poniedziałek, 24 lutego 2014

(Wataha Mroku) Od Aoime

Nemezis już zniknęła, coś przed domem huknęło. Zaniepokojona otworzyłam drzwi i spojrzałam na ziemię.
Na ziemi leżała jakaś dziewczyna, kurczowo nakrywająca sukienką nogi. Z jej twarzy leciała krew.
- Hej, nic ci nie jest? - zapytałam.
- W sumie nic, tylko... boli mnie trochę głowa. - dotknęła dłonią policzka.
- Może chcesz się u mnie zatrzymać?
- Nie wiem, czy mogę...
- Oczywiście, że tak. Nawet nie protestuj.
Pomogłam jej wejść po stopniach i zaprowadziłam na górę.
- Możesz tu zostać, ile chcesz. - powiedziałam do niej. - Zaraz wracam.
Zeszłam na dół, w chłodziarce był lód i jakieś wypieki, zimne, ale... Zaniosłam jej.
- Smacznego. - położyłam na stoliku obok łóżka. - Potrzebujesz czegoś jeszcze? - spytałam, nakrywając ją kocem. - A tak w ogóle, to jak ci na imię? - zasypałam ją pytaniami.

*Esmerila?*

(Wataha Mroku) Od Minsa


Pierwszy dzień w tym dziwnym miejscu zszedł mi na szukaniu innych. Gdy zapadł wieczór każdy udał się do mieszkania które sam sobie wybrał. Ja wybrałem sobie apartament w dużym budynku w centrum terenu naszej watahy. Gdy wmaszerowałem do mieszkania zauważyłem małego elfa.
- Czego tu szukasz?-rzuciłem
- Jestem tu aby ci pomóc przyzwyczaić się do tego świata.
- No dobra możesz zostać
Całą noc tłumaczył mi jak tutaj żyć. Pomógł mi także wybrać ubranie aby się nie wyróżniać. Gdy ubrałem ciuchy które mi dał mój wygląd się zmienił. Było to dziwne. Gdy wzeszło słońce elf zaczął mi tłumaczyć o komputerach, telefonach komórkowych i internecie. Na początku nic z tego nie rozumiałem ale w miarę jak wsłuchiwałem się w słowa elfa zaczęło mi się to rozjaśniać. Gdy uznał ,że już to rozumiem wyczarował owy komputer z podłączonym internetem i zaczął mi tłumaczyć jak go używał. Więc około dwa dni zeszły mi na naukę. Siedziałem już w tej krainie dwa dni. Podczas tego długiego drugiego dnia nauczyłem się od elfa prawie wszystkiego o tym świecie.
- Dobra. Może teraz nauczysz się używać broni? spytał
- Czemu nie.
- Dobrze
Wyczarował mi zezwolenie które było mi potrzebne do kupna broni. A i jeszcze jedno masz tutaj pieniądze. Skinął ręką i na łóżku pojawiło się 5 teczek. Gdy otworzyłem jedną zauważyłem,że jest pełna pieniędzy
- Za co to? spytałem
- Sprzedałem całe twoje złoto i broń. Masz tu ponad półtorej miliona. Ale mimo takiego bogactwa znajdź sobie uczciwą prace bo inaczej zacznie się tobą interesować policja.
- Spoko.
Powiedziałem po czym poszedłem kupić broń. W najbliższym sklepie z bronią kupiłem Pistolet maszynowy ASG GBB Heckler&Koch MP5 K Pistolet ASG CO2 Browning HPM III z tłumniczkiem i Karabin snajperski ASG Kalashnikov. Kupiłem też do każdej broni pokrowiec. Wróciłem do mieszkania.
- Wreszcie
- Zaczynamy?
- Nie
- Czemu? spytałem
- Bo najpierw kupisz sobie psa.
- Jakiego?
- Jakiego chcesz
- Dobra no to idę
- Polecam sklep zoologiczny dwie ulice dalej
- Będę pamiętał
Udałem się do sklepu poleconego przez elfa. Gdy wszedłem do sklepu moją uwagę przykuł jeden pies. Sprzedawca powiedział ,że to rottweiler kosztujący dwa tysiące plus obroża, koszyk i smycz czyli pies kosztował mnie trzy tysiące.





(Wataha Światła) Od Esmerili



                Ta kraina podobała mi się o wiele bardziej, niż moje dotychczasowe miejsce zamieszkania... Szkoda, że nie zdążyłam się nią nacieszyć. Tak, jak się później okazało, wylądowałam, jak cała reszta wilków, w ów mrocznym miasteczku Mora Soul. Ale od początku...

                Obudziłam się z paskudnym bólem głowy. Okazało się, że to jakieś wygłodniałe ptaszysko skubało moją głowę, zapewne myśląc, że jestem martwa. Odgoniłam je szybkim ruchem ręki, uprzednio odrywając je od siebie z okrzykiem bólu, zostawiając tym samym krwawy ślad na policzku po oderwanym fragmencie skóry... Moment, policzku?
                Z powrotem zmieniłam się w wilka. Ta forma dawała mi jeszcze jakąkolwiek siłę, a ta była mi w końcu potrzebna po tym, co stało się, jak zobaczyłam tamto dziwne światło, a zaraz potem niemal całkiem utraciłam oddech. Mimo to wciąż krwawiłam, nie dało się nie zauważyć szkarłatnej cieczy po lewej stronie mojego pyska. Ale to nie to mnie teraz obchodziło. Byłam sama. Całkowicie. W Forever wiedziałam jeszcze, że mimo wszystko nie jestem sama, do tego byli tam tacy, jak ja...
                A tu nie było nikogo. Nawet ludzi.
                Choć możliwe, że ich po prostu nie widziałam? Usiadłam i, zupełnie tak, jak na Świetlnej Polanie, poinformowałam... W sumie, teraz już kogokolwiek, o ile tam w ogóle ktoś był, głośnym wyciem. Po czym, wbrew własnej woli, znów zmieniłam się w człowieka i mocno zakaszlałam, przedtem zasłaniając sobie usta dłonią, na której teraz widziałam nieliczne ślady krwi. Pięknie...
                Rozejrzałam się, gdy usłyszałam jakieś dziwne brzęczenie. Jeden z szarych, bardzo wysokich słupów, ustawionych wzdłuż drogi, zaczął migać światłem, zupełnie takim samym, jak przedmioty, w które ja tchnęłam magię mojego żywiołu. Ale po chwili zgasł całkowicie, jak i reszta, pozostawiając mnie już w kompletnych ciemnościach.
                Szybko się przy nim znalazłam, wiedziałam, że nie było szans na to, bym jakkolwiek się wdrapała na sam czubek, skąd wcześniej wydobywało się światło, sprawiłam więc, że zaraz cały słup rozjaśniał blaskiem. Westchnęłam z ulgą. Jak ja się strasznie boję ciemności... Położyłam się, opierając się o ów źródło światła. Teraz wszystko było widać. Dziwne domy zupełnie nie takie, jakie ja napotykałam w wiosce, a także zupełnie inne ogrodzenia... Jakbym trafiła do innego świata. To niepokojące.
                Ale nawet to nie sprawiło, że stałam się choć trochę mniej zmęczona. Podkuliłam nogi tak, by całkowicie przykrywała je sukienka, po czym zamknęłam oczy. Próbowałam zasnąć, nawet jeśli mi się to nie udawało...
                Otworzyłam je jednak zaraz, słysząc kroki zmierzające w moją stronę, oczywiście zwróciłam głowę w stronę źródła dźwięku. Nie jestem sama?

<No, daję Wam wolną łapkę.. Kto to będzie? ;w;>

niedziela, 16 lutego 2014

(Wataha Mroku) Od Aoime

Na pierwszy rzut oka wnętrze nie robiło niesamowitego wrażenia. Mnóstwo drewna i tapicerki, czysto, schludnie. Meble były nieco podniszczone, jakby miały za sobą niezły kawał życia. Pachniało tu różami i... cynamonem? Przeszłam dalej korytarzem, z którego było widać większy pokój. Stały tam skórzane kanapy, siedziska i regały na książki. Na podłodze leżało jakieś papierowe pudełko. Nie, nie papierowe, ono było grubsze, umazane jakimś sosem i pisało na nim "PIZZA". W dolnym rogu znajdował się szereg cyfr. 
Zrzuciłam je na podłogę i usiadłam na końcu kanapy. gdyby nie to pudełko całe wnętrze wyglądałoby, jakby nigdy nie widziało żywej duszy. Na przeciwko było jakieś przejście, pchnęłam drzwi, pachniało tu jedzeniem i było mnóstwo urządzeń i jeszcze jedne drzwi - jak się okazało, na zewnątrz.
Wróciłam do największego pokoju i skierowałam się na schody, które były blisko głównych drzwi. Wyłożone były jakimś przyjemnym nakryciem, a drewno idealnie błyszczało. Na górze były cztery pary drzwi i spora przerwa między nimi. Na prawej ścianie było ogromne okno z siedziskiem i kocami i kwiatami w jakiś dziwnych, fikuśnych donicach. 
Uchyliłam pierwsze, było tam jakieś biurko, półki na książki i jakaś kupa metalu. W drugim coś na rodzaj łaźni, a trzeci pokój najwidoczniej był sypialnią. Pokój był wielki z trzema ogromnymi oknami, w tej chwili zasłoniętymi. Łoże było ogromne i z baldachimem. Obok była malutka szafeczka, pod ścianą ogromna szafa, a na przeciw łóżka niższa komoda z kolejną kupą żelastwa. To było większe. Na łóżku leżał jakiś gładki, czarny przedmiot z jakimiś guziczkami. Nacisnęłam jeden. Nic. Nakierowałam na metalowe pudło i ponownie nacisnęłam, a ono wybuchło dźwiękiem. Pokazała się jakaś ruda kobieta, która pokazywała człowieka, który został właśnie prowadzony przez innych. Wyłączyłam to z obrzydzeniem i wyszłam z pokoju, otworzyłam ostatni, mniejszy, jednak też z łóżkiem i tą kupą metalu. Tym razem ściany przyozdobione były rysunkami, w kącie stały jakieś rośliny. Wróciłam na dół.
Na kanapie siedziała Nemezis.
- Co ty tutaj robisz?
- Ja? Właśnie składam ci wizytę, moja droga. - uśmiechnęła się szelmowsko.
- To może mi powiesz, co to ma znaczyć?
- Co? To jedzenie? Widocznie poprzedni lokator miał słabość do fastfoodów.
- Do czego?
- Właśnie. Muszę cię oprowadzić. I otrzymasz pomocnika. W sumie, wszyscy. Każdy dostanie małego elfa, który będzie w ich domach,  on wam wszystko opowie.



*Martwi mnie to,  że nikt nie pisze. Znowu miałam fatalny pomysł, którego nikt nie kapuje?

piątek, 14 lutego 2014

Hecate - Wataha Ziemi.

Postać wilka

Postać ludzka: (brak zdjęcia). Jest szczupłą i dosyć niską (160cm) kobietą o długich i prostych blond włosach. Posiada duże niebieskie oczy i bladą cerę.

Imię: Hecate Michelle
Płeć: Wadera
Wiek: 7 lat
Stanowisko: Szpieg
Żywioł: Ziemia
Umiejętności specjalne: Potrafi bardzo szybko się poruszać. Mimo swej drobnej budowy ciała jest dosyć silna i nieźle walczy.
Charakter: Dla nowo poznanej osoby często odnosi się z dystansem, przez co może wydawać się dość chłodna. W rzeczywistości Hecate jest miłą i pomocną osobą, chociaż czasami bywa chamska i wredna. Jest szczera aż do bólu – co niektórzy mogą uznać za wadę. Łatwo wyprowadzić ją z równowagi. Ci, którzy ją dobrze znają wiedzą, że jest naprawdę godna zaufania. Zawsze otrzymuje danego słowa. Jest również bardzo uparta – zawsze musi postawić na swoim.
Rodzina: posiada przyszywaną siostrę o imieniu Horribilis (nie należy do tego stada).
Partner: wolna.
Właściciel: Horribilis (nazwa na howrse).

poniedziałek, 10 lutego 2014

(Wataha Mroku) Od Aoime

Doszłam do wniosku, że nasi pobratymcy porozrzucani są po całym terenie losowo i zazwyczaj pojedynczo. Szkoda.
Z prawej strony słyszałam wyraźne kroki. Przyspieszyłam kroku i minęłam gęste drzewa (akurat chwilowo znaleźliśmy się w lesie).
Dziewczyna zatrzymała się i zaczęła się rozglądać, jednak stałam nadal w pewnej odległości od niej. Po chwili ruszyła dalej. O co tu chodzi? Podeszłam do niej.
- Witaj, szukasz czegoś? - spojrzałam w jej oczy, były całe zamglone, czy to możliwe, że jest ślepa...?
- Cześć, w sumie.... tak. Nie rozumiem, skąd się tu wzięłam.
- Farfalee z Ziemi? - zapytałam nieśmiało.
- Owszem.
- Aoime, Alfa Watahy Mroku. Chodź, zaprowadzę cię do reszty.
Po drodze opowiedziałam jej wszystko.
        *****
Zapadał zmrok, a my nadal byliśmy w cóż... Małym bałaganie. Ale była tu zdecydowana większość. 
Na ziemi leżał podniszczony pergamin. Po rozwinięciu okazał się mapą tego miejsca. 
Podeszłam do reszty i położyłam mapę na drewnianym pieńku. 
- Miasto podzielone jest na  sześć części plus to coś w środku. Czyli nic nowego. Proponuję, by każda wataha obrała sobie jedną część. Chociażby na najbliższy czas, dopóki tego nie rozgryziemy. 
        *****
Zabrałam moją watahę (oprócz Meyrin i Akatsukiego, którzy ulotnili się szybciej) do "naszej" części mieszkalnej. Każdy obrał sobie jakieś mieszkanie - albo ten wysoki wielopiętrowy budynek, albo te tradycyjne domy. Zostały dwa budynki. Mały dom z ogromnym podwórzem oraz gotycki pałacyk na końcu uliczki. Rzucał się mocno w oczy, ale postaram się go zasłonić. Dom był nieogrodzony. Przy wejściu na schody, na balustradzie wyrzeźbione były dwie postaci w płaszczach, którymi zakrywały twarz. Schody lekko zaskrzypiały, kiedy na nie nastąpiłam. Drzwi były otwarte, nacisnęłam lekko uchwyt, który Meyrin kiedyś nazwała "klamką" i weszłam do środka...

sobota, 8 lutego 2014

(Wataha Mroku) od Meyrin

To miejsce... Poza tym cmentarzem z psycholem w masce było całkiem spoko. Chociaż bez wątpienia atmosfera tutaj nie była przyjazna, ale jakoś nie bałam się, tak jak gdyby chwilowo to nie ja byłam tutaj zagrożona.
 - Może znajdziemy jakieś miejsce do zatrzymania się... - Zastanowiłam się.
 - Coś by się na noc przydało - przyznał Akatsuki.
Doszliśmy do miejsca, gdzie były domy. Kilka z nich było naprawdę interesujących. Zwłaszcza... Ten budynek będący na obrzeżach. Co prawda nie jest największy, ale wydawał mi się idealny.
 - Co myślisz o tym? - Wskazałam na starą willę wyglądającą nieco upiornie, ale o to mi chodziło, będzie odstraszała niechcianych gości. Dodatkowo dziedziniec wokół niej był ogromny i pełen wielkich drzew.
Idealne miejsce, jeśli chce się mieć spokój.
Wielka stara brama była zamknięta, podobnie jak furtka, lecz po prostu nad nimi przeskoczyliśmy i zaczęliśmy wędrówkę przez podwórko. Był tam mały i zadbany stawik w którym pływały różnokolorowe rybki (psujące ponury nastrój tego miejsca), ogródek pełen kwiatów, który choć zapuszczony to wciąż piękny z kwitnącymi w nim kwiatami i...
 - Niemożliwe - wyszeptałam z niedowierzaniem w głosie. - Czy to...
Weszłam oczarowana do wielkiego garażu i zaniemówiłam z wrażenia. Cały garaż był wypełniony bronią wszelkiego rodzaju. Od łuków, noży, sztyletów, a nawet mieczy do bazook i wszelkiego innego rodzaju broni palnej.
 - Nigdy nie widziałam tak pięknej kolekcji - rozmarzyłam się. - Zastanawia mnie kim była osoba która tu poprzednio mieszkała...
 - Uważaj na pułapki - ostrzegł Akatsuki. - Ktoś by czegoś takiego tutaj od tak nie zostawił bez ochrony.
 - Na pewno - przyznałam mu rację. - To miejsce wygląda na jakąś kryjówkę lub bazę.
 - Chodźmy do części mieszkalnej, chyba nie zamierzasz nocować tutaj na podłodze - zaproponował.
Przeszliśmy do domu i wyglądał nadzwyczaj normalnie (nie wiem co tu miałoby być, ale po tym co było w garażu spodziewałam się co najmniej czegoś mega zabójczego).
Dom składał się z trzech pięter i parteru oraz wejścia do piwnicy, której na razie postanowiłam nie zwiedzać. Na zerowym piętrze był przestronny salon, kuchnia wyposażona w wszelkiego rodzaju narzędzia (chyba nawet nauczę się gotować, bo szkoda, by to się marnowało bez użytku), dwóch pokoi, wielkiej biblioteki z wszelkiego rodzaju książkami, gabinetu z różnymi sprzętami podłączonymi do gniazdek, których ekrany wyświetlały różne rzeczy. Na kilku z nich były widoki miasta, na kilku innych wyświetlał się niebieski ekran z jakimiś komunikatami*, pozostałe wyglądały na wyłączone. Na razie chyba lepiej, bym niczego się nie dotykała, ponieważ jeszcze coś zepsuje oraz łazienka.
Pierwsze piętro było wypełnione pokojami do których były przejścia do garderób. Była też łazienka, lecz oprócz tego nic interesującego. Podobnie było z drugim piętrem, a trzecie pełniło rolę czegoś w rodzaju schowku na nieużywane rzeczy.
 - To ja pójdę znaleźć sobie jakiś inny dom - poinformował mnie.
Przez chwilę chciałam mu zaproponować, by to został, w końcu ten dom jest duży i jest w nim wiele pokoi, ale uznałam, że lepiej nie.
Pożegnałam się z nim i przez jedno z dużych okien zauważyłam, że wybrał średniej wielkości dom składający się parteru i piętra, który sąsiadował z dziedzińcem mojego budynku.
 - Ciekawe, czy ten cały sprzęt mógłby się przydać się do zapewnienia bezpieczeństwa w mieście - zastanowiłam się na głos.
Z pewnością ta broń będąca w rękach odpowiedniej grupy ludzi mogłaby być naprawdę użyteczna, ale najpierw będę musiała pogadać z Aoime, by zadecydowała co z tym wszystkim zrobić. Rozmowa z Alfą może poczekać do jutra... Na razie wezmę szybki prysznic i się prześpię.
____________________________________________________________________________
Chodzi tutaj o blue screen oznaczający krytyczny błąd systemu, ale Meyrin nie mogła o tym wiedzieć, bo przecież pochodzi z innych czasów.

(Wataha Ziemi) Od Farfalee

Wyszłam z głębiny mrocznego lasu na przejrzystą polanę, przez którą płynęła wartka rzeka, wesoło śpiewając. Słońce miało się już ku zachodowi, cienie wydłużały się. Wschodził księżyc, dzisiaj pełnia. Oparta o drzewo patrzyłam się zafascynowana na ten spektakl, chociaż już niewiele mogłam zobaczyć. Dotknęłam ręką kory drzewa, czułam jak pod spodem tętni życie, jak napełnia mnie spokojem. Zastanawiam się, ile ten las ma lat. Wygląda jakby widział wszystko i czas jakby zatrzymał się tu w miejscu. Czuło się w tym miejscu silną więź z ziemią, z matką nas wszystkich. Tak to moje miejsce...

Rozmyślania przerwał mi odległy plusk, szelest, niezwykle wyraźny dla moich uszu. Coś zakłóciło spokój nad rzeką, czułam czyjąś obecność, co prawda daleką, ale ktoś tam był. Z westchnieniem opuściłam tamto cudowne miejsce i w ciele wilka pobiegłam w stronę, z której dochodził dźwięk. Wkrótce znalazłam się nad rzeką, na jej powierzchni bezwładnie dryfowało ciało wilka, dając się unieść nurtowi. Smutny widok, ale nie traciłam nadziei, że uda mi się uratować wilka. Zmieniłam postać i łapiąc szybko wilka za kark wyciągnęłam go na brzeg. Nie czułam już w nim życia, oczy były puste, smutne i przerażone. Nie wiem, jak miał na imię ten wilk, ani skąd pochodził, ale nie mogę go zostawić tutaj, jak padlinę. Poprosiłam ziemię, by wzięła go w swe ramiona i zechciała usypać nad ciałem chociażby drobną mogiłę. Wysłuchała mnie. Ciało zostało wciągnięte w czeluści gleby, a w miejscu, w którym to się stało, znikąd wyrosła, niewielka naga skała. Wyryłam na niej napis, informującym, o tym, kto tu spoczywa, oraz w jakich (prawdopodobnie) okolicznościach odszedł. Popatrzyłam się na swoje 'dzieło' smutna. A więc tak wita mnie nowa, pozornie piękna i spokojna kraina...

Usiadłam obok mogiły i z pyskiem zwróconym ku księżycowi zawyłam oddać tym cały mój żal. Przez chwilę siedziałam nieruchomo. Nagle poczułam jak powietrze zaczęło się robić coraz cięższe i bardziej wilgotne. Położyłam się i zaczęłam dyszeć. Z każdą chwilą coraz trudniej było złapać mi powietrze. Każdy kolejny oddech był coraz bardziej chciwy i płytszy. To co się działo nie ulegało wątpliwości: dusiłam się. Pytanie tylko brzmi, dlaczego? Coś niedobrego krążyło w powietrzu, nie dało się tego ukryć. Nabrałam z wielkim trudem, wydawać by się mogło, po raz ostatni duży (a przynajmniej największy na jaki było mnie w tej chwili stać) haust powietrza i wtedy oślepiło mnie niezwykle jasne światło. Przeraźliwy krzyk, albo może raczej świst przedarł powietrza, jakby chcąc zniszczyć wszystko co napotka na swojej drodze. I od tej pory nie czułam, nie słyszałam i nie widziałam już nic.

Dryfowałam w nieokreślonej przestrzeni, nie wiedziałam gdzie góra, a gdzie dół. Otaczały mnie nieprzeniknione ciemności i zadziwiająca cisza. Straciłam poczucie czasu. Nie wiem ile już tu jestem. Nie wyczuwałam nic poza obecnością jakichś niepojętych i ogromnych sił. Nie spodziewając się niczego nadzwyczajnego poza tą zupełną pustą trwałam w tym stanie próbując skupić myśli, co okazało się niezmiernie trudne. Jakoś tak same się rozbiegały. Im bardziej starałam się skoncentrować, tym bardziej moje myśli rozpływały się w bezkresnych ciemnościach. To jedyne co udało mi się zapamiętać...

Nagle poczułam uderzenie. Zaczęłam wracać do realnego świata. Wiadomości i myśli zaczęły do mnie wracać, niestety jedną z tych wiadomości był okropny, rozlewający się po całych plecach ból, wyraźnie spowodowany uderzeniem. Stopniowo odzyskiwałam umiejętność stawiania wniosków. Powoli zaczęło do mnie docierać, co tak właściwie się stało...

Powoli podniosłam się odczuwając narastający ból w plecach. Wylądowałam w innym świecie, mało przyjaznym świecie. Było tu bardzo pusto, szaro i duszno... Powietrze wciąż było ciężkie, a teraz z każdą chwilą zdawało się wypełniać smutkiem. Wszędzie czuć było wszechobecną śmierć... Tutaj jeszcze wyraźniej czuło się przemijanie. Rozejrzałam się. W nikłym świetle zachodzącego słońca przebijającego się przez chmury niewiele mogłam dostrzec. Należy oczywiście dodać, ze nawet w pełnym świetle dnia niezbyt dobrze widziałam... Zewsząd otaczały mnie wysokie budynki, jak skalne mury. Nie wyglądało to na robotę wilków, ale także nie przypominało wiosek ludzi, w których miałam okazję bywać.

Nie podobało mi się to miejsce, ale chyba wszystko jest lepsze od tej Wielkiej Pustki. Rozejrzałam się raz jeszcze i instynktownie ruszyłam na wschód. Miałam wrażenie, że spotka mnie tam coś dobrego. Czułam tam czyjąś (niezbyt wyraźną) obecność. A wydaje mi się, że w tym miejscu każde towarzystwo jest lepsze od samotności...



(Wataha Ognia) Od Karoli


Rano obudził mnie śpiew ptaków. Dzień zapowiadał się słoneczny. Zeszłam na dół i zjadłam śniadanie. Potem pozmywałam po sobie naczynia i ubrałam się. Nie miałam nic do robienia przez resztę dnia, więc postanowiłam wybrać się na zakupy do miasta. Wzięłam kartę kredytową i trochę pieniędzy na bilet. Po pięciu minutach na przystanek przyjechał autobus do Mora Soul. Zapłaciłam za bilet i usiadłam pod oknem. Jazda trwała pół godziny. Kiedy zatrzymał się na przystanku wyszłam z kilkoma innymi pasażerami. Postanowiłam powłóczyć się trochę po mieście. Nagle zauważyłam jakichś chłopaków. Byli strasznie dziwnie ubrani, jak z epoki średniowiecza.
- Hej! Czemu jesteście tak dziwnie ubrani?- ledwo powstrzymywałam się od śmiechu
- Jesteśmy z epoki średniowiecza, a teraz jakoś dostaliśmy się tutaj- powiedział chłopak z długimi blond włosami
- Z epoki średniowiecza?- wybuchłam śmiechem
- Tak, czemu cię to śmieszy?-
- Hahaha wy się nie znacie na tutejszej technologii-
- Techno co?- spytał drugi
- Technologii. To jest era laptopów, komputerów, I' Phone ' ów, tabletów itd.-
- Czym są ,,laptopy" ? - spytał
- Hahaha długo tłumaczyć. Co wy tutaj robicie?- spytałam
- Nie wiemy, jesteśmy tu z innymi Alphami pewnie z winy bogów-
- ,,Alphami" ? ,,Bogów" ?- spytałam z wielkim zdziwieniem
- Tak- odpowiedział blondyn wzruszając ramionami.
- Haha, dobra, okej muszę się powstrzymać. A więc ja jestem Karola i witam w erze technologii, a jeszcze dokładniej w mieście Mora Soul- wskazałam ręką uliczki i resztę miejskiego krajobrazu- Muszę wam coś powiedzieć, ale chodźmy w bardziej ustronne miejsce. Kiedyś mieszkałam w erze średniowiecza. Jednak naszą wioskę napadła wielka armia. Nie wiem co działo się dalej, wiem, że zasnęłam i obudziłam się tutaj. Mieszkam tu od kilku lat.
- Okej- odpowiedzieli równocześnie
Zaprowadziłam ich do opuszczonej fabryki. Opowiedziałam im o tym, że kiedyś też należałam do tej epoki co oni.
- Chodź z nami do reszty Alph- powiedział blondyn.
Zaprowadził mnie do innych ,,Alph" i wszystko im opowiedział.
- A tak w ogóle to jest Karola, zna się na tutejszej technologii może się nam przydać- powiedział blondyn.

< Alphy co wy a to? >

czwartek, 6 lutego 2014

(Wataha Ognia) Od Brisingera

 - Myślę, że powinienem znaleźć członków mojej watahy- zwróciłem się do Meyrin i Akatsukiego po czym odszedłem.Sytuacja nie wyglądała za ciekawie. Nikt nie wiedział gdzie jesteśmy, a w dodatku nie mieliśmy schronienia. Błąkałem się ulicami tego dziwnego miasta. Wszystko było mi takie obce..Miejsce wyglądało jakby wszyscy opuścili je w pośpiechu, i myślę, że to ma związek z naszym pojawieniem się tutaj.Szedłem dalej. Nie mogłem znaleźć nikogo. Moją uwagę przyciągnął niski budynek z białymi ścianymi i z logiem czarnego nadgryzionego jabłka nad wejściem. W środku paliło się światło. Odważyłem się wejść do środka.Pełno było tam stolików a na nich leżały jakieś zagadkowe przedmioty.Nie wyczuwałem aby ktoś rzucił na nie jakieś zaklęcia, czy klątwy, więc postanowiłem się im przyjrzeć. Pod jednym ze stołów poustawianych było pełno małych, czarnych pudełek, a na nim do kabelka był przyczepiony czarny klocek z guzikiem po środku. Wziąłem przedmiot do ręki i zacząłem dokładnie oglądać. Kątem oka na stole zauważyłem napis "iPhone 5s | 64 gb | Space Gray". Zastanawiałem się co to może znaczyć. Czyżby przedmiot nosił miano iPhone'a?Gdy przebadałem wzrokiem całego "iPhone'a" nacisnąłem przycisk na nim. Na przedmiocie pokazał się świecący prostokąt, a na nim napis: "ODBLOKUJ" i strzałka która wyraźnie sugerowała aby pzesunąć palcem w kierunku który pokazywała.Moim oczom ukazało się kilka kwadracików i każdy inaczej podpisany, każdy z innym wyglądem. Jeden był podpisany "ustawienia", więc zaryzykowałem i sprawdziłem co się stanie gdy go dotknę. Otworzył się biały panel, i wiele nieznanych mi opcji. Zauważyłem zakładkę "informacje o telefonie" więc zajrzałem.Dowiedziałem się, że jest to o wersja testowa urządzenia. Służy do wykonywania połączeń i pisania "sms".Tutejszy rodzaj telepatii?Cóż. Teraz to mało ważne. Czytałem dalej. Dowiedziałem się że telefon łączy się z "internetem" za pomocą "sieci 4G" lub poprzez "wi-fi" Pytanie brzmi: Czym jest internet? Przeczytawszy wszystko zacząłem szukać czegoś, czym mogę wyłączyć urządzenie lub zablokować. Przyciskałem wszystko po kolei, aż w końcu mały przycisk na górze telefonu zablokował go. Pod stołem leżało pełno iPhone'ów. Chciałem jednego na własość. Nikogo i tak nie ma w tym mieście, a o ubytek jednego z nich chyba nikt się nie obrazi. Wziąłem kilka pudełek, bo może ktoś jeszcze będzie chciał takiego, i zacząłem oglądać inne sprzęty. W budynku znajdowały się takie rzeczy jak iPad Air, Macbook, iPod i wiele innych. Wszystkie z tym samym logiem co nad wejściem
-Zapamiętam sobie to miejsce.- powiedziałem do siebie i ruszyłem dalej szukać inych. Błąkałem się jeszcze trochę po mieście, gdy nagle w oddali zauważyłem kogoś.: Podszedłem bliżej.
-Kondrakar!- krzyknąłem. -Jak dobrze cię widzieć.
-Witam. Również się cieszę. -Znalazłeś kogoś jeszcze od nas z watahy? -Niestety nie, ale mam pytanie. Powiesz mi jak się tutaj dostaliśmy? -Nie wiemy na pewno, ale zgadujemy że to sprawka bogów. <Kondrakar?>

(Wataha Światła) od Alieny

Chodziłam sobie po łące, gdy nagle coś poczułam, co dobrze znałam. Czyżby znowu kontinuum czasoprzestrzenne  się zaczęło psuć? Już raz przez to przechodziłam, polubiłam to miejsce. Niestety, jak to w życiu bywa, nie możemy mieć tego czego chcemy. Zamknęłam oczy i poczułam jak pod moimi nogami nic nie było, włosy natomiast wiały mi we wszystkie strony. Gdy już opadłam na ziemię (co nie było przyjemnym uczuciem), zobaczyłam wielkie miasto w dosyć szarawych kolorach. Poszłam się trochę porozglądać, całe miasto wyglądało na opuszczone. Po kilku minutach rozglądania się po najbliższej okolicy, zauważyłam chłopaka siedzącego pod pomnikiem czegoś przypominającego człowieka, aczkolwiek cały był praktycznie zniszczony. Jednak wracając do samego chłopaka, był nieco osłabiony. Podeszłam do niego i przywitałam się.
-Witaj -powiedziałam z uśmiechem na ustach
-Cześć, wiesz może jak tu trafiliśmy?-odrzekł trzymając się za brzuch
-Nie jestem pewna ale chyba kontinuum czasoprzestrzenne zaczęło się..-nie dokończyłam jeszcze zdania, a on zaczął dyszeć
-Nic ci nie jest?-spytałam
-Nie.. nic.. małe przeziębienie-widać było że kłamie.
-Może wezwać pomoc?
-Nie przemęczaj się-powiedział dysząc.
-To może jednak pójdę po nich...
-Zostań tu!-krzyknął, zostałam na miejscu chociaż wiedziałam, że źle tak siedzieć ale jakbym sobie poszła mógłby sobie coś zrobić. Zostałam z nim, w tym czasie nieco bardziej się zaprzyjaźniliśmy, lecz gadka nam się urwała gdy zaczął krwawić. Tym razem bez pytania o zgodę pobiegłam przed siebie mając nadzieję, że kogoś spotkam. Krzyczałam, lecz nikt nie odpowiadał, aż ujrzałam ledwo  dwie osoby. Pobiegłam do nich okazało się że jest to wadera i basior, opowiedziałam jej o całej sytuacji. Pobiegliśmy do Evansa. Gdy dotarliśmy leżał prawie martwy, chciałam jeszcze go jakoś ratować jednak nieskutecznie. Po dość krótkim czasie zginał i mianował mnie Alfą. Zaczęłam ryczeć z powodu jego śmierci, polubiłam go.
-Może chodź z nami-powiedziała dziewczyna. Otarłam łzy o dłonie podniosłam się z kolan i pocałowałam czoło martwego chłopaka. Dokonam jego woli i zaopiekuję się wilkami Watahy Światła i znajdę wszystkie inne wilki. Ruszyłam wraz z nimi poszukiwaniu pozostałych członków.

(Wataha Mroku) Od Aoime

Długo nie mogłam nikogo znaleźć, to miasto było ogromne.  Jednak teraz w oddali zobaczyłam dziewczynę, która zrozpaczona biegła w naszą stronę. Niby niczym się nie wyróżniała, chociaż niebieski nie był kolorem naturalnych włosów. Jak zrobiła, że nie podwiewało jej ubrania...?
- Musicie mi pomóc! - załkała.
- Spokojnie, co się stało? - położyłam jej rękę na barku.
- T-tam jest Evans. On umiera. - wydyszała.
- Prowadź. - nakazałam i pobiegliśmy za nią.


Faktycznie, Alfa Światła leżał na ziemi. Nie widziałam zbyt dużych ran. Dziewczyna uklękła nad nim.
- Alieno, obiecaj mi coś. - zwrócił się do niej. A więc miała na imię Aliena. I prawdopodobnie była ze światła.
- Co takiego?
- Zaopiekujesz się członkami watahy światła. Proszę.
- Co? Czemu? A ty?
- Ja już chyba nie zdołam.
- Nie możesz odejść! Nie pozwalam ci! - dziewczyna wpadała w panikę, i ja poczułam ucisk w sercu.
W odpowiedzi Evans uśmiechnął się, pogładził ją po dłoni i chyba... odszedł.
- Czy on...? - spytał Alastair.
- Tak myślę... - wyszeptałam.
Aliena opadła bezsilnie na kolana, jej włosy nakryły całe ciało i część przykryła ziemię. Zaczęła szlochać.
- Może chodź z nami? - zaproponowałam.

Karola - Wataha Ognia

Ludzka postać


Imię: Karola
Płeć: wadera
Wiek: 6 lat (nieśmiertelna)
Stanowisko: wojowniczka
Żywioł: Ogień
Umiejętności specjalne: niewidzialność, latanie bez skrzydeł, czytanie w myślach, teleportacja, szybkie ataki i uniki, ponad świetlna prędkość, zianie ogniem, hipnoza, rzucanie zaklęć i uroków, uzdrawianie, czarna mgła, ogłuszanie wyciem,
Charakter: ma zmienny charakter który zależy też od jej nastroju, raz może być miła, przyjacielska, sympatyczna i pomocna, a zaraz może być tak wściekła że odważyłaby się cię zabić, mimo swojego charakteru potrafi kochać i szuka szczęścia w miłości tak jak inni
Rodzina: uciekła od niej, uważała, że tak będzie dla niej najlepiej...
Partner/Partnerka: jak najbardziej szuka
Właściciel: Sercia213

środa, 5 lutego 2014

(Wataha Mroku) od Akatsuki ' ego

Cmentarz. Takie miejsca nie należały do moich ulubionych do przesiadywania w nich w wolnym czasie, a ten cmentarz działał na mnie szczególnie odpychająco. Dodatkowo teraz ten mężczyzna pojawił się i z łatwością nas pokonał. Oboje leżeliśmy obok siebie, a on podszedł do Meyrin i chwycił ją za włosy, a ona jęknęła z bólu.
 - A więc jakie chcecie kwiaty na grobie? - Zapytał przykładając jej kosę do gardła.
Poczułem, że to nie może się tak skończyć. Nie miałem ochoty umierać w takich okolicznościach, ani pozwolić jej również tak skończyć.
 - Zatrzymaj się, albo tego pożałujesz - wysyczałem. - Nie zbliżaj się do niej, albo wezmę się za ciebie na serio...
Nie wiem skąd wziąłem siłę, by to zrobić, ale podźwignąłem się na nogi, mimo że mnie wszystko bolało.
 - Uciekaj głupku - wrzasnęła Mey. - Powiedz Aoime co się dzieje, musisz przekazać informację jej o zagrożeniu, a nie umierać tutaj razem ze mną.
 - Nikt nie umrze - odparłem.
 - Chcesz się przekonać? - Zapytał mężczyzna.
Nie odpowiedziałem, nie miałem pomysłu, jak go pokonać, ale chyba próba obrony była lepsza niż akceptacja tego, niż przyszło nam teraz umrzeć.
 - Będziesz tego żałował głupku - ostrzegła mnie Meyrin również wstając.
 - Bardziej bym żałował, gdybym stąd uciekł - odparłem.
Mężczyzna znowu zaatakował i nawet mimo przygotowania na to był zaskakująco szybki i minąłem o milimetry jego kosę od twarzy. Mey cisnęła w niego piorunem, ale nawet się zbytnio tym nie przejął, gdyż go wyminął pozwalając by trafił tuż obok niego.
Był potężny, dawno nie walczyłem z takim przeciwnikiem.
 - Głupcy! - Zaśmiał się. - W tym miejscu jestem najsilniejszy. Jestem otoczony śmiercią, jestem w swoim żywiole.
Ponownie zaatakował i znowu pokonał naszą obronę...
Nie mogę tak umrzeć - pomyślałem. - Jeszcze tak wiele nie zrobiłem. Ja tutaj nie umrę.
I wtedy to poczułem. Tą nieznaną mi w sobie moc. Wszystko wybuchło niebieskimi płomieniami i odrzuciło pozostałą dwójkę ode mnie. W moich rękach pojawiła się pochwa z mieczem, a ja go wyjąłem. Moje płomienie się wzmocniły i odkryłem, że ta broń niezwykle mi dobrze leżała w ręce, mimo że nigdy nią nie walczyłem.
 - Akatsuki, ty... - Wyszeptała osłupiała Mey. - Ty płoniesz... Na niebiesko. Co to jest? Twój wygląd się zmienia...
Spojrzałem w moje odbicie na metalu mieczu, zacząłem przypominać demona, takiego jak moi bracia.
 - Nieważne co to jest - powiedziałem. - Musimy się stąd jak najszybciej wydostać!
 - Doprawdy nie spodziewałem się tego tutaj ujrzeć - uśmiechnął się mężczyzna. - Z moich informacji nie wynikało, że odziedziczyłeś swoje moce po ojcu.
 - Posiadasz informacje o nas? - Meyrin wyglądała, jakby ją olśniło.
 - Posiadam informację o całym Forever Young. Zwłaszcza o... - Zawiesił głos. - Waszych słabościach. Pozwolę wam odejść w nagrodę, że udało się wam mnie zabawić i zaskoczyć.
 - Uciekajmy stąd - Złapałem ją za rękę. - On nam nie da drugiej szansy.
Pobiegliśmy w stronę wyjścia od cmentarza, a gdy oboje przekroczyliśmy bramę zatrzasnęliśmy ją i założyliśmy kłódkę, chociaż wiedzieliśmy, że jeśli on zechce to i tak stamtąd wyjdzie.
 - Może mi powiesz co to są za płomienie? - Zapytała mnie. - Ale gdy będziemy już w mieście, nie mam ochoty tutaj zostawać.
Tuż przed wejściem między wysokie budynki obejrzeliśmy się za siebie i ujrzeliśmy otwartą bramę, a w niej tego mężczyznę niedbale opartego o jego kosę i machającego nam na pożegnanie. Przeszły mnie ciarki... Czym on był, że nas pokonał z łatwością, nawet Alfy nie dałaby mu rady, chyba że razem.
Weszliśmy do największej biblioteki w mieście, a Meyrin powiedziała:
 - Opatrzę twoje rany. Oberwałeś o wiele... - Zawiesiła głos zaskoczona i po chwili dokończyła. - ... mocniej ode mnie.... Tylko, że nic ci nie jest. Nie wiedziałam, że posiadasz moc regeneracji ran. Powiedz mi w ogóle co to za płomienie.
Położyłem miecz na stoliku i wzruszyłem ramionami.
 - Odziedziczyłem ją po ojcu. Nie sądziłem, że ją posiadam.
 - Kim jest twój ojciec? - Zadała pytanie na które nie chciałem odpowiedzieć.
Moim ojcem była osoba, której najbardziej nienawidzę. Wykorzystał mnie, a gdy okazało się, że nie posiadam jego mocy to mnie wyrzucił z rodziny, a teraz... Ciekawe co by zrobił, gdyby się dowiedział, że jednak umiem przyzwać niebieskie płomienie.
 - Nieważne - odparłem.
 - To jest ważne - nalegała.
 - To JEST NIEWAŻNE - powiedziałem, a gdy ona spojrzała mi w oczy zamilkła zaskoczona. Rzadko, gdy się złościłem, ale teraz byłam naprawdę wkurzony, bo samo przypomnienie o moim ojcu sprawia, że mam ochotę komuś przyłożyć.
Wziąłem kilka wdechów i powiedziałem:
 - Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz, proszę...
 - Obiecuję - odparła. - Domyślam, że masz jakiś powód, by nikt o tym nie wiedział, bo nie należysz do tych osób, które mają sekrety bez potrzeby, ale również zamierzam się dowiedzieć co to za moc.
 - Skoro tutaj jesteśmy to może poznamy historię tego miejsca i przejrzymy rejestr zgonów - zmieniła temat.
 - Yhym.
Siedzieliśmy przez następne kilka godzin nad książkami, aż w końcu poznaliśmy historię tego miejsca i odkryliśmy że do niedawna mieszkało tutaj 20 tys. mieszkańców, ale wszyscy ginęli w różnych okolicznościach. Wypadki samochodowe. Porażenia prądem. Utopienia. Zniknięcia nocami. Zarwane dachy domów. Było też kilka samobójstw załamanych psychicznie ludzi tą sytuacją. Dużo osób zostało zastrzelonych... A większości ofiar poderżnięto gardło...
 - Może lepiej będzie się poruszać w grupie - stwierdziłem. - Nas może czekać to samo co pierwotnych mieszkańców tego miejsca.
 - Nie mamy czasu przeglądać reszty tych gazet, dokumentów i ksiąg - powiedziała Meyrin i ruszyła w stronę wyjścia.
Wziąłem miecz i wziąłem jakiś pokrowiec z biblioteki, a następnie wrzuciłem do niego miecz w pochwie i zarzuciłem ten zestaw na plecy.
 -No to chodźmy - powiedziałem.

wtorek, 4 lutego 2014

(Wataha Mroku) od Meyrin

To wszystko było bez sensu. Jeszcze dzisiaj rano wilki grały w butelkę, jak gdyby nigdy nic, a teraz... Teraz jesteśmy w przyszłości. Akatsuki o mało nie umarł (technicznie to on umarł, ale tylko na 30 sekund).
 - Proponuję się rozdzielić. Ja pójdę z Alexem, a wy już wedle uznania. Mam nadzieję, że telepatia działa tutaj.. - Aoime wyrwała mnie z zamyślenia.
Wspólnie przytaknęliśmy, a dwie Alfy się oddaliły.
 - Przydałoby się znaleźć mapę tego miejsca - zaproponowałam. - Oraz historię, czuję, że tutaj... Tutaj nie jest bezpiecznie.
 - W dodatku to miejsce wygląda na opuszczone w pośpiechu - dodał Akatsuki. - A to oznacza, że był do tego powód, a to zagrożenie, wciąż może się tutaj czaić.
 - Myślę, że powinienem znaleźć członków mojej watahy - powiedział Brisinger i odszedł.
Zostaliśmy tylko we dwójkę...
 - Nie mogę uwierzyć, że znowu tak skończyliśmy - westchnęłam. - Serio? Nie ma nikogo innego?
 - Właśnie, wolałbym każdą inną osobę od ciebie - przytaknął. - Mało kto jest taki napastliwy i ma tyle pretensji o wszystko jak ty.
 - Że niby co...?! - Zezłościłam się.
 - To co słyszałaś - odparł.
 - Zabiję cię - warknęłam. - Ale później, teraz mamy zadanie do wykonania. Musimy się dowiedzieć o tym miejscu jak najwięcej.
 - Zgoda - zmrużył oczy. - Ale nie myśl, że daruję ci wszystkie zniewagi, które rzuciłaś pod adresem mojej osoby.
 - To samo tyczy się ciebie - uśmiechnęłam się na siłę, ale wyszło to bardziej, jak grymas złości.
Wzięłam kilka wdechów i spojrzałam na resztę wilków, która tam była.
 - Nie wiem z kim moglibyśmy jeszcze iść - westchnęłam. - Ale przydałaby się trzecia osoba, która pilnowałaby tyłów. Nie masz tego wrażenia, jakby ktoś lub coś nas obserwowało?
 - W sumie jak o tym wspominasz - zastanowił się. - To faktycznie, coś jest nie tak, ale nie potrafię zlokalizować źródła tego uczucia.
 - Jeśli faktycznie coś jest i się chowa to oznacza, że wstrzymuje się od działania, gdy jesteśmy w większej grupie - powiedziałam. - Więc najlepszym sposobem, żeby to zwabić będzie... - uśmiechnęłam się. - Oddalić się od reszty, jeśli w ogóle zechce zaatakować.
 - I tak nie możemy tutaj zostać - odparł.
 - Szkoda, że nie ma tutaj Demiry - westchnęłam. - Ona by się nadała do naszej grupy.
 - Może na nią trafimy - zastanowił się. - Gdzie idziemy?
 - Jak kto gdzie? - Zaśmiałam się. - Na cmentarz, a potem do biblioteki.
 - Dlaczego cmentarz? - Zapytał się.
 - Chciałabym zobaczyć, czy ostatnio nie było jakieś masowej śmierci, potem poszukamy w bibliotece i sprawdzimy gazety oraz rejestry zgonów, a także poszukamy historii tego miejsca.
 - No to... - Akatsuki rozpędził się i skoczył z łatwością na najwyższy budynek. Chwilę się rozglądał i wskazał w kierunku północnym. - Cmentarz zlokalizowany! - Krzyknął.
Chwilę później dołączyłam do niego i się rozejrzałam.
 - Te budynki są tak gęsto zbudowane, że spokojnie możemy skakać po ich dachach i się szybko przemieścić.
 - Możemy się ścigać - uśmiechnął się. - Kto pierwszy na cmentarzu!
Wystartował szybko i po chwili był na kolejnym budynku.
 - EJ! - Krzyknęłam. - To nie fair!?
Szybko zaczęłam go doganiać. Skakaliśmy przez dobre pół godziny (cmentarz był na obrzeżach tego ogromnego miasta), a mi sprawiło to zajęcie niezłą frajdę.
Dodatkowo zlokalizowaliśmy większość niewidzianych do tej pory wilków z Forever Young, wyglądało na to, że wszyscy się tutaj przenieśli.
Meta była przy wielkiej czarnej żelaznej bramie z wyrzeźbionymi kwiatami i czaszkami u ziemi. Dotarliśmy do niej jednocześnie. Remis.
 - Nie chciałabym tutaj mieć grobu - rozejrzałam się i wydawało mi się, że coś się poruszyło, zamrugałam oczami, ale i tak niczego nie zauważyłam. - To miejsce... No cóż... Tutaj umarli nie chcą spać, tylko wprost przeciwnie.
 - Naczytałaś się horrorów - zbagatelizował moje złe przeczucia. - Przecież nie każde miejsce w którym lądujemy musi być przeklęte.
 - Może masz rację - przyznałam.
Pchnęłam żelazną bramę i w tym momencie Akatsuki pchnął mnie na ziemię.
 - Za co to!? - Wrzasnęłam.
Wskazał na wystającą strzałę w miejscu, gdzie przed chwilą miałam głowę. Była czarna, a po chwili rozsypała się w proch.
 - To było... Blisko - przyznałam. - Dzięki.
 - Muszę ci przyznać rację, że może jednak jest to przeklęte miejsce - potwierdził moje przypuszczenia. Może dla pewności przyzwijmy broń.
Przyzwałam dwa pistolety małego kalibru, ale za to niezwykle wygodne do użycia w nagłym wypadku. Akatsuki spróbował przyzwać swój miecz...
 - Dziwne - westchnął. - W ogóle nie wyczuwam jego energii, od kiedy się tutaj pojawiliśmy. Chyba zostałem bez broni.
 - Może ci się uda go przyzwać później - powiedziałam. - Na razie chodźmy dalej, nie mam ochoty tutaj dłużej zostawać.
Ruszyliśmy wśród starych grobów, a ja rozglądałam się czujnie spodziewając się kolejnych ataków, ale do niczego takiego nie doszło. W końcu doszliśmy do nowszych grobów, a ja pochyliłam się nad jednym z nich.
 - "Luise Leinbarg" - przeczytałam jej imię. - Umarła 17 lipca tego roku.
 - "Carl Stromland" - Akatsuki przyjrzał się drugiemu grobu. - Umarły 18 lipca tego roku.
Zaczęliśmy czytać następne nazwiska i daty śmierci i większość z nich przypadała na 9-24 lipca, czyli ostatnie zabójstwo było dwa tygodnie temu.
 - Dziwne - westchnęłam. - Skoro wszyscy zostali zabici to kto pochował trupy? Kto ich pochował skoro wszyscy umarli? Kto tutaj jest? Jaki jest tej osoby cel skoro posuwa się do tak drastycznych środków? Co my tu robimy i czego chce od nas oraz jak ją powstrzymać? Jak widać dotychczasowe odpowiedzi sprawiły, że pojawiło się więcej pytań.
 - Zadajesz dużo pytań - usłyszeliśmy głos za sobą. - Nadzwyczaj trafnych pytań.
 - Kim ty jesteś?! - Odwróciłam się wcelowując w tajemniczego przybysza moje obie lufy.
 - Dlaczego miałbym na twoje pytania odpowiadać? - Odparł pytaniem na pytanie. - O wiele jest zabawniej patrzeć jak zdesperowana poszukujesz odpowiedzi.
 - Że co... - Zapytałam zirytowana. - Kazałam ci odpowiedzieć na moje pytanie... To nie była prośba. TO BYŁ ROZKAZ!
 - Mey, uspokój się - Akatsuki położył mi rękę na ramieniu, a ja się jeszcze bardziej zirytowałam, że nazwał mnie "Mey". - Nie musimy walczyć.
 - Ona należy do tych co mają ostry temperatment - powiedział mężczyzna w czarnej weneckiej masce przypominającej jastrzębia i czarnym płaszczu sięgającym kostek, był niedbale oparty o kosę, która również było koloru jego ubrań, nawet jego włosy były czarne. - Nerwowa. Ostra. Ukrywająca wiele rzeczy. Należy do tego typu co manipulują wydarzeniami zza kurtyny. Nienawidzi odsłaniać swoich słabości oraz jak coś nie idzie po jej myśli.
 - Huuh? - Uśmiechnęłam się okrutnie. - Powinieneś jeszcze dodać do swoich informacji o moim typie, że nie toleruje zniewagi ze strony nieznajomych.
W mojej ręce rozjarzył się piorun, lecz chwilę później poleciałam do tyłu i mocno uderzyłam w płytę nagrobka. Poczułam, że mnie zamroczyło. Teraz nieznajomy rzucił się do Akatsukiego, a on nie był w stanie przyzwać swojego miecza.
 - Chyba pora dodać dwa nowe nagrobki do kolekcji na tym cmentarzu - usłyszałam głos, ale nie byłam w stanie zebrać myśli, by zorientować się co się dzieje. Chwilę później leżał on obok mnie również w kiepskim stanie.
 - A więc jakie chcecie kwiaty na grobie? - Podszedł do nas i wziął mnie pociągnął za włosy do góry, a ja jęknęłam z bólu. Przyłożył ostrze kosy do mojego gardła.
 - Zatrzymaj się, albo tego pożałujesz - wysyczał Akatsuki powoli wstając. - Nie zbliżaj się do niej, albo wezmę się za ciebie na serio...
 - Uciekaj głupku - wrzasnęłam. - Powiedz Aoime co się dzieje, musisz przekazać informację jej o zagrożeniu, a nie umierać tutaj razem ze mną.
 - Nikt nie umrze - odparł.
 - Chcesz się przekonać? - Zapytał nasz wróg.
Akatsuki nic nie odpowiedział, a ja również podźwignęłam się na nogi i stanęłam za nim przyzywając pioruny.
 - Będziesz tego żałował głupku - ostrzegłam go.
 - Bardziej bym żałował, gdybym stąd uciekł - odparł.
Mężczyzna znowu zaatakował, ale tym razem byliśmy na to przygotowani, więc zobaczyliśmy jego ruchy. Był szybki, bardzo szybki, więc ledwie umknęliśmy jego pierwszemu atakowi.
Cisnęłam piorunem, ale on spokojnie go uniknął i zrobił to bez pośpiechu.
 - Głupcy! - Zaśmiał się. - W tym miejscu jestem najsilniejszy. Jestem otoczony śmiercią, jestem w swoim żywiole.
Zaatakował, tym razem znowu przyparł nas do ściany, lecz... Wszystko wybuchło niebieskim płomieniem, a w rękach Akatsukiego pojawił się miecz, ale nie ten miecz co zwykle, tym razem był on o wiele mniejszy, lecz wydawał się o wiele bardziej ostry.
 - Akatsuki, ty... - Wyszeptałam osłupiała. - Ty płoniesz... Na niebiesko. Co to jest? Twój wygląd się zmienia...
 - Nieważne co to jest - powiedział. - Musimy się stąd jak najszybciej wydostać!
 - Doprawdy nie spodziewałem się tego tutaj ujrzeć - uśmiechnął się mężczyzna. - Z moich informacji nie wynikało, że odziedziczyłeś swoje moce po ojcu.
 - Posiadasz informacje o nas? - Nagle zdałam sobie sprawę.
 - Posiadam informację o całym Forever Young. Zwłaszcza o... - Zawiesił głos. - Waszych słabościach. Pozwolę wam odejść w nagrodę, że udało się wam mnie zabawić i zaskoczyć.
 - Uciekajmy stąd - Akatsuki złapał mnie za rękę. - On nam nie da drugiej szansy.
Pobiegliśmy w stronę wyjścia od cmentarza, a gdy oboje przekroczyliśmy bramę zatrzasnęliśmy ją i założyliśmy kłódkę, chociaż wiedzieliśmy, że jeśli on zechce to i tak stamtąd wyjdzie.
 - Może mi powiesz co to są za płomienie? - Zapytałam go. - Ale gdy będziemy już w mieście, nie mam ochoty tutaj zostawać.
Gdy byliśmy już daleko od cmentrarza obejrzałam się za siebie i przeszły mnie ciarki. Brama była otwarta, a w niej machał nam na pożegnanie tamten mężczyzna.

(Wataha Mroku) Od Aoime

Gra nie potoczyła się tak, jak oczekiwałam.
 *****
Aoime - zasugerowała cicho Meyrin, ale na tyle głośno, by nasza czwórka słyszała. - Może przekażesz im wiadomość o tym co się wydarzyło i przygotujesz ich z góry na to, że możemy nie wrócić?
- Chyba... chyba muszę. - odparłam.
A więc, ktoś postanowił, że marnowaliśmy się w tamtym miejscu. Albo przeciwnie - szło nam za dobrze. Teraz jesteśmy w jakimś chorym zupełnie dla mnie miejscu. Mam nadzieję, że Nemezis, albo chociaż Aida będą ze mną.
- Postarajcie się nie rozłazić, dobrze? - powiedziałam i ruszyłam do bardziej zdezorientowanej grupy, w tym dziewczyny, która zemdlała.
- Mogę prosić o chwilę uwagi? - spytałam towarzyszy, nikt nie odpowiadał, więc dla mnie był to jasny sygnał. - Słuchajcie, podejrzewamy, że portal przez który się tu dostaliśmy zamknął się na dobre. A to znaczy, że nie ma drogi powrotnej.
W tłumie rozbłysły nerwowe szepty i panika.  W końcu jakaś ogarnięta osoba zapytała, zdaje się ta z Ziemi.
- Ale gdzie właściwie jesteśmy?
W odpowiedzi Akatsuki, którego właściwie tutaj nie było przed chwilą podał jej gazetę.
- Mora Soul. - przeczytała.
- A więc tutaj... - szepnęłam do siebie. - O ile możecie, trzymajcie się razem. Musimy znaleźć resztę. - powiedziałam już głośniej i podeszłam do "mojej" grupy.
- Proponuję się rozdzielić. Ja pójdę z Alexem, a wy już wedle uznania. Mam nadzieję, że telepatia działa tutaj...
Przytaknęli, a ja z Alexem oddaliłam  się szukać reszty...

To co kochani? Witamy w przyszłość, tudzież teraźniejszości. Mam nadzieję, że ten temat wam się podoba. 
PS. Ciocia Ao radzi znaleźć pracę. 


(Wataha Wody.) Od Alastair'a.

Kiedy jedna z wader zemdlała cała gromadka czyli Akatsuki, Meyrin, Ao i Bris a za nimi Shadow poleźli gdzieś w las. Westchnąłem z irytacją. Muszę siedzieć tutaj i marnować czas a oni ot tak sobie gdzieś idą.
Z sekundy na sekundę robiło się coraz wilgotniej i cieplej. Zmarszczyłem brwi, kiedy przed moimi oczami przeleciał jakiś obraz. Potem kolejny. Jakieś miejsca.? Na pewno wydawały się znajome. Wstałem chcąc podejść do jeziorka ale nie uszedłem nawet kroku. Poczułem mdłości i zatoczyłem się na drzewo.
- Co do... - Urwałem w pół  zdania i zemdlałem.
***
Obudziłem się w tym samym miejscu. Jeziorko, mniej drzew i jakieś ławki. Rozejrzałem się zdezorientowany dookoła. Przecież tu nie było cholernych ławek i jakichś ścieżek. Wszystkie osoby z FY wyglądały na równie zaskoczone co ja. Na ziemi walały się śmiecie i gazety. Podniosłem jedną z nich. Na stronie widniał wielki nagłówek " Mora Soul Times ". Czyżbyśmy przenieśli się w czasie.? Pytanie tylko o ile...
Zgniotłem gazetę w ręce i rzuciłem na bok.
- Na razie trzymajmy się razem. I musimy znaleźć resztę wilków. - Powiedziałem ponuro do wszystkich.
Kilka osób przytaknęło, inne wpatrywały się tępo przed siebie.
Doprawdy uroczo.

niedziela, 2 lutego 2014

(Wataha Powietrza) od Shadow'a

      Wiadomości Kiche że odchodzi nie była miła. Spędziłem z nią wiele wspólnych chwil ale miałem dalej nadzieje że wróci.

        W mojej głowie zabrzmiał głos Aoime o jakieś grze w butelce. Moją twarzy wykrzywił podły uśmieszek, miałem nadzieje że to gra bardziej gorąca niż zwykły " Kto Ci się podoba z watahy?" bo to takie pytania to w przedszkolu się zadawało.
Szybkim krokiem poszedłem do swojej jaskini. Zamierzałem wybrać się na to małe spotkanko ale wypadało założyć coś co zasłoniło cięcia się. Po co natrętne spojrzenia?
     Podszedłem do wielkiej zakurzonej skrzyni, otworzyłem ją i wyjąłem czarny płaszcz. Założyłem go i zaciągnąłem kaptur na oczy. Mmmm groźnie. Dumnym krokiem skierowałem się na Polanę Pojednania.
Było sporo wilków które chyba pierwszy raz w to grały. Były albo podniecone albo zaciekawione, a
albo to i to. Głupcy. Stanąłem na linii drzew w cieniu wielkiej wierzby. Obserwowałem czujnym okiem co się działo a w powietrzu czuć było coś dziwnego.
Nagle jedna z wader zemdlała. Ojej czyżby za duże emocje? Zrobiło się małe zamieszanie bo nie jaki Akatsuki, Meyrin i Aoime, Brisinger gdzieś odeszli na bok.
Postanowiłem iść za nimi. Och jak zabawnie było oglądać kłótnie Meyrin i Akatsuk'iego tak słodko wyglądali ze aż rzygam tęczą.
Tylko najbardziej co mnie interesowało to atmosfera wokół nas. Powietrze zgęstniało i zwilgotniało. Były przebłyski różnych obrazów. Różnych miejsc.
Przenosimy się w czasie.
No słodko. Kiedy miałem z tym do czynienia miałem kilka dni zawroty głowy i rzyganie, inni to już dedli od silnych impulsów czasoprzestrzennych więc moja reakcja była jak najładniejsza mówiąc o pierwszy razie.
   Zaczęło się. Przez chwilę widziałem obrazy które nie powinienem nawet zobaczyć więc zamknąłem oczy i rzuciło mnie na ziemie.
.
.
.
.
O tknąłem się. Podniosłem głowę i zobaczyłem że pozostałe wilki jeszcze są jakby tu powiedzieć, w transie? W uśpieniu?
Kiedy się obudzili tylko czekali na basiora mroku. Ja za to zacząłem chodzić po nowym otoczeniu już nie zważając na tą czwórkę.
Podszedłem do tabliczki która głosiła " Mora Soul ". Och coś mi świta. I nie wiem czy nasza kraina powinna się cieszyć bo teraz to miasto kiedyś tętniące życiem będzie nasze.
    Hm powinienem iść do pozostałych powiedzieć co wiem o tym miejscu. Ale po co? Niech sami się pobawią ja za to pójdę do miejsca które aż za nadto znam.
Otrzepałem płaszcz z niewidzialnego kurzu, poprawiłem miecz w pochwie i zaciągnąłem kaptur na głowę.
Jak mroczny cień przecinałem uliczki by dotrzeć do celu.

(Wataha Mroku) od Akatsuki ' ego

Zagadałem do Aoime i o dziwo się zgodziła. Ciekawe tylko dlaczego podejrzewała, że jak do niej przyszedłem to oznaczało to, że zrobiłem coś czego nie powinienem, przecież ja jestem aniołkiem.
Gra się rozpoczęła dosyć szybko... I niestety dosyć szybko skończyła, ponieważ Lenei z ziemi zemdlała. No cóż, tego się nie spodziewałem i chyba jakoś wszyscy stracili po tym ochotę do gry, a nawet nie dałem im żadnego z moich zadań... Robienia publicznego striptiz i wielu innych... Och... Obiecałem Aoime, że gra będzie grzeczna, więc nie wiem czy by się na to zgodzili...
Nagle... Poczułem coś, ale nie potrafiłem tego określić. Było to natrętne wrażenie, że coś jest nie tak.
 - To chyba nic z tej gry - powiedziałem. - Ja muszę iść - pożegnałem się i dodałem po chwili pod adresem Meyrin. - Musimy pogadać, teraz, myślę również. Aoime, myślę, że również powinnaś o tym wiedzieć.
 - Czyli jednak coś narozrabiałeś - stwierdziła Alfa.
 - Jak zwykle to na mnie zwalacie całą winę - westchnąłem. - Tym razem to nie ja, wolałbym, żebym to był ja.
 - Coś się stało? - Zapytał Brisinger.
 - Nic ważnego - wykrzywiłem wargi w uśmiechu. Nie potrzebowaliśmy ewentualnej paniki ze strony reszty wilków, wiedziałem jednak, że wyczyta ten oczywisty fakt, że jednak trzeba się na coś szykować z mojego spojrzenia. - Ale możesz się przejść z nami jeśli chcesz.
 - Skorzystam z propozycji - odparł.
Przeszliśmy się kilka minut w milczeniu, by dotrzeć do opustoszałych terenów.
 - Poczuliście to, prawda? - Zapytałem się. - Podejrzewam, że wszystkie silniejsze wilki to wyczuły. Pytanie tylko co to jest...
 - Myślę, że to pewnego rodzaju portal - przerwała mi Meyrin. - Moja przyjaciółka często otwiera do mnie portale, więc znam to uczucie. - Tylko, że to nie łączy ze sobą po prostu dwóch różnych miejsc... - Zastanowiła się. - Nie jestem dobra z teorii między wymiarowej w naszym świecie... Co ja tam mówię... Znam tylko urywki wiedzy.
 - Może przejdziesz do konkretów? - Zauważył Brisinger. - Zaczynasz tworzyć mętlik.
 - Podczas studiowania starożytnych ksiąg natrafiłam wzmiankę na temat wymiarów świata no i wychodzi na to, że żyjemy w około 10 wymiarach, przynajmniej tyle znam - rozpoczęła swój wywód.
 - Hej, hej - uniosłem rękę. - Nie przesadzasz? Owszem, znam cztery wymiary: długość, szerokość i wysokość to te w których żyjemy na co dzień oraz również słyszałem o tym, że czwarty wymiar to czas, ale ty wyskakujesz z tym, że istnieje ich, aż dziesięć.
 - Daj mi dokończyć - wyglądała, jakby chciała spiorunować mnie wzrokiem. - Więc najpierw przedstawię wam czym jest te pozostałe 6 wymiarów oprócz tych, które Akatsuki wymienił. Piąty wymiar można sobie wyobrazić, jako rozgałęzienie od naszego czwartego wymiaru, różne ścieżki czasu, który się potoczył w różnych okolicznościach, z piątego wymiaru dochodzimy do wymiaru szóstego tworzonego przez równoległe światy, które powstają co chwilę i może nie jest ich nieskończoność, ale na pewno więcej niż możemy policzyć. Siódmy wymiar... Sięga wiele czasów wstecz i w nim jest tylko nieskończoność, czyli moment w którym powstał świat, a ósmy wymiar zawiera wszystkie dotychczasowe wymiary o których była mowa, w tym co chyba najdziwniejsze wiele nieskończoności, dziewiąty wymiar tworzy coś w rodzaju drogi pomiędzy tymi wszelkimi wymiarami i światami, a dziesiąty... Nie do końca rozumiem, ale to podobno jest punkt w którym powstały wszelkie możliwe nieskończoności, czyli punkt zbiegu wszystkich wymiarów od 7 do 9.
 - Możesz to powtórzyć? - Spytałem się. - Zgubiłem sens gdzieś w twoim drugim zdaniu. To było dla mnie za mądre tłumaczenie.
 - Faktycznie, trochę to poplątałaś - przyznała Aoime. - Ale jeśli dobrze rozumiem to myślicie, że otwiera się tutaj portal z jakieś wyższego niedostępnego nawet nam wymiaru, tak?
 - No cóż... Twoje tłumaczenie jest o wiele prostsze - przyznała Meyrin. - Podejrzewam, że to jakiś czwarty i byś może szósty wymiar, mało kto się zetknął z magią na tym poziomie, ona jest więcej niż zakazana, jedno złe słowo przy tym skomplikowanym zaklęciu zajmującym z 400 stron i można zniszczyć cały wszechświat.
 - Czyli przenosimy się w czasie i pomiędzy równoległymi światami, jeśli ktoś nie pomylił się przy zaklęciu i nie zniszczył przypadkiem świata - podsumował Brisinger.
 - Na to wygląda... - Powiedziała niezręcznie Meyrin. - Ale nie ma tutaj na tyle potężnego wilka, by był w stanie wypowiedzieć takie zaklęcie.
 - Czyli to bogowie - stwierdziła Aoime. - W sumie istnienie bogów jest wygodne, można na nich zwalić winę o wszystkie problemy i niepowodzenia, a także życiowy pech.
 - Nie ogarniam o czym wy mówicie - przerwałem im. - Możecie nie mówić tak mądrze, bo mnie boli głowa od tego.
 - Można też na nich zwalić winę o ułomną inteligencję niektórych jednostek - stwierdziła Meyrin. - Chociaż przy jego głupocie to nawet bogowie by nie pomogli.
 - A może powinienem powiedzieć Alfie o tym co robisz, kiedy wszyscy nie wiedzą i z kim się kontaktujesz, kiedy jesteś sama, "Mey"? - Spojrzałem na nią mściwie. - Może tobie by się przydała mała kara.
 - Przestańcie się kłócić - powiedział Brisinger.
 - Ach tak... To może ja powinnam powiedzieć Alfie o twoich planach w stosunku do niej - odparowała. - Jestem pewna, że wysłałby ciebie na drugi świat.
 - Ty podstępna żmijo - warknąłem.
 - Ty niedorozwinięty zboczony orangutanie nieznający dobrego wychowania, który [wybaczcie, że dalej nie opublikuję, ale ten blog mogą czytać osoby poniżej 18 lat, ogólnie była mowa o treści seksualnej i zboczeniu Akatsuki ' ego].
Bez namysłu rzuciliśmy się na siebie, ale w tym momencie Aoime wkroczyła między nas i krzyknęła:
 - Spokój! Akatsuki i Meyrin, jeśli się za chwilę nie ogarniecie to sprawię, że pożałujecie tego do końca życia i nie będę wam dawać taryfy ulgowej, bo się przejmujecie takimi błahostkami w obliczu o wiele większego problemu.
Mierzyłem się jeszcze z nią kilka chwil wzrokiem, ale Alfa nie zamierzała dopuścić między nami do bezpośredniego starcia, teraz dopiero przypomniało mi się, że Brisinger obserwował nas w milczeniu.
 - Nie przejmuj się nimi - zwróciła się do niego nasza Alfa. - To tylko kłótnie kochanków.
 - ŻE NIBY KTO JEST TU KOGO KOCHANKIEM - wydarliśmy się z Meyrin. - NIE MYŚL ŻE MOGLIBYŚMY BYĆ PARĄ!!!!
I tym samym zasłużyliśmy na kolejne mordercze spojrzenie od Aoime, może faktycznie nie powinniśmy się teraz kłócić przez chwilę.
 - Dokończymy tą rozmowę później - zwróciłem się do Meyrin. - Ale nie myśl, że ci odpuszczę.
 - I Vice Versa* - odparłem.
W tym samym momencie świat zaczął przed moimi oczami dosyć dziwnie wyglądać, jakby wiele miejsc się na siebie nakładało. Nie potrafiłem tego opisać i nawet stwierdzenie, że moje ciało trawił ogień i czułem, jakby ktoś je kroił na centymetrowe kawałki nie pozwalało oddać tego bólu.
 - Chyba się zaczęło - stwierdziła Aoime, która wyglądała trochę lepiej ode mnie, chociaż nawet na jej czole pojawiły się kropelki potu.
 - Mey, nie wspominałaś, że podróże na tym poziomie wymiarów są takie trudne - jęknąłem.
 - Zamknijcie oczy! - Wrzasnęła nagle porażona. - Wygląda na to, że znajdujemy się w centrum tego zaklęcia! Tutaj będzie najgorzej przetrwać, ponieważ przez ten punkt będzie przebiegać najwięcej wymiarów - szybko zacisnęła oczy, a po chwili jakaś niewidzialna siła ciążenia o wiele silniejsza od grawitacji przycisnęła nas wszystkich do ziemi. Alfy zamknęły oczy, ja... Spóźniłem się... Przez sekundę widziałem coś co wypaliło mi się w mojej głowie na stałe, a potem zmusiłem się do zaciśnięcia powiek, nim to sprawiło, że postradałem zmysły.
...
...
...
Pierwsze co widziałem, gdy się ocknąłem to nachyloną nade mną zmartwioną twarz Meyrin.
 - Żyje - stwierdziła z ulgą.
 - Co się stało? - Spytałem i chciałem odgarnąć włosy z twarzy, lecz nagle poczułem, że kompletnie nie mam siły.
 - Twoje oczy krwawią - zdziwiła się. - Nigdy nie widziałam, żeby ktoś płakał krwią. Jak to się stało?
 - Nie zamknąłem oczu na czas - przyznałem.
Nie miałem siły kłamać i nie było też sensu.
 - Miałeś szczęście, że jednak żyjesz - stwierdziła.
Pomogła mi się podnieść do pozycji siedzącej, a gdy się rozejrzałem, aż sapnąłem z wrażenia.
 - Co to za miejsce? - Byłem zszokowany.
 - Wygląda na to, że jesteśmy w jakieś przyszłości - powiedział Brisinger. - To miejsce... Nigdy nie widziałem czegoś takiego.
 - Musimy znaleźć resztę - powiedziałem ostrożnie wstając. - Tylko, że podczas tej "podróży" straciłem orientację około dwieście razy, jeśli nie więcej.
 - Chodźmy w tą stronę - ruszyła Aoime.
 - A skąd to wiesz? - Zdziwiłem się.
 - Nie wiemy - odpowiedział na moje pytanie Brisinger. - Ale to lepsze niż mamy siedzieć w tym miejscu w nieskończoność.
Ruszyliśmy w milczeniu za nimi, Aoime i Brisinger przodem, ja i Meyrin dwa metry za nimi w parze.
 - Martwiłam się o ciebie głupku - powiedziała cicho. - Nie strasz mnie tak więcej.
 - Ile byłem nieprzytomny? - Zapytałem.
 - Jakieś pół godziny - odparła. - Przez chwilę nawet nie biło ci serce, musiałam użyć mojej mocy elektryczności, by pobudzić twoją pracę serca.
 - Och... - Zdziwiłem się. - To ja umarłem? Myślałem, że jak się umiera, to całe twoje życie przelatuje ci przed twoimi oczami.
Milczała, a ja po chwili dodałem:
 - Przepraszam za tą kłótnię.
 - Nie to nie twoja wina - zaprotestowała cicho. - To ja zaczęłam i to mnie poniosło.
Znowu milczenie, co dwie wypowiedzi milczeliśmy co najmniej przez dwie minuty.
 - To miejsce przyprawia mnie o dreszcze - przerwała ciszę Meyrin. - Tutaj nikogo nie ma, jest takie opustoszałe.
 - Teraz jak o tym mówisz, to faktycznie nikogo nie zauważyliśmy od początku - skojarzyłem.
Nagle przed nami w jednej z uliczek tego miejsca zobaczyliśmy pozostałych członków gry w butelkę. Wyglądali na to, że nie mieli tak ciężkiej podróży, jak nasza czwórka.
 - Aoime - zasugerowała cicho Meyrin, ale na tyle głośno, by ja i Brisinger to słyszeli. - Może przekażesz im wiadomość o tym co się wydarzyło i przygotujesz ich z góry na to, że możemy nie wrócić?
Wziąłem wdech. Dopiero teraz do mnie dotarło co się stało.
 - Nie podoba mi się pomysł, że możemy nie wrócić - podniosłem, jakiś plik kartek, chyba gazetę i przeczytałem tytuł. - Lokalna Gazeta Miasta Mora Soul", to mi się jeszcze mniej podoba. Nigdy nie słyszałem o takim miejscu.


_________________________________________________
*dla tych co nie wiedzą Vice Versa oznacza "nawzajem". Chociaż to moim zdaniem wszyscy wiedzą, ale chciałam dać w opowiadaniu " * " xD

(Wataha Ziemi) od Lanei

   Obrzuciłam butelkę krytycznym spojrzeniem, prawdopodobnie właśnie stanie się moim największym wrogiem. Oj tam.Zastanowiłam się przez moment...
 -A jeśli wybiorę pocałunek to na jakiej zasadzie?-uniosłam brew. Zadanie może być głupie a pytanie jeszcze gorsze...
 -Wybiorę Ci kogoś.-odpowiedział basior.
 -Dobra, wal.-rzuciłam bez zastanowienia i dopiero teraz dotarło do mnie ilu mamy w towarzystwie panów. Serce na moment mi stanęło, przecież ja żadnego nie tknę. Zrobię cyrk i po ptokach.
   Brisinger przebiegł uważnym spojrzeniem po towarzystwie, przygryzłam wargę. Chyba jednak nie miał żadnego "genialnego" pomysłu, bo wskazał ręką waderę obok mnie. Nie, nie Amei. Tę po lewej. Nie znam jej imienia, ale dostała tylko krótkiego, treściwego buziaka, po którym wytarła rękawem usta.
   Zakręciłam szatańskim szklanym pojemnikiem na ciecze, w tym momencie trochę źle się poczułam.
   Nie wiem na kogo padło. Zdążyłam zemdleć. Nie wiem co działo się potem, ale obudziłam się na trawie, Ruda siedziała obok. Chciałam się podnieść, zatrzymała mnie jednak gestem ręki.
-Leż.-powiedziała stanowczo. Przetarłam oczy i podparłam się na łokciu.
-Przestań, to u mnie norma. Zdarza się co jakiś czas...Phan coś może zaradzi.-uśmiechnęłam się lekko.

<Przepraszam, że krótko. Nie umiem ;-; >