Rankiem, gdy tylko wstałam obudziłam moją Betę. Aoime wezwała mnie na Polany Pojednania. Po drodze do niej zebrałam Sun i Oris. Dzień był chłodny, jednak nie było zimno. Na twarzy Oris widziałam troszkę strachu. Usiadłyśmy sobie na drewnianej kładce na Polanie, czekałyśmy chwilkę i pojawiła się Aoime, Shadow i Kiche ze swoimi betami. Widząc ich odgarnęłyśmy włosy i z dumą wstałyśmy. Byłyśmy w ludzkiej postaci.
- Po co mnie tu wzywałaś? - Spojrzałam jej głęboko w oczy i uniosłam głowę ku górze.
- Za moment się dowiesz. - Mruknęła i uśmiechnęła się.
Zza Meyrin wyszedł gryf, byłam zdenerwowana, Aoime tylko patrzyła jak się denerwuje. Kasta szturchnęła mnie jedynie w rękę.
Aoime podłożyła mi nogę i upadłam na ziemię, podeszła do mnie i przycisnęła mnie do ziemi. Wydałam z siebie jedynie odgłos, który symbolizował ból. Głupia kobieta. Straciła równowagę i "obudziła" się gdy jej twarz a ziemię dzieliły centymetry. Szkoda. Zaczęla się podnosić, odwróciła się ze złością w stronę ludzi którzy wcześniej stali po boku, podeszły do niej zataczając tym samym koło. Gadali o czymś, nie słyszałam o czym. Alfa rozejrzała się dookoła jak by kogoś lub nawet czegoś szukała. Na kobietę ktoś się rzucił, straciła równowagę. Po jakimś czasie podeszła do mnie, leżałam na ziemi wykończona. Wystraszyłam się lekko, przyłożyła mi nożyk do gardła.
- I co teraz? - wyszeptała pewna siebie.
Nie zostałam bezradna, stworzyłam lodowy pocisk i cisnęłam jej prosto w serce.
-To. - odpowiedziałam krótko.
Rzuciłam się na nią, leżała na ziemi, była tak samo wycieńczona jak ja. Wiedziałam że nie będzie to zwykła spina. Coś większego, dużo większego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz