Nie mogłem odnaleźć się w tym nowym otoczeniu. Cały czas
czułem się nie swój, miałem wrażenie jakby ktoś cały czas obserwował moje
ruchy. Byłem otępiały od braku dużej ilości wody. Moje ciało potrzebowało jej
do życia. Bez niej stałem się potworem bez jakichkolwiek emocji. Natomiast tutaj.?
Mogłem sobie pomarzyć. Tylko w ścianach czasami były metalowe pręty, z których
leciała woda. Nie wiem nawet co to jest. To wszystko takie przytłaczające. Nie
rozmawiałem już z nikim od dłuższego czasu, izolowałem się od mojej watahy, partnerki,
brata…
Wiedziony impulsem uniosłem czarne jak noc oczy do góry. I oto
proszę. O wilku mowa. Brisinger zbyt mocno przechylił się przez barierkę na dość
wysokim piętrze i runął w dół. Nie myśląc zmieniłem postać na wilczą i potężnym
machnięciem skrzydeł wzbiłem się w górę. Wystrzeliłem do przodu i pozwoliłem braciszkowi
spaść na mój grzbiet. Nie czekając aż porządnie złapie się mojego gęstego futra
zanurkowałem w dół i miękko wylądowałem na ziemi. Otrzepałem się zrzucając Brisa
na ziemię. Futro powoli ustępowało miejsca bladej skórze lecz zimne oczy obserwowały
Alfę Ognia.
- Coś Ty sobie myślał.? – Warknąłem. – Mogłeś tu zginąć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz