Siedziałam przy stole, wpatrując się w pełną szklankę wody. Jej tafla lśniła w blasku słońca złotymi iskierkami i mignięciami, jak gdyby po jej powierzchni tańczyły małe wróżki. Wskazówki zegara, wiszącego na ścianie obok stołu, wlekły się tego dnia wyjątkowo powoli. Choć byłam pewna, że jakiś czas już siedziałam w kuchni, te nawet nie raczyły drgnąć i przemieścić się w inne miejsce. Możliwe też, że skończyły się baterie, ale byłam zbyt melancholijnie nastawiona, by to sprawdzić. Nic mnie nie bolało, ani nie czułam się źle.
- Mam wrażenie.... - mruknęłam - ..jakby wydarzyło się coś bardzo smutnego... - na dworze zerwał się wiatr. Termometr zaczął miarowo stukać o szybę okna, a po chwili umilknął ponownie - ..nie mogę sobie jednak przypomnieć co to było. - posmutniałam trochę - Chociaż to chyba dobrze. Po co pamiętać o złych rzeczach. Chociaż... - nadal czułam, jakbym miała lodowaty sopel w sercu, który nie chciał się roztopić - ..smutno mi, że nie pamiętam.
Nagle do kuchni wszedł Phantom, taki jak zwykle: rozkosmany, brudny i nie pachnący konwaliami. Mimo to jego widok zawsze mnie cieszył i teraz też tak było.
- Dzień dobry. - odwróciłam głowę w jego stronę, ale nie odpowiedział. Zdziwiło mnie to trochę, bo zawisnął nad podłogą jak cień nad śmiertelnym całunem. Obejrzałam się więc znowu na szklankę i dostrzegłam, że jest do połowy pusta, choć wcześniej nie upiłam z niej ani kropli. Zrobiło mi się nieprzyjemnie.
- Idźże nastróż kartofli, bezużyteczny imbecylu. - zarządziłam w końcu, chcąc, aby mężczyzna przydał się do czegoś produktywnego - No, nie krzyw się tak, wiesz, że cię kocham... - uśmiechnęłam się, ale Phantom dalej wpatrywał się we mnie neutralnie, jakbym była kwiatkiem, którego zastaje się w sporym arboretum. Znowu ogarnęła mnie ta dziwna melancholia i chłód w sercu. Jakiś rodzaj smutku opanował całe moje ciało - W ogóle wiesz, Phantom? Mam wrażenie, jakby dawno ciebie nie było. W
ogóle rzadko ostatnio do mnie zaglądasz. Smutno mi bez ciebie. Brakuje
mi twojego biadolenia. Obiecujesz, że wrócisz do mnie i znowu będzie
tak, jak dawniej? - spojrzałam na niego z nadzieją, ale nie odpowiedział znowu. - Wiem, że tobie jedynemu mogę zaufać. Wrócisz, nie? - wstałam i podeszłam do niego - Znowu będziemy
razem przepuszczać czas, który moglibyśmy wykorzystać produktywniej,
znowu będziemy śmiać się z innych ludzi i jedli razem lody.. obiecujesz? - przytuliłam się do niego, choć jakaś część mnie nie spodziewała się żadnej odpowiedzi.
- Obiecuję - powiedział miękkim głosem. - A teraz wracaj do spania.-spania..?
Nagle ogarnęła mnie ciemność i zniknęło wszystko: i szyby, i zegar, i Phantom, i termometr, nawet szklanka. Pusta szklanka.
Gdy otworzyłam oczy, znowu poczułam zimny kolec w sercu. Był ostry i zdawał się je rozkrawać samą swoją obecnością. Stawało się zgorzkniałe i twarde, jak zbyt ostro hartowana stal. Mimo to czułam również przyjemne ciepło dobywające się z czegoś, co na mnie leżało. Na początku pomyślałam o kołdrze, ale potem uświadomiłam sobie, że słyszę czyiś oddech. Czyli niewątpliwie było to ciało, żywe w dodatku. Pierwszą osobą, jaka przyszła mi na myśl, był Phantom. W końcu przed sekundą z nim rozmawiałam, chociaż możliwe, że mi się to śniło. W każdym razie nie przychodził mi do głowy nikt inny, więc uznałam, że to jednak on. Zaczęłam głaskać mojego ukochanego po gęstych włosach, myśląc, czy sobie może nie uciąć z nim krótkiego baraszkowania, tak na dobry początek dnia. Już chciałam go obudzić, aby mu to zaproponować, gdy Phantom, którego głowa spoczywała sobie zadowolona na moich cyckach, wyszeptał jakoś dziwnie:
- Pasztet...
Uniosłam brew zdziwiona, nie pamiętam, byśmy jedli ostatnio pasztet. Ale może ma ochotę.. w takim razie, specjalnie dla niego, kupię dzisiaj pasztet. Robić sama nie miałam zamiaru. Nawet truchło królika mogło być niebezpieczne..
- Mój pasztecie.. - zaczął się trochę wiercić, jakby pasztet pobudzał jego zmysły, do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać, czy przerywać mu taki przyjemny sen. - Jam cię widział, jak kicasz po kniejach..
Serce mi podskoczyło do gardła. Zaraz, zaraz, Pasztet? Kicasz? W dodatku głos tego osobnika jakoś brzmiał chyba inaczej, niż głos Phantom'a.. czy to możliwe, że to jednak ktoś inny?
- Akatsuki..? - uniosłam głowę, by przypatrzeć się nieco temu, co na mnie spało i potwierdziły się moje najgorsze obawy. Poczułam, że moja twarz robi się czerwona i zrobiło mi się gorąco. Żeby ten tutaj, ten tu tu delikwent, śmiał leżeć na mnie tak po prostu? Co on sobie myślał? Przypomniałam sobie o króliku, którego położył mi na kolanach i ogarnęła mnie podwójna wściekłość. - Akatsuki...!! - wrzasnęłam i jednym kopem posłałam go na podłogę - Ty bezużyteczny, wstrętny, obleśny zboczeńcu!! - mężczyzna wylądował na dywanie, trochę obijając się jednak o stolik. Otworzył oczy i zlustrował moją poirytowaną twarz.
- Wiesz co? - spytał pretensjonalnym tonem - Mogłaś być trochę delikatniejsza.. - coś we mnie zawrzało - Poza tym to przez twój goryli uścisk nie mogłem pójść - dodał niewzruszony. - Kiedy
próbowałem wcześniej odejść miałem wrażenie, że mi rękę ze stawu
wyrwiesz. Więc poniekąd, jeśli ktoś tu jest ofiarą to
jestem nią ja. Nie wiedziałem, że masz siłę godną gory... - zamilknął nagle, jakby dopiero się zorientował, że chętnie bym go teraz zamordowała.
- W każdym razie, jeśli już wystarczająco się wyspałaś to możesz już iść - burknął i sięgnął po drugą kartkę, schowaną przed moim wzrokiem w kopercie. Rozłożył ją na siedząco i zaczął czytać. -
Kolejny genialny pomysł ze strony tych na górze - pokręcił głową. - I czemu nigdy nie mogą rozwiązywać swoich problemów między
sobą... - uniosłam trochę głowę, aby zerknąć na zawartość kartki, ale Akki zwietrzył mój zamiar i z uśmiechem złożył ją w kosteczkę - Nie dla psa kiełbasa.
- Oj! - skrzywiłam się - I tak wiem kim jesteś, już ci bardziej nie zaszkodzę.
- Może.. - przyznał się, po czym udał, że się namyśla - ..ale wielką przyjemnością dla mnie będzie nie danie ci tej kartki.. - moja mina zrzedła - ..i patrzenie na twoje rozczarowanie. - wychyliłam się znad kanapy i przysunęłam moją zmarszczoną z gniewu twarz do jego. - Nic ci to nie da. - dał mi nagłego prztyczka w nos. Odskoczyłam zaskoczona, a on zaśmiał się i wstał.
- Co teraz zrobisz..? - spytałam zaciekawiona - Co było dokładnie na drugiej kartce? - westchnął i odwrócił się do mnie. - Jakiś plan? Czego dotyczył? Co zamierzasz zrobić?
- Tyle pytań, tyle pytań.. - pokręcił głową - ..a ja nawet jeszcze się nie obudziłem do końca. - przeciągnął się i ziewnął - Tak, "genialny" plan tak był. Zamierzam z tym zrobić.. dosłownie nic. - wycedził - Nic, nie ma takiej siły, która, zesłana nawet z samych niebios, przekona mnie do tego aby.. - nagle spore okno, które znajdowało się kilka metrów od nas, dosłownie za plecami Akkiego, rozpękło się na tysiące ostrych kawałków i wpuściło do środka olbrzymią, wężowatą postać. Jej ogon uderzył w zaskoczonego chłopaka i odrzucił go w stronę kanapy, na której w miarę bezpiecznie wylądował, a sama postać zaczęła dziwnie miotać się na wszystkie strony, jakby nie potrafiła wstać z ziemi.
- Akki..! - doskoczyłam do niego, żeby zobaczyć, czy coś mu się aby nie stało. Nie to, że się martwiłam.. po prostu pomyślałam, że to zwyczajnie etyczne - Akki, żyjesz?!
- O kurczę.. - zjechał z kanapy na siedząco i spoczął na ziemi, trochę oszołomiony - ..naga.
- Tak, to chyba nag. - powiedziałam, przypominając sobie to mitologiczne stworzenie: pół człowieka, pół węża. - Nie wiedziałam, że znasz się tak na religii.. - nagle pacnęłam się w czoło - ..no tak, przecież jesteś herosem.
- Nie, nie o to chodzi.. - nabrał powietrza w płuca, a potem gwałtownie wypuścił - ..chodziło mi o to, że jest naga.. - spojrzałam na niego pytająco - ..no.. wiesz.. - pomacał się po klatce piersiowej, a ja spochmurniałam. A więc o to mu cały czas chodziło.. no tak. - Dobra, nie ważne.. - wstał i uśmiechnął się - ..to przerosło moje oczekiwania. - zachichotał, a ja spojrzałam na niego zmartwiona. Bądź co bądź: właśnie na jego dywanie rzucała się ogromna, zmutowana postać. Dostał szoku od tego uderzenia, czy to taka jego normalna reakcja na niebezpieczeństwo? - Więc tak chce mnie przekonać do tego, żebym był mu posłuszny..?! - wyglądał wyjątkowo wesoło, a jednocześnie jego oczy zdradzały chciwą żądzę mordu. Na całe szczęście miał na kogo przelać swój gniew, bo właśnie wężowa laska dźwignęła się z ziemi i odwróciła się w naszym kierunku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz