wtorek, 15 października 2013

(Wataha Powietrza) Od Rena

Zrobiłem się głodny i poszedłem zapolować. W lesie złapałem trop królika i już po kilku minutach zajadałem się jego świeżym, ciepłym mięsem. Najedzony postanowiłem przejść się po terenach watahy. Szedłem w milczeniu zastanawiając się nad tym jak to wszystko gładko załatwić. Do dnia unii pozostawało jeszcze trochę czasu, więc na razie miałem luz. Byłem ciekaw kiedy starszyzna przyśle za mną jakiegoś strażnika, który będzie mnie pilnował. Warknąłem pod nosem. To wszystko było chore... Nagle dotarł do mnie zapach kogoś kto zdecydowanie nie należał do tej watahy. Przyczaiłem się w krzakach, obserwując go. Niespodziewanie warknął:
-Wyłaź.
Nie podobało mi się,że mi rozkazywał, ale postanowiłem się nie stawiać.
-Kim jesteś? - syknąłem.
-Nie potrzebna ci ta wiedza do szczęścia - mruknął obojętnie i ruszył przed siebie. Wkurzył mnie tą ignorancją.
-Stój. - warknąłem, ale się nie zatrzymał. Nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś nie wypełnia moich poleceń. - Stój. - powtórzyłem.
-Posłuchaj. Nie mam czasu na pogaduszki z takim szczeniakiem jak TY. - wycedził przez zęby.
-Znalazł się ważniak - prychnąłem.
Czułem, że oboje jesteśmy wkurzeni. Mój instynkt podpowiadał mi, że to alfa jakiejś watahy. Nie mogło być inaczej. Powietrze wręcz buzowało między nami.
-Nie wiem,jak ci na imię, Chłoptasiu, ale nie mam teraz na ciebie czasu - zawarczał gardłowo. Kto tu był chłoptasiem?!
-I powiedziało to dziecko - zmierzyłem go wzrokiem. Pod względem fizycznym, niewiele odbiegałem od prawdy. Ja przynajmniej wyglądałem jak facet, a nie jak zasmarkany 15-latek.
-Waż się ze słowami, Bezimienny.
-Ren jestem - powiedziałem luzackim tonem, żeby jeszcze bardziej go wkurzyć. Jego rozdrażnienie bawiło mnie tak bardzo,że uśmiechnąłem się gardząco, mrużąc oczy.
-Dobrze więc. Dowiedz się kim jestem, a potem pogadamy inaczej - uuuuu, ktoś tu pęka z dumy.
-Umowa stoi, Młodziaszku. Jak ci na imię?
-Alastair - mruknął.
-Jeszcze mi odpowiesz za tę zniewagę - powiedziałem żartem, umyślnie kokietując jego wyniosły ton. Chłopak prychnął i odszedł krokami naśladując króla. Parsknąłem śmiechem na ten widok i kontynuowałem mój uroczy spacerek. W mojej głowie rozległ się nagle zachrypnięty głos Macabre'a : "Spotkanie pod Wodospadem Żywiołów. Teraz." Westchnąłem i ruszyłem do wodospadu. Mogłem się spodziewać, że wyślą tu właśnie jego. Niech to szlak, miałem przerąbane. Ten szaleniec nie spuści ze mnie oka nawet na sekundę. A więc nici z bliższych kontaktów z moją przyszłą partnerką... Fuck.
-Się masz, Mac. - powiedziałem patrząc prosto w jego przerażające oczy.
Kiwnął mi głową na przywitanie.
-Wiesz po co tu jestem? - zapytał z chrypą.
-Niestety tak. - nie byłem zbyt zadowolony, że każdy mój ruch będzie analizowany przez psychopatę, który wymordował połowę swojej rodziny.
-A więc pewnie wiesz,że mam pilnować Ciebie i twojej przyszłej "partnerki"? - rzucił obojętnie.
-Taa...
-I że mam pilnować, żebyś jej czasami nie rozdziewiczył... - spojrzał na mnie surowo.
-Taa... Ciekaw jestem jak chcesz tego dopilnować...
-To już nie jest twój problem, Ren. - mruknął. - Radzę ci się pilnować,jeśli nie chcesz doznać krwotoku wewnętrznego.
-Jasne. Nie mam zamiaru zrobić jej krzywdy i dobrze o tym wiesz. - odparłem.
-Zobaczymy. Widziałem, że ma niezły tyłeczek... - powiedział z obleśnym uśmieszkiem.
-Spróbujesz ją tylko tknąć, a będziesz mieć do czynienia ze mną.
-Uspokój się Burek. Ona nie należy do mnie. - błysnął kłami. - Zobaczymy się niedługo, teraz mam kilka lasek do wyruchania. - machnął ręką i odbiegł.
Zalała mnie fala obrzydzenia. Świetnie... Teraz jeszcze będę miał na głowie tego psychopatycznego Zboczeńca z manią zabijania. Przez chwilę zastanawiałem się czy nie palnąć sobie kulką w łeb, ale przypomniałem sobie, że jestem nieśmiertelny. Niech to szlak.
<Mac, dokończysz?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz