środa, 31 lipca 2013

(Wataha Mroku) Od Minsa

A więc mamy wojnę. Nawet się cieszyłem bo dawno nie było tu dobrej wojny. Tylko nie wiedziałem o co specjalnie chodzi w tej wojnie. Nagle wpadłem na pomysł aby zbudować swoistą strażnicę. Mógłbym wtedy mieć gdzie spać bo w jaskini jest bardzo ciasno. Tylko nie wiedziałem jak zdobyć materiały na budowę w końcu nie miałem żadnych narzędzi. Kiedy maszerowałem po brzegu rzeki myśląc wpadłem na idealnie oszlifowany przez wodę kamień. Zmieniłem się w człowieka. Podniosłem go i podbiegłem do drzewa. Przejechałem ostrzem po korze. Kora została bardzo łatwo przecięta. Ułamałem w miarę grubą gałąź i przymocowałem ją do ostrza. Miałem już siekierę. Pobiegłem wtedy na granicę między watahą mroku a watahą wody. Znalazłem odpowiednio wysokie drzewo. Wtedy cały plan wziął w łeb. Nie miałem czym połączyć pni. Tym czasem zaczęło się ściemniać. Wdrapałem się na drzewo i zasnąłem.

wtorek, 30 lipca 2013

(Wataha Powietrza) od Jacklyn

Dopiero co dołączyłam do watahy, a już zaczęła się wojna.
Mimo tego, że byłam nowa musiałam dać sobie radę. Nie mogę przecież zawalić sprawy na początku.
Sztuka szpiegowania była trudniejsza niż by się to mogło wydawać, ale podstawowe umiejętności opanowałam.
Teraz nadszedł test musiałam udać się na terytorium wroga i dowiedzieć się co nie co na temat jego zamiarów i taktyki.
Udałam się więc do watahy powietrza.
Im wyraźniej słyszałam głosy tym szybciej waliło mi serce. Z momentu na moment zaczęłam obawiać się nie o to, że ktoś mnie zauważy, a o to czy moje serce nie bije zbyt głośno.
-Nie możemy tego tak załatwić...
… Nawet jeśli zaatakujemy ze wschodu…
… Będziemy zbyt przewidywalni…
… Mamy swoich w ich „sojusznikach” to powinno na początek wystarczyć…
… Zawsze możemy zaatakować z ich strony, nasi nas przemycą niepostrzeżenie…
… Racja wschód był oczywisty, ale zachód…
… Nammina idź do nich i powiedz im o wszystkim…
Rozmowa ucichła. Po chwili wadera przebiegła tuż obok mnie.
Nikt nic nie zauważył, ale wciąż byłam zestresowana.
Gdy wróciłam nigdzie nie mogłam znaleźć Shadowa.
W sumie to nie widziałam go od kilku dni gdzie on się podziewał?
Uznałam, że najlepszym wyjściem będzie wysłanie mu wiadomości.
Mam nadzieję, że pojawi się gdy tylko usłyszy, że mam dla niego interesujące informacje.

Death - Wataha Powietrza

Postać ludzka -
Postać wilcza - 
Imię: Death
Płeć: Samica
Wiek: Dorosła
Stanowisko: Łowca
Żywioł: Powietrze
Umiejętności Specjalne: -
Charakter: Wredna, a za razem miła, przebiegła, nieuważna
Rodzina: zaginęła w poszukiwaniu wilka
Partner/Partnerka: szuka
Właściciel: Na zawsze konie


poniedziałek, 29 lipca 2013

(Wataha Powietrza) Od Rapix

Słowa Blue wstrząsnęły moją duszą. Poniosłam głowę spojrzałam na Blue z grobową miną i uniosłam łapę w górę próbując się zamachnąć. Blue spojrzał na mnie tak jak by wiedział co go czeka. Zamachnęłam się i przycisnęłam łapę do własnej piersi. Wokół mnie pojawiła się ciemna zielona poświata.Zamknęłam oczy.
~Co Ty ...~Dreak nie dokończył. Gdy otworzyłam oczy stał tuż obok mnie.
-Kto teraz się kim zabawi kochaniutki ? -zażartowałam szczerząc kły.
-To nie możliwe ! Nie mogłaś mnie ściągnąć z czyśćca tutaj ! -wykrzyczał Dreak.
-A jednak.-odwarknęłam i rzuciłam się na umarlaka.
Dreak padł na ziemie.
-Teraz odejdziesz raz na zawsze ! -podeszłam do niego by po raz ostatni spojrzeć temu ścierwu w oczy.
-Mylisz się -zaśmiał się i otarł łapą krew spływającą z jego ust. -Ja zawsze wracam ! -zadeklarował.
-Nie tym razem.-warknął Blue podchodząc do mnie.
Blue zaczął szeptać cicho jakieś zaklęcia , złapałam go za łapę w pewnej chwili Dreak zniknął.
-Gdzie on jest ?-zapytałam zaskoczona Blue.
-Już nie wróci ... Już nigdy.-zapewnił uspokajając mnie.
Ucieszyłam się , że wszystko mam za sobą i chyba na dobre mogę zamknąć dział mojej przyszłości , teraz liczyła się tylko przyszłość.Nagle między nas wskoczył Shadow i teleportowali mnie do Jaskini Czterech Żywiołów. Nie wiem po co mnie tu ściągnęli czyżby myśleli , że nadal stanowię zagrożenie ?


sobota, 27 lipca 2013

(Wataha Powietrza) od Shadow'a

Wypowiedziałem wojnę Perrie. Cieszyłem się z tego. Nigdy nie przepadałem za nią i teraz chętnie ją zgładzę.
Popatrzyłem się na nią z wyższością kiedy dołączyła do mnie Aoime na znak że będziemy po jednej stronie barykady i Kiche ona także jest z nami. Pozostałe Alfy patrzyły na nas hardo i wyprostowane chociaż im się nie udało. I tak wygramy nawet jakby.
   Po chwili rozeszliśmy się. Każdy w swoje strony. Ja oczywiście skierowałem się na swoje. Poczułem nagle pewne impulsy mocy, zaintrygowało mnie to i zacząłem biegiem kierować się do ośrodka mocy.
Wpadłem na pewną wilczycę. Prychnąłem widząc jej przerażoną minę. Wadera była o wiele mniejsza ode mnie.
-Widziałaś Rapix i Blue? – spytałem.
-Tak mi się wydaje … - odparła – Widziałam ich kawałek dalej.
-Możesz się przydać choć i pokarz gdzie to było.- Powiedziałem chłodnie u sceptycznie chociaż chciałem być milszy ale się nie udało. Życie.
Podczas drogi do wilków wytłumaczyłem jej krótko o co w tym wszystkim chodzi. Kiedy dotarliśmy zobaczyłem bójkę od razu skoczyłem na sam środek i ogarnąłem to co jeszcze zostało po walce. poczułem lekkie podmuchy wywołane przez moją towarzyszkę po czym sama mi powiedziała co trzeba zrobic z Rapix, aby nie miała tego czegoś w środku. To w ogóle wszystko było dziwne. Nawet chwili spokoju od opętanych no naprawdę...
Przetransportowaliśmy Rapix do Jaskini Czterech Wiatrów gdzie została zatrzymana kilkoma silnymi zaklęciami.
Teraz pozostało nam tylko czekać…
- Dziękujemy za pomoc.- zaczął Blue.
- Nie ma za co.- odparła wadera.
Po krótkiej konwersacji wszyscy już wiedzieli co tu robię.
Nie byłem dość przekonany że to co zrobiła jest konieczne ale niech jej będę. Koniec końców dołączyła do mej watahy i została szpiegiem.
    Po krótce odszedłem bez pożegnania i skierowałem się do jaskini wilków mroku gdzie była Aoime. Bo wiedziałem ze ta patrzyła na całą bójkę zza zarośli.




*Przepraszam, że takie beznadziejne ale dopiero wróciłam z wakacji i muszę znowu wejść w tryb pisarski*

piątek, 26 lipca 2013

(Wataha Powietrza) od Jacklyn

Drugie urodziny- pierwsze i ostatnie „wróżbicenie”.
Moja rodzina to wataha z tradycjami jedna z nich mówi że co roku jeden basior i jedna wadera w wieku od dwóch do czterech lat bierze udział w tak zwanym „wróżbiceniu” polega ono na losowaniu przez szamana wilków, które mają w ciągu miesiąca od wyboru wyruszyć w świat dzikich krain by odnaleźć się wśród innych psowatych.
Przeżyłam ja właśnie dwie wiosny, a prawdopodobieństwo, że padnie akurat na mnie wynosiło 2/7 więc szanse były duże.
-Jacklyn! ...
-… Matias!- usłyszałam po chwili.
Zamarłam. Ja zostałam wybrana właśnie ja! Początkowo byłam uradowana, ale po chwili dotarło do mnie co to właściwie oznacza. W niedługim czasie będę zmuszona opuścić rodzinę, wszystko co znane, ciepłe, stałe i udać się nie wiadomo dokąd i w jakim celu.
Niestety wyrok już zapadł. Jeśli miałam to zrobić to jak najszybciej nie widziałam sensu w zwlekaniu, więc następnego dnia byłam już gotowa do drogi. Chciałam za wszelką cenę uniknąć ckliwych pożegnań więc wymknęłam się z domu o świcie. Biegłam pędem wśród starych drzew, po kilku minutach drogi las zaczął się przerzedzać byłam coraz bliżej granicy.
Gdy wreszcie wpadłam na polanę byłam już pewna, że w sumie to nawet nie wiem dokąd się udać. Wiatr wciąż coś szeptał, ale nie potrafiłam się skupić. Musiałam się na moment wyciszyć i od razu zdawało się wyraźniej słyszeć; - North West. Nawet się nie zastanawiałam od razu ruszyłam na północny zachód.
Czas zdawał się wlec nieskończenie długo, a droga wciąż prowadziła do nikąd. Polowanie, posiłek, droga, sen, polowanie, posiłek, droga, sen- właśnie tak wyglądał mój cały dzień.
Po dwudziestu dwóch dniach dotarłam na skraj krainy Forever Young. Nie zwlekałam, czym prędzej ruszyłam w głąb. Po kilku godzinach drogi dotarłam na polanę powietrze w tej części lasu było tak niesamowicie przyjemne od razu poczułam się lepiej. Dopiero po chwili uniesienia usłyszałam delikatny szum wody niedaleko. W jednym momencie poczułam ogarniające mnie pragnienie. Podążałam za dźwiękami. Po chwili dotarłam do potoku, który wyglądał wyjątkowo zachęcająco. Czym prędzej wskoczyłam do zimnej i orzeźwiającej wody. Po krótkiej kąpieli wyszłam na brzeg, po czym zasnęłam w trawie.
Obudziły mnie krzyki. Nie wiedziałam skąd dochodzą ani kto hałasuje. Postanowiłam jak najszybciej zobaczyć o co chodzi. Gdy odnalazłam delikwentów okazało się, że to wilk i wilczyca. Zdawało mi się słyszeć tylko strzępki słów, ale widziałam wszystko świetnie.
On zatroskany i przejęty, ale ostrożny, natomiast ona wydawała się podejrzana rzekłabym nawet bardzo.
W powietrzu wisiał podstęp, lecz on najwyraźniej go nie wyczuł.
Postanowiłam zostawić ich w spokoju.
Odeszłam kawałek wpadł na mnie pędzący wilk.
-O mamciu. . . pomyślałam. Był większy ode mnie i znacznie lepiej się prezentował.
Byłam przekonana, że to alfa. Nie powiem wystraszyłam się przecież byłam na jego terytorium, ale on bardzo się spieszył coś musiało się stać.
-Widziałaś Rapix i Blue? – spytał.
Od razu domyśliłam się, że to te dwa wilki które widziałam chwilę wcześniej.
-Tak mi się wydaje … - odparłam. – Widziałam ich kawałek dalej.
-Możesz się przydać choć i pokaż gdzie to było.- starał się być choć trochę serdeczny, ale był bardziej sceptyczny i chłodny.
Podczas drogi pokrótce wytłumaczył mi o co chodzi. Rozumiałam jego pośpiech. Kiedy dotarliśmy na miejsce ledwo było widać co się dzieje. Trwała właśnie szamotanina. Trzeba było działać szybko, Shadow skoczył w sam środek zawieruchy, a ja przywołałam z lekkością podmuch wystarczająco silny by rozwiać kurz.
Nie miałam pojęcia jak temu zaradzić dziewczyna nie była sobą co mogliśmy zrobić?
Szybko wysłałam wiadomość do mojego ojca. Nie zwlekał z odpowiedzią. Jego zdaniem sytuację można rozwiązać tylko w jeden sposób wilczyca powinna zostać ukryta jak najdalej od źródła „opętania” i unieruchomiona na tak długo, aż zwalczy tego „pasożyta” świadomości. Musimy mieć pewność, że jest już wolna. Nie możemy dać się zwieść- 100% pewności.
Shadow poradził sobie z wyzwaniem od razu. Zrozpaczony Blue nie wiedział co się właściwie wokół dzieje.
Przetransportowaliśmy Rapix do Jaskini Czterech Wiatrów gdzie została zatrzymana kilkoma silnymi zaklęciami.
Teraz pozostało nam tylko czekać…
- Dziękujemy za pomoc.- zaczął Blue.
- Nie ma za co.- odparłam.
Po krótkiej konwersacji wszyscy już wiedzieli co tu robię.
Choć Shadow nie był początkowo przekonany czy to konieczne zaproponował czy przystąpię w takim razie do watahy powietrza w roli Szpiega. Zgodziłam się choć wiedziałam, że nie będzie to łatwe zadanie i jeszcze wiele przede mną.

(Wataha Mroku) od Meyrin

Znalazłam sobie cichy kąt i rozważałam co mogę zrobić, aby uratować swoje życie. Przepowiednia dotycząca mnie głosiła, że tym razem mogę walczyć z losem i że została podarowana mi moc. Jedyna moc jaką w sobie odkryłam była elektryczność i magnetyzm, chyba nic wielkiego to nie było i na pewno nie dawało mi to podpowiedzi co mam dalej robić.
Słyszałam co prawda kiedyś o wilkach potrafiących zdjąć klątwy, ale miałam przeczucie, że to nic nie da. Chyba nawet kiedyś tego próbowałam. Przypomniały mi się słowa, które powiedziałam przy Aoime "Taki los wilków obdarzonych klątwą". Wyglądałam, wtedy jakby mnie to nie obchodziło. Najwyraźniej jestem dobrą aktorką.
Klątwa reinkarnacji została zesłana przez bogów, ale wątpiłam, aby chcieli mi jakoś pomóc, to nie było w ich stylu, a przynajmniej tego boga, który mi to podarował, a poza tym od dawna słuch o nim zaginął, nie przebywa nawet w Forever Young, więc ten pomysł również odpada.
Skoro raczej nie uda mi się zdjąć daru, może trzeba by było go jakoś ominąć...... Taa, to jest chyba lepszy pomysł, no może nie lepszy, ale przynajmniej bardziej możliwy.
 - Czyli muszę wykorzystać moją moc do ominięcia klątwy - szepnęłam na głos porządkując myśli. - Elektryczność jest główną, a magnetyzm to tylko jej odłam, taki ślepy zaułek.
I wtedy odpowiedź przyszła sama. Ta moc, wcale nie miała być wykorzystana do ciałań defensywnych lub ofensywnych, tylko do manipulacji impulsami eletrycznymi w ciele. Zapomniałam o tym, że jesteśmy niczym chodzące urządzenia bioniczne, a mogłabym zmienić zapis tego i usunąć wszystkie moje emocje w stosunku do nich. Mogę to uznać za plan awaryjny, wtedy będę mogła przejść reinkarnację i postarać się utrzymać tą formę. Odrodzić się w ciele 5 letniej wilczycy o tych mocach i wyglądzie, a także wspomnieniach z ostatnich 5 lat życia. To było możliwe. Zniszczyłabym tylko moje emocje i stała się chodzącą maszyną. W sumie to lepsze zabić siebie, niż innych.
Skupiłam się i wokół mnie zabłysły pioruny, pomyślałam, że gdyby użyć małego krążka metalu mogłabym posyłać nawet pociski zniszczenia z tą mocą, a ona była tylko do czegoś banalnego, dlaczego, więc była tak potężna.
Zamknęłam oczy i skupiłam się wyczuwając cały mój układ nerwowy, wraz z krążącymi po nim impulsami. Potem dotarłam do mózgu, obszaru odpowiedzialnego za emocje. Podniosłam za pomocą impulsów barierę emocjonalną. Zrobiłam to. Teraz postarałam się odrodzić, uznałam ryzyko. Owinęła mnie mroczna łuna i po chwili stałam na swoim miejscu. Nic się we mnie nie zmieniło, przynajmniej pozornie.
Wróciłam do jaskini, obrzuciłam wszystkie wilki spojrzeniem. Nie odczuwałam żadnych emocji, gdy o nich myślałam, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Żyły, a dar reinkarnacji został zablokowany, podobnie jak ja zapłaciłam za to cenę.
Nie wiedziałam już co to jest: miłość, troska, nienawiść, strach, ból, radość czy inne uczucia.

(Wataha Wody) Od Moonlight Shadow

- Wojna?! - krzyknęłam zszokowana. To było ostanie czego się spodziewałam. To była głupia sprzeczka o śmierdzącego stęchlizną zwierzaka, a nie sprawa życia i śmierci. Byłam wściekła, nie miałam ochoty na nic. Nie wiedziałam, że Perrie jest aż tak impulsywna. Ale no cóż... się Alfie wierność przysięgało, to się trzeba wywiązać.
- A mamy chociaż jakichś sojuszników - zapytałam już nieco spokojniej.
- Wataha ognia - odpowiedziała Kasta.
- Chociaż tyle... - mruknęłam do siebie.
- Choćby miało to nam przynieść niechybną zgubę, będę walczyć do końca u boku Perrie! - krzyknął ktoś z tłumu z widocznym przekonaniem. Oszaleli!
- Czy wy chociaż wiecie na co się szykujemy? - spytałam wszystkich. Chociaż tak naprawdę miałam tu najmniej do powiedzenia postanowiłam walczyć do końca. Walczyć z wojną.
- Niestety tak - westchnęła z ciężkim sercem Beta. Na szczęście ona miała nas o tym powiadomić. Gdyby zamiast niej stała tu teraz Perrie wszystko było by przesądzone. Musiałabym po prostu przyjąć ten smutny fakt do wiadomości i zacząć się szykować do masowego mordu. Bez litości. Bez pytań. Bez decyzji. Tylko jeden wspólny cel: zabijać bez opamiętania. Tak przynajmniej według mnie wyglądała wojna. "Po trupach do celu" Chyba to najdokładniej ją określa. Zwłaszcza, że jej celem są właśnie trupy. Nie potrafię zrozumieć jak poniektórym może to sprawiać przyjemność.
W zamyśleniu pokręciłam głową i w głuchym milczeniu skierowałam się w stronę wyjścia z groty. Zapanowała nadzwyczajna cisza. Jakby cała natura oczekiwała w napięciu na decyzje losu. Być może ostatnią w tej krainie

(Wataha Mroku) Od Blue

- Pamiętam. Lata temu. Ktoś powiedział. - zawahałem się. Rapix stała nade mną, wciąż gotowa do ciosu. Czekała.
- Powiedział... że powinienem być ostrożny, gdy chodzi o...miłość. - Wilczyca rozluźniła się. Opuściła łapę, która miała zadać mi decydujący cios.
- Tak zrobiłem. Ty byłaś silna. Ja nie. - widziałem w jej oczach Dreaka. Był w szoku.
- Moje złudzenie. Mój błąd. Byłem nieostrożny. Zapomniałem. - odwróciłem wzrok.
- A teraz... gdy wszystko jest skończone... Odeszłaś. Wygrałaś. Możesz do niego wrócić i powiedzieć... - spojrzałem jej głęboko w oczy.
- Powiedz mu wszystko co wiem. Wykrzycz mu w twarz, co czuję. Wszystko, co miałem przepadło. Powiedz, że byłem szczęśliwy. Że złamał mi serce. Wszystkie moje rany są otwarte. Powiedz, że to, na co liczyłem okazało się... niemożliwe. - teraz w jej oczach zobaczyłem mały cień. Delikatny ślad Rapix.
- Byłem człowiekiem, który chodzi sam. Sam, ciemną nocą. Nie potrafiłem iść dalej. Nie mogłem nawet zacząć. Wtedy nie zostało mi nic. Oprócz pustego serca. Byłem żołnierzem. Rannym żołnierzem. Nie mogłem dalej walczyć. Wszystkie drogi prowadziły donikąd. - westchnąłem. Rapix nadal stała jak sparaliżowana.
- I wtedy z góry. Gdzieś z oddali...rozbrzmiał głos, który krzyknął "Pamiętaj, kim jesteś. Jeśli się zgubisz, twoja odwaga pójdzie za tobą. Więc bądź silny. Pamiętaj, kim jesteś." Tym głosem...byłaś ty. - Wilczyca drgnęła. Już nie Dreak mnie słuchał.
- I teraz, gdy wszystko przepadło... nie ma nic do powiedzenia. Mam tylko jedną, ostatnią wolę. Gdy ten czas przeminie... gdy ja przeminę... - Z oczu Rapix popłynęły łzy.
- Proszę... pamiętaj, jaki byłem. - Wilczyca spuściła głowę.
- Teraz to ty jesteś żołnierzem. Teraz to ty walczysz o swoją wolność. To jest warte krwi. I jeżeli miałaby to być moja krew...po prostu ją przelej. - zamilkłem. Spuściłem głowę, oczekując ciosu.

czwartek, 25 lipca 2013

(Wataha Światła) od Oris

Staliśmy właśnie na terenie naszej watahy i planowaliśmy bitwę,  a dwoje wilków właśnie się kłóciło o taktykę wojny. A ja musiałam na chwilę odejść, bo mój chochlik zamienił się w największe zło jakie istniało. Więc sobie teraz stoję ukryta za krzakami i staram się zwalczyć to coś w sobie, ale jak na razie idzie mi bardzo kiepsko. Już zdążyłam zamienić się w człowieka, a tego właśnie chciał. A po chwili już kompletnie nie wiedziałam co się ze mną działo i co robiłam. Moje ręce same się wyciągnęły i po chwili ukazał się cień wychodzący spod moich stóp. A potem cień posunął się w kierunku dwóch skłóconych wilków, a kiedy do nich dotarł wilki skoczyły sobie do oczu. A ja szybko uciekłam stamtąd. Bo cień już zdążyć wrócić, a ten chochlik uciszył się na chwilę. Zatrzymałam się na polanie kompletnie załamana. Nie wiedziałam co się ze mną stało i czemu zrobiłam to co zrobiłam. Co się ze mną stało? Opóściłam ręce, a kiedy je podniosłam trzymałam  w nich wielką kulę ognia. Miała średnice taką samą jak szerokość moich rozłożonych rąk. I wcale mnie nie parzyła. Była jakby zawieszona nad moimi rękami. Kiedy je podniosłam kula poruszyła się tak jakbym ja ją podnosiła. Nagle pchnęłam rękami tak jakbym chciała wyrzucić piłkę. A kula posłusznie oderwała się od moich rąk i poleciała w stronę najbliższych drzew, i uderzyła w nie. Drzewa momentalnie zapłonęły. Nie chciałam na to patrzeć więc odwróciłam się co nie było najlepszym pomysłem. Bo zapłonęły kolejne drzewa, które były wokoło tej polany na której byłam. Płonęły już wszystkie drzewa wokoło polany,  a ja siedziałam na środku polany. I zastanawiałam się czy kiedy ogień strawi już drzewa wokoło i dotrze do mnie to mnie spali czy raczej przeżyje to.  Obawiam się, że jednak to drugie czyli że ten ogień nawet mnie nie poparzy, bo przecież nie tak dawno trzymałam go w dłoniach. I wiecie co nagle zaczęłam zastanawiać co mogłoby mnie zabić. Bo przecież moja tarcza nie przepuszcza żadnej magii ani ataku fizycznego. Tylko je wypuszcza. Zabicie mnie musi być bardzo trudne. Mam tylko jedno pytanie: "Dlaczego ja?" Ale ja nawet nie chciałam tego czegoś. Nie chciałam tego cienia. Siedziałam pośrodku płonącego lasu i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Taa... i miałam jeszcze nadzieję, że nikt się nie dowie co dzisiaj zrobiłam. Opętania tych wilków i podpalenia lasu.

(Wataha Mroku) Od Aoime

W sumie każdy rozszedł się w swoją stronę. Jaskinia Zagubionych Dusz tętniła życiem, jak nigdy. Brakowało mi tylko Blue.
Siedziałam obojętnie patrząc w przód, gdy podeszła Meyrin. Nie uważałam tego za rozpoczęcie rozmowy, bardziej jako podsunięcie obojętnej myśli...
 - Z tego co słychać wśród plotek szykujecie wojnę.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę o wojnie, dopóty nie powiedziała czegoś, co lekko mną wstrząsnęło.
 - Za niecałe 10 dni umrę - oznajmiła wesoło. - Albo, jeśli się zdecyduję to mogę przejść proces reinkarnacji, ale wtedy zginą wszystkie wilki na których mi zależy, inaczej mówiąc: całe Forever Young. Oczywiście podobno mam teraz siłę, abym walczyła z losem, ale nie wiem co robić, więc na 90% i tak umrę. No cóż, takie życie wilków obdarzonych klątwą.
 - I ty mówisz o tym tak spokojnie.
  - To ciało ma tylko kilka lat, ale pomyśl ile ja razy musiałam zabijać, skoro wciąż żyję - odparła. - Tak, więc chyba nadszedł czas na mój koniec.
Odwróciła się i jako człowiek wesoło ruszyła w stronę wylotu z jaskini.
Agh, pisnęłam Scythe'owi, żeby miał oko na wilki i że niebawem wrócę. Musnęłam wargami jego policzek.
Poszłam na spacer, niby tak zwyczajnie, by podejrzeć, czy ktoś coś planuje, a tymczasem zobaczyłam Rapix i Blue.
Wyglądała jak opętana, nawet styl chodzenia miała nie ten, nie poruszała tak samo pyskiem...
Blue próbował odeprzeć ją chyba od jakiegoś czasu.
Wilczyca przycisnęła łapę do jego karku, jej wzrok zdawał się kierować prosto w jego oczy... Może mi się zdawało, ale usłyszałam cichutkie warknięcie.
Rapix szykowała się, jak mi się zdawało do ciosu ostatecznego, gdy basior zaczął coś mamrotać, niczym mantrę.
Nie wychodziłam z ukrycia, jeszcze nie.

środa, 24 lipca 2013

(Wataha Powietrza) Od Rapix

Wszystko szło według planu Dreaka. Blue mi zaufał uwierzył w to wszystko. Ruszyliśmy sami tropem Love , Blue mnie podtrzymywał.
~Teraz !~krzyknął Dreak w mojej głowie. Wyrwałam się z objęć Blue i zadałam szybkie i precyzyjne ciosy w jego ciało. Nikt nas nie obserwował. Byliśmy sami. Blue upadł na ziemię.
-Rapix ... ja nie mogę cię skrzywdzić -wymamrotał wstając z ziemi.
Tak bardzo nie chciałam tego wszystkiego. Zaatakowałam kolejny raz Blue jednak odskoczył na bok.
~Nie będziemy się bawić w kotka i myszkę , wykończ go ! ~Warknął Dreak.
Posłusznie wykonałam rozkaz , chwyciłam basiora za szyję i rzuciłam o ziemię z impetem.
Podeszłam do niego wolnym i dumnym krokiem wiedząc , że nie ma sił by wstać i walczyć.
Stanęłam nad nim przycisnęłam łapę do karku i popatrzyłam mu prosto w oczy.
Jego wzrok zdawał się zagłębiać w moją duszę , która starała się oprzeć czarnej magii.
-Rapix nie rób tego wiem  , że tam jesteś walcz ! -warknął ostatkiem sił Blue.
~Zabij tego kundla na co czekasz ! ~wydarł się Dreak.
Szykowałam się do zadania ostatecznego krytycznego ciosu gdy Blue zaczął coś mamrotać pod nosem.

(Wataha Mroku) Od Blue

- Nie, nic. Uciekłam temu padalcowi. - powiedziała. Trochę się uspokoiłem. Nie czułem w niej obecności umarlaka.
- Połóż się. - powiedziałem łagodnie, podtrzymując ją, aż nie doszliśmy do drzewa. Potem odwróciłem się.
- Love, Mins. Dziękuję wam za pomoc. Bez was nie dałbym rady. - skinąłem lekko głową na znak szacunku. Odpowiedzieli mi tym samym.
- Love, mogę cię na słówko? - zapytałem. Gdy kiwnęła głową, zaprowadziłem ją na bok.
- Dlaczego się nie odezwałaś przez ten cały czas? - powiedziałem z wyrzutem.
- Pomyślmy... może dlatego, że nie miałam jak? Najłatwiej pojawić się po kilkunastu miesiącach i jeszcze mieć pretensje o to, że się nie odezwałam... - jej oczy błyskały złością.
- Myślałem, że nie żyjesz... - dodałem, już spokojniej.
- I nawzajem... - mruknęła.
- Toboe bardzo to przeżył... - w tym momencie przypomniałem sobie o czymś.
- Wiem. Spotkałam się z nim. - odpowiedziała Love.
- Dobra. Kiedy indziej pogadamy. - powiedziałem. Wyglądała na zaskoczoną nagłą zmianą tematu.
- Ale... - spróbowała zaprotestować.
- Dreak, umarlak, chce przejąć kontrolę nad Rapix. Pamiętasz, co się stało z Arion? - Love aż się wzdrygnęła na wspomnienie opętanej wilczycy.
- Chcę temu zapobiec. Dlatego biegnij do jaskini mroku, znajdź alfę i zapytaj o Emins. - odwróciłem się w stronę Rapix.
- Emins? - zatrzymała mnie Love.
- Mały, czerwony kwiatek, którego potrzebuję. - uściśliłem. Wilczyca kiwnęła głową i ruszyła w las.
- Rapix, chodź. - powiedziałem, pomagając jej wstać. Ruszyliśmy za Love.

wtorek, 23 lipca 2013

(Wataha Mroku) od Meyrin

      Nie wiem ile czasu minęło zanim się ocknęłam, ale czułam się już o wiele lepiej niż wcześniej. Odzyskałam siły na krótko, ale musiałam użyć ich, by nikt nie poznał co się ze mną dzieje.
Ukradkiem wróciłam na tereny mojej watahy, a następnie do jaskini. Posłuchałam chwilę, aby się dowiedzieć jakie plotki krążyły między wilkami i usłyszałam o wypowiedzianej wojnie. Niezbyt mi się to spodobało, zwłaszcza, że nie mam zbyt wiele czasu na złamanie klątwy, a wojna może mi go trochę zabrać...
 - Akurat ze wszystkich sytuacji, jakie mogły się rozwinąć, dlaczego wyszła wojna? - Westchnęłam szeptem.
Podeszłam do Alfy i obojętnie zauważyłam:
 - Z tego co słychać wśród plotek szykujecie wojnę.
 - Tak - odparła. - Z watahą wojny.
 - A myślicie, że kiedy nastąpi konfrontacja? - Spytałam.
 - Jeszcze nie jestem pewna, więc nie zamierzam wprowadzać ciebie w błąd - odpowiedziała.
 - A czy będziesz mieć coś przeciwko, jeśli na chwilę zniknę? - Kontynuowałam moją sesję pytań z równie obojętnym tonem i spojrzeniem jak na początku.
 - Ty ciągle znikasz - zauważyła.
 - Nie martw się, nie zamierzam zdradzić was - odparłam. - Ale każdy ma swoje problemy.
 - A jaki jest twój problem? - Zainteresowała się.
 - Za niecałe 10 dni umrę - odpowiedziałam wesoło. - Albo, jeśli się zdecyduję to mogę przejść proces reinkarnacji, ale wtedy zginą wszystkie wilki na których mi zależy, inaczej mówiąc: całe Forever Young. Oczywiście podobno mam teraz siłę, abym walczyła z losem, ale nie wiem co robić, więc na 90% i tak umrę. No cóż, takie życie wilków obdarzonych klątwą.
 - I ty mówisz o tym tak spokojnie - udała zadziwienie.
 - To ciało ma tylko kilka lat, ale pomyśl ile ja razy musiałam zabijać, skoro wciąż żyję - odparłam. - Tak, więc chyba nadszedł czas na mój koniec.
Odwróciłam się i jako człowiek wesoło podążyłam w stronę wyjścia z jaskini nie czekając na pozwolenie.
Zastanowiło mnie, czy się zdziwiła z moim nastawieniem do tego, że umrę. Och, ale byłam taka beztroska tylko dlatego, że nie zamierzałam umierać, ani przejść reinkarnacji. Po prostu coś wymyślę, aby tego uniknąć.

(Wataha Mroku) Od Minsa

Rozpoczęła się walka między nami a wygnanymi wilkami. Nagle zauważyłem Love. Co ona tu robi? Podbiegłem do niej i wrzasnąłem
-Co ty tu robisz? Uciekaj jeszcze coś ci się stanie!
-Nie ucieknę!
-Jak chcesz!
Mówiąc to rzuciłem się na czarnego wilka który tak interesował się moim amuletem. Na początek dostał z kuli energii.Potem przywołałem duchy które dokończyły sprawę. Zmieniłem się w niedźwiedzia i zacząłem podrzucać wrogów.Nagle ktoś krzyknął
-Zabić go!
Zobaczyłem, że wygnane wilki idą w stronę Blue. Zobaczyłem też Love która stoi im na drodze. Zmieniłem się w wilka i teleportowałem się obok niej. Wytworzyłem kilka kul energii które posłałem na wrogów. Ogłuszyło to kilku ale wygnane wilki nadal nacierały. Zmieniłem się w niedźwiedzia i runąłem na wrogów. Oni się rozpierzchli. Nagle jakiś wilk rzucił się na Rapix. Wtedy ona zaczęła walczyć po stronie wroga. Po 30 minutach wrogie wilki zaczęły się wycofywać.

Jacklyn - Wataha Powietrza

Wilcza postać:
Ludzka postać:
 Imię: Jacklyn (dla przyjaciół Jackie)
Płeć:Samica
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Szpieg
Żywioł: Powietrze
Umiejętności Specjalne: Dzięki poświęceniu szczenięcego czasu zabawy na naukę potrafi przywołać wiatr i mówić jego językiem.
Charakter: Przebiegła, sprytna, dociekliwa, z pozoru słodka, czasem sarkastyczna, bywa lekkomyślna, potrafi być kochana, radzi sobie w każdej sytuacji, odważna, w kryzysowej sytuacji nie zawaha się pokazać co potrafi, na przekór stereotypom jest silniejsza niż nie jeden samiec w jej wieku.
Rodzina: Wciąż wspomina swoją poprzednią watahę- jedną wielką rodzinę.
Partner/Partnerka: Na razie brak.
Właściciel: Elokardo


(Wataha Powietrza) Od Rapix

Dreak wykorzystał moją nieuwagę. Poczułam niewyobrażalny ból przeszywający moje ciało. Słyszałam krzyk Blue. Ocknęłam się , ale Dreak mną władał.
Widziałam jak podnosił się z ziemi po ciężkim starciu z Blue.
-Zabij go ! -wrzasnął do mnie.
Moje ciało posłusznie wykonywało każde jego słowo , próbowałam się oprzeć lecz na nic się to nie zdawało. Z impetem ruszyłam na Blue ten odskoczył na bok.
-Rapix ocknij się to nie ty !-wrzasnął.
Nie mogłam się wyrwać z poza kontroli. Nie mogłam wypowiedzieć ani jednego słowa.
-Ona teraz należy do mnie ! -Krzyknął Dreak zbliżając się do mnie.
-Nie pozwolę Ci na to ! -odwarknął Blue nacierając na basiora.
Nie zdołał jednak mu niczego zrobić gdyż zagrodziłam mu drogę.
-Rapix nie chce tego robić , ale muszę.-powiedział Blue chwytając mnie za szyję i powalając na ziemię.
Chciałam wyć z bólu , wypowiadał przy tym jakieś zaklęcia , puścił mnie mając nadzieje , że mnie uleczył.
~Odwrót~Rozkazał w moich myślach Dreak. Posłusznie pobiegłam do niego. Blue próbował mnie złapać stworzyłam tornado , które przez chwile go unieruchomiło.
-Jeszcze wrócę ! -zadeklarował Dreak -Nie ! -ktoś krzyknął . Po chwili rozpłynęliśmy się we mgle.
Nie wiem gdzie byłam , czyżby znów czyściec ? Znów te cholerne upiory krzątające się koło mnie.
-I jak Ci się podoba tutaj Laluno ? -powiedział czule Dreak.
-A no tak nie możesz mówić.-dodał po czym skinął głową bym przemówiła.
-Myślisz , że wygrasz ze mną ? Grubo się mylisz padalcu. -warknęłam.
-Teraz jesteś moja , nie zamierzam stracić tak cennego okazu , a ten twój ... lowelas. -odrzekł.
-Nie jest moim lowelasem !  -przerwałam krzycząc.
-Nie ważne , zabije go kimkolwiek dla ciebie jest , albo nie ! -krzyknął. -Ty to zrobisz .-zaśmiał się złowieszczo.
-Twoje niedoczekanie !-odwarknęłam kłapiąc zębami.
-Nie masz wyjścia , jesteś pod moją kontrolą-zaśmiał się.
W tym samym momencie odebrał mi mowę.
-A teraz bądź grzeczna  wróć do Forever Young i zabij tego kundla ! -wrzasnął i teleportował mnie do FY.
~Żeby było weselej zabawimy się z nim~ dodał w myślach.
Wróciłam na miejsce bitwy  udawałam , że uciekłam z łap tego umarlaka. Czekałam aż podbiegnie do mnie Blue.
-Rap nic ci nie jest ? -zapytał spoglądając na mnie z ostrożnością.
-Nie nic , uciekłam temu padalcowi.-przemawiał przeze mnie Dreak.
Tak bardzo chciałam krzyknąć by mi nie ufał , on jednak nie wyczuł , że to podstęp.


(Wataha Mroku) Od Aoime

Leżałam na ziemi i głośno dyszałam. Dawno nie walczyłam, to było coś... odległego. Jednak z całej siły miałam ochotę ją teraz zniszczyć. Pawałam taką nienawiścią, jakiej świat nie widział.
Zawzięłam się w sobie, dźwignęłam się na nogi i ocierając strużkę krwi, która pociekła mi z ust, powoli odsuwałam się od dziewczyny, z dzikim spojrzeniem.
Przez myśl przewinęły mi się wszystkie nasze wspólne chwile... Jak ją poznałam, wybuchową i impulsywną, ale i zabawną i kochaną wilczycę, teraz była dla mnie nikim. Walczyłyśmy razem u jednego boku, ratowałyśmy krainę, decydowałyśmy o jej losach, a teraz ona leży na ziemi, a ja krążę wokół   z żądzą zabicia jej.
- Jesteś skończoną idiotką. - syknęłam. - Zaczęła się podnosić, a ja wycofałam w stronę grupy, z którą tu przyszłam. Teraz byliśmy widocznie podzieleni na dwa wrogie zespoły.
- Przez swoją głupotę podzieliłaś nas i zaczęłaś wojnę, której krwawy koniec przywróci ci świadomość. Twój krwawy koniec. - Ostatnie zdanie niemalże przeliterowałam.
Nienawiść buchnęła jej w oczach. Śmieszyło mnie to. Była taka nieporadna, wręcz dziecinna.
Shadow, który dotąd był przeważnie zajęty odciąganiem od Kiche (która też radziła sobie całkiem nieźle) dziewuch zabrał głos.
- Perrie, od teraz, oficjalnie, ty i twoi pobratymcy jesteście dla mnie śmieciami, nikim. Z dziką chęcią wypowiem wam wojnę.
Stanęłam obok niego, rzucając im spojrzenie godne suki. Uśmiechnęłam się gorzko, by obserwować, jak stają wyprostowane naprzeciw.
- Z przyjemnością. - Sunshine mruknęła.
A potem użyły jakiś sztuczek, i pomknęły w las. Meyrin także gdzieś czmychnęła.



poniedziałek, 22 lipca 2013

(Wataha Mroku) Od Blue

Nie wiedziałem, skąd wzięły się inne wiki, ale w duchu dziękowałem im za przybycie. Chwila moment... Odwróciłem się w stronę wysokiej wadery.
- Love? - Szepnąłem. Zanim zdążyłem powtórzyć to głośniej, najbliżej stojący wilk rzucił się na mnie. Wytrenowany latami refleks pozwolił mi uniknąć go, zanim zrobił mi krzywdę.
- Rapix! - krzyknąłem, gdy straciłem ją z oczu. Wokół rozgorzała bitwa. Było nas o połowę mniej, ale znając Rapix i Love wiedziałem, że mamy szansę. Dreak zszedł dostojnie z wodospadu i ruszył w prawo, jakby dookoła nic się nie działo. Podążyłem za jego wzrokiem.
- Rapix! - krzyknąłem znów i zacząłem się przedzierać w tym samym kierunku. Po drodze unikałem i raniłem wygnańców, którzy postanowili mnie zaatakować. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie. Rapix dzielnie broniła się przed atakami białej i czarnego. Dreak warknął i wygnańce nagle zostawili poranioną wilczycę. Dreak z uśmiechem rzucił się na nią. Wiedziałem, po co. Bał się mnie. Wiedział, że mogę mu przeszkodzić. Dlatego chciał ją ugryźć. Wtedy dużo łatwiej byłoby przejąć nad nią kontrolę. Z krzykiem skoczyłem na niego. Zderzyliśmy się w locie i upadliśmy na ziemię. Zaraz poczułem rwący ból w nodze, który przezwyciężył znieczulające działanie adrenaliny. Skoczyłem na nogi.
- Zabić go! - wrzasnął Dreak, wściekły i sam rzucił się na mnie. Był chyba jedynym, który mógł mi coś zrobić. I zrobił. Nie widziałem nic, poza nim. Całkowicie skupiony na walce nie widziałem, jak wygnańcy uciekają jeden za drugim. W końcu pod wodospadem zostali tylko Dreak, czarna, biały i jakiś wygnaniec, z którym walczyła Rapix. Po naszej stronie nikt nie uciekł, ale wszyscy byli wykończeni. Postanowiłem dać mały pokaz mojej szybkości, żeby wystraszyć niedobitki Dreaka. Zacząłem go intensywnie atakować, zmuszając go do cofnięcia się. Biały i czarna przestąpili niepewnie z nogi na nogę.
- Na co czekacie?! Zabijcie go! - krzyknął Dreak z nutą szaleństwa w głosie. Chyba bardziej bali się jego, bo niepewnie ruszyli w moją stronę. Drogę zastąpili im Love i Mins, warcząc groźnie. Do Dreaka dotarła prawda. Przegrał. Przygotował się do skoku. Przyjąłem postawę obronną. Skoczył. Ale nie na mnie. Rzucił się na Rapix, która właśnie stała tyłem, warcząc na uciekającego wygnańca.
- NIE! - usłyszałem czyiś krzyk. W momencie, kiedy pobiegłem w ślad za Dreakiem, zrozumiałem, że to był mój głos. Zobaczyłem, jak umarlak zagłębia kły w ciele Rapix, sekundę zanim uderzyłem w niego z całym impetem. Było za późno.

Od Shige (wataha mroku)

Szłam po lesie zastanawiając się co zrobić. W końcu musiałam znaleść jakąś watahę. Wataha Mrocznego Cienia mnie nie chciała więc musiałam szukać przyjaciół na własną rękę. Nagle poczułam czyiś dotyk na ramieniu. Odwróciłam się zdziwiona i z zaciekawieniem spojrzałam na dziewczynę stojącą za mną.
-Witaj.- powiedziała przybyszka.
-Witaj- odparłam - Zwą mnie Shigą, a Ciebie?
- Jestem Aoime, alfa tutejszej watahy mroku. - powiedziała dziewczyna, po czym dodała -Widzę w tobie Iluzję. Jeśli chcesz to możesz dołączyć do nas, a w zamian zostaniesz naszą tropicielką. Dobrze? -
Dobrze- odparłam zadowolona.
I tak dołączyłam do watahy.



niedziela, 21 lipca 2013

Shige - Wataha Mroku


Jako wilk:

Jako człowiek:


Imię: Shige
Płeć: Samica
Wiek: 13 000 lat (nieśmiertelna)
Stanowisko: Tropiciel
Żywioł: Mrok
Umiejętności Specjalne: Jest jednym z  najszybszych wilków w watasze.
Charakter: Zimna, opanowana, tajemnicza, spostrzegawcza, mądra.
Rodzina: Żyje jedynie brat, który jest bardzo daleko stąd.
Partner/Partnerka: Szuka
Właściciel: Panda33



piątek, 19 lipca 2013

(Wataha Mroku) od Meyrin

        Oris uciekła, koniec końców powiedziała, że nie może podjąć tej decyzji i uciekła. Smutne, ale czas na moją decyzję nadszedł. Nie mogłam czekać tych 10 dni, ponieważ byłoby za późno na jakiekolwiek działania. Rozprostowałam gwałtownie skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Wiedziałam już co robić. Podejmę działania i zawalczę z losem. Czy moje życie byłoby warte tego, gdybym go nie pragnęła, czy moje życie byłoby warte, gdybym poświęciła innych za siebie.
 - Decyzja została podjęta - wyszeptałam w transie wzbijając się w powietrze. - Teraz zostaje jedynie działanie i wytrwanie w swoim uporze nie poddając się, nie zmieniając decyzji.
Wylądowałam przez Alfą Światła, która nie miała szansy przede mną uciec.
 - Proces reinkarnacji został zakończony - wymamrotałam. - Nie mogę się teraz poddać.
Teraz powiedziałam głośniej:
 - Coś ci powiem Oris Alfo Watahy Światła: śmierć to tylko ucieczka od problemów, zostawienie im innych - skrzywiłam się z obrzydzeniem. - Powinnaś to wiedzieć skoro jesteś Alfą, jedyne kiedy możesz oddać swoje życie to za coś w co wierzysz. A nie uciekać od problemów, to hańbi ciebie i twoją pozycje. Powiem ci co nas różni ty - poddajesz się i akceptujesz rzeczywistość taką jaką jest, ja jestem tą głupią, ale jednocześnie mądrą, która walczy z losem, która jest na tyle silna, mimo, że jest najsłabsza, aby się nie poddać i stać dumnie dalej naprzeciw przeszkód.
Wybuchnęłam śmiechem.
 - Pragniesz śmierci, nieprawdaż? - Zamieniłam się w człowieka i w mojej ręce pojawił się sztylet. - Ale, gdy ona nadejdzie będziesz kurczowo się trzymać życia, ponieważ się boisz co będzie po niej, co nie?
Mój ton był szyderczy, ale musiałam ją otrząsnąć z tego stanu.
Zaatakowałam ją i z mojej ręki wystrzeliła błyskawica. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem, które zamaskowałam zanim ona spojrzała w moją stronę.
 - Broń się - krzyknęłam szyderczo. - Chyba nie zamierzasz zginąć!? Nie mów, że jesteś taką idiotką, aby to zaakceptować. Ja odnalazłam siłę, a jestem w o wiele okrutniejszej sytuacji. Nie mów, że jesteś na tyle słabo.
Zobaczyłam w jej oczach łzy i niemy krzyk o ratunek.
 - Przykro mi, ale ratunek nie spadnie ci z nieba - jej postawa wydawała mi się zabawna. - Jesteśmy tylko we dwójkę. Nikt ci nie pomoże. Bronić możesz się tylko ty. A ty przecież NIE chcesz umierać.
 - Genjutsu - wyszeptałam. - Wiesz co to oznacza?! "Rzeczywistość! To jest coś za czym ty podążasz. Żal i rzeczywistość, podążasz za niedoskonałym światem. "Czikara" oznacza siłę, to coś czego mi zawsze brakowało, ale go znajdowałam. Wierzę, a ta wiara sprawia, że tutaj jestem i walczę i że posiądę siłę. Brakuję ci wiary, rozumiesz?
Patrzyła się we mnie wystraszona, ale to zapewne dlatego, że obnażyłam jej największe słabości. Byłam osobą, która wstrząsnęła fundamentami jej świata w najpotężniejszy z możliwych sposobów. Osobą, którą ona sądzi, że nie może jej dorównać.
 - Jestem słabsza - wydarłam się. - I żyję! Walczę! A ty posiadasz siłę i ją marnujesz w ten sposób. Wilki takie jak ty na nią nie zasługują! Jesteś zwykłą idiotką! Mówię ci to od dłuższego czasu! Masz wszystko czego mi brakuje i marnujesz to w taki sposób! Istoty takie jak ty nie mają prawa istnieć na tym świecie - byłam zgorszona.
 - Jakim cudem? - Wyszeptała. - Jesteś tak silna, mimo, że twój los został przesądzony. Zginiesz w ciągu 10 dni.
 - Nie zginę - odparłam krzycząc. - Ty możesz tak twierdzić, ale JA tego NIE zaakceptuję i zmienię ten głupi los! Pokonam to DURNE PRZEZNACZENIE. I nie będzie ono rządzić moim życiem. Ja jestem panią swojego życia. Rozumiesz? To ostatnie ostrzeżenie, abyś nie zmarnowała swojego marnego żywotu.
 - Pokaż swą siłę - wyszeptałam. - Nie marnuj tego.
Ona uciekła dalej i trafiła na jakiegoś samca, a ja pokręciłam głową  konsternacją i się zachwiałam. Miałam rację, była słaba i beznadziejna, mimo, że była potężna.
 - Sama nie wiesz co tracisz - wyszeptałam wściekle sama do siebie.
Nagle poczułam ból w moich nogach i upadłam. To przekleństwo zabierało mi siły.
 - Jeszcze nie teraz - wyszeptałam. - Nie stracę sił, nie odejdę stąd przed zrealizowaniem mojego celu. Nie umrę, bo tak postanowiono. Odnalazłam siłę. Raz jeszcze się wzniosę po zwycięstwo.
Ogarnęły mnie pioruny, małe światełka, a potem wszechogarniająca ciemność.

(Wataha Światła) Od Matta



Ten las ciągnął się i ciągnął. Przemieniłem się w człowieka i zacząłem iść przed siebie jak wcześniej. Niedaleko coś rozbłysnęło. Błysk znikną i wtedy zobaczyłem biegnącą dziewczynę. Gdy była niedaleko ode mnie spojrzała się na mnie dziwnie. Zresztą się nie dziwię bo tu gdzie jestem nikt mnie nie znał, a w dodatku nikt dotąd mnie tu nie zauważył. Chyba...
- Kim jesteś i co tu robisz? - spytała podchodząc.
- Jestem Matt. Chciałbym dołączyć do watahy światła. - powiedziałem. Byłem trochę zszokowany bo dziewczyna miała niebiańską urodę. Chyba się zakochałem...
- Ja jestem Oris alfa watahy światła. - powiedziała i zaraz dodała - Witam w watasze.
- Dzięki Oris. - powiedziałem i uśmiechnąłem się lekko z nadzieją że tego nie zauważyła.
- A mogłabyś zaprowadzić mnie do jaskini. Muszę odpocząć bo przez kilka dni wędruję bez odpoczynku.
- Jasne. Choć.
Poszłem za nią ale teraz ani ona ani ja się nie odezwaliśmy. Milczenie nie trwało dłużej bo dotarliśmy do jaskini.
- Jesteśmy. To idź odpocząć. - powiedziała i poszła gdzieś.
Poszedłem w stronę jaskini. Nie było żadnych wilków więc miałem spokój. Zmieniłem się w wilka i położyłem się. Nie wiem kiedy zasnąłem. Miałem trochę dziwny sen. ~ Usłyszałem odgłosy walki. Gdy podszedłem bliżej by zobaczyć co się dzieje zobaczyłem szarą wilczyce z niebieskimi skrzydłami. Walczyła z jakimś dziwnym wilkiem. Gdy go pokonała spojrzała w moją stronę...~ Sen się urwał bo usłyszałem krzyk. Poderwałem się i wybiegłem z jaskini. Pobiegłem w stronę jaskini. Zobaczyłem grupkę dziewczyn które najwidoczniej szykowały się do walki. Zmieniłem się w człowieka i rozejrzałem się. Wzrok zatrzymałem na białowłosej dziewczynie. Była przepiękna. Jednak teraz to miałem przewalone zakochałem się w dwóch dziewczynach naraz. Weszłem na drzewo. Chyba mnie nie zauważyły. Dziewczyny rzuciły się na siebie. Jedna leżała na ziemi, a druga ją do niej przygwoździła tak aby się nie podniosła. Ich walka trwała trochę. Nagle gałąź się złamała, aja spadłem. Kątem oka zobaczyłem, że niektóre dziewczyny spojrzały w tą stronę. Szybko okryłem się niewidzialnością, ale chyba już się domyśliły, że tu jestem. Podniosłem się i otrzepałem. Spojrzałem w ich stronę. Teraz zauważyłem że jest z nimi mały gryf, ale też zniknęła jedna dziewczyna. Pobiegłem w głąb lasu, gdy nagle stanęła przede mną dziewczynę.

(Wataha Światła) od Oris

Stałam oniemiała na środku lasu i tak właściwie nie wiedziałam co robić.Mogłam zostać, uciec a teraz mogłam nawet wrócić do rodziny choćby po to, żeby im powiedzieć, że ona nie żyje. I w tej chwili coś do mnie dotarło, wiem trochę późno, ale jednak. Pobiegłam za Meyrin.
- Czekaj!- krzyknęłam za nią, ale nawet się nie odwróciła. Nie miałam szans, żeby ją dogonić, ale nie mogłam się poddać, więc goniłam ją cały czas drąc się i krzycząc i w pewnym momencie nie wiem jak ani czemu ona stanęła przede mną, pojawiła się tak nagle, że ledwo zdołałam wyhamować i co gorsza miała minę jakby nie wiedziała co się stało.
- Nie słyszysz, że cię wołam?- zapytałam
- Słyszę- odpowiedziała spokojnie- Co to było?- zapytała
- Mnie się pytasz?- czułam się głupio, bo przecież to ona pojawiła się przede mną a ja nie miałam z tym nic wspólnego, prawda?- Nieważne. Ale rób co chcesz ja nie podejmę takiej decyzji.- powiedziałam stanowczo
 - A więc ja ją podejmę - odparłam spokojnie. - Sayonara. Może ci się nie spodobać, ale skoro mi oddajesz pałeczkę to i tak będzie równe twej decyzji - powiedziała tym samym mnie dezorientując. - A przecież wiesz, jaką decyzję zamierzam podjąć. To koniec.-popatrzyłam tylko smutno na tą wilczycę i zamierzałam po prostu odejść, ciche odejście, rozpłynięcie się pod ziemią. Nawet to mi się nie udało i nagle coś mi się przypomniało, ale to nie było nic z czego mogłabym się ucieszyć. To coś okropnego, czego nigdy w życiu nie chciałam przechodzić i coś co było nieuniknione. To jaskrawe i oślepiające światło, wyglądające tak zwyczajnie a jednocześnie będące tak niezwykłe, to musiało być to, bo cóż by innego. Nie pamiętam, żeby jakieś światło, kiedykolwiek tak mnie oślepiło i nagle nie wiem jaki i dlaczego, ale krzyknęłam z całej siły:
- Nie!- i rzuciłam się na ziemię,wilczyca obejrzała się na mnie, ale nie miałam czasu patrzeć co ona robi. Wstałam i pobiegłam w stronę watahy, teraz chciałam umrzeć, naprawdę chciałam umrzeć.

(Wataha Mroku) od Meyrin

       Odnalazłam odpowiedź i patrzyłam się pusto w moje ręce. Odpowiedzią była reinkarnacja, dawna forma nieśmiertelności, a gdy zdałam sobie sprawę, że posiadam ten dar mój umysł się rozjaśnił i zobaczyłam wszystkie wspomnienia z mojej niemalże nieskończonej liczby żyć, a każde życie kończyło się po 10 dniach, gdy odnajdywałam odpowiedź, mogłam się wtedy odrodzić ratując swoje istnienie, ale bogowie za ten dar (lub raczej przekleństwo) kazali mi płacić cenę. Ginęły wszystkie wilki na których mi zależało. A jednego jestem pewna, kocham Forever Young.
      A więc chyba nadszedł czas, aby odejść. Nie będę poświęcać ich życia tym razem. Robiłam to już tyle razy, ale w końcu trzeba zakończyć żerowanie na innych, aby żyć dalej.
Nagle przede mną przemknęła smuga światła.
 - Stop! - Krzyknęłam, ponieważ nie spodobał mi się w sposób w jaki ta postać mnie zignorowała.
Jednak wciąż nie zwalniała, więc ja rzuciłam się do biegu i ją wyprzedziłam, a następnie zatrzymałam się przed nią zmuszając ją tym samym do zatrzymania się.
 - Co ty niby zamierzasz zrobić - powiedziałam. - O ile ciebie dobrze rozpoznaję tyś jest Oris- siostra zmarłej Nikity. Jesteś alfą światła, następczynią twojej siostry.
 - Jak to ZMARŁEJ?! - Spojrzała na mnie przerażona.
 - Nie mów, że ukrywali to przed tobą - zaśmiałam się. - Nie jest to tak okrutne jak sytuacja, którą ja przeżywam, ale i tak jest w tym troszkę okrucieństwa. Ukrywali to przed tobą myśląc, że ją zastąpisz.
 - A kim ty niby jesteś, żeby tak sądzić?! - Warknęła.
 - Jestem Meyrin z Watahy Mroku - przedstawiłam się. - Jestem Betą.
 - A więc nie powinnaś się mną interesować - odparła. - Mrok i światło nie mają ze sobą zbyt wiele wspólnego.
 - Muszę zaprzeczyć twoim słowom - odparłam. - Mrok i światło mają ze sobą wiele wspólnego, są jak miłość i nienawiść. Niezwykle łatwo jest zmieszać te dwa uczucia podobnie jak te żywioły. A więc może szukasz jakieś rady?
 - Szukałam siostry, ale najwyraźniej utraciłam jedyny cel w życiu - odpowiedziała.
 - A gdybym mogła ci go podarować? Twój cel? Sprawić, by twoje istnienie na nowo miało swój cel? - Spytałam. - Co byś wtedy powiedziała?
 - Chciałabym, aby to się stało - odparła.
 - Nawet jeśli wiesz, że za wszystko trzeba płacić wysoką cenę? - Uśmiechnęłam się ponuro. - Ja właśnie taką zapłacę za wiedzę.
 - Wciąż bym chciała móc zrealizować swój cel - odparła hardo. - To jest suma mojego istnienia. Wszystko co do tej pory osiągnęłam i do czego dążyłam.
 - Nawet jeśli zapłaci za to ktoś inny na twoich oczach? - Upewniłam się.
 - Co chcesz przez to powiedzieć? - Zafrasowała się. - Kto miałby za to płacić?
 - Na przykład ja - odparłam. - Mogłabym oddać życie za twoją siostrę, za pomocą mojej mocy sprawić, żeby ona się odrodziła, ale za to umrę. Chciałabyś, abym to zrobiła?
Patrzyła się na mnie zszokowana.
 - Naprawdę byłabyś w stanie to zrobić?
 - Mam cztery możliwości - odparłam. - Umrzeć, odrodzić się za cenę zabicia całego FY i wielu wilków poza nim, odrodzić kogoś, twoją siostrę za cenę swojego życia, lub walczyć z klątwą, podobno mam szansę w tym życiu, chociaż małą. Sama nie jestem w stanie podjąć tej decyzji, także przekazuję ją tobie. A więc co mam zrobić?
Milczała, wciąż zszokowana.
 - Masz 5 dni na decyzję - powiedziałam i się odwróciłam. - Inaczej umrę bez walki lub uratowania kogoś życia.
Uśmiechnęłam się gorzko.
 - To takie okrutne, nieprawdaż? Podobno została mi podarowana moc do walki z przeznaczeniem, a jej nie czuję. Podobno została mi podarowana szansa pierwsza od zarania dziejów, a jej nie widzę i nie mogę schwytać. Czekam na twoją decyzję i jeśli stąd odejdziesz zginą wszyscy w Forever Young wraz z tobą - odparłam blefując z tym, że zginą wszyscy, po prostu zginę ja, ale uznałam, że nie musi wiedzieć, a ona tylko patrzyła się na mnie przerażona, w końcu kłamałam perfekcyjnie. - A to będzie tylko twoja wina i zachowaj dyskrecję, nie chcę, aby ktokolwiek wiedział o moim przeznaczeniu.
Zostawiłam ją oniemiałą, ale nie wracałam do watahy ani do Alfy tym bardziej, dociekałaby co się ze mną dzieje, dlaczego bije ode mnie aura umarłych.

(Wataha Światła) od Oris

Zastanawiałam się” co ja tu robię?” Miałam odszukać moją siostrę, a nie dołączać do jakiejś watahy przez ponad 1000 lat byłam samotnie wędrującym wilkiem, a oni oczekiwali, że będę taka jak moja siostra i bardzo towarzyska. Źle się czułam wśród ludzi i tu gdzie byłam.  Chyba byłam najbardziej samotnym wilkiem w tych okolicach. Otaczały mnie wilki, tyle ich tu było i jest, a ja czuję się tak bardzo samotna. Nikt mnie tu nie chciał, to osoba której szukam pasowała tu, a nie ja. Ja nie jestem nią i nie umiem być nią, przecież nawet jej nie znam. Tęskniłam za wolnością i lasem i samotną podróżą. Ale tak naprawdę najbardziej brakowało mi rodziny i wilków, które mnie kochały, kiedyś.  Przypomniałam sobie rodzinne miasto i miłość i szczęście jakie mnie tam otaczało i rozpłakałam się. Do wioski nie mogłam wrócić, ale chyba lepiej byłoby wędrować samotnie i zapomnieć o tym, zdać się na instynkt niż żyć tutaj i cierpieć przez te wszystkie wspomnienia. Czułam się jakbym była w klatce, w klatce własnych uczuć i wspomnień. Musiałam wrócić do mojego dawnego życia. Postanowiłam po prostu odejść. Zniknąć bez śladu, ale po przemyśleniu tego zdecydowałam się na zostawienie krótkiego listu o moim odejściu. Szybko skreśliłam parę słów i wymknęłam się z jaskini. Potem biegłam prosto do lasu. Byłam już dość daleko kiedy sobie przypomniałam, że nie zostawiłam listu, zaczęłam myśleć gdzie by go podrzucić, ale zorientowałam się , że go już nie mam. Czyżbym go zgubiła po drodze? To nie było niemożliwe, ale nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Zgubić coś, to takie normalne i dziwne dla mnie. „Ohhh” zdenerwowałam się, że zaczynam myśleć zamiast uciekać jak najdalej i rzuciłam się biegiem.  Ale nagle oślepiło mnie jakieś dziwne światło. Było dziwne dlatego, że mnie oślepiło „Hej mój żywioł to światło, ono mnie nie oślepia” byłam oburzona, ale światło po chwili zniknęło i mogłam biec dalej.

Matt - Wataha Światła


Wilcza postać:
Ludzka postać:

 
Imię: Matt
Płeć: Basior
Wiek: 1753 lat
Stanowisko: Łowca
Żywioł: Światło
Umiejętności Specjalne: Kiedy nie odpowiada jemu sytuacja może otoczyć się niewidzialnością. Bardzo dobrze ma rozwinięty umysł, dzięki któremu może atakować nawet inne wilki lub czytać i rozmawiać w myślach, jest wyczulony na emocje innych. Ulubionym z jego mocy jest robienie własnych klonów. Słynie z wielkiej mądrości i sprytu ( w dawnej watasze), posiada niezwykle dobrą strategie na polu walki. Potrafi zatrzymywać, cofać się w czasie lub go spowalniać. Posługuje się czaro- mową, czyli nagina wolę innych. Jego oczy w ludzkiej postaci zmieniają się zależnie od uczuć, potrafi zamienić się w dowolne zwierze. Umie biegać z prędkością światła. Ma jeszcze wiele mocy...
Charakter: Miły, odważny, sprytny, waleczny, tajemniczy. Zawsze stanie w czyjejś obronie.Pewny siebie, nieobliczalny, flirciarz, silny.
Rodzina: Ma brata Nicolasa i siostrę Marę ale rozdzieliliśmy się z powodu wojny.
Partner/Partnerka: Szuka
Właściciel: Nina5271

(Wataha Powietrza) Od Centurii


Gdy wróciłam do jaskini zobaczyłam nieznajomego wilka z Rapix. Trochę podeszłam do nich i usłyszałam ich rozmowę:
- Blue może ... potrzeba Ci jakiegoś medyka ?-zapytała Rapix
- Eh nic mi nie jest do wesela się zagoi - powiedział basior
- Medyk powinien Cię jednak opatrzyć , jesteś w złym stanie. -stwierdziłam.
- Dziewczyny nie ma potrzeby wszystko jest...
- Nie dyskutuj. - wtrąciła - Centurio popilnuj Blue żeby czasami nie przyszedł mu do głowy cudowny plan opuszczenia jaskini.
Kiwnęłam głową, a wadera wyszła z jaskini. Usiadłam niedaleko basiora tak żeby mieć go na oku żeby gdzieś w takim stanie nie pobiegł na zewnątrz. Nic nie rozmawialiśmy. W końcu wróciła Rapix z medykiem. Ta wadera kogoś mi przypominała ale nie wiem kogo. Może kiedyś ją poznałam?
- Zajmiesz się nim ? - zapytała medyczki Rapix.
- Tak. - odrzekła.
- Ej no nie ma potrzeby , dzięki Ci za pomoc kimkolwiek jesteś , ale ja sobie poradzę.
Medyczka zajęła się nim.
- Dziękuję. - powiedziała Rapix
Nadchodził zmrok. Poszłam w kąt jaskini i położyłam się spać.

czwartek, 18 lipca 2013

(Wataha Mroku) od Meyrin

        Zachowanie Perrie było dziwne, nie mogłam w to uwierzyć, że reagowała tak na gryfy, które mogą być owszem niebezpieczne, ale i pomocne. Stado wytresowanych gryfów to klucz do zdobycia wielkiej przewagi nad wrogiem. Gryfy mogą atakować same, być jeźdźcami lub nawet transportować broń, wilki lub wojowników długodystansowych nad polem bitwy.
        Ale jej zachowanie nie było jedynie moim problemem, miałam także swoje własne, które dotyczyły tylko mnie i nie chciałam, aby ktokolwiek się w to mieszał, jednak wiem, że jeśli tutaj zostanę to moja Alfa to odkryje, a ja nienawidzę jak ktoś się miesza w moje sprawy. I to bardzo.
 - Kiedy okaże się, że ze mną naprawdę coś jest nie tak - zdecydowałam szeptem. - Odejdę stąd nim sprawi się to co wcześniej.
Pytaniem jest tylko co się stało wcześniej, miałam wrażenie, że te słowa nie były moją decyzją, ale wypływały z tej części mnie do której nie miała dostępu nawet moja podświadomość. Tej części, która skrywała niezapisaną prawdę o mnie, która ujawniała się poprzez głos w głowie.
 ~ Za dużo o tym myślisz głupia ~ usłyszałam. ~ Naprawdę chcesz jeszcze raz wszystkich zabić. A co ja się pytam, ty zawsze to robisz. Nie jesteś wilkiem, jesteś bronią.
 ~ Zamknij się ~ warknęłam w myślach. ~ Jesteś wkurzająca i ciągle gadasz gadką-zagadką. Mam tego dosyć! Nie możesz mi powiedzieć prawdy!?
 ~ Przecież ty już ją znasz ~ odpowiedziała. ~ Ja jestem tobą, starą tobą, poprzednią tobą.
 ~ Co to znaczy? ~ Spytałam. ~ Jak to jesteś mną.
 ~ Znajdziesz odpowiedź ~ zaśmiała się. ~ I po raz kolejny zrozumiemy, że to jest przekleństwo.
 ~ Co chcesz przez to powiedzieć? ~
 ~ Twoją odpowiedzią jest jedno słowo, które już znasz, albo raczej dwa. Gdy je poznasz będziesz musiała to zrobić raz jeszcze.
Umilkła po czym usłyszałam jej jadowity szept w głowie:

 ~ Życia za twe życie, dusze za duszę, ból za zdrowie, śmierć za...
Wspomnienia niech odejdą w przeszłość, gdy to się stanie...
Poznasz odpowiedź i cykl na nowo się zacznie... 
A twa odpowiedź zgubę ci przyniesie...
Daleko poza twój zasięg duszę uniesie...
Twoje istnienie śmierć rozsieje na nowo wkoło
A więc twój czas niechybnie się kończy
Znajdziesz odpowiedź i rychło się skończy
Wtedy szansa ratunku zostanie zesłana
Za nią cena straszliwa jest wymagana
Moc posiądziesz do walki z losem
Jeśli zginiesz to z wielkim honorem
Zmienić swój los masz okazję
Życie tym razem będzie łaskawe

 ~ Co to znaczy? ~ Spytałam.
 ~ Znajdziesz odpowiedź i przeklniesz się za to, gorzko zaśmiejesz ~ wydawała się rozbawiona, a ja zdałam sobie sprawę, że ona mówi moim głosem. ~ Pożałujesz tego, że ją posiadłaś, ale tym razem może być inaczej. Nie zmarnuj okazji. To ci się przytrafiło po raz pierwszy od tysięcy lat.
Zamilkła oczekując mojej odpowiedzi, na którą czekała od dawna. Ja jednak też byłam cicho, a w moim umyśle zapanował spokój. Znałam odpowiedź, tylko jej nie wyodrębniłam. Nie ubrałam w to jedno słowo prowadzące do drugiego. Los już rozpoczął wyścig z przeznaczeniem.
Roześmiałam się, bo miałam pewność, że nikogo nie było. TO było takie samolubne z mojej strony, zupełnie takie jak ja. Jeszcze jedno słowo, jedno jedyne słowo i znam odpowiedź poszukiwaną od setek tysięcy lat. Jak okrutni mogą być bogowie? Tera wiem, że już bardzo, wszystko nabrało sensu. A w przepowiedni nie było w pierwszym wersie jednego słowa, mojej odpowiedzi. A jest nią...

wtorek, 16 lipca 2013

(Wataha Mroku) od Lovley Loyal


Wstałam późnym popołudniem, postanowiłam się przejść by rozprostować kości.
Nagle moje oczy dostrzegły znajomego szczeniaka...
Czyżby to Toboe?
Tyle lat co minęło... pamiętam tylko jak miał ledwo 3 miesiące, znalazłam go samego ledwo o siłach... nawet pewnie nie wie ,że mi zawdzięcza życie, wykarmiłam go ,a gdy podrósł oddałam w ręce mojej siostrze i jej partnerowi z watahy, ćwiczyłam z Toboem wieczorami szybkość.
Potem była wojna i widziałam tylko jak moja jedyna osoba z rodziny umierała podczas pożaru z kłów jakiegoś wilka... a ja ani jej partner nie mogliśmy pomóc. Blue został sam z szczeniakiem, chciałam podbiec do nich, ale rozdzieliło nas płonące drzewo i musiałam uciekać od pożaru. Tak słuch o mnie zaginął, błąkałam się póki nie dotarłam do Forever Young.
- Toboe? Pamiętasz mnie? To ja ,ciocia Love!- podbiegłam do czarno- czerwonego szczeniaka
- Love? Nie pamiętam żebym cię znał...- zdziwił się Toboe
-Jestem Lovley Loyal, uratowałam cię jak miałeś kilka miesięcy i oddałam w ręce mojej przyjaciółki. Na pewno mnie pamiętasz! Uczyłam cię szybkości!
- Moja ciocia nie żyje od pół roku, zginęła w pożarze.- stwierdził naburmuszony
i poszedł w stronę jaskini
- Toboe, to naprawdę ja. Przeżyłam uciekając w inną stronę, uwierz mi!- nalegałam i Toboe chwilę pomyślał.
- Dobra, skoro jesteś moją ciocią udowodnij to! Ścigajmy się...- popatrzył na mnie pewnie i wyszedł z jaskini.
Stanęliśmy gotowi do startu i ruszyliśmy!
Mały zasuwał jak nie wiem co tworząc smugę kurzu za sobą , ale na początek pozwoliłam mu mnie wyprzedzić... Mam swoje magiczne sposoby.
Podbiegłam kawałek za nim , by myślał ,że jest szybszy, a jak się przestał oglądać włączyłam super szybki bieg i niewidzialność!
Wyprzedziłam go ,a ten nawet nie wiedział kiedy, pojawiłam się przed nim znienacka na mecie z łobuzerskim uśmiechem.
- Jacie! To było zaskakujące! Znów mnie wyprzedziłaś... ciociu!- Toboe mnie mocno przytulił machając wesoło ogonem.
Znalazłam swoją rodzinę...
- Jak ty wyrosłeś Toboe. Jednak technikę biegu masz tę samą, trzeba by cię poduczyć niesądzisz?- powiedziałam szczęśliwa
- Tak! Jutro rano poćwiczymy? Prooooszę...- zrobił słodkie oczka, nie umiałam odmówić.
- Pewnie ,że tak! Gdzie jest twój opiekun?- zapytałam
- Sam nie wiem, Blue wyszedł gdzieś rano do lasu, kto wie w jakim miejscu jest...- odpowiedział zamyślony
- Poszukam go ,a ty biegnij do jaskini okej?- powiedziałam
- Dobra, zobaczymy się w jaskini, pa ciociu.- dał mi całuska w policzek i pobiegł szybko do jaskini. Słodki maluch, ma dopiero rok, całe życie przed nim...
Szłam przez las szukając Blue, nagle jednak wyczułam zapach Minsa i jakiejś wadery! Poszłam tym tropem natychmiast, po chwili czułam też Blue.
Zastałam ich razem rozmawiających z wygnanymi wilkami.
Wszyscy zebrani wokoło Minsa, Blue i tej wadery byli nastawieni na atak. Widocznie poszło o Blue... miał ciężkie życie.
- Co tu się dzieje?! Mins...- przeleciałam ukochanego wzrokiem i miałam nadzieję na porządne wytłumaczenie. Wszystkie wilki popatrzyły na mnie i z dala rozległ się głos:
- Proszę, Proszę... mamy lalunię do kompletu!- śmiał się szyderczo jeden z wilków
- Nie mów... do mnie... laluniu!!!!- rzuciłam mu się do gardła z kłami, miałam przewagę wielkości, wilk podkulił ogon, ale wyszczerzył kły.
- Zapowiada się nieźle, ale to nadal za mało Blue.- odezwał się widocznie przywódca wygnanych wilków.
- Zapłacicie za to ,że z nami zadarliście!- krzyknął Mins, a ja walnęłam wilkiem ,który mnie wkurzył o drzewo, zapiszczał ze strachu. Żeby było śmieszniej byłam najwyższa z nich wszystkich... no może jeszcze Mins był dość wysoki...
Rozpoczęła się walka!
Wilki rozdzieliły się po parę na jednego z nas... mimo to walczyliśmy.

poniedziałek, 15 lipca 2013

(Wataha Wody) od Perrie

 Rankiem, gdy tylko wstałam obudziłam moją Betę. Aoime wezwała mnie na Polany Pojednania. Po drodze do niej zebrałam Sun i Oris. Dzień był chłodny, jednak nie było zimno. Na twarzy Oris widziałam troszkę strachu. Usiadłyśmy sobie na drewnianej kładce na Polanie, czekałyśmy chwilkę i pojawiła się Aoime, Shadow i Kiche ze swoimi betami. Widząc ich odgarnęłyśmy włosy i z dumą wstałyśmy. Byłyśmy w ludzkiej postaci.
- Po co mnie tu wzywałaś? - Spojrzałam jej głęboko w oczy i uniosłam głowę ku górze.
- Za moment się dowiesz. - Mruknęła i uśmiechnęła się.
Zza Meyrin wyszedł gryf, byłam zdenerwowana, Aoime tylko patrzyła jak się denerwuje. Kasta szturchnęła mnie jedynie w rękę.
Aoime podłożyła mi nogę i upadłam na ziemię, podeszła do mnie i przycisnęła mnie do ziemi. Wydałam z siebie jedynie odgłos, który symbolizował ból. Głupia kobieta. Straciła równowagę i "obudziła" się gdy jej twarz a ziemię dzieliły centymetry. Szkoda. Zaczęla się podnosić, odwróciła się ze złością w stronę ludzi którzy wcześniej stali po boku, podeszły do niej zataczając tym samym koło. Gadali o czymś, nie słyszałam o czym. Alfa rozejrzała się dookoła jak by kogoś lub nawet czegoś szukała. Na kobietę ktoś się rzucił, straciła równowagę. Po jakimś czasie podeszła do mnie, leżałam na ziemi wykończona. Wystraszyłam się lekko, przyłożyła mi nożyk do gardła.
- I co teraz? - wyszeptała pewna siebie.
Nie zostałam bezradna, stworzyłam lodowy pocisk i cisnęłam jej prosto w serce.
-To. - odpowiedziałam krótko.
Rzuciłam się na nią, leżała na ziemi, była tak samo wycieńczona jak ja. Wiedziałam że nie będzie to zwykła spina. Coś większego, dużo większego.

(Wataha Mroku) Od Aoime

Skoro świt, zgarnęłam Meyrin, Scythe'a i Shadow'a do centrum. Miały stawić się tam wszystkie alfy i ich bety.
Ranne ptaki wygłaszały swe myśli, ranek był przyjemny, orzeźwiający i chłodny, lecz nie za zimny.
Szłam na przedzie grupy z Shadow'em, po drodze obudziliśmy Kiche i zgarnęliśmy ją także.
Alfa Wody, wraz z Sunshine i Oris, siedziały na niewielkiej, drewnianej kładce, a za nimi stały niepewnie ich bety. Na nasz widok, odgarnęły włosy (tak, były w ludzkiej postaci, my także), i wstały dumnie. Miałam wrażenie, że tutaj tylko Oris zachowuje się normalnie...
- Po co mnie tu wzywałaś? - Perrie spojrzała mi głęboko w oczy i zadarła podbródek.
- Za moment się dowiesz. - Mruknęłam i uśmiechnęłam się dziko.
Nagle, zza Meyrin wyłonił się maluch. Niepewnie stąpał na swoich nikłych łapach, rozglądając się za jakąś muchą.
Obserwowałam, jak w Perrie się gotuje. Kasta zdążyła jedynie musnąć rękę Alfy, ta była za bardzo porywcza.
(Swoją drogą, Kasta była jedną z piękniejszych kobiet, jakie widziałam)
Podłożyłam Perrie nogę, zaryła o ziemię. Podeszłam do niej drapieżnym krokiem i przycisnęłam nogą, stawiając nogę na jej plecy. Jęknęła z bólu.
Straciłam równowagę, coś mnie pchnęło i w ostatnim momencie ją odzyskałam, gdy moją twarz dzielił metr od ziemi.
Zacisnęłam zęby, otworzyłam oczy, i zaczęłam się podnosić.  Obróciłam się gniewnie w ich stronę. Osoby, które wcześniej stały z boku, zaczęły się zbliżać, zataczając krąg.
Odciągnęłam Meyrin na bok, która była ciężarna, wraz z maluchem i dałam sztylet.
- Masz i uważaj na siebie.  - Uśmiechnęłam się niepewnie i odbiegłam od niej.
W tym całym zamieszaniu, nie zauważyłam Rapix, ani Blue... To dziwne.
Poczułam silny podmuch,  a potem upadłam.
- Możesz wstać? - usłyszałam znajomy głos. - Przepraszam, to była jedyna opcja, inaczej dostałabyś mocno w głowę. - Scythe posłał mi czarujący uśmiech.
Pomógł mi wstać, byłam mu wdzięczna. Skradłam mu buziaka, po czym przysiadłam przy Perrie, która leżała wycieńczona na ziemi.
Przyłożyłam jej niewielki nóż do gardła.
- I co teraz? - wyszeptałam grobowym tonem.

(Wataha Mroku) Od Minsa


Biegłem w stronę wodospadu żywiołów aby spotkać ducha ojca. Nagle zobaczyłem Blue i Rapix rozmawiających z jakimiś obcymi wilkami. Nagle z krzaków wyszły wygnane wilki. Gdy wilki mnie zauważyły biała wilczyca spytała
-Kim jesteś?
-Mins a co
-A nic spadaj stąd
-Nie
Wtedy czarny wilk podszedł do mnie i spytał
-Skąd masz ten amulet?
-Od ojca
-Oddaj mi go natychmiast. Pewnie twój ojciec go ukradł.
Nie wytrzymałem. Złapałem wilka za szyje i przycisnąłem do drzewa.
-Nigdy nie mów, że mój ojciec był złodziejem.
-Bo co? spytał
-Bo cię zabije. Zapamiętaj to sobie.
Puściłem go a on z podkulonym ogonem podbiegł do białej wilczycy. Ja jednak podbiegłem do Blue i spytałem
-Co to za jedni?
-Nie wiem. Spytaj Rapix

(Wataha Wody) od Moonlight Shadow

"Pff...
Gryf...
Gryf jak gryf. Nie wiem czemu wszyscy się nim tak ekscytują. Jak dla mnie ma w tym nic ciekawego. Owszem, potwierdzę bywają niebezpieczne, ale da się je oswoić. Mój brat miał takiego, ale chyba uciekł kiedy wybuchł po... A zresztą nie ważne... Ja tam gryfów za bardzo nie lubię, śmierdzą jak się ich nie kąpie. A wykąpać gryfa.... lepiej nie mówić. No dobra, wracając do tematu wilki ostatnio podzieliły się na dwie grupy:
1. Ci co uwielbiają gryfa. i 2. Ci co chcą go unicestwić. No i oczywiście nasza alfa należy do tej drugiej i musieliśmy ją rano wyciągać z jaskini w której znaleźli jajo. Małego zabrali do jaskini mroku, a Pierre zorganizowała już dwa ataki na niego. Chyba wolę być aspołeczna niż narażać się wilkom mroku. Nasza alfa dostała lekkiego świra na punkcie tego gryfa. Może jakby sama dostała zwierzaka to by jej lepiej zrobiło. W sumie nie głupi pomysł. Może trzeba jej załatwić jajo feniksa... albo hipogryfa, małego smoczka albo chociaż pegaza. W sumie fajnie by było, tylko skąd to wszystko wytrzasnąć... W mojej krainie roiło się od takich stworzeń, ale to tak daleko, a poza tym wątpię by coś z niej zostało. " Ach, znowu się zamyśliłam i zaliczyłam kolejne drzewo. Muszę się od tego odzwyczaić. Od tej wyprawy po 'ludzi' nic się bardzo ciekawego nie dzieje. No, poza tym gryfem. Ogólnie ostatnio coś nieciekawego wisi w powietrzu. I nie chodzi wcale o gryfi odór. Coś czuję, że Pierre bardzo mocno pokłuci się z Aoime i może dojść do rękoczynów. Ale jakoś nie wyobrażam sobie wnoszenia pokiereszowanej alfy do jaskini. Dobra, może przestanę myśleć o nieprzyjemnych rzeczach. Przydałoby się.... o wiem! Potrenować.
Rozpędziłam się poczym zmieniłam się geparda. Wskoczyłam na drzewo i już byłam wiewiórką. Wdrapałam się szybko na jego czubek i rzuciłam w dół. Teraz czas na sokoła. Doleciałam nad jezioro, zatoczyłam dwa koła i dałam nura w sam jego środek. Spadałam z niewiarygodną prędkością, a gdy tylko dotknęłam jego powierzchni zmieniłam się w żaglicę. Okrążyłam jezioro płynąc ile sił w płetwach i wróciłam na jego środek. Następnie wynurzyłam się stojąc już jako wilk na wielkiej fontannie wody otoczona wijącymi się wokół mnie pojedynczymi strużkami wody. Stałam dumnie, czułam się jak pani mórz i oceanów, chociaż w zupełności wystarczyłaby mi ranga zwykłej najady.
- Nieźle - usłyszałam czyjś głos.
Odwróciłam się gwałtownie szukając osoby, która wypowiedziała te słowa. Zobaczyłam sylwetkę śnieżnobiałego wilka i w ułamku sekundy straciłam kontrolę nad wodą. Spadałam w dół bezradnie wymachując łapami. No tak, genialna Moon znowu skupiła się nie na tym co trzeba. Zanim z impetem wpadłam do wody (moja "fontanna" była dość wysoka) usłyszałam jeszcze rozpaczliwe wołanie wilka, a potem donośny plusk wody. Pewnie rzucił mi się na ratunek. Widać, że nie jest wilkiem wody. Kiedy woda trochę się uspokoiła zobaczyłam jak płynie w moją stronę. Uśmiechnęłam się tylko i pomachałam mu łapą, po czym powoli zaczęłam płynąć w stronę brzegu. Wilk rozdziawił pysk wypuszczając całe powietrze i od razu zaczął się dusić. Jak można być na tyle nierozważnym?! Pływakiem to raczej nie będzie... Zawróciłam szybko w stronę wilka i wyciągnęłam go na powierzchnię. Albo raczej ją, jak się później okazało.
-Dzięki za ratunek, sama nie dałabym rady. - powiedziała, gdy dopłynęłyśmy do brzegu
-Nie ma za co, w końcu to mój żywioł. — powiedziałam, po czym się roześmiałam.
-Nie wiesz może gdzie teraz jest Pierre?
-W jaskini, zaprowadzę cię. A kim tak właściwie jesteś?
-Ach, no tak nie przedstawiłam się. - powiedziała z uśmiechem zakłopotania.

niedziela, 14 lipca 2013

(Wataha Mroku) Od Blue

Westchnąłem i wstałem z trudem.

- Co robisz?! - krzyknęła Rapix.

- Nie możemy czekać. Skoro nawiedza cię w snach, jest źle. - skierowałem się do wyjścia z jaskini.

- Ale gdzie chcesz iść?! - zapytała, podtrzymując mnie.

- Do jaskini mroku. Tylko na terenie tamtej watahy panują odpowiednie warunki do przeprowadzenia rytuału. - podróż zajęła dużo czasu, mimo, że odległość nie była tak na prawdę duża. Rapix musiała mi pomagać przez całą drogę, bo nie odzyskałem jeszcze sił po wydarzeniach dnia poprzedniego. Byliśmy właśnie mniej więcej w połowie drogi, przy Wodospadzie Żywiołów, gdy drogę zagrodziły nam dwa wilki.

- No proszę, co my tu mamy... - wyszczerzył się czarny basior.

- Vento. Mougrim. - Rapix prawie wypluła ich imiona.

- O! Widzę, że ktoś nas pamięta... - biała wilczyca zaczęła nas okrążać.

- Pamiętam też, że zostaliście wygnani i mieliście więcej się tu nie pokazywać! - wilczyca kłapnęła zębami.

- Ktoś cię nie lubi, Rapix...

- I ten ktoś dobrze zapłacił za pozbycie się twojego kochasia... - zaczęli mówić na przemian.

- Nie jest moim kochasiem!

- Nie jestem jej kochasiem! - krzyknęliśmy równocześnie.

- Dla mnie możesz być nawet Alfą całego świata...

- ...i tak cię zabijemy - znowu dokańczali za siebie zdania.

- Zaczynacie mnie zdrowo wkurzać, a nie mam dziś nastroju na zabijanie dwóch młokosów. - powiedziałem spokojnie. Wybuchnęli śmiechem.

- Ty?! Półmartwy miałbyś nam zagrozić?!

- Widzę wasze dusze. Widzę ich przyszłość. Widzę, że jeżeli nie zmienicie zdania i nie uciekniecie teraz, marny wasz los. - zacząłem blefować. Podziałało. Zmieszali się.

- Ale...mówił, że nie masz takiej mocy... - biała cofnęła się o krok.

- Nawet moja najbliższa rodzina nie wie o mnie wszystkiego, a co dopiero jakiś umarlak... - postanowiłem brnąć w to dalej. 

- To prawda. A poza tym, nie jest sam. - pomogła mi Rapix. Stali, jak zamurowani. Przysiadłem do ziemi, jakby gotując się do skoku.

- Zostały wam trzy seundy życia... - dla większego efektu zamiotłem zeschnięte, jesienne liście ogonem. Zaszeleściły złowieszczo. Na szczęście nie spadł jeszcze śnieg.

- Jakieś ostatnie życzenie? - zapytałem i nie czekając na odpowiedź, skoczyłem tuż przed nos czarnego. Niezdarnie zrobił kilka kroków w tył.

- Z ust mi to wyjąłeś! - usłyszałem znajomy głos. Dochodził z góry, skąd spływał wodospad.

- Dreak! - krzyknęła Rapix.

- Muszę, przyznać, że nieźle mi wczoraj złoiłeś skórę! Ale teraz role się odwróciły! Mam wsparcie! - zaśmiał się szatańsko. Z lasu wyszły kolejne czry wilki.

- Vaiper, Herys, Niterra, Saris... - Rapix wymówiła szeptem ich imiona, rozpoznając w nich wygnane wilki z watah ognia i ziemi.

- Siedmiu na dwójkę? Marne szanse... - uśmiechnął się umarlak. Problem w tym, że miał rację.

sobota, 13 lipca 2013

(Wataha Powietrza) Od Rapix

- Nie masz powodów. Jestem twardy. – uśmiechnął się słabo.
Do jaskini weszła Centuria , spojrzała na basiora z pogardą. 
-Blue może ... potrzeba Ci jakiegoś medyka ?-zapytałam.
-Eh nic mi nie jest do wesela się zagoi -zażartował.
-Medyk powinien Cię jednak opatrzyć , jesteś w złym stanie. -stwierdziła Centuria przybliżając się do nas.
-Dziewczyny nie ma potrzeby wszystko jest...-przerwałam mu.
-Nie dyskutuj.-wtrąciłam.-Centurio popilnuj Blue żeby czasami nie przyszedł mu do głowy cudowny plan opuszczenia jaskini.-dodałam.
Centuria kiwnęła głową na znak zgody. Rozłożyłam skrzydła i poleciałam na teren Mroku by znaleźć medyka. Wylądowałam i zapytałam przypadkowej wadery - Kto tu jest  medykiem ?
-Ja jestem-odrzekła. 
-Świetnie chodź ze mną potrzebuje Cię.-powiedziałam do wadery.
Obie dotarłyśmy do jaskini.
-Zajmiesz się nim ? -zapytałam medyczki wskazując na basiora.
-Tak.-odrzekła.
-Ej no nie ma potrzeby , dzięki Ci za pomoc kimkolwiek jesteś , ale ja sobie poradzę.-wtrącił Blue. 
Nim się obejrzałam Blue był doprowadzony do ładu. 
-Dziękuję.-powiedziałam do wadery , ta skinęła głową i wyszła z jaskini.
Nadchodził zmrok nie wiem dlaczego , ale byłam wyczerpana. 
-Rapix idź spać mną się nie przejmuj.-wymamrotał Blue.
-Nie pójdę spać , twoje prośby na nic się nie zdadzą. -odrzekłam posyłając mu czarujący uśmiech.
-Dziecino to nie była prośba to był rozkaz.-uśmiechnął się łobuzersko.
-Haha jasne uważaj już lecę -zaśmiałam się.
Postanowiłam , że nie zasnę jednak po krótkiej chwili odpłynęłam w objęcia morfeusza.
Znów go widziałam  , to znów ten nieumarły. Zbliżył się do mnie i spojrzał głęboko w oczy. Nie mogłam się ruszyć z miejsca chodź tak bardzo chciałam się wgryźć w ciało tego ścierwa.
-Myślisz , że Cię nie dostanę ? -zapytał.
-Nigdy mnie nie dostaniesz ! Nigdy ! -krzyknęłam mu prosto w twarz.
-Chce żebyś poczuła co to znaczy nie mieć duszy.-wyszeptał mi do ucha.
Zbliżył się do mnie i przytknął łapę do twarzy.
-Szkoda , że taka istota nie przeszła na moja stronę -westchnął.
-Jeszcze raz mnie dotkniesz , a obiecuje że wyrwę się z tego cholernego bezruchu i rozwalę ci łeb ! -wrzasnęłam.
-Haha nie bądź śmieszna nie masz jak.-odrzekł.
-Pamiętaj , że to mój sen ! -krzyknęłam.
Uwolniłam się lecz on zniknął , a sen minął. Obudziłam się , nade mną stał Blue.
Znów wbrew swojej woli zamieniłam się w człowieka. Te cholerne znaki , one znów zaczęły świecić. Tym razem ból przeszywał całe moje ciało.
-Rapix co się dzieje ?-zapytał zaniepokojony.
Turlałam sie z bólu po ziemi. W końcu ból ustąpił , usiadłam w koncie.
-On wrócił -wyszeptałam chwytając się za kolana i spuszczając głowę w dół.



czwartek, 11 lipca 2013

(Wataha Powietrza) od Centurii

Następnego dnia obudziłam się dość wcześnie. Inne wilki jeszcze spały. Postanowiłam się przejść na Górę Huraganu. Już byłam na miejscu gdy zobaczyłam śpiącego tam wilka. Nie widziałam go nigdy na oczy. Może to ta nowa? Nagle się zbudziła.
- Ktoś ty?- spytała zaspanym głosem
- Centuria należę do watahy powietrza. A ty??
- A co ci do tego?
- No wiesz ja się przedstawiłam to chyba teraz twoja kolej. - powiedziałam stanowczym głosem.
- Calypso. A teraz sory ale muszę iść.
Poszła gdzieś, a ja poleciałam na tereny mroku. Właśnie przelatywałam nad ich jaskinią. Wtedy zobaczyłam, że jest tam spore zbiorowisko. Zleciałam. Podeszłam chwiejnym krokiem do przypadkowego wilka i spytałam:
- Co się stało,że takie zbiorowisko?
- To ty nic nie wiesz?? W jaskini mroku jest mały gryf. Podobno Perrie alfa watahy wody chce je uprowadzić i zabić.....- dalej nie usłyszałam bo ktoś krzyknął.
Odleciałam od tego zbiorowiska i poleciałam z powrotem na Górę Huraganu. Tam siadłam sobie i zamieniłam się w człowieka. W końcu muszę się przyzwyczaić do tej postaci. Słońce powoli zachodziło. Czekałam aż nadejdzie noc. Po godzinie może i dwóch nastąpiła noc. Niebo było gwieździste. Nagle poczułam ukucie i straszliwy ból w głowie. Ktoś przeglądał moje wspomnienia. Zaczęłam słabnąc. W końcu zemdlałam.
Po ocknięciu zauważyłam że jestem nad wodospadem. Dziwne.... Jakim cudem się tu znalazłam? Wstałam. Przemieniłam się w wilka i poleciałam do jaskini.

(Wataha Mroku) Od Blue

Znowu ten wodospad. Tylko nie ten sen! Nie znowu! Podniosłem wzrok. Jak już miałem to znowu przeżywać, chciałem chociaż zobaczyć jej twarz. Zamurowało mnie. Zamiast niej
, przy wodospadzie stała inna kobieta. Stała tam Rapix. Stanąłem, zaskoczony.
- Blue! – uśmiechnęła się, widząc mnie i ruszyła w moją stronę.
- Rapix! – krzyknąłem, zszokowany. Dlaczego ona tu była?! Dlaczego… nagle Rapix znalazła się przy mnie i objęła mnie czule. Odruchowo odwzajemniłem uścisk.
- Obudź się, proszę. – powiedziała.
- Co? – spojrzałem na jej uśmiechniętą twarz.
- Musisz się obudzić! – powtórzyła.
- Ale…
- Nie możesz umrzeć! – krzyknęła. Gwałtownie otworzyłem oczy.
- Blue! – krzyknęła, widząc mnie przytomnego.
- Co… co się stało? – ledwo mogłem mówić.
- Ta durna Calypso prawie cię zabiła! Prawie się wykrwawiłeś! Przez chwilę… przez chwilę nie oddychałeś! Jak ja się o ciebie bałam! – przysunęła się do mnie, jakby w obawie, że zaraz znowu coś mi się stanie.
- Nie masz powodów. Jestem twardy. – uśmiechnąłem się słabo.

(Wataha Wody) od Kasty

Sama nie wiedziałam co myśleć o tym  jaju gryfa… Ale skoro Perrie  uważa, że trzeba je zniszczyć popieram tą decyzję. Moje myśli cały czas krążyły wokół tego tematu, kiedy biegłam cicho i zwinnie przez las. Wpadłam jeszcze szybko nad Kryształowe Jezioro aby potrenować. W końcu trzeba doskonalić swoje umiejętności, prawda? Dziś przyszła kolej na zwinność w walce wręcz. Co prawda nie mam żadnego przeciwnika i walczę z powietrzem, ale co z tego. Zrobiłam zaciętą minę i przez dłuższy czas ćwiczyłam ten sam ruch. Potem kolejny i kolejny. I tak przez kilka bitych godzin. Spojrzałam w niebo. Już zmierzcha.
Podeszłam do tafli wody i zmieniłam postać na ludzką. Zrzuciłam ubrania i weszłam do wody. Umyłam się szybko i wpłynęłam do Kryształowej Groty. Wyszłam po skałkach na brzeg. Podeszłam do ściany i położyłam rękę na kryształach jakby były one moim talizmanem. *Proszę daj mi siłę do walki.* Pomyślałam.
Odwróciłam się i wskoczyłam do wody. Wróciłam przez tunel i szybko wyszłam na brzeg. Szybko ubrałam się w moje ubrania. Zarzuciłam na plecy białą pelerynę i założyłam kaptur, który zasłaniał moje oczy. * Ruszyłam biegiem w stronę jaskiń Watahy Wody. Weszłam dumnie do jaskini i skierowałam się w stronę Perrie.  Wszystkie wilki patrzyły na mnie otępiale, gdyż jeszcze mnie nie widzieli w tej postaci. Skłoniłam głowę naszej Alfie po czym stwierdziłam.
-Pójdę na zwiady do Watahy Powietrza. Może uda mi się czegoś dowiedzieć.

(Wataha Ziemi) od Kiche

Dziwi i ciekawi mnie to jak to możliwe, że kobiety mają podobno ten szósty zmysł... ale zacznę od początku. Pewnego dnia ładnej wiosny szłam przez szmaragdowy las, robiłam już zwinne kroki i potrafiłam dobrze władać małym sztyletem - To zawdzięczałam duchom z Zapomnianem polany. Spracerując tak w przechodzącym przez liście słońcu rozmyślałam na temat mnie i Shadow'a, ostatnio strasznie mało gadamy a ja nie chcę naciskać.
"Ten las jest magiczny" - Głos w moim umyśle zmienił się i przeszły mnie dreszcze gdy przede mną stanął mały wilczek, który prypominał mi mojego brata. Wiedziałam, że to nie możliwe, przecież zdechł bardzo dawno temu. - "Nie możliwe staje się możliwe."
Wilczek nawet się nie ruszył. Jego oczy były zamknięte a obok małych łapek unosił się biały dym.
- Resli ? Nie. To nie możliwe. - Straciłam panowanie nad sobą, byłam zadowolona, że widzę własnego brata. Tęskniłam. - Resli!!
- To pułapka Kiche uciekaj ! - Otworzył oczy i spojrzał na mnie szczenięcym wzrokiem. Jednak było za późno... poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu i przykłada broń do skroni. Mały wilczek zniknął. Chciałam się odwrócić, by zobaczyć kto i czego ode mnie chce, jednak trzymał mnie mocno, że ledwo brałam oddech.
- Znów się spotykamy. Tym razem w innej postaci. - Szept zamroził moją krew. Wiedziałam kto to, to wysłaniec śmierci. Zwolnił spust.  - Szkoda, że to nasze ostatnie spotkanie.
- Oj, mylisz się. - Wykonałam szybki obrót, który kosztował mnie poranienie własnego brzucha przez własny nóż i odepchnęłam go. Złapałam się za brzuch i lekko zakręciło mi się w głowie.
"Nie Kiche, dasz radę. Błagam." chciałam oderwać myśli od tej rany która tak cholernie bolała. "Pokaż tej śmierci, że do trzech razy sztuka"
Mężczyzna który mnie trzymał miał gdzieś metr siedemdziesiąt nie więcej, był ubrany w czarną kurtkę skórzaną i niebieskie spodnie, w ręku trzymał nóż podobny do mojego.
- Myślałem, że to spotkanie obędzie się bez walki, jednak ty chyba nigdy nie odpuszczasz.. - Wypowiadając te słowa ziemia pode mną zaczęła się zawalać. Odskoczyłam energicznie w bok po czym był czas na mój ruch, chciałam zrobić podobną sztuczkę jednak... coś zabrało mi moc.
"Co jest do cholery." próbowałam po raz trzeci wykonać jakiekolwiek zaklęcie czy też użyć jednej z moich mocy. "No nie."
Westchnęłam i wyjęłam mały sztylecik.
- Hahaha.. Tym chcesz ze mną walczyć? - Posłannik wydawał się bardzo rozbawiony jednak cały czas uważnie mi się przyglądał. - Myślałem, że walczę z porządną Alfą.
Zawarknęłam lekko, i zaatakowałam. Może się wydawać, że mały sztylet plus ja to łatwa ofiara, ale to nie prawda, bo zraniłam lekko w rękę posłannika.
Teraz jego kolej, bałam się co wymyśli i jak zaatakuje, posłannicy śmierci z łatwością uczą się różnych specjalnych mocy, no bo przecież służli do zabijania.
Patrzyłam na każdy jego ruch i to był mój największy błąd, blask wydobywający się z jego medalika w kształcie znaku szatana oślepił mnie. Nie widziałam nic, a co robi 90% osób gdy nie widzi swojego przeciwnika a wiedzą, że ma on większą magię niż oni ? Uciekają, tak i ja wzięłam nogi za pas i zaczęłam przypominać sobie tereny lasu.
- Mamo ! Pomóż! - Wiedziałam, że daleko nie ucieknę czyłam szybkość jaką posiada wysłannik śmierci. Gdyby nie drzewa i kilka skrótów już na pewno miałby mnie. - Mamo !! Goghte! Goghte! Goghte!
"Kobieta posiada instynk, zaufaj mu." - w myślach usłyszałam głos mamy. - "Bez oczu walczyć też można"
Przestałam uciekać, stanęłam obok najstarszego drzewa w tym lesie i zaczęłam powtarzać sobie: " Kiche dasz radę."... mówiąc szczerze sama w to prawie nie wierzyłam, ale próbowałam. Od tamtej pory wiem, że moja matka czasami ma rację, w ciemności którą widziałam wyłonił się jaskrawy zarys Posłannika który chciał zadać ostateczny cios sztyletem, jednak ja wykonałam unik. Ucieszyłam się, że żyję i mogę nabrać kolejny oddech. Następne uderzenie miało nastąpić z wnętrza ziemi bo czułam pulsowanie pod nogami. Kolejny unik uratował mi życie. Chciałabym zobaczyć minę Posłannika w tamtej chwili... Chciałam teraz ja zaatakować, jednak... zapomniałam o broni którą posiadał On, strzelił we mnie i trafił.. w to samo miejsce gdzie zraniłam się nożem. Potwornie bolało. Upadłam na ziemię i zaczęłam skręciać się z bólu. Myślałam, że to koniec, ale to nie były te myśli. Poczułam dziwną aurę unoszącą się w okół mnie i Posłannika który w tym czasie nie wiem czemu mnie nie dobił.
- Odejdź stąd ! - Usłyszałam głos... ale bardzo znajomy. - Odejdź albo Cię zabiję.
Usłyszałam skrzydła czyli posłannik posłusznie się oddalił. Ktoś kto uratował mi życie zbiliżył się do mnie i złapał za rękę.
- Teraz się nie bój, przywrócę Ci wzrok okey? Jest to trochę dziwne uczucie ale... znośne. - Poczułam chłodne "coś" na oczach, przez chwilę baardzo bolało jednak to tylko przez chwilę. - Już. Otwórz oczy.
otwierałam je i zamykałam abym mogła przyzwyczaić się do światła, następnie spojrzałam na mojego wybawcę. Zdziwiłam się, był to wysoki brunet o ładnych niebieskich oczach, ubrany jedynie w czerwone rurki.
- Nie znam Cię. - Spojrzałam na zakrwawioną bluzę ale... rany już nie było. -  Kim jesteś?
- Kimś. - Uśmiechnął się i podał mi butelkę wody. - Jestem opiekunem Ziemi, to coś innego niż Alfa Ziemi.
- Alfą Ziemi to jestem ja. - Mruknęłam, biorąc ostatni łyk z butelki. - Głos znajomy ale...
- Znasz mnie, może nie pamiętasz ale znasz mnie. - Wstał z ziemi i podał mi rękę. Odmówiłam gestem i wstałam sama. - Pamiętasz jeszcze może Goghte ?
Zamarłam.
- Ty na 100% nie jesteś nim. - Zjechałam go wzrokiem od głowy do dołu. - Nie wyglądasz jak on i wytwarzasz w okół siebie inną aurę a tak w ogóle to goghte był...
- Duchem wiem, ale pytam sie tylko czy pamiętasz a nie, że ja to on. - Uśmiechnął się i zaczął iść w stronę zapomnianej polany. - Goghte to mój znajomy, tylko w strfie eteru nie mogę się do tego przyznawać bo trafił do.. no piekła. Ale jak się lepiej czujesz to ja już Ci nie przeszkadzam. Cześć
- Dokąd?! - Zatrzymałam go łapiąc za rękę. - Poczekaj.
- Do piekła. - Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. - Poświęcił się abyś Ty znów wróciła do życia ale to była jego kara.
- Nie jest to możliwe. - Szepnęłam. - Gadaj jak się zwiesz!
- Re.. Resli. - Już nie patrzył na mnie tylko na ziemię. Ruszył przed siebie.- Cześć Kiche.
Byłam zdziwiona i trochę zagubiona w tym co on do mnie mówił. W jednej sekundzie przypomniałam sobie całą wojnę i to co było po niej.
- Resli? To Ty żyjesz? - Zagrodziłam mu drogę i spojrzałam mu prosto w oczy. Miałam nadzieję, że mój "szósty zmysł" się odezwie i powie mi czy on nie kłamie. - Jak to niby możliwe?
- Na końcu swojego życia trafiamy do czyśćca czy piekła bądź nieba w które chyba nikt nie wierzy bo mało wilków tam trafia. Ja jako, że byłem małym szczeniakiem błąkałem się pomiędzy czyśćcem a niebem, aż jakiś dzinn który stał blisko Boga się nade mną zlitował... chyba. Po prostu zesłał mnie na ziemię i dał szansę na życie w eterze czyli czymś takim noo.
- Wiem o co chodzi. - Przytuliłam się do Resliego, co go chyba zdezorientowało. - Cieszę się, że jesteś.
- Ja, te-eż. - Zaśmiał się a ja odwazjemniłam uśmiech. - Znaczy cieszę się, że żyjesz i jesteś.
- Co robiłeś przez tyle lat? - Złapałam go za rękę i patrzyłam z radością na niego. - Ale wyrosłeś i w ogóle.
-  Hah, co robiłem? No to hmm, włóczyłem się i uczyłem sztuk walki. - Spojrzał pirwszy raz na mnie i na moją zakrwawioną bluzę. - No, a ty sobie chyba za mocnych wrogów narobiłaś.
- Ech, a właśnie czemu ten posłannik Cię posłuchał? Przecież on do takich raczej nie należy... - Próbowałam przypomnieć sobie tamtą chwilę. - Nawet nie zaatakował cię.
- Oj, siostra. Dużo rzeczy nie wiesz i lepiej niech tak zostanie. - Westchnął.- Lepiej wracaj do watahy.
Zrobiłam niechętną minę bo prawdę mówiąc wiedziałam, że szybko go nie zobaczę...
- Tam jest teraz jakieś dziwne zamieszanie. Ogólnie zachowują się jakby coś się stało a raczej jakby każdy był na każdego zły.
Resli uważnie przyglądał się każdemu mojemu ruchowi.
- Ładnie wyglądasz. - Zatrzymał mnie przed sobą. - A tak wracając do tematu to słaba wymówka. Nie bój się, będę Cię zapraszać do strefy eteru czy czyśćca.
- Wyglądam jak 13 latka ! - Krzyknęłam z lekkim uśmiechem. - Czytasz w myślach?
- Trochę ale jeszcze się uczę. - Ruszył do przodu a ja nie szłam za nim, postanowiłam wierzyć mu na słowo.

środa, 10 lipca 2013

(Wataha Powietrza) Od Rapix

Blue przytulił mnie , a z moich oczu popłynęły łzy. Umarły uciekł w popłochu.
-Blue ? -powiedziałam.
-Tak ?  -zapytał.
-Jeśli powiesz komuś , że płakałam to Cię skrzywdzę. -odrzekłam wycierając łzy i podnosząc się.
-On wróci . -obróciłam się twarzą w stronę wyjścia i skierowałam wzrok na niebo.
-Jeśli wróci zabiję go. -odrzekł.
-Dlaczego on nazwał Cię jednym z pradawnych ? -zapytałam podchodząc do basiora.
-Długa historia opowiem Ci ją kiedyś.-odrzekł spoglądając na mnie.
Usłyszałam jakiś szmer postanowiłam to sprawdzić.
-Blue zaczekaj tutaj muszę coś sprawdzić.-powiedziałam.
-Nigdzie nie pójdziesz , mało masz problemów ? -zapytał zagradzając mi drogę.
-Nic mi nie będzie.-odparłam i wybiegłam z jaskini.
Ktoś pałętał się po naszym terenie. Spostrzegłam intruza i pobiegłam za nim. Pod osłoną nocy nie rozpoznałam kto to był jednak zaprowadził mnie on do granicy watah , wbiegł na teren watahy wody. Czyżby wilki wody znów planowały porwać się na życie gryfa ?. Intruz nie widział mnie pędem wróciłam do jaskini. Wchodząc wejściem zobaczyłam ślady krwi , szłam tym tropem zagłębiając się dalej w jaskinię.
W kałuży krwi leżał Blue , a nad nim stała Calypso szczerząc kły.
-Co tu się do cholery dzieje ?! -wrzasnęłam.
-On wtargnął na nasz teren ! Chciałam dać mu nauczkę.-odrzekła Calypso.
-Blue nie jest naszym wrogiem ! Lepiej by było gdybyś wypatrywała tych z wody , czyż nie to należy do twoich obowiązków ? -powiedziałam patrząc na wilczycę z pogardą.
-Ale...-nie dokończyła.
-Zmykaj już. -powiedziałam.
Podeszłam bliżej krwawiącego basiora.
-Przepraszam za nią jest nowa.-powiedziałam- Dobrze się czujesz ? -dodałam.
-Niezbyt , nie mogę wstać.-jęknął.
-Leż , zaraz cię opatrzę.-odrzekłam i opatrzyłam rany zadane przez Calypso.
-Muszę wracać.-jęknął próbując wstać.
-Nigdzie się stąd nie ruszasz dopóki nie wydobrzejesz.-powstrzymałam basiora kładąc mu łapę na karku.
-Nic mi nie jest , tylko umieram.-zaśmiał się.
Jego wzrok stawał się coraz bardziej błędny , upadł w końcu nieprzytomny.


(Wataha Mroku) Od Blue

- To wszystko jest… Muszę iść. – odwróciła się, rozłożyła skrzydła i odleciała.
- Czekaj! Do cholery, nie możesz odejść! – krzyknąłem, ale już mnie nie słyszała. Wróciłem do jaskini, klnąc na czym świat stoi i jak to młodzi nie szanują starszych. Poszedłem do jaskini, zapytać kogoś, z jakiej watahy była tamta przeklęta i gdzie jest ich jaskinia. Jako pierwszy napatoczył mi się samiec Alfa. Bodaj Scythe czy jakoś tak. Z niewiadomych przyczyn zjeżył się, gdy tylko mnie zobaczył. Dowiedziałem się, że wilczyca ma na imię Rapix i jest z watahy powietrza. Pokrótce opisał też, jak się dostać do ich jaskini. Miałem nadzieję, że nie kłamał. Widziałem na pierwszy rzut oka, że mnie nie lubił. Westchnąłem i pobiegłem we wskazanym kierunku. Tylko dlaczego ta durna jaskinia była tak daleko?! Wydawało mi się, że biegnę w nieskończoność, ale w końcu stanąłem kilka metrów od wejścia do niej.
- Rapix! – krzyknąłem, ale zagłuszył mnie inny basior, krzycząc to samo w tym samym momencie. Ja to mam szczęście! Dopiero teraz poczułem, jak mnie boli noga. Wcześniej adrenalina dodawała mi sił. Jęknąłem, ale ostatkiem silnej woli zrobiłem kilka kroków naprzód.
- Ty …! – wilczyca akurat rzuciła się na umarlaka, ale była strasznie wolna, dla tak wyczulonych zmysłów, jakie mieli tacy jak ja i on.
- Pozbędę się ciebie raz na zawsze, a wraz z tobą cała twoja kraina padnie do mych stóp – wrzasnął. Dawaj, Blue, jeszcze kilka kroków…
- Twoje niedoczekanie! – krzyknęła i ponowiła atak. Poczułem, jak umarlak używa klątwy. Rapix upadła na ziemię. Wilk podszedł do niej i szepnął jej coś na ucho. W jej oczach zobaczyłem przerażenie.
W tym momencie aż się we mnie krew zagotowała. Skoczyłem do przodu.
- Zostaw ją! – warknąłem. Nie zdziwiło mnie to, że umarlak cofnął się, przerażony. Wiele osób mówiło mi, że wyglądam strasznie, gdy się jeżę. Poza tym na pewno wyczuł mnie tak, jak ja jego.
- Blue…
- No cześć, przystojniaku. – warknąłem, ukazując kły. Umarlak wzdrygnął się.
- Czego ode mnie chcesz!
- Jeszcze się pytasz, śmieciu?! – ryknąłem, aż podskoczył.
- Ty… ty jesteś pradawnym…
- Jesteś szybki jak woda w kałuży… - rzuciłem się na niego z pazurami. Gdy wylądowałem pokryte były krwią, a na plecach umarlaka widniała wielka szrama. Zawył z wściekłości i bólu.
- Jak ty… - patrzył na mnie z przerażeniem. Moje serce płonęło żądzą krwi. Tak jak tamtej nocy. Nagle żądza znikła. Tamtej nocy straciłem za wiele. Teraz nie popełnię tego błędu.
- Idź… - szepnąłem. Spojrzał na mnie, zszokowany.
- Co?
- Spieprzaj stąd, zanim zmienię zdanie i NIGDY nie wracaj! – kłapnąłem szczęką, robiąc krok w jego stronę. Uciekł w podskokach. Podszedłem do Rapix. Położyłem się obok niej i położyłem łeb na jej karku. Wymamrotałem coś. Nagle ożyła. Spojrzała na mnie, oczami pełnymi łez.
- Ciiii… - przyciągnąłem ją do siebie. Łkała w futro na mojej piersi.
- On już nie wróci. Obiecuję, że nikt cię więcej nie skrzywdzi… - uspokajałem ją. Wtedy poczułem ciepło w sercu. Ciepło, którego dawno nie czułem.
-Won! – chwilę przerwał krzyk i ból. Potem była ciemność.