- Niestety muszę doglądać poczynań mojego młodszego braciszka.
- Naprawdę możesz sobie to darować - skrzywiłem się niezbyt zadowolony jego perspektywą pobytu w tym mieście. - Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że już dawno zapomnieliście o moim istnieniu. Mój świat byłby o wiele piękniejszy, gdyby tak się stało. Najwyraźniej życie jednak nie jest takie piękne.
- To jeszcze chcesz coś wiedzieć czy wreszcie pozwolisz mi wrócić do tego co zamierzałem robić?
Z chęcią bym już stąd poszedł, ale było jeszcze coś...
- Wiesz może co robi Pierwszy? - Niezbyt go lubiłem. Był o wiele gorszy od tego tutaj, ale z pewnością również o wiele bardziej niebezpieczny i z jakiegoś powodu mnie nie lubił. Może jakaś awersja? Może wkurzyłem go jakoś we wczesnym dzieciństwie i tego nie pamiętam? Chociaż... To jest taki typ, który może ciebie zabić jak się na niego krzywo spojrzysz, więc...
- A co? Słyszałeś coś o nim? - Zainteresował się.
- To ja pierwszy zadałem pytanie - zauważyłem. - I chciałbym, abyś odpowiedział na nie.
Nie, żebym ja zamierzał odpowiedzieć na twoje - dodałem w myślach.
- Nie wiem - odparł.
- Co? - Zdziwiło mnie.
- Nie wiem co robi pierwszy - rozwinął.
To było dziwne. Odpowiedział mi tak po prostu, jak gdyby nigdy nic. Bez żadnych słownych gierek. Żartów. Prób znęcania się nad innymi odpowiedział na pytanie. Nie sądziłem, że ten dzień nadejdzie. Czyli jednak koniec świata jest blisko. Odsunąłem się od niego o kilka kroków. To z pewnością było podejrzane.
- Dlatego się pytam czy słyszałeś coś o nim - wyjaśnił. - Kilka lat temu zniknął dokładnie w taki sam sposób, jak ty. Bez słowa. Zdarzało mu się to kilka razy, ale ogólnie wracał.
- Dzięki za informację Vin-ce-nt - podkreśliłem jego imię.
Otworzył usta. Wyglądał, jakbym go wprawił w napastliwy humor.
Widząc jego zirytowaną minę szybko się odwróciłem. Dopiero w momencie kiedy tego nie widział pozwoliłem sobie na pokazanie złośliwej minki. Z pewnością poprawiło mi to samopoczucie.
Wyszedłem na zewnątrz. Wsiadłem na motor i wróciłem do siebie.
Wchodząc do salonu przyjrzałem się oknu. Podszedłem do niego, a mój wzrok powędrował na rozsypane kawałki szkła. Szkło... To chyba nie powinno być takie trudne. Skupiłem się, a zgodnie z moją wolą zaczęła się powoli materializować szyba w oknie. Chwilę później oceniłem swoje dzieło. Wyglądało idealnie.
Następne pół godziny spędziłem na doprowadzeniu pomieszczenia do normalnego stanu, a potem westchnąłem. Ten dzień był naprawdę męczący.
Usłyszałem dzwonek do drzwi. Naprawdę? To już była przesada. Kto mógł przyjść tutaj tym razem?
Spojrzałem na domofon. Rin.
Otworzyłem jej. Chwilę później pojawiła się otwierając drzwi.
- Ten dzień naprawdę jest niecodzienny - stwierdziłem zaskoczony. - Żebyś ty tutaj przyszła...
- Po prostu mam zły humor i chciałam go sobie tutaj trochę poprawić.
- Moim kosztem zapewne - domyśliłem się.
- A jakżeby inaczej - uśmiechnęła się. Spochmurniała po chwili. - Znalazłam kolejną taką osobę, jak my... To jest o ile on mówi prawdę, ale wątpię, aby kłamał.
- Myślisz, że jest niebezpieczny? - Zainteresowałem się.
- Nie sądzę. Za to bardzo irytujący - zdawała się myśleć o czymś wyjątkowo nieprzyjemnym. - Ale normalniejszy od większości osób. I w pewien sposób intrygujący.
- Czyżbyś się nim zainteresowała? - Zaśmiałem się na samą myśl.
- Kto wie - wzruszyła ramionami. - Z pewnością różni się od przeciętnego posiadacza mocy, a to daje mu potencjał.
- Potencjał, rzecz bardzo niebezpieczna, ale i pożyteczna zarazem - zauważyłem.
- Lepiej tego w słowa ująć nie mogłeś - przyznała.
Poszła do kuchni i zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu za jedzeniem.
- Mam wrażenie, że przyszłaś nie tyle do mnie co do mojej lodówki - skomentowałem.
- Ech. Naprawdę tak sądzisz? - Widząc moje spojrzenie wyszczerzyła zęby.- Skąd wiedziałeś?
- Po prostu znam ciebie zbyt dobrze - westchnąłem.
- Ja tam wolałabym ciebie nie znać - wzruszyła ramionami.
- I vice versa - odparłem.
- A jednak mnie znasz - zauważyła.
- Tak samo, jak i ty mnie - wytknąłem.
Ziewnęła siadając na kanapie wraz ze wszystkim co udało jej się wyjąć z mojej lodówki i podgrzać w mikrofalówce.
- Naprawdę uwielbiam to, jak gotujesz - rozkoszowała się moim jedzeniem. Nie poprawiało mi to zbytnio humoru. - W przeciwieństwie do mnie - dodała.
- Powiedzenie, że ty nie potrafisz gotować jest zbyt delikatne. Ty jesteś zagrożonym gatunkiem w kuchni - skomentowałem.
Jak skończyła jedzenie ziewnęła.
- Co jeszcze tutaj robisz? - Spytałem się jej z westchnięciem.
- Jakiś spokojny dzisiaj jesteś. Nawet mało złośliwy.
- Nie chcę tego słyszeć od ciebie - odparłem. - Po prostu jestem zmęczony i niedospany.
- Zwykle jak taki jesteś to zachowujesz się jeszcze bardziej uciążliwie.
- Cóż, rozczaruję ciebie, ale nie mam siły zachowywać się jeszcze bardziej uciążliwie. Ponieważ jestem już za bardzo wyczerpany na takie zachowanie.
Wkrótce potem Rin zniknęła, a ja wreszcie ogarnąłem się na tyle, aby pójść spać. Jutro będę się przejmował problemami, a dzisiaj po prostu. Ziewnąłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz