czwartek, 11 lipca 2013

(Wataha Ziemi) od Kiche

Dziwi i ciekawi mnie to jak to możliwe, że kobiety mają podobno ten szósty zmysł... ale zacznę od początku. Pewnego dnia ładnej wiosny szłam przez szmaragdowy las, robiłam już zwinne kroki i potrafiłam dobrze władać małym sztyletem - To zawdzięczałam duchom z Zapomnianem polany. Spracerując tak w przechodzącym przez liście słońcu rozmyślałam na temat mnie i Shadow'a, ostatnio strasznie mało gadamy a ja nie chcę naciskać.
"Ten las jest magiczny" - Głos w moim umyśle zmienił się i przeszły mnie dreszcze gdy przede mną stanął mały wilczek, który prypominał mi mojego brata. Wiedziałam, że to nie możliwe, przecież zdechł bardzo dawno temu. - "Nie możliwe staje się możliwe."
Wilczek nawet się nie ruszył. Jego oczy były zamknięte a obok małych łapek unosił się biały dym.
- Resli ? Nie. To nie możliwe. - Straciłam panowanie nad sobą, byłam zadowolona, że widzę własnego brata. Tęskniłam. - Resli!!
- To pułapka Kiche uciekaj ! - Otworzył oczy i spojrzał na mnie szczenięcym wzrokiem. Jednak było za późno... poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu i przykłada broń do skroni. Mały wilczek zniknął. Chciałam się odwrócić, by zobaczyć kto i czego ode mnie chce, jednak trzymał mnie mocno, że ledwo brałam oddech.
- Znów się spotykamy. Tym razem w innej postaci. - Szept zamroził moją krew. Wiedziałam kto to, to wysłaniec śmierci. Zwolnił spust.  - Szkoda, że to nasze ostatnie spotkanie.
- Oj, mylisz się. - Wykonałam szybki obrót, który kosztował mnie poranienie własnego brzucha przez własny nóż i odepchnęłam go. Złapałam się za brzuch i lekko zakręciło mi się w głowie.
"Nie Kiche, dasz radę. Błagam." chciałam oderwać myśli od tej rany która tak cholernie bolała. "Pokaż tej śmierci, że do trzech razy sztuka"
Mężczyzna który mnie trzymał miał gdzieś metr siedemdziesiąt nie więcej, był ubrany w czarną kurtkę skórzaną i niebieskie spodnie, w ręku trzymał nóż podobny do mojego.
- Myślałem, że to spotkanie obędzie się bez walki, jednak ty chyba nigdy nie odpuszczasz.. - Wypowiadając te słowa ziemia pode mną zaczęła się zawalać. Odskoczyłam energicznie w bok po czym był czas na mój ruch, chciałam zrobić podobną sztuczkę jednak... coś zabrało mi moc.
"Co jest do cholery." próbowałam po raz trzeci wykonać jakiekolwiek zaklęcie czy też użyć jednej z moich mocy. "No nie."
Westchnęłam i wyjęłam mały sztylecik.
- Hahaha.. Tym chcesz ze mną walczyć? - Posłannik wydawał się bardzo rozbawiony jednak cały czas uważnie mi się przyglądał. - Myślałem, że walczę z porządną Alfą.
Zawarknęłam lekko, i zaatakowałam. Może się wydawać, że mały sztylet plus ja to łatwa ofiara, ale to nie prawda, bo zraniłam lekko w rękę posłannika.
Teraz jego kolej, bałam się co wymyśli i jak zaatakuje, posłannicy śmierci z łatwością uczą się różnych specjalnych mocy, no bo przecież służli do zabijania.
Patrzyłam na każdy jego ruch i to był mój największy błąd, blask wydobywający się z jego medalika w kształcie znaku szatana oślepił mnie. Nie widziałam nic, a co robi 90% osób gdy nie widzi swojego przeciwnika a wiedzą, że ma on większą magię niż oni ? Uciekają, tak i ja wzięłam nogi za pas i zaczęłam przypominać sobie tereny lasu.
- Mamo ! Pomóż! - Wiedziałam, że daleko nie ucieknę czyłam szybkość jaką posiada wysłannik śmierci. Gdyby nie drzewa i kilka skrótów już na pewno miałby mnie. - Mamo !! Goghte! Goghte! Goghte!
"Kobieta posiada instynk, zaufaj mu." - w myślach usłyszałam głos mamy. - "Bez oczu walczyć też można"
Przestałam uciekać, stanęłam obok najstarszego drzewa w tym lesie i zaczęłam powtarzać sobie: " Kiche dasz radę."... mówiąc szczerze sama w to prawie nie wierzyłam, ale próbowałam. Od tamtej pory wiem, że moja matka czasami ma rację, w ciemności którą widziałam wyłonił się jaskrawy zarys Posłannika który chciał zadać ostateczny cios sztyletem, jednak ja wykonałam unik. Ucieszyłam się, że żyję i mogę nabrać kolejny oddech. Następne uderzenie miało nastąpić z wnętrza ziemi bo czułam pulsowanie pod nogami. Kolejny unik uratował mi życie. Chciałabym zobaczyć minę Posłannika w tamtej chwili... Chciałam teraz ja zaatakować, jednak... zapomniałam o broni którą posiadał On, strzelił we mnie i trafił.. w to samo miejsce gdzie zraniłam się nożem. Potwornie bolało. Upadłam na ziemię i zaczęłam skręciać się z bólu. Myślałam, że to koniec, ale to nie były te myśli. Poczułam dziwną aurę unoszącą się w okół mnie i Posłannika który w tym czasie nie wiem czemu mnie nie dobił.
- Odejdź stąd ! - Usłyszałam głos... ale bardzo znajomy. - Odejdź albo Cię zabiję.
Usłyszałam skrzydła czyli posłannik posłusznie się oddalił. Ktoś kto uratował mi życie zbiliżył się do mnie i złapał za rękę.
- Teraz się nie bój, przywrócę Ci wzrok okey? Jest to trochę dziwne uczucie ale... znośne. - Poczułam chłodne "coś" na oczach, przez chwilę baardzo bolało jednak to tylko przez chwilę. - Już. Otwórz oczy.
otwierałam je i zamykałam abym mogła przyzwyczaić się do światła, następnie spojrzałam na mojego wybawcę. Zdziwiłam się, był to wysoki brunet o ładnych niebieskich oczach, ubrany jedynie w czerwone rurki.
- Nie znam Cię. - Spojrzałam na zakrwawioną bluzę ale... rany już nie było. -  Kim jesteś?
- Kimś. - Uśmiechnął się i podał mi butelkę wody. - Jestem opiekunem Ziemi, to coś innego niż Alfa Ziemi.
- Alfą Ziemi to jestem ja. - Mruknęłam, biorąc ostatni łyk z butelki. - Głos znajomy ale...
- Znasz mnie, może nie pamiętasz ale znasz mnie. - Wstał z ziemi i podał mi rękę. Odmówiłam gestem i wstałam sama. - Pamiętasz jeszcze może Goghte ?
Zamarłam.
- Ty na 100% nie jesteś nim. - Zjechałam go wzrokiem od głowy do dołu. - Nie wyglądasz jak on i wytwarzasz w okół siebie inną aurę a tak w ogóle to goghte był...
- Duchem wiem, ale pytam sie tylko czy pamiętasz a nie, że ja to on. - Uśmiechnął się i zaczął iść w stronę zapomnianej polany. - Goghte to mój znajomy, tylko w strfie eteru nie mogę się do tego przyznawać bo trafił do.. no piekła. Ale jak się lepiej czujesz to ja już Ci nie przeszkadzam. Cześć
- Dokąd?! - Zatrzymałam go łapiąc za rękę. - Poczekaj.
- Do piekła. - Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem. - Poświęcił się abyś Ty znów wróciła do życia ale to była jego kara.
- Nie jest to możliwe. - Szepnęłam. - Gadaj jak się zwiesz!
- Re.. Resli. - Już nie patrzył na mnie tylko na ziemię. Ruszył przed siebie.- Cześć Kiche.
Byłam zdziwiona i trochę zagubiona w tym co on do mnie mówił. W jednej sekundzie przypomniałam sobie całą wojnę i to co było po niej.
- Resli? To Ty żyjesz? - Zagrodziłam mu drogę i spojrzałam mu prosto w oczy. Miałam nadzieję, że mój "szósty zmysł" się odezwie i powie mi czy on nie kłamie. - Jak to niby możliwe?
- Na końcu swojego życia trafiamy do czyśćca czy piekła bądź nieba w które chyba nikt nie wierzy bo mało wilków tam trafia. Ja jako, że byłem małym szczeniakiem błąkałem się pomiędzy czyśćcem a niebem, aż jakiś dzinn który stał blisko Boga się nade mną zlitował... chyba. Po prostu zesłał mnie na ziemię i dał szansę na życie w eterze czyli czymś takim noo.
- Wiem o co chodzi. - Przytuliłam się do Resliego, co go chyba zdezorientowało. - Cieszę się, że jesteś.
- Ja, te-eż. - Zaśmiał się a ja odwazjemniłam uśmiech. - Znaczy cieszę się, że żyjesz i jesteś.
- Co robiłeś przez tyle lat? - Złapałam go za rękę i patrzyłam z radością na niego. - Ale wyrosłeś i w ogóle.
-  Hah, co robiłem? No to hmm, włóczyłem się i uczyłem sztuk walki. - Spojrzał pirwszy raz na mnie i na moją zakrwawioną bluzę. - No, a ty sobie chyba za mocnych wrogów narobiłaś.
- Ech, a właśnie czemu ten posłannik Cię posłuchał? Przecież on do takich raczej nie należy... - Próbowałam przypomnieć sobie tamtą chwilę. - Nawet nie zaatakował cię.
- Oj, siostra. Dużo rzeczy nie wiesz i lepiej niech tak zostanie. - Westchnął.- Lepiej wracaj do watahy.
Zrobiłam niechętną minę bo prawdę mówiąc wiedziałam, że szybko go nie zobaczę...
- Tam jest teraz jakieś dziwne zamieszanie. Ogólnie zachowują się jakby coś się stało a raczej jakby każdy był na każdego zły.
Resli uważnie przyglądał się każdemu mojemu ruchowi.
- Ładnie wyglądasz. - Zatrzymał mnie przed sobą. - A tak wracając do tematu to słaba wymówka. Nie bój się, będę Cię zapraszać do strefy eteru czy czyśćca.
- Wyglądam jak 13 latka ! - Krzyknęłam z lekkim uśmiechem. - Czytasz w myślach?
- Trochę ale jeszcze się uczę. - Ruszył do przodu a ja nie szłam za nim, postanowiłam wierzyć mu na słowo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz