- Wojna?! - krzyknęłam zszokowana. To było ostanie czego się
spodziewałam. To była głupia sprzeczka o śmierdzącego stęchlizną
zwierzaka, a nie sprawa życia i śmierci. Byłam wściekła, nie miałam
ochoty na nic. Nie wiedziałam, że Perrie jest aż tak impulsywna. Ale no
cóż... się Alfie wierność przysięgało, to się trzeba wywiązać.
- A mamy chociaż jakichś sojuszników - zapytałam już nieco spokojniej.
- Wataha ognia - odpowiedziała Kasta.
- Chociaż tyle... - mruknęłam do siebie.
- Choćby miało to nam przynieść niechybną zgubę, będę walczyć do końca u
boku Perrie! - krzyknął ktoś z tłumu z widocznym przekonaniem.
Oszaleli!
- Czy wy chociaż wiecie na co się szykujemy? - spytałam wszystkich.
Chociaż tak naprawdę miałam tu najmniej do powiedzenia postanowiłam
walczyć do końca. Walczyć z wojną.
- Niestety tak - westchnęła z ciężkim sercem Beta. Na szczęście ona
miała nas o tym powiadomić. Gdyby zamiast niej stała tu teraz Perrie
wszystko było by przesądzone. Musiałabym po prostu przyjąć ten smutny
fakt do wiadomości i zacząć się szykować do masowego mordu. Bez litości.
Bez pytań. Bez decyzji. Tylko jeden wspólny cel: zabijać bez
opamiętania. Tak przynajmniej według mnie wyglądała wojna. "Po trupach
do celu" Chyba to najdokładniej ją określa. Zwłaszcza, że jej celem są
właśnie trupy. Nie potrafię zrozumieć jak poniektórym może to sprawiać
przyjemność.
W zamyśleniu pokręciłam głową i w głuchym milczeniu skierowałam się w
stronę wyjścia z groty. Zapanowała nadzwyczajna cisza. Jakby cała natura
oczekiwała w napięciu na decyzje losu. Być może ostatnią w tej krainie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz