Znowu we śnie widziałem JĄ. Piękną jak zawsze. Stała przy wodospadzie. Znałem go aż za dobrze. Wiedziałem co się teraz stanie. Wiedziałem, że nie zdążę. Mimo to, zacząłem biec w jej kierunku. Poruszałem się jak w zwolnionym tempie. Gdybym był wilkiem, mającym cztery łapy już bym tam dobiegł. Ale nie byłem. Byłem człowiekiem. Ostatni raz w życiu byłem człowiekiem. Dlaczego akurat wtedy?! Byłem dopiero w połowie drogi, gdy zza drzewa, po jej lewej wyskoczył inny człowiek. Zamachnął się na nią mieczem. Widziałem w jej oczach przerażenie. Krzyknęła. Na twarz bezimiennego dla mnie człowieka prysneła krew. Usłyszałem, że ktoś krzyczy jej imię. Po chwili zorientowałem się, że to byłem ja. W końcu do niej dobiegłem. Akurat, żeby chwycić ją, zanim upadła na ziemię. Trzymałem ją w ramionach, nie mogąc zatamować krwi. Nie mogąc zrobić nic, by uratować jedyną bliską mi osobę.
- Blue. – powiedziała cicho, dotykając mojego policzka. Dopiero teraz poczułem, że spływają po nim łzy. Łzy bezradności, smutku i wściekłości. Wtedy jeszcze nie nosiłem tam maski.
- Bądź silny, Blue. – powiedziała. Jej ręka opadła. Jej oczy już nie patrzyły na mnie. Jej piękne, niebieskie oczy były…martwe.
Obudziłem się, ledwo powstrzymując się od krzyku. Podniosłem głowę, próbując ocenić, gdzie jestem.
- Blue? – obok mnie Toboe właśnie podnosił zaspane powieki.
- Ciiii, śpij dalej, młody. – powiedziałem pocierając go lekko nosem. Była noc. Nie wiem jak znalazłem się w ten jaskini pełnej obcych wilków, ale wiedziałem, że teraz niczego się nie dowiem. Wciągnąłem w nozdrza powietrze, przesycone zupełnie mi obcymi zapachami. Chociaż… jedną woń kojarzyłem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz