Mora Soul... Z zewnątrz miasto, które nie posiadało żadnych problemów ekonomicznych, spokojne i ciche. No... To są tylko pozory, ponieważ tutaj nie było potrzeby, by interweniował ktoś z zewnątrz, gdyż osoby, które przejęły władzę w tym miejscu (czyli my) posiadali wystarczające umiejętności by zapanować nad większością problemów.
W końcu nie w każdym mieście większość potrafi zabić krwawo zwykłego człowieka i się przy tym nie zabrudzić ani jedną małą plamką krwi albo skakać po budynkach czy władać ogniem... Przechodząc do faktu nie być ludźmi, tylko wilkami.
Tak właśnie wygląda miasto do którego przybyliśmy od kiedy tutaj jesteśmy.
Zresztą kiedy pojawia się liczna niezwykle silna grupa społeczna, która nagle zajmuje część terenów to nic dziwnego, że się tak sprawy ułożyły.
W dodatku przez pewien czas te tereny były bardziej opustoszałe z powodu panującej tutaj klątwy, a teraz zaczęli wracać miejscowi, którzy przeżyli.
Co ciekawsze Rin i Aoime znowu się gdzieś zniknęły. Może kolejne kłopoty w które wpakowała się Beta, dobrze, że jej w takim przypadku towarzyszy Alfa, chociaż z drugiej strony nagle zniknęły dwie najważniejsze osoby, więc osłabiło to władze.
A zresztą co mnie to obchodzi, ja nie jestem od pilnowania porządku w mieście, a czas który ostatnio tutaj spędziłem był jedną zwykłą monotonną nudą przesyconą spokojem...
Włączyłem się po mieście nie mając co robić, aż w końcu wszedłem do jednej z tych opuszczonych budowli, ponieważ zaskoczył mnie dochodzący stamtąd hałas.
Wszedłem akurat w sam środek sceny w której Mins obrywał nieźle po pysku i był związany, oprócz tego w hali przybywało jego 150 przyjaciół i jeden z nich fundował mu "przyjacielskie mordobicie".
- Chyba pomyliłem budynki, nie przeszkadzajcie sobie, widzę, jak jesteście w trakcie przyjacielskiej pogawędki - powiedziałem przyglądając się spuchniętemu oku mojego członka watahy.
Odwróciłem się z zamiarem wyjścia.*
- To jeden z nich. Może ten będzie gadał - stwierdził. - Zwiążcie go.
- Nie sądzicie, że to trochę niekulturalne - odparłem obserwując kątem oka, jak podchodzi do mnie dwóch facetów i kobieta szykując się do powalenia mnie.
- A co nas obchodzi kultura - odparli.
- Kultury to wy na pewno nie macie - zauważyłem. - Ani tym bardziej honoru, tyle osób na jednego przeciwnika...
- Stul pysk - wrzasnął facet i zdenerwowany się na mnie rzucił.
- Po pierwsze: odsłoniłeś się - powiedziałem wyciągając miecz, który przypadkowo przyszykowałem wchodząc tutaj. - Po drugie: skoro już atakujecie w grupie to współpracujcie.
Jak zwykle, gdy go wyciągałem otoczyły mnie niebieskie płomienie. Szybko je stłumiłem, lepiej by się nikt nimi nie interesował, w końcu to był niechciany prezent od ojca.
Skupiłem się na przywołaniu drugiej broni i rzuciłem ją w stronę Minsa, tak by mógł o nią rozciąć swoje więzy.
Nagle tamta kobieta spróbowała mnie zaatakować i coś wymamrotała cicho pod nosem.
Patrzyła się chwilę na mnie najpierw z diabelskim uśmiechem, a potem z niedowierzaniem.
- Coś się stało? - Zapytałem nie bardzo wiedząc o co jej chodzi.
I wtedy zdałem sobie sprawę, że to było zaklęcie. To by wszystko wyjaśniało...
- Ach... Zapomniałem powiedzieć. Nie działa na mnie magia - posłałem jej uwodzicielski uśmiech. - Co za pech, nieprawdaż?
I z tymi słowami oraz uśmiechem na ustach zakończyłem jej życie.
Mins który w międzyczasie się uwolnił stanął u mojego boku, chociaż po moim pokazie chyba zdali sobie sprawę z jakimi przeciwnikami mają do czynienia, ponieważ nie wyglądali już na takich chętnych do walki.
- Ja mogę wziąć tą połowę po prawej stronie, a ty po lewej - zaproponowałem Minsowi. - Chyba, że jednak zdecydują się grzecznie po dobroci poddać - dodałem głośniej. - Ich szefa zostawię tobie, możesz się mu odwdzięczyć za to przyjacielskie mordobicie.
______________________________________________________________
Widać, jak można liczyć na Akatsukiego gdy masz kłopoty xD
Kolega w potrzebie, a on...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz