- To wszystko jest… Muszę iść. – odwróciła się, rozłożyła skrzydła i odleciała.
- Czekaj! Do cholery, nie możesz odejść! – krzyknąłem, ale już mnie nie słyszała. Wróciłem do jaskini, klnąc na czym świat stoi i jak to młodzi nie szanują starszych. Poszedłem do jaskini, zapytać kogoś, z jakiej watahy była tamta przeklęta i gdzie jest ich jaskinia. Jako pierwszy napatoczył mi się samiec Alfa. Bodaj Scythe czy jakoś tak. Z niewiadomych przyczyn zjeżył się, gdy tylko mnie zobaczył. Dowiedziałem się, że wilczyca ma na imię Rapix i jest z watahy powietrza. Pokrótce opisał też, jak się dostać do ich jaskini. Miałem nadzieję, że nie kłamał. Widziałem na pierwszy rzut oka, że mnie nie lubił. Westchnąłem i pobiegłem we wskazanym kierunku. Tylko dlaczego ta durna jaskinia była tak daleko?! Wydawało mi się, że biegnę w nieskończoność, ale w końcu stanąłem kilka metrów od wejścia do niej.
- Rapix! – krzyknąłem, ale zagłuszył mnie inny basior, krzycząc to samo w tym samym momencie. Ja to mam szczęście! Dopiero teraz poczułem, jak mnie boli noga. Wcześniej adrenalina dodawała mi sił. Jęknąłem, ale ostatkiem silnej woli zrobiłem kilka kroków naprzód.
- Ty …! – wilczyca akurat rzuciła się na umarlaka, ale była strasznie wolna, dla tak wyczulonych zmysłów, jakie mieli tacy jak ja i on.
- Pozbędę się ciebie raz na zawsze, a wraz z tobą cała twoja kraina padnie do mych stóp – wrzasnął. Dawaj, Blue, jeszcze kilka kroków…
- Twoje niedoczekanie! – krzyknęła i ponowiła atak. Poczułem, jak umarlak używa klątwy. Rapix upadła na ziemię. Wilk podszedł do niej i szepnął jej coś na ucho. W jej oczach zobaczyłem przerażenie.
W tym momencie aż się we mnie krew zagotowała. Skoczyłem do przodu.
- Zostaw ją! – warknąłem. Nie zdziwiło mnie to, że umarlak cofnął się, przerażony. Wiele osób mówiło mi, że wyglądam strasznie, gdy się jeżę. Poza tym na pewno wyczuł mnie tak, jak ja jego.
- Blue…
- No cześć, przystojniaku. – warknąłem, ukazując kły. Umarlak wzdrygnął się.
- Czego ode mnie chcesz!
- Jeszcze się pytasz, śmieciu?! – ryknąłem, aż podskoczył.
- Ty… ty jesteś pradawnym…
- Jesteś szybki jak woda w kałuży… - rzuciłem się na niego z pazurami. Gdy wylądowałem pokryte były krwią, a na plecach umarlaka widniała wielka szrama. Zawył z wściekłości i bólu.
- Jak ty… - patrzył na mnie z przerażeniem. Moje serce płonęło żądzą krwi. Tak jak tamtej nocy. Nagle żądza znikła. Tamtej nocy straciłem za wiele. Teraz nie popełnię tego błędu.
- Idź… - szepnąłem. Spojrzał na mnie, zszokowany.
- Co?
- Spieprzaj stąd, zanim zmienię zdanie i NIGDY nie wracaj! – kłapnąłem szczęką, robiąc krok w jego stronę. Uciekł w podskokach. Podszedłem do Rapix. Położyłem się obok niej i położyłem łeb na jej karku. Wymamrotałem coś. Nagle ożyła. Spojrzała na mnie, oczami pełnymi łez.
- Ciiii… - przyciągnąłem ją do siebie. Łkała w futro na mojej piersi.
- On już nie wróci. Obiecuję, że nikt cię więcej nie skrzywdzi… - uspokajałem ją. Wtedy poczułem ciepło w sercu. Ciepło, którego dawno nie czułem.
-Won! – chwilę przerwał krzyk i ból. Potem była ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz