wtorek, 16 lipca 2013

(Wataha Mroku) od Lovley Loyal


Wstałam późnym popołudniem, postanowiłam się przejść by rozprostować kości.
Nagle moje oczy dostrzegły znajomego szczeniaka...
Czyżby to Toboe?
Tyle lat co minęło... pamiętam tylko jak miał ledwo 3 miesiące, znalazłam go samego ledwo o siłach... nawet pewnie nie wie ,że mi zawdzięcza życie, wykarmiłam go ,a gdy podrósł oddałam w ręce mojej siostrze i jej partnerowi z watahy, ćwiczyłam z Toboem wieczorami szybkość.
Potem była wojna i widziałam tylko jak moja jedyna osoba z rodziny umierała podczas pożaru z kłów jakiegoś wilka... a ja ani jej partner nie mogliśmy pomóc. Blue został sam z szczeniakiem, chciałam podbiec do nich, ale rozdzieliło nas płonące drzewo i musiałam uciekać od pożaru. Tak słuch o mnie zaginął, błąkałam się póki nie dotarłam do Forever Young.
- Toboe? Pamiętasz mnie? To ja ,ciocia Love!- podbiegłam do czarno- czerwonego szczeniaka
- Love? Nie pamiętam żebym cię znał...- zdziwił się Toboe
-Jestem Lovley Loyal, uratowałam cię jak miałeś kilka miesięcy i oddałam w ręce mojej przyjaciółki. Na pewno mnie pamiętasz! Uczyłam cię szybkości!
- Moja ciocia nie żyje od pół roku, zginęła w pożarze.- stwierdził naburmuszony
i poszedł w stronę jaskini
- Toboe, to naprawdę ja. Przeżyłam uciekając w inną stronę, uwierz mi!- nalegałam i Toboe chwilę pomyślał.
- Dobra, skoro jesteś moją ciocią udowodnij to! Ścigajmy się...- popatrzył na mnie pewnie i wyszedł z jaskini.
Stanęliśmy gotowi do startu i ruszyliśmy!
Mały zasuwał jak nie wiem co tworząc smugę kurzu za sobą , ale na początek pozwoliłam mu mnie wyprzedzić... Mam swoje magiczne sposoby.
Podbiegłam kawałek za nim , by myślał ,że jest szybszy, a jak się przestał oglądać włączyłam super szybki bieg i niewidzialność!
Wyprzedziłam go ,a ten nawet nie wiedział kiedy, pojawiłam się przed nim znienacka na mecie z łobuzerskim uśmiechem.
- Jacie! To było zaskakujące! Znów mnie wyprzedziłaś... ciociu!- Toboe mnie mocno przytulił machając wesoło ogonem.
Znalazłam swoją rodzinę...
- Jak ty wyrosłeś Toboe. Jednak technikę biegu masz tę samą, trzeba by cię poduczyć niesądzisz?- powiedziałam szczęśliwa
- Tak! Jutro rano poćwiczymy? Prooooszę...- zrobił słodkie oczka, nie umiałam odmówić.
- Pewnie ,że tak! Gdzie jest twój opiekun?- zapytałam
- Sam nie wiem, Blue wyszedł gdzieś rano do lasu, kto wie w jakim miejscu jest...- odpowiedział zamyślony
- Poszukam go ,a ty biegnij do jaskini okej?- powiedziałam
- Dobra, zobaczymy się w jaskini, pa ciociu.- dał mi całuska w policzek i pobiegł szybko do jaskini. Słodki maluch, ma dopiero rok, całe życie przed nim...
Szłam przez las szukając Blue, nagle jednak wyczułam zapach Minsa i jakiejś wadery! Poszłam tym tropem natychmiast, po chwili czułam też Blue.
Zastałam ich razem rozmawiających z wygnanymi wilkami.
Wszyscy zebrani wokoło Minsa, Blue i tej wadery byli nastawieni na atak. Widocznie poszło o Blue... miał ciężkie życie.
- Co tu się dzieje?! Mins...- przeleciałam ukochanego wzrokiem i miałam nadzieję na porządne wytłumaczenie. Wszystkie wilki popatrzyły na mnie i z dala rozległ się głos:
- Proszę, Proszę... mamy lalunię do kompletu!- śmiał się szyderczo jeden z wilków
- Nie mów... do mnie... laluniu!!!!- rzuciłam mu się do gardła z kłami, miałam przewagę wielkości, wilk podkulił ogon, ale wyszczerzył kły.
- Zapowiada się nieźle, ale to nadal za mało Blue.- odezwał się widocznie przywódca wygnanych wilków.
- Zapłacicie za to ,że z nami zadarliście!- krzyknął Mins, a ja walnęłam wilkiem ,który mnie wkurzył o drzewo, zapiszczał ze strachu. Żeby było śmieszniej byłam najwyższa z nich wszystkich... no może jeszcze Mins był dość wysoki...
Rozpoczęła się walka!
Wilki rozdzieliły się po parę na jednego z nas... mimo to walczyliśmy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz