Alastair był bardzo spięty i nerwowy. Sama nie lubiłam otaczać się ludźmi, ale nauczyłam się ich znosić, tego ode mnie wymagano.
- Co jest? - spróbowałam.
- Nic. - zagaił. - Co chcesz najpierw kupić?
Popukałam się paznokciem w wargę.
- Ubrania.
- Dobrze, idź. Ja zaraz do Ciebie dołączę.
Kiwnęłam głową i odsunęłam stare płótno, które robiło zapewne za jakiegoś rodzaju drzwi w jednej z chat. Kobieta, która handlowała towarem, uśmiechnęła się od niechcenia i zmierzyła mnie nieprzyjemnym wzrokiem. Zobaczymy, kto kim tutaj będzie gardził. Zdawało mi się, że dosłownie chwilę zajęło mi wybieranie sukien, płaszczy, bielizny i nakryć, nie tylko dla mnie, ale i dla całego stada, ale widocznie znacznie zniecierpliwiłam kobietę, a i przez chatę przewinęło się sporo osób. Położyłam wszystko na stole, podałam wór z monetami i czekałam na swoją resztę. Udźwignęłam torby, wsadziłam woreczek do kieszeni i wyszłam z tego miejsca.
Podeszłam do zadaszonego stoiska z naczyniami. Miałam dość tych brudnych, glinianych kubków. Podszedł do mnie Alex i wręczył kufer z masy perłowej. Był piękny. Cały się mienił i zachęcał do otworzenia. Cmoknął mnie w policzek i przepraszając, odszedł jeszcze. Pochylałam się z tym całym balastem nad zdobioną zastawą, kiedy usłyszałam jakiś wrzask, spojrzałam na niebo, a gruba kropla wody spadła mi na nos, a niebo przedzierały pierwsze błyskawice. Kobieta pobiegła do miejsca, gdzie kłębili się wszyscy ludzie. Niektórzy trzymali jakąś broń, a w środku był nie kto inny, jak Alex, rozszarpujący gardło jakiemuś czarnowłosemu chłopakowi. Nerwowo przygryzłam wargę.
Ktoś strącił go z chłopaka, idiota pobiegł w las, a chłopi zasadzali się na wilka, zarżnął trzech, dość.
Przymrużyłam oczy i wypowiedziałam ciąg słów, wszyscy padli jak jeden na twarz, a Alex spojrzał na mnie zdziwiony.
- Co to było? - wydukał.
- Podstawy czarnej magii, mniejsza. Potrzebujesz czegoś?
- Chciałbym przed zachodem słońca wrócić do swojej postaci i pomóc ci to taszczyć do domu.
Skupiłam się mocno i uniosłam dłonie w spazmatycznym ruchu, potem wyszeptałam trzy słowa.
- Spróbuj teraz. - mruknęłam.
Zmienił postać, z uśmiechem spojrzał na swoje dłonie i ruszył w stronę moich pakunków.
- Kiedy wracamy? - spytał.
- Daj mi chwilę. - weszłam do chaty z książkami, pochwyciłam całą półkę, spakowałam do torby i wyszłam, chłopak czekał tam już załadowany ubraniami i naczyniami.
- Jak zamierzasz to wszystko zabrać do domu? - westchnął.
- Jeszcze nie tak dawno chwaliłeś mi się, jaki to jesteś silny. - zaśmiałam się. - Ale nie, mam w zanadrzu inną sztuczkę. - Zagwizdałam, a chwilę później dało się słyszeć ruch skrzydeł. Smoczyca wylądowała i przejechała jęzorem po moim policzku.
- Fe, Aida! - zganiłam ją.
Skuliła się, a ja zmieniłam ton i pogładziłam ją po ciele.
- I to małe coś nas zabierze? - spytał drwiąco.
- Nie, ale weźmie nasze rzeczy. Prawda, mała? - zwróciłam się do niej.
Kiwnęła głową, a ja umieściłam na niej pakunek i przytwierdziłam do jej siodła.
- Leć ostrożnie. - pogładziłam ją po pysku. - wnosząc się w powietrze, wznieciła tumany pyłu i piachu.
- Chodźmy już, niedługo się obudzą. - uścisnęłam rękę chłopakowi i ruszyliśmy do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz