W sumie każdy rozszedł się w swoją stronę. Jaskinia Zagubionych Dusz tętniła życiem, jak nigdy. Brakowało mi tylko Blue.
Siedziałam obojętnie patrząc w przód, gdy podeszła Meyrin. Nie uważałam tego za rozpoczęcie rozmowy, bardziej jako podsunięcie obojętnej myśli...
- Z tego co słychać wśród plotek szykujecie wojnę.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę o wojnie, dopóty nie powiedziała czegoś, co lekko mną wstrząsnęło.
- Za niecałe 10 dni umrę - oznajmiła wesoło. - Albo, jeśli się
zdecyduję to mogę przejść proces reinkarnacji, ale wtedy zginą wszystkie
wilki na których mi zależy, inaczej mówiąc: całe Forever Young.
Oczywiście podobno mam teraz siłę, abym walczyła z losem, ale nie wiem
co robić, więc na 90% i tak umrę. No cóż, takie życie wilków obdarzonych
klątwą.
- I ty mówisz o tym tak spokojnie.
- To ciało ma tylko kilka lat, ale pomyśl ile ja razy musiałam zabijać,
skoro wciąż żyję - odparła. - Tak, więc chyba nadszedł czas na mój
koniec.
Odwróciła się i jako człowiek wesoło ruszyła w stronę wylotu z jaskini.
Agh, pisnęłam Scythe'owi, żeby miał oko na wilki i że niebawem wrócę. Musnęłam wargami jego policzek.
Poszłam na spacer, niby tak zwyczajnie, by podejrzeć, czy ktoś coś planuje, a tymczasem zobaczyłam Rapix i Blue.
Wyglądała jak opętana, nawet styl chodzenia miała nie ten, nie poruszała tak samo pyskiem...
Blue próbował odeprzeć ją chyba od jakiegoś czasu.
Wilczyca przycisnęła łapę do jego karku, jej wzrok zdawał się kierować prosto w jego oczy... Może mi się zdawało, ale usłyszałam cichutkie warknięcie.
Rapix szykowała się, jak mi się zdawało do ciosu ostatecznego, gdy basior zaczął coś mamrotać, niczym mantrę.
Nie wychodziłam z ukrycia, jeszcze nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz