niedziela, 27 kwietnia 2014

(Wataha Wody) od Hinomoto

Gdy dotarłam do mieszkania znalazłam tam Alexa… Jak na złość musiał być nadal taki zimny.
- Mam parę pytań. – Odłożyłam reklamówkę i poszłam zaparzyć herbatę.
- Słucham. – Odparł śledząc moje kroki.
- Po pierwsze ile cukru sypiesz? – Zapytałam.
- Ehhhh, jak zwykle musisz irytować. Dwie. – Powiedział.
Za nim woda się zagotowała usiadłam w drugim fortelu.
- Co się stało z resztą? – Zapytałam, patrząc głęboko w jego oczy.
- Nic ciekawego, próbują żyć najlepiej jak się da. – Odparł.
- Co my tu robimy? – Kolejne pytanie.
- Tego jeszcze nie wiem. – Odparł zaciskając dłonie.
- Dobrze, a więc mieszkamy w nowoczesnym świecie i próbujemy żyć jak ludzie, ale za cholerę nie wiesz co my tu robimy?! – Pierwszy raz byłam zła.
- Hm. Uspokój się. To trudne do zrozumienia, poza tym po co Ci to? Żyj jakbyś od zawsze tu była i tyle. – Powiedział rozglądając się po mieszkaniu.
- Nie chcę tych czasów, nie chcę tu być i nie mam zamiaru się na to godzić, więc znajdźmy k*rwa jakiś pieprzony sposób. – Oczy zaszły mi mgłą wściekłości.
- Ogarnij się dziewczyno, to czego ty chcesz aktualnie mało mnie interesuje. Pogódź się z tym co jest. – Przyglądał mi się.
- To nie o to tutaj chodzi… - Nagle czajnik zagwizdał.
Wstałam i poszłam zrobić napoje, gdy wróciłam zobaczyłam moją alfę jak patrzy po książkach, które mam.
- Widzę, że miałaś co robić przez ten cały czas. – Prychnął.
- To nie twój interes. – Odparłam.
- Czemu powrót jest taki ważny, co? – Spojrzał na mnie pierwszy raz, chyba takim wzrokiem.
- Chciałbyś wiedzieć. – Odparłam.
- To nie, że chcę, tylko dziwnie reagujesz odnośnie powrotu. Pokazujesz złość, a  ty nigdy jej nie pokazujesz. – Spojrzał na mnie posępnie.
- Nie jesteśmy blisko, więc nie będę tego tłumaczyć, mam coś do zrobienia i wrócę, choćbym miała spędzić na to…- Nagle ochłonęłam.
- No kontynuuj. – Usiadł w  fotelu czekając na dalszą część.
- Powtarzam po raz enty, to nie twoja sprawa. – Napiłam się.
- Mam źródła i tak się dowiem. – Również się napił.
- Nie ważne jakie będziesz miał źródła i tak się niczego nie dowiesz. – Byłam całkowicie poważna.
- Doprawdy? Chyba nie wiesz jakie mam dob… - Już chciał się przechwalać.
- Nie ma takiej możliwości. – Odłożyłam szklankę. – Nie jestem znana, nie mam przyjaciół, ani wrogów. Całkowicie neutralna, jeśli byś chciał się czegoś dowiedzieć to jedynie ode mnie. – Spojrzałam na niego przenikliwie.
- Jeszcze się zdziwisz. W każdym razie coś jeszcze? Mam coś do roboty, a  ty jesteś mi zbędna póki co. – Napił się.
- Taaa, w  sumie to ciekawi mnie coś jeszcze. Co robiłeś przez ten czas? – Na jego twarzy powiło się zniechęcenie.

piątek, 25 kwietnia 2014

(Wataha Wody.) Od Alastair'a.

Jakaś dziewczyna wcięła mi się w połowę zdania. Odpowiedziałem sztywno. Oczywiście Brisinger musiał wdać się w ‘interesującą’ rozmowę. Przerwałem jej ostro.
- Czego szukasz.?
- A bo ja ci wiem, czegoś do roboty. Jakieś rozrywki...
Podczas jej wypowiedzi przymknąłem oczy próbując złapać oddech. Coraz ciężej… Wody. Potrzebuję chociaż trochę. Rozejrzałem się dookoła ukradkiem. Nic.
Yuu zauważyła mój stan i złapała mnie za rękę.
- Chodź.
- Co Ty robisz.? – Szarpnąłem się.
Cholera. Nie mam nawet siły, żeby wyrwać się od jakiejś dziewczyny.
- No chodź. – Pociągnęła mnie za rękę i wciągnęła nas w portal.
Po drugiej stronie znajdowała się wielka polana z rzeką.
- Jest na tym świecie jeszcze wiele różnych miejsc o których nie mamy pojęcia.
- Dziękuję. – Powiedziałem patrząc na wodę.
Kiedy Alfa Światła cofnęła się po Brisingera ja zrzuciłem koszulkę przez głowę, wyjąłem telefon z kieszeni i w szortach wbiegłem na głęboką wodę. Była krystalicznie czysta i chłodna. Zanurzyłem głowę pod wodę i z powrotem się wyprostowałem. Akurat kiedy przeczesywałem palcami przydługie włosy na polankę wróciła Yuu z Brisingerem. Zmrużyłem oczy w świetle i przyjrzałem jej się. Taką wątła panienka mnie uratowała. Westchnąłem i znów zanurzyłem się w wodzie.

Po kilkunastu minutach wyszedłem ze strumienia na trawę i podszedłem do siedzących alf.
- Lepiej Ci.? – Spytała dziewczyna.
Przytaknąłem patrząc na nią chłodno, oceniająco.
Podniosłem komórkę z trawy. Jedna wiadomość. Ściągnąłem brwi. Od kogo.?
Alex chciałabym się spotkać. 
Ktoś z mojej watahy.? Tylko Hinomoto mówi na mnie Alex.
- Mogłabyś przenieść mnie w dowolne miejsce.? – Zwróciłem czarne oczy na Yuu.
- Tak.
- W takim razie miałbym prośbę. Przenieś mnie w miejsce pobytu Hinomoto z mojej watahy.
Machnęła ręką i przed nami utworzył się portal.
- Dzięki. – Skinąłem jej głową. – Braciszku potem dokończymy rozmowę. – Dodałem chłodno.
- Paa.! – Krzyknął z krzywym uśmieszkiem.
Włożyłem swoją białą koszulkę na siebie i przestąpiłem przez teleport. Byłem w mieszkaniu Hino. Nie było jej. Rozsiadłem się na kanapie i czekałem. Kiedy weszła jej oczy rozszerzyły się nieznacznie.
- Skąd Ty tu…?

- Nieważne. Do rzeczy. Czego potrzebujesz.? – Spytałem.

czwartek, 24 kwietnia 2014

(Wataha Wody) od Hinomoto

Przez cały czas studiowania ksiąg na temat miejsca, w którym obecnie przebywam miałam sporo czasu do poznania mego mieszkania, jedyne jednak co mnie irytuje to ten cholerny towarzysz, który próbuje mi pomóc na wszelkie sposoby.
- Hino!!! Wyjdź, że wreszcie poszukać pracy! Wszyscy cos robią, a  ty tylko siedzisz w tych kronikach i innych księgach.
- Nigdy nie zrozumiesz tego co próbuję uzyskać, wiec proszę usiądź spokojnie i czekaj na dzień, w  którym ruszymy gdziekolwiek. – Odparłam wcale nie przejmując się zdaniem osoby siedzącej obok.
Całe dnie spędzałam właśnie w takim stanie. Oczywiście wychodziłam czasem na dwór, przeważnie jednak w nocy. Mieszkam we wieżowcu, więc często wychodzę na dach, a tam rozmawiam z kotami. Nie wiedzieć czemu te zwierzęta bardzo mnie lubią. Dziś jednak musze wreszcie wyjść i coś znaleźć, załatwić parę spraw w urzędach i tego typu miejscach. W końcu wstałam i poszłam się ubrać, a mój towarzysz z błyskiem w oku mnie obserwował.
- Gdzieś idziemy?
- Tak, w parę miejsc. – Oznajmiłam.
- W końcu wyjdziesz do ludzi.
- Dobra idziemy.
Poszłam w najważniejsze miejsca, teraz tylko miejsce pracy. Skoro już tu jestem, a  wciąż brak mi informacji to pójdę do gazet… Nie zarobię może milionów, ale to dobry sposób na bycie. Wstąpiłam do pierwszej lepszej gazety. Przyjęli mnie bez żadnego ale, uważali mnie za idealną, chociaż nie wiem czemu. Być może to przez znajomość pewnych rzeczy. W każdym razie załatwiłam jeszcze pracę dorywcza, jako kelnerka. Mimo, ze strój mi nie odpowiada to nie będę biegać specjalnie za pracą. Następnie poszłam na zakupy. Podstawowe przedmioty jakie kupiłam to: wino, piwo, woda, soki, coś do przegryzienia, coś słodkiego i jakieś zupki. Nic wielkiego. Załapałam sie też na konkurs, gdzie wygrałam i przedmiotem który dostałam to jakaś specjalna karta na siłownie. Zmęczona wszystkim poszłam nad jakąś fontannę. Posiedziałam, odpoczęłam, popatrzyłam. Musiałam jeszcze zwiedzić księgarnię. Mój temat, którym mam się popisać w pracy to najpopularniejsze książki w świecie młodzieży, a wiec czas ruszyć by cos upolować, przeczytać. Jednak najpierw zakupy do domu. Koniecznie musiałam isc kupić laptop, no i nowe ubrania, ponieważ moje nie pasowały do tej kultury. Zrobiłam wszystkie czynności, a  w domu rozpoczęłam studiowanie książek i przeglądanie laptopa. Około godziny 23 moja praca się skończyła. Zapisz, wyślij i mam wolne. Koniecznie musiałam złapać też kontakt z ludźmi z watahy. Jednak nawet nie wiedziałam jak zacząć, wszyscy się rozproszyliśmy.
- Mam numery telefonów wilków z twojej watahy. – Powiedział mój pomocnik.
- Czyli kupno telefonu mi zostało? – Zamyśliłam się.
- To nie jest takie proste! Trzeba… - Pomachałam ręką.
- Wiem co trzeba, zdążyłam już o tym przeczytać trzy dni temu.
Tylko gorzej było z tym, która godzina, o tej porze to tylko w  większych sklepach, ale trzeba do tego już użyć komunikacji miejskiej. Kłopotliwy ten świat. Szybko ruszyłam do sąsiada prosząc o to by mi pomógł z taksówką. Szybko się uporałam  taksówką i po dojeździe na miejsce szybko popędziłam do play’a. Szybko zakupiłam telefon i wypełniłam papierki. Po wyjściu ze sklepu zamówiłam taksówkę i napisałam sms’a do alfy. Szybko wyklinałam prosty tekst: Alex chciałabym się spotkać. Wysłałam i wskoczyłam do taksówki i wróciłam do domu.

(Wataha Mroku) od Akatsukiego

Chyba najwyraźniej nie zamierzali się po dobroci poddać? Z wrzaskiem rzucili się na naszą dwójkę po rozkazie ich szefa. Widząc, że Mins zajął się swoją połową i szukaniem ich przywódcy zauważyłem czarny ogień, który chwilami pojawiał się w okolicy katany i cicho zakląłem mając złe przeczucia co do miejsca skąd ta broń pochodzi.
Rzuciłem się w wir walki i pozwoliłem niebieskiemu ogniu zapłonąć w ograniczonej ilości tak by nie zaczął ogarniać całego budynku.
Szybko i bez trudu wyeliminowałem wszystkich, którzy stanęli mi na drodze. Nawet było to całkiem przyjemne, ponieważ wcześniej powstrzymywałem się przed zabijaniem.
- Słuchać mnie wszyscy! Macie dać nam spokój bo znajdę was i zabije co do jednego. Akatsuki idziemy - Mins krzyknął.
Nic nie odpowiedziałem tylko schowałem katanę, a następnie za nim podążyłem do wyjścia.
 - Jak ty właściwie się w to wplątałeś ? - Spytałem.
 - Nie wiem. Ogłuszyli mnie ciosem w tył głowy w moim mieszkaniu - odparł.
 - Rozumiem. Ale czemu tak szybko z nim skończyłeś? - Przemilczałem fakt, że gdyby ktoś tak by zrobił w stosunku do mnie skończyłby tak minimum dwadzieścia razy gorzej niż to co on mu zafundował.
 - Sam nie wiem - odparł.
 - Mogę? - Wyciągnąłem rękę po katanę na której wciąż się tliły delikatnie czarne płomienie.
 - Ach jasne - podał mi ją.
Wziąłem ją z lekkim obrzydzeniem i odesłałem do innego wymiaru i od razu to samo zrobiłem z tą, którą przed chwilą używałem.
 - Tak właściwie dlaczego twoja broń posiada płomienie różnego koloru? - Zainteresował się.
 - Długa historia - odparłem. - Można powiedzieć, że to ma związek z moją rodziną.
 - Twoją rodziną...? - Drążył temat.
Milczałem chwilę zastanawiając się co powinienem odpowiedzieć. Z góry wykluczyłem prawdę, więc myślałem raczej o jakimś wiarygodnym kłamstwie.
Nagle zauważyłem Betę i Alfę, które przychodziły obok nas. Obydwie były zmęczone, a ubrania Rin były lekko osmalone. Żadna z nich nie wydawała się mieć dobrego humoru. Co ciekawsze za nimi podążały dwie klacze stępem.
 - Ciekawe co się wydarzyło... - Zaciekawiłem się. - Ja już idę - zwróciłem się do Minsa i podszedłem do dwójki dziewczyn.
 - Co tam? - Zagadałem.
 - Lepiej nie mówić - odparła Rin. - Masz coś do picia?
Z kieszeni kurtki wyjąłem dwie puszki Sprite ' a, które dzisiaj rano kupiłem, a ona bez słowa mi je wyjęła, otworzyła jedną, a drugą podała Alfie.
Czekałem chwilę, aż obie się napiją.
 - Co wy robiłyście? - Zapytałem.
 - Odwiedzałyśmy ruiny - zaczęła wyliczać Alfa. - Znalazłyśmy tablet, przechodziłyśmy labirynt, testowaliśmy pułapki i kilkanaście razy omal nie zginęłyśmy.
Opowiedziały mi w skrócie historię od zaproszenia, aż do wyjścia.
 -  Nie wiem jak wy to robicie we dwójkę, ale przyciągacie w okolicy największe kłopoty, jakie mogą się wydarzyć w Mora Soul - westchnąłem. - Przecież to przekracza zdrowy rozsądek.
 - Wiem - odparła Rin. - Ale to nie nasza wina. Tak po prostu jest. Tak właściwie to chyba ja przyciągam kłopoty i wplątuje w nie przy okazji inne osoby.
 - To nie jest powód do dumy - stwierdziłem.
 - Ostatecznie nie było tak źle - zlekceważyła mój wzrok. - Przynajmniej dostałyśmy te dwa konie w zamian i ja mam jeszcze tą bransoletę.
 - Ja już idę - pożegnała się Alfa i nas zostawiła.
 - Ja chyba też już będę się zbierać - dodała Beta. - Muszę odpocząć. Nie sądziłam, że myślenie może być takie męczące - to mówiąc odeszła.
...
Mi za to nie chciało się wracać do domu, więc udałem się trochę za granice miasta, aby się przejść i wtedy natrafiłem na jakąś grotę pełną potworów, a wtedy z braku zajęcia zacząłem się ich wszystkich po kolei pozbywać, aż w końcu zaczęło zachodzić słońce.
 - A co ty tutaj robisz? - Usłyszałem za sobą dziewczęcy głos. - I kim jesteś?
Odwróciłem się i ujrzałem czarnowłosą piękność o delikatnej budowie, jednak noże, które trzymały za pasem i jej spojrzenie przeczyły jej bezbronności.
Jedno trzeba było przyznać, była niecodziennej urody i na pewno jej tutaj nigdy nie widziałem, takich twarzy się nie zapomina.

środa, 23 kwietnia 2014

(Wataha Mroku) od Minsa

Facet obkładał mnie po twarzy gdy nagle do magazynu wszedł Akatsuki
- Chyba pomyliłem budynki, nie przeszkadzajcie sobie, widzę, jak jesteście w trakcie przyjacielskiej pogawędki -powiedział spoglądając na mnie
- To jeden z nich. Może ten będzie gadał - stwierdził facet. - Zwiążcie go
- Nie sądzicie, że to trochę niekulturalne - odparł
- A co nas obchodzi kultura - odparli.
- Kultury to wy na pewno nie macie - zauważył. - Ani tym bardziej honoru, tyle osób na jednego przeciwnika...
- Stul pysk - wrzasnął facet
-Po pierwsze: odsłoniłeś się - powiedział wyciągając miecz, który niby przypadkiem przyszykował wchodząc tutaj. - Po drugie: skoro już atakujecie w grupie to współpracujcie
Gdy to powiedział podbiegł do mnie szybko i naciął sznur. Potem zaczął walczyć z jakąś kobietą. Gdy zakończył jej żywot podszedłem do niego.
- Ja mogę wziąć tą połowę po prawej stronie, a ty po lewej - zaproponował mi - Chyba, że jednak zdecydują się grzecznie po dobroci poddać - dodał głośniej. - Ich szefa zostawię tobie, możesz się mu odwdzięczyć za to przyjacielskie mordobicie.
Zanim jednak zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć facet który mnie obkładał po twarzy wrzasnął-Na nich! Chwyciłem katanę która leżała na ziemi. Gdy ją chwyciłem wyryły się na niej jakieś runy a ona sama zapłonęła czarnym ogniem. Było to nieco dziwne, Rzuciłem się na nadbiegający tłum z pełną siłą. Dosłownie wyrzynałem sobie drogę. Akatsuki też z łatwością parł do przodu. Jednak ja szukałem tylko faceta który obkładał mnie po twarzy. Gdy zobaczyłem go na końcu coś we mnie pękło. Ogarnął mnie taki szał,że w drodze do niego wyrżnąłem wszystko co się rusza.
- No choć. Gdzie uciekasz-powiedziałem podbiegając do niego
Gdy do niego podbiegłem dałem mu z pięści w twarz. Upadł na ziemie.
- Wstawaj.
Podniósł się i przeszedł do kontrataku. Wykonał cios a ja w ostatniej chwili od skoczyłem i też zadałem cios. Dostał w szczękę. Upadł i zaczął pluć krwią. Gdy wstawał podniósł leżący obok miecz
- Odłóż to bo się jeszcze skaleczysz-powiedziałem
Podniosłem moją katanę po czym podbiegłem do niego i wbiłem mu ja w brzuch.
- Słuchać mnie wszyscy! Macie dać nam spokój bo znajdę was i zabije co do jednego. Akatsuki idziemy
Nic nie powiedział tylko wykonał polecenie. Gdy byliśmy już na zewnątrz zaczęliśmy rozmawiać o zdarzeniach które się wydarzyły podczas pobytu w magazynie
- Jak ty właściwie się w to wplątałeś ? spytał
- Nie wiem. Ogłuszyli mnie ciosem w tył głowy w moim mieszkaniu.
- Rozumiem. Ale czemu tak szybko z nim skończyłeś?
- Sam nie wiem - odparłem.

(Wataha Mroku) od Akatsukiego

Mora Soul... Z zewnątrz miasto, które nie posiadało żadnych problemów ekonomicznych, spokojne i ciche. No... To są tylko pozory, ponieważ tutaj nie było potrzeby, by interweniował ktoś z zewnątrz, gdyż osoby, które przejęły władzę w tym miejscu (czyli my) posiadali wystarczające umiejętności by zapanować nad większością problemów.
W końcu nie w każdym mieście większość potrafi zabić krwawo zwykłego człowieka i się przy tym nie zabrudzić ani jedną małą plamką krwi albo skakać po budynkach czy władać ogniem... Przechodząc do faktu nie być ludźmi, tylko wilkami.
Tak właśnie wygląda miasto do którego przybyliśmy od kiedy tutaj jesteśmy.
Zresztą kiedy pojawia się liczna niezwykle silna grupa społeczna, która nagle zajmuje część terenów to nic dziwnego, że się tak sprawy ułożyły.
W dodatku przez pewien czas te tereny były bardziej opustoszałe z powodu panującej tutaj klątwy, a teraz zaczęli wracać miejscowi, którzy przeżyli.
Co ciekawsze Rin i Aoime znowu się gdzieś zniknęły. Może kolejne kłopoty w które wpakowała się Beta, dobrze, że jej w takim przypadku towarzyszy Alfa, chociaż z drugiej strony nagle zniknęły dwie najważniejsze osoby, więc osłabiło to władze.
A zresztą co mnie to obchodzi, ja nie jestem od pilnowania porządku w mieście, a czas który ostatnio tutaj spędziłem był jedną zwykłą monotonną nudą przesyconą spokojem...
Włączyłem się po mieście nie mając co robić, aż w końcu wszedłem do jednej z tych opuszczonych budowli, ponieważ zaskoczył mnie dochodzący stamtąd hałas.
Wszedłem akurat w sam środek sceny w której Mins obrywał nieźle po pysku i był związany, oprócz tego w hali przybywało jego 150 przyjaciół i jeden z nich fundował mu "przyjacielskie mordobicie".
 - Chyba pomyliłem budynki, nie przeszkadzajcie sobie, widzę, jak jesteście w trakcie przyjacielskiej pogawędki - powiedziałem przyglądając się spuchniętemu oku mojego członka watahy.
Odwróciłem się z zamiarem wyjścia.*
 - To jeden z nich. Może ten będzie gadał - stwierdził. - Zwiążcie go.
 - Nie sądzicie, że to trochę niekulturalne - odparłem obserwując kątem oka, jak podchodzi do mnie dwóch facetów i kobieta szykując się do powalenia mnie.
 - A co nas obchodzi kultura - odparli.
 - Kultury to wy na pewno nie macie - zauważyłem. - Ani tym bardziej honoru, tyle osób na jednego przeciwnika...
 - Stul pysk - wrzasnął facet i zdenerwowany się na mnie rzucił.
 - Po pierwsze: odsłoniłeś się - powiedziałem wyciągając miecz, który przypadkowo przyszykowałem wchodząc tutaj. - Po drugie: skoro już atakujecie w grupie to współpracujcie.
Jak zwykle, gdy go wyciągałem otoczyły mnie niebieskie płomienie. Szybko je stłumiłem, lepiej by się nikt nimi nie interesował, w końcu to był niechciany prezent od ojca.
Skupiłem się na przywołaniu drugiej broni i rzuciłem ją w stronę Minsa, tak by mógł o nią rozciąć swoje więzy.
Nagle tamta kobieta spróbowała mnie zaatakować i coś wymamrotała cicho pod nosem.
Patrzyła się chwilę na mnie najpierw z diabelskim uśmiechem, a potem z niedowierzaniem.
 - Coś się stało? - Zapytałem nie bardzo wiedząc o co jej chodzi.
I wtedy zdałem sobie sprawę, że to było zaklęcie. To by wszystko wyjaśniało...
 - Ach... Zapomniałem powiedzieć. Nie działa na mnie magia - posłałem jej uwodzicielski uśmiech. - Co za pech, nieprawdaż?
I z tymi słowami oraz uśmiechem na ustach zakończyłem jej życie.
Mins który w międzyczasie się uwolnił stanął u mojego boku, chociaż po moim pokazie chyba zdali sobie sprawę z jakimi przeciwnikami mają do czynienia, ponieważ nie wyglądali już na takich chętnych do walki.
 - Ja mogę wziąć tą połowę po prawej stronie, a ty po lewej - zaproponowałem Minsowi. - Chyba, że jednak zdecydują się grzecznie po dobroci poddać - dodałem głośniej. - Ich szefa zostawię tobie, możesz się mu odwdzięczyć za to przyjacielskie mordobicie.

______________________________________________________________
Widać, jak można liczyć na Akatsukiego gdy masz kłopoty xD
Kolega w potrzebie, a on...

wtorek, 22 kwietnia 2014

(Wataha Mroku) od Rin

Czy to przez co przechodziłam z Aoime można było nazwać zwykłą przeciwnością losu, pechem, nieszczęściem? Chyba nie, w końcu podobno wszystko ma swoje granice, a to już je przekracza.
 - Co teraz? - Spytałam Aoime.
 - Szczerze? Nie mam pojęcia - westchnęła.
Milczałyśmy chwilę patrząc na wypełniający się kwasem zbiornik z niewesołą miną. Zapewne przygotowali to paskudztwo specjalnie dla nas, więc raczej ma dosyć silne działanie i na miejscu strawi mnie żywcem.
 - Nie ma szans, by można było rozgryźć tą konstrukcję - oceniłam. - Nie widzimy wszystkich jej elementów i  do tego jest wiele ślepych rur, albo niepodłączonych do konstrukcji.
 - Może lepiej pomyśl nad tym i wykorzystaj swój geniusz, ponieważ prawdopodobnie nie pozostaną po nas nawet kości, jeśli zetkniemy się z tym kwasem.
 - Wybacz, ale nie mam nieograniczonych możliwości - odparłam już nieco wkurzona. - Poza tym nie musiałaś się tutaj pchać razem ze mną.
 - Uspokój się i pomyśl co z tym zrobić - nakazała mi. - Twoje gadanie nie jest ostatnią rzeczą jaką chce usłyszeć w życiu.
Westchnęłam. Nie da się nad tym od tak pomyśleć...
W dodatku oznaczone są tylko początki konstrukcji i się potrafią łączyć ukrywając za trybami, ktokolwiek to wymyślił musiał być prawdziwym geniuszem, a nie kimś takim jak ja, kto zaczął się dopiero z tym bawić.
Poza tym... Zawsze pozostaje problem oparów... A raczej powinien być skoro to jest silnie żrący kwas.
Wciągnęłam powietrze zaskoczona. Nic. Nawet nie było zatęchłe. Może to oznaczać, że...
Wyciągnęłam monetę z kieszeni i rzuciłam nią w dół poza platformę. Opadła około dwa metry, a po chwili usłyszałam cichy brzęk i krążek metalu odbił się od niewidzialnego podłoża.
Aoime również była zaskoczona. Ostrożnie podeszłyśmy do samego brzegu platformy i zeskoczyłyśmy na dół o chwili lądując bezpiecznie na niewidzialnym gruncie.
Prześledziłam wzrokiem tor rur, które były najbardziej prawdopodobne i pobiegłam wgłąb konstrukcji, której wcześniej nie mogłam zobaczyć.
Nic z tego była również zasłonięta od dołu.
 - Powinnam to zniszczyć? - Spytała się Aoime.
Pokręciłam głową:
 - Lepiej nie - odparłam. - Tam może płynąć kwas i jeśli to uszkodzimy on zacznie się wylewać tutaj.
Wróciłyśmy na platformę, gdzie został tablet, a ja w milczeniu starałam się myśleć, a Alfa również stała cicho nie chcąc mi przeszkadzać.
 - Chyba nic z tego - podsumowałam rozmyślania z ostatnich paru minut. - Teraz zostaje nam jedynie czekać na kwas, ponieważ...
Zamilkłam wpatrując się w układ rur.
 - Ponieważ...?
Nie odpowiedziałam niemalże czując jak przestawiają mi się przysłowiowe trybiki w mózgu.
Złota opaska na moim ramieniu również zaczęła świecić.
 - Rin... Na pewno wszystko w porządku? - Upewniła się Alfa.
 - Coś nie tak? - Odwróciłam się pytając.
 - Twoje prawe oko jest czerwone - stwierdziła.
 - Teraz jest to nieważne - odparłam. - Nie przeszkadzaj mi.
Jeszcze uważniej przyjrzałam się rurom i sposobie jaki je ułożono, gdyż nie było to przypadkowe. W tym istniała reguła...? Trudna, skomplikowana, niekoniecznie prawdziwa, ale być może jednak była.
 - Pierwsza rura odpada - powiedziałam. - Trzecia... Też. Zostaje...
 - Jesteś pewna?
Podeszłam do sznurków i pociągnęłam trzecią linkę.
Aoime wstrzymała oddech, lecz nic się nie stało. Po chwili zaczął spadać poziom kwasu, który był już 2,5 metra pod platformą.
Osunęłam czując duży ból głowy. Chyba miała trochę za dużo myślenia i emocji jak na taki krótki okres czasu po tym jak się przyzwyczaiłam do względnego spokoju.
Aoime również odetchnęła, chociaż zmartwiona patrzyła się na mnie, podczas, gdy ja roześmiałam się dając upust zdenerwowaniu.
 - Nic mi nie jest - upewniłam ją raz jeszcze. - Po prostu dawno czegoś co wymagało aż tyle myślenia nie robiłam.
Po chwili dodałam:
 - I mam nadzieję, że szybko nie będę robić.
 - Ja też. Chociaż to trochę dziwne, żeby to się skończyło tak po prostu.
Platforma się obniżyła, a na podłożu pozostały jedynie małe kałuże kwasu, które ominęłyśmy idąc w kierunku schodów.
Przejście się otworzyło, gdy przed nim stanęłyśmy, więc poszłyśmy do koni, które spokojnie, jak gdyby nigdy nic stały.
Moja klaczka spojrzała na mnie oskarżycielskim wzrokiem, który mógł wyrażać:
"Dlaczego to tyle zajęło?!"
Wskoczyłam na nią i powoli wyjechałam wejściem, które się otworzyło. Aoime zrobiła to samo obok mnie.
 - Chyba wiem co zrobię, jak tylko wrócę do domu - stwierdziłam. - Coś co nie będzie wymagało myślenia, czyli pogram sobie w jakąś głupią zabijankę, albo obejrzę sobie film.
 - Dobry pomysł - odparła.

(Wataha Mroku) Od Minsa

Od mojego pojawienia się w Mora Soul minęło już trochę czasu. Tak jak radził elf znalazłem sobie prace. Pracuje jako adwokat i jak na razie nie przegrałem żadnej sprawy. Czasami dorabiam sobie jako płatny zabójca ale to bardzo rzadko. Nauczyłem się też jak poruszać się w tym świecie. Jedynym problemem jest mój pies. Ma małe problemy z dyscypliną, ale już ja to załatwię. Jednak nie jestem szczęśliwy. Od kilku dni nie mam kontaktu z Emily. Mam nadzieję ,że nie odeszła z watahy. Chcąc się upewnić musiałem znaleźć Aoime a to ostatnio jest bardzo trudne bo ciągle gdzieś znika. Aurory też nie ma. Normalnie super. Zająłem się więc tym czym zajmowałem się przez kilka ostatnich godzin czyli serfowanie po internecie. Gdy słońce wzeszło niechętnie wstałem i przebrałem się. Dzisiaj miałem rozprawę w sprawie zabójstwa. Rozprawa rozpoczęła się o 9.30 a zakończyła o 12.00. Była ona naprawdę długa ale ją wygrałem chociaż było naprawdę trudno. Słońce prażyło więc pośpiesznie ruszyłem do domu aby się przebrać bo w tym garniturze można się ugotować. Gdy zmieniłem ciuchy na bardziej przewiewne zabrałem psa na spacer. Gdy wychodziłem zauważyłem,że coś leży na łóżku. Była to czarna kartka z napisem "Odwróć się'' . Gdy się odwróciłem dostałem potężny cios w twarz. Upadłem na ziemię. Sprawcą nie był zwyczajny człowiek ale ktoś kto umiał posługiwać się magią. Ocknąłem się w jakimś magazynie.
- Czego chcesz?! spytałem
- Twojej śmierci. Twojej i was wszystkich!
- Dlaczego?
- Bo dopóki wy się nie pojawiliście my władaliśmy w najbliższych 20 dzielnicach miasta. A tu nagle puf i zjawiacie się wy.
- I co z tego?
- Co z tego? Ludzie przestali się nas bać.
- Zresztą po co ja z tobą gadam. Jesteś sam jeśli zechce mogę cię z łatwością zabić.
Nic nie odpowiedział tylko pstryknął palcami. Momentalnie oświeciły się wszystkie światła w magazynie. I moim oczom ukazało się około 150 ludzi.
- Co na to powiesz? spytał
- To nieco komplikuje sprawę
Świetnie Aoime zniknęła a mnie przetrzymuje jakiś gang. Po prostu świetnie
- Więc tak. My cię wypuścimy a ty nam łaskawie powiesz gdzie jest wasza baza główna. Dobrze?
- Wal się
- Zła odpowiedź
Dostałem kolejny cios w twarz.




sobota, 19 kwietnia 2014

Ogłoszenia duszpasterskie

Witam wszystkich czytelników!
W imieniu moim i  moderatorów oraz administratorów chciałabym życzyć wszystkim Wesołych Świąt Wielkanocy!

Wyjątkowo, blog zmienił (tak jak było w planach) nazwę, a co się z tym wiąże wygląd. Przepraszam za wszelkie problemy, zapomniałam o tym wcześniej napisać.
Na dniach zostanie rozesłany nowy adres wszystkim, którym jeszcze na blogu zostali.

Pozdrawiam gorąco.

(Wataha Mroku) Od Aurory

Phantom'a nie ma, a ja tutaj sama w mieszkaniu siedzę i marznę po nocach (tak; zakręciłam za mocno kaloryfery i teraz jest mi potrzebny żeby je odkręcić), ale był zajęty swoimi sprawami i wyglądało na to, że nie wpadnie do mnie w przyszłych dniach.
Byłam zszokowana gdy po wyjątkowo mroźnym i deszczowym poranku otworzyłam lodówkę i zastałam pustkę (znaczy się właśnie nic nie zastałam). Toż to był szok! Niby docierały do mnie jakieś przesłanki z poprzednich dni, że jedzenie się kończy, ale dopiero teraz dotarło do do mojego trochę zamyślonego łba. W pierwszym momencie nie wiedziałam co robić, iść do Phana? Ale w sumie w Forever dawałam sobie przecież jakoś radę i nie możliwe, abym była taką sierotą abym teraz sobie nie poradziła. Przecież nie jestem od niego uzależniona!
Ubrałam się w ludzkie rzeczy i wyszłam na dwór z sakiewką (portfelem czy czymś tam) w którym to brzęczały monety, które ludzie wymieniają na różne ciekawe rzeczy, na przykład na czekoladę. A skoro na czekoladę, a czekolada to jedzenie, to na inne pewnie też się da. Po tym całkiem długim czasie przybył do mnie też elf, którego zapowiadała już dawno Aoime; zdziwiona byłam gdy zobaczyłam go pod progiem mojego mieszkania, ale zapytany o to gdzie był, stwierdził, że się zgubił i były korki. Ale jak dla mnie i tak wyglądał jak po mocnym kacu..
Gdy wyszłam na miasto, od razu otoczyły mnie tłumy zabieganych ludzi, ekrany telewizorów migających na wszystkie strony i dzieciaki biegające po ulicach z lizakami. Było to trochę przerażające, ale byłam pewna, że jednak sobie poradzę. Walczyłam z jaszczurami, więc co to takiego przejść zatłoczonym chodnikiem..? Kilkoro grubych i wyjątkowo ciężkich ludzi podeptało mnie po czubkach butów, ale nie buntowałam się i szłam tylko szukając jakiegoś sklepu z artykułami nadającymi się do degustacji. Po godzinie chodzenia jednak w końcu opadłam na ławkę w parku i zaczęłam dyszeć wykończona.
- Ej.. - elfik macnął mnie w kolano - Nie mów, że ty już wysiadłaś.. - pokiwałam głową - Przecież to dopiero początek podróży!
- Jaki znowu początek! - krzyknęłam sfrustrowana, wkurzało mnie to małe coś latające i niedoceniające trudów lądowego trybu życia - Jak ty taki mądry jesteś to zasuwaj za mną na piechotę, a nie.. - wyglądał na oburzonego, wylądował na poręczy ławki i strzelił focha.
Mało mnie to obchodziło więc dalej tylko leżałam na ławce i odpoczywałam, liście szumiały tak samo jak w Forever i poczułam się prawie jak w domu. Nagle niespodziewany cień zakrył mi słońce i wyciągając rękę przed siebie i chcąc odgonić to coś, natrafiłam na czyjąś skórzaną kurtkę. Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą jakiegoś młodego chłopaka, który to bacznie mi się przyglądał.
- Zgubiłaś się? - spytał zaciekawiony moją sytuacją.
- Tak! - rzekłam i usiadłam patrząc na niego - Wskazałbyś mi drogę do najbliższego spożywczego, o zacny człeku? - uniósł brew, nie zrozumiał mnie - Zaprowadziłbyś mnie.. - zaczęłam powoli - ..do jakiegoś miejsca gdzie jest jedzenie..? Jedzenie, am.. - gestem pokazałam miskę i zobrazowałam konsumpcję.
- Tak, tak, wiem co to jedzenie.. - zaśmiał się - Pewnie, że mogę cię zaprowadzić. Jesteś tu nowa? - energicznie kiwnęłam głową - A gdzie mieszkasz..? - ooo, podejrzany typ. Już chce wiedzieć gdzie mieszkam!
- Nie ważne, w blokach w okolicy. Po prostu chcę coś zjeść, bo dzisiaj zaskoczył mnie znienacka brak żarcia w lodówce! - wstałam i popatrzyłam na niego wyczekująco - To wiesz gdzie ten sklep - kiwnął głową - Prowadź mistrzu!
Ruszyliśmy jakąś drogą w stronę dużego, neonowego budynku. Stanął przed nim z zadowoleniem i oznajmił, że to właśnie tu przychodzą tłumy by kupować różne rzeczy, w tym jedzenie. Zwykły człowiek okazał się o wiele lepszy od tego bezużytecznego elfa..
Weszliśmy do tej marketowej dżungli i rozejrzeliśmy się wokoło. Aż oczopląsu dostałam, tyle było tu towaru.. Sery, ciastka, szynki, kiełbaski, deserki, jogurty i lampki; i to wszytko do jedzenia!
- Nie.. - rzekł chłopak - Lampki nie służą do jedzenia.. - zrobiłam zawiedzioną minę - One są po to aby świecić.. - zaśmiał się - Z księżyca spadłaś..? - a żebyś wiedział, że mi się zdarzało.., pomyślałam przypomniawszy sobie wizytę u Selene - A tak w ogóle.. ty tak dużo jesz? - spytał zdziwiony widząc, jak chciwie pakuję wszystko do koszyka - Nie wyglądasz..
- Oh wiem... - rzekłam rumieniąc się - Ale nie komplementuj mnie tak.. - i znowu wróciłam do pakowania wszystkiego.
- Masz na to wszystko pieniądze..? - spytał zdziwiony.
Nagle zesztywniałam i przypomniałam sobie, że ludzie potrzebują papierków aby zabierać rzeczy z półek. Otworzyłam portfel i pokazałam mu ile mam, ale pokręcił głową i stwierdził, że tyle nawet na porządny chleb nie staczy.
Byłam zdruzgotana, bo to oznaczało, że w końcu nic nie zjem.. Phantom by pewnie sobie coś wyczarował, ale ja tak nie umiem! Chyba związanie się z nim było najbardziej ekonomicznym posunięciem w moim życiu.. na tym gościu można by było zbić fortunę, gdybyśmy otworzyli stragan z pomidorami. Ale on pewnie nic nie zrozumie, nie zrozumie sztuki biznesu (;_;).
Odłożyłam więc wszystko i wyszłam przybita, natomiast człowiek, który ze mną był patrzył na mnie coraz dziwniej i w końcu spytał się o pochodzenie. Nie mogłam mu chyba powiedzieć, że jestem z Forever bo tego świata nie było na ich ludzkich i niedokładnych mapach, dlatego rzuciłam pierwszą lepszą nazwę, którą zapamiętałam przeglądając atlas.
- Z wysp Galapagos.. - zrobił zdumioną minę i już zaczęłam podejrzewać, że coś pokręciłam.
- Z Galapagos? Ale to przecież strasznie daleko! I tam jest inny język, a ty tak dobrze umiesz po naszemu.. - nagle zdawał się być zachwycony - A właściwie to jaki tam jest?
- O matko.. - jęknęłam, bo tego to już nie wiedziałam, ale elfik podpowiadał mi, że nazwy języków są często tworzone od nazwy miejsca - Otóż.. - zaczęłam zmieszana - Eto.. wyspogalapogiański.
- Jak, jak? - spytał jeszcze bardziej zdziwiony i zszokowany, że taką osobę udało mu się poznać.
- Wyspogalapogiański.. - powtórzyłam - Bardzo trudny podobno. - dodałam kiwając głową, a zapytana czy powiem mu coś po tym języki, zamyśliłam się i powiedziałam - A... albuduhuziubziu! - rzekłam, a on przekrzywił głowę - To znaczy.. witaj. - czułam, że robię się czerwona, ale to mu chyba nie przeszkadzało.
- Ale czad! - krzyknął podjarany, że zna kogoś z wysp Galapagos mówiący po wyspogalapogiańsku. - Nauczyłabyś mnie tego języka? - zbledłam - Miałbym się czym przed kumplami pochwalić! - już zaczęłam sobie szukać wymówki, ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy.
- Nie mogę.. - rzekłam w końcu wynędzniałym głosem - Widzisz.. nie jadłam śniadania, a nauka języka jest bardzo wyczerpująca, dlatego wybacz, muszę cię przeprosić i sobie iść do domu.. może mój ch.. - zatrzymał mnie.
- A umiesz grać na jakimś instrumencie..? - spojrzałam na niego pytająco - No wiesz.. mogłabyś zarobić na jedzenie grając na czymś na rynku. Jak potrafisz i ładna jesteś to dużo możesz zarobić.
Zastanowiłam się; w Forever grałam przecież na flecie, ale.. sięgnęłam do kieszeni i ku mojemu zdziwieniu, był tam. Faktycznie był tam. Wyciągnęłam go i pokazałam chłopakowi, a on uśmiechnął się i zaprowadził na plac, gdzie przez dwie godziny musiałam dmuchać w ten patyk, aby ludzie raczyli się zatrzymać i wrzucić jakieś drobne.
Ale w końcu się udało; zgarnęłam podobno wystarczająco dużo by sobie coś kupić. Weszłam do tego supermarketu taka dumna, taka zadowolona, a gdy z niego wyszłam trzymałam atrakcyjnie wyglądające pudełko.
- Aurora.. - rzekł nagle chłopak załamany, a ja spojrzałam na niego pytająco - Przecież to jest suszarka.. - spojrzałam na niego pytająco - Tego się nie je.. - byłam zszokowana i wstrząśnięta, jak to się kurde nie je?! - Tym się suszy włosy. - padłam na kolana zrezygnowana, czyżby nigdy nie było dane mi spożyć posiłku?
- No dobrze.. - rzekłam smutna i zaczęłam iść w stronę domu - Chyba będę jednak musiała wykorzystać Phatusia.

piątek, 18 kwietnia 2014

(Wataha Światła) Od Yuu

Już od tamtego wydarzenia minęło kilka dni. Oswoiłam się z tym miejscem, tak naprawdę niewiele się różniło od mego wcześniejszego miejsca pobytu. Oprócz szmerów bajerów, nic się nie zmieniło. Wyszłam z domu i poszłam się rozejrzeć. W sumie praktycznie nikogo tutaj nie znam... Tęsknie za dawnym domem ale życie to nie bajka, trzeba sobie radzić z różnymi trudnościami losu. Gdy już tak szłam pewną cześć czasu zauważyłam, spadającego chłopaka z balkonu. Szybko przeteleportowałam się do miejsca zdarzenia. Gdy już tam dotarłam dwóch basiorów ze sobą rozmawiało, a raczej wyglądało to tak jakby jeden dawał drugiemu ochrzan.
-Emm.. Hej, kim jesteście?- Zapytałam próbując się wepchnąć w ich rozmowę.
-Ja to Alex, a to Brisinger...- Powiedział stanowczo. Jakiś strasznie poważny jest ten gościu.
-A ty?- Zapytał zaciekawiony drugi basior.
-Jestem Eucliwood Hellscythe, Alfa Światła ale możecie mi mówić Yuu.
-Ja jestem alfą ognia a...
-Czego szukasz?- Przerwał mu wypowiedź. Trochę chamskie z jego strony
-A bo ja ci wiem, czegoś do roboty. Jakieś rozrywki...- Zauważyłam, że coraz ciężej oddycha. Ponadto jego skóra była strasznie sucha, a oczy coraz bladsze.
-Chodź- Powiedziałam i złapałam go za rękę.
-Co ty sobie robisz?!- Zapytał, szarpiąc się.
-No chodź- Pociągnęłam go lekko za rękę i weszłam w portal który wcześniej stworzyłam. Udaliśmy się na polane z ogromną rzeką po środku.-Jest na tym świecie jeszcze wiele różnych miejsc o których nie mamy pojęcia
-Dziękuję- Powiedział patrząc na wodę.Wróciłam po Brisinger'a i położyłam się na trawie.

(Wataha Mroku) Od Aoime

Wydawałoby się, że w końcu możemy opuścić do cholerne miejsce. Jednak nie, nie tym razem.
Wejście zamknęło się tuż przed nami, zawrócić też nie mogłyśmy, gdyby któraś zwątpiła.
Zaczęłam się rozglądać nerwowo po pomieszczeniu, z prawej strony otworzyło się jakieś przejście. Zeskoczyłam z konia, Rin zrobiła to samo i podeszłyśmy do niego. Wejście prowadziło schodami na górę.
- Musimy je zostawić. - powiedziała.
Zgodziłam się z nią, nie będziemy ich przecież ciągnęły na górę. Z resztą - gdy tylko weszłyśmy na pierwsze trzy stopnie - przejście się zamknęło, a my po omacku zaczęłyśmy iść wyżej.
- Rin? - spytałam po chwili.
- Tak?
- Zastanawiasz się, czemu to się zamknęło? Bo przecież, nie było tam żadnej pułapki, gdyby była, pewnie chciałaby nas tam zmiażdżyć, albo poćwiartować, a przecież zamknęło się dopiero, gdy byłyśmy dalej od niego.
 - Może czujnik ruchu? - zasugerowała.
- A to oznacza, że to powstało niedawno, prawda? Ten mały chochlik mówił mi coś o tym.
- Zgadza się.  Hmmm...
- Co jest?
- Mam  przeczucie...
- Jakie?
- Niejasne... Ale złe.  Nie ważne. Chodźmy dalej.
Przytaknęłam głową i ruszyłyśmy dalej po omacku.
Przed nami była masa schodów, a nawet więcej. Krępych schodów i tajemniczych korytarzy. Miałam wrażenie, że szłyśmy tak wieczność.  W końcu weszłyśmy do wielkiej sali otoczonej rurami. Na środku znajdował się drewniany podest i jedno krzesło.
- Myślę, że lepiej na nim nie siadać. - zaproponowałam.
- Tak, też tak myślę.
Obydwie podeszłyśmy natomiast do podestu i ostrożnie zdjęłyśmy z niego kartkę i odsunęłyśmy się w porę. Na podest spadła klatka, która po chwili spłonęła.
- Co na niej jest? - spytałam.
W odpowiedzi pokazała mi ją. Na rysunku, a może schemacie była ta sala z wyraźnie zaznaczonymi rurami i jednym słowem schowanym gdzieś w kącie "Tablet".
Rin wyjęła go z kieszeni, wtedy wjechałyśmy do góry na niewielkim kawałku posadzki.
- Okej. Mam wskazówkę.
- Jaką? - spytałam.
 - "W rurach płynie żrący kwas, który wypali nawet wasze dusze, jeśli się z nim zetkniecie. Za najwyżej 2,5 minuty zacznie się od wylewać ze zbiornika, a za najdalej 15 minut od wydostania się ze zbiornika dotrze do waszej platformy, aby zablokować dopływ kwasu musisz wybrać odpowiedni sznurek który zablokuje dopływ kwasu przy rurze - masz tylko jedną próbę i jeśli się pomylisz cała konstrukcja się zawali i zginiecie na miejscu."
Wtedy ze ściany wysunęło się przedziwne, szkarłatne urządzenie z mnóstwem przycisków, sznurków i innego rodzaju badziewia.
- Co teraz?
- Szczerze? Nie mam pojęcia. - westchnęłam.

czwartek, 17 kwietnia 2014

(Wataha Wody.) Od Alastair'a.

Nie mogłem odnaleźć się w tym nowym otoczeniu. Cały czas czułem się nie swój, miałem wrażenie jakby ktoś cały czas obserwował moje ruchy. Byłem otępiały od braku dużej ilości wody. Moje ciało potrzebowało jej do życia. Bez niej stałem się potworem bez jakichkolwiek emocji. Natomiast tutaj.? Mogłem sobie pomarzyć. Tylko w ścianach czasami były metalowe pręty, z których leciała woda. Nie wiem nawet co to jest. To wszystko takie przytłaczające. Nie rozmawiałem już z nikim od dłuższego czasu, izolowałem się od mojej watahy, partnerki, brata…
Wiedziony impulsem uniosłem czarne jak noc oczy do góry. I oto proszę. O wilku mowa. Brisinger zbyt mocno przechylił się przez barierkę na dość wysokim piętrze i runął w dół. Nie myśląc zmieniłem postać na wilczą i potężnym machnięciem skrzydeł wzbiłem się w górę. Wystrzeliłem do przodu i pozwoliłem braciszkowi spaść na mój grzbiet. Nie czekając aż porządnie złapie się mojego gęstego futra zanurkowałem w dół i miękko wylądowałem na ziemi. Otrzepałem się zrzucając Brisa na ziemię. Futro powoli ustępowało miejsca bladej skórze lecz zimne oczy obserwowały Alfę Ognia.

- Coś Ty sobie myślał.? – Warknąłem. – Mogłeś tu zginąć.

wtorek, 15 kwietnia 2014

(Wataha Ognia) od Brisingera

Zmieniłem się w wilka i ruszyłem za Eldunari do siedziby Apple'a. Bieg nie był długi, bo jak wróżka mówiła, budynek znajduje się kilka ulic od tamtego sklepu. Eldunari zatrzymała się przed olbrzymim kompleksem białych budynków z ogromnym logiem Apple na szczycie wieżowca.
-Jesteśmy na miejscu.- powiedziała Eldunari.
-Woooo... - wydusiłem z siebie z zachwytu. - Jakie to wielkie! Co jest we wszystkich tych budynkach?
-Ten wieżowiec to główna siedziba, z biurem, mieszkaniem dla prezesa, sklep, studio dla projektanta sprzętu i wiele więcej. Natomiast reszta budynków to fabryki.
-Teraz pozostaje tylko zwiedzić to wszystko! - krzyknąłem po czym ruszyłem zwiedzać budynki.
Sporo czasu zajęło mi zanim ogarnąłem wszystko. Ostatnim miejscem na trasie mojej wycieczki było moje nowe mieszkanie. Wszedłem do środka. Mieszkanie było duże z małym pięterkiem. Zacząłem od niego. W porównaniu do reszty to piętro było bardzo małe. Znajdowało się tam tylko łóżko oraz biurko z prostokątnym przedmiotem nań. Eldunari wyjaśniła mi, że jest to Macbook Air. Zszedłem na dół. Pierwszym miejscem do którego się skierowałem była kuchnia. Małe szafki powieszone na ścianie oraz duże na dole przykryte blatem były wykonane z drewna dębowego. Nic specjalnego. W salonie stała wielka, biała, skórzana kanapa a na wprost niej wisiał "telewizor". Tak to w każdym bądź razie nazwała Eldunari. W mieszkaniu znajdował się także balkon. Poszedłem zobaczyć, co z niego widać. Widok był piękny, jednak coś przykuło moją uwagę. Spostrzegłem na ulicy czyjąś sylwetkę. Wychyliłem się trochę za barierkę by zobaczyć kto to. Alex? Wychyliłem się jeszcze bardziej by się upewnić, i ja sierota przeleciałem przez metalowy pręt. Zacząłem spadać.

< ALEX RATUJ BRACISZKA ;-; >

czwartek, 10 kwietnia 2014

(Wataha Mroku) od Rin

Wzięłam tabliczkę od Aoime i wciągnęłam powietrze, a wtedy zdałam sobie sprawę, dlaczego mi się tak ciężko oddycha. Temperatura była jednym problemem, ale z tego problemu mogę wywnioskować, że odizolowali nas od wszelkich innych przestrzeni co w tłumaczeniu oznacza, że prędzej czy później skończy nam się tlen, a nawet jeśli uda nam się go nie zużyć to w momencie spalania Boski Ogień go pochłonie.
Zerknęłam tabliczkę, naprawdę nienawidziłam myśleć w takich momentach, ponieważ przypominały mi się nic nie warte uwagi jak np. niezwrócenie książki w terminie do biblioteki miasta.
 - Myśl, myśl, myśl, myśl, myśl, myśl... - zaczęłam powtarzać ciągle pod nosem patrząc się w rycinę, która nic mi nie mówiła.
 - Na pewno nie ma do tego jakieś podpowiedzi? - Zastanowiłam się.
Te znaki naprawdę są nieczytelne - westchnęłam w myślach.
• • •        — — • •          • • —           — • —          • —          • — — —

— • — •     — — • •   •     • — •    • — —   — — —   — •   •   — — •    — — —

• — •         • • —       — • • •        • •          — •      • • —
Aoime również przejrzała się tabliczce mi przez ramię:
 - Krótki, krótki, krótki znak. - Długi, długi, krótki, krótki... - Zaczęła mówić, ale po chwili przestała i zapytała. - Masz pomysł co to oznacza.
 - Nie... - Spojrzałam się na to i czułam, że znam rozwiązanie, ale nie mogłam na nie wpaść.
Zdenerwowana zaczęłam wystukiwać rytm palcami, gdy były kropki wystukiwałam krótszy dźwięk, a gdy kreski dłuższe.
I wtedy roześmiałam się tak, że o mało nie przewróciłam się na ziemie (wcześniej opierałam się o kolumnę).
 - Wszystko dobrze - upewniłam Aoime widząc jej zmartwione spojrzenie, chyba pomyślała, że tracę zmysły. - To po prostu jest takie banalne... To kod Morse'a o którym czytałam ostatnio, raczej używa się go w formie dźwiękowej, ale tak wygląda jego zapis na kartce.
 - Rozczaruję cię, ale nie znam żadnego alfabetu Morse'a, nie miałam czasu, by się uczyć takich rzeczy.
 - Nie trzeba się uczyć, wystarczy, że raz coś przeczytam bądź zobaczę - machnęłam ręką.
 - Masz pamięć fotograficzną? - Zdziwiła się.
 - Tak - odparłam roztargniona. - Nie mogłam sobie tego przypomnieć, bo kiepsko myślę w takich warunkach, mam tu na myśli temperaturę. W każdym razie hasło to... - przyjrzałam się. - Szukaj czerwonego rubinu.
Wystukałam kod dźwiękowo i otworzyła się klapka z kształtem do którego idealnie pasował wcześniej wspomniany rubin.
 - I gdzie mamy go szukać? - Spytała.
 - Tylko tyle było napisane - pokręciłam głową zmartwiona. - Ja nie mam żadnego pomysłu.
 - Daj mi swoją torbę - rozkazała mi.
 - Nic tam nie znajdziesz, ale masz - rzuciłam jej to i oparłam się ponownie o kolumnę.
Aoime triumfalnie wyjęła czerwony rubin, którym się bawiłam przed wejściem do tych ruin.
 - Szansa, że będzie on pasował... - zaczęłam, a ona go włożyła.
Rubin... Pasował.
Z tabletu odezwała się wesoła melodyjka, a ja spojrzałam na niego ekran, nagle fragment układanki nad górną przestrzenią zaczął się przesuwać.
 - Nie wierzę... - wyszeptałam. - Kto i kiedy to wybudował..? Przecież to musiało kosztować fortunę.
Po chwili nagle pojawiły się wstrząsy w całej sali. Po chwili ściana przed nami zaczęła się przesuwać, jednocześnie za nami wybuchł płomień Boskiego Ognia.
- Shit... Tego nie przewidziałam - spojrzałam na przesuwającą się sale.
Jednak... jeśli będziemy mieć odrobinę szczęścia może tego unikniemy. Czułam jak w mojej głowie zaczął się formować plan nie mający zbyt dużych szans na sukces, ale będący naszą jedyną nadzieją na przeżycie.
 - Przyszykuj się do skoku - przez moją twarz przebiegł cień uśmiechu. - Jeśli się spóźnisz to nie zostaną po tobie nawet kości.
3...2...1...
W momencie, gdy ściana się zatrzymała wrzasnęłam:
 - SKACZ!
Aoime skoczyła, a ja pochwyciłam rubin w momencie, gdy Boski Ogień był 10 metrów za nami i rzuciłam się za nią, a drzwi z impetem się zamknęły.
Odetchnęłam z ulgą.
 - Skąd wiedziałaś, że to zadziała? - Była zaciekawiona.
 - Nie wiedziałam - odparłam szczerze. - Teraz mamy dosyć prostą drogę do wyjścia - uśmiechnęłam się. - Udało się.
Przebiegłyśmy drogę nie chcąc zostawać w tym miejscu ani chwili dłużej. Nie czekały na nas już żadne pułapki.
Na koniec przy wyjściu znowu rozegrała się melodyjka z tabletu i był napis:
"Gratulację ukończenia łamigłówki nr 34689 Bc16. Czekają na was trzy nagrody. Dwie dla Rin i jedna dla Aoime, aby Rin odebrała nagrodę powinna się udać do pokoju za złotymi drzwiami, sama."
 - Poczekaj tutaj - poprosiłam ją. - Mam jakieś przeczucie, że tak będzie bezpieczniej.
Weszłam do sali i podeszłam do złotego ołtarza, a następnie otworzyłam skrzynkę, nagle oślepiło mnie niezwykle jasne światło i poczułam coś na ramieniu, gdy otworzyłam oczy zobaczyłam złotą opaskę, która pojawiła się na moim ramieniu. Spróbowałam ją zdjąć, ale nic to nie dało. Trudno, później będę się tym martwić.
Wróciłam do Aoime i podążyłyśmy w kierunku wyjścia, które było jakieś dwa kilometry przed nami i wyglądało raczej jak punkcik światła, nagle usłyszałyśmy ciche rżenie koni i skręciłyśmy w odnogę korytarza.
W jednej z grot czekały dwa konie na które były założony ekwipunek.
 - Zgaduję, że to nasze dwie pozostałe dwie nagrody - powiedziała Aoime. - Biorę...
 - Fryza - dokończyła.
 - Siwego araba - powiedziałam jednocześnie.
Wskoczyłyśmy na konie i popędziłyśmy w kierunku wyjścia. Nagle zaczął nas doganiać Boski Ogień (widocznie w końcu przedarł się przez tamtą bramę).
W jak najszybszym galopie dotarłyśmy do wyjścia, które zatrzasnęło się dwa metry przed nami, a ja obejrzałam się w tył i również pojawiła się ściana, która tymczasowo oddzieliła nas od Boskiego Ognia, dopóki jej nie strawi, czyli miałyśmy około 10 minut.
 - Dlaczego zawsze muszą mi się przytrafiać takie rzeczy? - Zapytałam załamana.


___________________________________________________________________________
Rin do Aoime:
--> Nim napiszesz opo to skontaktuj się ze mną na privie
---> Mam pewien pomysł co do zakończenia, ale je tb zamierzam zostawić do napisania, w końcu ja zaczynałam.
Rin do wszystkich osób, wciąż aktywnych na FY
------------> Pozdro :p
---> PS: i czekam na ciekawe opowiadania z akcją również od was^^
___________________________________________________________________________

Czarna - Wataha Ognia


Ludzka postać
Wilcza postać

Imię: Czarna
Płeć: Kobieta
Wiek: 6669 (nieśmiertelna)
Stanowisko: Opiekunka zwierząt
Żywioł: Ogień
Umiejętności Specjalne: -
Charakter: Miła, Przyjacielska, Nieśmiała, czasem wredna
Rodzina: Nie zna
Partner: Szuka
Właściciel: wiktoria-12

(Wataha Mroku) Od Aoime

Mapa nie była normalna. Każda droga, którą sprawdziłyśmy kończyła się ślepym zaułkiem. Szłyśmy powoli i w miarę na ile pozwalały nam okoliczności - ostrożnie. Teraz obrzuciłam spojrzeniem ściany - te były drewniane. Kilka metrów wcześniej marmurowe, a na początku pokryte zwyczajną farbą o odcieniu zachodzącego słońca.
Było naprawdę gorąco, spojrzałam na Rin. Swoją drogą, nadal nie mogłam się przyzwyczaić. Jej stare imię było bardziej... klasyczne?  Z jej czoła zaczęły skapywać malutkie kropelki. Przetarłam wierzchem dłoni swoje, było wilgotne. Podwinięty wcześniej rękaw koszuli zdarłam kompletnie.
- Co ty robisz? - zapytała zaskoczona.
- Nie chcę się ugotować. Tobie radzę zrobić to samo.
- Ten materiał jest dosyć gruby. - westchnęła.
- Racja. Czekaj. - Zmaterializowanym przed chwilą w mojej ręce mieczem rozcięłam go, zostawiając bluzkę "na ramiączka".
- Dzięki. - posłała mi cień uśmiechu.
- Nie ma sprawy.
Dziwna była tutejsza moda. W gazecie (podobno tak nazywa się ten papier z informacjami) były również pokazane najnowsze "trendy". Kobiety ubierały się jak robotnicy, mam na myśli spodnie.

Zaczynałam wątpić po dłuższej wędrówce. Żadnej wskazówki. Po prostu puste korytarze. Skręciłyśmy teraz w prawo. Coś się zmieniło.
- Czekaj, zatrzymaj się. - poleciłam.
- Czemu? Zauważyłaś coś?
- Tak, ale... nie wiem co. Po prostu jest tu coś dziwnego.
Patrzyłam długo, dotykałam ścian. I nic.
- Nic cie widzę. - westchnęłam. - Chodźmy dalej.
Wzdłuż tego korytarza były ustawione dwie atrapy rycerzy. Mieli miecze i zbroje. Obrzuciłam je czujnym spojrzeniem, kiedy je mijałyśmy. Były już za nami, odetchnęłam z ulgą. Wtem usłyszałam zgrzyt, posągi się ruszyły i zaczęły na nas szarżować z wyciągniętym w przód mieczem.
Panika odjęła mi zdolność logicznego myślenia. Cholera, Ao, myśl! Zrobiłam unik, Rin także.
- Co teraz? - wydyszałam.
- Nie mam pojęcia, unik! - krzyknęła.
Zdążyłam zmienić się w wilka, nim ostrze wbiło mi się w krtań. Wtem coś zaczęło świtać. Rzuciłam się na jednego, szarpiąc jego nogę, zbroja zaczęła się sypać, wypuścił z ręki miecz, po czym rozsypał się. Dorwałam drugiego, teraz oni leżeli na podłodze, zniszczeni, a my z bronią w ręku, zaczęłyśmy iść dalej.
Jednak... z tyłu usłyszałam ponowny szelest, one się naprawiały. Uformowały się na nowo. Szarżowali znowu na nas.
- Spróbuj ich spalić albo zaczarować. - wyszeptałam spokojnie.
Ja także spróbowałam, ale mogłam jedynie ich omotać na krótki czas, sparaliżowani zatrzymali się, a my puściłyśmy się biegiem dalej.
- Zostało nam mało czasu, racja? - spytałam.
- Owszem.
Zwolniłyśmy, musiałyśmy  złapać oddech.
- Cholernie chce mi się pić. - zaczęłam myśleć na głos.
- Tak, mi też. I spać.
Na tyle ile miałam siły, uśmiechnęłam się.

Kolejny ślepy zaułek. Dotknęłam ręką ściany, nic. Zawróciłyśmy, ale przed nami leżała malutka, czerwona różyczka. Nie czułam jej cudownej, kwiecistej woni ani teraz, ani wcześniej. Nie było jej tu przed chwilą.
Niewiele myśląc podniosłam ją, a wtedy z dolnych części korytarza wystrzeliły pnącza. Zaczęłyśmy się szarpać, a one coraz bardziej ograniczały nam zdolność jakiegokolwiek ruchu.
Trudno, żyłam wystarczająco długo. Mogłam nie brać się za taką sprawę. Przestałam się ruszać, straciłam motywację. Wtedy... kłącza przestały mnie dusić i wciągnęły w ścianę, z której wystrzeliły.
- Aoime! - usłyszałam krzyk rozpaczy zza ściany obok.
Czyli... ja nadal żyję?
- Spokojnie, nie ruszaj się! - odpowiedziałam.
Po chwili usłyszałam łupnięcie, powędrowałam w kierunku, skąd je słyszałam. Rin siedziała cała i zdrowa. Pomogłam jej wstać.
- Spójrz. - pokazałam palcem na drewnianą tabliczkę na ścianie. - Co to może być?
Zdjęła ją ze ściany, a potem...

niedziela, 6 kwietnia 2014

(Wataha Mroku) Od Aurory

Słońce łaskotało mnie swoim dotykiem, i chamsko budziło mnie o tak wczesnej godzinie. W dodatku coś co było dziwną, czerwoną skrzyneczką zaczęło dzwonić jak narąbane i przestało dopiero wtedy, gdy uderzyłam w nie poduszką. Jednak w tej samej chwili straciłam coś do przytulania, dlatego półprzytomna zsunęłam się z łóżka i z zamkniętymi oczami zaczęłam pełznąć w jej stronę, wyciągając przed siebie ręce i macając mojego puchatego przyjaciela. Gdy ją dorwałam zasnęłam momentalnie.
Obudziłam się po kilku chwilach, wszystko mnie bolało od spania na podłodze. W sumie to kilka chwil zajęło mi przypomnienie sobie tej akcji z poduszką, ale dopiero wtedy usłyszałam, że ktoś krzyczy na dole. Weszłam na balkon i zobaczyłam.. o zgrozo! Co to za stwór przeciskał się wąskimi uliczkami naszego osiedla? Wyglądał jak wilk, ale był wiele większy. W dodatku przypominał Phantom'a ponieważ.. to był Phantom! Wybałuszyłam oczy, ubrałam się i zleciałam na dół po schodach po czym wypadłam na klatkę schodową prosto na tą istotę.
- Phantom! - krzyknęłam i zamachałam rękami podskakując, aby mnie zauważył. Nie dość, że był teraz taki wielki, to ja byłam dość drobna i średnio wysoka - Ej! Co ci się stało, Phantomku? - spojrzał na mnie wielkimi oczami, a ja schwyciłam jego głowę i przytuliłam - Co ty tak nagle urosłeś...? Mam nadzieję, że w ludzkiej formie nie przypominasz olbrzyma! - wydawał się rozbawiony moją troską, przerażeniem i podnieceniem w jednym - Nie śmiej się! - walnęłam go delikatnie w czoło gdy zorientowałam się, że chichocze - Ja się tutaj martwię, a ty... - ciekawskie wilki z naszej watahy przechodziły obok zdziwione.
- Spokojnie - odrzekł - Czuję się dobrze. A to stało się w nocy.
- Na pewno wszystko dobrze? Nie jesteś głodny? Nie kręci ci się w głowie? Na pewno dobrze się czujesz? - zaczęłam skakać obok niego i zadawać mu rozmaite pytania.

<Phantom?>

sobota, 5 kwietnia 2014

(Wataha Mroku) od Rin

Gdy dotarłyśmy do rzymskiej świątyni, a raczej pozostałych po nich ruin, których nikomu nie chciało się pozbyć skrzywiłam się lekko widząc istny tor przeszkód z kamieni i nic więcej... Właśnie w tym był problem, nic więcej tutaj nie było.
 - To chyba jednak nie tutaj - powiedziała Aoime za moimi plecami.
 - Nie mam żadnego innego pomysłu - omiotłam wzrokiem wymarły krajobraz równiny z fragmentami marmuru, bądź posągów. - Poza tym to wygląda na idealne miejsce dla pscholi - zauważyłam, podnosząc złotą czaszkę z ziemi.
 - Ciekawe ile to by było warte - podrzuciłam ją. - To chyba jest prawdziwe złoto, a z tego co wiem ono jest dosyć warte w tych czasach - na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu.
 - Nie przyszłyśmy tutaj w celu oceniania wartości ruin - sprowadziła mnie na ziemię. - Poza tym ty i tak nie potrzebujesz pieniędzy, bo chyba masz ich dosyć dużo.
 - Oj tam, oj tam, nawet jeśli tego nie sprzedam będzie ładnie wyglądało w wejściu przy drzwiach, ten uśmiech jest słodki - pokazałam jej czaszkę.
 - Nie wiem, gdzie ty tutaj widzisz coś słodkiego - wzruszyła ramionami.
 - Przecież żartuję, jeszcze mamy jakieś 15 minut do wyznaczonego czasu, więc próbuję zająć moje myśli czymś innym, niż nudnym oczekiwaniem.
 - Ty to w ogóle bierzesz na poważnie? - Spytała mnie. - Zmieniłaś się z zachowania od kiedy tutaj jesteśmy, mam na myśli w Mora Soul.
 - Naprawdę? - Zamknęłam jedno oko podnosząc czerwony rubin z ziemi. - Czerwień mi nie pasuje - westchnęłam i go podrzuciłam, aby zalśnił w promieniach słońca. - Może to miejsce tak na mnie wpływa, coś w nim jest co sprawia, że zmienia się moje podejście do życia, może jakiś rodzaj magii - nie wyglądałam na zmartwioną. - Pewne rzeczy się jednak nie zmienią, wolę się trzymać z dala od głównych wydarzeń i zająć się swoimi problemami.
 - Jak dla mnie to jest dziwne od kiedy tutaj trafiliśmy - powiedziała. - Jakby to było zamierzone.
 - Bo to jest zamierzone - odparłam zamyślona, a widząc jej badawcze spojrzenie postarałam się uśmiechnąć niewinnie. - To znaczy ja tak myślę, iż to jest zamierzone. Nie, żebym coś wiedziała, w końcu jestem w takiej sytuacji jak ty czy ktokolwiek inny. Nie sądzisz, że to miejsce i wydarzenia w nim... W tym wszystkim jest za dużo przypadków.
 - Możesz się już przestać uśmiechać? - Poprosiła, o ile jej ton może brzmieć jak prośba. - Niezbyt się przyzwyczaiłam do tego byś stroiła takie miny poza walką.
 - Może spróbujesz się przyzwyczaić? - Zaproponowałam i zmieniłam temat. - Dochodzi już wyznaczony czas, nie sądzisz, że to miejsce spokojnie wygląda o 2:29?
 - Oby wyglądało tak samo za minutę - mruknęła zmęczona dyskusją ze mną.
Roześmiałam się cicho i wybiegłam do przodu:
 - Pójdę się rozejrzeć! Ciao!
Ojć. Chyba ją wkurzyłam tym całym brakiem konspiracji, ale czy ma sens zważanie na to, gdy same przychodzimy w wyznaczone miejsce przez tą osobę? Już lepiej sprawiać wrażenie nierozważnych i zmniejszyć czujność wroga.
Nagle coś przykuło moją uwagę, coś czego jeszcze dziesięć minut temu na 101% tutaj nie było
Przede mną leżał tablet, a ja zaciekawiona go podniosłam.
 - Och, to chyba oznacza, że dobrze trafiłam z miejscem.
 - Co ty nieuważnie robisz? - Podeszła do mnie Aoime i wyrwała mi go z ręki.
 - Ej! Uważaj to może się zepsuć, jak wypadnie nam! - Puściłam urządzenie nie chcąc doprowadzić do jego zniszczenia.
Czekałam, aż Alfa włączy urządzenie starając się nie wzdychać na myśl ile czasu właśnie straciłyśmy.
 - I co? - W końcu nie wytrzymałam i zadałam pytanie.
 - Jest jakaś aplikacja nazwana "FS201", uruchomiłam ją i wyświetliła mapę i dwa punkty - zrobiła kilka kroków w tył. - Wygląda na to, że jeden z nich to nasza pozycja, a drugi to cel.
Po kilku minutach trafiłyśmy do celu, był to jeden z niewyróżniających się niczym szczególnym odcinków tego martwego krajobrazu.
Kucnęłam przyglądając się trawie.
 - Jestem ciekawa co z tego wnioskujesz - powiedziała sarkastycznie. - Jestem pewna, że kolor trawy wskaże ci na iście genialne rozwiązanie.
 - Nie tyle kolor, co jej wiek? - Odparłam zbijając ją z tropu. - Trawa w tym miejscu jest młodsza i krótsza w przeciwieństwie do tej wokół niej.
Podniosłam najbliższy kamień i zaczęłam słuchać odgłosów jakie wydawało podłoże przy uderzeniu, przy ósmej próbie westchnęłam i chciałam się poddać, ponieważ nic nie słyszałam, gdy nagle usłyszałam głuchy odgłos jaki wydaje metal przy zderzeniu.
 - Teraz trzeba znaleźć jeszcze jakiś sposób, by się dostać pod ziemię i to otworzyć.
 - Potrzymaj - rzuciła mi tablet, a ja ledwie go złapałam, gdyż byłam zamyślona.
 - Co ty... - Zaczęłam pytanie, gdy znikąd zmaterializował się jej miecz i rozcięła nim cienką warstwę trawy i znajdujący się pod nią metal. - ...Chcesz zrobić...  - Dokończyłam z szeroko otwartymi oczami.
 - Otworzyłam - oznajmiła. - Zajęło mi to szybciej niż tobie.
 - Widzę... - Odparłam. - Dokonałaś przy tym mało zniszczeń.
 - Wybacz, ale nie lubię się tak przy tym bawić, jak ty - odparła z wyższością w głosie.
 - Tak, tak, tak - westchnęłam. - Ale brakuje ci subtelności.
Weszłyśmy już nie kontynuując dyskusji, a ja się uśmiechnęłam pod nosem na myśl, jakie Alfa zgotuje mi piekło po tym małym wypadzie, ponieważ jej mordercze spojrzenie upewniło mnie, że mi to zapamięta. Przynajmniej będzie miała motywację, byśmy wyszły stąd żywe (xd).
Nagle usłyszałam jakiś świst i Aoime pchnęła mnie do przodu na kamienną posadzkę.
 - Za co to? - Oburzyłam się.
 - Jakoś mnie tak podkusiło - odparła z cieniem uśmiechu. - Chyba, że wolałaś skończyć jako przysmak na rożnie w postaci tej wielkiej włóczni.
 - Nie mogłaś jej odbić? - Spytałam.
 - Jakoś tak o tym nie pomyślałam - powiedziała tonem, który od razu dawał mi do zrozumienia, że o tym pomyślała i że zrobiła to specjalnie.
Podniosłam się i rozejrzałam.
 - Dzięki... za ratunek - mruknęłam jak najciszej, żeby nie usłyszała, a potem dodałam głośniej. - W każdym razie co teraz?
Aoime rozjaśniła teren wokół nas trupio bladym światłem, ja również rozświetliłam przestrzeń wokół siebie za pomocą tlących się na moim ręku iskierek prądu, które przywołałam. Nagle natrafiłyśmy na ślepy zaułek i zawróciłyśmy. Błądziłyśmy przez jakieś pięć minut, a mi się zaczęło z jakiegoś powodu robić gorąco.
 - To labirynt - Aoime wypowiedziała to w momencie, gdy na to wpadłam.
 - Coś mi się tutaj nie zgadza - mruknęłam bawiąc się tabletem. - Nagle wyświetliła się wiadomość.
"Witam w łamigłówce "nr 34689 Bc16". Limit jej czasu rozwiązania wynosi 30 minut, jeśli się w tym czasie nie wyrobicie zginięcie spalone przez Boski Ogień, a zdolności waszych mocy zostaną zablokowane. Droga jest pełna pułapek. Za rozwiązanie otrzymacie trzy nagrody. Mapa została załączona do pliku. Powodzenia!"
 - Nie masz wrażenia, że temperatura tutaj rośnie dosyć szybko? - Zbladłam nieco. - I co niby oznacza Boski Ogień?
 - Boski Ogień jest to jeden z siedmiu najpotężniejszych płomieni, którymi mogą posługiwać się tylko niektórzy z najpotężniejszych bogów. Nie damy rady go zgasić - wyjaśniła.
 - W co ja nas wciągnęłam... - Nie mogłam w to uwierzyć.
A zaczęło się od niewinnej wiadomości i łamigłówki...
 - Nie mamy wyboru - Ao położyła mi rękę na ramieniu. - Musimy to rozwiązać.
 - Nigdy nie sądziłam, że wpakuję kogoś w taką sytuację. Nie powinnam ciebie w to wciągać.
 - Gdyby nie ja to byś już nie żyła - przypomniała mi. - Wybrniemy z tego.
Uśmiechnęłam się blado i otworzyłam mapę, ale gdy tylko prześledziłam wszystkie możliwe trasy wykrzyknęłam z oburzeniem:
 - Nie ma żadnego rozwiązania! Wszędzie są ślepe zaułki.
Aoime spojrzała mi przez ramię i potwierdziła moje przypuszczenia.
 - No to trochę komplikuję sprawę - przyznała. - Jednak musimy ruszyć, nie mamy czasu!


___________________________________________________________________________
A teraz jak zwykle pora bym dostała kolejne komentarze "beznadziejne" xD
Sorry, że tak długo nie pisałam, czekałam na opowiadanie od Aoime i sama również niezbyt mogłam napisać kontynuację wcześniejszej historii.

Wataha Ziemi (od Phantoma)

     Cokolwiek się stało, nie podobało mi się to. Wszyscy znaleźliśmy się w innym jakby miejscu. Obcym, chłodnym...Czułem się tam po prostu źle. Trawa ogrodzona brukowanymi drogami, drzewa rosnące na wyznaczonych poletkach metr na metr...Zgroza.
     Mimo wszystko czułem, że nie mogę dać po sobie poznać dziwnego, ogarniającego mnie załamania. Potrzebowała mnie wataha, siostra, Aurora...Nie mogłem pozwolić sobie na słabość-co to, to nie.


     Po wyjściu od Aurory przybrałem wilczą postać. Ruszyłem pędem, biegłem prosto przed siebie, byle poza miasto. Nie myślałem o tym, nie panowałem nad tym...Ciarki przebiegły mi po grzbiecie. Za mną przez asfalt przebijały się pnącza i korzenie, porastały wszystko wokół, przestałem kontrolować moc. Może to wpływ otoczenia, a może tak po prostu miało być-nie wiem. Strasznie bolała mnie głowa a przed oczami zaczęło się mazać. Czułem się tak, jakby coś wysysało ze mnie całą moc, energię życiową...
     Wbiegłem w końcu na coś na kształt pola. To obrastać zaczęły drzewa, krzewy, pnącza-wszystko jakby eksplodowało spod ziemi. Moim ciałem miotało na wszystkie strony, ból był potworny. Zacząłem panicznie piszczeć, jak szczeniak, warczeć, wyć, ogarnął mnie kompletny amok, szał. W końcu padłem z impetem na ziemię, uderzyłem chyba o coś łbem, bo straciłem przytomność...



***


     Zaczęło świtać. Nie wiem ile tak leżałem. I nie miałem zielonego pojęcia co mi się stało, ale kiedy się ocknąłem, coś było nie tak. Podniosłem powoli ociężały zadek i otrzepałem się. Czułem się taki...Inny. Silny, jakby...
Wstałem.
-Osz kurwa mać...-było pierwszym, co wydusiłem, gdy mój wilczy łeb znalazł się dwa metry nad ziemią. Przyjrzałem się swoim łapom i śladom w ziemi-te, które zostawiłem biegnąc tu były kilkakrotnie mniejsze od tych, które zostawiałem teraz. Warknąłem-głośny, basowy dźwięk podobny był do gromu. Oszalałem, ruszyłem biegiem przez las, który w zasadzie sam tu stworzyłem. Zrobiłem kilka kółek i pobiegłem ku miastu. Może ta zmiana to po to, żebym poradził sobie z nową rzeczywistością...? Nie obchodziło mnie to w sumie. Wiedziałem jednak, że coś czuwa nade mną. Że nie jestem sam.
     Ruszyłem ku miastu, wparowałem na teren Watahy Ziemi.
-Lana! Lanea!-zawołałem na wejściu do jej domku. Wadera wyszła i zdębiała.
-P...Phantom? O bogowie, co Ci się-!?-podbiegła do mnie. Chciało mi się śmiać-czubek jej głowy znajdował się na wysokości moich łopatek. Postanowiłem zostawić ją w szoku, pobiegłem dalej. Do Watahy Mroku. Zatrzymałem się między domkami, lustrując otoczenie wzrokiem. Wilki patrzyły na mnie z takim zdziwieniem...


<Wracam do gry! Przepraszam Was za milion lat nieobecności-matura, praca dyplomowa...To mnie zjadło. Wybaczcie, że słabo, wyszłam z formy przez to wszystko ;-;
Aurora? Cx  >

(Wataha Powietrza) Od Amei

Nie wiem, co się stało... Pamiętam, że Lana zemdlała, a potem gdy się już obudziła ogarnęła mnie ciemność i pustka....
Obudziłam się w jakimś metalowym miejscu. Wszystko dookoła było takie puste.
Dowiedziałam się później, że przeniosło nas portalem, który zamknął się bezpowrotnie, spędziliśmy pierwszą noc przy ognisku na zewnątrz, a kolejnego dnia poszłam do dzielnicy powietrza i wybrałam sobie dom. Był malutki, jednopiętrowy w odcieniu błękitu z uroczym okrągłym oknem na strychu.
Weszłam do środka i od razu padłam na łóżko. Tak, jestem strasznym śpiochem, a ta cała sytuacja wymagała ode mnie snu.
Od dłuższego czasu - po raz pierwszy, zaczęła mi doskwierać samotność. I po raz pierwszy od dłuższego czasu żałowałam, że leżę sama. Gdzie może być Lana?
Wyszłam z domu - będę musiała się nauczyć, jak to zamykać i skierowałam się do dzielnicy Ziemi. Tam na pewno ktoś wie. Zapukałam do pierwszego domu, tam jakaś dziewczyna pokazała mi dom, który zajęła Lana.
Zastukałam cichutko do drzwi, gdy dziewczyna je otworzyła, rzuciłam jej się na szyję.
- Masz chwilę? - zapytałam.
- Jasne, a czemu pytasz?
- W takim razie, idealny czas na drzemkę! - rzuciłam uradowana.
Bez protestów zaprowadziła mnie do sypialni, padłam na łóżko (wcześniej zdejmując buty) i zawinęłam się kocykiem. Dziewczyna zrobiła to samo, tylko wtulając się we mnie.
Miałam cudowne sny, których do końca nie potrafiłam opisać. W końcu, na wielkiej, kolorowej łące znalazło się łoże z baldachimem. Ułożyłam się na nim, a jakaś istota zaczęła mnie całować po szyi.
Jednak.... Teraz ryknęła, jej twarz zmieniła się w straszny obraz, na głowie pokazał się przeraźliwy kolec, a jej usta ewoluowały w czarną dziurę z niezliczoną ilością ostrych kłów. Zaczęła mnie jeść, a jej dotyk wypalał mi skórę...
Chciałam się obudzić, tak bardzo chciałam z tego wyjść. Koszmar nie pozwalał.

(Wataha Mroku) Od Aoime

Esmerila zasnęła. Przynajmniej tak wyglądała. A nawet jeśli tylko udawała - wyszłam, chciałam dać jej chwilę spokoju.
Chwilę później poczułam, że ktoś się zbliża. Wyszłam przed dom. Czekała tam Meyrin.
 - Cześć - przywitała się i posłała mi promienisty uśmiech. - Masz chwilę wolnego czasu?
 - Coś się stało? - Spytałam. - Nieczęsto wychodziłaś ze swojego mieszkania.
 - Byłam dosyć zajęta - wykonała zbywający gest ręką. - W każdym razie mam do ciebie kilka pytań. Pierwsze z nich to co oznaczają liczby:27, 2, 17, 19, 16, 20, 27, 6, 15, 10, 6... - Wyrecytowała je niczym armata.
 - O czym ty mówisz?
 - To jest dosyć prosty kod - wyjaśniła. - Cyfry oznaczają litery z alfabetu, lecz z pewną małą różniącą, cyfry są przestawione o jedną wartość.
Nadal nie rozumiałam, chyba się zawiodła i westchnęła.
 - Po rozwiązaniu tego kodu wychodziła całkiem ciekawa wiadomość - zaczęła tłumaczyć. - A raczej zaproszenie...
Po chwili wyjęła kartkę i napisała całą zagadkę.
 - I co o tym sądzisz?
Hmm, tekst brzmiał:

"20-1=s"
27 ;  2 ; 17 ; 19 ; 16 ; 20 ; 27 ; 6 ; 15 ; 10 ; 6 ;      16 ; 5 ;         17 ; 9 ; 2 ; 15 ; 21 ; 16 ; 14 ; 2 ;
14 ; 10 ; 6 ; 11 ; 20 ; 4 ; 6 ;                  20 ; 17 ; 16 ; 21 ; 12 ; 2 ; 15 ; I ; 2 ;
24 ;         4 ; 10 ; 6 ; 15 ; 10 ; 22 ;    2 000 LETNIEGO     16 ; 3 ; 20 ; 6 ; 19 ; 24 ; 2 ; 21 ; 16 ; R ; 2 ;
4 ; 27 ; 2 ; 20 ;      02.30 NOCĄ 15.03.


Jeżeli każda cyfra jest przestawiona o jedną wartość... Czyli się cofa.
- Mogę? - zapytałam i wskazałam kartkę. Kiwnęła głową, więc wzięłam ją, przekręciłam na drugą stronę, Meyrin podała mi jakiś węgielek w czymś drewnianym... Będę musiała się temu przyjrzeć.
Zaczęłam wypisywać sobie nasz alfabet i każdej literze przypisywać odpowiednią liczbę.
Beta patrzyła na mnie z nutką uśmiechu. Chyba ją to bawiło.
- Mam! - wykrzyknęłam uradowana.
- I co? Takie trudne? - rzuciła rozbawiona.
- W sumie, nie. Ale już dawno, a raczej bardzo dawno nie rozwiązywałam czegoś takiego, Meyrin.
- Ao, jest jedna sprawa. Od teraz nazywam się Rin.
- Rin? Niech będzie. - przytaknęłam.
- A więc, co ci wyszło?
Pokazałam jej w odpowiedzi kartkę:


ZAPROSZENIE OD PHANTOMA
MIEJSCE SPOTKANIA
W CIENIU 2000 LETNIEGO OBSERWATORA 

CZAS SPOTKANIA 2:30 NOCĄ 15.03

- Dobrze. - odpowiedziała. - A teraz kolejna część, kim jest ten obserwator? Znasz kogoś, albo coś, co ma 2000 lat i tu żyje...?
- W sumie, czekaj.
Po chwili pokazała się Nem.
- Wiesz, co w tym mieście może mieć 2 000 lat? - skierowałam pytanie w jej stronę.
- Na obrzeżach miasta jest pewna świątynia, a w niej... Sama się przekonasz. - I zniknęła.
- Chyba już wiemy, gdzie iść. - rzuciłam.