poniedziałek, 5 stycznia 2015

(Dzielnica Mroku) Od Aoime

    Po śmieciowym żarciu zabrałam Rin na siłownię. A co tam, posączę sobie kawkę patrząc, jak się poci.
   Nie mam pojęcia, jak ominęłam ludzi z kawą i jakim sposobem wpuścili mnie z nią na salę, ale nie będę ukrywać radości. Cudownie było czuć aromat kofeiny tutaj, ciepły płyn podrażniał moje zmysły i... był miłą odskocznią od zapachu potu. Co chwilę przechylałam piankowy kubek do ust, żeby wziąć małego łyka, a on nadal się nie kończył, cudnie!
Było tutaj mnóstwo ludzi, większość kompletnie zlanych potem i sapiących ze zmęczenia, ale całe pomieszczenie było dosyć przytulne i dawało poczucie bezpieczeństwa. Z głośników płynęła spokojnie jakaś motywująca piosenka, a kilka zgrabnych i wysportowanych kobiet ją nuciło. Ta druga część zwyczajnie nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego innego dźwięku, niż sapanie (podskakiwanie fałd i tłuszczu można uznać za dźwięk?).
Rin męczyła poręcze do ściany, a ja siedziałam na przeciwko na niewygodnym siedzeniu i delektowałam się kawusią. Widać było teraz, jak jest wycieńczona, palce, a z resztą, całe dłonie jej drżały, jej ciało nie było długo w stanie utrzymać nóg wyprostowanych w górze i szybko musiała rezygnować zdyszana. Ale spokojnie, już ja zadbam o jej formę.
- Może przeniesiemy się na bieżnię? - zaproponowałam. - Tam obok jest wygodniej...
- Niech ci będzie - sapnęła.
Uśmiechnęłam i wstałam z połową kawy w ręce.
I... uśmiech mi zszedł, ponieważ tę piękną połówkę płynu straciłam. Wybrała sobie nowego właściciela, którym była koszula mężczyzny, który przechodził obok.
Odsunęłam się jak oparzona.
- O Boże, przepraszam... Poczekaj, zaraz to zmyję... Jezu, przepraszam, nie chciałam - zaczęłam się plątać, a Rin zachichotała. - Tak mi głupio... Może... Pożyczysz mi ubranie? Jutro bym ci oddała czyste i pachnące... Albo całkiem nowe.
- Nie ma potrzeby nowego, spokojnie - posłał mi uśmiech (Czy mi się wydaje czy to był absolutnie słodki uśmiech?). - Hmm, muszę się przebrać, zaczekasz przed szatnią?
- Jasne.
Posłałam wymowne spojrzenie Rin i poszłam za chłopakiem.
- Hej, jeszcze raz cię przepraszam, zagapiłam się...
- Faktycznie, tyle tutaj ciasteczek, zwłaszcza ta kobieta na bieżni.
Spojrzałam za siebie i wybuchnęłam śmiechem, ponieważ owa kuleczka się przewróciła. Chłopak dołączył do mnie. Hej, mała, co się dzieje? Dlaczego chichoczesz z nowo poznanym facetem jak ośmiolatka?
- Nic się nie stało, każdemu może się zdarzyć - odwrócił się do mnie i uśmiechnął się szerzej. - To jak, dasz mi chwilę?
- Pewnie.
Zauważyłam, że nadal ściskałam w ręce piankowy kubek, więc wstałam do kosza obok i wyrzuciłam go, następnie przysiadłam na ławce i czekałam, aż wyłonił się z przebieralni.
- Nie musisz się spieszyć, wbrew pozorom mam też inne ubrania.
- Hah, w porządku.
- Tak swoją drogą jestem Kazar, a tutaj masz mój numer telefonu - wyciągnął do mnie rękę.   Mogłabyś dać mi znać, kiedy koszulka będzie gotowa?
- Aoime. Jasne, bardzo chętnie - uścisnęłam rękę i nieświadomie się uśmiechnęłam.

niedziela, 4 stycznia 2015

(Dzielnica Ludzi) od Rei

Jakiś czas temu spokojnie spędzałam swoje dni w ośrodku w którym mieszkałam niemalże od urodzenia. Od dorosłych usłyszałam, że moi rodzice zginęli w pożarze i to był cud, że ja przeżyłam, jak o nich pomyślę to nigdy nie czuję smutku, ponieważ i tak ich nie znałam, także po prostu starałam się nacieszyć życiem tak bardzo, jak tylko mogłam, a że praktycznie od zawsze towarzyszyło mi niespotykane szczęście było ono dosyć łatwe. Nie musiałam się nawet przejmować nauką, ponieważ informacje z łatwością wchodziły mi do głowy, a jak nie to mogłam strzelać, gdyż i tak niemalże za każdym razem trafiałam.
Otoczona gronem znajomych i dorosłych chwalących mnie za dobre zachowanie i oceny byłam szczęśliwa, chyba... Zawsze interesowało mnie, jak to by było, gdybym tak urodziła się kimś innym i miała inne życie... Bardziej ekscytujące.
Wszyscy wokół mnie wydawali mi się tak samo nudni. Byli szczęśliwi z powodu każdej małej rzeczy. Ze mną było inaczej. W końcu z moim szczęściem miałam wszystko co mogłabym zapragnąć. Do tej pory chciałam, abym miała takie życie, ponieważ było mi tu całkiem dobrze, a teraz...
Jakimś cudem zostałam przez kogoś porwana. Po raz pierwszy poczułam się, że mój mały i poukładany świat się rozpada. No przepraszam, ale czy wszystko nie miało być zawsze perfekcyjnie? Nie wydawało mi się fair, że do tej pory miałam wszystko co chciałam, a tak nagle bez ostrzeżenia zostało mi to wszystko zabrane. Chociaż pewnie niektórym ludziom nie wydawałoby się fair to, że do tej pory ja miałam wszystko bez zbędnego wysiłku. Cóż, takie życie. Na pewno nie zamierzałam przestać chcieć mieć takiego życia tylko dlatego, że ktoś inny miał gorzej. To nie czasy socjalistyczne, że wszyscy muszą mieć tak samo.
Nawet jeśli... To zaczynam się nudzić. Moja aktualna sytuacja... Po raz pierwszy od dawna wymaga wiele do życzenia.
Rozejrzałam się raz jeszcze po pokoju w którym mnie zamknięto. Niestety nie było żadnej drogi ucieczki. Nie potrafiłam tego zrozumieć... Dlaczego moje odwieczne szczęście nagle zupełnie się ode mnie odwróciło??
Jeszcze w dodatku tutaj jest tak nudno. Nikt nawet nie chce się do mnie odezwać, a brązowowłosy facet kompletnie mnie ignoruje i czyta sobie jakieś papiery raz po raz mrucząc z niezadowolnieniem. Nawet nie raczył mi powiedzieć co oni chcą ode mnie. Nic. Tylko dzisiaj w nocy, podczas mojego spaceru na którym mnie wcale być nie powinno (w końcu było już po ciszy nocnej) natrafiłam na tego brązowowłosego, który widząc mnie z jakiegoś powodu zabrał mnie ze sobą.
Nagle ktoś wszedł do pokoju i szepnął kilka słów do niego.
Tamten westchnął ciężko biorąc, jakąś siatkę ze stołu. i powiedział do mnie:
- Idziesz ze mną. Nie potrzebujemy marnować ludzi, aby pilnować dwóch dzieciaków w dwóch różnych miejscach - z takimi oto słowami złapał mnie za rękę i wyprowadził z pokoju.
- Sama pójdę - powiedziałam cicho próbując udawać wystraszoną osobę.
Właśnie... W całej tej sytuacji była jeszcze jedna dziwna rzecz... Nie rozumiałam czemu nie mogłam panikować, jak na początku kiedy mnie zabrali. Od kiedy tutaj trafiłam siedzę spokojnie zatopiona w swoich myślach. Ta reakcja zaskoczyła nawet mnie.
Puścił moją rękę i szedł przodem nawet się nie odwracając w moją stronę. Pewnie domyślał się, że nie byłabym tak głupia, aby spróbować uciec.
Ja też nie chciałam problemów, więc szłam za nim. Poza tym z jego słów wynikało jedynie, że chcą mnie gdzieś przenieść, czyli raczej nic złego mnie nie czeka.
Poza tym on powiedział "dwa dzieciaki", a to mogło oznaczać tylko jedno - nie byłam jedyną w takiej beznadziejnej sytuacji.
Może razem zdołamy uciec, albo ten "drugi dzieciak" będzie wiedział dlaczego jesteśmy tutaj zamknięci.
Mężczyzna wszedł pierwszy i zmierzył tamtego chłodnym spojrzeniem. Chyba nie był zadowolony, iż przerwano mu czytanie jego gazety. Nie wróżyło to niczego dobrego dla tego uwięzionego, który wciąż miał skrępowane ręce.
Ja wślizgnęłam się za nim starając się to zrobić, jak najciszej. Domyśliłam się, że zwracanie na siebie zbędnej uwagi nie może się dobrze skończyć.
Na jego widok o mało się nie uśmiechnęłam. Naprawdę nie byłam jedyną w tej sytuacji. Może jakoś razem uciekniemy? Szybko przybrałam, jak najbardziej obojętną minę. Uśmiechy na pewno przykują do mnie zbędną uwagę.
-  Można wiedzieć skąd to masz? - Rzucił siatkę, której zawartość zdawał się studiować wcześniej.
Chłopak zajrzał do środka, a potem się lekko zamyślił. Ta cisza trwała zaledwie kilka sekund, ale w pomieszczeniu naprawdę nikt się nie odzywał, ani nie ruszał. Przeszły mnie lekkie dreszcze. Po raz pierwszy od czasu tego, jak mnie porwali zaczęłam się bać tego co będzie dalej.
A co jeśli były to jakieś super tajne dokumenty i zostaliśmy posądzeni o próbę ich zdobycia?
Nie... Przecież to nie jest film.
- Miałem jedynie to przekazać - odparł przerywając ciszę.
Tamten nie wydawał się zadowolony z odpowiedzi.
- Dzieciaku, czy ty masz pojęcie co to jest? - Spytał z pogardliwym spojrzeniem.
- Nie - odparł. - Tak, jak powiedziałem wcześniej miałem to jedynie komuś przekazać - jak na osobę, która im zaszła za skórę był wyjątkowo spokojny.
Zaczynało mnie zastanawiać, czy on na pewno ma po kolei w głowie. Miał związane ręce. W pomieszczeniu było kilka osób, które wydawało się ćwiczyć sztuki walki od kiedy nauczyło się chodzić, a on po prostu spokojnie odpowiadał.
- Komu? - Kolejne pytanie.
- Nie wiem - odparł.
Nagle brązowowłosy zamachnął się uderzając go pięścią. Głos zamarł mi w gardle, a ja przestałam wierzyć, że jestem bezpieczna w tym momencie.
- Naprawdę nie wiem - odparł po cichym jęknięciu. - Zapłata była duża, a ja potrzebowałem pieniędzy, więc nie wnikałem - wyjaśnił. - Miałem się spotkać z kimś w umówionym miejscu i to przekazać - spojrzał na zegar. - Ale jest już po czasie.
Miał spojrzenie, które wyrażało "gdybym wiedział, że zostanę wplątany w coś takiego, to bym się za to nie zabrał".
Brązowowłosy po prostu zabrał reklamówkę i wyszedł. Ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić, więc uznałam, że najbezpieczniej będzie, jak tutaj zostanę.
- Po co nosisz ten szalik w środku? - Nagle przerwał ciszę.
Spojrzałam w dół na moją szyję, która była owinięta satynowym białym szalikiem, który dostałam na ostatnie święta Bożego Narodzenia.
- Jakoś tak... - Odparłam. - Lubię go. Bałam się, że mi go zabiorą, jak tutaj zostawię.
- Zrobiłaś całkiem dobrze - stwierdził.
- Może ci pomóc? - Wskazałam na jego skrępowane ręce. - Jestem całkiem dobra w rozplątywaniu węzłów, więc może sobie poradzę i z tym.
- Byłbym wdzięczny - uśmiechnął się.
Odpowiedziałam mu jeszcze szerszym niż jego uśmiechem i zabrałam się za uwolnienie jego nieszczęsnych rąk. W międzyczasie pokój się opróżnił
Kiedy wreszcie udało mi się to zrobić rozciągnął się i rozmasował sobie nadgarstki,
- Muszę przyznać, że wiązali nieludzko mocno - oznajmił.
- To co teraz? - Spytałam się jego.
Miałam nadzieję, że miał jakiś pomysł. W końcu był dosyć spokojny i nie panikował. Może wiedział co robi...
- Pewnie stwierdzą, że nie jesteśmy potrzebni i zechcą nas się pozbyć poprzez sprzedanie - zastanowił się. - Na tobie mogliby trochę zarobić z twoją urodą - stwierdził.
- Masz na myśli... - Nie dokończyłam przerażona.
- Tak, mam to na myśli - odparł. - Chociaż nie do końca... Powiedziałem, że "zechcą", nie, że tak zrobią - posłał mi tajemniczy uśmiech.
- Wiesz jak stąd uciec? - Odzyskałam nadzieję.
- Nie - nadzieja zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
- ... Ale mam znajomą, która pewnie postanowi mnie uratować - skończył. - Możemy zabrać też i ciebie.
- A poradzi sobie? - Spytałam.
- Tak - odparł. - Jestem pewien. W końcu ona jest trochę niecodzienna. Wątpię, aby ktokolwiek miał u niej szanse, jeśli zabierze się za to na poważnie - miał pokrzepiającą minę. - Także, nie masz się o co martwić. Może zagramy w karty dla zabicia czasu? - Wyjął z kieszeni talię.
- Ej. Chwila - zorientowałam się nagle, że traktuje mnie, jak małe dziecko. - Według ciebie to ile ja mam lat?
Po tym, jak kilka osób wzięło mnie za 11-12 latkę naprawdę ciężko zaczęłam reagować na ludzi, którzy brali mnie za małolatę. To było takie irytujące.
- Hmm... Nie wiem - odparł. - Czternaście?
Uff... Nie tak źle. Spodziewałam się, że on po prostu, jak wszyscy inni nie traktuje mnie poważnie i nie bierze nawet mojego zdania pod uwagę.
- Piętnaście - poprawiłam go.
- Serio? - Zdziwił się. - Jesteś w moim wieku?
A więc miał 15 lat. Warto wiedzieć.
Kiwnęłam głową.
- To co? Gramy? Bo mi się naprawdę tutaj zaczynało nudzić - powiedziałam. - Więc nie wydaje mi się to taką złą perspektywą, skoro i tak czekamy.
-  Najwyraźniej mamy taką samą opinię - odparł. - To w co gramy?
- Hmmm... - Zastanowiłam się, a potem moją twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.

Rea - Dzielnica Ludzi

[Na obrazku nie ma koloru oczu, ponieważ są zamknięte, ale są one zielone]

Imię: Rea
Płeć: Dziewczyna
Wiek: 15 lat (wygląda bardziej na 12)
Kariera: Uczennica liceum, a co do stanowiska to jeszcze nie wie...
Dzielnica: Ludzie
Umiejętności Specjalne: Od kiedy pamięta towarzyszyło jej niezwykłe szczęście, wszystko układało się po jej myśli, jak strzelała na testach to zawsze trafiała prawidłowo. W rzeczywistości jest to moc, która podświadomie spełnia jej życzenia, ale dziewczyna nie potrafi manipulować nią według własnych upodobań.  Z drugiej strony... Nigdy nie próbowała, bo nie było takiej potrzeby.
Charakter: Bardzo optymistyczna, chociaż chwilami też pesymistka - do realistki jej w każdym "trybie" daleko. Uśmiechnięta i wesoła żyje beztrosko wierząc w swoje niespotykane szczęście. Potrafi wykorzystywać innych (nawet nie zdając sobie z tego sprawy). Uwielbia zabawę, zagadki, wyzwania, gry i oczywiście wygrywać, a nienawidzi nudy i przegrywania. Bywa lekko kapryśna, ale wynika to z tego, że większość szło po jej myśli, aczkolwiek w kontaktach z wilkami... Nie zawsze tak jest.
Rodzina: Brak. Wiodła sobie spokojne życie w sierocińcu, dopóki nie zapragnęła odnaleźć czegoś nadnaturalnego co zaowocowało byciem porwaną przez gang, a ostatecznie doprowadziło do spotkania wilków.
Partner: Kompletny brak zainteresowania.
Właścicielka: Clarissa99 [hwr]

Tanatos - Dzielnica Mroku

Postać wilcza:

Postać ludzka:

Imię: Tanatos
Płeć: Mężczyzna
Wiek: 25 lat
Stanowisko + Kariera: Łowca, Rzeźnik
Żywioł: Mrok
Umiejętności Specjalne: Maskowanie [doskonałe stopienie się z tłem], potrafi wytworzyć bardzo realistyczną iluzję, która wpływa na wszystkie 5 zmysłów (jest w stanie nawet zadać takim sposobem uczucie bólu) Opanował sztukę bezszelestnego poruszania się do perfekcji. Potrafi się częściowo zamienić w wilka.
Charakter: Tajemniczy odludek, który przeważnie milczy i obserwuje działania innych. Co myśli... Tego nikt tak łatwo się nie dowie, ponieważ jest dyskretny zarówno co do swojej osoby, jak i opinii na temat otaczających go osobników.
Rodzina: Nieznana
Partnerka: Nie ma.
Właściciel: dareth62 [skype]

piątek, 2 stycznia 2015

(Dzielnica Ziemi) Od Eskadry



- Ciekawa jestem ile to już trwa!
- Błagam Cię wyjdź mi stąd.
Znów to samo. Kolejna kłótnia. A ciągle sobie powtarzałam, że to miłość mojego życia... nic bardziej mylnego. Płacz, walizki, trzaśnięcie drzwiami i on zapatrzony w okno szukając ukojenia w chmurach... powtarzane tak często jak amen w pacierzu. W uszach kolejna piosenka o tym jak wykonawca kocha swoją drugą połówkę, pytanie w myślach czy potrafię żyć inaczej[...]
Tego dnia zrozumiałam, że tak. Trzy dni spędzone w hotelu w poszukiwaniu kilkunastu literek i kilku cyfr... literek układających się w dawno zapomniane imię i adres zakończony cyframi. Czy mnie pamięta? Może nie chce mnie znać. Może... a może nie... milion pytań. Wyłączam myślenie, oddycham głęboko... zatracam się w myślach. Ostatnia myśl - raz się żyje.
- Przepraszam, ale ten pan tutaj już dawno nie mieszka. - Dalszych słów nie rozumiem. To zdanie zapada mi w pamięć, chybiam po raz kolejny. Przepraszam, odchodzę, dalej mieszkać w hotelu? Rodziców nie pamiętam, w pamięci pozostał tylko on.
-Niech pani poczeka! - Odwracam się, starsza grubsza kobiecina schodzi pośpiesznie po schodach wymachując kartką. - Może to pani pomoże w szukaniu. Pan Kazar dał mi to... jakby przyszły listy dla niego! Ale i tak nic nie przychodzi...
Ktoś powiedział, że nadzieja matką głupich... w takich sytuacjach wiem, że nawet jakby to była prawda to, że każda matka dba o swoje dzieci. Witaj mamo!
Jeszcze nie jest za późno by się wycofać... Moja umysłowa bogini siada na krześle opiera jedną rękę na blacie i podpiera się... przecież możesz iść do znajomych.
Wzdycham. Ostatni raz słucham się faceta by sprzedać swoje mieszkanie i pomóc mu przy spłacie jego nie za bardzo legalnych długów.
"Idiotka!" podświadomość karci mnie. Złoszczę się i zamykam z hukiem laptopa. Jedyną moją osobistą rzecz... no chyba, że liczyć ubrania, szczoteczkę i eee kilka kosmetyków które... cholera!... Zostawiłam u tego idioty.
Miasta podanego na kartce albo faktycznie nie znam albo... nie umiem czytać. Szukam na internecie. O cholera.. jak daleko. Ale cóż... raz kozie śmierć. Lecę na ścięcie samolotem, przesiadam się w busa przez cały czas krępując usta mojej bogini aby się nie pojawiła myśl, że... nawet jej wymawiać nie chcę bo to moja ostatnia szansa.
Jadę windą, staję pod drzwiami, pukam... i nic? Nikt nie otwiera? Dlaczego? Nie! Nie mogę się poddać teraz! Kontynuuję pukanie aż w drzwi gwałtownie zmieniają położenie.
Nie słucham gdy do mnie mówi... tak dawno go nie widziałam... to na prawdę on? On też wygląda jakby zobaczył ducha... nie dziwne.
- Cześć. - Ciekawa tego co będzie później...co usłyszę "Kim jesteś?" a może "Czego chcesz suko?"
Widok mojego brata po tylu latach zbija mnie z nóg... nie mogę nic wyczytać z jego oczu...
- No wchodzisz czy nie? - Uśmiecham się mimowolnie. Połowa kamienia z serca... ale co ja mu powiem? Przecież mnie wyśmieje. 
Wygląda... wow... mieszkanie.. większe wow. Szczęścia w życiu widać, że mu nie brakło.
Dłuższa rozmowa... Pytanie czego od niego oczekuję zbija mnie z tropu. Jednak on wie, że bez przyczyna wyrodna siostra się by nie odezwała..
- Potrzebuję pomocy.
- A dokładnie?
- Mam kilka spraw do załatwienia tutaj. Mogłabym na kilka dni się zatrzymać u Ciebie?
Myślałam, że zasłabnę.. nie miałam tam do czego wracać więc kilka dni zwłoki u niego byłoby wybawieniem.
- Kilka dni to nie ma sprawy.
Bogini we mnie tańczy, podświadomość się uśmiecha a ja najchętniej skakałabym z radości.

(Dzielnica Ludzi) Od Kazara



Myśląc, że to południe przeminie jak zwykle strasznie się myliłem.  Z lichej drzemki obudził mnie dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałem, więc postanowiłem przeczekać aż nieproszony gość zrezygnuje. Relaksując się zamknąłem oczy i chciałem kontynuować swoją przygodę która akurat pojawiła się w moim śnie. Po dwóch minutach słuchania na krótko przerywanego  gwizdu dzwonka, rozbolała mnie głowa więc trzeba było wstać.
- Ja niczego nie kupuję i nie daję. - Oznajmiłem przez jeszcze zamknięte drzwi. - A poza tym natarczywość powinna być ka...
Na widok speszonej dziewczyny przed nimi oniemiałem.
- Cześć.- Wypowiedziała niemal szeptem. A mi zabrakło języka w ustach.
Po chwili cofnąłem się, a ona spojrzała na mnie pytająco.
- No wchodzisz czy nie? - A jednak potrafię mówić. 
Podniosła jeden kącik swoich ust w formie uśmiechu   i weszła do środka.
Rozejrzała się przelotnie po niewykończonym mieszkaniu i spojrzała mi w oczy.
- Czyli tak mieszkasz. - Uśmiech nie znikał jej z ust.
- Dokładnie od dwóch dni więc nic tu nie ma. No chyba, że licząc kanapę i lodówkę no i pralkę.  Mogę wiedzieć, co cię tutaj sprowadza?
- Szukałam Cię. Nie odzywasz się czy żyjesz czy nie.
Niestety moja przyrodnia siostra nie umie kłamać.
- A tak serio?
Opadła na kanapę, wzrok mając dalej wbity we mnie.
- Potrzebuje pomocy.
Docinki cisnęły mi się na usta, jednak nie mieliśmy  już 12 lat, a poza tym nie była w humorze.
- A dokładniej?
- Mam kilka spraw do załatwienia tutaj. Mogłabym na kilka dni się zatrzymać u Ciebie?
Spodziewałem się, że nie powie mi prawdy. Kilka dni spędzonych na podłodze nie za bardzo było mi na rękę, jednak zawsze miałem do niej słabość, była zawsze moją ostoją i pomocą.