Wstałam późnym popołudniem, postanowiłam się przejść by rozprostować kości.
Nagle moje oczy dostrzegły znajomego szczeniaka...
Czyżby to Toboe?
Tyle lat co minęło... pamiętam tylko jak miał ledwo 3 miesiące, znalazłam go samego ledwo o siłach... nawet pewnie nie wie ,że mi zawdzięcza życie, wykarmiłam go ,a gdy podrósł oddałam w ręce mojej siostrze i jej partnerowi z watahy, ćwiczyłam z Toboem wieczorami szybkość.
Potem była wojna i widziałam tylko jak moja jedyna osoba z rodziny umierała podczas pożaru z kłów jakiegoś wilka... a ja ani jej partner nie mogliśmy pomóc. Blue został sam z szczeniakiem, chciałam podbiec do nich, ale rozdzieliło nas płonące drzewo i musiałam uciekać od pożaru. Tak słuch o mnie zaginął, błąkałam się póki nie dotarłam do Forever Young.
- Toboe? Pamiętasz mnie? To ja ,ciocia Love!- podbiegłam do czarno- czerwonego szczeniaka
- Love? Nie pamiętam żebym cię znał...- zdziwił się Toboe
-Jestem Lovley Loyal, uratowałam cię jak miałeś kilka miesięcy i oddałam w ręce mojej przyjaciółki. Na pewno mnie pamiętasz! Uczyłam cię szybkości!
- Moja ciocia nie żyje od pół roku, zginęła w pożarze.- stwierdził naburmuszony
i poszedł w stronę jaskini
- Toboe, to naprawdę ja. Przeżyłam uciekając w inną stronę, uwierz mi!- nalegałam i Toboe chwilę pomyślał.
- Dobra, skoro jesteś moją ciocią udowodnij to! Ścigajmy się...- popatrzył na mnie pewnie i wyszedł z jaskini.
Stanęliśmy gotowi do startu i ruszyliśmy!
Mały zasuwał jak nie wiem co tworząc smugę kurzu za sobą , ale na początek pozwoliłam mu mnie wyprzedzić... Mam swoje magiczne sposoby.
Podbiegłam kawałek za nim , by myślał ,że jest szybszy, a jak się przestał oglądać włączyłam super szybki bieg i niewidzialność!
Wyprzedziłam go ,a ten nawet nie wiedział kiedy, pojawiłam się przed nim znienacka na mecie z łobuzerskim uśmiechem.
- Jacie! To było zaskakujące! Znów mnie wyprzedziłaś... ciociu!- Toboe mnie mocno przytulił machając wesoło ogonem.
Znalazłam swoją rodzinę...
- Jak ty wyrosłeś Toboe. Jednak technikę biegu masz tę samą, trzeba by cię poduczyć niesądzisz?- powiedziałam szczęśliwa
- Tak! Jutro rano poćwiczymy? Prooooszę...- zrobił słodkie oczka, nie umiałam odmówić.
- Pewnie ,że tak! Gdzie jest twój opiekun?- zapytałam
- Sam nie wiem, Blue wyszedł gdzieś rano do lasu, kto wie w jakim miejscu jest...- odpowiedział zamyślony
- Poszukam go ,a ty biegnij do jaskini okej?- powiedziałam
- Dobra, zobaczymy się w jaskini, pa ciociu.- dał mi całuska w policzek i pobiegł szybko do jaskini. Słodki maluch, ma dopiero rok, całe życie przed nim...
Szłam przez las szukając Blue, nagle jednak wyczułam zapach Minsa i jakiejś wadery! Poszłam tym tropem natychmiast, po chwili czułam też Blue.
Zastałam ich razem rozmawiających z wygnanymi wilkami.
Wszyscy zebrani wokoło Minsa, Blue i tej wadery byli nastawieni na atak. Widocznie poszło o Blue... miał ciężkie życie.
- Co tu się dzieje?! Mins...- przeleciałam ukochanego wzrokiem i miałam nadzieję na porządne wytłumaczenie. Wszystkie wilki popatrzyły na mnie i z dala rozległ się głos:
- Proszę, Proszę... mamy lalunię do kompletu!- śmiał się szyderczo jeden z wilków
- Nie mów... do mnie... laluniu!!!!- rzuciłam mu się do gardła z kłami, miałam przewagę wielkości, wilk podkulił ogon, ale wyszczerzył kły.
- Zapowiada się nieźle, ale to nadal za mało Blue.- odezwał się widocznie przywódca wygnanych wilków.
- Zapłacicie za to ,że z nami zadarliście!- krzyknął Mins, a ja walnęłam wilkiem ,który mnie wkurzył o drzewo, zapiszczał ze strachu. Żeby było śmieszniej byłam najwyższa z nich wszystkich... no może jeszcze Mins był dość wysoki...
Rozpoczęła się walka!
Wilki rozdzieliły się po parę na jednego z nas... mimo to walczyliśmy.
Nagle moje oczy dostrzegły znajomego szczeniaka...
Czyżby to Toboe?
Tyle lat co minęło... pamiętam tylko jak miał ledwo 3 miesiące, znalazłam go samego ledwo o siłach... nawet pewnie nie wie ,że mi zawdzięcza życie, wykarmiłam go ,a gdy podrósł oddałam w ręce mojej siostrze i jej partnerowi z watahy, ćwiczyłam z Toboem wieczorami szybkość.
Potem była wojna i widziałam tylko jak moja jedyna osoba z rodziny umierała podczas pożaru z kłów jakiegoś wilka... a ja ani jej partner nie mogliśmy pomóc. Blue został sam z szczeniakiem, chciałam podbiec do nich, ale rozdzieliło nas płonące drzewo i musiałam uciekać od pożaru. Tak słuch o mnie zaginął, błąkałam się póki nie dotarłam do Forever Young.
- Toboe? Pamiętasz mnie? To ja ,ciocia Love!- podbiegłam do czarno- czerwonego szczeniaka
- Love? Nie pamiętam żebym cię znał...- zdziwił się Toboe
-Jestem Lovley Loyal, uratowałam cię jak miałeś kilka miesięcy i oddałam w ręce mojej przyjaciółki. Na pewno mnie pamiętasz! Uczyłam cię szybkości!
- Moja ciocia nie żyje od pół roku, zginęła w pożarze.- stwierdził naburmuszony
i poszedł w stronę jaskini
- Toboe, to naprawdę ja. Przeżyłam uciekając w inną stronę, uwierz mi!- nalegałam i Toboe chwilę pomyślał.
- Dobra, skoro jesteś moją ciocią udowodnij to! Ścigajmy się...- popatrzył na mnie pewnie i wyszedł z jaskini.
Stanęliśmy gotowi do startu i ruszyliśmy!
Mały zasuwał jak nie wiem co tworząc smugę kurzu za sobą , ale na początek pozwoliłam mu mnie wyprzedzić... Mam swoje magiczne sposoby.
Podbiegłam kawałek za nim , by myślał ,że jest szybszy, a jak się przestał oglądać włączyłam super szybki bieg i niewidzialność!
Wyprzedziłam go ,a ten nawet nie wiedział kiedy, pojawiłam się przed nim znienacka na mecie z łobuzerskim uśmiechem.
- Jacie! To było zaskakujące! Znów mnie wyprzedziłaś... ciociu!- Toboe mnie mocno przytulił machając wesoło ogonem.
Znalazłam swoją rodzinę...
- Jak ty wyrosłeś Toboe. Jednak technikę biegu masz tę samą, trzeba by cię poduczyć niesądzisz?- powiedziałam szczęśliwa
- Tak! Jutro rano poćwiczymy? Prooooszę...- zrobił słodkie oczka, nie umiałam odmówić.
- Pewnie ,że tak! Gdzie jest twój opiekun?- zapytałam
- Sam nie wiem, Blue wyszedł gdzieś rano do lasu, kto wie w jakim miejscu jest...- odpowiedział zamyślony
- Poszukam go ,a ty biegnij do jaskini okej?- powiedziałam
- Dobra, zobaczymy się w jaskini, pa ciociu.- dał mi całuska w policzek i pobiegł szybko do jaskini. Słodki maluch, ma dopiero rok, całe życie przed nim...
Szłam przez las szukając Blue, nagle jednak wyczułam zapach Minsa i jakiejś wadery! Poszłam tym tropem natychmiast, po chwili czułam też Blue.
Zastałam ich razem rozmawiających z wygnanymi wilkami.
Wszyscy zebrani wokoło Minsa, Blue i tej wadery byli nastawieni na atak. Widocznie poszło o Blue... miał ciężkie życie.
- Co tu się dzieje?! Mins...- przeleciałam ukochanego wzrokiem i miałam nadzieję na porządne wytłumaczenie. Wszystkie wilki popatrzyły na mnie i z dala rozległ się głos:
- Proszę, Proszę... mamy lalunię do kompletu!- śmiał się szyderczo jeden z wilków
- Nie mów... do mnie... laluniu!!!!- rzuciłam mu się do gardła z kłami, miałam przewagę wielkości, wilk podkulił ogon, ale wyszczerzył kły.
- Zapowiada się nieźle, ale to nadal za mało Blue.- odezwał się widocznie przywódca wygnanych wilków.
- Zapłacicie za to ,że z nami zadarliście!- krzyknął Mins, a ja walnęłam wilkiem ,który mnie wkurzył o drzewo, zapiszczał ze strachu. Żeby było śmieszniej byłam najwyższa z nich wszystkich... no może jeszcze Mins był dość wysoki...
Rozpoczęła się walka!
Wilki rozdzieliły się po parę na jednego z nas... mimo to walczyliśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz