sobota, 22 marca 2014

(Wataha Wody) od Gilberta

Gdy tylko wyszła powoli wstałem na nogi. Jednak nie potrafiłem ustać za długo… po chwili moja równowaga zachwiała się i poleciałem na szafkę obok łóżka. Cóż ten kundel nieźle wgryzł się w moją mogę skoro ledwo stoję… obym tylko szybko wyzdrowiał…
Nagle Kasina wróciła do pokoju. Zobaczyła ,że siedzę przy szafce z naburmuszoną miną i gapie się w przestrzeń.
Usiadła obok mnie.
- Słyszałam uderzenie… wszystko w porządku? Możesz chodzić?- zapytała
-Heh, ta… jak widać nie…- mrugnąłem oczami, uśmiechnąłem się
i spojrzałem w podłogę, a potem na nią.
-Poczekaj jeszcze chwile, idę po gorącą herbatę, może to cię trochę orzeźwi.-odwzajemniła uśmiech, poszła do kuchni i wróciła z kubkiem herbaty.
-Pij na zdrowie.- podała mi kubek.
Chwile się wahałem czy wziąć kubek czy nie, ale w końcu ktoś kto pomógł tak po prostu obcemu czyli mnie raczej nie mógł nic tam dosypać. Wziąłem kubek i napiłem się gorącej herbaty.
Potem pomogła mi wstać i dojść do kuchni, tam na stole czekało śniadanie…
Chociaż czułem jakbym przeszedł na roślinożerność ,bo zwykle jadłem po zapolowaniu na sarnę czy coś tego typu z lasu ,a ona podała mi jakieś kanapki z sałatą i jakimś serem białym… tak to przynajmniej nazwała…
Ona skończyła wcześniej jeść, patrzyła na mnie z zachwytem i uśmiechem, a ja tylko udawałem ,że nie widzę ,bo jak spoglądałem na nią odwracała wzrok… zupełnie jakby była we mnie zakochana…
…………………………………………………………………………………………………………………
Powoli dochodziła godzina 9.00 , miasto powoli ożywało…
Siedziałem na fotelu patrząc w okno, Kasina czytała książkę.
-Wiesz… zastanawia mnie jedna rzecz…- zacząłem rozmowę po dłuższym milczeniu
-Tak?- zapytała
-Dlaczego mi pomogłaś? Przecież mnie nie znasz ,ani ja ciebie… nie wiesz jakie mam zamiary… wiedziałaś ,że mógłbym cię zabić prawda? Więc dlaczego? Dlaczego mi pomogłaś?
-Cóż… byłeś ranny, spałeś , twój pistolet był nienaładowany i wyglądałeś dla mnie … -urwała
-Wyglądałem jak?
-Nieważne… -spuściła wzrok w podłogę zawstydzona i dodała - Po prostu czułam ,że nie mógłbyś mnie skrzywdzić…- po czym znów się uśmiechnęła
Brzmiało to tak jakby się we mnie zakochała… lub jakbym kogoś jej przypominał…
Nagle usłyszałem dziwny dźwięk ,coś jakby dzwonek, Kasina wyjęła coś z kieszeni, jakieś urządzenie, które wydawało ten dźwięk…
-Halo? Crossyl to ty! Jak miło słyszeć twój głos! Co? Biegniesz do mnie i zaraz tu będziesz?! Ale czekaj co się dzieje?! Crossy! Eh rozłączył się…!
-Kim jest Crossyl i co to za dziwne urządzenie?- zapytałem
-He? Chodzi ci o telefon? Niemożliwe… Nie wiesz co to jest?- zdziwiła się jednak nagle podbiegła do okna ,z którego dochodziły krzyki:
-Stój!
-Czekaj nic ci nie zrobimy!
oraz
-Jak to możliwe ,że nas widzisz naprawdę?!
Wstałem i spojrzałem w okno stojąc obok Kasiny.
Za dziwnym wilkiem biegł Brisinger, Love i Kondrakar!
-O nie… Crossy!- spanikowała Kasina –Schowaj się!- powiedziała do mnie i chciała iść do drzwi, ale ją złapałem za rękę, odwróciła się do mnie z zapłakaną twarzą, coś mi tu nie grało
-Ani mi się śni chować! Idę z tobą.- powiedziałem
-Puszczaj! Ja muszę mu pomóc! Poza tym twoja noga… – próbowała się wyrwać
- Ale oni nie chcą dla niego źle, to moi przyjaciele.- powiedziałem
-Ale on się ich boi! Nie zrozumiesz, on nie jest zwykłym człowiekiem!- krzyknęła i w tym momencie
drzwi się otworzyły i do sierotka wszedł pół człowiek pół wilk trzaskając za sobą drzwiami, a za drzwiami słyszałem głosy moich przyjaciół, którzy domagali się by ich wpuszczono.
Ten dziwny KTOŚ się odwrócił i powiedział:
-Kasina, siostrzyczko jak dobrze cie widz… aaaaa! Ty! Jesteś jednym z tych wilków prawda?!- wystraszył się.
Chociaż stał na nogach jak człowiek , miał czerwone włosy do ramion ,okulary na nosie i nosił fioletową bluzkę i dżinsy to miał wilczy pyszczek w tym czarny nos , prawe oko niebieskie ,a lewe zielone, czerwony i puchaty ogon, uszy wilka ,w tym lewe nadgryzione, a prawe przebite złotym kolczykiem oraz nietypową kremową sierść ogólnie, ale na dłoniach, stopach ,uszkach, i na pyszczku, miał pomarańczowe ubarwienie.
Nie był człowiekiem ,ale też nie do końca wilkiem…
- Skąd wiesz?- zapytałem
-Jak to skąd? Widzę cię jako czarnego wilka ,ale jednocześnie człowieka! Kasina lepiej się od niego odsuń! Jeszcze cię skrzywdzi!- odpowiedział, a za drzwiami słyszałem Brisingera:
-Gilbert? To ty? Wpuść nas proszę!
- Gilbert wilkiem? Nic nie rozumiem… wygląda przecież jak człowiek… ale ufam bratu więc…- odezwała się Kasina
Dziwny wilk podbiegł do Kasiny i się za nią schował, ja doszedłem kulejąc do drzwi i otworzyłem moim przyjaciołom.
-Więc to tu się schowałeś Gilbercie… zmieniłeś się…- odezwała się Love
-Ta… nieźle mnie poharatały psy co?- odpowiedziałem
-Psy powiadasz? To stąd ten martwy pies ,którego spotkaliśmy po drodze… zabiłeś tylko jednego… Musiały być silne skoro tak cie poraniły obrońco alfy…- dodał Kondrakar
Stanęliśmy naprzeciwko Kasiny i odmieńca chowającego się za nią.
-Dwa wilki ogna żarzące się w płomieniach, jeden wody cały mokry i błyszczący oraz wilk mroku najstraszniejszy za którym czai się cień… -odezwał się ten podobno brat Kasiny
-Nakryłeś nas swoim okiem… skoro już wiecie kim naprawdę jesteśmy wrócimy do swoich realnych postaci.- powiedział Brisinger i zmieniliśmy się w wilki.
-Niemożliwe… Gilbert… wy… czym wy jesteście i skąd tu przybyliście?- powiedziała Kasina
CDN…
……………………………………………………………………………………………………………………..
,,Skutki nocnej przechadzki cz.1’’ END
~by katia222 (Howrse) [Brisinger, albo Kondrakar? Jakieś pomysły? ]

piątek, 14 marca 2014

(Wataha Ognia) od Brisingera

-Kondrakar!- krzyknąłem.
-Jak dobrze cię widzieć.
-Witam. Również się cieszę.
-Znalazłeś kogoś jeszcze od nas z watahy?
-Niestety nie, ale mam pytanie. Powiesz mi jak się tutaj dostaliśmy?
-Nie wiemy na pewno, ale zgadujemy, że to sprawka bogów.
-Czyli w takiej sytuacji jesteśmy bezsilni. Jesteśmy na ich łasce...- powiedział basior smutnym głosem.- Cóż. Tutaj chyba się rozejdziemy. Mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia.- poszedł.
Nie miałem zamiaru go gonić. W końcu jego sprawy są jego sprawami. Postanowiłem wrócić do tamtego budynku gdzie znalazłem iPhone'y. Pomyślałem, że tam na razie mogę szukać schronienia. Ale co z jedzeniem? Cóż. Na razie udałem się do nowego.. domu? Ciężko będzie mi się przyzwyczaić do tego miejsca. Tęskniłem za Forever. Za tymi wszystkimi lasami, rzekami, za tym magicznym klimatem. Zastanawiałem się czy kiedykolwiek tam wrócimy.
Dotarłszy już na miejsce zacząłem urządzać je po swojemu. Cały sprzęt zdjąłem ze stolików, które ustawiłem pod ścianami, po czym spowrotem ułożyłem elektronikę. Odrazu zrobiło się więcej miejsca. Następną rzeczą jaką się zająłem było zbadanie reszty budynku. Znalazłem tam jeszcze jedno pomieszczeie oraz schody na gorę. Mały pokój robił za magazyn, ponieważ tam było jeszcze więcej sprzętu. Poszedłem na górę. Znacznie różniła się od reszty. Znajdowały się tam 4 pokoje. w jednym z nich stało łóżko, więc podejrzewam, że to musiała być sypialnia. Zajrzałem do środka. Niby nic specjalnego, ale zastanawiało mnie, czym jest ten wielki prostąkąt na ścianie na wprost łóżka. Cóż.. Może później się tego dowiem. Zajrzałem do następnego pokoju. Znów wisiał tam ten wielki prostokąt. Podszedłem do okna. Chciałem zobaczyć co z niego widać. Nic ciekawego. Tylko inne budynki. Nagle zza wazonu (podejrzewam że do tego właśnie służy w tym świecie) wydobył się dźwięk. Jakby ktoś zadzwonił dzwoneczkiem. Wyleciała zza niego mała wróżka po czym podleciała do mnie. Miała na sobie długą, czerwoną sukieneczkę. Jej skrzydełka, chociaż przeźroczyste, miały w sobie czerwone żyłki układające się w piękny, niepowtarzalny wzor.
-Witaj Brisingerze.- powiedziała.
-Kim jesteś? Skąd znasz moje imię?
-Nazywam się Eldunari. Jestem wróżką. Będę twoją przewodniczką po tym świecie.
-Jak to przewodniczką? Kto cię przysłał?
-Bogowie.
-A skoro o nich mowa... Co z Hefajstosem?
-Ciągle czuwa nad tobą. Tak samo pozostali bogowie nad innymi alfami.
-Cóż... Skoro jesteś moją przewodniczką, to powiedz mi, gdzie ja jestem? Co to za budynek?
-Znajdujesz się teraz w sklepie firmy Apple połączonym z domem sprzedawcy. Jeżeli chcesz możesz tutaj zostać, ale ja proponuję ci abyś zastanowił się nad przeniesieniem się do głównej siedziby. Jest kilka ulic stąd.
-Jest więcej takich miejsc jak to?
-Tak.
-Dobrze.. A nauczysz mnie w pełni obsługiwać to?- wyciągnąłem z kieszeni iPhone'a.
-Oczywiście. Ale może nie teraz. Radzę ci znaleźć miejsce w którym zostaniesz na dłużej.
-No dobrze.. No to prowadź bo tej siedziby Apple'a.

poniedziałek, 10 marca 2014

(Wataha Wody) od Gilberta

 ,,Skutki nocnej przechadzki cz.1’’


Dziś rano przyszedłem do mieszkania alfy Alastaira i poinformowałem go , że nie podoba mi się życie w mieście ,że jest tu niebezpiecznie oraz ,że wracam do lasu, posprzeczaliśmy się, a on to zakończył słowami:
”- Nie możesz wrócić do lasu, a poza tym reszta jest przystosowana do tutejszego otoczenia, tylko tobie to przeszkadza. Daje ci tydzień na przemyślenie sprawy… może w tym czasie oswoisz się z miastem. Nie chce się kłócić… do zobaczenia’’
Po tych słowach zamknął drzwi ,a ja wróciłem do starego i ciemnego budynku ,w którym się ukrywałem przed ludźmi…
…………………………………………………………………………………


Była ciemna i chłodna noc, tylko księżyc lśnił w mroku miasta.
Przechadzałem się samotne jako człowiek po pustej ulicy około 23.30,
to życie w mieście było dziwne… na około tylko budynki, światła, drogi…
brakowało mi tam lasów, rzek i innych cudów natury.
Dalej nie miałem zaufania co do tego miejsca… kto wie co może się zdarzyć…?
Przez jakiś czas było spokojnie ,ale nagle usłyszałem kroki za mną,
ktoś był coraz bliżej…
Wyjąłem ze schowka pistolet, niestety nie był naładowany… Zacząłem biec przed siebie już jako wilk.
Odwróciłem się szybko a mym oczom ukazały się dwa duże i czarne psy ze ślepiami jarzącymi się na czerwono w mroku.
Wybiegłem na niemalże granice miasta do ostatnich uliczek. Psy ciągle mnie ścigały… Skręciłem w prawo w jedną małą uliczkę.
Jeden pies był na tyle szybki by mnie dogonić, ugryzł mnie w nogę przez co upadłem na ziemię, szybko wstałem mimo okrutnego bólu i jednym i szybkim chwytem szczękami szarpnąłem za jego gardło, już nie żył, pękła mu tętnica i krew prysła mi w twarz… drugi pies rzucił się na mnie z pazurami drapiąc mnie po klatce piersiowej ,a następnie zadrapał moje lewe oko pazurem, krzyknąłem i mocno go odepchnąłem, z ostatków sił jakoś dobiegłem kulejąc do balkonu, wszedłem na niego.
Okno było otwarte na rozszerz, szybko wskoczyłem do pokoju zmieniając się w człowieka
i natychmiast zamknąłem okno, potknąłem się i upadłem na ziemię, pies skoczył chwile później uderzył w szybę.
Otrząsnął się i wycofał. Odetchnąłem z ulgą. Próbowałem wstać, ale strasznie bolała mnie noga ze śladami po ugryzieniu i rana na oku z zadrapania… pomyślałem o czymś miłym i wstałem mimo uporczywego bólu. Zacząłem rozglądać się po pokoju, wydawało się ,że nikogo nie ma… wszedłem kulejąc do łazienki.
Podszedłem do umywalki i przepłukałem sobie twarz. Ochłonąłem troszkę.
Otworzyłem szafkę nad umywalką, były w niej ręczniki i kosmetyczka.
Wziąłem jeden ręcznik i nożyczki z kosmetyczki.
Stanąłem przed lustrem i ściąłem trochę swoje czarne włosy.
Coraz bardziej byłem senny, wróciłem do pokoju i upadłem na podłogę…
Rana krwawiła ,a ja po prostu zasnąłem z braku sił…


………………………………………………………………………………


Zbudziłem się w łóżku, obok mojego ramienia kładła głowę dziewczyna…
Piękna ,szczupła dziewczyna o lokowanych blond włosach do ramion, ubrana w czarną ,luźną bluzkę i dżinsy.
Powoli się podniosłem siadając na łóżku.
Odkryłem kołdrę i zobaczyłem moje spodnie ścięte na krótkie i lekko poprute ,opatrunek na mojej prawej nodze i to ,że mam obandażowaną klatkę piersiową. Dotknąłem oka na którym miałem zadrapanie, było przykryte gazą przyklejoną na taśmę.
-Nareszcie się zbudziłeś, nieźle musiałeś oberwać skoro zasnąłeś na moim dywanie umazany krwią...
Mam na imię Kasina, mieszkam tu, a ty jak masz na imię?- usłyszałem
i szybko spojrzałem na niebieskooką dziewczynę.

-Ja… jestem Gilbert. Jak długo spałem?
-Jakieś 3 godziny odkąd wróciłam do domu o 4 nad ranem z nocki w pracy. Leżałeś na dywanie cały we krwi, wiedziałam ,że muszę ci pomóc, jak podeszłam bliżej to zobaczyłam ,że tylko śpisz. Namoczyłam ręczniki i obtarłam delikatnie twoje ciało z krwi, po czym opatrzyłam ci rany, masz szczęście ,że jestem medykiem. Koszulę łatwo ci zdjęłam, niestety spodnie musiałam ci rozciąć inaczej nie dostałabym się do rany na nodze, a żeby nie wyglądało głupio zrobiłam krótkie spodenki. Potem jakoś położyłam cię na łóżku choć wcale łatwo nie było…- uśmiechała się wesoło.
To była zwykła dziewczyna… nie miała pojęcia, że wcale nie znam się na tym świecie… i ,że w rzeczywistości jestem wilkiem, który tylko może zmienić się w człowieka…
-Tak w ogóle to skąd jesteś? ,bo chyba nie stąd co?- zapytała
-Skąd wiesz?
-Domyśliłam się… tutaj raczej nikt nie nosi takich płaszczy długich aż do ziemi i pistoletów… ,ale skoro nie chcesz mówić skąd jesteś nie musisz. Nie będę cię przemęczać pytaniami. Idę zrobić ciepłą herbatę i coś do przegryzienia dla nas na śniadanie, zaraz wrócę!- powiedziała i wyszła.
Chyba ją polubiłem… czy mogłaby mnie czegoś nauczyć o tym świecie?
Nie wiem czemu ,ale coś czuje ,że się zaprzyjaźnimy… i ,że tak prędko stąd
 nie odejdę…
CDN…

…………………………………………………………………………………
,,Skutki nocnej przechadzki cz.1’’ END
(~Drodzy czytelnicy! To jest historia dziejąca się poza akcją z FY, pare postaci z bloga jednak się tu pojawi w dalszych częściach, ale tylko kilka… jakiś czas będzie to trwać ^^ ,jeśli się nie podoba wybaczcie i proszę nie zaznaczajcie ,że nudne, chcemy więcej itp. TT^TT choć mam nadzieje ,że się podoba… :3 nawet jeśli jest trochę drastyczne w pewnym Momencie i mało możliwe… Ja po prostu chciałam na pewien czas odstąpić od prawdziwej akcji bloga
i stworzyć coś własnego.~katia222 [Howrse] )

niedziela, 9 marca 2014

(Wataha Mroku) od Rin

Patrzyłam się tępo w książki zalegające u mnie tysiącami w biblioteczce. Siedziałam czytając je już od dłuższego czasu, gdyż chciałam się jak najwięcej dowiedzieć o tym świecie i ewentualnej szansie powrotu do domu. Szukałam też informacji w internecie.
 - Weź coś zjedz w końcu - usłyszałam za swoimi plecami.
 - Mhm - przytaknęłam automatycznie. - Zjem później. Czytam.
 - Czytasz od czterech dni bez ani jednego posiłku - zauważyła mała elfka. - Również nie spałaś. Pięć dni temu wmusiłam w ciebie ostatni posiłek składający się z kromki chleba.
 - Roda... - westchnęłam. - Ale jeśli zrozumiem tą wiedzę i zastosuję ją w praktyce to będę się włamać do niemalże każdego systemu na świecie... i banku - zrobiłam niewinną minkę.
Roda pojawiła się w tym domu następnego dnia po moim przybyciu do niego, a następnie przedstawiła się jako moja osobista pomoc w asymilacji do tego świata. Była dosyć nieduża na co dzień, ale potrafiła zmieniać swoje kształty do takich jak moje, miała białe włosy sięgające ramion, które opadały jej na twarz zasłaniając jedno oko.
 - Po prostu lubisz wyzwania - teraz to ona westchnęła. - Zjedz coś i potem się prześpij, a wtedy dam ci spokój.
 - Dobrze, dobrze - odłożyłam książkę i wstałam przechodząc się do kuchni. Wyjęłam chleb i masło, a następnie to posmarowałam. Ten skromny posiłek zjadłam w milczeniu. Faktycznie byłam zmęczona... Bardzo zmęczona...
Ziewnęłam, a następnie przyszykowałam się do snu.
(Tak mniej więcej Rin spała dwie doby)
***
Kiedy się obudziłam i w miarę ogarnęłam podeszłam do komputera, a następnie szybko podłączyłam się do sieci. W ciągu ostatnich dni opanowałam używanie komputera i szybkie pisanie na klawiaturze.
Nie miałam zbytnio ochoty na wypróbowywanie moich nowo nabytych umiejętności, więc zaczęłam szukać jakiejś rozrywki. Po jakiś kilku minutach znalazłam dosyć ciekawy portal i zdecydowałam się założyć tam konto...
Początkowo przy nazwie chciałam wpisać "Meyrin", ale takich imion już nikt nie używał od dłuższego czasu. Skoro jesteśmy w innych czasach to może by tak zmienić imię?
Meyrin... Mey-Rin.. Rin?*
W sumie nie brzmi tak źle... Rin...
Wpisałam i zaczęłam rozwiązywać różne łamigłówki i zadania. Były one dosyć proste, chociaż pozwalały mi zabić czas. Kiedy w końcu rozwiązałam ostatnie sudoku o polach 50x50 co zajęło mi około 15 minut (naprawdę mnie to wciągnęło), gdy ekran wyświetlił nową wiadomość.
Zdziwiona przekrzywiłam głowę. Niby kto mógł do mnie napisać... pewnie jakiś admin w związku z założeniem konta... nie warto sprawdzać.
Mimo tego... Zaciekawienie zwyciężyło i otworzyłam wiadomość.
Ta wiadomość była... Pusta?
 - Dziwne - mruknęłam. - Ktoś sobie stroi ze mnie żarty?
Po kilku sekundach otworzył się plik o tytule "20-1=s" z nast. ciągiem znaków:

27 ;  2 ; 17 ; 19 ; 16 ; 20 ; 27 ; 6 ; 15 ; 10 ; 6 ;      16 ; 5 ;         17 ; 9 ; 2 ; 15 ; 21 ; 16 ; 14 ; 2 ;
14 ; 10 ; 6 ; 11 ; 20 ; 4 ; 6 ;                  20 ; 17 ; 16 ; 21 ; 12 ; 2 ; 15 ; I ; 2 ;
24 ;         4 ; 10 ; 6 ; 15 ; 10 ; 22 ;    2 000 LETNIEGO     16 ; 3 ; 20 ; 6 ; 19 ; 24 ; 2 ; 21 ; 16 ; R ; 2 ;
4 ; 27 ; 2 ; 20 ;      02.30 NOCĄ 15.03.

Co to do diabła ma być?! Wyglądało to na... Zaproszenie? Może... Ze względu na to, że ten ostatni fragment wiadomości wyglądał jak data. To byłoby tej nocy...
 - Nie będę pakować się w żadne kłopoty - zaczęłam powtarzać to zdanie niczym mantrę, ale po pięciu minutach wiedziałam, że i tak nie powstrzymam się przed złamaniem tego kodu...
Zresztą jak złamie kod to nie muszę wykonywać zawartych w nim instrukcji...
Chociaż i tak chciałabym się spotkać z nadawcą wiadomości...
Ugh. Chyba jednak ciekawość zwycięża... Zaczęłam się przyglądać ekranowi i po chwili pojawił mi się na twarzy cień uśmiechu. To był bardzo prosty do złamania kod. Zresztą wszystkie informacje jakie były do tego  potrzebne zostały zawarte w tytule. Kiedy skończyłam rozkodowywać wiadomość wybuchłam śmiechem.
Ktoś mnie chyba nie docenił dając coś tak prostego do rozwiązania.
...
Może to był jakiś test? Ciekawe czy to od Aoime? W każdym razie chciałabym usłyszeć co powie gdy to zobaczy. Wstałam sprzed komputera nie przepisując tych cyfr, gdyż utkwiły mi już w pamięci. Martwiła mnie tylko ta trzecia linijka, gdyż nie do końca rozumiałam sens tego zdania, ale jeśli rozejrzę się po mieście powinnam odkryć o co w tym chodzi.
O ile pamiętam Aoime wybrała na swój dom ten wielki gotycki pałac... Stanęłam przed nim i poczekałam, aż wyjdzie Alfa, gdyż wiedziałam, że wyczuła to iż chciałam z nią pogadać.
 - Cześć - przywitałam ją uśmiechnięta jak gdyby nic. - Masz chwilę wolnego czasu?
 - Coś się stało? - Spytała. - Nieczęsto wychodziłaś ze swojego mieszkania.
 - Byłam dosyć zajęta - machnęłam ręką. - W każdym razie mam do ciebie kilka pytań. Pierwsze z nich to co oznaczają liczby:27, 2, 17, 19, 16, 20, 27, 6, 15, 10, 6... - Szybko wyrzuciłam z siebie całą zakodowaną wiadomość.
 - O czym ty mówisz? - Wyraźnie zbiłam ją z tropu.
 - To jest dosyć prosty kod - wyjaśniłam. - Cyfry oznaczają litery z alfabetu, lecz z pewną małą różniącą, cyfry są przestawione o jedną wartość.
Spojrzała się na mnie wzrokiem "może wyjaśniłabyś to w jakimś zrozumiałym języku?".
Westchnęłam widząc, że nie ogarnia w ogóle o czym mówię.
 - Po rozwiązaniu tego kodu wychodziła całkiem ciekawa wiadomość - zaczęłam tłumaczyć. - A raczej zaproszenie...
Wyjęłam kartkę i napisałam tekst zdekodowany tekst wiadomości.
 - I co o tym sądzisz?


______________________________________________________
*Tak narodziło się nowe imię dla Meyrin. Od teraz będzie nazywać się Rin :3

poniedziałek, 3 marca 2014

(Wataha Mroku) Od Aurory

Ten nowy świat robił na mnie niezwykłe wrażenie; nie dość że wszystko było taki czyste i błyszczące, to jeszcze budynek w którym zamieszkałam posiadał coś, co Phantom z uśmiechem nazwał "balkonem", a że był już wieczór siedziałam na jego poręczy i wpatrywałam się w niebo. Z początku było nawet fajnie, w końcu to było któreś tam piętro z kolei, wiatr smagał mnie swoim delikatnym, chłodnym dotykiem, a nocne motyle wirowały wokoło. Później jednak gdy zrobiło się już naprawdę czarno na dworze, a latarnie na ulicach zaczęły świecić doszłam do szokującego wniosku, który napełnił mnie wielkim smutkiem. Za sobą słyszałam, że Phantom coś tam robi; w sumie to nie wiedziałam czy zamieszkamy razem czy on zostanie w części swojej watahy: w końcu był Alfą. Jednak wyraźnie coś przygotowywał; może jedzenie? Boi się że umrę z głodu, albo pewnego dnia z niedożywienia stracę równowagę i runę z tej poręczy w dół? To że nie umiałam gotować (ja i kuchnia to odwieczni wrogowie nr. jeden, dlatego zawsze żywiłam się tym co znalazłam w lesie, jagodami lub polowałam) nie oznaczało, że miał być nadopiekuńczy.. ale co ja mogę..? Poza tym lubiłam go takiego, dbającego o mnie i martwiącego się o wszystko. Był niezwykłym człowiekiem.
- Coś się stało..? - spytał patrząc na mnie i wycierając sobie ręce ręcznikiem - Coś taka przybita dzisiaj jesteś.. to przez zmianę otoczenia?
- Możliwe.. - westchnęłam i spojrzałam w gwiazdy - Niebo.. nie jest tu tak piękne jak w Forever.. - spojrzał na nie zaskoczony - Jest czarne.. Nie widzę gwiazd.
- To dlatego, że albo szykuje się deszcz - wyszedł do mnie na balkon - Albo pokrywa je gęsty smog.. - spojrzałam na niego pytająco, co oznaczało "smog"? - To znaczy - uśmiechnął się jakby czytając w moich myślach - Że powietrze jest mocno zanieczyszczone i nad miastem unosi się sztuczna mgła.
- Skąd to wiesz? - spytałam zdziwiona - Nie jesteś tu dłużej ode mnie..
- Ktoś  mi powiedział o kilku rzeczach tutaj.. - zaśmiał się - Ale  myślę, że będziemy musieli się jeszcze sporo nauczyć.. - wrócił do środka - Chodź Auroś.. bo się przeziębisz. - pokręciłam głową - No to chociaż weź szalik.. i uważaj, bo jak spadniesz to z chodnika co zbierać nie będzie..! - niby wypowiedział to tak łagodnie i luzacko, ale widać było że się martwi - Czy nie lepiej by było, byś przystawiła sobie tam krzesło i oparła o poręcz zamiast na niej siedzieć?
- Nie.. - rzekłam - To by nie było ani trochę ekscytujące.. - mruknął coś pod nosem, ale nie usłyszałam co konkretnie rzekł. - Co tam robisz..? - odwróciłam się i spostrzegłam, że coś niesie do dużego pokoju po czym położył to na czymś co było stołem, ale nie było z drewna a z dziwnego tworzywa.. być może metalu, bo było twarde i chłodne w dotyku. W każdym razie nasze wnętrze było dość dziwnie zagospodarowane, a może to ja byłam taka staroświecka.
- Muszę już iść do siebie.. - uśmiechnął się - Ale nie mogłem zapomnieć o mojej ukochanej marzycielce - uniósł srebrny półmisek pod którym ukazał się deser czekoladowy z truskawkami - Nawet nie uwierzysz jak tu są łatwo dostępne produkty żywnościowe.. zwłaszcza dla kogoś kto szybko potrafi je wyhodować - zaśmiał się, gdy zobaczył moje wybałuszone gały - No co?
- Prezentuje się.. to coś na stole to czysta zajebistość! - zmyłam się z balkonu i razem z łyżką i widelcem w jednej chwili znalazłam się na krześle - Ale.. - spojrzałam na niego - Phan... czy ja sobie na ciebie zasłużyłam? - uściskałam go.
- Wiem, wiem... jestem wspaniały - zaśmiał się - Idę.. przyjdę rano, albo w południe, zależy co tam moi nawyprawiają.. wiesz, jest nowy członek i muszę to jakoś ogarnąć jeszcze.. - pokiwaliśmy sobie i zniknął w drzwiach.
Zmiotłam wszystko, nawet nie byłam w stanie zauważyć kiedy zjadłam ten torcik. Był ogromny, tak że kiedy go skończyłam nie byłam w stanie sobie wyobrazić jak on zmieścił się w ogóle w moim małym żołądku. Rozwaliłam się na fotelu i jęknęłam. Uniosłam bluzkę i zbadałam czy przypadkiem nie utyłam, ale moja sylwetka była dzielna i nie dała się tłuszczowi. Uśmiechnęłam się zadowolona ze świata i z mile spędzonego wieczoru, następnie poszłam spać. W końcu trzeba jutro wyjść na dwór i zwiedzić trochę nowego świata..

sobota, 1 marca 2014

(Wataha Światła) Od Esmerili



W porę zdążyłam przyswoić sobie fakt, że ktoś jest tu poza mną, nim nieznajoma się przy mnie pojawiła. Wciąż czułam lekki ból głowy... Teraz jednak moim większym problemem była strasznie piekąca rana na twarzy. Inna sprawa, gdyby była niewielka... Wtedy bym się nią nie przejęła, nawet mimo mojego stanowiska w watasze. Ale ten mały potwór wręcz oderwał mi kawałek skóry! ...Mam nadzieję, że nie dostało się tam żadne zakażenie. Co prawda moja moc pozwalała mi na wykrycie czy rozpoznanie przypadłości, ale najpierw musiałabym tę ranę widzieć... W ogóle, to czy tutaj działają moce? Ach, no tak, przypomniało mi się właśnie, że przecież przed chwilą zapaliłam ten wielki, metalowy słup. Ale teraz to już w sumie mało ważne, bo przecież zaraz miałam już stamtąd odejść, na całe szczęście osoba zbliżająca się w moją stronę okazała się nieobojętną wobec mojej sytuacji.
 - Hej, nic ci nie jest? - usłyszałam od brunetki.
 - W sumie nic - powiedziałam, jak to zwykle się mówi, jednak moja twarz nie wskazywała chyba na to, że wszystko w porządku. - Tylko... boli mnie trochę głowa. - dodałam po chwili, po raz kolejny łapiąc się na krwawiący policzek.
 - Może chcesz się u mnie zatrzymać?
Popatrzyłam na nią zaskoczona. Dobra osoba... Popatrzyłam w dół, dostrzegając czubki palców u stóp, wystające spod sukienki.
 - Nie wiem, czy mogę... - przyznałam.
                Nie chciałam się narzucać, acz przyznam, że było to z jej strony bardzo miłe. Zwłaszcza, że potem nie dość, że powiedziała, że nie przyjmuje nawet żadnych sprzeciwów, to jeszcze pomogła mi wejść do domu nieopodal, który okazał się należeć do niej właśnie.
 - Możesz tu zostać, ile chcesz. Zaraz wracam. - oświadczyła i zniknęła na moment.
Usiadłam na łóżku (chyba nie miała nic przeciwko) i rozejrzałam się. Wszystko wyglądało naprawdę obco, ale styl tego wnętrza choć trochę bardziej kojarzył mi się z tym, co do tej pory widziałam w moim życiu.
                Po chwili nieznajoma wróciła, z lodem i jakimś jedzeniem. Zaraz chwyciłam chłodny okład i przyłożyłam do palącego policzka. Odetchnęłam z ulgą.
 - Dziękuję... Za wszystko. - zaczęłam. - Jestem Esmerila, ja... Chciałabym wiedzieć, jak się tu znalazłam - wypaliłam, nie zastanawiając się nawet, że osoba ta wie zapewne tyle, co nic.
Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie, gdy ta mi odpowiedziała.
 - A, tak myślałam... Jesteś jedną z nas.
Jej wypowiedź wyglądała bardziej na stwierdzenie, niż pytanie, pewnym więc było, że wie o co tu chodzi. A w tym przekonaniu utwierdziło mnie tylko to, że zaraz mi opowiedziała o wszystkim, co zaszło - o wymiarach, tym, że trafiliśmy do innego, że nie wiadomo, na ile tu zostaniemy.
Przyznam, trochę mnie to wystraszyło, nawet jeśli tak naprawdę nie znałam tamtej krainy to poczułam, jakby właśnie zamknęły się za mną bezpowrotnie jakieś drzwi. No, i w sumie faktycznie tak się stało, bo przecież portal się zamknął.
 - Czyli nie ma stąd powrotu? - spytałam.
 - Spokojnie - zaczęła - Pracujemy nad tym. Kiwnęłam głową.
 - A ty... Kim jesteś? - zadałam kolejne pytanie. Cóż, po tym, jak ona mnie nimi zasypała, mi też chyba wolno. - Przepraszam, ale nie znam tu nikogo za bardzo, nawet będąc z Forever.
 - Aoime, z Watahy Mroku - przedstawiła się. Chciałam jeszcze wtedy dorzucić, że jestem ze Światła, ale nie chciałam jej przerywać. - A tym się nie martw, nadrobisz jeszcze.
Uśmiechnęłam się, gdy ta próbowała mnie jakkolwiek pocieszyć, po czym wbiłam wzrok w ciasto, które jadłam. Nagle zacisnęłam na moment mocno powieki, znów rozbolała mnie głowa. Złapałam się za nią zaraz.
 - Powinnaś trochę odpocząć - zaproponowała, nie miałam co się z tym spierać, nawet mi się nie chciało. Pokiwałam tylko głową i zaraz odłożyłam ciasto z powrotem na tackę, po czym zamknęłam powieki i choć sen, nawet czujny, nie chciał wrócić, starałam się choć trochę ochłonąć.