niedziela, 14 lipca 2013

(Wataha Mroku) Od Blue

Westchnąłem i wstałem z trudem.

- Co robisz?! - krzyknęła Rapix.

- Nie możemy czekać. Skoro nawiedza cię w snach, jest źle. - skierowałem się do wyjścia z jaskini.

- Ale gdzie chcesz iść?! - zapytała, podtrzymując mnie.

- Do jaskini mroku. Tylko na terenie tamtej watahy panują odpowiednie warunki do przeprowadzenia rytuału. - podróż zajęła dużo czasu, mimo, że odległość nie była tak na prawdę duża. Rapix musiała mi pomagać przez całą drogę, bo nie odzyskałem jeszcze sił po wydarzeniach dnia poprzedniego. Byliśmy właśnie mniej więcej w połowie drogi, przy Wodospadzie Żywiołów, gdy drogę zagrodziły nam dwa wilki.

- No proszę, co my tu mamy... - wyszczerzył się czarny basior.

- Vento. Mougrim. - Rapix prawie wypluła ich imiona.

- O! Widzę, że ktoś nas pamięta... - biała wilczyca zaczęła nas okrążać.

- Pamiętam też, że zostaliście wygnani i mieliście więcej się tu nie pokazywać! - wilczyca kłapnęła zębami.

- Ktoś cię nie lubi, Rapix...

- I ten ktoś dobrze zapłacił za pozbycie się twojego kochasia... - zaczęli mówić na przemian.

- Nie jest moim kochasiem!

- Nie jestem jej kochasiem! - krzyknęliśmy równocześnie.

- Dla mnie możesz być nawet Alfą całego świata...

- ...i tak cię zabijemy - znowu dokańczali za siebie zdania.

- Zaczynacie mnie zdrowo wkurzać, a nie mam dziś nastroju na zabijanie dwóch młokosów. - powiedziałem spokojnie. Wybuchnęli śmiechem.

- Ty?! Półmartwy miałbyś nam zagrozić?!

- Widzę wasze dusze. Widzę ich przyszłość. Widzę, że jeżeli nie zmienicie zdania i nie uciekniecie teraz, marny wasz los. - zacząłem blefować. Podziałało. Zmieszali się.

- Ale...mówił, że nie masz takiej mocy... - biała cofnęła się o krok.

- Nawet moja najbliższa rodzina nie wie o mnie wszystkiego, a co dopiero jakiś umarlak... - postanowiłem brnąć w to dalej. 

- To prawda. A poza tym, nie jest sam. - pomogła mi Rapix. Stali, jak zamurowani. Przysiadłem do ziemi, jakby gotując się do skoku.

- Zostały wam trzy seundy życia... - dla większego efektu zamiotłem zeschnięte, jesienne liście ogonem. Zaszeleściły złowieszczo. Na szczęście nie spadł jeszcze śnieg.

- Jakieś ostatnie życzenie? - zapytałem i nie czekając na odpowiedź, skoczyłem tuż przed nos czarnego. Niezdarnie zrobił kilka kroków w tył.

- Z ust mi to wyjąłeś! - usłyszałem znajomy głos. Dochodził z góry, skąd spływał wodospad.

- Dreak! - krzyknęła Rapix.

- Muszę, przyznać, że nieźle mi wczoraj złoiłeś skórę! Ale teraz role się odwróciły! Mam wsparcie! - zaśmiał się szatańsko. Z lasu wyszły kolejne czry wilki.

- Vaiper, Herys, Niterra, Saris... - Rapix wymówiła szeptem ich imiona, rozpoznając w nich wygnane wilki z watah ognia i ziemi.

- Siedmiu na dwójkę? Marne szanse... - uśmiechnął się umarlak. Problem w tym, że miał rację.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz