Po
przegranej potyczce z Alastair'em poszłam na zewnątrz. Wyszłam a tu
zima, wiedziałam że to jego sprawka. W sumie przyjemnie się patrzyło jak
cierpi ta jego niedoszła partnerka. Musiałam niestety sama zdobyć
pożywienie, nie dość to ten kretyn wywołał zimę. Ta i teraz znajdź coś.
Na szczęście idąc przed siebie znalazłam jabłoń niepokrytą śniegiem. Co
prawda jabłka mnie nigdy nie cieszyły, ale mus to mus. Walnęłam drzewo z
kozaka i zaczęły spadać jabłka. Wzięłam jabłko w prawą rękę, wpiłam
swoje zęby wysysając z miej wszystkie wartości odżywcze, z jabłka
została tylko skórka. Tylko gdzie ja teraz znajdę rozgrywkę, skoro nie
mogę dręczyć wilków z watahy. Wracając w stronę jaskini zauważyłam
Alastair'a siedzącego na skale. Widać było że rozmyśla, pewnie nad tym
co ze mną zrobić. Mimo wszystko podeszłam do niego i się przywitałam.
-Cześć-patrzył na mnie jakby zobaczył ducha.
-Czego chcesz?-ciągle na mnie patrzył jakbym zamordowała mu rodzinę
Widziałam że nie miał ochoty, więc tylko podeszłam do niego i szeptałam
mu do ucha. Lecz gdy podeszłam do niego i stałam koło niego zaczęła mi
lecieć krew z ust. Co raz trudniej było mi oddychać. Upadłam na kolana i
zatykałam usta. Jednak że znałam się na magii nie znałam żadnych zaklęć
leczniczych. W końcu upadłam na ziemię i zemdlałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz