piątek, 25 września 2015

(Wymiary) od Akatsukiego

- Niestety muszę doglądać poczynań mojego młodszego braciszka.
- Naprawdę możesz sobie to darować - skrzywiłem się niezbyt zadowolony jego perspektywą pobytu w tym mieście. - Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że już dawno zapomnieliście o moim istnieniu. Mój świat byłby o wiele piękniejszy, gdyby tak się stało. Najwyraźniej życie jednak nie jest takie piękne.
- To jeszcze chcesz coś wiedzieć czy wreszcie pozwolisz mi wrócić do tego co zamierzałem robić?
Z chęcią bym już stąd poszedł, ale było jeszcze coś...
- Wiesz może co robi Pierwszy? - Niezbyt go lubiłem. Był o wiele gorszy od tego tutaj, ale z pewnością również o wiele bardziej niebezpieczny i z jakiegoś powodu mnie nie lubił. Może jakaś awersja? Może wkurzyłem go jakoś we wczesnym dzieciństwie i tego nie pamiętam? Chociaż... To jest taki typ, który może ciebie zabić jak się na niego krzywo spojrzysz, więc...
- A co? Słyszałeś coś o nim? - Zainteresował się.
- To ja pierwszy zadałem pytanie - zauważyłem. - I chciałbym, abyś odpowiedział na nie.
Nie, żebym ja zamierzał odpowiedzieć na twoje - dodałem w myślach.
- Nie wiem - odparł.
- Co? - Zdziwiło mnie.
- Nie wiem co robi pierwszy - rozwinął.
To było dziwne. Odpowiedział mi tak po prostu, jak gdyby nigdy nic. Bez żadnych słownych gierek. Żartów. Prób znęcania się nad innymi odpowiedział na pytanie. Nie sądziłem, że ten dzień nadejdzie. Czyli jednak koniec świata jest blisko. Odsunąłem się od niego o kilka kroków. To z pewnością było podejrzane.
- Dlatego się pytam czy słyszałeś coś o nim - wyjaśnił. - Kilka lat temu zniknął dokładnie w taki sam sposób, jak ty. Bez słowa. Zdarzało mu się to kilka razy, ale ogólnie wracał.
- Dzięki za informację Vin-ce-nt - podkreśliłem jego imię.
Otworzył usta. Wyglądał, jakbym go wprawił w napastliwy humor.
Widząc jego zirytowaną minę szybko się odwróciłem. Dopiero w momencie kiedy tego nie widział pozwoliłem sobie na pokazanie złośliwej minki. Z pewnością poprawiło mi to samopoczucie.
Wyszedłem na zewnątrz. Wsiadłem na motor i wróciłem do siebie.
Wchodząc do salonu przyjrzałem się oknu. Podszedłem do niego, a mój wzrok powędrował na rozsypane kawałki szkła. Szkło... To chyba nie powinno być takie trudne. Skupiłem się, a zgodnie z moją wolą zaczęła się powoli materializować szyba w oknie. Chwilę później oceniłem swoje dzieło. Wyglądało idealnie.
Następne pół godziny spędziłem na doprowadzeniu pomieszczenia do normalnego stanu, a potem westchnąłem. Ten dzień był naprawdę męczący.
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Naprawdę? To już była przesada. Kto mógł przyjść tutaj tym razem?
Spojrzałem na domofon. Rin.
Otworzyłem jej. Chwilę później pojawiła się otwierając drzwi.
 - Ten dzień naprawdę jest niecodzienny - stwierdziłem zaskoczony. - Żebyś ty tutaj przyszła...
- Po prostu mam zły humor i chciałam go sobie tutaj trochę poprawić.
- Moim kosztem zapewne - domyśliłem się.
- A jakżeby inaczej - uśmiechnęła się. Spochmurniała po chwili. - Znalazłam kolejną taką osobę, jak my... To jest o ile on mówi prawdę, ale wątpię, aby kłamał.
- Myślisz, że jest niebezpieczny? - Zainteresowałem się.
- Nie sądzę. Za to bardzo irytujący - zdawała się myśleć o czymś wyjątkowo nieprzyjemnym. - Ale normalniejszy od większości osób. I w pewien sposób intrygujący.
- Czyżbyś się nim zainteresowała? - Zaśmiałem się na samą myśl.
- Kto wie - wzruszyła ramionami. - Z pewnością różni się od przeciętnego posiadacza mocy, a to daje mu potencjał.
- Potencjał, rzecz bardzo niebezpieczna, ale i pożyteczna zarazem - zauważyłem.
- Lepiej tego w słowa ująć nie mogłeś - przyznała.
Poszła do kuchni i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu za jedzeniem.
- Mam wrażenie, że przyszłaś nie tyle do mnie co do mojej lodówki - skomentowałem.
- Ech. Naprawdę tak sądzisz? - Widząc moje spojrzenie wyszczerzyła zęby.- Skąd wiedziałeś?
- Po prostu znam ciebie zbyt dobrze - westchnąłem.
- Ja tam wolałabym ciebie nie znać - wzruszyła ramionami.
- I vice versa - odparłem.
- A jednak mnie znasz - zauważyła.
- Tak samo, jak i ty mnie - wytknąłem.
Ziewnęła siadając na kanapie wraz ze wszystkim co udało jej się wyjąć z mojej lodówki i podgrzać w mikrofalówce.
- Naprawdę uwielbiam to, jak gotujesz - rozkoszowała się moim jedzeniem. Nie poprawiało mi to zbytnio humoru. - W przeciwieństwie do mnie - dodała.
- Powiedzenie, że ty nie potrafisz gotować jest zbyt delikatne. Ty jesteś zagrożonym gatunkiem w kuchni - skomentowałem.
Jak skończyła jedzenie ziewnęła.
- Co jeszcze tutaj robisz? - Spytałem się jej z westchnięciem.
- Jakiś spokojny dzisiaj jesteś. Nawet mało złośliwy.
- Nie chcę tego słyszeć od ciebie - odparłem. - Po prostu jestem zmęczony i niedospany.
- Zwykle jak taki jesteś to zachowujesz się jeszcze bardziej uciążliwie.
- Cóż, rozczaruję ciebie, ale nie mam siły zachowywać się jeszcze bardziej uciążliwie. Ponieważ jestem już za bardzo wyczerpany na takie zachowanie.
Wkrótce potem Rin zniknęła, a ja wreszcie ogarnąłem się na tyle, aby pójść spać. Jutro będę się przejmował problemami, a dzisiaj po prostu. Ziewnąłem.

piątek, 18 września 2015

(Siły Natury) od Azuri

Muszę... zmienić... zawód. Na poważnie... siedzę sobie właśnie na "chorobowym", na kanapie i oglądam od kilku dni nałogowo filmy z takich wytwórni jak Marvel, Disney, czy też Dream Works... za każdym razem, gdy ściągam kolejną piracką płytę zastanawiam się, ile osób tu znam... jak dobrze liczę to... um... pomyślmy... siebie, moją siostrę i jej trzy psy, nie zapominajmy o... jak on to się nazywał? Miał takie zaczepiste imię...
E... u... a... Fum... yyyy... Kukiz... Fukiz... A! EUREKA!
Fuku-ma-kuku. Ta... chyba odcisk na mózgu. Po za tym, znam jeszcze kilka innych osób... w sumie to  jednego gościa, który ma jakiś gang... małp. Jak ja się z nim zgadałam? Spotkałam go na kursie nauki języka migowego... gada... a chodzi na te lekcje, tylko po to, aby rozgrzać ręce.. jest iluzjonistą... w sumie ja w jeden dzień nauczyłam się więcej niż on w ciągu kilku lat... nasza znajomość polega na tym, że on do mnie nawija, a ja słucham i komentuję na takiej fikuśniej tabliczce... ta... dał mi tabliczkę, na której sobie piszę mini-długopisem i mażę mini-gąbeczką(przywiązane na bynajmniej długich sznureczkach). To nie był prezent dla mnie. Dla jego kolegi... ale mu się nie spodobała ta idea, więc podszedł do przypadkowej osoby i ją dał tej niedorobiony prezent... ja byłam tą osobą... takie szczęście, że jak to się działo, to się skrzywiłam ze zdziwienia, że uznał mnie za Japończyka. Jak ja kocham to miasto.
E.. jak się nazywa ten gościu? Um... coś na 'D'... już wiem... ma pseudonim "oki-doki" i ja na niego gadam(piszę... on sądzi, że w 100% nie umiem mówić) "OD", albo po prostu Od... a jak ma na imię? Po kiego grzyba mi to wiedzieć? Ma takie obciachowe przezwisko, że szkoda się nawet pytać o jego prawdziwe imię... z drugiej strony, jeśli jest beznadziejne, to nie jego wina... to raczej świadczy o kreatywności rodziców. "Mówi to osoba z imieniem 'Azuri'"... No... jaki zapłon.
Na czym to ja... Na Fuku-sa-buru. Ile literek... rzygam tęczą. Amagi brzmi krócej i jakoś... normalniej. Taki jeszcze jeden komentarz w jego stronę... od dziś będę go zowić Frosti, motywację do tego pseudo wzięłam żywcem z jednej z tych bajek... przepraszam - filmów animowanych.
Już wiem kim zostanę.. hejterem. Satysfakcjonujący zawód, zawsze jest co robić, tylko nie ma płacy. Nie no... to nie dla mnie. Unikam negatywnej energi, wystarczy, że z jej źródłem żyję dzień w dzień.
Amagi nie przyszedł tutaj od czasu, jak był tu sam-na-sam z Kate... pewnie go ode mnie  odstraszyła. Sykwa.. su.. sukwa.
Dobra. Idę. Po... gazetę. Pod tablicę ogłoszeń? Mniejsza - wstałam, wyprostowałam się, rozciągnęłam, chwyciłam w dłoń Niebywale Przenośne I Użyteczne Użądzenie, jakim jest ta tabliczka, wyłączyłam telewizor z żalem, bo była to już jedna z końcowych scen, gdy Vision zabijał Ultrona(zeszłam na psy.. niżej nawet jak te Kate), po czym opuściłam pomieszczenie - ba, dom.
Ok... czas na przypomnienie sobie ogromnych barier zawodowych - przemknęło mi przez głowę, gdy wchodziłam do busa. Po pierwsze i najważniejsze... coś, co nie wymaga rozmów... po drugie brak dużej ilości ludzi wokół Ciebie. No i oczywiście korzyści materialne... najwyżej w wolnych chwilach mogłabym dorabiać prowadzając te psy.
Wyszłam z pojazdu, gdy w  końcu dojechaliśmy do centrum.
Od razu udeżył mnie wszechobecny chaos, huk i ciężkie powietrze. Westchnęłam nieco zrezygnowana. Przygnębiona podeszłam do pierwszej napotkanej tablic ogłoszeń, która była bynajmniej pękała od wszelakich reklam, ogłoszeń, czy też ofert pracy.
Wgłębiałam się już bardziej w temat, dlaczego zmieniam pracę? Otóż, ostatnio praca z psami mi nie służy, jakbym straciła silną wolę. Nic mi nie sprawia radości, nawet to jak pies, który tydzień temu rzucał się z zębami na towarzyszy, dziś potrafi z nimi cieszyć spacerem. Wszystko straciło wyrazistość, zaczęło się powielać... po co robić coś, co nie daje Ci satysfakcji? Mam nadzieję, że po zmianie pracy, wszystko wróci do normy... a szukam jej w centrum, bo to blisko Kate i zawsze mogę ją... e... co do szczególiku, którym są jej psy... to ja... e... dałam je do przechowania temu Od, stwierdził, że jego znajomi uwielbiają Dogi. Co mi tam, dla mnie jeden problem mniej, dla niego być może kiełbasa, któż wie.
Wtem moje oczy natrafiły na posadę.. w szkole. Nie była to byle jaka posada... była to posada KUCHARKI. BĘDĘ WAS TRUĆ GÓWNIARZE - huknęło mi radośnie w głowie, po czym zerwałam szybko ogłoszenie i popędziłam przed siebie w stronę budynku. To jest niedaleko. I do tego Kate będzie pod ręką... bodajże niedaleko jest te jej przedszkole. Ale będzie zabawa.. nie powinni się mieć problemu z moimi włosami... ani z tym, że jestem niemową, na pewno nie będę sama - fakt. Jednakże alternatywa nauczenia się gotować i wyżycia swej negatywnej energii na garnkach, nożach, czy też na samych potrawach była by dla mnie ciekawym doświadczeniem. W domu też mogłabym poeksperymentować trochę na mojej siostrze oraz jej psach. Pysznie.
Cała moja euforia zasłoniła strach i nie zwracając uwagi na cokolwiek, weszłam pewnym krokiem do budynku, a z tabliczki koło drzwi zdążyłam tylko wyłapać słowo "Liceum". Po chwili jednak stanęłam nieco zdegustowana, było pusto... z jednej strony dobrze, ale z drugiej nie ma się kogo zapytać, gdzie jest sekretariat, bo to właśnie do niego w ofercie pracy kazano się zgłosić. Podniosłam wzrok do góry, wysoko na ścianie wisiał stary okrągły zegar, który wskazywał godzinę 14.56, czyli trwa jeszcze ósma godzina lekcyjna... dobrze liczę?
- Mogę jakoś Pani pomóc? - Usłyszałam za sobą suchy głos, przez który cały mój "uciesz i zaciesz" w jednej chwili się ulotnił.
Odwróciłam się. Był to wysoki mężczyzna o kruczych włosach i parze zielonych oczu. Um.. wysoki. W celu odpowiedzi zaczęłam pisać na moim urządzeniu, które przez cały czas trzymałam w ręku wraz z tym ogłoszeniem. Po dłuższej chwili, walcząc ze swoją dysgrafią(czyt.: strachem przed ludźmi objawiającym się trzęsieniem rąk, ale za to lepszym refleksem) pokazałam mu:
"DZIEŃ DOBRY, SZUKAM SEKRETARIATU."
Niewzruszony rzucił bezwiednie wchodząc na schody:
- Proszę za mną.
Oczywiście podążyłam za tym człowiekiem. Nie przypominał pod żadnym względem nauczyciela... sprzątacza też nie... obstawiałabym jakiegoś depresyjnego ucznia, ale nie mam pojęcia.
Po kilku minutach ciszy, którą zakłócało tylko echo kroków, dotarliśmy do małego pomieszczenia, za biurkiem w okularach siedziała kobieta, która jak tylko weszliśmy do środka, podniosła wzrok i z błyskiem w oku spytała:
- Pani zapewne w sprawie ogłoszenia? Posada kucharki? Huh? - Wyprostowała się w krześle.
"TAK" - wyskrobałam szybko.
Ta zaś miała minę nietęgą. Nim zdążyła się spytać "co to ma znaczyć", nabazgrałam nieco koślawie:
"Jestem niemową" - było to chyba wystarczająco wymowne, bo natychmiast się uśmiechnęła.
- To raczej nie powinno zbytnio przeszkadzać w pani pracy, a ma ją pani już prawie, jedynie jeszcze papierkowa robota. - Ta... kwalifikacji nawet nie chce, w sumie to lepiej, bo nawet ich nie mam, może chce zrobić na złość komuś? Przyznam, że bycie narzędziem zemsty jakoś mi się specjalnie nie uśmiecha. - Ravil, bądź na tyle uprzemy i zaprowadź Panią... - Zatrzepotała rzęsami.
"Azuri Stark" - Zatrzymam dostrzegać minusy tego ciągłego pisania.. wolałabym już szeptać.. ale wtedy mogliby mi kazać głośniej odpowiedzieć.
- Panią Azuri Stark do Dyrektorki - zwróciła się do mężczyzny i uśmiechnęła się "uroczo" do mnie.
Się dwie sykwy pogryzły i teraz jedna pod drugą dołki kopie. Tak w ogóle... nawet nie zauważyłam, że on tu jeszcze jest.. ten cały Ravil. Wyszliśmy z sekretariatu, zatrzymałam się na chwilę... musiałam coś napisać... a on patrzył się na mnie ze stoickim spokojem.
"Jaką pełnisz funkcję w szkole?"
- Woźny - odpowiedział lakonicznie.
Spoko człowiek... w sensie... nie gada dużo co się równa z małą ilością literek na mojej tabliczce.
Szybkim krokiem doszliśmy do gabinetu, on otworzył drzwi, weszłam, po czym je za mną zamknął. Rozejrzałam się szybko po przestronnym pomieszczeniu. Nagle rozległ się śmiech, a źródłem jego była - kolejna - kobieta za biurkiem.
- HAHAHAHA! CO CI SIĘ STAŁO W WŁOSY MOJE DROGIE DZIECKO!?
W tej też chwili ogarnął mnie paraliż i miałam ochotę uciec na drugi świat.
Nie będę się rozpisywać, co się tam działo... nie brała mnie trochę na poważnie, były papierki, ona się ciągle śmiała(wyśmiewała mnie), miała długie wypowiedzi... bardziej przypadła jej do gustu moja tabliczka, niż ja sama, dlatego miałam wrażenie, że zatrudnia ją... nie mnie.
- ... no to widzisz moja kochana, teraz ten gościu.. RAVIL! Cię zaprowadzi do miejsca pracy... będziesz gotować zupy... dobra, idź już, jestem zajęta - w tej też chwili nagle przestała być gadatliwa i zamilkła wbijając wzrok w jakieś kartki.
Na korytarzu była już chyba przerwa, bo dzieciaki pospiesznie uciekały w stronę schodów. Jestem.. zdegustowana. Niektórzy z nich wyglądają bardziej dojrzale niż ja... jeszcze mógłby ktoś mnie wziąć za jedną z uczennic. Szybko mój umysł wrócił na ziemię, gdy tylko zobaczyłam neutralną minę tego faceta.
"Poprosiła Cię, abyś mnie zaprowadził do mojego miejsca pracy" - nie to, że mam za małą tablicę, ale jakoś tak mi się machnęło... po za tym starałam się nie zwracać uwagi na chichoty uczniów przechodzących koło nas.
Trochę przymrużył oczy, po czym bez słowa ruszył po schodach w duł...


_______________________
 postać "Od" nie ma związku  z historią Mora Soul, proszę go nie zabijać i takie tam... przepraszam, ale mam niesamowitą słabość do postaci trzecioplanowych, że tak się już wyrażę. ;___; No... sorka.
Tak -  będzie się pojawiał regularnie w moich opowiadaniach. V,V