wtorek, 15 października 2013

(Wataha Ognia) Od Macabre


Śmiać mi się chciało, zresztą jak zawsze. Głupota moich "towarzyszy" mnie powalała.
Staruchy wysłali mnie za Renem z jakąś cholerną misją I myślą, że będę ściśle przestrzegał zasad. Śmieszne. Wiedziałem, że tak naprawdę była to przede wszystkim decyzja mojego kochanego ojczulka, który chciał się mnie pozbyć chociaż na parę miesięcy, ale nawet ja wiem, że wysyłanie MNIE z czymś takim to bardzo nieprzemyślane zagranie. No trudno, przynajmniej mam szanse się rozerwać.
-Się masz, Mac.
Usłyszałem głos Rena.
-Wiesz po co tu jestem? - zapytałem naśladując głos antagonisty z bajek dla dzieci.
-Niestety tak. - Ojoj, Ren mnie nie lubi.
-A więc pewnie wiesz,że mam pilnować Ciebie i twojej przyszłej "partnerki"? - rzuciłem.
-Taa...
-I że mam pilnować, żebyś jej czasami nie rozdziewiczył... - spojrzałem na niego surowo nadal udając poważnego.
-Taa... Ciekaw jestem jak chcesz tego dopilnować...
-To już nie jest twój problem, Ren. - mruknąłem. - Radzę ci się pilnować,jeśli nie chcesz doznać krwotoku wewnętrznego.
-Jasne. Nie mam zamiaru zrobić jej krzywdy i dobrze o tym wiesz. - odparł.
-Zobaczymy. Widziałem, że ma niezły tyłeczek...
Wyprowadzanie Rena z równowagi było jedną z licznych rozrywek, które mogłem sobie fundować z daleka od domu.
-Spróbujesz ją tylko tknąć, a będziesz mieć do czynienia ze mną.
Udało się.
-Uspokój się Burek. Ona nie należy do mnie. - pokazałem mu kły - Zobaczymy się niedługo, teraz mam kilka lasek do wyruchania. - machnąłem mu ręką i odbiegłem.

Dobra, skoro ostrzeżenie Rena mam już za sobą to pora zająć się sprawami, których nie mam w dupie.
Po pierwsze: Coś do żarcia (zarżnie się coś po drodze)
Po drugie: Zorientować się jakie mam tu hmm...możliwości. Gdzie tu są jakieś wadery?
Po trzecie: Znaleźć Watahę Ognia.
Kiedy skończę przyjdzie pora na plan "T" - TOTALNA ROZPIERDUCHA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz