sobota, 26 października 2013
(Wataha Ognia) Od Arisy
Ooo tak….. o to chodziło- pełny luz i swoboda. Nareszcie uwolniłam się od siostry chociaż muszę przyznać było mi ODROBINKĘ przykro. Szybko się jednak pozbierałam i ruszyłam przed siebie.
***
Po jakimś czasie zaczął doskwierać mi brak opieki siostry. Nie jadałam już od ponad dwóch tygodni. Spacerowałam po jakimś lesie ale nagle wyczułam zapach pieczonego mięcha. Mmmmm…. Skierowałam się w źródło zapachu . Okazało się w pobliżu była wioska ludzi. „Bardzo ciekawe, a może by tak zrobić małe zamieszanie?”- pomyślałam. W postaci wilka zakradłam się do jakiegoś człowieczka i skoczyłam na niego. Jego wyraz miny można porównać do przerażonej wiewiórki. Patrzył na mnie szklanymi oczami a ja jednym uściskiem szczęk udusiłam go. Poszłam dalej. I teraz najlepsze- wyskoczyłam na sam środek jakiegoś rynku czy coś. Wszyscy chłopi wyjęli małe nożyki a niektórzy wracali ze żniw to nawet z kosami. Robi się ciekawie. Pewnie myślą, że pokonają mnie. Może i by mieli szanse gdybym nie miała moich zdolności podgrzewania broni. Mentalnie odwęgliłam im ręce, zaczęły się fajczyć. Krzyczeli w niebo głosy a ja bez żadnych uczuć patrzyłam się na to. Kiedy reszta wioski zajęła się rannymi ja wykradłam zwędzoną kiełbasę, pajdę chleba i kilka surowych steków. Trzymając w pysku worki z posiłkiem uciekłam do lasu. Zmieniłam się w człowieka i wyjęłam kiełbasę i kawałek pieczywa. Zajadałam się ze smakiem. Nagle moje rozkosze przerwały czyjeś kroki…. Tak jak myślałam, kilku chłopów razem z psami gończymi poszli moim tropem. Okay czyli oznacza walkę. Pierwsze wyszły psy. Wiedziałam jednak, że to dla zmyłki więc się schyliłam bo wiedziałam, że myśliwi mają łuki. Tym razem się jednak pomyliłam bo pierwsze wystartowały psy. Szybko się podniosłam i wtedy oberwałam strzałą w tylną łapę. Zapiszczałam z bólu. Mieli już do mnie podchodzić wtedy szybko rozpętałam płomienie wokół nich. Podniosłam się i kulejąc zaczęłam uciekać. Słyszałam skamlenie psów i krzyki mężczyzn. Nie odwracałam się a przez myśl przeleciało mi – sami sobie są winni- powiedziałam szatańsko uśmiechając się. Pomimo, że uciekłam nadal miałam strzałę w tylnej łapie i bolało jak chol*ra. W końcu usiadłam z wyczerpania. Zmieniłam się w człowieka. Raz…. Dwa… trzy i auuu…. Wyjęłam strzałę. Na szczęście nie była zatruta ale rana była dość głęboka ale na szczęście w mojej torbie miałam jakiś opatrunek. Nałożyłam maść i przycisnęłam ranę opatrunkiem. No dobra dość leniuchowania pora ruszyć dalej. Poszłam przed siebie. W końcu natrafiłam na ślady innych wilków. Wiedziałam, że teraz za bardzo walczyć nie mogę więc postanowiłam tym razem uniknąć walki ( uwierzcie bardzo niechętnie). Po chwili wyczułam zapach bardzo młodego wilka. Poszłam jego tropem zmieniając się w między czasie w wilka. Ujrzałam wtedy młodego chłopaka. Była Alfą i na dodatek posiadał żywioł ognia. Dobra trzeba jakoś okazać swój „szacunek” do innych. Zmieniłam się w kobietę i wyszła zza krzaków. On patrzył się na mnie a ja zaczęłam rozmowę:
- Witaj, czy mógłbyś przyjąć mnie do swojej watahy?
<Brisinger liczę na Ciebie :) >
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz