Szłam pewnie przed siebie mrucząc jakąś dawną piosenkę którą często śpiewało się w mojej starej watasze. Swoją droga miło, że mnie wywalili, nie potrzebowałam takich ciemnych jak noc bezksiężycowa, pasożytniczych idiotów w moim otoczeniu. Łapy miałam całe przemoczone i czarne od błota, jeśli tylko znajdę jakiś suchy zakątek, to muszę je wyczyścić, nie godzi się iść tak przez las. Wtedy drogę zastąpiła mi dziwnie wyglądająca, biała wadera. W przebłysku mej uprzejmości postanowiłam ją wyminąć, jednak ta zawarczała gdy tylko się zbliżyłam.
- Przepraszam.. - mruknęłam - Ale czy mogłaby się łaskawie przesunąć? - znowu zawarczała.
Przypominała mi oszalałą mysz, pragnącą wydostać się z pułapki kiedy ta przytrzasnęła jej ogon. Tylko że ta była trochę większa od szczura i z pewnością bardziej niebezpieczna.
Rzuciła się na mnie zupełnie bez powodu, uderzyła w magiczną barierę która utworzyła wokół mnie półkole. Delikatne wyładowanie elektryczne spowodowało, że się skrzywiłam a ta zdenerwowana upadła na ziemię. Spróbowała jeszcze raz, jednak moja tarcza nie miała zamiaru dopuścić tej oszalałej mendy do mojej osoby. Wtedy stało się coś, czego nie przewidziałam, w pewnej chwili uderzył we mnie spory głaz, na szczęście uchyliłam się od ciosu ale i tak zabolało gdy kamień otarł się o moją łapę. Warknęłam z irytacją i stworzyłam kolejną barierę, ta jednak przybiła waderę do ziemi rażąc ją energią. Gdy tarcza zniknęła, biała padła martwa na ziemię. Byłam zdziwiona, nie chciałam jej zabić.. no może troszeczkę. Przez nią miałam otarty tyłek.. nagle podeszła do mnie jakaś nieznana mi para.
<Aoime?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz