piątek, 9 października 2015

(Wymiary) Od Aurory

To był bardzo nudny dzień. Jeden z tych, w których nie miałam żadnych zastępstw z klasami, uczniowie byli grzeczni albo unikali mnie szerokim łukiem, a Akatsuki już chyba od miesiąca nie stawił się w szkole. W pewnym sensie frustrowało mnie to, że świat toczył się dalej, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. Nie to żebym lubiła być zawsze w jej centrum, ale po prostu miło jest czymś zająć myśli i ręce.
Maurycy, ten podły zdrajca, został w domu razem z Selene. Mogłabym pogadać z nim przez komórkę ale był kotem, więc pomysł jakoś tak.. nie wiem. Chyba się nie sprawdzi.
Półleżałam na moim obrotowym krześle, ryjąc długopisem dziurę w boku biurka. Niby szacunek do przedmiotów w pracy, no ale.. ehhh.. Spojrzałam znudzona na zegar i odkryłam, że jeszcze czekają mnie dwie godziny bezczynnego siedzenia. Na bogów.. nie....
Wstałam, poprawiłam krawat i ruszyłam do drzwi. Pomyślałam, że wymuszę coś na dyrektorce, może znowu przejście po uczniach, którzy nie przychodzą do szkoły, przecież pedagog też musi mieć jakąś rozrywkę.
Zeszłam na dolny korytarz, na którego końcu znajdowały się drzwi sekretariatu, a za nimi gabinet dyrektorki. Westchnęłam i ruszyłam przed siebie, mijając jednego z woźnych i dziewczynę z niebieskimi włosami i z dziwną tabliczką na szyi. Zatrzymałam się i popatrzyłam w ślad za nimi - co ona tu robi? Wygląda jak uczennica, tylko że nigdy jej tu nie widziałam. Jakby duch, który nagle zmaterializował się w mojej rzeczywistości. Sprawa warta przebadania.
Porzuciłam wizję maltretowania uczniów w ich własnych domostwach i zamiast tego ruszyłam schodami w dół. Prowadziły do krótkiego korytarza gdzie świat szkoły się kończył - była tam tylko stołówka, sala plastyczna i przejście na salę gimnastyczną. Ku mojemu zdziwieniu nie skierowali się do miejsca, gdzie ludzie mają lekcje, tylko właśnie do kucharek. Wystarczyło odczekać kilka sekund i już podniosła się tam wrzawa jakich mało. Uznając, że wejście pedagoga w takich okolicznościach to nic dziwnego, przekręciłam klamkę i włożyłam głowę w szparę pomiędzy futryną a drzwiami.
- To jest nowa pracownica?! - spytała przysadzista kucharka o trzech podbródkach i jednej brwi - A jakie ty masz kwalifikacje..?
- Pani dyrektor uznała, że wystarczające... - rzekł Ravil i rozejrzał się obojętnie po sali. Nawet stąd czuć było nieprzyjemny zapach dochodzący z kuchni - a na pewno większe niż twoje.
- Ravil, ty mnie nie denerwuj! - pogroziła mu palcem, co wyglądało trochę komicznie. Jakby próbowała wyglądać strasznie. Jakby nie wiedziała, że wygląda strasznie bez przerwy od jakiś kilkudziesięciu lat. - Ona to może co najwyżej na zmywak iść... - zamyśliła się i uśmiechnęła - ..albo do wydawania posiłków uczniom.. - mój wzrok teleportował się na to biedne stworzenie, które bazgrało coś na swojej tabliczce. Chyba nie podobała jej się wizja takich robót. - Co, dać ci szansę? - kucharka poczochrała przerzedzone włosy  - Mówisz tak, jakby jakość posiłków, które tu wydajemy, miała jakiekolwiek znaczenie.. - uniosłam brew - ..chodzi raczej o prędkość w odwalaniu roboty.
- Myślę, że posiadając drobne i chude ciało, będzie poruszała się po kuchni zwinniej i żwawiej niż pani. - zauważył Ravil swoim standardowym tonem.
Przynajmniej ziemia nie będzie się trzęsła, pomyślałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz