piątek, 4 października 2013

(Wataha Mroku) Od Aoime

 Woda zdawała się sama do niego lgnąć, wciągać do siebie i łączyć się w jedność.
Usiadł obok mnie, nie odrywając ode mnie wzorku. Poczułam jednolicie gładką dłoń, później drugą, kiedy lekko uniósł mnie ponad taflę wody. Chyba widział, że wolę być w wodzie, bo po chwili mnie odłożył.
Przesunął ręką nad powierzchnią, czarując wodę. Pod kolejnymi warstwami tworzyły się rozmaite wzory, które rozbłyskały na różne kolory i falowały nerwowo, płosząc ryby. Byłam rozkojarzona, bo tak naprawdę sama nie wiedziałam, czego chcę. Jasne, miałam swoje obowiązki takie jak opiekowanie się stadem, ale czy nie mogę mieć żadnej przyjemności z życia? Nie wskrzeszę już tych, co umarli. A nawet jeśli, jaki miałoby to sens?
Wodziłam więc nerwowym wzrokiem raz na wodę, raz na Alexa. Spróbował wyrwać mnie z roztargnienia, odchylił delikatnie mój podbródek, muskając wargami skórę obok mojego ucha. Oplotłam go rękami i ułożyłam na jego plecach. Zacisnęłam palce. Wtedy uniósł głowę, a ja zbliżyłam się jeszcze bardziej i nasze usta się spotkały. Zaczynaliśmy delikatnie, sami niepewni samych siebie i swoich ciał, później, gdy nabraliśmy pewności, obraliśmy ciut inny kierunek. Alastair przyciskał mnie swoim ciałem, tak, że byłam między jego torsem, a ścianą jeziorka, oddałam się w całości temu i już nie odbierałam żadnych bodźców z zewnątrz.
- Jesteś taka piękna. - westchnął w moje usta, sam głos miał niewyraźny, więc słowa dolatywały do mnie z opóźnieniem.
Jego ręce błądziły po moim ciele.
- Taka piękna... - powtórzył.
- Alex, nie mogę... - szepnęłam. - Czyżby resztki lojalności i rozsądku się odzywały?
-To nic nie znaczy, kochanie. Uwierz mi. - utkwił natarczywe spojrzenie we mnie i jakby wyczekiwał pewnego momentu. Nie mogłam nie ulec.
- Dobrze.
I tak zatraciliśmy się w świecie przyjemności i fantazji, a ja po raz pierwszy od dawna czułam się... No właśnie, jaka? Bezpieczna? Potrzebna? Może tego od początku było mi trzeba?  On też wydawał się jakiś taki... żywszy, szczęśliwszy.
Siedzieliśmy na brzegu, wtuleni w siebie. W końcu odsunął się odrobinę, by przejechać dłonią po moim policzku.
- To nic nie musi znaczyć. - powiedział, patrząc mi w oczy.
- A jeśli chcę, żeby coś znaczyło? - słowa zawisły w powietrzu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz