piątek, 5 lipca 2013

(Wataha Powietrza) Od Calypso

Rapix przyjęła mnie gorąco, jednak nie umiałam tego odwzajemnić. Jakaś samica rzuciła mi się na kark.
-Spadaj!-krzyknęłam i ugryzłam ją w łapę
-Jestem Nayra-powiedziała
-Pytałam jak masz na imię?!-wrzasnęłam
-Wyglądasz jak samiec-przechyliła głowę
-I tak ma być, bo ja nie jestem grzeczną, małą, bezbronną samicą-powiedziałam i odepchnęłam ją łapą.
-A jak masz na imię?-zapytała
-A co cię to obchodzi!-krzyknęłam i odbiegłam
-Aha, ok-usłyszałam jak mówiła to smutnym głosem, ale nic nie mogło mnie zniechęcić do opuszczenia charakteru. Lubię być złośliwa.
-Uśmiechnęłam się sama do siebie i pomaszerowałam dalej.
W końcu znalazłam się na terenie watahy ognia.
-No proszę, proszę, znalazła się powietrzna na terenach ognia-zaśmiał się szyderczo.
-I?-zapytałam z ironią-To co, że jakiś BARDZO mały skrzydlaty wilczek ganiający za motylkami się ze mnie nabija.
-Ty się nie boisz?-zapytał
-A czego?!-tym razem się wściekłam i rzuciłam mu na kark. Wgryzłam się tak mocno, że upadł na ziemię. Łapa ugięła się pod nim i jego czarne skrzydło opadło z całym ciałem. Czerwono-białe futro powiewało na bardzo dużym wietrze. Nagle zaczęło padać. Mokre futro mi opadło, a grzywka zasłaniała oczy. Odeszłam szczęśliwa.
-Wkurzał mnie, nie ma po co się przejmować-zaśmiałam się szyderczo
Za mną zaczęła biec jakaś wilczyca. Zaczęłam więc lecieć. Ona za mną. Kiedy znalazłam się na swoim terenie zaprzestała pościgu. Delikatnie, z wielką gracją opadłam na ziemię. Zobaczyłam Nayrę. Zaraz do niej podbiegłam.
-Poczekaj, przepraszam, za moje zachowanie-powiedziałam-Po prostu miałam zły dzień.
-Wybaczam ci.
-Dziękuję, Nayro-powiedziałam i pobiegłam na górę huraganu. Położyłam się pod daszkiem małej jaskini i tam zasnęłam. W końcu na niebie pokazał się księżyc i zamknęłam oczy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz