Stałam oniemiała na środku lasu i tak właściwie nie wiedziałam co robić.Mogłam zostać, uciec a teraz mogłam nawet wrócić do rodziny choćby po to, żeby im powiedzieć, że ona nie żyje. I w tej chwili coś do mnie dotarło, wiem trochę późno, ale jednak. Pobiegłam za Meyrin.
- Czekaj!- krzyknęłam za nią, ale nawet się nie odwróciła. Nie miałam szans, żeby ją dogonić, ale nie mogłam się poddać, więc goniłam ją cały czas drąc się i krzycząc i w pewnym momencie nie wiem jak ani czemu ona stanęła przede mną, pojawiła się tak nagle, że ledwo zdołałam wyhamować i co gorsza miała minę jakby nie wiedziała co się stało.
- Nie słyszysz, że cię wołam?- zapytałam
- Słyszę- odpowiedziała spokojnie- Co to było?- zapytała
- Mnie się pytasz?- czułam się głupio, bo przecież to ona pojawiła się przede mną a ja nie miałam z tym nic wspólnego, prawda?- Nieważne. Ale rób co chcesz ja nie podejmę takiej decyzji.- powiedziałam stanowczo
- A więc ja ją podejmę - odparłam spokojnie. - Sayonara. Może ci się nie spodobać, ale skoro mi oddajesz pałeczkę to i tak będzie równe twej decyzji - powiedziała tym samym mnie dezorientując. - A przecież wiesz, jaką decyzję zamierzam podjąć. To koniec.-popatrzyłam tylko smutno na tą wilczycę i zamierzałam po prostu odejść, ciche odejście, rozpłynięcie się pod ziemią. Nawet to mi się nie udało i nagle coś mi się przypomniało, ale to nie było nic z czego mogłabym się ucieszyć. To coś okropnego, czego nigdy w życiu nie chciałam przechodzić i coś co było nieuniknione. To jaskrawe i oślepiające światło, wyglądające tak zwyczajnie a jednocześnie będące tak niezwykłe, to musiało być to, bo cóż by innego. Nie pamiętam, żeby jakieś światło, kiedykolwiek tak mnie oślepiło i nagle nie wiem jaki i dlaczego, ale krzyknęłam z całej siły:
- Nie!- i rzuciłam się na ziemię,wilczyca obejrzała się na mnie, ale nie miałam czasu patrzeć co ona robi. Wstałam i pobiegłam w stronę watahy, teraz chciałam umrzeć, naprawdę chciałam umrzeć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz