Jakiś czas temu spokojnie spędzałam swoje dni w ośrodku w którym
mieszkałam niemalże od urodzenia. Od dorosłych usłyszałam, że moi
rodzice zginęli w pożarze i to był cud, że ja przeżyłam, jak o nich
pomyślę to nigdy nie czuję smutku, ponieważ i tak ich nie znałam, także
po prostu starałam się nacieszyć życiem tak bardzo, jak tylko mogłam, a
że praktycznie od zawsze towarzyszyło mi niespotykane szczęście było ono
dosyć łatwe. Nie musiałam się nawet przejmować nauką, ponieważ
informacje z łatwością wchodziły mi do głowy, a jak nie to mogłam
strzelać, gdyż i tak niemalże za każdym razem trafiałam.
Otoczona
gronem znajomych i dorosłych chwalących mnie za dobre zachowanie i oceny
byłam szczęśliwa, chyba... Zawsze interesowało mnie, jak to by było,
gdybym tak urodziła się kimś innym i miała inne życie... Bardziej
ekscytujące.
Wszyscy wokół mnie wydawali mi się tak samo nudni.
Byli szczęśliwi z powodu każdej małej rzeczy. Ze mną było inaczej. W
końcu z moim szczęściem miałam wszystko co mogłabym zapragnąć. Do tej
pory chciałam, abym miała takie życie, ponieważ było mi tu całkiem
dobrze, a teraz...
Jakimś cudem zostałam przez kogoś porwana. Po
raz pierwszy poczułam się, że mój mały i poukładany świat się rozpada.
No przepraszam, ale czy wszystko nie miało być zawsze perfekcyjnie? Nie
wydawało mi się fair, że do tej pory miałam wszystko co chciałam, a tak
nagle bez ostrzeżenia zostało mi to wszystko zabrane. Chociaż pewnie
niektórym ludziom nie wydawałoby się fair to, że do tej pory ja miałam
wszystko bez zbędnego wysiłku. Cóż, takie życie. Na pewno nie
zamierzałam przestać chcieć mieć takiego życia tylko dlatego, że ktoś
inny miał gorzej. To nie czasy socjalistyczne, że wszyscy muszą mieć tak
samo.
Nawet jeśli... To zaczynam się nudzić. Moja aktualna sytuacja... Po raz pierwszy od dawna wymaga wiele do życzenia.
Rozejrzałam
się raz jeszcze po pokoju w którym mnie zamknięto. Niestety nie było
żadnej drogi ucieczki. Nie potrafiłam tego zrozumieć... Dlaczego moje
odwieczne szczęście nagle zupełnie się ode mnie odwróciło??
Jeszcze
w dodatku tutaj jest tak nudno. Nikt nawet nie chce się do mnie
odezwać, a brązowowłosy facet kompletnie mnie ignoruje i czyta sobie
jakieś papiery raz po raz mrucząc z niezadowolnieniem. Nawet nie raczył
mi powiedzieć co oni chcą ode mnie. Nic. Tylko dzisiaj w nocy, podczas
mojego spaceru na którym mnie wcale być nie powinno (w końcu było już po
ciszy nocnej) natrafiłam na tego brązowowłosego, który widząc mnie z
jakiegoś powodu zabrał mnie ze sobą.
Nagle ktoś wszedł do pokoju i szepnął kilka słów do niego.
Tamten westchnął ciężko biorąc, jakąś siatkę ze stołu. i powiedział do mnie:
-
Idziesz ze mną. Nie potrzebujemy marnować ludzi, aby pilnować dwóch
dzieciaków w dwóch różnych miejscach - z takimi oto słowami złapał mnie
za rękę i wyprowadził z pokoju.
- Sama pójdę - powiedziałam cicho próbując udawać wystraszoną osobę.
Właśnie...
W całej tej sytuacji była jeszcze jedna dziwna rzecz... Nie rozumiałam
czemu nie mogłam panikować, jak na początku kiedy mnie zabrali. Od kiedy
tutaj trafiłam siedzę spokojnie zatopiona w swoich myślach. Ta reakcja
zaskoczyła nawet mnie.
Puścił moją rękę i szedł przodem nawet się
nie odwracając w moją stronę. Pewnie domyślał się, że nie byłabym tak
głupia, aby spróbować uciec.
Ja też nie chciałam problemów, więc
szłam za nim. Poza tym z jego słów wynikało jedynie, że chcą mnie gdzieś
przenieść, czyli raczej nic złego mnie nie czeka.
Poza tym on powiedział "dwa dzieciaki", a to mogło oznaczać tylko jedno - nie byłam jedyną w takiej beznadziejnej sytuacji.
Może razem zdołamy uciec, albo ten "drugi dzieciak" będzie wiedział dlaczego jesteśmy tutaj zamknięci.
Mężczyzna
wszedł pierwszy i zmierzył tamtego chłodnym spojrzeniem. Chyba nie był
zadowolony, iż przerwano mu czytanie jego gazety. Nie wróżyło to niczego
dobrego dla tego uwięzionego, który wciąż miał skrępowane ręce.
Ja
wślizgnęłam się za nim starając się to zrobić, jak najciszej.
Domyśliłam się, że zwracanie na siebie zbędnej uwagi nie może się dobrze
skończyć.
Na jego widok o mało się nie uśmiechnęłam. Naprawdę nie
byłam jedyną w tej sytuacji. Może jakoś razem uciekniemy? Szybko
przybrałam, jak najbardziej obojętną minę. Uśmiechy na pewno przykują do
mnie zbędną uwagę.
- Można wiedzieć skąd to masz? - Rzucił siatkę, której zawartość zdawał się studiować wcześniej.
Chłopak
zajrzał do środka, a potem się lekko zamyślił. Ta cisza trwała zaledwie
kilka sekund, ale w pomieszczeniu naprawdę nikt się nie odzywał, ani
nie ruszał. Przeszły mnie lekkie dreszcze. Po raz pierwszy od czasu
tego, jak mnie porwali zaczęłam się bać tego co będzie dalej.
A co jeśli były to jakieś super tajne dokumenty i zostaliśmy posądzeni o próbę ich zdobycia?
Nie... Przecież to nie jest film.
- Miałem jedynie to przekazać - odparł przerywając ciszę.
Tamten nie wydawał się zadowolony z odpowiedzi.
- Dzieciaku, czy ty masz pojęcie co to jest? - Spytał z pogardliwym spojrzeniem.
-
Nie - odparł. - Tak, jak powiedziałem wcześniej miałem to jedynie komuś
przekazać - jak na osobę, która im zaszła za skórę był wyjątkowo
spokojny.
Zaczynało mnie zastanawiać, czy on na pewno ma po kolei w
głowie. Miał związane ręce. W pomieszczeniu było kilka osób, które
wydawało się ćwiczyć sztuki walki od kiedy nauczyło się chodzić, a on po
prostu spokojnie odpowiadał.
- Komu? - Kolejne pytanie.
- Nie wiem - odparł.
Nagle
brązowowłosy zamachnął się uderzając go pięścią. Głos zamarł mi w
gardle, a ja przestałam wierzyć, że jestem bezpieczna w tym momencie.
-
Naprawdę nie wiem - odparł po cichym jęknięciu. - Zapłata była duża, a
ja potrzebowałem pieniędzy, więc nie wnikałem - wyjaśnił. - Miałem się
spotkać z kimś w umówionym miejscu i to przekazać - spojrzał na zegar. -
Ale jest już po czasie.
Miał spojrzenie, które wyrażało "gdybym wiedział, że zostanę wplątany w coś takiego, to bym się za to nie zabrał".
Brązowowłosy
po prostu zabrał reklamówkę i wyszedł. Ja nie wiedziałam co ze sobą
zrobić, więc uznałam, że najbezpieczniej będzie, jak tutaj zostanę.
- Po co nosisz ten szalik w środku? - Nagle przerwał ciszę.
Spojrzałam
w dół na moją szyję, która była owinięta satynowym białym szalikiem,
który dostałam na ostatnie święta Bożego Narodzenia.
- Jakoś tak... - Odparłam. - Lubię go. Bałam się, że mi go zabiorą, jak tutaj zostawię.
- Zrobiłaś całkiem dobrze - stwierdził.
-
Może ci pomóc? - Wskazałam na jego skrępowane ręce. - Jestem całkiem
dobra w rozplątywaniu węzłów, więc może sobie poradzę i z tym.
- Byłbym wdzięczny - uśmiechnął się.
Odpowiedziałam
mu jeszcze szerszym niż jego uśmiechem i zabrałam się za uwolnienie
jego nieszczęsnych rąk. W międzyczasie pokój się opróżnił
Kiedy wreszcie udało mi się to zrobić rozciągnął się i rozmasował sobie nadgarstki,
- Muszę przyznać, że wiązali nieludzko mocno - oznajmił.
- To co teraz? - Spytałam się jego.
Miałam nadzieję, że miał jakiś pomysł. W końcu był dosyć spokojny i nie panikował. Może wiedział co robi...
-
Pewnie stwierdzą, że nie jesteśmy potrzebni i zechcą nas się pozbyć
poprzez sprzedanie - zastanowił się. - Na tobie mogliby trochę zarobić z
twoją urodą - stwierdził.
- Masz na myśli... - Nie dokończyłam przerażona.
-
Tak, mam to na myśli - odparł. - Chociaż nie do końca... Powiedziałem,
że "zechcą", nie, że tak zrobią - posłał mi tajemniczy uśmiech.
- Wiesz jak stąd uciec? - Odzyskałam nadzieję.
- Nie - nadzieja zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
- ... Ale mam znajomą, która pewnie postanowi mnie uratować - skończył. - Możemy zabrać też i ciebie.
- A poradzi sobie? - Spytałam.
-
Tak - odparł. - Jestem pewien. W końcu ona jest trochę niecodzienna.
Wątpię, aby ktokolwiek miał u niej szanse, jeśli zabierze się za to na
poważnie - miał pokrzepiającą minę. - Także, nie masz się o co martwić.
Może zagramy w karty dla zabicia czasu? - Wyjął z kieszeni talię.
- Ej. Chwila - zorientowałam się nagle, że traktuje mnie, jak małe dziecko. - Według ciebie to ile ja mam lat?
Po
tym, jak kilka osób wzięło mnie za 11-12 latkę naprawdę ciężko zaczęłam
reagować na ludzi, którzy brali mnie za małolatę. To było takie
irytujące.
- Hmm... Nie wiem - odparł. - Czternaście?
Uff...
Nie tak źle. Spodziewałam się, że on po prostu, jak wszyscy inni nie
traktuje mnie poważnie i nie bierze nawet mojego zdania pod uwagę.
- Piętnaście - poprawiłam go.
- Serio? - Zdziwił się. - Jesteś w moim wieku?
A więc miał 15 lat. Warto wiedzieć.
Kiwnęłam głową.
-
To co? Gramy? Bo mi się naprawdę tutaj zaczynało nudzić - powiedziałam.
- Więc nie wydaje mi się to taką złą perspektywą, skoro i tak czekamy.
- Najwyraźniej mamy taką samą opinię - odparł. - To w co gramy?
- Hmmm... - Zastanowiłam się, a potem moją twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz