Długo wpatrywałam się w ptaki.
Zbyt długo.
Podniosłam się z chłodnej ziemi. Rozejrzałam się dookoła, wcześniej 
nie przyglądałam się okolicy. Teraz mogłam wszystko zobaczyć w blasku 
słońca.
Krystalicznie czysty wodospad, lazurowa woda, zielona trawa. Wszystko 
wydawało się mieć tu swoje miejsce. Wszystko poza mną. Do harmonicznego 
obrazu nie pasowały moje kruczo czarne, zmierzwione włosy, rubinowe oczy
 ani wynaturzona dusza. Gdziekolwiek bym się nie pojawiła byłam jak 
nadmierny element układanki - wypaczona, inna, zbędna...
Wszyscy zawsze mi powtarzali, że wataha jest domem, rodziną i te sprawy.
 Ja jednak nie potrafiłam tego poczuć w sobie. Nigdy mi to nie 
przeszkadzało...
"Okłamujesz sama siebie...Nie wstyd ci?"
Znowu Ona... 
Czasami - nie! Prawie zawsze - miałam Jej po uszy i jedyne czego chciałam
 to wyrwać jej cholerne nóżki z...nie ważne. Niestety - były to też moje
 nogi. Nie ma na całym świecie - wszechświecie! - bardziej irytującej, 
złośliwej i upierdliwej osoby niż Ona. Mimo to wydaje mi się, że 
jesteśmy dla siebie jak siostry. Jeśli jedna czuje ból, druga cierpi 
razem z nią. Czujemy to samo, znamy swoje myśli, pragnienia, marzenia...
Dzięki Niej nigdy nie byłam do końca samotna, ale głowy bym sobie nie 
dała uciąć, że nigdy nie zamieniłabym Jej na porządny obiad. Nie była 
tylko głosem w mojej głowie. Była moim drugim Ja (chociaż sumieniem 
nazwać Jej nie mogę).
"Obraziłaś się na mnie Siostrzyczko?"
-Jeśli ty też mnie zostawisz to, daje słowo, ostatnią rzeczą jaką zobaczysz będzie twoja wyrwana i przymocowana do ściany ręka.
Śmiała się. Nie był to ten sam kpiący śmiech, który zwykle słyszę. Ten był szczery.
"Za kogo mnie masz, Gadzino*? Obiecałam, że ci pomogę, nie?"
-Wiem Inferno, wiem...
Uśmiechnęłam się.
Może mój uśmiech trwałby dłużej niż sekundę, gdybym nie poczuła, że ktoś
 się zbliża. Nie był to całkiem obcy zapach. Zjeżyłam futro...
(Czy Gilbert albo Elnann mogliby skończyć? Dziękuje ;p)
*Gadzino nawiązuje do imienia Hebi ozn. wąż
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz