Z prawej strony słyszałam wyraźne kroki. Przyspieszyłam kroku i minęłam gęste drzewa (akurat chwilowo znaleźliśmy się w lesie).
Dziewczyna zatrzymała się i zaczęła się rozglądać, jednak stałam nadal w pewnej odległości od niej. Po chwili ruszyła dalej. O co tu chodzi? Podeszłam do niej.
- Witaj, szukasz czegoś? - spojrzałam w jej oczy, były całe zamglone, czy to możliwe, że jest ślepa...?
- Cześć, w sumie.... tak. Nie rozumiem, skąd się tu wzięłam.
- Farfalee z Ziemi? - zapytałam nieśmiało.
- Owszem.
- Aoime, Alfa Watahy Mroku. Chodź, zaprowadzę cię do reszty.
Po drodze opowiedziałam jej wszystko.
*****
Zapadał zmrok, a my nadal byliśmy w cóż... Małym bałaganie. Ale była tu zdecydowana większość.
Na ziemi leżał podniszczony pergamin. Po rozwinięciu okazał się mapą tego miejsca.
Podeszłam do reszty i położyłam mapę na drewnianym pieńku.
- Miasto podzielone jest na sześć części plus to coś w środku. Czyli nic nowego. Proponuję, by każda wataha obrała sobie jedną część. Chociażby na najbliższy czas, dopóki tego nie rozgryziemy.
*****
Zabrałam moją watahę (oprócz Meyrin i Akatsukiego, którzy ulotnili się szybciej) do "naszej" części mieszkalnej. Każdy obrał sobie jakieś mieszkanie - albo ten wysoki wielopiętrowy budynek, albo te tradycyjne domy. Zostały dwa budynki. Mały dom z ogromnym podwórzem oraz gotycki pałacyk na końcu uliczki. Rzucał się mocno w oczy, ale postaram się go zasłonić. Dom był nieogrodzony. Przy wejściu na schody, na balustradzie wyrzeźbione były dwie postaci w płaszczach, którymi zakrywały twarz. Schody lekko zaskrzypiały, kiedy na nie nastąpiłam. Drzwi były otwarte, nacisnęłam lekko uchwyt, który Meyrin kiedyś nazwała "klamką" i weszłam do środka...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz