio do mnie zaglądasz. Smutno mi bez ciebie. Brakuje mi twojego biadolenia. Obiecujesz, że wrócisz do mnie i znowu będzie tak, jak dawniej?
Dopiero wtedy od dłuższego czasu odczułem poczucie winy. Domyślałem się kto zabił Phantoma. Znałem tą osobę i nie powstrzymałem go unikając tym samym śmierci. Wiem, że nie było wtedy innego wyboru, ale takie momenty zawsze potem wracają do myśli starając się złamać człowieka od środka.
- Wiem, że tobie jedynemu mogę zaufać. Wrócisz, nie? Znowu będziemy razem przepuszczać czas, który moglibyśmy wykorzystać produktywniej, znowu będziemy śmiać się z innych ludzi i jedli razem lody.. obiecujesz?
Cóż, mogę na chwilę pozwolić jej śnić o lepszym świecie, gdzie on wciąż jest na tej ziemi.
- Obiecuję - powiedziałem miękkim głosem. - A teraz wracaj do spania.
Czekałem, aż Aurora mnie puści, ale chyba nie zamierzała tego tak szybko zrobić....
Nagle poczułem się bardzo zmęczony. W sumie jak o tym pomyślę to tej nocy spałem może dwie godziny... Posiedzę jeszcze chwile i zaraz wstanę - postanowiłem.

(Wymiary) Od Aurory

- Służących? - złapałam go za słowo - Twój ojciec jest bogaty?
- Powiedzmy. - rzucił list na stół, tak, że prawie wylądował w mojej herbacie - Jest nadętym i drętwym gościem, który uprzykrza mi życie. No, w każdym razie.. - spojrzał na swoje akwarium z rybkami, w którym kolorowe zwierzątka krążyły wokół siebie, chyba, w miłosnym tańcu - ..na pewno go nie poznasz. Tak więc tego, sądzę, że elegancko byłoby, gdyby pani łaskawie wróciła do przekazywania "szczęśliwych wieści" innym uczniom, bo jestem pewny, że nie jestem jedyny.. - odwrócił się do mnie i zbladł, gdy zobaczył, że czytam właśnie jego list, w połowie umoczony w brązowym płynie. Na ogół nie czytam cudzych wiadomości, ale skoro ta wylądowała już w mojej filiżance, to najwyraźniej musiał być jakiś znak. I, jak się okazało, to nie pomyliłam się zbytnio - C-co ty robisz?! - chłopak pisnął i wyrwał mi list z rąk, rozdzierając kartkę na dwie części - Kto ci pozwolił to ruszać?! - ścisnął rękopis w dłoniach i przycisnął do piersi, jakby było to coś niebywale cennego, a ja właśnie stałam się jego wrogiem, bo usiłowałam mu to ukraść.
- Włożyłeś mi to praktycznie do herbaty. - zauważyłam - Więc czułam się zobligowana by to podnieść, głuptasie. - pogroziłam mu paluszkiem, z uśmiechem wyraźnie wyśmiewającym jego zachowanie, ale zaraz potem spoważniałam - Myślę, że się mylisz: prędzej czy później poznam twojego ojca. Gdy moje ciało obumrze, a ja stoczę się w ciemność, zapewne to on zadecyduje się gdzie trafię po śmierci.
- Jak pięknie powiedziane. - fuknął, ale wrócił już do swojej stałej, niewzruszonej winy nadętego prawiczka.. nie wiem czy był prawiczkiem, ale były to pierwsze słowa, jakie cisnęły mi się na usta, gdy na niego patrzyłam - Rozumiem, że zdołałaś przeczytać wszystko w ciągu tego ułamka sekundy, tak? - spytał trochę zażenowany.
- Każdy posiada jakieś "super" umiejętności. - obdarzyłam go promiennym, acz trochę prześmiewczym uśmiechem - Ja umiem szybko czytać, a ty pakować się tam, gdzie nie powinieneś. No, ale nie o tym teraz.. - westchnęłam - ...jeśli mam być szczera, to nie jestem zaskoczona, że jesteś synem kogoś takiego.
- Właśnie widzę. - spiorunował mnie skrycie spojrzeniem. Pewnie gdyby mógł, to wyniósłby mnie na rękach z tego domu i wyrzucił na trawnik, a potem szczelnie zaryglował drzwi, wszystkie okna, komin, szyb wentylacyjny i dziury w ścianach, o ile jakieś istniały.
- Jeśli bezpiecznie jest ci to mówić, to posiadam moc, której mogę użyć jedynie na ludziach: na ciebie nie działała, zostałam natychmiast odepchnięta przez twoją aurę. Dlatego wiedziałam, że jest coś z tobą nie tak. No ale z tym Hadesem to mnie zaskoczyłeś. - uśmiechnęłam się.
- A jaka to konkretnie jest moc..? - spytał od razu, ale uśmiechnęłam się tylko.
- Tajemnica. - uniósł brew i wzruszył ramionami na znak, że go to wcale nigdy nie obchodziło i spytał tak dla zagajenia rozmowy. Zdradził go tylko fakt, że on wcale nie chciał kontynuować tej dyskusji, tak więc oczywistą rzeczą było, że chciał się raczej dowiedzieć o moich ewentualnych umiejętnościach.
- Akki, ty jesteś prawiczkiem? - spojrzał na mnie trochę wybity z rytmu rozmowy - Po prostu... jakoś nie mogę uwierzyć, że nie, ale swoje lata już musisz mieć, skoro jesteś... - zastanowiłam się - ..połbogiem..
- Istotnie, mam swoje lata. - zgodził się ze mną - Toteż chyba nie muszę utrzymywać już tych formalności i mogę mówić do ciebie normalnie, nie na per pani, czyż nie? - kiwnęłam głową.
- W sumie, to i tak rzadko tego przestrzegałeś.. - zauważyłam - ..mówiłeś coś w stylu "I zobaczyłem ciebie, proszę pani". - machnął na to ręką - I mi nie odpowiedziałeś, tak w sumie.
- A interesuje cię to? - spytał unosząc brew, ale wzruszyłam ramionami i pokręciłam głową.  - No, też właśnie. - zapadła krótka chwila milczenia, którą przeznaczyłam na zastanowienie się, czy dalej pić tę herbatę, czy może sobie odpuścić, tak na wszelki wypadek.. - O, to znowu ty... - Akatsuki wydał się wyrwany z namysłu i spojrzał na swoje nogi, obok których hopsała teraz mała, puchata kulka z dwoma wydłużonymi talerzami satelitarnymi. Choć w sumie to chyba bardziej z antenkami. - Pasztet, ty się nigdy nie nauczysz, prawda..? - królik usiadł na tylnych łapkach i łypnął na niego czarnymi oczkami, a mi całe ciało zdrętwiało na widok tego zwierzęcia. Tylko nie królik. Króliki były przerażające. Miały... takie puchate ogonki i słodkie mordki i takie urocze noski..  - Poznaj Paszteta. - chłopak.. a w sumie to mężczyzna, chyba chciał się na chwilę wymigać z rozmowy o bogach i postanowił pokazać mi swojego pupila. Podniósł więc tę kupkę futra i wyciągnął ją w moją stronę, prezentując schab jego towarzysza. - On przeżył więcej, niż możesz sobie wyobrazić. Kiedyś próbowałem go przerobić na pasztet przez małe "p", ale cwaniak wyczuł moje intencje kilka dni wcześniej, więc przygotował sobie schron, nanosił do niego marchewek, a gdy w końcu stwierdziłem, że ten dzień nadszedł, on zniknął na parę dni i znalazłem go chyba po tygodniu, za lodówką.
- Widzę, że wszelki rozum, to zaabsorbował on od swojego właściciela. - Akki spochmurniał, a ja przesunęłam się trochę dalej - To fajnie, że masz kolegę. To.. - znowu się trochę przesunęłam - ..dobrze świadczy o człowieku, że zwierze go lubi i się go trzyma, nawet jeśli zamierza go skonsumować.
- Tak sądzisz..? - spojrzał na mnie trochę zdziwiony, że się odsuwam, aż w końcu musiał błędnie uznać, ze robię mu miejsce i usiadł tuż obok mnie, z tą bestią na kolanach - W sumie to znalazłem go całkiem dawno temu... - królik zaczął przeżuwać mu krawędź koszuli, ale on tego nie zauważył i dalej kontynuował swój zapychacz rozmowy - Był taki mały i kicał i to mnie urzekło..
- No, jesteś wrażliwszym facetem, niż myślałam.. - Pasztet spojrzał na mnie takim wzrokiem, że przysięgłabym, że gdyby umiał mówić, to orzekłby w tej chwili, że zaraz sam przerobi mnie na pasztet przez małe "p". - ..czy on nie jest przypadkiem senny? Nie powinien iść spać, czy coś?
- Tak sądzisz...? - spojrzał na jego przyjazną mordkę, która dosłownie sekundę temu wypluła jego koszulę i ułożyła się tak, aby zakrywać przygryziony kawałek - Myślę, że jest całkiem ruchliwy. - spiorunowałam futrzastego potwora wzrokiem, a on łypnął do mnie prześmiewczo - W sumie, to może chcesz go potrzymać? - pochwycił go znowu na ręce i wysunął w moją stronę. Taki króliczek dla normalniej osoby to musiałaby być przyjemna odmiana od trochę stresującego tematu listu i tak dalej.. ale nie dla mnie.
- Nie, dziękuję.. - zbladłam  - ..naprawdę.
- Ale spójrz, jakie on ma miękkie futerko.. - Akki pogłaskał po go grzbiecie, a Pasztet przekręcił głowę z zadowoleniem, jakby chciał powiedzieć "drap mnie, mój służalcu! Lubisz to, oj, wiem, że to lubisz!".  - I jak się zabawnie zachowuje..
- Od kiedy to ciebie urzekło coś, co jest słodkie i się zabawnie zachowuje...? - moje oczy powoli zaczęły wychodzić z orbit, bo mężczyzna znów przysunął tę kreaturę w moją stronę.
- Oj tam. - uśmiechnął się - Pasztet to coś zupełnie innego. - tak, to wilk w przebraniu owcy, pomyślałam przerażona. - O matko.. - podskoczył nagle - ..zapomniałem, że zrobiłem sobie kawę. Potrzymaj! - i zanim zdążyłam się zbuntować, bestia została mi przekazana - Zaraz wracam.
- Nieeeeeeee.....!! - wrzasnęłam, ale królik już zatopił swoje szpony w moich kolanach, jakby tylko czekał na ten dzień, kiedy ich dosiądzie. - Akki, ja nie.. - nagle zrobiło mi się słabo i ciemno przed oczami, a potem poczułam, że walnęłam głową o coś twardego, a nosek Paszteta zaczął triumfalnie baraszkować po mojej twarzy.





(Wymiary) od Akatsukiego

Wracałem akurat do domu po krótkiej przechadzce, która miała być moją przerwą od siedzenia nad papierami w domu.
Odblokowałem furkę kodem i zamyślony ruszyłem ścieżką w stronę domu. Dopiero pod drzwiami zauważyłem obecność Aurory, która molestowała mój biedny dzwonek od drzwi.
Skrzywiłem się. Byłem niemalże 100% pewny, że skróciła jego żywotność o pięć lat w ciągu ostatnich kilku minut.
- Ooo... Aurora - wyraziłem swoje zaskoczenie. - Mogę wiedzieć co tutaj robisz? - Spytałem.
- Chciałam odwiedzić twoich rodziców - odparła.
- Rodziców? - Zdziwiłem się. Nie byłem przyzwyczajony do słyszenia tego słowa. - Nie ma ich - odparłem wymijająco.
- To nie ma znaczenia. Z chęcią pogawędzę z tobą zanim wrócą - widocznie nie zamierzała się tak łatwo poddawać.
- Nie wrócą - zapowiedziałem jej. - Możesz czekać nawet do jutra, ale i tak nie wrócą.
- A czemuż to? - Zaciekawiła się.
- Bo mieszkam sam? Pewnie dlatego. Ojciec jest wiecznie zajęty, więc wątpię, aby pamiętał nawet o mojej egzystencji, a z domu wyprowadziłem się, bo nie miałem ochoty żyć z bachorami, które niestety są moim rodzeństwem - zaserwowałem jej skróconą i nieco zmodyfikowaną historyjkę. Nie była całkowicie wymyślona chociaż pominąłem w niej parę istotnych faktów. Tak właściwie to pominąłem te najistotniejsze fakty.
- I co teraz pani zamierza zrobić? - Zainteresowałem się.
- W takim razie to tobię przekażę szczęśliwą nowinę, ale najpierw może zaprosisz mnie na herbatkę i wtedy sobie pogadamy?
Nie zamierzała stąd sobie pójść? Niezbyt mi się to spodobało. Zaczynało mnie zastanawiać czy na pewno schowałem wszystko co nie powinno być na widoku. Taa... Chyba tak. Tak długo, jak Auroś nie zajrzy do szafek powinno być w porządku.
Jak dobrze, że przed wyjściem ogarnąłem dom.
- Herbatka? Nie lepiej, by było jakby mi pani przekazała tą nowinę od razu - uraczyłem ją spokojnym uśmiechem. - Jestem pewien, że jest pani niezwykle zajęta.
Błagam idź sobie stąd.
- Rozmowa z tobą jest jednym z moich zajęć w ramach pracy - odparła.
- Cóż, wygląda na to, że nie mam wyboru - powiedziałem wesoło otwierając drzwi.
Zaprowadziłem ją do salonu, aby sobie usiadła. Och... Naprawdę wolałbym mieć wybór, aby ją odesłać gdzieś indziej, a tak będę musiał jakoś się z nią uporać.
Sam tymczasem udałem się do kuchni.
Zaparzyłem jedyny rodzaj herbaty, który posiadałem i zaniosłem ją Auroś.
- Pani nie słodzi, prawda? - Upewniłem się.
- Nie słodzę - odparła.
- A więc mogłaby pani powiedzieć mi czemu zawdzięczam tą nagłą wizytę?
- Otóż wyobraź sobie, młody człowieku... - siorbnęła trochę herbaty upewniając się, że jest jeszcze zbyt gorąca - ..że nie chodzenie do szkoły ma swoje pewne konsekwencje. - odłożyła filiżankę - Otóż, w twoim przypadku, obawiam się, że będziesz znosił mnie rok dłużej, ponieważ.... - uśmiechnęła się - ..kiblujesz.
- No to wygląda na to, że będziemy się widzieć o rok dłużej - uśmiechnąłem się niewzurszony
Tak właściwie było mi to na korzyść... W końcu skoro jestem nieśmiertelny miałem o rok dłużej przykrywkę, jako uczeń liceum i nie musiałem nic robić. Było to dla mnie niezwykle korzystne. Nie, żeby Auroś mogła o tym wiedzieć.
Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
- Pozwoli pani, że na chwilę panią zostawię - poprosiłem grzecznie.
Odwróciłem się. Już nie miałem takiej wesołej miny. Ktokolwiek tutaj był z pewnością był nieproszonym gościem.
Moim oczom ukazał się... Jeden z pewnością najbardziej nieproszonych gości w tym domu.
- Wynoś się - powiedziałem chłodno.
- Tak witasz swojego braciszka po tym jak kilka lat się nie widzieliśmy - jego wesoły głos przyprawiał mnie o mdłości. Pomyśleć, że pozwoliłem, aby ta podstępna żmija weszła na teren tej posiadłości.
- Jak dla mnie moglibyśmy się nie widzieć przez następne kilka lat - stwierdziłem.
- Naprawdę mógłbyś okazać chooociaaż odrobinę gościnności - jak zwykle nie tracił dobrego humoru. Pewnie myślał o tym, jak jeszcze bardziej zepsuć mi życie, jakby lata tej męki którą mi zafundował nie były dla niego wystarczające. Miałem ochotę wzdrygnąć się na to wspomnienie, ale wolałem nie ukazywać przed nim słabości. - Naprawdę się za mną nie stęskniłeś?
- Naprawdę - powiedziałem otwierając drzwi z zamiarem wyproszenia go. Nawet jeśli miałbym to zrobić siłą. Zniżyłem głos. - Mógłbyś przestać robić cyrki. Nie jesteśmy tutaj sami - zauważyłem oczywisty fakt.
- Oj tam. Oj tam. Zawsze możemy się pozbyć świadków - nie raczył nawet ściszyć głosu ani też pozbyć się tego irytującego mnie nastawienia. - A z kim właściwie jesteś...?
Ruszył do salonu, jakby zapomniał, że jeszcze przed chwilą ze mną rozmawiał.
Podszedł do niej i zaczął się jej dokładnie przyglądać.
- A więc to jest twój typ... - Stwierdził. - Hmmm... Ciekawe. Nie najgorzej, ale też nie najlepiej.
- A więc taki zapach unosi się z ust menela. Hmm... Bardzo ciekawe - odsunęła się nieco do tyłu. - W każdym razie zostałam zobligowana do przeprowadzenia merytorycznej rozmowy z rodzicielem tego oto przedstawiciela naszego liceum - innymi słowy "nie interesujesz mnie".
To nie było zbyt mądre... Ja łatwo nie odpuszczam, a on...
- W każdym razie - odwrócił się w moją stronę. - Masz wiadomość od ojca. - Rzucił mi list, który zdawał się niemalże znikąd pojawić w jego rękach. - Nie sądziłem, że jeszcze się tobą zainteresuje skoro uciekłeś z domu i przez taki czas nie zareagował.
-  Możesz mu zwrócić ten list - powiedziałem. - Jako, że nie zamierzam mieć z nim nic do czynienia nie zamierzam zapoznać się z jego treścią - zapowiedziałem.
Zbliżył się do mnie i zniżył głos:
- Jesteś tego pewien? - Spojrzał na mnie. - Myślę, że potrafiłbym zmienić twoje zdanie - tym razem zauważyłem nieco okrutne i żądne rozrywki spojrzenie.
Odruchowo się cofnąłem przerażony widokiem tego spojrzenia. Tak dawno już go nie widziałem, że niemalże zapomniałem, jak niebezpieczne potrafiło ono być.
- Cóż. To by było na tyle - odwrócił się. - W końcu jestem pewien, że jeszcze dzisiaj się zobaczymy.
- A ja jestem pewien, że się nie zobaczymy - mruknąłem.
- To się jeszcze okaże - i z tymi słowami opuścił ten dom.
Odetchnąłem z ulgą.
- Myślę, że pani już wie czemu nazwałem moje rodzeństwo niewychowanymi bachorami - stwierdziłem.
Spojrzała nieco zaciekawiona na list.
Widząc jej spojrzenie otworzyłem go i zacząłem przesuwać wzrokiem po linijkach ręcznie pisanego listu.
"Drogi Synu
Moją wolą jest, abyś uczestniczył w Grze Bogów i abyś zapewnił mi zwycięstwo. Twoim zadaniem jest zgromadzenie grupy i wygranie tej rozgrywki. Wysłałem Trey'a, aby upewnił się, że wykonasz swoje zadanie.
Martwi mnie twoje nastawienie, jeśli nie zamierzasz wrócić do domu życzyłbym sobie, abyś odwiedził mnie od czasu do czasu albo chociaż zaczął przyjmować pieniądze, które oferuję na twoje utrzymanie. Szczegóły zadania znajdziesz na drugiej kartce.
Hades"
- Nawet nie raczył tego napisać sam - mruknąłem niezadowolony. - Mógłby w końcu przestać wykorzystywać do takich czynności swoich służących - westchnąłem.
Czy byłem zawiedziony? Nie... Raczej nie... No może odrobinkę, ale zdążyłem się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy i już dawno przestałem mieć nadzieję, że to się zmieni.

(Wymiary) Od Aurory

Wiatrak chodził na pełnych obrotach, ale i tak było gorąco. Jednym ruchem uwolniłam czekoladowego rożka z okowów kolorowej folii i od razu wpakowałam go do ust, mrucząc z zadowoleniem gdy poczułam przyjemne ukojenie. Poczułam jednak, że waniliowe lody ściekają mi po twarzy, więc byłam zmuszona go wyjąć i obetrzeć sobie usta. Z wielkim żalem żegnałam lody, które wsiąknęły w materiał.
- Ejejeeje! - usłyszałam nagle kobiecy głos za mną, od którego wszystkie włosy stanęły mi dęba, nawet te bardzo długie - Czy ty już nie powinnaś iść do pracy?
- Jeszcze czterdzieści minut. - zwróciłam jej uwagę, spoglądając w róg ekranu - Do tego czasu zdążę wbić ten lvl'el. - usłyszałam trzask za sobą. - No co?
- Weź ty się chociaż ubierz, zamiast grać w te głupie gry. - krzyknęła Selene, tracąc już do mnie wszelką cierpliwość - Masz już 20 lat, jesteś dorosła, czemu nie zaczniesz się tak zachowywać?!
- To, że jestem dorosła, nie oznacza, że muszę zachowywać się jak osoba z kołkiem w dupie. - usłyszałam wściekły wrzask - Poza tym nie prosiłam cię o to, abyś tu przychodziła. Przez ciebie sąsiedzi myślą, że jestem lesbijką. No i wyżerasz mi cały asortyment z lodówki. - ugryzłam wafelek.
- Przecież to ja ci gotuję obiady! - krzyknęła - Nie dość, że cię pilnuję, to jeszcze mi się tak odpłacasz?! Kiedy ja się wykazałam tak ogromną ignorancją w stosunku do ciebie, co?
- Mam wymieniać..? - odwróciłam się do niej lekko, a potem ponownie przeniosłam swój wzrok na monitor. Nie mogłam przestać hillować swoich towarzyszy, bo by mi się oberwało. - Choćby wtedy, gdy wysłałaś mnie po kolczyki do Uroborosa, ignorowałaś moją sytuację w jaszczurolandii, albo dopuściłaś do zabójstwa Phantoma... - przy tym ostatnim ściszyłam głos, a Selene drgnęła niespokojnie. Widziałam dokładnie w odbiciu szyby, jak nagle jej wzrok staje się mniej pewny siebie, jakby zwłaszcza ten ostatni przykład przyprawił ją o dreszcze.
- Jaszczurolandia..? - zaśmiała się niezręcznie - Cóż za nazwa.. ten.. - próbowała się wymigać - ..ale ty masz wyobraźnię.. może ja zrobię ci śniadanie do pracy..? - szybko zniknęła za drzwiami, prowadzącymi do korytarza.
Zamyśliłam się, lekko przybita. Nie rozumiałam powodu jej obecności. Selene zawsze mnie zbywała i wykorzystywała, toteż dziwne, że nagle wykazała inicjatywę do zamieszkania ze śmiertelniczką. Czyżby jej pałac się znudził? Nie, to coś innego. Coś się zmieniło w jej sposobie rozumowania. Jakby czegoś się obawiała.
- Idioto, co ty robisz..? - warknęłam do komputera - Nie używaj ulti na boty, przecież to bez sensu! - zmarszczyłam czoło, nie ma to jak grać z amatorami.
- Śniadanko zrobione~! - dobiegł mnie wesoły głos z kuchni - I naprawdę powinnaś już wychodzić.. - spojrzałam na zegarek. Faktycznie, chyba najwyższa pora się zbierać.
Pożegnałam się ze wszystkimi, wstałam, ubrałam się, zaplotłam warkocza z moich białych włosów i wyszłam na miasto, razem z moim czarnym parasolem. Świeciło słońce i było gorąco, no ale przecież wiadomo, że w takie dni burze lubią zjawiać się bez kulturalnego przywitania. Poza tym po prostu go lubiłam. To był ten rodzaj więzi, jaką darzą się współczesne pary nastolatków: niby się lubią i tolerują, ale tak jakoś nie są ze sobą szczególnie blisko. No z tą różnicą, że oczywiście ja nie wykorzystywałam mojego parasola w sprośnych celach. Z resztą.. nie ważne.
Gdy byłam jakoś tak przy granicy naszej dzielnicy, dogoniła mnie Selene.  Zziajana i zdyszana zatrzymała się obok mnie, a ja obrzuciłam ją obojętnym wzrokiem i ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego.
- Czekaj! - wysapała - Czekaj, Aurośu, poczekaj! To już nie ta młodość.. - obrzuciłam krytycznym spojrzeniem jej zakonserwowane ciało dwudziestoletniej dziewczyny - ...o ludzie, jeszcze tysiąc lat i naprawdę się rozsypie. Czuję to w kościach.
- Świetnie. - uśmiechnęłam się lekko - Chcę przy tym być. - dziewczyna rzuciła mi zirytowane spojrzenie. Gdyby powiedziała to jeszcze rok temu, zdrowo by mi się od niej oberwało, ale teraz wydawała się znosić wszystko z zaciśniętymi zębami. Nie powiem, odpowiadało mi to. Mój prywatny niewolnik. Hehe. Tylko jej płeć mi średnio odpowiadała. - Ej!  - rzekłam głośno, tak, by między swoimi głośnymi wziewami wyraźnie mnie usłyszała. - Skoro jesteś boginią, to możesz stać się bogiem?
- To tak nie działa.. - naburmuszyła się - ..i co ty sobie wyobrażasz? - wyszczerzyłam się i machnęłam na nią ręką. - Muszę iść po gazetę.
- Po to mnie zatrzymujesz? - spytałam rozczarowana - Gazetę możesz kupić sobie ot tak.
- Ale to jest po drodze.. myślałam, że miło będzie, jak pójdziemy razem.. - wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie, ignorując jej lamenty. Nie była złą osobą. Była po prostu... nieogarnięta. Jak ja kiedyś.
Przemierzałyśmy razem kolejne ulice, po drodze minęło nas paru uczniów, którzy radośnie mnie pozdrowili. Większość ludzi na ulicy również mi kiwała i uśmiechała się do mnie, niemal każdy zdawał się być życzliwy, jakby ktoś ich zaczarował. Selene przyglądała się temu nadzwyczaj krytycznie, aż w końcu wypaliła.
- Za takie nadużywanie swojej mocy zmieniania wspomnień... - burknęła - ..możesz trafić do Tartaru.
- Nie zmieniam ich wspomnień. - sprostowałam - Zmieniam myśli i odczucia przypisane poszczególnym wydarzeniom. Sprawiam, że obleśni pijacy stają się porządnymi ludźmi, buntowniczy uczniowie kujonami, a panie lekkich obyczajów zatrudniają się jako kelnerki. Zaszczepiam pragnienia w najmniej znaczących momentach, nie ingerując bezpośrednio w ich jestestwo ani historię.
- Bzdura. - spochmurniała - Marzenia, które im podkładasz, nie należą do części ich życia. Prostytutka nigdy nie chciała zostać kelnerką, pijakowi nie zależało na byciu porządnym człowiekiem. Ich poprawa nie pochodzi z nich samych, a więc jest nic nie warta.
- Są szczęśliwi i zadowoleni.- spojrzałam na nią poirytowana - A ty się jeszcze czepiasz. W przeciwieństwie do mnie, nic nie robisz dla nikogo. Nie jesteś nawet planetą. Na nocnym niebie potrafisz tylko odbijać blask Słońca. Są dni, gdy wcale cię tam nie ma. - wywaliła język na całą długość.
- Uderzyłam w twój czuły punkt - trafnie zauważyła - ..więc puszczę twoje uwagi mimo uszu.- warknęłam i stanęłam przy niebieskim znaku z czarnym autobusem - Poza tym przyzwyczajasz się do wygodnego życia i masz problem, gdy przychodzi zmierzyć się z ludźmi, na których twoje moce nie działają. - uśmiechnęła się podle - Dzisiaj idziesz do swoich uczniów "specjalnej troski", czyż nie? - spojrzałam na nią i zmarszczyłam nos gniewnie, nie musiała mi przypominać.
- Tak, zdecydowanie są specjalnej troski. - uniosłam dumnie głowę i odgarnęłam warkocz na plecy - Ale i tak sobie poradzę. Nie ma rzeczy niemożliwych.
- Powodzenia! - wyszczerzyła się perfidnie i ruszyła w podskokach do kiosku - Może będę cię obserwowała! - odprowadziłam ją chłodnym spojrzeniem. Jeszcze mnie będzie prześladować, menda jedna.
Wsiadłam do zatłoczonego autobusu i skasowałam bilet do dzielnicy centralnej. Na szczęście do pracy chodziłam na takie niestandardowe godziny, że w środku nie było tłoczno i trafiło mi się miejsce siedzące. Ignorując charakterystyczny zapach pojazdu, usiadłam i wtopiłam się w szorstkie siedzenie. Dzisiaj czeka mnie ciężki dzień, bo spotkam się z paroma uczniami, z którymi nigdy nie zamieniłam ani słowa, a także odwiedzę chłopca, którego co prawda znałam, ale nie pokazał się w naszym liceum od pół roku. Pamiętam naszą ostatnią rozmowę, w czasie której obiecał mi pomoc odnośnie znalezienia mordercy mojego kochanka. Potem jednak przepadł bez śladu. Jak tak sięgnąć pamięcią, to nazwałam go wtedy również dobrą osobą. Dziś się okaże, czy się nie zdeprawował.
Choć nawet wtedy twierdził, że nie powiedziałby tak o sobie samym. "Jestem ostatnią osobą, którą mogłabyś nazwać dobrą. Zatrzymałem ciebie jedynie dlatego, że nie chciałem czuć się winny za twoją śmierć.". A jednocześnie sam przyznał się, że czułby się winny. Czyli nie jest do końca stracony.
Ciekawe jak zareaguje na wieść, że zostaje u nas rok dłużej. W sumie to czemu go nie wywalą? Przecież to liceum.. nikt nie każe mu tam chodzić. Więc dlaczego nadal na siłę go tam trzymają. Nie ma już obowiązku chodzić do szkoły. Dziwne.

Weszłam do budynku liceum i od razu napatoczyłam się na dyrektorkę, jakby najważniejszym jej zajęciem było czatowanie na mnie przy drzwiach. Od razu w moje ręce wpadły góry papierów, najprawdopodobniej akt uczniów-wagarowiczów. Powitał mnie też jej wymowny uśmiech, a potem, ciągle się szczerząc, weszła w ciemne drzwi otchłani swojego gabinetu i zabarykadowała się w środku. Nie trzeba mi było tłumaczyć tego zachowania. Najwidoczniej bardzo nie chciała za mną tam jechać. Na samej górze,ogromnymi literami, napisane było AKATSUKI - imię mojego pierwszego podopiecznego.
Siąknęłam nosem, poprawiłam włosy w odbiciu szkolnej gablotki i poszłam na autobus, który miał zawieść mnie, o wszelka ironio!, do tej samej dzielnicy w której mieszkałam. Losie. Jesteś. Okrutny.
Gdy byłam już na swoim rodzimym  przystanku, musiałam skierować się do innej części tego miasta, gdyż Akatsuki mieszkał pod 7ką, czyli dokładnie cztery ulice za moimi blokami. Zatrzymałam się przed normalnie wyglądającym domem, z zadbanym ogrodem i oczkiem wodnym, ładnym płotem. Nie wydawał się być fortecą mojego małego wroga, więc pomyślałam, że rodzice tego brzdąca muszą być normalnymi ludźmi. Jednak prawie od razu zaczęły się problemy.
Furtka okazała się oporna, gdyż chciała ode mnie jakieś zapchlone hasło, a gdy chciałam skontaktować się z właścicielami domu: nikt mi nie odpowiadał. Byłam więc zmuszona przeskoczyć, tyle, że płot był całkiem wysoki, a ja wdziałam tego dnia spódnicę. Zrobiłam więc trzy oddechy, poczekałam, aż ulica opustoszeje i zaczęłam wspinać się na bramę. Czułam się jak James Bond na jakieś tajnej misji, tyle, że na niego zawsze wpadała jakaś fajna laska, a na mnie po drugiej stronie czekał tylko młodszy uczeń. Co jak co, ale pedofilem jeszcze nie jestem.
Gdy przeszłam na drugą stronę, niczym kamikaze podeszłam pod drzwi i spojrzałam na dzwonek. Nie myślałam już o tym, że rodzice Akkiego mogliby być normalni. Sam fakt, że tak go wychowali, już wpływał negatywnie na ich ocenę, a to, że zamontowali taki antywłamaniowy płot, to naprawdę przesada. Dyrka nigdy nie wspominała mi nic o nich. Nie przychodzili na wywiadówki, nie odbierali telefonów, równie dobrze mogliby wcale nie istnieć.
- Akatsuki! - krzyknęłam głośno - Chowaj popaprane chusteczki i kolorowe pisemka, pedagog wbija na herbatkę! - i zaczęłam z uśmiechem molestować jego dzwonek od drzwi. 

(Siły Natury) od Azuri Stark

Pozwolę sobie pominąć moją żenującą i dość płytką historię, bo za czasów, jak byłam dzieckiem, inaczej wyobrażałam sobie moją przyszłość... a skończyłam tak marnie. "Tak", czyli... źle. Chwilami, nie rozumiem, czemu nie mogłam po prostu utonąć w tym stawie. Nie byłoby problemu, a ja też nie stanowiłabym już dla nikogo problem. Śmierć byłaby idealnym rozwiązaniem, a tak w ogóle, to ciekawe, czy ON wie jak mnie "urządził". Nie lepiej byłoby mnie zasztyletować lub zarżnąć jak Kuba Rozpruwacz(dobra, stop, przeradza się to w coś dziwnego)? Wtedy zapewne nie musiałabym się użerać z tymi mocami. Wiem.. gadam od rzeczy.
Wracając na odpowiedni tor. Moja siostra znalazła mnie z brzegu stawu, całą mokrą i zszokowaną. Spojrzałam na nią tylko błagalnie, aby nic nie mówiła. Ona zaś tylko się uśmiechnęła, chwyciła mnie pod ramię, poklepała po plecach. Zaczęła mnie gdzieś prowadzić, w przeciwnym kierunku, niż był dom.
- Będzie ubaw - westchnęła.

Tak się zaczęła wielka podróż, która raczej się dla nas nigdy nie skończy. Wędrujemy z miejsca, do miejsca, a w każdym miejscu, zostajemy na jakieś 7 - 10 lat i idziemy dalej(ta... takie oryginalne).
W taki też sposób trafiłyśmy do Mora Soul, a raczej Kate wpadła na ten "genialny trop".
- Żurek, znalazłam tani dom, na nie aż takim zadu**u. - Szturchnęła mnie łokciem, gdy piłam herbatę, przez co omal się nie zakrztusiłam i cisnęła mi przed oczy gazetę, z zaznaczonym w kółko ogłoszeniem sprzedaży.
Przeczytałam z grubsza opis po czym skomentowałam:
- Po co nam "mały dwurodzinny dom"?
- To jest w porcie, do tego nie na takiej dziurze, a do tego... jest niedaleko stąd i... po drodze jest schronisko dla psów. - Zrobiła maślane oczy.
- Minęły już czasy kiedy miałam na Ciebie jakikolwiek wpływ. - Burknęłam wracając do herbaty.
- Dziękuję, dziękuję! - Wykrzyknęła miętosząc gazetę, nie zważając na to, że byłyśmy w restauracji.
- Dobra, dobra, ale wiedz, że nie popieram twojego pomysłu.
Potem opuściłyśmy budynek, ona adoptowała dwa Dogi Niemieckie(ta, już wiem czemu akurat mały dwurodzinny dom), poszłyśmy obejrzeć dom i już zostałyśmy.

Nie dość, że te psy mnie dobijają(biegały jak dzikie bestie po całym domu, jak moja siostra je zapomniała wyprowadzić, albo kazała mi je wyprowadzić, a ja je zostawiałam w domu), to czasami mam jakieś dziwne złudzenie, że coś słyszę, dziwny głos, powtarzający ciągle to samo: "Szykuj się, zaczyna się gra...". Na początku myślałam, że to moja siostra się ze mnie nabija, ale już wykluczyłam tą opcję. Przełom dokonał się gdy wracałam wieczorem do domu po pracy, czekałam przed przejściem dla pieszych na zielone światło... znów ten głos w mojej głowie, tylko tym razem rozwinął swą wypowiedź:
- "Szykuj się, zaczyna się Gra Bogów. Nudzicie nas, nędzne istoty. Tyle pokoleń minęło, odebraliśmy wam zmiennokształtność, sądząc, że uchwycicie ten fakt, ale jesteście ślepi, nie dostrzegacie nawet swoich pobratymców wśród innych ludzi. Leniwe... bezcześcicie moce które wam ofiarowaliśmy, jako oręż do walk między sobą. Czas przypomnieć wam po co jeszcze żyjecie.. żyjecie po to, aby swoją śmiercią i aktywnością nas ucieszyć. Zesłaliśmy wam kilku pomocników, którzy pomogą wam rozkręcić rozgrywkę. Niech Gra będzie niczym morze pełne stworzeń, wy bądźcie pożywieniem dla tych stworzeń, a Czarna Ambrozja waszą bezpieczną wyspą." - Głos brzmiał potężnie, surowo, w pewnym stopniu lekceważąco, lecz rozkazująco.
Nie trwało to krótko, brzmiało i dudniało mi w głowie paraliżując mnie. Świat nagle stał się dla mnie zbyt mały, abym mogła uciec przed... niebezpieczeństwem, o którym mówił. Gdy skończył, zapaliło się upragnione zielone światło. Wraz z tłumkiem ludzi, zaczęłam przechodzić przez ulice. Wszyscy pędzili przed siebie długimi krokami. Ja szłam powoli, sztywno. Czułam na sobie czyjeś spojrzenie które przeszywało mnie na wylot. Znalazłam tą istotę telepatią. Nie udało mi się określić czym konkretnie jest. Podążało za mną. W cele zidentyfikowania tego, co mnie wzbudzało we mnie lęk, odwróciłam się i szłam tyłem przeczesując wzrokiem przeciwną stronę ulicy oraz mur porośnięty niedbałym bluszczem. Wtem coś mnie zdekoncentrowało, świat się zatrząsł, a ja wpadłam w coś twardego i to niestety nie był słup.
Odwróciłam się jeszcze bardziej przerażona. Podniosłam wzrok, aby móc spojrzeć na twarz człowieka w którego weszłam(był wysoki). Zdawałam się dla niego nie istnieć, gdyż swoimi błękitnymi oczyma wpatrywał się w jakiś punkt. Już miałam odejść, gdy niespodziewanie na mnie spojrzał. Cudnie... to coś znikło, bo już nie czułam nieodpartej chęci ucieczki, lecz teraz jego wzrok przykuł mnie do podłoża.

Ezra Georgov



Imię
Ezra


Nazwisko
Georgov


Płeć
100% facet


Wiek
21 lat


Stanowisko
Standardowo niestandardowy członek zespołu


Kariera/Praca/Edukacja
Aktualnie stara się być studentem, z naciskiem na ‘stara się’, nie licząc tego dorabia w kilka miejscach jako mechanik samochodowy, w swoim piwnicznym pokoju stara się też pracować nad różnego typu konstrukcjami mechaniczno-technologicznymi. Kolejna funkcja jaką pełni – pełnoetatowy starszy brat.


Grupa
Techniczna


Moce
Nie można być pewnym, czy w ogóle można nazwać to mocą. Ezra po prostu ‘słyszy’ wszystko to co zmechanizowane. Zawsze wie co się zepsuło i dlaczego. Bezbłędnie doszukuje się kolejnych elementów, które swoją materialną formę przybierają podczas kolejnych wymyślnych konstruktor. Z tej racji, wie też jak i gdzie uderzyć, by dane mechanizmy się popsuły. Woli jednak naprawiać a nie psuć. Najśmieszniejsze, że czasem wykorzystuje to w walce, traktując ‘słabe’ punkty w mechanizmach, analogicznie u żywych istot (zawsze celuj w złącze…czegokolwiek).
Jedyną w tym względzie ‘mocą’ byłaby jego odporność na wszelkie manipulacje i psychiczne naciski. Zupełnie, jakby jego mechnicystyczne zamiłowanie użyczyło mu swój odporności (spróbuj zajrzeć w myśli tostera…proszę bardzo).


Charakter
Ezra to filozof – serio. Do tego ignorant pełną gębą. I robi to specjalnie. Pod jasnowłosą czupryną kryje się bardzo inteligenta bestyjka, ale niezbyt zależy mu na czyjejkolwiek opinii. Może być wesoły, pogodny i jakoś trudno go zrazić złośliwymi komentarzami. Odpyskuje Ci z równie uprzejmym uśmiechem co na początku rozmowy. Nie przejmuje się opiniami innych i konsekwentnie dąży do upatrzonego celu. I działa to w każdej dziedzinie życia.
Jest bardzo opiekuńczy wobec kobiet. Nie żeby można było go wykorzystywać, ale nie przejdzie obojętnie obok krzywdy. Możliwe, że nauczyła go tego opieka nad młodsza siostrą i w tej kwestii stara się być jak najbardziej odpowiedzialny.
Ciężko go wyprowadzić z równowagi, ale jako pełnoetatowy starszy brat…ma pewne granice wytrzymałości, które puszczają, jeśli autentycznie zrobisz coś baaaardzo głupiego i nie dajcie bogowie (jacykolwiek), żeby było to związane z jego rodziną. Nie lubi prowokować, więc nie bawią go zabawy w wyzywanie i pojedynkowanie się ‘bo ja jestem bardzieszy’, ale postawiony pod ‘ścianą’ nie będzie uciekał.


Hobby
Samochody i wszystko co zawiera w sobie odrobinę „mechanicznej adrenaliny”, filozofia, gra na gitarze


Lubi
Jeździć samochodem i (serio) konno, palić, wymyślać kolejne konstrukty, czytać książki (najlepiej filozoficzne)


Nie lubi
Ludzkiej głupoty, bezpodstawnego okrucieństwa, nadmiernego egoizmu i …zmywania.


Historia
Ezra jest najstarszym z dwójki dzieci pary naukowców z dalekiej Rosji, którzy wyjechali z kraju wiele lat temu by osiedlić się tutaj z jakimś rządowym projektem. A potem pojawił się Ezra, bynajmniej nie był niespodzianką dla jego rodziców, którzy wyraźnie oczekiwali jego przyjścia i raczej nie były to wyłącznie rodzicielskie skłonności. Ezra jako pewna ‘genetyczna modyfikacja’ nie spełnił jednak oczekiwań swoich ‘twórców’, więc kilka lat później pojawia się ich drugie dziecko. Ostatecznie żadne z dzieci nie kwalifikowało się do oczekiwanego wzoru, więc projekt został przeniesiony w inne rejony świata, pozostawiając rodzeństwo na pastwę…samych siebie. No może nie do końca, bo comiesięczne wpływy na konto świadczą, że jakieś zainteresowanie wciąż wykazują). Ezra nie zdziwiłby się, gdyby w przyszłości okazało się, że posiada nieco bardziej liczne rodzeństwo.


Rodzina
Młodsza (9letnia) siostra Alice, rodzice pracują za granią (przynajmniej o nich wie).

Wygląd
Ezra z pochodzenia jest Rosjaninem, więc urodę ma raczej słowiańską. W skład tych cech wchodzą zielone oczy, dość jasna karnacja i półdługie, wiecznie potargane włosy koloru lnu. Jest średniej wysokości chłopakiem (179 wzrostu) nawykłym do cięższej pracy, więc zdążył sobie wyrobić trochę mięśni. Ma wyjątkowo smukłe dłonie, niekiedy poznaczone bliznami (bawiąc się w smarze samochodowym, czasem można trafić na zbyt gorący towar). Z tej racji często nosi rękawiczki bez palców. Standardem są u niego proste jeansy, bokserka i/lub koszula. Buty nie robią mu zbyt wielkiej różnicy, ble były wygodne. No może adidasów nie wciśnie. Najczęściej są to trampki, lub sznurowane a’la wojskowe.


Charakterystyczne przedmioty
Papierosy, okulary a’la lenonki, klucz francuski i pleciona bransoletka od jego siostry (na prawym ręku) oraz czarny Chevrolet Camaro SS.

Partner/ka 
Aktualnie nikt specjalny

Miejsce zamieszkania
 Longmar
St. Philippe street 7
Nieduży, ogrodzony piętrowy domek jednorodzinny, nieco na uboczu.

Właścicielka 
skype: Adaviena, (howrse - Hija, ale lepiej łapać na skype)

Inne informacje
Wystarczy tyle co już wiesz.

(Siły Natury) od Ines Ross

- No i kolejne zlecenie z głowy. – mruknęłam do siebie, wyłączając telewizor po obejrzeniu wieczornych wiadomości. Podali informacje o znalezieniu w pobliskiej willi ciała pięćdziesięcioletniego mężczyzny, który umarł na zawał. Uśmiechnęłam się cierpko, ponieważ nikt nigdy miał się nie dowiedzieć, że powód jego odejścia wcale nie był naturalny. Jego była żona, z którą się niedawno rozwiódł postanowiła się zemścić. Poprzez strzał w klatkę piersiową wiązki mikrofali, zawierającej sygnały ELF wysyłany przez serce, ten organ można wprowadzić w chaos, tzw. atak serca. Nie była to moja ulubiona metoda zabijania, ale na pewno w takiej sytuacji trudno się domyślić, że było to morderstwo.
Wstałam z kanapy i poszłam do laboratorium. Zaczęłam wczoraj robić kolejną dawkę akonitu, jednak wpadło mi to zlecenie i musiałam wyjść z domu, zostawiając wszystko na wierzchu. Ponieważ kwiaty, z których robiłam wyciąg do niczego już się nie nadawały, musiałam je wyrzucić i zerwać kolejne. Odwróciłam się, żeby umyć zlewki i zamarłam.
W lustrze ujrzałam dobrze znaną i znienawidzoną twarz mojego patrona – Eurosa, boga pechowego wiatru wschodniego. Oj, dla mnie to on był bardzo pechowy. Zniszczył mi życie, a jeszcze ta jego zawsze szczerząca się gęba!
- Ines, jak ja się cieszę, że mogę z tobą porozmawiać! – odezwało się odbicie z bardzo nieszczerym uśmiechem na twarzy.
- A ja nie bardzo. – odpowiedziałam spokojnie, choć wszystko się we mnie gotowało i miałam ochotę potłuc to lusterko. – Czego znowu chcesz?
- Jak zwykle bezpośrednia! To właśnie w tobie lubię! – powiedział z chichotem, który sprawił, że przeszedł mnie niemiły dreszcz. – A no widzisz, ja i moi koledzy na Olimpie zaczęliśmy się już strasznie nudzić tym waszym nic nie robieniem. Żadnych walk, żadnych wojen, żadnych skandali ani spektakularnych morderstw… To takie smutne, że my was obdarzamy mocą, a wy jej w ogóle nie wykorzystujecie.
Byłam tak zaskoczona, że nie wiedziałam co powiedzieć. O czym on do cholery mówił?
- No więc z tych wszystkich powodów postanowiliśmy urozmaicić waszą nudną egzystencję i zorganizować wam Grę Bogów! – zakończył z radosnym okrzykiem.
Zatkało mnie. Dosłownie. Ci bogowie działali mi już na nerwy. Nie dość, że zniszczyli mi życie, to jeszcze teraz mają zamiar urozmaicić nam czas jakimiś głupimi grami!?! Nie… na to, to ja nie miałam zamiaru się zgodzić.
- Dziękuję bardzo, ale mi się wcale nie nudzi i nie mam zamiaru w nic grać. A już tym bardziej nie będę się bawić w jakieś wasze olimpijskie zabawy. – odpowiedziałam bardzo grzecznie, gdy już trochę ochłonęłam i wróciłam do mycia zlewek.
- Na pewno? – zapytał rozczarowany Euros. – Wiesz, że my tak łatwo nie rezygnujemy i przekonamy cię w inny, zabawniejszy sposób do dołączenia do tej gry?
- Zabawniejszy? No cóż, chyba w drodze wyjątku dostarczę wam trochę ubawu, bo nie mam zamiaru się zgodzić na dołączenie do tego durnego planu umilania wam długich letnich dni.
- Jeszcze pożałujesz, że się nie zgodziłaś od razu. Zabawę czas zacząć! – po tych słowach zaczął znów przeraźliwie chichotać i znikł.
Westchnęłam i wróciłam do przyrządzania tojadu. Skupiłam się na dokładnym odmierzaniu składników mojej ulubionej trucizny, ponieważ najmniejsza pomyłka mogła spowodować niechciany rezultat, jak na przykład zbyt szybki zgon ofiary. Kiedy już wszystko było gotowe, zostało mi tylko przelać substancję do fiolki z nietłuczącego się szkła, ponieważ najmniejsze zetknięcie z tą trucizną oznaczało śmierć. Odwróciłam się i o mały włos nie upuściłam zlewki.
Na moim parapecie, przed otwartym oknem siedziała Empuza we własnej osobie! Byłam pewna, że to ona, bo jej płomienne włosy, jedna noga ośla, druga wykonana z brązu oraz strój cały we krwi mógł należeć tylko do niej, jednego z potworów towarzyszących Hekate.
Szybko zaczęli działać. – pomyślałam.
Gdyby nie to, że Empuza była jednymi z gorszych mitologicznych stworzeń byłabym rozbawiona całą tą sytuację, ponieważ mój gość siedział sobie na parapecie z założoną nogą na nogę, podpierając się rękami i wpatrując się we mnie z zainteresowaniem. Zeskoczyła z niego i powiedziała śpiewnym głosem:
- Bogowie są niezadowoleni z powodu tego, że nie chcecie dołączyć do Gry i pozwolili nam zapolować. Macie niesamowitą siłę życiową, przyciągacie i dlatego zginiecie! – zakończyła i rzuciła się na mnie, odsłaniając swoje kły.
Zareagowałam instynktownie. Nie miałam czasu, żeby wyjąć jakąś broń, więc użyłam jedynej rzeczy, którą miałam pod ręką - tojadu. Chlusnęłam jej całą zawartością zlewki, czyli dawką zdolną zabić sześciu dorosłych mężczyzn. Usłyszałam niemiłosierny wrzask, ale niestety potwór nie padł martwy. Skuliła się, jakby trucizna sprawiała jej ból. Wykorzystałam chwilę jej nieuwagi wzięłam ze stołu długi sztylet. U mnie w domu prawie wszędzie można było znaleźć jakąś broń, tak na wszelki wypadek. Nie zdążyłam jednak zaatakować, bo mój gość już się pozbierał i stanął przede mną wyprostowany.
- Pożałujesz tego, nędzny człowieku. Zanim wchłonę twoją siłę życiową, będziesz cierpieć męczarn… - nie dałam jej dokończyć, bo chyba nie miałam ochoty wysłuchiwać kolejnych gróźb. Rzuciłam sztyletem i trafiłam tam gdzie chciałam, prosto w jej otworzone usta. Kobieta zachwiała się i z lekką pomocą mojego wiatru wypadła przez otwarte okno. Patrzyłam na ciało spadające w dół. W momencie, kiedy uderzyło o chodnik, zamieniło się w proch, który rozwiał wiatr.
- W co ja się znowu wkopałam. Chyba naprawdę zabawa się zaczęła. – mruknęłam do siebie i zamknęłam okno zastanawiając się nad egoizmem greckich bogów…

Profil Aurory


Imię: Aurora
Nazwisko: Leech
Płeć: kobieta
Wiek: 21 lat
Stanowisko: Zastępca
Kariera: Pedagog Szkolny
Grupa:  Wymiary
Moce
- Potrafi zmienić swój parasol w czarny miecz,
- Może widzieć i zmieniać wspomnienia po zajrzeniu w czyjeś oczy, jednakże tyczy się to jedynie osób słabszych od niej wolą. Ta moc jest również niebezpieczna dla jej zdrowia i jej używanie odbija się na jej lewym oku.
Charakter: Niegdyś była szaloną optymistką, uwielbiała kosmos i gwiazdy i nigdy nie odpuściła okazji, by móc w nie spojrzeć. Jednak po stracie męża, którego nie udało jej się uratować, uwierzyła w prymat brutalnej siły. Jest osobą impulsywną, myślącą prosto i logicznie, ale często łopatologicznie. Jest inteligentna, ale w stresowych sytuacjach zbyt szybko popada w gniew i nie jest w stanie wówczas racjonalnie myśleć. Nie umie przekonywać ludzi do swojej racji dyplomatycznie, więc często posługuje się „perswazją fizyczną” (delikwent nie rozumie? Przyłóż mu kilka razy to rozumie), przez co niektórzy mówią, że ma siłę i mentalność goryla. Na domiar złego jest złośliwa i bezczelna, nawet gdy wie, że źle robi, udaje poszkodowaną w obliczu jakichkolwiek oskarżeń. Poza tym jest dość leniwa i rzadko kiedy robi coś osobiście: woli motywować innych do wykonania swojej woli, wmawiając im, że to co zrobią przyniesie im korzyść. Mimo bycia zgryźliwą mendą w stosunku do dosłownie każdego na swojej drodze, to bardzo szybko przywiązuje się do ludzi i w pewien sposób poczuwa się za nich odpowiedzialna, choć nie lubi się do tego przyznawać. Jest nieszczera ze swoimi uczuciami i stara się koncentrować jedynie na zemście za ukochanego, próbując odrzucać to, co ma teraz. Jest osobą raczej samotną, desperacko potrzebującą ciepła, jednak świadomie nie buduje sobie nowego Domu i unika ludzi, ponieważ według niej „jej rodzina już nie żyje” i sądzi, że nie czułaby się z tym dobrze tworząc nową. 
Hobby: Wegetacja.
Lubi: Gry na PC i konsolę, czytać, spać, jeść makaron z zielonym pesto, koty, dowiadywać się o nowych rzeczach, siedzieć i okazywać światu swoje niezadowolenie, marudzić, filozofować, interesować się życiem swoich podopiecznych i wygłaszać im kazania, wyglądać poważnie i przerażająco, wprawiać współrozmówców w stan zmieszania, rządzić się, drzeć japę.
Nie lubi: Gdy ktoś inny drze mordę, niecierpliwych ludzi, marudnych ludzi, upierdliwych ludzi i ogólnie wszystkich, którzy przypominają ją samą. Nie znosi również lodów czekoladowych, niechlujnie podanych posiłków, karaluchów, prac domowych, gotowania i dyletantów.
Historia: Kiedy była mała, jej rodzice gdzieś przepadli i została sama z babcią. Ta jednak miała zatarg z paroma niebezpiecznymi typami i pewnego dnia została przez nich zamordowana. Aurora odeszła więc i trafiła do Forever Young, gdzie zaprzyjaźniła się z Szawą. Zginął on jednak w czasie wojny pomiędzy watahami. Następnie przez jej życie przewinął się Phantom, z który postanowiła połączyć swoją życiową ścieżkę, zabił go jednak seryjny morderca. Ona coś ma pecha.
Rodzina: Jej babcia nie żyje, o rodzicach nic nie wie. Może są gdzieś tam i opalają się na Fidżi. Jej młodsza siostra, Raville, zaginęła.
Wygląd: Ma sentyment do krawatów i oficjalnych strojów, dlatego częściej spotkać ją można w eleganckim żakiecie niż w dresowej bluzie. Uwielbia również długie płaszcze z kapturami, koszule w kratę, szaliki i apaszki.
Charakterystyczne przedmioty: Swego czasu przygarnęła czarny, duży parasol, z którym się nie rozstaje i bierze go nawet wtedy, gdy nie pada. Bo jak wiadomo: nigdy nic nie wiadomo. Służy też jej do prania zadów, jeśli przychodzi jej walczyć w towarzystwie zwykłych ludzi.
Partner/Partnerka: wdowa po Phantom'ie Dancerze
Miejsce zamieszkania: Dzielnica Longmar, blok numer 17.
Skromne, małe mieszkanie, w którym panuje odwieczny burdel. Składa się on z łazienki, sypialni, salonu, kuchni, korytarza i balkonu. Mieszka ze swoją wychowanicą, Ruth. Maj czarnego kota, Maurycego.
Właściciel: Howrse - Raville, skype - Avrora.

Profil Akatsukiego


Imię: 
Akatsuki
Nazwisko
Shimura

Płeć: 
Mężczyzna

Wiek: 
Duużo. Baardzoo dużo. Wygląda na jakieś 16-17 lat.

Stanowisko:
Lider

Kariera/Praca/Edukacja:
 1 klasa liceum.
Ma również dużo innych zawodów, jako, że sam się utrzymuje. Przez pewien czas żył, jako skrytobójca i był bardzo utalentowany, ale nie prowadzi już takiego trybu życia. Aktualnie stara sobie zarobić poprzez normalniejsze prace dorywcze, więc można go znaleźć nieraz pracującego w różnych miejscach. Chociażby przy kasie w sklepie xD

 Żywioł:
 Wymiary
Moce:
 nieśmiertelny - cokolwiek, by się nie zrobiło on i tak nie zginie co nie znaczy, że nie da się z nim wygrać. Po prostu trzeba być trochę sprytniejszym i znaleźć sposób na zadanie mu wyjątkowo paskudnych ran (trochę minie czasu nim się wyleczą albo po prostu spróbować go jakoś unieruchomić na dłuższy czas). Wraz z tym leczą mu się wszystkie rany i po pewnym czasie wszystko wraca do normy nawet przy przykładowo odciętej ręce - chociaż odrastanie kończyn zajmuje kilka lat... Musi jednak wciąż uważać na trucizny i zakażenia...
 Włada wymiarami i potrafi przemieścić się między światami - a przynajmniej tak powinno być w teorii, ponieważ w praktyce mu to nie zawsze wychodziło.
Włada materią - zdecydowanie jego ulubiona moc. Jego zdaniem jest najbardziej praktyczna ze wszystkich. Może w ten sposób zawsze zmaterializować broń, albo też... Jedzenie i naprawdę po roku można zaoszczędzić tak bardzo dużo pieniędzy.
Jest odporny na magię, ale ma to też inną stronę. Sam również nie potrafi używać magii.
Posiada silne umiejętności duchowe, ale jako, że za bardzo za duchami nie przepada stara się na co dzień ich nie zauważać, a nawet blokować tą moc. Potrafi również wyczuć wszelkiego rodzaju istoty nadnaturalne pochodzące z podziemi. Można również dodać, że widzi demony.
W swoim posiadaniu ma katanę w której jest zaklęty demon. Jest to jedna z potężniejszych broni, ale wszystko ma swoją cenę, ponieważ nie łatwo nad tym demonem zapanować, a on tylko czeka na okazję, aby przejąć kontrolę nad użytkownikiem. W dodatku im więcej mocy używasz tym większe jest prawdopodobieństwo, że możesz stać się demonem. Widać to chociażby po tym, że posiadacz zaczyna wizualnie nieco przypominać demona. Tak długo, jak nad tym zapanuje to nie jest tak źle, ale jeśli nie... Cóż, wtedy to już inna bajka.

Charakter: 
Taki mądry i podstępny taktyk. Często na jego twarzy można zobaczyć uśmiech, który nie wróży nic dobre bądź zamyślenie. Potrafi być szczery i bezpośredni, ale nie zdarza się to zbyt często, ponieważ w naturze ma raczej udawanie osób, którymi nie jest. Po kilkuset lat udawania takie rzeczy potrafią wejść w nawyk. On po prostu niemalże zawsze myśli nad najlepszą odpowiedzią jakiej może udzielić i bardzo rzadko wyraża swoją 100% prawdziwą opinię pod wpływem impulsu.
W dodatku jest "nieco" złośliwy. Potrafi szantażować ludzi bez mrugnięcia okiem, od tak po prostu, ponieważ będzie to zabawne. Męczenie, wyżywanie się na innych (nazywa to ładnie poprawianiem sobie humoru kosztem innych) oraz ich wykorzystywanie jest dla niego normalne. Jest takim małym sadystą, który nie zdaje sobie sprawy, że jest z nim coś nie tak.

Hobby:
Brak szczególnego. Chyba to co ma ochotę na daną chwilę. 

Lubi:
Zdecydowanych ludzi oraz tych, którzy mogą mu zapewnić rozrywkę, króliki, rybki, wygrywać, mieć rację, pieniądze, zagadki, matematykę, spanie (zwłaszcza to podczas lekcji).
Nie lubi:
Swojej rodziny, zwłaszcza starszego rodzeństwa (nie nie lubi, tak właściwie to nienawidzi). Nie lubi też uciążliwych nauczycieli (chociaż z nimi to akurat przeważnie szybko robi porządek). Nudy. Histeryków.

Historia:
Początki swojego życia spędził w Podziemnym Królestwie ojca. Wspomina ten okres swojego życia wyjątkowo paskudnie dzięki rodzeństwu. Dodatkowo, jako małe dziecko był zaskakująco naiwny i niewinny co sprawiło, że był łatwym celem (nie był też zbytnio potężny, więc nie miał zbytnio możliwości podjęcia walki z braćmi).
Stopniowo jednak jego aktualny charakterek pod koniec pobytu w Hadesie zaczął się przeobrażać. Nauczył się kombinować. Musiał to zrobić, jeśli chciał tam przetrwać, a kiedy natrafił na pierwszą okazję, aby uciec z domu po prostu to zrobił. Jak do tej pory nigdy tego nie żałował.
Po wydostaniu się ze świata umarłego szybko nauczył sobie radzić. Początkowo owszem, było dosyć ciężko, ale w miarę upływu czasu miał się coraz lepiej. Oczywiście cały czas pilnował, aby nie zwrócić na siebie niepotrzebnej mu uwagi rodziny. Podróżował z miejsca na miejsce nigdzie nie zabawiając dłużej niż dwa lata. W ramach zarobku podejmował się pracy, jako najemnik i skrytobójca (był zresztą w tym całkiem dobry).
Dopiero jego życie nieco zmieniło pojawienie się Rin. Jakie to niezwykłe, że największy wpływ na jego życie mają osoby, których najbardziej nienawidzi, prawda? Cóż, mimo że za nią nie przepada to jeszcze czasami jest w stanie się dogadać. Dzięki niej trafił do tego miejsca i jakimś cudem został w nim do dzisiaj (czyli dłużej niż 2 lata).

Rodzina: 
Nie jest to temat na który mógłby sobie od tak pogadać, a nawet gdyby mógł to by i tak tego nie zrobił, ponieważ nie ma zbyt wielu wspomnień związanych z jego dzieciństwem. Szczerze mówiąc to prawie wcale ich nie ma.
Jego ojcem jest Hades (och, ma kilka powodów, aby go nienawidzić), a matki nie zna. Jest jednym z młodszej części rodzeństwa.
Szczególnie nienawidzi najstarszej dwójki - pierwszego brata za to, że szukał każdego sposobu, aby go poniżyć i udowodnić, że nie ma dla niego miejsca w tej rodzinie.
Drugi brat... Może nie znęcał się nad nim w taki sposób, ale z pewnością nie był lepszy, a jeśli już to gorszy i jako, że zawsze bawiła go naiwność i niewinność młodszego brata znajdował sobie w nim idealny cel do znęcania.
Ogólnie w oczach Akkiego rodzina to ZŁO. Jego szalona rodzinka do dzisiaj wywołuje w nim łagodnie mówiąc niepokój chociaż czasami też niekontrolowane pokłady gniewu, ale i tak ma niezłą traumę po tym co przeszedł.
Wygląd:
Ubiera się dosyć normalnie. Chociaż raczej w ciemne kolory... Duża część jego garderoby jest czarna, ale nie wszystko. Ma złote oczy i włosy w kolorze ciemnego blondu.



Charakterystyczne przedmioty:

Ukryty pistolet i nóż bez których nie rusza się z domu oraz klucze do tajemniczego gabinetu, gdzie jeszcze nikogo nigdy nie wpuścił.

Partner:

 Brak


Miejsce zamieszkania:
Dzielnica Longmar
Ulica 58. Dom pod numerem 7.
Dosyć duży i przestronny dom, który nie zwraca uwagi z zewnątrz. Działka zadbana. Wyposażona w małe oczko wodne z rybkami.
Wnętrze budynku też pozornie nie wzbudza podejrzeń... Przynajmniej tak długo, jak nie zacznie się otwierać szafek, szaf i innych rzeczy w których ukrywa rzeczy, jakich nie powinien mieć licealista (no chyba, że standardy się zmieniały i mogą teraz mieć legalnie broń, ale nie sądzę, żeby tak było). Ma trzy pokoje, które nie pełnią żadnej innej funkcji poza ciągłym kurzeniem się, gabinet zamknięty na dwa zamki (strefa niedostępna dla gości) - w środku można utonąć w dokumentach i innych rzeczach, łazienkę oraz kuchnię, a także salon w którym trzyma królika miniaturkę (dawno temu bardzo chciał mieć jednego i w końcu ma), a także wielkie akwarium morskie wbudowane w ścianę.
Co jest jeszcze charakterystyczne w jego domu... Hmm.. Chyba warto wspomnieć o tylnych drzwiach do domu, które są umieszczone w jednym z pokoi.
Z tyłu działki ma garaż. Trzyma w nim motor i inne graty, które nie znalazły swojego miejsca w domu.

Inne informacje: 
Posiada pamięć ejdetyczną.
Bardzo szybko kojarzy fakty i jest dobrym matematykiem.
Posiada zdolności zawodowego włamywacza.
Dobrze walczy wręcz oraz białą bronią co jest wynikiem wieloletniej praktyki.
Potrafi gotować - jako, że sam żyje i ciągle jadł zupki z torebek na początku bądź fast foody po pewnym czasie mu się to znudziło i postanowił zgłębić tajemną sztukę gotowania.


Właścicielka: 

Niki (admin)


KONTAKT ADMINISTRATORKI:
mail: nikusia199914@gmail.com
howrse: nikusia199914 [rzadko używane]
GG: 51232324
skype: nikita.werka