niedziela, 21 czerwca 2015

(Wymiary) od Akatsukiego

Wracałem akurat do domu po krótkiej przechadzce, która miała być moją przerwą od siedzenia nad papierami w domu.
Odblokowałem furkę kodem i zamyślony ruszyłem ścieżką w stronę domu. Dopiero pod drzwiami zauważyłem obecność Aurory, która molestowała mój biedny dzwonek od drzwi.
Skrzywiłem się. Byłem niemalże 100% pewny, że skróciła jego żywotność o pięć lat w ciągu ostatnich kilku minut.
- Ooo... Aurora - wyraziłem swoje zaskoczenie. - Mogę wiedzieć co tutaj robisz? - Spytałem.
- Chciałam odwiedzić twoich rodziców - odparła.
- Rodziców? - Zdziwiłem się. Nie byłem przyzwyczajony do słyszenia tego słowa. - Nie ma ich - odparłem wymijająco.
- To nie ma znaczenia. Z chęcią pogawędzę z tobą zanim wrócą - widocznie nie zamierzała się tak łatwo poddawać.
- Nie wrócą - zapowiedziałem jej. - Możesz czekać nawet do jutra, ale i tak nie wrócą.
- A czemuż to? - Zaciekawiła się.
- Bo mieszkam sam? Pewnie dlatego. Ojciec jest wiecznie zajęty, więc wątpię, aby pamiętał nawet o mojej egzystencji, a z domu wyprowadziłem się, bo nie miałem ochoty żyć z bachorami, które niestety są moim rodzeństwem - zaserwowałem jej skróconą i nieco zmodyfikowaną historyjkę. Nie była całkowicie wymyślona chociaż pominąłem w niej parę istotnych faktów. Tak właściwie to pominąłem te najistotniejsze fakty.
- I co teraz pani zamierza zrobić? - Zainteresowałem się.
- W takim razie to tobię przekażę szczęśliwą nowinę, ale najpierw może zaprosisz mnie na herbatkę i wtedy sobie pogadamy?
Nie zamierzała stąd sobie pójść? Niezbyt mi się to spodobało. Zaczynało mnie zastanawiać czy na pewno schowałem wszystko co nie powinno być na widoku. Taa... Chyba tak. Tak długo, jak Auroś nie zajrzy do szafek powinno być w porządku.
Jak dobrze, że przed wyjściem ogarnąłem dom.
- Herbatka? Nie lepiej, by było jakby mi pani przekazała tą nowinę od razu - uraczyłem ją spokojnym uśmiechem. - Jestem pewien, że jest pani niezwykle zajęta.
Błagam idź sobie stąd.
- Rozmowa z tobą jest jednym z moich zajęć w ramach pracy - odparła.
- Cóż, wygląda na to, że nie mam wyboru - powiedziałem wesoło otwierając drzwi.
Zaprowadziłem ją do salonu, aby sobie usiadła. Och... Naprawdę wolałbym mieć wybór, aby ją odesłać gdzieś indziej, a tak będę musiał jakoś się z nią uporać.
Sam tymczasem udałem się do kuchni.
Zaparzyłem jedyny rodzaj herbaty, który posiadałem i zaniosłem ją Auroś.
- Pani nie słodzi, prawda? - Upewniłem się.
- Nie słodzę - odparła.
- A więc mogłaby pani powiedzieć mi czemu zawdzięczam tą nagłą wizytę?
- Otóż wyobraź sobie, młody człowieku... - siorbnęła trochę herbaty upewniając się, że jest jeszcze zbyt gorąca - ..że nie chodzenie do szkoły ma swoje pewne konsekwencje. - odłożyła filiżankę - Otóż, w twoim przypadku, obawiam się, że będziesz znosił mnie rok dłużej, ponieważ.... - uśmiechnęła się - ..kiblujesz.
- No to wygląda na to, że będziemy się widzieć o rok dłużej - uśmiechnąłem się niewzurszony
Tak właściwie było mi to na korzyść... W końcu skoro jestem nieśmiertelny miałem o rok dłużej przykrywkę, jako uczeń liceum i nie musiałem nic robić. Było to dla mnie niezwykle korzystne. Nie, żeby Auroś mogła o tym wiedzieć.
Nagle usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.
- Pozwoli pani, że na chwilę panią zostawię - poprosiłem grzecznie.
Odwróciłem się. Już nie miałem takiej wesołej miny. Ktokolwiek tutaj był z pewnością był nieproszonym gościem.
Moim oczom ukazał się... Jeden z pewnością najbardziej nieproszonych gości w tym domu.
- Wynoś się - powiedziałem chłodno.
- Tak witasz swojego braciszka po tym jak kilka lat się nie widzieliśmy - jego wesoły głos przyprawiał mnie o mdłości. Pomyśleć, że pozwoliłem, aby ta podstępna żmija weszła na teren tej posiadłości.
- Jak dla mnie moglibyśmy się nie widzieć przez następne kilka lat - stwierdziłem.
- Naprawdę mógłbyś okazać chooociaaż odrobinę gościnności - jak zwykle nie tracił dobrego humoru. Pewnie myślał o tym, jak jeszcze bardziej zepsuć mi życie, jakby lata tej męki którą mi zafundował nie były dla niego wystarczające. Miałem ochotę wzdrygnąć się na to wspomnienie, ale wolałem nie ukazywać przed nim słabości. - Naprawdę się za mną nie stęskniłeś?
- Naprawdę - powiedziałem otwierając drzwi z zamiarem wyproszenia go. Nawet jeśli miałbym to zrobić siłą. Zniżyłem głos. - Mógłbyś przestać robić cyrki. Nie jesteśmy tutaj sami - zauważyłem oczywisty fakt.
- Oj tam. Oj tam. Zawsze możemy się pozbyć świadków - nie raczył nawet ściszyć głosu ani też pozbyć się tego irytującego mnie nastawienia. - A z kim właściwie jesteś...?
Ruszył do salonu, jakby zapomniał, że jeszcze przed chwilą ze mną rozmawiał.
Podszedł do niej i zaczął się jej dokładnie przyglądać.
- A więc to jest twój typ... - Stwierdził. - Hmmm... Ciekawe. Nie najgorzej, ale też nie najlepiej.
- A więc taki zapach unosi się z ust menela. Hmm... Bardzo ciekawe - odsunęła się nieco do tyłu. - W każdym razie zostałam zobligowana do przeprowadzenia merytorycznej rozmowy z rodzicielem tego oto przedstawiciela naszego liceum - innymi słowy "nie interesujesz mnie".
To nie było zbyt mądre... Ja łatwo nie odpuszczam, a on...
- W każdym razie - odwrócił się w moją stronę. - Masz wiadomość od ojca. - Rzucił mi list, który zdawał się niemalże znikąd pojawić w jego rękach. - Nie sądziłem, że jeszcze się tobą zainteresuje skoro uciekłeś z domu i przez taki czas nie zareagował.
-  Możesz mu zwrócić ten list - powiedziałem. - Jako, że nie zamierzam mieć z nim nic do czynienia nie zamierzam zapoznać się z jego treścią - zapowiedziałem.
Zbliżył się do mnie i zniżył głos:
- Jesteś tego pewien? - Spojrzał na mnie. - Myślę, że potrafiłbym zmienić twoje zdanie - tym razem zauważyłem nieco okrutne i żądne rozrywki spojrzenie.
Odruchowo się cofnąłem przerażony widokiem tego spojrzenia. Tak dawno już go nie widziałem, że niemalże zapomniałem, jak niebezpieczne potrafiło ono być.
- Cóż. To by było na tyle - odwrócił się. - W końcu jestem pewien, że jeszcze dzisiaj się zobaczymy.
- A ja jestem pewien, że się nie zobaczymy - mruknąłem.
- To się jeszcze okaże - i z tymi słowami opuścił ten dom.
Odetchnąłem z ulgą.
- Myślę, że pani już wie czemu nazwałem moje rodzeństwo niewychowanymi bachorami - stwierdziłem.
Spojrzała nieco zaciekawiona na list.
Widząc jej spojrzenie otworzyłem go i zacząłem przesuwać wzrokiem po linijkach ręcznie pisanego listu.
"Drogi Synu
Moją wolą jest, abyś uczestniczył w Grze Bogów i abyś zapewnił mi zwycięstwo. Twoim zadaniem jest zgromadzenie grupy i wygranie tej rozgrywki. Wysłałem Trey'a, aby upewnił się, że wykonasz swoje zadanie.
Martwi mnie twoje nastawienie, jeśli nie zamierzasz wrócić do domu życzyłbym sobie, abyś odwiedził mnie od czasu do czasu albo chociaż zaczął przyjmować pieniądze, które oferuję na twoje utrzymanie. Szczegóły zadania znajdziesz na drugiej kartce.
Hades"
- Nawet nie raczył tego napisać sam - mruknąłem niezadowolony. - Mógłby w końcu przestać wykorzystywać do takich czynności swoich służących - westchnąłem.
Czy byłem zawiedziony? Nie... Raczej nie... No może odrobinkę, ale zdążyłem się przyzwyczaić do takiego stanu rzeczy i już dawno przestałem mieć nadzieję, że to się zmieni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz