piątek, 11 października 2013

(Wataha Mroku) Od Aoime

 - Spać? Nie wydaje mi się. Chodźmy do mnie.
- Okej. - przytaknęłam.
Nasze dłonie znowu się splotły i ruszyłam za Alexem.

Gdy dotarliśmy, było tak harmonijnie. Ani jednej żywej duszy. Poprowadził mnie przez jakieś korytarze, istny labirynt, aż doszliśmy do wielkiej groty. Piękna sypialnia. Na środku stało wielkie wodne łoże, a ściany zdobiły przeróżne freski.
- Tutaj spędzimy tą noc. - szepnął Alastair, obejmując mnie. Postanowiłam się trochę podroczyć i uwolniłam się z objęć, uciekając do łóżka.
Nakazałam gestem mu podejść do siebie. Uśmiechnął się drapieżnie i zadowolony z siebie, zaczął zdejmować moją sukienkę. Gdy doszedł do bielizny, powaliłam go na łóżko i zaczęłam całować.
- Zachowajmy tempo. - zaśmiałam się.
Całą noc spędziliśmy razem. Rano obudziłam się pierwsza, jednak leżałam nieruchomo i wsłuchiwałam się w miarowy rytm bicia serca chłopaka. Zdałam sobie sprawę, że takich nocy nie będzie dużo, z racji, że każdy ma swoją watahę i swoje obowiązki. Ubolewałam nad tym faktem, ale dla paru godzin snu z nim w jednym łóżku nie zrzeknę się obowiązków alfy. Westchnęłam głośno, dając upust swojej frustracji, ale moje problemy były niczym, w porównaniu z tymi, które miałam w pierwszych chwilach życia. Teraz jestem sama, bez rodziców, jest okej. Musiałam przestać rozmyślać, gdyż Alastair przeciągnął się, przetarł ręką oczy i je otworzył. Rozejrzał się nieprzytomnie po pomieszczeniu, a gdy natrafił na moją twarz, uśmiechnął się leniwie.
- Hej, piękna. - przywitał się.
- Nie słodź. - parsknęłam.  - Gotowy?
- Do czego? - ziewnął.
- Do wyjścia. Miałeś mnie zabrać do miasteczka.
- A, to. Jasne. Daj mi chwilę. - wstał z łóżka i wyszedł którymś korytarzem. Będę potrzebowała dłuższej chwili, żeby się tu ogarnąć. Zwłaszcza te wszystkie przejścia i korytarze.
Dosłownie chwilę później przyszedł i utkwił we mnie wzrok.
- Możemy iść. - oznajmił.
- A ja?
- A tak, daj chwilę. - pstryknął palcami, a ja zmieniłam fryzurę, strój i ogólnie, poczułam się świeższa.
- Dzięki. - pocałowałam go w policzek.
Czasami wszystkie moje działania wydawały się takie... dziecinne i niedojrzałe.
Złapał mnie za rękę i wyprowadził z tego labiryntu na zewnątrz. Wciągnęłam nozdrzami idealnie krystaliczne powietrze i zachłysnęłam się ideałem tego dnia. Rozejrzałam się po cudownej okolicy, kochałam to miejsce, całe Forever.
Po drodze zaczęło burczeć mi w brzuchu. Alex zaśmiał się,  nakazał mi zaczekać i wszedł do jakieś groty. Po chwili wyniósł pajdę chleba. Jak na śniadanie, może być. Szybko zjadłam i ruszyliśmy dalej.
Było wczesne popołudnie, a ja w oddali widziałam dym wydobywający się z kominów i pełno ludzi, którzy krzątali się jak mrówki.
- Byłeś kiedyś wśród jakiś plemion ludzkich?
- Kilka razy. - mruknął.
- Dobrze, trzymaj się mnie, nie pokazuj żadnych oznak dziwactwa. Oni są na to bardzo... uczuleni. - złapałam jego rękę i pomaszerowaliśmy na przód.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz