środa, 5 lutego 2014

(Wataha Mroku) od Akatsuki ' ego

Cmentarz. Takie miejsca nie należały do moich ulubionych do przesiadywania w nich w wolnym czasie, a ten cmentarz działał na mnie szczególnie odpychająco. Dodatkowo teraz ten mężczyzna pojawił się i z łatwością nas pokonał. Oboje leżeliśmy obok siebie, a on podszedł do Meyrin i chwycił ją za włosy, a ona jęknęła z bólu.
 - A więc jakie chcecie kwiaty na grobie? - Zapytał przykładając jej kosę do gardła.
Poczułem, że to nie może się tak skończyć. Nie miałem ochoty umierać w takich okolicznościach, ani pozwolić jej również tak skończyć.
 - Zatrzymaj się, albo tego pożałujesz - wysyczałem. - Nie zbliżaj się do niej, albo wezmę się za ciebie na serio...
Nie wiem skąd wziąłem siłę, by to zrobić, ale podźwignąłem się na nogi, mimo że mnie wszystko bolało.
 - Uciekaj głupku - wrzasnęła Mey. - Powiedz Aoime co się dzieje, musisz przekazać informację jej o zagrożeniu, a nie umierać tutaj razem ze mną.
 - Nikt nie umrze - odparłem.
 - Chcesz się przekonać? - Zapytał mężczyzna.
Nie odpowiedziałem, nie miałem pomysłu, jak go pokonać, ale chyba próba obrony była lepsza niż akceptacja tego, niż przyszło nam teraz umrzeć.
 - Będziesz tego żałował głupku - ostrzegła mnie Meyrin również wstając.
 - Bardziej bym żałował, gdybym stąd uciekł - odparłem.
Mężczyzna znowu zaatakował i nawet mimo przygotowania na to był zaskakująco szybki i minąłem o milimetry jego kosę od twarzy. Mey cisnęła w niego piorunem, ale nawet się zbytnio tym nie przejął, gdyż go wyminął pozwalając by trafił tuż obok niego.
Był potężny, dawno nie walczyłem z takim przeciwnikiem.
 - Głupcy! - Zaśmiał się. - W tym miejscu jestem najsilniejszy. Jestem otoczony śmiercią, jestem w swoim żywiole.
Ponownie zaatakował i znowu pokonał naszą obronę...
Nie mogę tak umrzeć - pomyślałem. - Jeszcze tak wiele nie zrobiłem. Ja tutaj nie umrę.
I wtedy to poczułem. Tą nieznaną mi w sobie moc. Wszystko wybuchło niebieskimi płomieniami i odrzuciło pozostałą dwójkę ode mnie. W moich rękach pojawiła się pochwa z mieczem, a ja go wyjąłem. Moje płomienie się wzmocniły i odkryłem, że ta broń niezwykle mi dobrze leżała w ręce, mimo że nigdy nią nie walczyłem.
 - Akatsuki, ty... - Wyszeptała osłupiała Mey. - Ty płoniesz... Na niebiesko. Co to jest? Twój wygląd się zmienia...
Spojrzałem w moje odbicie na metalu mieczu, zacząłem przypominać demona, takiego jak moi bracia.
 - Nieważne co to jest - powiedziałem. - Musimy się stąd jak najszybciej wydostać!
 - Doprawdy nie spodziewałem się tego tutaj ujrzeć - uśmiechnął się mężczyzna. - Z moich informacji nie wynikało, że odziedziczyłeś swoje moce po ojcu.
 - Posiadasz informacje o nas? - Meyrin wyglądała, jakby ją olśniło.
 - Posiadam informację o całym Forever Young. Zwłaszcza o... - Zawiesił głos. - Waszych słabościach. Pozwolę wam odejść w nagrodę, że udało się wam mnie zabawić i zaskoczyć.
 - Uciekajmy stąd - Złapałem ją za rękę. - On nam nie da drugiej szansy.
Pobiegliśmy w stronę wyjścia od cmentarza, a gdy oboje przekroczyliśmy bramę zatrzasnęliśmy ją i założyliśmy kłódkę, chociaż wiedzieliśmy, że jeśli on zechce to i tak stamtąd wyjdzie.
 - Może mi powiesz co to są za płomienie? - Zapytała mnie. - Ale gdy będziemy już w mieście, nie mam ochoty tutaj zostawać.
Tuż przed wejściem między wysokie budynki obejrzeliśmy się za siebie i ujrzeliśmy otwartą bramę, a w niej tego mężczyznę niedbale opartego o jego kosę i machającego nam na pożegnanie. Przeszły mnie ciarki... Czym on był, że nas pokonał z łatwością, nawet Alfy nie dałaby mu rady, chyba że razem.
Weszliśmy do największej biblioteki w mieście, a Meyrin powiedziała:
 - Opatrzę twoje rany. Oberwałeś o wiele... - Zawiesiła głos zaskoczona i po chwili dokończyła. - ... mocniej ode mnie.... Tylko, że nic ci nie jest. Nie wiedziałam, że posiadasz moc regeneracji ran. Powiedz mi w ogóle co to za płomienie.
Położyłem miecz na stoliku i wzruszyłem ramionami.
 - Odziedziczyłem ją po ojcu. Nie sądziłem, że ją posiadam.
 - Kim jest twój ojciec? - Zadała pytanie na które nie chciałem odpowiedzieć.
Moim ojcem była osoba, której najbardziej nienawidzę. Wykorzystał mnie, a gdy okazało się, że nie posiadam jego mocy to mnie wyrzucił z rodziny, a teraz... Ciekawe co by zrobił, gdyby się dowiedział, że jednak umiem przyzwać niebieskie płomienie.
 - Nieważne - odparłem.
 - To jest ważne - nalegała.
 - To JEST NIEWAŻNE - powiedziałem, a gdy ona spojrzała mi w oczy zamilkła zaskoczona. Rzadko, gdy się złościłem, ale teraz byłam naprawdę wkurzony, bo samo przypomnienie o moim ojcu sprawia, że mam ochotę komuś przyłożyć.
Wziąłem kilka wdechów i powiedziałem:
 - Obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz, proszę...
 - Obiecuję - odparła. - Domyślam, że masz jakiś powód, by nikt o tym nie wiedział, bo nie należysz do tych osób, które mają sekrety bez potrzeby, ale również zamierzam się dowiedzieć co to za moc.
 - Skoro tutaj jesteśmy to może poznamy historię tego miejsca i przejrzymy rejestr zgonów - zmieniła temat.
 - Yhym.
Siedzieliśmy przez następne kilka godzin nad książkami, aż w końcu poznaliśmy historię tego miejsca i odkryliśmy że do niedawna mieszkało tutaj 20 tys. mieszkańców, ale wszyscy ginęli w różnych okolicznościach. Wypadki samochodowe. Porażenia prądem. Utopienia. Zniknięcia nocami. Zarwane dachy domów. Było też kilka samobójstw załamanych psychicznie ludzi tą sytuacją. Dużo osób zostało zastrzelonych... A większości ofiar poderżnięto gardło...
 - Może lepiej będzie się poruszać w grupie - stwierdziłem. - Nas może czekać to samo co pierwotnych mieszkańców tego miejsca.
 - Nie mamy czasu przeglądać reszty tych gazet, dokumentów i ksiąg - powiedziała Meyrin i ruszyła w stronę wyjścia.
Wziąłem miecz i wziąłem jakiś pokrowiec z biblioteki, a następnie wrzuciłem do niego miecz w pochwie i zarzuciłem ten zestaw na plecy.
 -No to chodźmy - powiedziałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz