Rapix przyjęła mnie gorąco, jednak nie umiałam tego odwzajemnić. Jakaś samica rzuciła mi się na kark.
-Spadaj!-krzyknęłam i ugryzłam ją w łapę -Jestem Nayra-powiedziała -Pytałam jak masz na imię?!-wrzasnęłam -Wyglądasz jak samiec-przechyliła głowę -I tak ma być, bo ja nie jestem grzeczną, małą, bezbronną samicą-powiedziałam i odepchnęłam ją łapą. -A jak masz na imię?-zapytała -A co cię to obchodzi!-krzyknęłam i odbiegłam -Aha, ok-usłyszałam jak mówiła to smutnym głosem, ale nic nie mogło mnie zniechęcić do opuszczenia charakteru. Lubię być złośliwa. -Uśmiechnęłam się sama do siebie i pomaszerowałam dalej. W końcu znalazłam się na terenie watahy ognia. -No proszę, proszę, znalazła się powietrzna na terenach ognia-zaśmiał się szyderczo. -I?-zapytałam z ironią-To co, że jakiś BARDZO mały skrzydlaty wilczek ganiający za motylkami się ze mnie nabija. -Ty się nie boisz?-zapytał -A czego?!-tym razem się wściekłam i rzuciłam mu na kark. Wgryzłam się tak mocno, że upadł na ziemię. Łapa ugięła się pod nim i jego czarne skrzydło opadło z całym ciałem. Czerwono-białe futro powiewało na bardzo dużym wietrze. Nagle zaczęło padać. Mokre futro mi opadło, a grzywka zasłaniała oczy. Odeszłam szczęśliwa. -Wkurzał mnie, nie ma po co się przejmować-zaśmiałam się szyderczo Za mną zaczęła biec jakaś wilczyca. Zaczęłam więc lecieć. Ona za mną. Kiedy znalazłam się na swoim terenie zaprzestała pościgu. Delikatnie, z wielką gracją opadłam na ziemię. Zobaczyłam Nayrę. Zaraz do niej podbiegłam. -Poczekaj, przepraszam, za moje zachowanie-powiedziałam-Po prostu miałam zły dzień. -Wybaczam ci. -Dziękuję, Nayro-powiedziałam i pobiegłam na górę huraganu. Położyłam się pod daszkiem małej jaskini i tam zasnęłam. W końcu na niebie pokazał się księżyc i zamknęłam oczy. |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz