wtorek, 2 lipca 2013

(Wataha Mroku) Od Aoime

Słońce przyjemnie muskało moje futro, poranek był rześki i ciepły, jak nigdy. Zauważyłam, że przed jaskinią leży spora porcja mięsa, wzięłam swoją porcję i ruszyłam na Polanę Pojednania.
Gdy zjadłam, jakoś tak wyszło, że zmieniłam się w człowieka, zaczęłam przyglądać się sobie odbiciu, kiedy nadeszła Alfa Wody.
- Perrie! - wstałam i uśmiechnęłam się do niej.
W odpowiedzi dostałam miażdżący uścisk, który zdawał się łamać żebra. Dziewczyna przywarła do mnie. Po czasie, po którym zdaje się, że moje żebra zostały zmiażdżone, puściła i roześmiała się serdecznie.
Spojrzałam na nią, i niestety, zostałam zarażona śmiechem. Obydwie tarzałyśmy się po ziemi, aż do momentu, gdy grunt się zapadł, a ja leżałam skulona i obsypana pyłem i gliną. Rozkaszlałam się i powoli dźwignęłam się na nogi. Uhh.
Zakręciło mi się w głowie i ponownie upadłam, kątem oka zobaczyłam, że Perrie idzie lepiej. Wstała i zmierzała w moją stronę. Podała mi rękę, z trudem mnie podniosła, gdy stanęłam na nogi, zakręciło mi się w głowie i straciłam łączność ze światem.
Nie wiem, ogarnęła mnie ciemność, gdy się obudziłam, zobaczyłam Nemezis. Ostrzegła mnie, że to, co znajduje się na końcu korytarza, zmieni nasze losy.
Zakaszlałam i otworzyłam oczy. Zobaczyłam Perrie, która nade mną klęczała, a jej  twarz wyprana była z emocji. Kurwa.
- Nic mi nie jest. - słabo wypowiedziałam te 4 słowa, i znowu zaczęłam kaszleć.
- Właśnie widzę. Możesz wstać?
Podała mi rękę, opanowałam drżenie nóg i szło dobrze. Cholera, co się ze mną dzieje?
- Perrie, możemy sprawdzić, co jest w drugiej komorze? Tym korytarzem i na prawo.
Pokiwała głową.
Ziemia osypywała się w niektórych miejscach, gdzieniegdzie można było zauważyć potężne korzenie, jednak nie spotkałyśmy żadnych żywych stworzeń.
Na końcu korytarza były dwa rozwidlenia dróg - jeden korytarz w lewo, drugi w prawo. Ruszyłyśmy na prawo, dotarłyśmy do komory, która wydawała się zwyczajna, jednak w rogu, na kopcu coś leżało. Podeszłyśmy bliżej, i okazało się, że to ogromne jajo...
Miało niewielkie, blade pomarańczowe plamy i cóż, było na serio ogromne.
Perrie podeszła pewnie do niego i już zamachiwała się.
- Co ty robisz?! Przestań! - Krzyknęłam.
- Jak to co? Niszczę je! Wiesz, co w tym jest?
- Podejrzewam, że gryf, nie niszcz go. Niczemu nie zawiniło. - Podeszłam do niej i oparłam swoją dłoń na jej barku.
Strzepnęła ją, i mówiła dalej.
- Ale my zawinimy, zostawiając je, wiesz, ile zła to przyniesie? Zamachnęła się ponownie. Zastąpiłam jej drogę własnym ciałem i skuliłam się pod siłą ciosu. Telepatycznie wezwałam Shadow'a i moją betę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz