środa, 30 października 2013

(Wataha Powietrza) od Shadow'a

Oderwałem się od Kiche a ta z radosnym spojrzeniem powiedziała;
- Cześć kochanie. Co Cię do mnie sprowadza?
- No cóż. Nudziło mi się mówiąc szczerze a wiem że z Tobą nie bedę się nudził.
Przycisnąłem dziewczynę bardziej do ziemię.
- Ejej chłoptasiu nie tak mocno bo mnie zmiażdżysz. - Powiedziała ze śmiechem Alfa Ziemi.
Prychnąłem zabawnie.
- Myślisz że jestem taki gruby? - Zaśmiałem się. Udała zdziwienie.
- Hmmm możee... - Odpowiedziała.
- Osz Ty! - Zacząłem ją łaskotać a ta zaczęła krzyczeć abym przestał.
- No to teraz myślisz że jestem gruby?
- Może. - Zaśmiała się a ja jej podarowałem kolejną porcję łaskotek.
- A teraz? - Zapytałem nie przestawiając.
- Dobra, dobra nie jesteś taki gruby! - Przestałem ją męczyć.
Udałem zamyślenie.
- Kochanie pobawmy się w zabawę dla dużych dzieci. - Powiedziałem zmysłowo muskając jej obojczyk.

wtorek, 29 października 2013

(Wataha Wody) Od Elnann

Czy ja zawsze muszę budzić się w jakichś dziwnych miejscach?! Przetarłam oczy i rozglądnęłam się wokół.Wszystkie minione wydarzenia wróciły do mnie z siłą pocisku.Zaklęłam pod nosem,przypominając sobie dzień spędzony z Bellą.Smarkula
wyciągnęła ze mnie więcej niż ktokolwiek do tej pory.Niepotrzebnie byłam dla niej taka miła...W dodatku powiedziałam jej,że ją lubię,co było całkowicie do mnie niepodobne.Niesamowite co może zrobić zmęczony człowiek.No nic...Niech się cieszy,dziecina.
Z westchnieniem spojrzałam na swoje ubrudzone ubranie i zmieniłam się w wilka,po czym
nieśpiesznie udałam się do Jaskini Wodnej Rozpaczy.Moja moc i wrodzona intuicja podpowiadały mi,że dzieje się coś ciekawego.Wyśledziłam myślami Hinomoto,bo tak podpowiadał mi cichy głos w mojej głowie.Usłyszałam odgłosy walki i poczułam zapach krwi.
A więc ktoś urządzał sobie pojedynek?Interesujące...Skupiłam mocniej swoje myśli na Hinomoto,a po chwili już wiedziałam dokąd powinnam się udać,by na własne oczy zobaczyć
co się dzieje.Wstąpiłam jeszcze na moment do swojej groty,żeby zmienić ubranie na pierwszą lepszą koszulę i skórzane spodnie i już po chwili byłam na miejscu.Wokół stłoczone były wilki,a najwyżej siedzący Alastair wpatrywał się w sam środek tłumu z wrednym uśmieszkiem.Spojrzałam w tym samym kierunku,a moim oczom ukazał się ring.W samym jego środku Hinomoto walczyła z jakąś obcą waderą.Zmarszczyłam brwi widząc,jak systematycznie ją dobija.Obca nie miała z nią najmniejszych szans.W końcu moje ciało zalał chłód,gdy Hinomoto rzuciła nieme spojrzenie naszemu Alfie.Odpowiedział jej znaczącym błyskiem w oku,a już po chwili nieznajoma została ostatecznie zgładzona.Wśród innych wilków dostrzegłam Gilberta i na chwilę moje serce zamarło.On również mnie zobaczył.Nie czekając na jego reakcję,odwróciłam się zniesmaczona całym zajściem.Alastair zdecydował,że dziewczyna ma umrzeć? Niech i tak będzie,ale nie miałam zamiaru dłużej w tym uczestniczyć.Ruszyłam przed siebie,ale zatrzymał mnie silny uścisk czyjejś dłoni na moim ramieniu.Odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z Gilbertem.
-Wszystko w porządku?-Zapytał dotykając delikatnie mojej twarzy.Spojrzałam mu w oczy.
-Oprócz tego,że nasz alfa właśnie zdecydował o śmierci jakiejś niewinnej osoby,to tak.
-Posłuchaj...Widocznie tak musiało być,a nam nic do tego-powiedział.Nie wiem dlaczego,ale jakoś mnie to nie przekonywało.
-Jest w porządku-mruknęłam.
-Daj spokój,El...Widziałem przecież twoją minę-Zamrugałam na dźwięk skrótu mojego imienia.Cały czas patrzył mi głęboko w oczy.-Nie chcę tylko,żebyś zrobiła coś głupiego.To nie nasza sprawa.
-Nie zrobię-wyszeptałam.Teraz mam ważniejsze rzeczy do roboty.Przede wszystkim musiałam szybko uwolnić Hebi.
-Dziękuję-powiedział cicho.Jego twarz była teraz niebezpiecznie blisko mojej.-Nie zdążyłem ci jeszcze podziękować,że pomogłaś mi odnaleźć siostrę...-Wyszeptał i przykrył moje usta swoimi.Z mojego gardła wyrwał się cichy pomruk,gdy jego język musnął moją wargę.Włożyłam mu dłonie we włosy i bawiłam się nimi przez chwilę,oddając pocałunki.Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy,rzucił mi czułe spojrzenie swoich złotych oczu.
-Drobiazg-powiedziałam i pocałowałam go w usta,by po chwili w postaci wilka biegnąc do Jaskini Watahy Mroku.
"Zobaczymy się jeszcze?"-w mojej głowie rozległ się ciepły głos basiora
~Jasne.Wieczorem.~Wysłałam mu myśl.
"Będę czekał." Niemal widziałam jak się uśmiecha.
U wejścia Jaskini Zagubionych Dusz zmieniłam się w człowieka i ruszyłam w dobrze znanym mi kierunku.Do groty Hebi.Musiałam w końcu rozprawić się z tą suką-Inferno.Po drodze minęłam grotę Minsa.Uniosłam brew widząc zamieszanie jakie tam powstało.Przy wejściu stała Aoime wraz z Akatsuki,który trzymał w rękach sporą kupkę bielizny.W głębi,pod ścianą leżał zakrwawiony Mins,a obok niego stało trzech facetów w bokserkach.Wśród nich rozpoznałam Brisingera- nowego Alfę Ognia.Stojący obok basior miał czerwone oczy i psychiczny wyraz twarzy.Trzeci wydawał mi się znajomy.Miał czarne,zmierzwione włosy,ciemne oczy i wysportowaną sylwetkę.Był naprawdę uroczy,ale teraz wyglądał groźnie z wkurzeniem na twarzy.Przez jedną,krótką chwilę nasze spojrzenia się spotkały,a na jego twarzy odmalował się szok.Zrobiło mi się słabo.Szybko minęłam grotę Minsa,nie wiedząc dlaczego tak zareagowałam.Ochłonęłam dopiero przed wejściem do groty Hebi.Wadera wyglądająca jak ona,siedziała spokojnie na podłodze bawiąc się jakimś przedmiotem w ręku.Inferno skierowała na mnie swoje żmijowate spojrzenie,ale po chwili znów przybrała wypracowany,słodki wyraz twarzy.Akcję "Ratujemy Hebi" czas zacząć.
<Hebi,dupoooo?>

Redlife - Wataha Światła


Imię: Redlife
Płeć:Basior
Wiek: 3 lata
Stanowisko: Wojownik
Żywioł: Światło
Charakter:Towarzyski i szarmancki, jednak ma też złe strony swojego charakteru czyli arogancję i sarkazm. Dla prawie wszystkich wredny oprócz jego młodszej siostry Skystar o którą dba jak tylko się da.Według jego siostry jest zbyt opiekuńczy dla niej i męczy to już prawie że dorosłą Skystar. Dlatego często dochodzi do sporów między rodzeństwem które wywołuje Skystar.
Rodzina:Młodsza siostra-Skystar
Partnerka:Szuka.
Właściciel:werra366(Howrse)

Skystar - Wataha Powietrza

Wilcza Postać

We wcieleniu tęczy
Ludzka postać

Imię: Skystar
Płeć:Wadera
Wiek: 2 lata
Stanowisko: Wojownik
Żywioł: Powietrze
Umiejętności Specjalne:Super Szybkość(najszybsza w watasze), zmiennokształtność
Charakter: Skystar jest raczej szorstka i arogancka, sarkastyczna.Zazwyczaj jest spokojna i niewzruszona prawie niczym co dzieje się do o koła niej.Lubi samotność więc w wolnych chwilach udaje się do jakiegoś mrocznego miejsca.Dlaczego akurat tam?Proste wyjaśnienie:cisza, spokój prawie zero wilków i życia.Gdy Skystar ma lepszy humor odpoczywa wśród chmur. W walce prawie niepokonana, ze względu an swoją przeszłość jest mroczna,tajemnicza i czasem wredna.Jej zimny charakter zmienia się trochę gdy pozna kogoś kto będzie ją rozumiał i potrafił z nią wytrzymać.
Rodzina:Brat- Redlife
Partner:Chętnie by go miała ale raczej nikt z nią nie będzie ze względu na jej charakter.
Właściciel:werra366(Howrse)

Ranking

Szukam kogoś, kto będzie odpowiedzialny za ranking, szczegóły prywatnie, zgłaszać się do Aoime (spójrz zakładka "Kontakt").

poniedziałek, 28 października 2013

UPOMNIENIE

PRZYPOMINAM, ŻE KAŻDY MA OBOWIĄZEK ZANIM NAPISZE OPOWIADANIE PRZECZYTAĆ CO NAJMNIEJ 5 OSTATNICH OPOWIADAŃ, DZIĘKI TEMU UNIKNIEMY NIEZGODNOŚCI  ! 

POZDRAWIAM.

ALFA KICHE W IMIENIU WSZYSTKICH ALF.

(Wataha Ognia) od Kondrakara

Czas mijał, kolejne bliskie mi osoby odchodziły... Najpierw zabili mi Sunshine, teraz Nammina oddała posadę alfy Brisingerowi i odeszła z Forever Young...
Sam już nie wiem gdzie mój sens w życiu... chyba nigdy nie znajdę tej jedynej... bo nie zniosę gdy mnie znów opuści...
Od dawna szwędałem się po lesie, nie mieszkam z wilkami w jaskini, raczej stałem się samotnikiem... nawet z wyglądu się zmieniłem... to już nie ten sam ja.
Wyczułem czyjąś obecność niedaleko mnie, ktoś się zbliżał, ruszyłem w bieg
w stronę wodospadu, nagle wyskoczyła przede mnie piękna wadera.
Wyglądała naturalnie...
- Czemu przede mną uciekasz? Boisz się mnie?- powiedziała.
- Wybacz, ale nie mam ochoty na rozmowę...
- Hej ,a chociaż powiesz jak ci na imię?! Ja jestem Alice.- przedstawiła się.
- Kondrakar, a teraz odejdź.
- A z jakiej jesteś watahy?
- Nie ważne.
- Ważne!- skoczyła na mnie, nie chciała puścić, przygwoździła do ziemi
i powiedziała:
- Ja jestem z ognia, a ty skąd?

<Alice możesz???>

(Wataha Wody) Od Blair

Po przegranej potyczce z Alastair'em poszłam na zewnątrz. Wyszłam a tu zima, wiedziałam że to jego sprawka. W sumie przyjemnie się patrzyło jak cierpi ta jego niedoszła partnerka. Musiałam niestety sama zdobyć pożywienie, nie dość to ten kretyn wywołał zimę. Ta i teraz znajdź coś. Na szczęście idąc przed siebie znalazłam jabłoń niepokrytą śniegiem. Co prawda jabłka mnie nigdy nie cieszyły, ale mus to mus. Walnęłam drzewo z kozaka i zaczęły spadać jabłka. Wzięłam jabłko w prawą rękę, wpiłam swoje zęby wysysając z miej wszystkie wartości odżywcze, z jabłka została tylko skórka. Tylko gdzie ja teraz znajdę rozgrywkę, skoro nie mogę dręczyć wilków z watahy. Wracając w stronę jaskini zauważyłam Alastair'a siedzącego na skale. Widać było że rozmyśla, pewnie nad tym co ze mną zrobić. Mimo wszystko podeszłam do niego i się przywitałam. 
-Cześć-patrzył na mnie jakby zobaczył ducha. 
-Czego chcesz?-ciągle na mnie patrzył jakbym zamordowała mu rodzinę Widziałam że nie miał ochoty, więc tylko podeszłam do niego i szeptałam mu do ucha. Lecz gdy podeszłam do niego i stałam koło niego zaczęła mi lecieć krew z ust. Co raz trudniej było mi oddychać. Upadłam na kolana i zatykałam usta. Jednak że znałam się na magii nie znałam żadnych zaklęć leczniczych. W końcu upadłam na ziemię i zemdlałam.

niedziela, 27 października 2013

(Wataha Ziemi) Od Raisy

Szłam przez las ładne parę godzin. Nigdzie żadnego śladu życia innego wilka. Eh... Doszłam do jakiegoś wodospadu. Było słychać śpiew ptaków. Położyłam się na trawie i przyglądałam się chmurom. Jedna chmura była kształtu smoka, inna serca. Usłyszałam szelest więc momentalnie się podniosłam i rozejrzałam. Nagle z granicy lasu wyszedł jakaś dziewczyna o jasnych włosach.
- Kim jesteś i czego szukasz?
- Jestem Raisa i szukam watahy.
- Centuria, należę do watahy powietrza. Ale ty pewnie chcesz dołączyć do ziemi? - spytała.
- Tak, zaprowadziłabyś mnie do alfy?
- Jasne.
Poszła w stronę lasu a ja ruszyłam za nią. Gdy weszłyśmy do lasu o drzewo opierał się jakiś czarno włosy chłopak. Spojrzał się na nas i podszedł do Centurii.
- Kto to? - spytał ją szeptem, ale tak że go jeszcze usłyszałam
- To jest Raisa, chce dołączyć do watahy ziemi.
- Raisa to jest mój brat, Sky. - powiedziałam wskazując na chłopaka.
Spojrzeliśmy na siebie, ale zaraz odwróciliśmy wzrok. Gdy doszliśmy do jakiejś jaskini Centuria powiedziała:
- Tam powinnaś znaleźć alfę, Kiche.
- Dzięki.
Poszłam w kierunku jaskini. Tam zastałam białą wilczyce, ale ujrzawszy mnie zamieniła się w człowieka.
- Jestem Raisa, chciałam dołączyć do twojej watahy. - powiedziałam.
- Jestem alfa Kiche. Możesz dołączyć.
- Dziękuje. - powiedziałam
- A teraz przepraszam muszę iść. - powiedziała i wyszła z jaskini.
Natomiast ja zamieniłam się w wilka i ruszyłam biegiem przez las. Przebiegłam sporą trasę terenów, ale poczułam że jestem na innych terenach. Teraz ciszę w lesie ogłuszały piski dusz, które gdzie nie gdzie było widać. Oj, chyba zapuściłam się na tereny watahy mroku. Zobaczyłam postać we mgle.
< Mógłby ktoś z mroku dokończyć? >

sobota, 26 października 2013

(Wataha Ziemi) Od Phantoma

Przytaknąłem na propozycję o powrocie i spojrzałem w niebo, które przeciął akurat przelatujący nietoperz.
-Racja, i tak wrócimy już po zmierzchu. Odprowadzę Cię, dobrze? Tak, dla pewności.-uśmiechnąłem się do Wadery, ruszyliśmy w kierunku terenów Watahy Mroku. Ostatnie światła minionego dnia przedzierały się jeszcze przez gęstwinę, a z nieba poleciało kilka drobnych kropli. Przyspieszyliśmy kroku, stale rozmawiając i co chwila wybuchając radosnym śmiechem.
U wejścia do Jaskini Zagubionych Dusz pożegnałem Aurorę.
-Wpadnę jeszcze.-ostrzegłem żartobliwie, po czym przybrałem wilczą postać i popędziłem do domu.
Noc już zapadła, a burza napłynęła nad tereny Forever Young. Zanim dotarłem na miejsce moje futro było już zupełnie mokre. Wszedłem do jaskini i powitawszy inne wilki przyjaznym spojrzeniem otrzepałem się i udałem do siebie. Po drodze zauważyłem nową twarz, czyżby kolejna członkini?
Nie miałem sił o tym myśleć. Jutro pogadamy.
Wszedłem do siebie i przybrałem postać człowieka. Po przejściu przez wieczorną toaletę padłem na łóżko jak długi i nie widziało mi się wstawać co najmniej do jutrzejszego popołudnia. Morfeusz nie dał na siebie czekać i błyskawicznie wziął mnie w objęcia.

(Wataha Ognia) Od Arisy


Ooo tak….. o to chodziło- pełny luz i swoboda. Nareszcie uwolniłam się od siostry chociaż muszę przyznać było mi ODROBINKĘ przykro. Szybko się jednak pozbierałam i ruszyłam przed siebie.
***
Po jakimś czasie zaczął doskwierać mi brak opieki siostry. Nie jadałam już od ponad dwóch tygodni. Spacerowałam po jakimś lesie ale nagle wyczułam zapach pieczonego mięcha. Mmmmm…. Skierowałam się w źródło zapachu . Okazało się w pobliżu była wioska ludzi. „Bardzo ciekawe, a może by tak zrobić małe zamieszanie?”- pomyślałam. W postaci wilka zakradłam się do jakiegoś człowieczka i skoczyłam na niego. Jego wyraz miny można porównać do przerażonej wiewiórki. Patrzył na mnie szklanymi oczami a ja jednym uściskiem szczęk udusiłam go. Poszłam dalej. I teraz najlepsze- wyskoczyłam na sam środek jakiegoś rynku czy coś. Wszyscy chłopi wyjęli małe nożyki a niektórzy wracali ze żniw to nawet z kosami. Robi się ciekawie. Pewnie myślą, że pokonają mnie. Może i by mieli szanse gdybym nie miała moich zdolności podgrzewania broni. Mentalnie odwęgliłam im ręce, zaczęły się fajczyć. Krzyczeli w niebo głosy a ja bez żadnych uczuć patrzyłam się na to. Kiedy reszta wioski zajęła się rannymi ja wykradłam zwędzoną kiełbasę, pajdę chleba i kilka surowych steków. Trzymając w pysku worki z posiłkiem uciekłam do lasu. Zmieniłam się w człowieka i wyjęłam kiełbasę i kawałek pieczywa. Zajadałam się ze smakiem. Nagle moje rozkosze przerwały czyjeś kroki…. Tak jak myślałam, kilku chłopów razem z psami gończymi poszli moim tropem. Okay czyli oznacza walkę. Pierwsze wyszły psy. Wiedziałam jednak, że to dla zmyłki więc się schyliłam bo wiedziałam, że myśliwi mają łuki. Tym razem się jednak pomyliłam bo pierwsze wystartowały psy. Szybko się podniosłam i wtedy oberwałam strzałą w tylną łapę. Zapiszczałam z bólu. Mieli już do mnie podchodzić wtedy szybko rozpętałam płomienie wokół nich. Podniosłam się i kulejąc zaczęłam uciekać. Słyszałam skamlenie psów i krzyki mężczyzn. Nie odwracałam się a przez myśl przeleciało mi – sami sobie są winni- powiedziałam szatańsko uśmiechając się. Pomimo, że uciekłam nadal miałam strzałę w tylnej łapie i bolało jak chol*ra. W końcu usiadłam z wyczerpania. Zmieniłam się w człowieka. Raz…. Dwa… trzy i auuu…. Wyjęłam strzałę. Na szczęście nie była zatruta ale rana była dość głęboka ale na szczęście w mojej torbie miałam jakiś opatrunek. Nałożyłam maść i przycisnęłam ranę opatrunkiem. No dobra dość leniuchowania pora ruszyć dalej. Poszłam przed siebie. W końcu natrafiłam na ślady innych wilków. Wiedziałam, że teraz za bardzo walczyć nie mogę więc postanowiłam tym razem uniknąć walki ( uwierzcie bardzo niechętnie). Po chwili wyczułam zapach bardzo młodego wilka. Poszłam jego tropem zmieniając się w między czasie w wilka. Ujrzałam wtedy młodego chłopaka. Była Alfą i na dodatek posiadał żywioł ognia. Dobra trzeba jakoś okazać swój „szacunek” do innych. Zmieniłam się w kobietę i wyszła zza krzaków. On patrzył się na mnie a ja zaczęłam rozmowę:
- Witaj, czy mógłbyś przyjąć mnie do swojej watahy?

<Brisinger liczę na Ciebie :) >

(Wataha Mroku) od Akatsuki



Było dosyć nudno. Tego sławetnego Shadowa, który podobno był ciekawą postacią, która potrafi zrobić niezłą masakrę, nigdzie nie można było znaleźć.
W końcu natrafiłem na Kazara i zadecydowaliśmy zrobić malutki patrol terenu. No cóż chyba obydwoje nie mieliśmy lepszych zajęć. Nagle zauważyliśmy, jakąś nieznaną nam waderę i jako, że dzień miałem do dupy i chuja, bo nic się nie działo to, jakoś powstrzymałem się przed rzucaniem się na nią, jakoś, ponieważ, wciąż mnie to kusiło.
- Ej! Ty! – Zawołał Kazar, a ja ukradkiem ziewnąłem, ale zanim się odwróciła.
Nie miałem ochoty się z nią szarpać, ponieważ w życiu są ważniejsze sprawy, niż jakaś błąkająca się wadera, np. wkurzanie Meyrin lub rozwalenie systemu tej watahy i przekabacenie tej watahy na zboczeńców, no i zabawianie się z Aoime.
- Czego tu szukasz? – Kontynuował w ogóle nie dbając o konwenanse.
- Nie twój interes kochasiu – odpysknęła dziewczyna  i szczerze mówiąc, bym zareagował podobnie na takie aroganckie zachowanie, ale z drugiej strony, nie powinna się tutaj kręcić.
- Zaczekaj – powiedziałem uśmiechając się do niej z lekkim wysiłkiem, ale chyba udanym.*
- Mam na imię Akatsuki, a to jest Kazar. Jesteśmy z Watahy Mroku – ciągnąłem wyluzowanym tonem.
- Jakoś mało mnie to interesuje – odwróciła się, a ja przestałem się uśmiechać, pozostał jedynie cień uśmiechu. Myśli, że będzie zgrywać niedostępną? Dyktować nam warunki? A może uważa, że będziemy jej tańczyć, jak nam zagra.  Hahhaahhaa… Godne politowania, ale ciekawe.
- Panienko, jesteś na naszym terytorium, więc gadaj co tu robisz albo będę musiał użyć siły – Kazar, chyba miał zero wyczucia w tych sprawach, bo wciąż ciągnął zdenerwowany.
Wadera rzuciła się na niego i turlali się przez 10 minut, ja sobie na to patrzyłem, ale jako, iż nie miałem popcornu wkrótce mi się to znudziło i ich rozdzieliłem z ciężkim pokazowym westchnieniem. Kto się czubi ten się lubi – przyszło mi na myśl takie powiedzenie.
- Dość. Mam misję do wykonania, a wy mi tylko przeszkadzacie – fuknęła w końcu. Zapewne to był blef, ale on się na to wziął.
Kazar wyluzuj – jęknąłem w myślach. – Mi się nie chce szarpać, jesteś nadpobudliwy czy co?
- Niestety chyba jej nie wypełnisz ślicznotko. Idziesz z nami – Kazar powiedział.
- Nara - zmieniła się w wilka i szybko biegła na chybił trafił.
 - Chce ci się za nią biegać? – Miałem właśnie spojrzeć na szarowłosego, ale jego już nie było. Oczywiście, że się za nią rzucił. Ruszyłem od niechcenia i w miarę szybko ich dogoniłem.
Wadera schowała się za drzewem.
- Chodź ze mną. Nie skrzywdzę cię – powiedziała cicho kolejna nieznana mi postać, która znalazła się za dziewczyną.
Przytrzymałem Kazara.
 - Nie idź za nią – szepnąłem tak, żeby nie było wiedzieć, że ruszam ustami. – Nie ma sensu, a jak chcesz to sam idź się szarpać. Wyczuwam w pobliżu niezłą sensację, więc idę się zabawić – posłałem mu diabelski uśmiech. – Mam nosa do tych spraw. Poza tym ta misja, to był zapewne blef.
I już zniknąłem, nie czekając na odpowiedź. Nie mogłem się doczekać kolejnej afery i obiecałem sobie trochę pofolgować, chociaż jeszcze nie okazywać w pełni mojego wewnętrznego diabła. Tylko odrobinkę.
Znalazłem się w jaskini i było to dosyć ciekawe widowisko. Moją twarz rozjaśnił uśmiech, lecz po chwili go ukryłem. Hmmmm… Trzeba, by przybrać minę odpowiednią do sytuacji.
Wiecie… Wkracza dwójka basiorów z morderczymi minami… Coraz bardziej mi się to podoba.
Jeden z nich złapał mnie za ramię dosyć mocno, ale nie wiedziałem czego ode mnie chce, więc przybrałem wystraszoną minę, by szybciej wygadał o co mu chodzi.
-Gdzie jest Mins?!
-T-tam-wyjąkałem i uznałem moją grę aktorską za całkiem znośną, ponieważ ruszył bez podejrzeń we wskazanym przeze mnie kierunku. Wtedy dziwnym trafem spojrzałem na moje odbicie, które zbłądziło się po bardziej przejrzystej części jaskini i omal nie zacząłem ryć się ze śmiechu. Miałem na głowie kaptur od płaszcza, który skutecznie mnie zakrywał i nie dało się stwierdzić, jakiej jestem płci, a jeśli oni wzięli mnie za dziewczynę? Teraz podszedł ten drugi… I zaczął mnie macać po tyłku. Serio? Ciekawe czy on wie co robi? Hahhaa… Co za idiota… Dam mu jeszcze chwilę, nim uświadomię go, że jestem samcem i z natury preferuję kobiety, a moim celem jest zdobyć dokładnie 278 stosunków seksualnych z waderami w Forever Young, jednak ten drugi się teraz odwrócił i musiałem szybko ukryć ten szatański uśmiech, ale po chwili ruszył do przodu, a jego spojrzenie mówiło „nic nie widziałem”, a więc jednak się skapnął.
 - Już wystarczy – powiedziałem. – Jestem basiorem ślepoto i raczej wolę rozbierać kobietę.
Odepchnąłem go nim zdążył zareagować i ukryłem się, wśród mroku jaskini. Wszedłem do jaskini ukradkiem, tak, że mnie nikt nie widział.
Zamierzali wykastrować Minsa? Geniusze. Z chęcią bym im pogratulował, ale chyba, jako członek watahy powinienem stanąć po stronie tego biedaka, tak więc znalazłem najlepsze wyjście w którym nie będzie, że im pomagam, bądź niszczę im te plany, czekałem dalej ukryty.
Ludu zaczęło przybywać… Brisinger się pojawił i wkrótce Aoime, która od niechcenia przerwała im tą orgię i w jej dłoni zmaterializowała się katana.
- Wynoście się. No chyba, że zostajecie na noc. Mam wolne łóżko. – wyszczerzyła zęby.
Jeden z wilków zaczął się cofać, lecz dosyć szybko zagrodziłem mu drogę, gdyż stałem przy wejściu. W moich rękach zmaterializowała się bielizna i uśmiechnąłem się.
 - A gdzie ty się wybierasz? Myślę, że powinieneś zostać jeszcze trochę z nami – byłem pozytywnie zaskoczony tym ciągiem wydarzeń, a jeszcze rano myślałem, że to będzie kolejny nudny dzień. – Nie mam nic przeciwko kastrowaniu Minsa, gdyby nie to, że jest z mojej watahy, więc chcę czy nie, muszę was ukarać, ale jako, że są ciekawsze zabawy, niż nawalanie się pięściami. Wolę zrobić to… - Przebiegłem po pokoju, niczym huragan przy okazji niedbale rozbierając wszystkich do bielizny
Zajęłem się nawet Aoime, chociaż ona straciła tylko stanik, a zostawiłem jej bluzkę. Brisinger był w samych bokserkach, podobnie, jak reszta.
 - Jak chcesz to mogę ich załatwić do naga? – Spojrzałem na Aoime. – Może byś ustawiła barierę wokół jaskini i będą musieli się trochę nabiegać za nami, by odzyskać swoje ubrania, co myślisz?

*Reakcja autorki z pewną nauczycielką od matmy… Wiecie, niektóre baby od tego przedmiotu to chodzący upierdliwy diabeł.

<Aoime dokończysz?>

(Wataha Światła) Od Elspeh

Szłam pewnie przed siebie mrucząc jakąś dawną piosenkę którą często śpiewało się w mojej starej watasze. Swoją droga miło, że mnie wywalili, nie potrzebowałam takich ciemnych jak noc bezksiężycowa, pasożytniczych idiotów w moim otoczeniu. Łapy miałam całe przemoczone i czarne od błota, jeśli tylko znajdę jakiś suchy zakątek, to muszę je wyczyścić, nie godzi się iść tak przez las. Wtedy drogę zastąpiła mi dziwnie wyglądająca, biała wadera. W przebłysku mej uprzejmości postanowiłam ją wyminąć, jednak ta zawarczała gdy tylko się zbliżyłam.
- Przepraszam.. - mruknęłam - Ale czy mogłaby się łaskawie przesunąć? - znowu zawarczała.
Przypominała mi oszalałą mysz, pragnącą wydostać się z pułapki kiedy ta przytrzasnęła jej ogon. Tylko że ta była trochę większa od szczura i z pewnością bardziej niebezpieczna.
Rzuciła się na mnie zupełnie bez powodu, uderzyła w magiczną barierę która utworzyła wokół mnie półkole. Delikatne wyładowanie elektryczne spowodowało, że się skrzywiłam a ta zdenerwowana upadła na ziemię. Spróbowała jeszcze raz, jednak moja tarcza nie miała zamiaru dopuścić tej oszalałej mendy do mojej osoby. Wtedy stało się coś, czego nie przewidziałam, w pewnej chwili uderzył we mnie spory głaz, na szczęście uchyliłam się od ciosu ale i tak zabolało gdy kamień otarł się o moją łapę. Warknęłam z irytacją i stworzyłam kolejną barierę, ta jednak przybiła waderę do ziemi rażąc ją energią. Gdy tarcza zniknęła, biała padła martwa na ziemię. Byłam zdziwiona, nie chciałam jej zabić.. no może troszeczkę. Przez nią miałam otarty tyłek.. nagle podeszła do mnie jakaś nieznana mi para.

<Aoime?>

Raisa - Wataha Ziemi


Imię: Raisa (dla przyjaciół Rai)
Płeć: Wadera
Wiek: 109 lat
Stanowisko: Wyrocznia
Żywioł: Ziemia
Umiejętności Specjalne: Dobrze włada mieczem który może zapłonąć zielono-niebieskim płomieniem gdy jest zła. Potrafi szybko i bezszelestnie się poruszać, biega z prędkością światła, ma sokoli wzrok. Rozmawia z duchami.
Charakter: Jest miła, ale potrafi być wredna. Zawsze postawi na swoim. Gdy lepiej kogoś pozna zawsze będzie go chroniła. Tajemnicza, przyjacielska, pomocna, agresywna dla nieznajomych, odważna, silna, zwinna. Gdy ktoś jej się spodoba jest trochę nieśmiała.
Rodzina: Jej rodzina zginęła w pożarze.
Partner/Partnerka: Wzdycha do .... tajemnica
Właściciel: Nina5271

(Wataha Światła) Elspeh

 Wilcza postać

Ludzka postać
Imię: Elspeh
Płeć: wadera
Wiek: 2710 lat
Stanowisko: Alfa
Żywioł: światło
Umiejętności Specjalne: tworzenie barier magicznych, telepatia, wchłanianie temperatury danego przedmiotu
Charakter: tajemnicza, cicha, małomówna, inteligentna, skryta, dokładna, uszczypliwa, ironiczna, leniwa, władcza, apodyktyczna, sarkastyczna, pyszna, dumna, egoistyczna, samolubna.
Rodzina: nie
Partner/Partnerka: brak
Właściciel: Best_Forever

(Wataha Wody.) Od Rose.

Nagle usłyszałam czyjś głos. Z pewnością nie był to głos kogoś z naszych. Podeszła do nas i zaczęła krzyczeć.
-Kim jesteście do cholery i co tu robicie???
-Kim jesteś i jak tu się znalazłaś?- zapytał Alfa.
-Jestem Blair, księżniczka umarłych- powiedziała
-Mhm... księżniczka...- odpowiedział
Nagle coś przezroczystego przeleciało przez moje ciało, poczułam silny ból głowy i zemdlałam. Usłyszałam tylko cichy głos Alstaira.
-Rose, podnieś się.
Wstałam, ale nie miałam żadnego kontaktu z otoczeniem. Ta wadera o czymś rozmawiała z Alexem, ale nie usłyszałam dokładnie o czym.
Usłyszałam cicho tylko kawałek tej rozmowy.
-Jestem Alastair, Alfa Watahy Wody obecnie znajdujemy się w jednym z pomieszczeń Jaskini Wodnej Rozpaczy- powiedział
-Ta... Fajna nazwa, chce tu mieszkać.- odpowiedziała
-Co?!?!- zapytał
-Zaprowadź mnie lepiej do jedzenia.- rzuciła.
Ta wadera była strasznie podła i bezczelna. Jak ona wogle śmiała od tak wejść sobie do jaskini i zarządać przyjęcia do watahy oraz jedzenia.
Od początku nie lubiłam tej nowej. Z takim zachowaniem niech nie liczy na ciepłe przywitanie. Chciałam podnieść się i przywalić jej z całej siły
w ten odrażający pysk. Jednak nie miałam takiej możliwości. Cały czas byłam za słaba by zrobić coś takiego. Moje serce zaczęło szybciej bić a z tym przyśpieszył oddech. Złapałam się za głowę i poczułam silniejszy ból niż przedtem. Zebrałam w sobie resztki siły i wyszeptałam.
- Alstair, przyjmij ją. Jeśli zrobi coś takiego reszcie watahy to w ogóle przestanie istnieć...
Mimo iż byłam uzdrowicielką z tego nie mogłam się uzdrowić. To było coś ponad moje siły.

(Wataha Wody.) Od Alastair'a.

Hinomoto bez wahania zabiła dziewczynę po czym spojrzała mi bezbarwnie w oczy.
 - Umarła, bo ty tak zadecydowałeś, a była słaba jak szczeniak, a nawet gorzej. Nie powinieneś skazywać jej na śmierć. – W moich oczach tańczyły wesołe iskierki.
Byłem zadowolony z jatki jaką urządziła wojowniczka.
- Sama tego chciała. - Wyszczerzyłem kły w coś na podobę uśmiechu w wilczym wydaniu.
 Wadera wytworzyła wielką bańkę wodną i wsadziła tam zwłoki. Okej. Przyznam, że to mnie zaskoczyło.
- Tak chowano u nas zmarłych. Okazuje w ten sposób jakiś tam szacunek. – Szepnęła cicho i odbiegła.
- koniec przedstawienia. - Rzuciłem do zszokowanych wilków i odszedłem bezszelestnie w las.
Spokojnym biegiem przedostałem się do jaskini i zmieniłem się w człowieka. Już miałem iść na siłownię, kiedy do jaskini weszła Rose. Rozejrzała się i jakby jej ulżyło, że jestem sam. Podeszła do mnie jako człowiek, zamknęła oczy i spuściła głowę.
-Alastair... Ja... Muszę ci coś powiedzieć... - Wyraźnie bił od niej lęk.
-Co musisz mi powiedzieć?
 -Ja... Ja... Z-z-zakochałam się w tobie... - Szepnęła i usiadła jak małe dziecko na podłodze.
Zakryła oczy rękami zakrywając łzy. Podszedłem do niej i położyłem rękę na ramieniu.
- Wybrałaś złą osobę. - Powiedziałem poważnie. - Nie jestem odpowiedni do jakiegokolwiek związku.
Pomogłem jej wstać i Rose zaczęła coś mówić, kiedy do jaskini pewnie wmaszerowała dziewczyna z maską czaszki na twarzy i białymi włosami.
- Kim jesteście do cholery i co tu robicie.? - Zapytała trochę zbyt władczo jak na początek.
Przeszyłem ją lodowatym spojrzeniem. 
- Kim jesteś i jak tu się znalazłaś.? - Odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
- Dobra, nie jestem tu mile widziana to idę stąd, nie będę się komuś narzucać.
- Ja tylko pytałem kim jesteś. - Syknąłem.
 -Jestem Blair, księżniczka umarłych.
 -Mhm... księżniczka...
Nagle jakiś półprzezroczysty twór wleciał w Rose. Przeniknął do jej ciała. Zakląłem pod nosem.
-Rose, podnieś się.
Wstała jednak nie miała żadnego kontaktu z otoczeniem.
- Widzisz, twoja pomagierka właśnie została zawładnięta przez ducha i mogę tak zrobić z każdym twoim towarzyszem. Więc lepiej powiedz kim jesteś i gdzie jesteśmy?
- Jestem Alastair, Alfa Watahy Wody obecnie znajdujemy się w jednym z pomieszczeń Jaskini Wodnej Rozpaczy. - Wolałem zgrywać zastraszonego.
Podstęp, to wszystko co na razie mogło mi pomóc.
 -Ta... Fajna nazwa, chce tu mieszkać.
- Że co.? - Prychnąłem.
- Zaprowadź mnie lepiej do jedzenia.
- Alastair, przyjmij ją. Jeśli zrobi coś takiego reszcie watahy to w ogóle przestanie istnieć... - Wyszeptała Rose i złapała się za głowę.
Wyczułem, że mimo iż była medykiem nie mogła z tym walczyć.
Moja irytacja i złość wygrały.
Oczy mi pociemniały a wokół nas zrobiło się chłodniej.
Błyskawicznym ruchem wyjąłem miecz od którego biło blado niebieskie światło. Szybko rzuciłem się do przodu i skoczyłem za Blair przystawiając jej ostrze do gardła. Jej skóra pokryła się delikatnym szronem. Taki był wpływ mojej broni.
- Zostaw Rose albo Cię zabiję. - Warknąłem.
Moja ręka pewnie leżała na mieczu. To był mój żywioł. Uwielbiam walkę i krwawe jatki.
Dziewczyna niechętnie wyszeptała słowa odwołujące ducha. Rose padła wyczerpana na ziemię.
- A teraz posłuchaj mnie uważnie. Jeśli sądzisz że jesteś jakąś tam księżniczką i każdy będzie Ci usługiwał to jesteś w błędzie. Gówno mnie obchodzi czy wcześniej tak było czy nie. Każdy walczy o swoje. Musisz się dostosować albo zginiesz. - Powiedziałem złowieszczo. - I jeszcze jedno. Każdy tutaj ma się słuchać moich rozkazów i nie pozwalam abyś krzywdziła kogokolwiek z mojej Watahy. Zrozumiano.?
- Tak. - Powiedziała Blair z lekkim drżeniem głosu.
- Cieszę się. - Warknąłem sarkastycznie i odepchnąłem dziewczynę od siebie.
Podszedłem do Rose i poprzez dotyk przekazałem jej trochę mojej energii. Dzięki temu mogła sama wstać i odejść do swojej groty.
Rzuciłem jeszcze jedno przeszywające spojrzenie na Blair, schowałem lodowe ostrze i wyszedłem na dwór. Moja wściekłość przerodziła się w drastyczną zmianę pogody.
Zamiast słońca niebo zasnuły ciemne chmury i zaczął padać śnieg a po kilku minutach przerodziło się to w śnieżycę. Takim oto sposobem krajobraz z letniego przerodził się w zimowy. Wieczna zima zawitała na tereny Watahy Wody.

(Watraha Wody.) Od Hinomoto.

Samica wstała ociężale, zapomniałam, że nią trochę rzucałam.
- Szybko, wolno? – Zapytałam obojętnie, bo ona wiedziała o co mi chodzi.
- Ty suko! – Wrzasnęła i ruszyła na mnie ze wzrokiem kobry.Obróciłam się z delikatnością i otoczyłam wodą rękę, no i trzasnęłam nią o szyję dziewczyny.
- Suka to pies, ja jestem wilkiem. – Powiedziałam oschle.
Wszyscy bacznie nas obserwowali, chyba myśleli, że to będzie ciekawa walka, ale ja nie dostałam żadnego ciosu, może czas jakiś przyjąć? No i przyjęłam, był to prawy sierpowy w twarz, aż lekko przekręciłam głowę. Jej siła w ogóle nie wzrosła od ostatniego razu.  Zacisnęłam pięść i przywaliłam jej w piąty kręg… Kurde wypadł…. Dziewczyna ze łzami w oczach padła na ring.
- Dobra, to chyba już wygrałam. – Wzruszyłam ramionami.
Do moich uszu doszedł cichy płacz i nagle ona wstała.
- Nigdy się nie poddam! To wszystko przez Ciebie! Straciłam przyjaciółkę przez Ciebie! – Krzyknęła przebijając mnie czymś na podobę miecza.
- Ja przyjęłam tylko zlecenie, to starszyzna się jej pozbyła, za to zlecenie. – Woda pociekła mi po bluzce.
Przyzwyczaiłam się już zmieniać część ciała w wodę….
- Kłamiesz! – Krzyknęła, wyciągając mały nóż i próbując kaleczyć mi twarz darła się: To wszystko twoja wina.
W końcu się wkurzyłam i złapałam ją za nadgarstek.
- Zachowujesz się jak rozpieszczony bachor! Przyjmij do wiadomości, że jej nie ma. – Wzięłam głęboki oddech, a w tym momencie chciała wyszarpnąć dłoń, ku jej zaskoczeniu zmiażdżyłam jej nadgarstek przypadkowo.
Dziewczyna pisnęła niemiłosiernie. Kucnęłam przy niej wyciągając jej broń z brzucha.
- Słuchaj uważnie, bo już nigdy więcej nic nie usłyszysz. Zamordował ją Kerze i leży nad Jeziorem Dybel. – Jej czerwone oczy znowu pokryły się taflą wody.
Wstałam i wyjęłam nóż. Wbiłam jej go głęboko w plecy. Padła. Bez cienia uczuć spojrzałam głęboko w oczy Alfy.
- Umarła, bo ty tak zadecydowałeś, a była słaba jak szczeniak, a nawet gorzej. Nie powinieneś skazywać jej na śmierć. – Jego roześmiane oczy jednak nie przyjęły do wiadomości, że to złe.
- Sama tego chciała. – Szczerzył kły.
Spojrzałam na zwłoki i szybko wsadziłam je do bańki wodnej, gdzie całe jej ciało zostało zmiażdżone. Następnie wyciągnęłam dłoń i otworzyłam portal…. Przeniosłam tam zmiażdżone zwłoki.
Alex patrzył na mnie zdziwiony.
- Tak chowano u nas zmarłych. Okazuje w ten sposób jakiś tam szacunek. – Szepnęłam cicho i wyszłam z ringu po czym poszłam gdzieś na drzewo.

Arisa - Wataha Ognia

Wilcza postać
Ludzka postać


Imię: Arisa
Płeć: Wadera
Wiek: 1316 lat
Stanowisko: Wojowniczka
Żywioł: Ogień
Umiejętności Specjalne: Potrafi spowodować, że broń (niezależnie czy to broń palna a nawet zwykły stalowy miecz) podgrzewa się do bardzo wysokiej temperatury i napastnik ma poparzone dłonie. Ma całkowitą władzę nad feniksami. Potrafi Rozmawiać z duchami oraz je przyzywać.
Charakter: Można jej charakter porównać do starszej kobiety połączonej z rozwydrzonym dzieciakiem. Unika okazywania uczuć, tylko przy bliskich mówi o swoich problemach. Przy nieznanych osobach jest złośliwa. Niekiedy jednak zdarza się jej okazać jakiekolwiek uczucia. Uwielbia używać sarkazmu. Nawet dla starszych potrafi być pyskata. Nie znosi mówić o sobie. Uważa, że nikt nie ma prawa je mówić co ma robić. Kiedy jednak ma zachowywać się z powagą to ona potrafi sprostać wymaganiom. Nie boi się walczyć z innymi wilkami ( nie ugnie się nawet przed basiorem). Lubi samotność chociaż czasami pasuje jej drobne towarzystwo. Jej największym minusem jest to, że na "podrywacza" może rzucić się z pazurami.
Jeśli jednak uda się na niej wywrzeć minimalne wrażenie, to basior może liczyć na drobną szanse jeśli chodzi o partnerstwo.
Rodzina: Urodziła się w Królestwie Feniksów. Tak jak jej przodkowie ma dar aby oswajać feniksy. Wychowała się ze starszą siostrą. Rozdzielili się bardzo dawno temu i nie wie coś się z nią stało.
Partner/Partnerka: Poszukuje tego jedynego.
Właściciel: Furia16



(Wataha Mroku) Od Aurory

- A pewnie! - powiedziałam radośnie, zawsze lubiłam huśtawki.
Wskoczyłam na siedzenie zrobione z pnącz roślin, a Phantom pchnął mnie do przodu i tak oto zaczęłam się huśtać, piszcząc przy tym jak małe dziecko. Co ja mogę, że tak dawno tego nie robiłam i sprawiało mi to taką radość? Z początku zaniepokoiłam się, że basiorowi przeszkadza moje głośne szczęście, ale on śmiał się tylko więc mogłam w spokoju udawać, że latam, góra i dół, góra i dół, góra i.. nagle uderzyłam w Phantoma, który, jak mi się zdawało, zapatrzył się gdzieś i nie zorientował się, że musi mnie odepchnąć. Przerażona zeskoczyłam z huśtawki.
- O matko hortensjo! - krzyknęłam przerażona - Zabiłam cię?
- Nie.. - zaśmiał się leżąc na trawie - Tylko... coś mnie tam w kręgosłupie.. - podbiegłam i pomogłam biedakowi wstać.
- Aleś mnie wystraszył, nieczęsto zabijam ludzi huśtawką... - przyznałam z uśmiechem.
- Nieczęsto? - spytał zdziwiony - Czy to oznacza, że zamordowałaś kogoś nią kiedykolwiek?
- Nie.. - przyznałam - Ale próbowałam. Miałam kiedyś niewiarygodnie denerwującego kolegę, który przychodził i zawsze przeganiał mnie z mojego ulubionego drzewa, pewnego dnia kiedy się bujał, zepchnęłam go do jeziora.. niestety nie udało mi się go utopić.. - zamyśliłam się- Ah wiesz.. te niewinne dziecięce pomysły..
- Aurora..? - spojrzał na mnie - Mogę cię o coś spytać?
- Słucham?
- Czy ty aby na pewno nie jesteś psychopatką..?  -roześmiał się - Bo wiesz... nie to, że nie miałem kogo wrzucać do jeziora, ale raczej nigdy bym o takim czymś nie pomyślał..
- Nie mam pewności czy jestem czy nie.. - wzruszyłam ramionami - A on był po prostu niesamowicie denerwujący.. na szczęście nie zobaczyłam go od chwili, gdy wyniosłam się z domu.
- A skąd jesteś? - spytał z zainteresowaniem i usiadł na trawie, a ja usiadłam na huśtawce.
- Z bardzo daleka.. wyniosłam się kiedy moja babcia została zabita. - zasmuciłam się - Potem rozdzieliłam się z moją durną siostrzyczką i tak znalazłam się tutaj. To chyba tyle.
- Dlaczego mieszkałaś z babcią? - spytał - A twoi rodzice?
- Ojciec przepadł po tym jak się dowiedział, ze mama jest w ciąży, a ona sama wyniosła się niedługo po porodzie, więc w sumie powiedzmy, że moi rodzice.. że w ogóle ich nie ma - uśmiechnęłam się - O jak miło by się ich topiło w rzece..
- Z pewnością.. - Phantom spojrzał na niebo. - Robi się późno, zaraz będzie ciemno.
- Wracamy? - spytałam.

<Phantom?>

(Wataha Ognia) Od Alice

Szukałam go już zbyt długo. To niemożliwe, że mi się wymknął. Jeszcze nikt tego nie zrobił. Jestem niezastąpiona, najlepsza z mojej watahy. Najlepsza w zdobywaniu informacji. To ja powinnam być alfą, ale większość wybrała jego. Nie mogłam nic na to poradzić. Z resztą, mniejsza o to. Byłam strasznie głodna. Podróżowałam już 4 dni bez jakiegokolwiek pożywienia. Poza tym przytłaczającym bólem brzucha to byłam odrobina samotna. Nigdy nie oddalałam się tak daleko sama.
Stanęłam w miejscu, nasłuchując sarny, którą wyczułam.
- Mam cię - powiedziałam pod nosem. Zaczęłam gonić biedną zwierzynę. Szybka była, ale nikt mnie nie pobije. Nagle zauważyłam jakieś inne wilki.
- Kolejna wataha - pomyślałam. Jeśli nie będą sprawiać kłopotu nic się im nie stanie. Przecież jestem dość silna. Potrafię poradzić sobie z  jakimiś małymi wilczkami. Nie bacząc na konsekwencje wciąż ścigałam cel. Koło mnie wybiegła dość znajoma postać.
- To moja sarna. Znajdź sobie inną - warknęłam i natychmiast przyśpieszyłam. Od mięsa dzieliło mnie jakieś 5 metrów, nie więcej. Rzuciłam się na zdobycz.
Powoli przebiłam kłami główną tętnicę zwierzęcia i po chwili zajadałam się jej przepysznym ciałem. Po skończonym posiłku, jeśli można tak to nazwać, ruszyłam w dalszą drogę.
- Ej! Ty! - usłyszałam za plecami. Przybrałam postać człowieka i odwróciłam się w stronę głosu. Ujrzałam tam dwóch dość przystojnych mężczyzn. Nie znałam ani jednego, choć jednego oczy wydawały mi się znajome.
- Czego tu szukasz? - spytał prosto z mostu szarowłosy. Czyli chyba jednak się nie dogadamy.
- Nie twój interes kochasiu - odpysknęłam. Kontynuowałam drogę do mojego celu, który nie wiem gdzie się znajduje, ale to tylko szczegół.
- Zaczekaj - tym razem odezwał się ten drugi. Czarne włosy. Wyglądał na milusiego.
- Mam na imię Akatsuki, a to jest Kazar. Jesteśmy z Watahy Mroku - ciągnął dalej.
- Jakoś mało mnie to interesuje - nadal zgrywałam niedostpną. Nie lubię poznawać nowych osób, wilków, jak to woli. Z uśmiechem na ustach odwróciłam się i starałam nie zwracać na nich uwagi.
- Panienko, jesteś na naszym terytorium, więc gadaj co tu robisz albo będę musiał użyć siły - Kazar? Tak, chyba to ten, odezwał się dość niegrzecznym tonem.
Nie przyjmuję czegoś takiego. Mnie powinno traktować się z szacunkiem. Bez mniejszego zastanowienia rzuciłam się na niego. Turlaliśmy się tak z 10 minut.
Gdyby nie ten... Akatsuki to jeszcze byśmy tak sobie leżeli na zielonej trawie.
- Dość. Mam misję do wykonania, a wy mi tylko przeszkadzacie - fuknęłam.
- Niestety chyba jej nie wypełnisz ślicznotko. Idziesz z nami - teraz to naprawdę się zdenerwowałam.
- Nara - zmieniłam się w wilka i szybko biegłam w zupełnie nieznaną mi stronę. Nie wiem jakim cudem, ale zaczęli mnie doganiać. Niestety byłam już na tyle zmachana, że musiałam zwolnić. Na moje szczęście bezszelestnie skryłam się za drzewem. Wciąż jednak byłam zagrożona. Nagle poczułam na plecach czyjąś dłoń. Jak oparzona odskoczyłam do przodu.
- Chodź ze mną. Nie skrzywdzę cię - zrobiłam jak kazał tajemniczy głos.

piątek, 25 października 2013

(Wataha Mroku) Od Minsa


Ren i ten drugi nadal się na znęcali nade mną. Nagle do groty wszedł Brisinger. Ucięli sobie krótką pogawędkę po czym Ren podszedł do mnie i wykręcił mi ręce. Usłyszałem chrupnięcie. Po chwili do groty wmaszerowała Aoime.
- Zostawcie go.-powiedziała.
- Niby czemu? powiedział ktoś.
- Eh, bo mam taki kaprys, a dzisiaj jest pełnia, a ty masz niebieskie majtki. -wymamrotała.
Podeszła do mnie i kopnęła mnie w nogę mówiąc.
- Wstawaj.
Po tej wypowiedzi cały ten Mac podszedł do niej i zaczął ją podduszać. A ona w odpowiedzi go ugryzła .
- Wynoście się. No chyba, że zostajecie na noc. Mam wolne łóżko.-powiedziała szczerząc zęby.
 Mac zaczął cofać się do wyjścia ale wpadł na Akatsukiego. Chwilę po tym w jego dłoniach zmaterializowała się bielizna.

(Wataha Woda) Od Blair

Chowając się przed deszczem weszłam do pobliskiej jaskini. Jak to ja muszę się porozglądać, już na pierwszy rzut oka jaskinia wyglądała na zamieszkaną. Z jednej strony dobrze, ponieważ mam pewność, że jest stabilna, lecz istniało prawdopodobieństwo, że ktoś mnie tu znajdzie. No i niestety tak się stało tylko nie ktoś znalazł mnie, lecz ja kogoś... Był to mężczyzna i dziwnie wyglądającą kobieta, wyglądem przypominała mi jakiegoś aniołka, niestety nie moje klimaty. Weszłam do groty i spytałam
-Kim jesteście do cholery i co tu robicie??? Trochę jednak bałam się tego mężczyzny, wyglądał tak jakoś mrocznie
-Kim jesteś i jak tu się znalazłaś?
-Dobra, nie jestem tu mile widziana to idę stąd, nie będę się komuś narzucać
-Ja tylko pytałem kim jesteś!
-Jestem Blair, księżniczka umarłych
 -Mhm... księżniczka...
Gwałtownie coś półprzezroczystego wleciało w Rose, po czym zemdlała.
 -Rose, podnieś się.
Wstała jednak nie miała żadnego kontaktu z otoczeniem.
-Widzisz, twoja pomagierka właśnie została zawładnięta przez ducha i mogę tak zrobić z każdym twoim towarzyszem. Więc lepiej powiedz kim jesteś i, gdzie jesteśmy?
-Jestem Alastair, Alfa Watahy Wody obecnie znajdujemy się w jednym z pomieszczeń Jaskini Wodnej Rozpaczy
 -Ta... Fajna nazwa, chce tu mieszkać.
-Co?!?! -Zaprowadź mnie lepiej do jedzenia.
 <Cichaa odpisuj c:>

Alice - Wataha Ognia


Wilcza postać

Ludzka postać
Imię: Alice
Płeć: kobieta
Wiek: 17 lat
Stanowisko: Szpieg
Żywioł: Ogień
Umiejętności Specjalne: Wyostrzony wzrok
Charakter: Wybuchowy, tajemniczy.
Rodzina: Bez rodziny
Partner/Partnerka: Wolna
Właściciel: GG - 48396415

(Wataha Mroku) Od Aoime

Nie powiem, dziwnie tak było siedzieć i grać na harfie, a z niej i tak wydobywały się krzyki i jęki. Albo ktoś tutaj ostro się bawi i zapomniał o tym, że nie jest sam, albo no, inni bawią się nim. Zarzuciłam coś na siebie i wyszłam. Krzyki dochodziły z groty Minsa. Może znowu sobie jakąś przygruchał. Kto go wie?
Tuż za zakrętem weszłam w jakąś gęstą mgłę, ale nie taką, jaką widać nad wodą w mroźne ranki i wieczory, ale bardziej taką, która próbuje ci się wkręcić do umysłu i opętać twoje ciało. Gdybym była młodsza, może bym poległa, ale nie urodziłam się wczoraj. Hardo skręciłam i wpadłam na jakiegoś chłopaka, którego widziałam pierwszy raz w życiu. Jego ręce automatycznie powędrowały na moją pupę.
- Ręce przy sobie, kochanie. - złapałam je i założyłam za jego plecami. - Uśmiechnęłam się szelmowsko. Pewnie zaskoczenie przysporzyło się do tego, że dałam mu radę, zwykle przy przepychankach z "mężczyznami" nie miałam szans.
 Zaczął się szarpać, a ja pożałowałam, że nie wzięłam broni. Wyrwał się z mojego uścisku, a ja odskoczyłam od niego.
- Idź przede mną. - warknęłam, a on uśmiechnął się szaleńczo i podreptał do przodu.
Widok był nieziemski i napawał dumą i szczęściem moje serce. Pewnie wyjdę na zimną sukę, bo Mins był moim podopiecznym i teoretycznie powinnam mieć na względzie jego dobro. Ale ja lubiłam krwawe jatki.
O dziwo, Brisinger też brał udział w tej orgii.
Chłopak obok mnie stał cicho, ale coś kombinował, widziałam to. W końcu westchnęłam głęboko i powiedziałam od niechcenia.
- Zostawcie go.
Obrócili się w moją stronę, a Brisinger cofnął się, kiwając mi głową.
- Niby czemu? - prychnął przeciętniak, od którego cuchnęło dworem.
- Eh, bo mam taki kaprys, a dzisiaj jest pełnia, a ty masz niebieskie majtki. - wymamrotałam.
Stanął oniemiały, a ja podeszłam do Minsa i kopnęłam w nogę.
- Wstawaj. - rzuciłam.
W tym czasie ten, który mnie tak miło przywitał, założył mi rękę pod brodę, a drugą ręką zakrył usta. Ugryzłam go, jak najmocniej potrafiłam, a ten cofnął się, trzymając kurczowo rękę.
Zdjęłam ze stojaka jakąś katanę i stanęłam w pozycji bojowej.
- Wynoście się. No chyba, że zostajecie na noc. Mam wolne łóżko. - wyszczerzyłam zęby.
Ten, od którego wyczuwałam więź z Brisingerem, a otaczała go aura właściwa wilkom ognia, cofał się do wyjścia, ale wpadł na chłopaka.
Akatsuki rozłożył ręce, a zaraz potem w jego dłoniach zmaterializowała się bielizna. Zabawę czas zacząć.

(Wataha Ognia) Od Macabre

-Czy ja wiem...Czego byśmy chcieli,Mac?
Ren musiał być w na prawdę dobrym humorze jeśli tę decyzje pozostawił mi. Czas dać upust swej artystycznej duszy czy czemuś tam!
Uśmiechnąłem się kiedy przez głowę zaczęły przelatywać mi miliony pomysłów na tortury, począwszy od odgryzania palców, a skończywszy na sprawdzaniu ile igieł zmieści się w jądrach...
Moje przemyślenia przerwało pojawienie się innego basiora...
Chwila, to nie ten Alf z mojej Watahy? Jak mu tam...
-Bronek?
-Brisinger idioto!
Oczywiście wiedziałem. Ta...
-Po cholerę tu przylazłeś? - zapytał Ren mrużąc oczy.
-Wszyscy chcą wykastrować Minsa! - wyręczyłem Brisingera zerkając na rzygającego krwią Minsa. Wróciłem do tematu - Proponuję wyciągnąć mu flaki przez gardło i wyszyć mu nimi f*uta na brzuchu. Ewentualnie można przykuć go za małego do sufitu i czekać aż się urwie. Albo oba na raz...
Ren patrzył na mnie pytająco. Brisinger był wyraźnie zniesmaczony. Dla mnie był to najlepszy dowód mego geniuszu!
-Niech będzie to drugie, ale zrób coś zanim sie nam wykrwawi!
Nikt mnie nie docenia.
Włożyłem ręce do kieszeni. Spojrzałem na Minsa. Wyglądał teraz żałośnie.
Siłą woli zacząłem powoli powstrzymywać krwawienie tak jak je wywołałem. Jeszcze raz wtargnąłem do jego umysłu żeby poczuć radość z jego bólu. Kiedy skończyłem basior jęczał. Żałosne.
Ren chciał od razu go złapać, ale go powstrzymałem. Wolałem jeszcze chwile popatrzeć co zrobi.
Podniósł się z ziemi. Otarł dłonią usta. Spojrzał na nas. Był wściekły, w jego oczach nadal było widać ból. Przesunął się do przodu. Czy ten samobójca zamierza nas zaatakować? Lubię jak ofiara walczy, ale to było po prostu śmieszne. Było nas trzech. Nie poradził by sobie nawet z Renem, gdyby nie był pijany!
Roześmiałem się.
-Dobra, ukróćmy mu cierpienie, bo zaraz umrę ze śmiechu!
-Nikt by za tobą nie tęsknił.
Ren był szybki jak błyskawica. Złapał Minsa z ramiona i wykręcił je w tył. Usłyszałem chrupnięcie. Brisinger też wiedział co ma robić.
-Mamy widownie - ogłosiłem - Ktoś wszedł do jaskini. Bawcie się grzecznie, przywitam widza!
Wychodząc uaktywniłem swoją moc. Moje oczy rozbłysły czerwienią.

(Aoime chciałaś dokończyć czy ki c*uj?)

(Wataha Ognia) Od Grace

Ostatnio dużo się u nas dzieje. Od czasu wojny dwa razy zmieniła nam się Alfa, duża część watahy została wygnana lub poległa w boju. Oczywiście nie zapominając o tym, że ciągle dochodzą nowi członkowie. Słyszałam plotki, że między watahami ma być zawarty pokój, jednak nie są to jeszcze sprawdzone informacje. Skończywszy podsumowanie ostatnich wydarzeń wstałam z legowiska i wyszłam z jaskini. Usiadłam w człowieczej formie na jednej z wystających skałek przed jaskinią. Był wczesny, rześki poranek, słońce przyjemnie grzało, a ciepły wiatr delikatnie trącał liście i źdźbła trawy. Nad dolinami unosiła się delikatne mgła, pewnie zaraz opadnie. Założyłam nogę na nogę i oparłam brodę na nadgarstku, opierając tym samym łokieć na kolanie. Wiatr delikatnie rozwiewał moje rude włosy... i wtedy właśnie to mnie dotarło że jestem jedyną waderą w ogniu z ludzką postacią, mało coś nas... Zaczęłam się zastanawiać co tak właściwie mogłabym pożytecznego zrobić... Skupiłam się i zaczęłam analizować, co mamy, a czego nam brak. Musiało to wyglądać przekomicznie, taka 'Grace-filozof'. Na myśl o tym głośno się roześmiałam. Wstałam i otrzepałam spódnicę z piachu, który prawdopodobnie znajdował się na skale. Zobaczyłam wychodzącą z jaskini Esariye, uśmiechnęłam się do niej, a ta skinęła mi głową. Przeciągnęła się i pobiegła w stronę lasu, pewnie zapolować. Ech, muszę sobie skombinować coś wygodniejsze do siedzenia... Do miasta raczej nie pójdę, z prostej przyczyny, że nie przyniosłabym z tak daleka fotela, ani nawet krzesła. Oczywiście nie mogę zapomnieć o tym, że nic bym nie kupiła bo nie mam pieniędzy... Ale tak gdyby... Tak to dobry pomysł. Weszłam do jaskini i ze starych rupieci chaotycznie porozrzucanych na podłodze wygrzebałam w miarę ostrą maczetę. Zmieniłam się w wilka, złapałam ją w zęby i wybiegłam z jaskini. Rozpędzona nie zauważyłam tego nowego, wchodzącego do jaskini i się z nim zderzyłam. Wydałam z siebie nieartykułowany dźwięk, który miał w pierwotnej wersji brzmieć 'Sory', ale ciężko mówi się trzymając gigantyczny nóż w pysku... Zdaje się, że go nim drasnęłam.., ale no nic poradzi sobie. Gdy dobiegłam do rzeki zatrzymałam się w ostatniej możliwej chwili, żeby nie wpaść go wody. Spojrzałam na swoje odbicie, wzdrygnęłam się i niechętnie weszłam do wody. Jak ja jej nienawidzę... Przepłynęłam na drugi brzeg rzeki, wyszłam na piach i otrząsnęłam z siebie krople wody. Potruchtałam przez siebie gubiąc ostatnie krople tej przeklętej cieczy. Jak ja jej nie cierpię... Skierowałam się w stronę najbliższego zbiorowiska drzew, wyraźnie wierzb. Po kilku minutach już tam byłam. Zmieniłam się w człowieka złapałam maczetę w obie ręce i zaczęłam oglądać gałązki drzew. Gdy znalazłam ładny, w miarę długi młody pęd obcinałam go maczetą. Po upływie pół godziny miałam zaledwie 15 gałązek, stanowczo za mało by zrobić krzesło. Wybieranie odpowiednich gałęzi było żmudną i ciężką pracą. Za ciężką i za żmudną. Spojrzawszy do góry, stwierdziłam, że już południe, i że jeżeli chcę się wyrobić przed zachodem, to muszę zacząć się streszczać. Po chwili zastanowienia zaczęłam wymachiwać maczetą jak szalona ścinając o wiele więcej gałązek za jednym razem, później wybiorę te najlepsze. Obcinałam gałęzie tym sposobem, dopóki nie usłyszałam niepokojącego szelestu za moimi plecami...

czwartek, 24 października 2013

(Wataha Ziemi) od Alfy Kiche

Dni mijały szybko i nudno. Kręciłam się po trenach, wyleiwałam obok rzeki i patrzyłam na obłoki, w tych chwilach towarzyszył mi niekiedy Sizu.
- Sizuuuu - Uśmiechnęłam się wylegując się akurat nad wodą. - Lubisz mnie ?
- Lubię
- Aha..
- Czasami mnie tylko denerwujesz.
- Serio ?
- Tak - Syknął zabawnie.
- Pff - Odpowiedziałam z zadowoleniem i wskazałam na biały kłębuszek na niebie. - O. Widzisz tam ?
- Chmura. Czasami jak są nisko, ciężka jest w nich widoczność.
- Może chmura, może nie. Ale kształt ma serca. - Uśmiech nie odstępował moich ust. - Chciałabym być kiedyś chmurą, przyjmowałabym śmieszne kształty.
- To rzeczywistość. Trzymaj się życia twardo a nie bujasz właśnie w obłokach ! - Poruszył skrzydłami i w tej chwili wypadło mu piórko. Patrzyłam jak wolno spada w dół szepcząc:
- Ale życie jest ulotne. Może i jestem nieśmiertelna ale żadna chwila się nie powtórzy. Każda sekunda jest cenna.
- Powiedz co zrobiłaś z moją Kiche? To od Ciebie uczyłem się powagi.
- Ale to ja. Miłość mnie odmieniła.
- Uważaj na siebie - Odleciał.
- Już lecisz? - Spojrzałam na cień ptaka. - Do zobaczenia za rok.
Wstałam, przeciągnęłam się i westchnęłam. Było tak pięknie że szkoda było marnować dnia. Ruszyłam przed siebie szybkim krokiem czując że ktoś mnie obserwuje. Niestety nie zauważyłam że cząsteczki materii zaczynają się koło mnie zbierać.. stanęła obok mnie Hekate i podłożyła mi nogę a ja wywinęłam orła.
- Jak zawsze niezdarna. - Zaśmiała się. - Słuchaj no kochanie. Bóg twojego Shadow'ka gra mi na nerwach.
- Jak zawsze pojawiasz się nie proszona. - Odpowiedziałam otrzepując się. - To nie mój problem .
- A no właśnie Twój. Przez to, że z nim jesteś coraz częściej się z nim widzę ! - Zrobiła fajną minę. - Co Ty w nich widzisz? Shadow to po prostu taki sam jest jak jego patron !
- To co ? Ja go kocham za to jaki jest.
- Wariatka
- No i chuj Ci w dupę. - Mrugnęłam do niej i ruszyłam przed siebie. Dym otoczył mnie i usłyszałam głos patronki "Pożałujesz gówniaro".
Zmieniłam się w wilka i truchcikiem ruszyłam dalej. Nie przejęłam się jej słowami. Ona jest zależna ode mnie, ja od niej - nie musimy się uwielbiać.
Nagle ktoś skoczył mi na grzbiet, wystraszyłam się ale zauważyłam że to Shadow. Przeturlając się zmieniliśmy się w ludzi. Pocałował mnie.
- Cześć kochanie. - Cieszyłam się, że go widzę. Nie chciałam go puszczać i odwzajemniłam pocałunek. - Co Cię do mnie sprowadza?
<Kasiu ? Wierz, że Cię kocham  i Shadow'ka? :) >

Blair - Wataha Wody

 
Wilcza postać


 
Ludzka postać

Imię: Blair 
Płeć: Samica 
Wiek: 21 lat 
Stanowisko: Szaman
Żywioł: Woda 
Umiejętności Specjalne: zna wiele potężnych zaklęć czarnej magii, umie władać duchami, potrafi manipulować innymi. 
Charakter: Blair jest mroczna i zamknięta w sobie, jednak gdy walczy z wrogiem jest bezlitosna, nigdy się nie poddaje, walczy do ostatniej krwi 
Rodzina: Brak 
Partner/Partnerka:Brak 
Właściciel: kdawid51 (skype)

środa, 23 października 2013

(Wataha Powietrza) Od Rena

-No, to ja też tam idę! -powiedział Macabre- Trzeba gnoja wykastrować!
Spojrzałem na niego i skinąłem głową.Kastracja Minsa to było coś na co zdecydowanie miałem ochotę,zwłaszcza że moje wkurwienie osiągnęło maksymalny poziom,gdy najpierw zostałem dwukrotnie wydymany przez tego pajaca,gdy byłem na haju,a potem jeszcze Mac dorzucił swoje trzy grosze na temat "mojej laluni".Zacisnąłem zęby tak mocno,że poczułem ból w szczęce.Nikt nie będzie mnie robił w balona,a już zwłaszcza taki chłystek jak Mins.Macabra musiałem jakoś znosić,ale do czasu.Miałem zamiar go zabić dopiero,gdy nadejdzie odpowiedni moment.Taaaak.Już niemal widziałem go powieszonego za chuja na drzewie,błagającego o łaskę...Spojrzałem na gapiącego się ze smutkiem na pień Mac'a,który właśnie drapał się po wybrzuszeniu swoich spodni.O fuck! On naprawdę podniecił się drzewem.Miałem nadzieję,że nie zgwałcił jeszcze jakiejś wadery...
-Ruszaj dupsko!Dziupli będziesz szukał kiedy indziej.-warknąłem z ironią.Niewzruszony zmienił się w wilka i pobiegł za mną.
~Kto go kastruje?~ w mojej głowie rozległo się pytanie Mac'a.
"Ja"-stwierdziłem,wykrzywiając pysk w wilczym uśmiechu.
Kiedy dotarliśmy pod Jaskinię Zagubionych Dusz niemal od razu wyczułem specyficzny zapach tego skunksa.Fuj,wciąż jeszcze nim śmierdziałem.Nie patrząca na Macabre zmieniłem się w wilka i pewnie wkroczyłem do jaskini.Po drodze spotkałem jakąś waderę.Złapałem ją mocno za ramię,wiedząc,że zostanie na nim niezły siniak i warknąłem:
-Gdzie jest Mins?!
-T-tam-wyjąkała przestraszona.Puściłem ją i bez słowa ruszyłem w wyznaczonym kierunku.Odwróciłem się,żeby sprawdzić czy Macabre idzie za mną i zastałem go klepiącego w pośladki...Zaraz...Czy to był basior?! Mac obmacywał właśnie jakiegoś basiora po tyłku.Świetnie.Zdębiałem,ale po chwili z powrotem ruszyłem do przodu,mając już kompletnie w dupie tego idiotę.Po cholerę on w ogóle ze mną przyszedł?!
Przestąpiłem próg groty Minsa i ujrzałem go bezmyślnie wpatrującego się w węża.Nie myśląc za wiele,podszedłem do niego szybko i chwyciłem za gardło,przyciskając go do ściany.Jęknął cicho,nie mogąc złapać oddechu.
-Ze mną się nie zadziera!-warknąłem mu w twarz.Spojrzał na mnie,próbując przybrać zaciekłą minę.
-Co tam?Dalej boli,po tym jak skopałem ci dupę?-wysyczał.Tego było za wiele.Z rykiem trzasnąłem nim o ścianę.
-Uspokój się Ren...-usłyszałem za plecami głos Mac'a.-Z ofiarą trzeba obchodzić się powoli...Żeby cierpiała jeszcze bardziej.
Nagle leżący na ziemi Mins wydał z siebie okrzyk bólu.Obróciłem się do Macabre.
-Krwawienie wewnętrzne?Serio?-spytałem z ironią,gdy z ust basiora wypłynęła krew.Zmarszczyłem brwi zniesmaczony całym zajściem.Mac uśmiechnął się łobuzersko i mruknął:
-To jeszcze nic,Ren.Już nie mogę doczekać się jego krzyków,gdy będziemy go kastrować.
-Czego ode mnie chcecie?!-Krzyknął Mins,najwyraźniej przestaszony perspektywą utraty jąder.Ojoj...Jak mi go żal...
-Czy ja wiem...Czego byśmy chcieli,Mac?-rzuciłem Mac'owi rozbawione spojrzenie,przykładając basiorowi mroku ostrze miecza do brody i dźgając go w nią perfidnie.Dziś gotów byłem zgodzić się na każdą propozycję tego psychola.
<Mac, czego chcemy?>

(Wataha Wody.) Od Rose.

Czułam że to ten dzień, dzień w którym powiem Alfie o uczuciach którymi go darzę. Z jednej strony to dobrze a z drugiej źle. Dobrze bo w końcu powiem mu co do niego czuję, a źle dlatego że nie jest tak łatwo stanąć przed alfą i wypowiedzieć bez żadnego uprzedzenia te dwa słowa które ciążą mi na sercu, czyli ,,kocham cię". Bałam się, że źle to zrozumie i wyśmieje mnie. Bałam się też, że inni się o tym dowiedzą i uznają mnie za kompletną idiotkę. Jednak jedną z moich cech było to, że byłam odważna, ale mimo to strasznie się bałam. W końcu zdobyłam się na odwagę i poszłam w stronę jego jaskini. Na szczęścię nikogo nie było. Podeszłam do niego i zamieniłam się w człowieka. Zamknęłam oczy, zacisnęłam pieści i spuściłam głowę w dół.
-Alastair... Ja... Muszę ci coś powiedzieć... - powiedziałam z lekkim lękiem w głosie.
-Co musisz mi powiedzieć? - zapytał i zamienił się w człowieka.
-Ja... Ja... Z-z-zakochałam się w tobie... - powiedziałam i usiadłam.
Zakryłam oczy rękami by nie było widać moich łez bo zbierało mi się na płacz. Alfa podszedł do mnie i położył swoją rękę na moim ramieniu. Bałam się jego reakcji na moje słowa.

< Alastair liczę na cb >

( Wataha Powietrza) od Shadow'a

       W drodze do mojej groty poczułem obecność dwóch wilków które nie należały do mojej watahy. Jako że miałem naprawdę bardzo dobry humor, zawyłem groźnie aby ich powiadomić aby sobie poszły i żebym nie ruszał swojego szanownego dupska do nich bo będzie źle.
      Wszedłem do swojej groty i owiałem wzrokiem wilczyce które były w jaskini. Kurcze, teraz nic się nie dzieje serio. Życie teraz jest takie monotonne od razu do czasu można nad kimś się wyżyć a tak? Tylko wstać, zapolować, nic nie robienie, znowu polowanie, spać. No pięknie świetny rozkład dnia.
Ah no tak mogę jeszcze pobzykać się z moją kochaną Kiche i co tam jeszcze? No mniejsza, kogo to obchodzi?
     Westchnąłem. A gdyby przejść się do Kiche? Możemy porobić wiele ciekawych rzeczy. Jeszcze z lepszym nastrojem odwróciłem się i potruchtałem w stronę Watahy Ziemi. Kiedy ujrzałem białą wilczycę skoczyłem jej na grzbiet i przeturlaliśmy się po trawie zmieniając się w ludzi.
Dziewczyna zaskoczona na mnie spojrzała. Uśmiechnąłem się i  pocałowałem ją w usta.

(Wataha Ziemi) Od Phantoma

Jakoś nie obchodziło mnie na czyim jestem terenie ani takie tam...Jestem nie do ruszenia, a i Aurorę obronię w razie potrzeby.
Pytanie o moje pochodzenie nie należało do trafnych.
-Sam nie wiem.-mruknąłem i zatrzymałem się. Usiadłem.-Nie pamiętam, za szczeniaka straciłem rodzinę i tak się tułałem, aż do teraz.-westchnąłem i usiadłem.-Nie idźmy lepiej dalej.-spojrzałem w oczy wadery. Nie wyglądało, żeby często miała towarzystwo.
Poprowadziłem kilka roślin na drzewo i coś zacząłem majstrować. W sumie...Sam nie wiedziałem do końca co to będzie. Aurora przyglądała mi się uważnie, ale zapadła dziwna cisza. Dwójka małomównych, przepięknie.
-A Ty skąd jesteś?-zwiesiłem pnącze z drzewa, potem kilka następnych. Po chwili powstało coś na kształt...Cholera, huśtawka? Do reszty mnie pogięło? Zaśmiałem się.-Wybacz, ja czasem nad tym nie panuję. Samo się robi. Skorzystasz?-zaproponowałem i wyszczerzyłem się jak dzieciak. Całość misternej "konstrukcji" oplotło jeszcze jak wąż pnącze, mające służyć za umocnienie. Rany, czasem słów do siebie nie mam. Jestem jak szczeniaczek.

<wybaczcie, że tak długo milczałam. Zapieprz mam totalny...>.< >

(Wataha Ognia) Od Macabre

-Czego?!
-Też się cieszę, że cię widzę! Jak miło usłyszeć twój słodki głos o poranku...
-Skończyłeś błaźnie?!
-Nie, ale nie chce mi się kończyć.
Ren był wyraźnie wkurwiony. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać.
-Miałeś zamiar przespać się z tym drzewem? - padło pytanie Rena.
To jest zbyt proste...
-Nie, tylko... trochę mi się nudziło więc wyobraziłem sobie, że to ta twoja Laleczka...
-Jesteś idiotą.
Próbował zachować spokój, ale obaj dobrze wiedzieliśmy, że się w nim gotowało. No to jadę dalej.
-Jak twoje narządy rozrodcze?
- A ty skąd...
-Nie przejmuj się, Elnann napewno zrozumie czemu tak wygląda! Akurat się do niej wybierałem więc jeśli chcesz mogę ją uprzedzić...
-MACABRE DO JASNEJ CHOLERY, POWIESZ MI CZEGO CHCESZ IDIOTO?!
I tak oto zostałem zmuszony do przejścia do rzeczy. Eh... I na chuj to komu?
-Rada jest na ciebie mocno cięta.
-No i?
-Jak tu kogoś wyślą to słowo, że za moją sprawą obudzisz się po drugiej stronie - dla nas obu była to dość nieciekawa kwestia. Rada...
Ren milczał więc mówiłem dalej.
-Co ty wogóle planujesz kretynie? - zapytałem uprzejmie.
Wzruszył ramionami.
-Wspomniałeś coś o Elnann, Mac?
-Taa...Nie ważne - Ups, chyba się zdradziłem...Trzeba przerwać temat.
Gdzieś niedaleko zaszeleściły liście. Oto moje zbawienie!
-Słyszysz?
-Słyszę...Idź sprawdź co to Ren, a ja poszukam w tym drzewie dziupli.
-Chcesz się w niej schować?
-Nie. Chodzi o...
Najwyraźniej zrozumiał, bo odwrócił się napięcie.
-Gałąź ci w dupe Mac. Lepiej stąd spadaj...
No i odszedł.
A ja rozczarowałem się nie znajdując dziupli. Nie miałem zamiaru odchodzić, wiedziałem, że Ran zaraz wróci sprawdzić czy nie utknąłem w drzewie.
-Jeszcze tu jesteś?
Nie pomyliłem się.
-Pomyślałem, że chcę widzieć co zrobisz z Minsem...
Jego wzrok mówił sam za siebie.
Roześmiałem się.
-No, to ja też tam idę! - do Elnann wstąpie później - Trzeba gnoja wykastrować!
 
(Ren, kastrujemy?)



(Wataha Mroku) Od Aoime

Czułam jej wzrok na swoim ciele. Wyczuwałam stres i strach w jej oddechu. 
- Tu jest twoja grota. - oznajmiłam.
- Och, dziękuję! - zaświergotała wesoło. - Trochę mnie to zniesmaczyło, bo dzisiaj szczególnie bolała mnie głowa. - Przepraszam. - burknęła.
- Dobrze, muszę iść, mam masę rzeczy do roboty. - powiedziałam nie przekonywująco.
- Przepraszam?  - spytała bojaźliwie.
- No mów.
- Nie wiem nawet jak masz na imię... - mruknęła cicho.
- Aoime.
- Mogę trochę pozwiedzać? - spytała.
- Okej, ale uważaj na tereny watahy powietrza, alfa Shadow niezbyt lubi przybłędy.
Podziękowała i wyszła z groty.
Ja natomiast wzięłam stary, wyplatany koszyk i poszłam do lasu. Przechodziłam przez łąkę, na której wszystko kwitło i brzęczało, słońce przyjemnie muskało moje plecy. Stanęłam przed pierwszymi drzewami, rosły blisko siebie i były tak gęsto pokryte liśćmi, że nie widać było ani kawałka nieba. Sączyło się tylko ciepłe, zielone światło. Nie widziałam tego lasu nigdy równie cichego i spokojnego. Przypatrywałam się wszystkiemu z zaciekawieniem, ale nie zauważyłam tu żadnego żywego zwierzęcia, nawet ptaki nie skakały po gałęziach. Jakoś przecisnęłam się przez drzewa i weszłam głębiej, obserwując głównie wyższe partie lasu. Poczułam, jak woda napływa mi do butów i wtedy spojrzałam na moje stopy. Weszłam do ogromnej kałuży. Zaklęłam pod nosem, wyszłam z niej, zdjęłam buty i wyszłam na łąkę.
Wytarłam stopy w murawę i obróciłam się nerwowo, gdyż coś zaszeleściło w lesie, a potem usłyszałam trzask łamanych gałęzi. Z lasu wyłoniła się Aida, była już pokaźnych rozmiarów. Zajęcia z Brisingerem jej pomagały, była także bardziej posłuszna.
Pogładziłam ją po głowie.
- To co, maleńka? Wracamy? - spytałam bardziej samej siebie.

(Wataha Mroku) Od Belli

Byłam prze szczęśliwa, że tropicielka z Watahy Wody zgodziła się ze mną porozmawiać.
- No więc jestem jaka jestem. Nie znam swoich rodziców. Wychowała mnie ciotka, która już niestety nie żyje. Nie mam rodzeństwa, ale jestem z Hebi tak bardzo zżyta, że traktuję ją właśnie jak siostrę. Mam trudny charakter, ale łatwo temu zaradzić. – wyrecytowałam, a Elnann znów się na mnie dziwnie popatrzyła. – Możemy ruszać. – Zakomenderowałam, chociaż to ona miała przewodzić w naszym polowaniu. Nie musiałyśmy długo szukać, już po przebiegnięciu jakiś dwóch metrów moja znajoma poczuła zapach jelenia. 

– Na północ. – pokierowała mną w odpowiednim kierunku. Jest, siedzi w krzakach niczego nieświadomy. Fakt jest faktem, że trochę szkoda mi było tych wszystkich zwierząt, ale cóż my też musimy coś jeść. Bardzo szybko sobie z nim poradziłyśmy i syte usiadłyśmy pod drzewem. 
– Wiesz co Elnann? – spojrzała na mnie spode łba. – Lubię Cię. – zaskoczyłam ją tym wyznaniem, ale nie odebrało jej to mowy. 
– Bello, wiesz co..Ty również jesteś bardzo .. ym.. miła. – Byłam w ciężkim szoku, nie znałam jej od tej strony, myślałam, że nigdy nie odważyłaby się na taki krok, a jednak, myliłam się. 
– Nie wiedziałam. Ale nie ukrywam schlebia mi to. – Głupia ja, jak zwykle musiałam się zarumienić. Elnann zaśmiała się głośno.
 – Fajnie wyglądasz z rumieńcami na twarzy.. – widać było, że nie może powstrzymać się od śmiechu. 
– No dziękuję Ci bardzo. – skarciłam ją spojrzeniem. 
– Nie zrozum mnie źle. Zazwyczaj jesteś bardzo blada, a więc śmiesznie wyglądasz czerwona jak burak. – Znów się śmiała. 
– To miał być komplement? – Dołączyłam do niej. Współczułam wilkom znajdującym się w pobliżu, śmiałyśmy się naprawdę bardzo głośno. Usłyszałam wycie. Shadow był w pobliżu, no cóż jego teren. – Zmywajmy się stąd. – poleciła Elnann. Popierałam jej pomysł w stu procentach. Pobiegłyśmy na Polanę Nicości, znajdowała się najbliżej i była bezpiecznym miejscem do odpoczynku. Położyłyśmy się na trawie. Zaczęłam rozmowę.
 – Chociaż jestem tu od nie dawna, to nie trudno nie zauważyć że bardzo lubisz Gilberta.. – nie wiedziałam co powie, ani jak zareaguje. Ja sama nie lubiłam tych przesłodzonych pogaduszek, ale bardzo ciekawiło mnie to co ona do niego czuje. 
– O tak, wyjątkowy chłopak. Ale po prostu bardzo się lubimy, on mnie, a ja jego. – powiedziała, tak jakby się tłumacząc. 
– Okey, rozumiem. – zaskoczyło mnie to, że mi to powiedziała. 
– Słodki jest. – zamruczała marzycielskim tonem. Ok. Już rozumiem, po prostu zapomniała, że jej słucham. Ech, postanowiłam, że nie będę się wtrącać. Chętnie posłucham o nim czegoś jeszcze. 
– Nie chcę wyjść na jakąś zakochaną idiotkę.. – ciągnęła – po prostu cholernie mi na nim zależy. Chyba to znasz? Musiałaś tego doświadczyć, przynajmniej raz w życiu. – Chciała wyciągnąć ode mnie moje tajne informacje. Trudno niech się cieszy. 
– O tak. Był kiedyś taki jeden Paul, ale wyszło jak wyszło. Mówi się trudno, nie ten, to będzie kolejny. – Boże jaka ze mnie idiotka. Tylko żebym się przy niej nie poryczała. Prawie jej nie znam, a zwierzam jej się z całego mojego życia, no ale cóż chcę być uczciwa.
 – Dzięki. – powiedziała znikąd. 
– Za co? – spytałam zdziwiona.
 – Za to, że taka jesteś. Przynajmniej mnie rozumiesz. – powiedziała tak jakbym była królową i oddawała mi cześć.
 – Nie ma za co. – rzuciłam wstając, byłam zmęczona postanowiłam zdrzemnąć się w Jaskini. – Muszę lecieć, do zobaczenia. – powiedziałam. Kątem oka zauważyłam że Elnann też już śpi. Bałam się zostawiać ją samą, ponieważ nie była na swoim terytorium, ale cóż nie miałam wyjścia. Po drodze do Jaskini spotkałam Minsa. O Boże – pomyślałam. Jak ja go nie lubię, nie żeby mi się zbytnio naprzykrzał należymy do tej samej watahy, ale jakoś tak mi do gustu nie przypadł. Na szczęście nie zatrzymywał mnie żeby pogadać, był zajęty. Uff – odetchnęłam z ulgą. Ułożyłam się wygodnie w mojej grocie i zasnęłam.